Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30


Co prawda nie udało mi się dodać na walentynki aleee niedługo po :) 

Dziękuje wam za te wszystkie mega motywujące komentarze i oczywiście głosy!

Jesteście kochani <3

Dziś  rozdział wyłącznie z perspektywy Bruna :)

Życzę miłego czytania!


Bruno 


Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem takiego kaca... Łeb mi pęka, a nawet najmniejszy dźwięk,  odbieram trzy razy głośniej niż w rzeczywistości. Żołądek mam ściśnięty do granic możliwości i doskonale wiem, że na razie nic mi nie przejdzie przez gardło. Boli mnie dosłownie chyba każdy mięsień... Nie mam ani siły ani ochoty podnieść się z łóżka i w dupie to mam, ze jest już prawie 16. Muszę odleżeć tego kaca inaczej mi nie przejdzie.

Jedynym plusem, tego jak się czuje jest fakt, że przez większość czasu śpię, a skoro śpię to nie myślę...

Doprowadziłem się wczoraj do strasznego stanu, przecież nawet nie mogłem wejść po schodach... ale nie ma się co dziwić. Wypiłem wczoraj chyba może wódki... I gdyby Laura tam wtedy nie przyjechała, jestem skłonny stwierdzić, że jeszcze parę kieliszków i padłbym przy stoliku... Po prostu upił bym się do nieprzytomności.

Nie pamiętam wszystkiego, co wczoraj mówiłem, ale wiem , że gdy przyjechała Laura nie byłem dla niej miły... Zresztą ostatnio w ogóle dla niej nie jestem miły. Ale nie umiem inaczej. Albo nie chce.

Gdybym nie był tak cholernie zawzięty, było by mi łatwiej. Wiem, że Nick ma sporo racji. Może i powinienem schować sobie tą dumę do kieszeni, ale jak na razie nie da rady... Dopóki sam ze sobą tego nie przetrawię nie będę umiał pogodzić się z Laurą.

Nie trudno było się domyślić, skąd Laura  wzięła się  w barze, Emili jej powiedziała... i tak naprawdę, właśnie taką miałem nadzieje. Tak przyznaje się do tego... Dlatego nie chciałam z wrócić z Emili i z Nickiem. Chciałem, zobaczyć co moja żona zrobi,  jak zareaguje...

Nie wiem z jakich powodów przyjechała po mnie, czy naprawdę się o mnie martwiła czy może nie chciała tylko żebym się zachlał do nieprzytomności, ale koniec końców, byłem zadowolony, że przyjechała. Choć jej tego nie okazałem, a wręcz przeciwnie.

Kawał skurwysyna ze mnie... ale Laura musi ponieść karę za to co zrobiła. Kiedy teraz o tym wszystkim myślę, czuję, że powoli złość zaczyna  mi na nią przechodzić. Coraz bardziej jestem w stanie uwierzyć, że do niczego między nią a tym gówniarzem nie doszło. A też w to, że mojej żonie na mnie zależy. Ale to i tak nic nie zmienia. Laura musi dostać nauczkę, żeby nigdy więcej nawet przez myśl jej nie przeszło coś podobnego!

Swoją drogą Laura wczoraj mnie zaskoczyła swoim zachowaniem. Byłem pewny, że raczej przez cały czas ze spokojem będzie mnie prosić i namawiać, abym wrócił z nią do domu.  Myślałem, że względu na to, że jesteśmy pokłóceni, nawet nie odważy się na mnie podnieść głosu, a ona nie dość, że wydarła się na mnie przy wszystkich w barze to jeszcze mi pyskowała....

Leżenie w łóżku zaczyna już mnie powoli męczyć, więc to oznaka, że muszę się w końcu ruszyć. Zdejmuje poduszkę z głowy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Przecieram twarz i włosy dłońmi. Rozciągam ramiona i kark, ale mimo to dalej nie czuje się najlepiej. Odpinam zegarek z nadgarstka i odkładam go na szafkę obok łóżka. Muszę wziąć prysznic i jakoś doprowadzić się w końcu do porządku.

Będę musiał sprawdzić e-mile i zadzwonić do Beatris... dobrze, ze Laura kazała jej wszystko poprzekładać, bo przecież ja dzisiaj nie nadawałbym się na żadne spotkanie. A z resztą dzisiaj nie miałam, aż tak ważnych spraw, których nie dało by się przełożyć.

Kiedy wychodzę spod prysznica, czuje się znacznie lepiej, w końcu jakoś oprzytomniałem. Niezbyt starannie wycieram się ręcznikiem ale za to starannie myje zęby przy umywalce. Zanim dochodzę do garderoby z ręcznikiem obwiniętym wkoło bioder, jestem już prawie suchy. Zakładam na siebie bieliznę, spodnie od dresu i koszulkę. Szukam przy łóżku telefonu, ale nigdzie go nie znajduję. Pewnie Laura go gdzieś ma, skoro wcześniej go odbierała.

Schodzę na dół i najpierw kieruje się do kuchni. Musze zrobić sobie gorącej herbaty, żeby rozbudzić żołądek.

– Nie za wcześnie wstałeś? Przecież dopiero 17. Kac już ci minął? – słyszę za sobą kąśliwy głos Laury. Wzdycham ciężko i ignoruje to co powiedziała. Stoję do niej tyłem i czekam, aż woda się zagotuje. – Zamierzasz  odezwać  się do mnie? – stwierdza równie kąśliwym tonem jak przed chwilą. Zalewam kubek z herbatą do pełna i siadam naprzeciw niej przy kuchennym blacie.

– Gdzie jest mój telefon? – pytam, upijając łyk herbaty. Przyjemne ciepło rozchodzi się po moim żołądku, który zaczyna lekko się rozkurczać. Laura nic mi nie odpowiada, tylko wychodzi z kuchni, ale już po kilku chwilach wraca z powrotem i rzuca mi na blat telefon. Ponownie siada naprzeciw mnie i niespokojnie stuka palcami o blat.

– Nie masz mi nic do powiedzenia? – pyta. wlepiając we mnie niespokojny wzrok.

– Nie. – stwierdzam naturalnie, wzruszając ramionami. Laura oczekuje, że będę się jej z czegokolwiek tłumaczył?

– Dlaczego nie uprzedziłeś mnie, że wychodzisz wieczorem na miasto?

– Bo nie czułem takiej potrzeby. – jej podenerwowany ton nie robi na mnie żadnego wrażenia. Biorę kolejny duży łyk herbaty i czuje jak mój żołądek powoli zaczyna funkcjonować już normalnie. Pewnie lada chwila załączy mi się wilczy apetyt i pochłonę pół lodówki.

– Skoro ja mam ci się tłumaczyć, ze wszystkiego to czemu ty mi nie? – mocno wypuszczam powietrze z płuc i przewracam oczami ku górze. Teraz Laura będzie mi trzebiotać nad uchem... nie mam siły, na takie rozmowy. Zresztą w ogóle nie chce mi się rozmawiać.

– Laura nie zaczynaj. – stwierdzam z irytacją.

– Co nie zaczynaj, co ty sobie myślisz.... – wykrzykuje głośno, ile sił w płucach i gwałtownie wstaje z krzesła, odpychając je za siebie. Zaciskam mocno szczękę i przymykam oczy. Zaraz mi głowa pęknie od jej darcia!

– Nie drzyj się! – wykrzykuje jeszcze głośniej niż ona i uderzam dłonią w stół, żeby ją uciszyć. Laura nabiera powietrza w płuca, zaciska usta i po chwili powolnie je wypuszcza. Siada znów naprzeciw mnie i splata ze sobą dłonie.

– Robisz co ci się żyw nie podoba a ja nie mam prawa nawet ci nic powiedzieć? – mówi już spokojniejszym tonem.

– Ja przynajmniej nie zbawiam się z kobietami, kiedy wyjdę na miasto. – mówię to z pełną premedytacją. Przez chwilę mam wrażenie, że Laura znów zamierza zacząć się wydzierać na mnie ale jednak tego nie robi. 

– Dalej mi nie wierzysz? – wzdycha, przeczesując dłonią włosy.

– Nie wiem. – odpowiadam, patrząc w jej oczy i nawet na moment nie spuszczam z nich wzroku. Tak jakbym chciał w nich znaleźć potwierdzenie, że Laura mówi prawdę. 

– Bruno ja już nie mam do ciebie siły. Już nie wiem, co ja mam zrobić. – rozkłada bezradnie ręce i załamuje twarz w dłoniach.

– Myślisz, że ja mam siłę do ciebie? Cały czas dbasz o to, żebym nie zaznał spokoju.

– Akurat teraz to ja się staram i robię wszystko, żeby było dobrze w przeciwieństwie do ciebie. Ty nawet nie próbujesz ze mną normalnie porozmawiać, a jeśli już to robisz to jesteś tylko dla mnie nie przyjemny. – mówi z wyrzutem, stukając palcem wskazującym o blat.

– No widzisz, to robisz dokładnie to samo, co ja robiłem od początku względem ciebie. Teraz widzisz jakie to irytujące i nie przyjemne, gdy ty się starasz a ktoś ma cię gdzieś? – ton mojego głosu w dalszym ciągu nie jest przyjemny,  a wręcz cyniczny. Teraz Laura wlepia we mnie swoje sarnięce oczęta a jej wargi zaczynają drżeć. Nie błagam... niech tylko znów nie płacze. Ta jej płaczliwość naprawdę jest nie do wytrzymania. 

– Masz racje... Ale to ty bez mojej wiedzy, włóczysz się po nocy a ja jak skończona idiotka czekam na ciebie w domu. Martwię się o ciebie, bo ty nawet nie raczysz odebrać ode mnie telefonu. A potem jeszcze jeżdżę i przywożę cie kompletnie pijanego, musząc znosić twoje chamskie odzywki. – zaciska swoje małe piąstki i  o dziwo z jej oczu nie płynie ani jedna łza.

– Nie prosiłem, cię o to. – to już mogłem sobie darować... ale samoistnie mi się wyrwało.

– Jesteś beznadziejny. – odpowiada zrezygnowana i nawet nie spoglądając w moją stronę wychodzi z kuchni...

**********

– Jasper, zawieziesz te dokumenty rano do Mulitpelxu. Ja nie zdążę rano tego zrobić, bo już o 8 mam umówione spotkanie. – mówię i przekazuje Jasperowi teczkę z dokumentami. Swoją drogą to czasem bez Jaspera było by mi naprawdę ciężko. Jest zarówno moim kierowcą, ochroniarzem i każdym tym, kogo akurat w danej chwili potrzebuje.

– Oczywiście. – odpowiada, bez zbędnych pytań.

– Odbierz. – stwierdzam, słysząc jak jego telefon uporczywie dzwoni od kilku chwil.

– To Pańska żona. – mówi zmieszany, spoglądając na wyświetlacz. Nie odbiera połączenia, tylko wyczekująco patrzy na mnie, tak jakby czekał na moją zgodę.

– No to odbierz. – wskazuje dłonią na jego telefon. Swoją drogą nie mam pojęcia gdzie jest Laura... Jakiś czas temu słyszałem tylko trzaśnięcie drzwi, więc musiała gdzieś wyjść. Tylko gdzie i po co...  Jasper odbiera telefon i  dopiero po dłuższej chwili się odzywa. 

– Dobrze zaraz przyjadę. – Jasper kończy połączenie i teraz to ja wyczekująco na niego patrzę.

– Pani Laura prosi, żebym po nią przyjechał. Miałem wrażenie, jakby miała trochę podenerwowany głos. – mówi, chowając komórkę do kieszeni.

– Gdzie masz po nią jechać?

– Do parku.

– Do parku? A co ona tam robi? – zaczynam lekko się niepokoić. Co ona robi w parku o ósmej wieczorem. Nie podoba mi się to, a jeszcze bardziej niepodobna mi się to, że dzwoni do Jaspera a nie do mnie!

– Nie powiedziała. Powiedziała tylko, że jest cała mokra od deszczu, nie ma przy sobie pieniędzy a telefon zaraz jej padnie. – odruchowo patrzę za okno. No tak leje jak z cebra a wiatr coraz usilniej daje o sobie znać. Na noc zapowiadali dziś wichury i potężne burze...

– Dobra Jasper, jedź szybko po nią. Na dworze robi się coraz gorzej. Jeszcze jej się coś stanie. – ponaglam go.

Podchodzę do drzwi tarasowych i rozsuwam firanę. Szalejący wiatr i stukający o szyby deszcz nie robiłby na mnie wrażenia, gdyby nie fakt, że może teraz moja żona jest sama w jakimś pieprzonym parku!

Czuje lekkie ukłucie w środku siebie... Gdy potrzebowała pomocy zadzwoniła po mojego pracownika a nie po mnie... Mogę być na nią cholernie wściekły ale to nie znaczy, że się o nią nie martwię. To, że jestem na nią wściekły, nie oznacza też, że pozwoliłbym na to, aby jej się cos stało, czy odmówiłbym jej pomocy, gdyby jej potrzebowała. To tak nie działa...

Czekając, aż Jasper przywiezie Laurę do domu dopijam już resztkę zimnej kawy i idę na górę do łazienki umyć zęby. Ta suchość w ustach po wczorajszym alkoholu cały czas mnie męczy.

Myję zęby przed lustrem i słyszę mocne trzaśnięci drzwi na dole a potem szybki trucht na schodach. Nie mija parę sekund a Laura wpada do środka łazienki, do cna przemoczona.

Obcisły dres który ma na sobie, jeszcze bardziej przylega do jej ciała, a całe jej ciało drży z zimna. Wypluwam pastę do umywalki, i przepłukuje usta wodą cały czas patrząc na przemokniętą Laurę.

– Zdejmuj to ubranie, bo zaraz się przeziębisz! – mówię zirytowany, gdy zamiast ściągać przemoczone z siebie ubrania, szuka uporczywie czegoś w szafce.

– A myślisz, że po co tu przyszłam? – proszę jaka pyskata... Opieram się o umywalkę i patrzę co robi. Zamyka szafę i bez żadnego uczucia wstydu, jak było by to jeszcze kiedyś, zdejmuje z siebie swój przemoczony dres.

– Możesz mi powiedzieć co robisz po nocy w parku? W dodatku w taką pogodę? Zwariowałaś? – rzucam oskarżycielsko.

– Po pierwsze to nie po nocy tylko wieczorem, po drugie to jak myślisz, co robiłam skoro jestem w dresie a po trzeci jak wychodziłam to była inna pogoda! – mówi ze złością i szarpię się z mokrymi nogawkami od dresu. Kiedy w końcu je ściąga z siebie odkłada je  na brzegu wanny. Mimowolnie  kieruje wzrok na jej nogi, które teraz  całe są pokryte gęsią skórką...

– Zmień ton. – Laura na moje słowa jedynie prycha powietrzem i zaczyna ściągać górną cześć dresu. – A od kiedy ty chodzisz biegać? – pytam po chwili, wkładając dłonie w kieszenie spodni.

– A od kiedy cię to interesuje? – wręcz warczy w moją stronę. Strasznie jest podminowana...

– Zaraz, zaraz, a może poszłaś biegać do parku w nadziei, że spotkasz swojego przyjaciela. Albo już się tam z nim umówiłaś? – choć jestem prawie przekonany, że to nie prawda, ta opcja jednak przeszła mi przez myśl.

– Przejrzałeś mnie. – stwierdza ironicznie kiwając głową, z udawanym smutkiem na twarzy.

– Zważaj na słowa, bo chyba na za dużo sobie pozwalasz. – coraz bardziej zaczyna mnie drażnić jej ton. Nie pozwolę, by tak się do mnie odzywała.

– I wzajemnie. Co zdziwiony? Myślisz, ze będę chodzić cały czas za tobą i potulnie  prosić o wybaczanie? Nie, nie zamierzam. Przepraszałam cię już wiele razy, za tą imprezę. Przysięgałam, że cię nie zdradziłam. Ileż można? Nie wiem czy swoim zachowaniem chcesz mnie teraz ukarać za to co zrobiłam, ale ja już zaczynam mieć powoli tego dość. – mówi spokojnie, a jej twarz nie zdradza żadnych emocji. Odwraca się do mnie tyłem i sprawia wrażenie, jak gdyby całkowicie ignorowała moją obecność w łazience. Po chwili ściąga z siebie równie przemoczoną jak cała reszta ubrań bieliznę i odkłada ją na brzeg wanny. Nie tylko jej nogi pokryte są gęsią skórką, ale też całe jej ciało...

Kurwa!

Zaciskam z całych sił szczękę i dłonie... Teraz widząc jej idealne nagie ciało jeszcze dobitniej zaczynam odczuwać, że brak seksu zaczyna być dla mnie coraz bardziej frustrujący. Jestem tylko facetem i to, że jestem na ścieżce wojennej z Laurą wcale nie oznacza, że nie mam ochoty na sex!

Im dłużej będę tu stał i wgapiał się w nią, tym dla mnie gorzej... Nie czekając ani chwili dłużej wychodzę z łazienki i prosto kieruje się do swojego gabinetu. Otwieram laptopa i mam zamiar przeczytać zaległe sprawozdania z działu IT.  Muszę się czymś zająć... 

Po godzinie dopiero kończę analizować sprawozdanie i oddycham z ulgą mając już to za sobą. Spoglądam na zegarek, na której wybija dopiero 22...  Nie mam ochoty robić nic więcej związanego z firmą...  Ale przecież też nie będę szedł spać o 22, to za wcześnie. 

Gdyby wszystko było dobrze ten wieczór pewnie spędzałbym z Laurą oglądając film, rozmawiając... albo w znacznie przyjemniejszy sposób w naszej sypialni... 

Nie mogę zbyt długo o tym myśleć, bo od razu robię się jeszcze bardziej podenerwowany. Gwałtownie zrywam się z fotela i bez chwili namysłu kieruje się najpierw do kuchni po butelkę wody a potem na siłownie. Nie wiem po boksuje trochę, albo pobiegam na bieżni... Im szybciej się zmęczę tym lepiej, a biorąc pod uwagę fakt, że nie czuje się najlepiej, pewnie nie zajmie mi to zbyt dużo czasu. 

*****

Po mordędze jaką funduje sobie na siłowni już nie mażę o niczym innym niż prysznic, łóżko i sen. Biorę szybki prysznic, puszczając na siebie strumień gorącej wody, który nieco rozluźnia moje mięśnie po treningu i pozwala odetchnąć. 

Po wyjściu z prysznica, wycieram tym razem już starannie całe ciało ręcznikiem i zakładam na siebie jedynie spodnie w kratę do spania. Niezbyt często sypiam w koszulce, znacznie wygodniej śpi mi się bez zbędnego materiału.

Wchodzę do sypialni a moja żona już wygodnie leży na swojej połówce łóżka, opatulona kołdrą. Słysząc, że wychodzę z łazienki, podnosi na mnie wzrok z nad telefonu, który trzyma w dłoniach, ale jedynie na ułamek sekundy. Zaraz znów kieruje go na telefon.

Nie zwracając uwagi, na to, że Laura nie wygląda jak gdyby miała iść spać, gaszę światło w sypialni. Zresztą jeżeli chce coś jeszcze robić nich idzie do innego pokoju, ja chce zasnąć w spokoju. Jutro od samego rana mam kocioł w pracy, więc muszę się wyspać. Kładę się do łóżka i układam na wznak, z dłońmi założonymi za głowę. Po niespełna chwili Laura odkłada telefon na szafkę przy łóżku i naciągając na siebie kołdrę prawie po same uszy, odwraca się do mnie tyłem.

Zanim zamykam oczy patrzę jeszcze w okno, burza jaką zapowiadano rozszalała się na dobre. Deszcz głośno dudni o szyby, wiatr coraz bardziej przybiera na sile, grzmoty są coraz większe a każde błyśnięcie rozświetla całą sypialnie... Wpatruje się jeszcze przez dłuższą chwilę w skuloną pod kołdrą postać mojej żony, aż w końcu zamykam oczy i staram się zasnąć.

Naprawdę staram się zasnąć i chce... ale Laura przez cały czas tak niemiłosiernie wierci się na łóżku, że nie jestem w stanie tego zrobić. Staram się nie zwracać na to uwagi, ale nie mogę. Za każdym razem, kiedy już wydaję mi się, że zasypiam, Laura wtedy znów rzuca się we wszystkie strony po łóżku. Zaczyna mnie to już coraz bardziej denerwować!

– Laura, możesz przestać się tak wiercić? Nie mogę przez ciebie zasnąć! – syczę, podnoszę głowę z  poduszki i katem oka patrzę co ona wyprawia.

– Ale ja nie mogę zasnąć. – stwierdza, ze spokojem. 

– No to nie zasypiaj. Przestań się tylko wiercić, bo ja chce zasnąć. – przekręcam się na brzuch i przykładając głowę do poduszki,wsuwam pod nią dłonie.

– Zawsze tak mam, gdy w nocy jest burza. Nigdy nie mogę zasnąć, dopóki nie przejdzie. – mówi i czuje, że znów zmienia pozycje. Otwieram oczy i widzę jak podnosi się do pozycji siedzącej, podciągając kolana pod samą brodę i naciągając na nie kołdrę.

– Nie zachowuj się jak dziecko. – odpowiadam zirytowany  jej wyznaniem.

– Nie zachowuje się jak dziecko, tylko po prostu się boje. Mam złe wspomnienia z dzieciństwa. – mówi cichym głosem. Przewracam oczyma na jej słowa i powstrzymuje się, żeby nie parsknąć powietrzem. Bez przesady, żeby w tym wieku bać się burzy. Co takiego mogłoby się stać? Nic.

– Laura proszę cię, nie wymyślaj, tylko idź spać. – stwierdzam, naprawdę nie przyjemnym tonem.

– Skoro tak bardzo ci przeszkadzam i masz gdzieś to, że ja się po prostu boję to dobrze pójdę do innego pokoju, żebyś ty się wyspał. Miłej nocy. – trajkocze łamiącym się głosem i gwałtownie zrywa się z łóżka. Wypuszczam ciężko powietrze z płuc na jej reakcje i bije się z myślami co zrobić...

Jeżeli się rzeczywiście boi to gdy pójdzie do innego pokoju i będzie w nim sama to będzie się bać jeszcze bardziej. Złość na Laurę złością, ale przecież nie chce, żeby nie przespała całej nocy, ze strachu przed burzą. Cholera... jak ją puszczę z tego pokoju to już na pewno nie zasnę, sumienie mnie będzie zżerać, do samego rana.

– Dobrze, chodź. – wyciągam w jej stronę dłoń, na co nie reaguje. Stoi przy swojej połowie łóżka trzymając w dłoni poduszkę i patrzy na mnie nie wykonując żadnego ruchu. Nie przedłużając tej sytuacji, podrywam się ze swojej połowy, zabieram z jej dłoni poduszkę, chwytam ją w pasie i delikatnie przyciągam ją z powrotem na łóżko.

– Nie musisz się tak dla mnie poświęcać. – odpowiada w dalszym ciągu łamiącym się głosem. Kompletnie ignoruje to, co mówi. Doskonale wiem, że chce żebym ją przytulił do siebie. Wtedy z pewnością będzie się czuła bezpieczna i spokojna. 

Przyciągam ją mocniej do siebie,  jedną dłonią obejmuje ją w tali a drugą oplatam jej ramiona.

– Lepiej? – pytam. 

– Tak – odpowiada cichutko i kręci swoim ciałem, bardziej dopasowując się do mojego. Wtulam twarz w zagłębienie przy jej szyi i czuje się cholernie dobrze kiedy znów mam ją tak blisko przy sobie. Kiedy znów mogę zasnąć w pełni czując jej zapach i ciało...


______

I jak wrażenia ? 

Buziaki ;*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro