Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27


Kochani! 

Udało się napisać ten rozdział w miarę szybciej niż poprzednie i jestem sama z siebie bardzo dumna ;D

W ten rozdział jest dla mnie trochę takim przełomowym rozdziałem i bardzo zależało mi na tym aby był dopracowany i wyglądał dokładnie tak jak chciałam ;) 

Nie będę się dłużej rozpisywać i życzę wam po prostu miłego czytania!

Mam nadziej, że wam się spodoba:D

<3


Bruno

Zaciskam tak mocno szczękę, że stała się twarda niczym skała. Nawet uderzenie w szafkę nie przyniosło mi żadnej ulgi. W sekundzie podrywam się z łóżka i idę do garderoby. Szybko wciągam na siebie pierwsze lepsze jeansy i czarną bluzę z kapturem, zabieram z szafki nocnej telefon i zbiegam na dół. Chwytam w dłoń kluczki z komody, wkładam buty i w przelocie zgarniając paczkę papierosów, kieruje się od razu do garażu.

Kurwa!

Wydzieram się na cały garaż i z całej siły kopę w koło mojego czarnego Suva. Nie wytrzymam tego! Chcę tam jechać po nią... ale cholernie się boje tego, co mogę tam zobaczyć. Co, jeśli Laura posunęła się do czegoś, o czym nawet boję się pomyśleć? Była dzisiaj na mnie naprawdę zła i nie wiem, co jej mogło strzelić do głowy!

Opieram się o maskę samochodu i staram się złapać kilka głębokich wdechów... muszę się uspokoić.

Ale jak ja mam do cholery się uspokoić, jak Laura może właśnie teraz obściskuje się z jakimś pieprzonym frajerem! Przysięgam, że jeśli ją zobaczę, obściskującą się to zatłukę tego gości i nie będę patrzył gdzie i jak mocno walę.

A moja żona pożałuje, że nawet na niego spojrzała.
Przysięgam!

Nie zastanawiając się dłużej wsiadam do Suva i z prędkością światła opuszczam moją posesję. Jadę przez miasto, nie zważając na przepisy, które łamię notorycznie. Wyprzedzam wszystkie auta, jakie tylko napotkam na drodze do klubu i nie raz przejeżdżam na czerwonym świetle. Ale mam to teraz naprawdę w dupie!

Dzieli mnie od klubu zaledwie jedno skrzyżowanie i coś mi mówi, żeby podjechać od tylnej strony klubu i oczywiście się nie mylę.

Wkurwienie przyprawiające mnie o szybki oddech, rozrywającą tchawicę gulę w gardle i napięcie mięśni to jedno... ale rozrywający ból, jaki rozchodzi się po moim ciele to drugie...
Bałem się tego, co mogę zobaczyć i teraz wiem, że miałem racje!

Widzę tego skurwysyna z parku, jak przytula do siebie moją żonę, głaszcze ją po włosach i całuje w czoło. Chwyta za jej kolana i chce sobie położyć je na swoich... A ona na to pozwala!

Zaraz wam skończę ten romantyczny wieczór – cedzę sam do siebie przez zaciśnięte zęby.

Wysiadam z auta i trzaskam na tyle mocno drzwiami, aby mnie usłyszeli, a on oderwał od niej swoje pierdolone łapska. Laura obraca się na trzaśnięcie drzwi, a kiedy dostrzega moją postać, szeroko otwiera buzie i w sekundzie wyrwa się z jego objęć i zeskakuje z ławki.

– Dobrze się bawisz kochanie? – syczę z daleka.

– Bruno to tylko tak wyglądało. Uspokój się, ja ci wszystko wytłumaczę. – bełkocze pijanym głosem. Podlatuje do mnie i kładąc mi dłonie na klatce, próbuje mnie zatrzymać. W jej oczach od razu pojawia się przerażenie, kiedy widzi, jak wściekły jestem. Łapę jej nadgarstki i odpycham ją od siebie, możliwe, że nawet zbyt mocno. Idę niczym rozjuszony byk na tego gówniarza, który o dziwo dumnie staje naprzeciw mnie.

– Czego ostatnim razem nie zrozumiałeś, gdy mówiłem ci że to moja żona? – łapę go za poły kurtki i trzymam, ale tylko dosłownie przez kilka sekund. Nim zdąży odpowiedzieć, puszczam jedną z poł jego kurtki i uderzam go w brzuch.

– Nie wolno ci się do niej nawet kurwa zbliżyć! – warczę i kolejny raz zamachuję się, zadając mu cios.

– Chyba twoja żona, nie jest zbyt szczęśliwa z tobą, skoro szuka pocieszenia. – tym razem puszczam go i z całej siły zamachuj się i uderzam go w ryj. Upada na ziemie, ale mi to nie wystarczy. Po tym, co usłyszałem, jestem jak zwierze, będę gryzł, dopóki sam nie skonam.

–No widzisz, ale jednak jest moją żoną, a ty możesz o niej jedynie pomarzyć – teraz już nawet nie patrzę, gdzie uderzam, walę na oślep. Słyszę za sobą krzyk i płacz Laury, ale kompletnie to na mnie nie działa. Jestem jak w amoku a chłodne kalkulacje i racjonalne myślenie już dawno poszły w odstawkę. Wystarczyło parę sekund, gdy spojrzałem na Laurę a temu gnojowi, udaje się trochę mnie od siebie odepchnąć, przez co dostaję w szamotaninie łokciem w wargę, na której już po chwili czuje metaliczny posmak. Nie daje mu odczuć żadnej przewagi nad sobą, szybko dwoma ruchami znów go obezwładniam i siadając na nim, zadaje kolejny cios.

– Bruno, błagam cię przestań, zostaw go. – pierwszy raz szloch, krzyk i pisk Laury nie robi na mnie żadnego wrażenia. Łapię mnie za rękę i z całych sił próbuje odciągnąć.

– Odjedź. – wydzieram się w jej stronę i mocno wyszarpuje z jej uścisku swoją rękę, przez co Laura niemal traci równowagę.

– Taki z ciebie facet, że nawet nie umiesz sobie żoneczki upilnować? – nie ma siły się bronić przed moimi ciosami, ale jak widać, nadal jest mocny w gębie. Cóż podziwiam odwagę...

– Zapierdolę cię skurwysynie.  

Laura

  – Bruno kurwa przestań, już wystarczy, zabijesz go. – nagle przylatuje z klubu trzech ochroniarzy a jeden z nich, zwraca się do niego po imieniu, więc muszą się znać. Cała ta sytuacja wygląda tak, jakby tylko czekali na moment, kiedy Bruno przesadzi i wtedy dopiero wkroczą do akcji.

– Rozdzielcie ich, błagam. – krzyczę błagalnie w ich stronę.

We dwoje starają się ściągnąć Bruna z Rayana, ale ten zachowuje się niczym rozwścieczone zwierze, którego w żaden sposób nie da się zatrzymać. Odpycha od siebie ochroniarzy i znów próbuje dorwać Rayana, które próbuje się podnieść.

W końcu jakimś cudem udaje im się odciągnąć Bruna na dobre. Jeden z ochroniarzy pomaga wstać Rayanowi, którego koszula jest cała poszarpana, a z łuku brwiowego i nosa cieknie krew.

– Rayn w porządku? – pytam, wystraszona tym jak teraz wygląda. Choć prawie bez pomocy ochroniarza sam wstał z ziemi, widać, że nie przyszło mu to łatwo.

– Co kurwa? Jego pytasz, czy w porządku? – wrzeszczy, wyrywając się z objęć ochroniarzy. Bruno dostaje kolejnego szału i to większego niż na początku. Choć trzymają go ochroniarze, wyrywa się im w mgnieniu oka. Trzeci z ochroniarzy puszcza Rayna i w trójkę dobiegają do Bruna, z ledwością udając im się go zatrzymać. Mogłam się po prostu nic nie odzywać, a teraz jeszcze bardziej pogorszyłam sytuacje, której tak właściwie chyba już nie da się pogorszyć.

– Uspokój się, człowieku. – ryczy na niego największy z ochroniarzy z masą tatuaży na ciele.

– Jeszcze raz, a przysięgam, że cię zapierdolę skurwysynie. – Rayan już nic nie mówi, a nawet, choć by chciał, to by nie zdążył. Jeden z ochroniarzy puszcza Bruna i zabiera Rayana, kierując się z powrotem do klubu. Pozostałych dwóch dalej trzymają w żelaznym uścisku Bruna i czekają, aż złapie oddech i się uspokoi, tak jakby bali się że gdy go puszczą, on zaatakuje od nowa. Serce bije mi tak mocno, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.

Wiem, co zaraz mnie czeka... Bruno mi tego nie daruje. On mnie za to zabije. Alkohol, który jeszcze nie dawno jak oszalały buzował we mnie, dosłownie wyparował w kilka sekund.

– Puśćcie mnie. – warczy i wyrwa barki z ich uścisku. Ociera sączącą się krew z wargi i syczy przez zęby.

– Bruno panuj nad sobą do cholery, bo możesz sobie narobić niezłego syfu.

– Dobra. Zostawcie nas. – ochroniarze zgodnie kiwają głową i odchodzą a Bruno wpatruje się we mnie, ze wzrokiem pełnym mordu i żalu. Cholernie wielkiego żalu... Jego klatka piersiowa unosi się w jeszcze szybszym tempie niż moja, a dłonie samoistnie się zaciskają w żelazne pięści.

– W tej chwili wsiadasz do auta. – z ledwością cedzi słowa, a jego pięści zaciskają się jeszcze mocniej. Gardło mam tak ściśnięte, że przez chwilę nie mogę nawet przełknąć śliny. Nawet jeśli chciałabym cos powiedzieć, przez moje gardło nie przejdzie ani jedno słowa. Jeżeli kiedykolwiek wydawało mi się, że widziałam wściekłego Bruno, byłam w błędzie... Wcześniejsze furię Bruna były tylko namiastką tego, do czego jest tak naprawdę zdolny. Nigdy nie widziałam nikogo w takiej furii a teraz zobaczyłam swojego męża.

Spuszczam wzrok w dół i bez słowa posłusznie kieruję się do auta. Otwieram drzwi i powolnym ruchem wsiadam do środka. Zagryzam wargi i nie patrząc na wsiadającego Bruna, zapinam pasy i patrzę tępo w szybę. Nie ocieram nawet spływających łez po moich policzkach, zaczyna mi być po prostu wszystko jedno.

Przez dłuższą chwilę siedzimy w aucie bez słowa... boję się spojrzeć na niego i znów zobaczyć ten morderczy i rozwścieczony wzrok. Jednak w końcu zbieram się na odwagę, żeby to zrobić...
Spoglądam na niego, ale nie spotykam się z jego wzrokiem. Głowę ma opartą o kierownice a poobdzierane kłykcie od jej ściskania, niemalże mu bieleją. Wiem, że może powinnam coś powiedzieć, ale nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa. Gardło mam tak ściśnięte, że czuje, jak by ktoś zawiązał mi na nim potężny węzeł.

Ale dlaczego on nic nie mówi? Dlaczego nie krzyczy na mnie? Przecież on tak się nie zachowuje!

Bruno w końcu podnosi głowę z kierownicy a ja szybko odwracam wzrok i cała przekręcam się na fotelu w stronę bocznej szyby, na której opieram głowę. Chciałam, żeby cos powiedział, i wykrzyczał mi to, co zrobiłam, ale kiedy tylko podniósł się znad kierownicy zwyczajnie stchórzyłam.

Słyszę świst powietrza, które Bruno wypuszcza kilkakrotnie przez zęby i nagle gwałtownie zrywa się z fotela i wychodzi z auta, tak mocno trzaskając drzwiami, że aż podskakuje. Zaraz po jego wyjściu dobiega do mnie kolejny huk, odbijający się od maski samochodu. Bruno uderza w dach samochodu dłońmi i opiera o niego ręce. Zaciskam oczy i cała spinam się na ten dźwięk. Jest tak wściekły, że nawet sam nie umie sobie z tym poradzić, a to wszystko jest moją winą. Teraz jeszcze bardziej boję się do niego cokolwiek odezwać, aby jeszcze bardziej go nie złościć. Czuje, że to nie będzie kolejna z naszych kłótni... Bruno mi tego nie podaruje... a ja mu się wcale nie dziwie.  

  Czas się okropnie wlecze, kiedy go nie ma w aucie, choć tak naprawdę mija zaledwie 5 minut. Cały czas nerwowo przebieram palcami a przez moją głowę, przelatuje tysiąc wersji tego, jak Bruno może się teraz zachować...

W końcu Bruno wraca do auta, a ja od razu czuje jak wraz z jego zapachem do auta wpada zapach dymu papierosowego. Znów przyklejam głowę do szyby, aby tylko nie patrzeć na jego wściekłą i rozżaloną twarz.

Do domu w dalszym ciągu wracamy w milczeniu, nie zamieniając ze sobą ani jednego zdania. W gruncie rzeczy jest tak dlatego, że ja się boję cokolwiek powiedzieć, a on pewnie po prostu nawet nie chce ze mną rozmawiać. Widział to, co widział i pewnie nawet nie będzie chciał słuchać moich marnych tłumaczeń, że to nie tak jak myśli.

Kiedy tylko podjeżdżamy pod dom, Bruno w mgnieniu oka wysiada z auta, nie zwracając na mnie uwagi. Zaraz po nim również ja wysiadam, zdejmuje przed autem z obolałych nóg szpilki i wchodzę do domu. Muszę przecież do cholery z nimi porozmawiać, nie mogę chować głowy w piasek. Przecież to mój mąż!

Zamykam delikatnie drzwi i odrzucam na bok szpilki, zaglądam do salonu i Bruno robi dokładnie to, co myślałam. Siedzi już w fotelu i sączy whisky prosto z butelki, za każdym razem sycząc, kiedy alkohol spotyka się z jego rozciętą wargą. Odstawia butelkę i pociera zdarte kostki na prawej dłoni, które ma niemalże poprzecinane.

Laura cholera weź się w garść i z nim porozmawiaj! – krzyczę na siebie w myślach. Widząc jego poranioną rękę, szybko idę po coś do przemycia jego ran. Choć tak naprawdę jemu nic się nie stało. Znacznie gorzej wyglądał Rayan. Gdyby nie ochroniarze, nie wiem, jak by to mogło się skończyć, Bruno zachowywał się jak w jakimś cholernym amoku i nie chciałabym nigdy więcej oglądać go w takim stanie... Ten widok mnie przeraził...

Wiem, że to nie zabrzmi dobrze, ale swoją drogą za to, co powiedział Rayan do Bruna należało mu się zebrać po pysku... Bardzo się pomyliłam co do niego. Wydawało mi się, że po prostu po przyjacielsku chciał mi dodać otuchy, a jemu chodziło o coś całkiem innego... Uważałam, że to on jest spokojnym, sympatycznym facetem a teraz przekonałam się, że to kawał podstępnego drania. I tak wiem, że Bruno też jest podstępnym draniem, ale moim draniem, którego zaufanie zawiodłam...

– Daj, przemyje ci te rany. – podchodzę do niego niemalże na paluszkach z wacikiem i wodą utlenioną. Im bliżej jestem, tym bardziej się stresuje a dłonie, zaczynają drżeć. Mimo to staje przed nim i nachylając się przybliżam dłoń z wacikiem najpierw do jego ust, na co Bruno z impetem wytrąca mi z ręki wodę utlenioną, która z hukiem upada na podłogę i łapię za mój nadgarstek. Ściska go tak mocno, że ból promieniuje przez całą rękę i pociąga mnie przed siebie sprawiając, że klęczę przed nim.

– Zdradziłaś mnie? – warczy głosem przepełnionym goryczą a jego oczy zrobiły się czarne jak smoła. Jego rozwścieczone spojrzenie i drgające usta sprawiają, że ciarki przechodzą przez całe moje ciało.

– Nie. Bruno przysięgam na wszystko, nie zdradziłam cię. – zapewniam go błagalnym głosem, nie zwracając uwagi na to, jak mocno jego rękę zaciska się na moim nadgarstku.

– Zejdź mi z oczu, zanim znowu stracę nad sobą panowanie. – odrzuca mój nadgarstek, odwraca głowę w drugą stronę i duszkiem pije brązowy trunek, znów ciężko syczy na zetknięcie się alkoholu z jego poranioną wargą. Nie dyskutuje z nim, tym razem. Od razu robię to, co mi każe. Wedle życzenia schodzę mu z oczu... jeśli nawet nie może już na mnie patrzeć...

To bardzo zabolało...

Wbiegam po schodach, a łzy jedna za drugą spływają po moich policzkach. W momencie, kiedy tylko przekraczam próg sypialni, wybucham głośnym szlochem, który nie pozwala mi normalnie oddychać. Zachłystuje się jednocześnie łzami i powietrzem. Staram się jakoś uspokoić, ale nie mogę. Ja już tego wszystkiego nie wytrzymam, już naprawdę nie mogę. Uderzam raz za razem piąstkami w łóżko, ale to nie pomaga.

Co ja najlepszego narobiłam – powtarzam w kółko jak mantrę klęcząc przy łóżku. Bruno mi tego nie wybaczy... wiedziałam, jak strasznie jest zazdrosny, wiedziałam jak mógłby na to zareagować i nawet gdyby się nie dowiedział nie powinnam pozwolić Rayanowi na to wszystko. Po prostu nie powinnam! Alkohol w dużej mierze popchnął mnie do tego, ale to i tak niczego nie zmienia!

Jeszcze jakbym mało na wywijała po wszystkim to Rayana zapytałam się, czy wszystko w porządku, a to Bruna zabolało jeszcze bardziej. Przecież to za nim powinnam stanąć, to do niego powinnam od razu podejść! Tylko Rayan był tak poobijany, że to samoistnie wyrwało mi się z ust...

Cały czas mam przed oczyma obraz Bruna rozwścieczonego i okładającego Rayana na oślep pięściami... a zaraz potem widzę w jego pięknych czarnych oczach ten cholernie wielki żal...
Dlaczego musiałam spotkać tego przeklętego Rayana na tej dyskotece? No dlaczego? Gdyby nie on, wszystko byłoby dobrze!

Najgorsze w tym wszystkim teraz, jest chyba to, że Bruno nie wyładowuje swojej złości... po prostu nic nie mówi, choć widzę przecież, że cały w środku  aż się trzęście... Wolałabym, żeby wydarł się na mnie, wygarnął wszystko, a nie milczał.

Muszę spróbować porozmawiać z nim jeszcze raz... może teraz już trochę zdążył ochłonąć, choć nie wiem, czy godzina wystarczy, aby Bruno chciał ze mną rozmawiać.

Ja też muszę jakoś się wewnętrznie uspokoić, też potrzebuje ochłonąć. Idę pod prysznic a gorący strumień wody uderza w moje ciało. Próbuje sobie jakoś ułożyć w głowie, co mu powiem, ale to chyba całkowicie bez sensu. Wiem, że jak stanę przed nim, znów będę miała problem, aby wydusić z siebie jakiekolwiek słowo.

Wychodzę spod prysznica, zakładam na siebie pierwszą lepszą koszulkę nocną i szybko wycieram włosy w puchowy ręcznik. Schodzę na dół, najciszej jak się da i zaglądam do salonu, ale jego tam nie ma.

Doskonale wiem, gdzie może być. W swoim gabinecie. Zawsze tam przesiaduje, gdy ma jakiś problem a głównie problem ze mną.

Stoję przed drzwiami jego gabinetu, a strach, jaki mnie teraz przepełnia, odbiera możliwość swobodnego oddychania. Ból żołądka z każdą sekundą staję się coraz gorszy, ale ja wiem, że muszę to zrobić...

Bruno

Nie podaruje tego Laurze! Nie tym razem! Jestem naprawdę w stanie jej wiele wybaczyć, ale nie to... Nie dość, że się z nim obściskiwała, to jeszcze zrobiła ze mnie przed wszystkimi idiotę, którego żona się świetnie bawi za jego plecami.

Po prostu kurwa nie zniosę tego! Zaraz mnie rozniesie od środka!

Wiedziałem od samego początku, żeby nie godzić się na tą imprezę. Teraz mam nauczkę na całe życie, zresztą mogłem przewidzieć jej zachowanie... wiedziałem, że w Kanadzie nie stroniła od mocno zakrapianych imprez...

Mogłem jak zawsze konsekwentnie trzymać się swoich decyzji, ale moja kochana żoneczka podstępnie wymusiła na mnie tą zgodę. Jak widać, bardzo jej na tej imprezie zależało. Może wcale nie przypadkowo go spotkała w klubie, tylko wcześniej umówiła się już z tym gówniarze i dlatego chciała tak bardzo iść. Nie wiem do cholery, jak było naprawdę, ale z nią też na razie nie będę rozmawiać, bo nie utrzymam nerwów na wodzy...

Kurewsko boli mnie to, że tak bardzo się na niej zawiodłem... Myślałem, że teraz między nami jest już naprawdę dobrze. Jest tak, jak być powinno w małżeństwie i będzie już tylko lepiej, a lada dzień przekonam ją dobrowolnie, abyśmy mieli dziecko... którego teraz naprawdę szczerze chcę!

Nie sądziłem, że aż tak się pomylę... Ja już nie mam siły do tej dziewczyny. Poddaje się. Pierwszy raz w życiu kurwa się poddaje.

Skończył się dobry, opiekuńczy Bruno. Tak wiele razy ją ostrzegałem... przed tym jakim skurwysynem mogę być, a ona uparcie wciąż dążyła do tego, żebym jej pokazał się z tej strony i w końcu dopięła swego.

Nie zamierzam ją już traktować tak jak wcześniej i robić wszystko, aby się tylko do mnie przekonała...

Przecież mało brakło a przez nią zatłukłbym przed klubem tego skurwysyna... Kompletnie straciłem kontrolę, nie patrzyłem, gdzie walę i jak mocno. A Laura po wszystkim to jego zapytała, czy wszystko porządku i to zabolało chyba najbardziej... Powinna murem stanąć za swoim mężem a tego nie zrobiła.

Chyba w końcu do mnie dotarło, że dla Laury nie znaczę zbyt wiele, więc ja będę ja traktował dokładnie tak samo, choć nie będzie mi łatwo, zacisnę zęby i tak będę robił.

Byłam tak wściekły, zresztą nadal jestem, że kazałam Laurze zejść mi z oczu. Bałem się, że nie utrzymam nerwów na wodzy i coś jej zrobię... Nie sądziłam, że kiedykolwiek jakaś kobieta będzie w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu, ale cóż jak sam zawsze powtarzam, Laura jest wyjątkowa...

Wpatruje się cały czas w jedno miejsce w gabinecie, pijąc siarczystymi łykami zaczynające się kończyć w butelce whisky... W zdjęcie Laury na moim biurku...

Drzwi do gabinetu się otwierają i wcale nie muszę patrzeć w ich stronę, żeby wiedzieć kto teraz w nich stoi. Nie patrzę w jej stronę, patrzę przed siebie... ale ona staje przede mną w jasnej koszulce nocnej. W tej koszulce, która tak idealnie odbija się od jej oliwkowej cery. Wszystkie mięśnie w momencie napinają się, do granic możliwości a dłonie zaciskają mi się na oparciu fotela.

Mówiłem, żeby nie pokazywała mi się na oczy do cholery!

– Wyjdź stąd! – cedzę przez zęby wskazując na drzwi, dla jej własnego dobra. Nie żartuje, nie chce jej na razie nawet widzieć, tylko że ona kurwa nie reaguje na moje słowa! Jak zawsze! Staje kilka kroków przede mną z urywanym oddechem i wystraszonymi oczyma.  

  – Bruno kochanie... przepraszam ja ja ja naprawdę cię przepraszam. Wiem, że to nie jest żadne usprawiedliwienie, ale byłam pijana i w dodatku tak strasznie zła na ciebie... nie wiem dlaczego na to wszystko pozwoliłam... – mówi, praktycznie co drugie słowo się jąkając. Usta jej drżą a łzy jedna po drugiej, spływają po policzkach.

Nie robi to na mnie większego wrażenia... co się stało, już się nie odstanie. Patrzę na nią podpierając brodę a w kąciku moich ust, pojawia się jedynie pogardliwy uśmiech. Nic bardziej nie boli niż obojętność...

–Wiem, że jesteś na mnie wściekły i masz do tego prawo, ale błagam, porozmawiaj ze mną. – podchodzi jeszcze bliżej mnie a do moich nozdrzy, wyraźnie dociera zapach jej kokosowego żelu pod prysznic. Mam ochotę na chwilę przymknąć oczy i rozkoszować się jej zapachem, który tak uwielbiam...

Jej błagalny ton nawet w najmniejszym stopniu nie sprawia, że jestem na nią mniej wściekły... jestem nawet jeszcze bardziej. Jednak dalej milczę i udaje niewzruszonego. Sięgam po butelkę z whisky, upijam z niej spory łyk i czuje, że ilość alkoholu, którą dzisiaj wypijam, zaczyna już coraz bardziej dawać znać o sobie w moim organizmie.

Laura staje przede mną tak blisko, że dzielą nas dosłownie milimetry. Odwracam wzrok i zaciskam zęby z trudem, opanowując przyspieszający oddech. Zamieram w bezruchu na jej bliskość... Laura odsuwa delikatnie fotel, na którym siedzę i bardzo mozolnym ruchem kładzie się na moich kolanach, tak że jej tyłek znajduje się wprost przed moją twarzą.

– Zasłużyłam na karę. – mam ochotę się roześmiać w głos szyderczym śmiechem... i to właśnie robię! Co ona sobie myśli, że położy się przede mną, a ja parę razy przyłożę jej w tyłek i wszystko będzie w porządku? Dostanie ode mnie karę i będzie po sprawie? Jaka Laura czasem jest naiwna i bezmyślna... czy on naprawdę nie rozumie, co zrobiła i do jakiego stanu mnie tym doprowadziła? Gdybym chciał zrobić jej lanie, to bym zrobił i nie czekał, aż sama będzie tego chciała.

Cały czas mam przed oczami ten pieprzony widok, kiedy ten skurwiel ją obejmuje i całuje w czoło, co tylko ja mogę kurwa robić! Jaką mogę mieć pewność, że nic nie robili wcześniej ? No, jaką do cholery!?

Jej słowa? Jej słowa nie są żadnym zapewnieniem. Starałem się wierzyć w zapewnienia Laury, kiedy obiecała, że nie zrobi nic, co mogłoby mi się nie spodobać. Sam w duchu siebie przekonywałem, że muszę zaufać Laurze ale teraz wiem, że żadnej kobiecie nie można ufać, nawet swojej żonie.

Pożałujesz skarbie, że tak mnie potraktowałaś...

Łapę za materiał koszulki nocnej i podciągam ją do góry, mając w całej okazałości jej nagi tyłek. Puszczam materiał koszulki i kładę dłoń na jej pośladku... Laura coraz szybciej oddycha a drobne ciało dygocze na moich kolanach. Boi się tego, co jej zrobię... i bardzo dobrze.
Podrywam ją gwałtownie z kolan i stawiam do pionu, tyłem do siebie przyciskając do biurka. Wsuwam dłoń pod materiał jej koszulki, łapiąc za pośladek a drugą unieruchamiam ją przy biurku. Laura nie wydaje z siebie ani jednego piśnięcia tak jakby wiedziała, że zasługuje na to, co jej robię.

–Myślisz, że wypniesz tyłek przede mną, ja parę razy ci w niego przyłożę i będzie po sprawie? – warczę złowieszczo tuż przy jej uchu i choć bardzo tego nie chce, nie powstrzymuje się przed zatopieniem na sekundy twarzy w zgłębieniu jej szyi i zaciągnięciu się jej zapachem.

– Więc powiedz mi co mam zrobić, ale nie traktuj mnie tak. – szepce niewinnym głosem.

– Nic nie możesz już zrobić... – warczę – nie podaruje ci tego! – cedzę powoli każde słowo do jej ucha, aby dobitnie zrozumiała znaczenie tych słów.

– Bruno... – to jedyne co udaje jej się wykrztusić z siebie między cichym kwileniem.

– Zrobiłaś ze mnie przed wszystkimi idiotę, który nie potrafi sobie żony upilnować. Pozwoliłaś się obmacywać temu skurwielowi! Dałaś mu się też przelecieć, za nim przyjechałem? Pozwoliłaś dotknąć tego, co jest moje? – wykrzykuje ostanie słowo, a samo wyobrażenie o tym przyprawia mnie o cholerny ból w całej klatce piersiowej.

– Błagam cię, nie mów tak i uwierz mi, nie zdradziłam cię. Ja tylko pozwoliłam mu się przytulić. – jej głośny szloch normalnie sprawiłby, że pękałoby mi serce...

– Tylko? – syknąłem, mocniej dociskając ja do biurka. Nawet jeśli naprawdę doszło jedynie do tego, co zobaczyłem, to ona twierdzi, że to jest TYLKO?

– Bruno, porozmawiaj, ze mną normalnie. Nie tak. – jej płacz staje się coraz głośniejszy... Łapię ją za ramiona i odwracam przodem do siebie, nie puszczając jej. Przybliżam swoją twarz tak blisko, że nie dzielą nas nawet milimetry. Będąc tak blisko, jeszcze wyraźniej czuje jej zmysłowy zapach i widzę te cholernie piękne sarnięce oczy...

– Nie zamierzam z tobą inaczej rozmawiać. Wielokrotnie cię ostrzegałem jakim skurwysynem mogę tak naprawdę się stać dla ciebie, jeśli będziesz mnie prowokować i gratuluje, w końcu dopięłaś swego. Teraz już taki będę dla ciebie... dawny Bruno już nie wróci skarbie. – syczę, wkładając masę ironii i cynizmu w słowo skarbie. Sarnięce oczka wpatrują się we mnie z przerażeniem a pełne usta niesamowicie dygoczącą.

– Nie traktuj mnie, jakbym zrobiła najgorszą rzecz na świecie! Miałam chwile słabości, ale nie zdradziłam cię, chociaż mogłam to zrobić!– chyba sama nie zdaje sobie sprawy, co przed chwilą wykrzyczała mi w twarz... Czy ona chce mi powiedzieć, że zrobiła mi wielką łaskę, dochowując mi wierności?

Dzieli mnie naprawdę nie wiele, żebym znowu stracił nad sobą panowanie... Albo ją przelecę i tak wyładuje swoją złość, albo już kompletnie nie utrzymam nerwów na wodzy...

Działam instynktownie... rzucam się zachłannie na jej usta i mocno przyciskam ją do siebie, brutalnie wdzierając się językiem do środka jej ust. Obdarzam ją tak intensywny pocałunkiem, że nawet nie może go odwzajemnić. I choć na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że pokazuje tym pocałunkiem jedynie swoją złość to, to nie prawda... ja pokazuje nim cholerny ból, jaki odczuwam i przez który zaczynam się kompletnie zatracać.

Zdecydowanym ruchem obracam ją do siebie tyłem, a moja dłoń wędruje na jej biodro i do karku, blokując jej jakikolwiek ruch. Patrzę na nią jak wygłodniałe zwierzę, które za wszelką cenę upoluje dzisiaj swoją zwierzynę. Podciągam jej koszulkę na plecy i rozpinam swój pasek od spodni. Laura stoi nieruchomo, choć doskonale wie, co się zaraz stanie... prawdopodobnie tego nie chce, ale nawet nie jest w stanie mi się przeciwstawić. Robię teraz dokładnie to, czego kiedyś chciała, tylko kiedyś na to nie zasługiwała...

Wchodzę w nią brutalnie i raz za razem mocno poruszam się w niej, nie zwracając na nią uwagi. Nie daje jej żadnej możliwości do jakiegokolwiek ruchu, moja dłoń na karku skutecznie ją unieruchamia. Dążę do tego, żeby wyładować ten pieprzony ból i złość. Zaspokoić siebie, a Laurze nic z tego nie dać... potraktować ją instrumentalnie...

– Proszę przestań, już wystarczy – zaciskam mocno szczękę i staram się z całych sił nie zwracać uwagi na jej prośby i ciche łkanie, jaki płyną z jej ust. Wręcz to jeszcze bardziej mnie podsyca... Ten seks nie ma być dla niej przyjemnością, ma być karą...

Wchodzę w nią tak mocno, że musi dłońmi trzymać się brzegu biurka, aby ustać w miejscu.

Zaciskam mocniej dłonie na jej biodrze i ciężko sapię nad jej plecami, po raz ostatni dociskając ją do siebie i wypełniając jej wnętrze...

– Chciałaś kiedyś, żebym cię zerżnął, nie pytając o zgodę? Traktując cię jak zabawkę i nie zwracając na ciebie uwagi? Wiec proszę, teraz już zasłużyłaś na  to abym to zrobił. – pochylam się nad nią stykając się z jej plecami i warczę gniewnym głosem. Nie czekam na odpowiedź, bo wcale jej nie oczekuje... zresztą pewnie ma tak ściśnięte gardło, że nie wydusi z siebie ani słowa. Mimo wszystko dobrze znam moją żonę...

Odrywam się od niej, zapinam spodnie i po prostu zabierając resztkę whisky ze sobą, wychodzę z gabinetu zostawiając ją samą...

******

Z niecierpliwością czekam  na wasze opinie i komentarze tym bardziej, że ten rozdział był dla mnie ważny :) 

Liczę na was kochani <3 

Buziaki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro