Rozdział 1
Laura
Zamknęłam się w swoim pokoju szczelnie opatulając się kołdrą, jak gdyby to miało mi w jakiś sposób pomóc, jak gdyby to miało mnie jakoś ochronić ... Znam swojego ojca, wiem jaki jest, ale mimo wszystko, wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że jego jedyna córka jest dla niego tak mało ważna... William, synuś tatusia zawsze jest na pierwszym miejscu. Nienawidzę ich oboje. Nie, ja sobie tego nie wyobrażam... ja żoną Bruna Watsona? Gdy tylko o tym myślę, wszystko się we mnie przewraca. Przecież ja go nawet dobrze nie znam! Ale na tyle, co go znam mogę śmiało powiedzieć, że go nie lubię! Arogancki dupek, myślący, że wszystko mu się należy. Tyle mogę o nim powiedzieć! Jak ja mogłabym być z kimś takim? No jak? Nasi ojcowie przyjaźnili się od zawsze... odkąd tylko pamiętam, ale mimo to z Brunem nigdy nie miałam jakiegoś większego kontaktu... po prostu nigdy nie lubiłam aroganckich dupków, a on był taki od zawsze. Więc dlaczego on chcę mnie za żonę?
Kilka dni później
Nie wytrzymam już dłużej tego napięcia, po prostu nie wytrzymam. Od trzech dni siedzę zamknięta w swoim pokoju i bije się z myślami. Czy ktoś mi powie co ja mam zrobić? Byłam u ojca błagałam go, żeby odwołał to wszystko, żeby mi tego nie robił, ale on jest nie ugięty. Mogę uciec ale gdzie? Zresztą jestem pewna, że gdy tylko bym uciekła, ojciec zablokował by mi wszystkie karty. Z czego bym się utrzymała? Do kogo bym poszła? Nie mamy zbyt dużo rodziny, zresztą rodzina ojca, na pewno by mi nie pomogła, zawsze stoi za ojcem murem. Jedyna ciotka ze strony mamy, ale ona mieszka w Australii... Dałabym wszystko, żeby mamy tu była. Za nim zmarła, zawsze broniła mnie przed chorymi urojeniami ojca... teraz na pewno też by tak było.
– Lauro, kolacja już gotowa. – Merry nasza służąca, delikatnie puka do moich drzwi i nie słysząc mojego proszę, mówi do mnie zza nich.
– Nie jestem głodna, dajcie mi spokój.– odpowiadam opryskliwie, chodź wiem, że nie powinnam być taka dla niej. To nie jest jej wina, że mój ojciec to cholerny egoista. Merry, to bardzo dobra kobieta. Od zawsze z nami mieszkała, dbała o dom i dbała o mnie.. Dla mnie to nie jest służąca. Dla mnie to jest dobra ciocia, do której zawsze mogę przyjść wypłakać się i przytulić. Jedyna osoba w tym domu, dla której coś znaczę.
– Przepraszam Merry.– otwieram drzwi zapraszając ją do środka ze spuszczoną głową.
– Lauro, nie gnie wam się. Rozumiem cię, ale twój ojciec wydał mi jasne polecenie, że mam cię przyprowadzić na kolacje.
– On umie wydawać tylko polecenia, nic więcej. – Na samą myśl o rozmowie z nim, łzy stają mi w oczach... przecież wiadomo o czym będzie ta rozmowa. Ja nawet nie chce słyszeć o tym ślubie, a tym bardziej słyszeć, o tym, że Bruno Watson ma być moim mężem. Schodzę do jadalni, gdzie ojciec jak zawsze siedzi, na środku wielkiego zabytkowego stołu, tak jak by jego miejsce przy nim miało jeszcze bardziej mi pokazać ''To ja tu rządzę ''
– Słucham?– Siadam z boku nawet na niego nie spoglądając, udaje swoje wielkie zainteresowanie sałatką z łososiem, grzebiąc w niej widelcem.
– Nie ignoruj mnie.
– Ty mnie i moje zdanie cały czas ignorujesz i jest dobrze.
– Nie tym tonem. – Nie wytrzymam, po prostu nie wytrzymam...
– Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? – biorę parę głębszych wdechów .
– Oswoiłaś się już z myślą swojego ślubu? –Jak on to może mówić tak spokojnie?
– Nie... i nigdy się z nią nie oswoję.
– Sądzę, że nie masz innego wyjścia.
– Czy ciebie nie interesuje to, że ja go nie kocham? Że mało co znam tego człowieka?
– Mówiłem ci już nie histeryzuj, weźmiecie ślub to go poznasz.
– Tato on jest ode mnie 7 lat starszy, ja mam dopiero 20 lat. A poza tym, jest aroganckim dupkiem myślącym tylko o sobie! –Jedynym łykiem pochłaniam cały kieliszek białego wina, który jak mniemam miał mi wystarczyć do całej kolacji.
– Widzisz jednak go trochę znasz. Lauro, dla ciebie będzie dobry, w końcu będziesz jego żoną.
– Czemu Williama nie zmuszałeś do ślubu i nie wybierałeś mu żony z odpowiednią pozycją? Czemu za niego nie podejmujesz decyzji? Zawsze dla ciebie najważniejszy był twój ukochany synuś. – Zawsze mój brat był dla ojca ważniejszy. Zawsze mógł robić co chciał, kiedy chciał i z kim chciał. Oczko w głowie tatusia, a ja jak bym była mu zupełnie zbędna, albo nawet przeszkadzała mu.
– William moja droga, jest od ciebie dużo starszy, rozsądny i odpowiedzialny. Sam wybrał dla siebie żonę, która okazała się odpowiednią kobietą, by stanąć u jego boku.
–Noo tak Charlotte i jej rodzina zajmuje wysoką pozycje społeczną, więc oczywistym jest, że według ciebie jest ona odpowiednią żoną dla Williama. Czemu do cholery jemu dałeś wybór, a mi nie?!
– Mówiłem ci już, nie tym tonem. Jakoś nie widzę u twojego boku żadnego mężczyzny, więc nie widzę, żadnych przeciwwskazań byś została żoną Bruna. Powinnaś się cieszyć, że chce cię za żonę. Z twoim charakterem, trudno będzie komukolwiek z tobą wytrzymać. – To ja może mam jeszcze klękać na kolanach i podziękować im za to? Być wdzięczną, że taki wielki zaszczyt, mnie spotkał. Zaszczyt bycia żoną Bruna Watsona...
– Może ja po prostu ci tu przeszkadzam i chcesz się mnie pozbyć? Przecież jestem taka okropna.
– Lauro, wszystkie rodzinne interesy, są w rękach Williama, to on będzie nimi kierował, powtarzam ci po raz kolejny ślub z Brunem zapewni ci przyszłość. – Czemu ja wcześniej na to nie wpadłam? Przecież to oczywiste. Ja po prostu przeszkadzam mojemu ojcu i braciszkowi. Wydając mnie za mąż, William będzie miał wyłączne prawo do majątku... Ja im tylko zawadzam w ich planach.
– Dobrze tato – akcentuje dosadnie słowo tato. – Wyjdę za Bruna. Nie będę wam już zawadzać, wolę się męczyć z nim niż z wami.
– Zrozum to dla Twojego dobra. – Jasne dla mojego dobra, zmusza mnie do tego żebym resztę życia była nieszczęśliwa. Co w tym jest dla mnie dobrego? Jest tylko jeden plus tej sytuacji. Nie będę musiała więcej się jego o nic prosić, już nie będzie mi mógł rozkazywać, zabraniać ... Nie będę też dłużej musiała patrzeć, na mojego pożal się Boże braciszka... Pana Wspaniałego. Niech się udławi całym tym naszym majątkiem. Mam już gdzieś to wszystko!!!
Bruno
– Synu, a co jeśli młoda Anderson nie zgodzi się na ślub z tobą? – Zgodzi się, musi się zgodzić, przecież jej ojciec ma na nią duży wpływ. Wystarczy, że teraz trochę zmienię swój wizerunek w jej oczach i będzie jadła mi z ręki.
– Tato spokojnie, za miesiąc zmieni nazwisko z Anderson na Watson.
– Dobrze wiesz, że nie będzie ci łatwo ją poskromić, odziedziczyła charakter po matce. – Czym on się tak przejmuje? Dociskam pedał gazu w samochodzie do samego końca, znacznie przyspieszając. Nie chce już słuchać się mi jego dramatyzowania.
– Poskromie, poskromie.
– W Bostonie miałeś tyle chętnych kandydatek na żonę. Oczywiście cieszę się, że chcesz mieć za żonę córkę Eryka, to będzie dobra partia dla ciebie, ale nie wytłumaczyłeś mi nigdy dlaczego akurat ona?
–Tato, moja żona musi mieć klasę. Chodź Laura jest jeszcze młodziutka ją ma, nie to co te rozpieszczone panienki z Bostonu. – Głównie dla tego, że jest młodziutka łatwiej będzie mi ją sobie podporządkować, oczywiście nie pomijam przy tym faktu, że jest cholernie piękną młodą kobietą.
– Mam nadzieje, że wszystko pójdzie po naszej myśli, bo inaczej wszystko szlag trafi. – Nie musi mi o tym przypominać, doskonale wiem jaka jest sytuacja i wiem jak duża presja nade mną leży, ale skoro już mam się żenić, chce mieć za żonę Laurę...
Laura
Schodzę po schodach tak wolno jak się tylko da... choć doskonale wiem, że to i tak niczego nie zmieni. Za moment stanę oko w oko z Brunem Watsonem... z moim przyszłym mężem. Widzę go. Stoi wraz ze swoim ojcem i moim w salonie popijając prawdopodobnie szkocką. Nie widzę zbyt dobrze, co piją ale sądząc po upodobaniach mojego ojca zapewne właśnie ten trunek im zaproponował. Lustruje Bruna od stóp do głów. Jest wysokim mężczyzną o rozbudowanych ramionach i umięśnionym ciele. Ma na sobie idealnie skrojony granatowy garnitur, który ani trochę nie ujmuje wyglądu jego sylwetce. Boże im jestem bliżej nich, serce bije mi coraz mocniej, wszystko we mnie wrze... Nawet nie wiem co mam powiedzieć, gdy już do nich podejdę. Matko obracają się w moją stronę. Gdzie ja mam teraz podziać wzrok? Bruno staje naprzeciw mnie i widzę jak jego wzrok przesuwa się po mnie od góry do dołu. Niech on tak na mnie do cholery nie patrzy! Wzrok ma tak przeszywający, że nie potrafię patrzeć mu w oczy. Kątem oka dalej go obserwuje. Zapuścił brodę... ostatnim razem, gdy go widziałam jeszcze jej nie miał. Przyglądam mu się uważnie i sądzę, że ta broda dodała mu jeszcze więcej męskości, chociaż mimo wszystko Bruno jest tym typem faceta, który nie nic nie musi robić, aby było widać bijącą od niego męskość i poczucie wyższości. No cóż, mimo swojego wyglądu jego cholerny charakter i tak przewyższa nad wszystkim.
– Witaj Lauro. – Nie spuszczając ze mnie wzorku całuje mnie w rękę i podaje wielki bukiet kwiatów. Jakiż on szarmancki myślał by kto... żałosne. On pewnie też ma w tym jakiś ukryty cel, tak samo jak mój ojciec. Bo dlaczego miał by wybrać właśnie mnie na swoją żonę?
– Cześć Bruno. – odpowiadam obojętnie biorąc do ręki bukiet. Widzę jak na jego twarzy pojawia się lekko grymas... oj chyba myślał, że rzucę mu się na szyję, ze szczęścia.
– Pięknie wyglądasz, wydoroślałaś . – Myśli, że jakimś tanim komplementem mnie udobrucha?
– Za to ty się postarzałeś .– Znów widzę na jego twarzy grymas, ale jeszcze większy niż poprzednio.
– Lauro. – gani mnie ojciec. Nic nie poradzę, że takie słowa same cisną mi się na język. Wcale się nie postarzał, wygląda bardzo dobrze... ale cóż trochę uszczypliwości z mojej strony mu nie zaszkodzi. Podaję rękę na przywitanie Panu Watsonowi i nie zwracając uwagi na Bruna, staję do niego plecami i pytam jego ojca jak minęła podróż.
– Zapraszam was do jadalni, zjedzmy kolacje. – Ojciec kieruje nas do jadalni, a mnie myśl o podanym do kolacji winie, chociaż trochę uspokaja. Bruno siada obok mnie... Nie czuje się swobodnie, czując jego obecność przy sobie. Myśl o tym, że już zawsze będzie u mojego boku dobija mnie... Przez większość czasu jemy w milczeniu, jedynie od czasu do czasu panowie coś przebąkują.
– Lauro może wystarczy już tego wina? – Ojciec patrzy na mnie kątem oka.
– Myślę, że jeszcze nie.
– Zatem myślę, że to już pora abyśmy porozmawiali o naszym ślubie. – słyszę głos Bruna, a słowo ślub cały czas odbija się echem w mojej głowie.
– O czym chcesz rozmawiać? Przecież wy wszyscy, już podjęliście za mnie decyzje, ja tylko musiałam się do niej dostosować. – Mina Bruna jednoznacznie mówi, że ma już dość moich docinek. Napina mięśnie twarzy i zaciska usta w wąską linie. Nie zamierzam zachowywać się jak potulny baranek! Nie będę mu tego ułatwiać, tego może być pewny.
– Dobrze Panie Anderson, tato pozwólcie, że porozmawiam ze swoją przyszłą żoną, na osobności. – Tak dosadnie akcentuje ostatnie słowa, że po moich plecach przebiega dreszcz. Wstaje od stołu i podaje mi rękę. Chociaż chce ją odtrącić widząc wzrok ojca i Pana Watsona, kładę swoja dłoń na jego. Prowadzi mnie w milczeniu do ogrodu, nawet nie spoglądając na mnie. Boję się tej rozmowy. Układam sobie w głowie co mu powiem, wygarnę mu wszystko, co o nim myślę...
– Słucham, co masz mi do powiedzenia? - pytam udając znużoną minę.
– Czemu jesteś taka nie miła dla mnie? Nie jesteś zadowolona, że zostanę twoim mężem? – Wyczuwam lekką ironie w jego głosie. Tak jakby chciał być dla mnie miły, ale jego podły charakter mimowolnie z niego wychodzi.
– Może cię zdziwię, ale wyobraź sobie, że nie.
–Ja za to bardzo się cieszę, że zostaniesz moją żoną. Jesteś piękną, inteligentną młodą kobietą. Myślę, że będziesz pięknie prezentowała się u mego boku. – Nic się nie zmienił. Liczy się w dalszym ciągu tylko i wyłącznie ze swoim zdaniem, dokładnie tak samo jak mój ojciec.
–To, że będę ładnie prezentowała się przy twoim boku, to jednak trochę za mało, żeby stworzyć małżeństwo. – syczę w jego stronę. Jego kąciki ust wyginają się w lekki uśmiech, ale nie jestem w stanie stwierdzić czy jest on szczery.
– Daj mi trochę czasu, abym cię do siebie przekonał Lauro. Obiecuje ci, że postaram się, abyś była szczęśliwa u mego boku. – ujmuje moją dłoń w swoją i składa delikatny pocałunek, znów nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie potrafię na niego patrzeć, tak jak on na mnie, boję się spojrzeć w jego oczy... spuszczam wzrok w dół i nie wiem co powiedzieć... Czuje jego dłoń na moim podbródku i po chwili nie mam wyjścia muszę spojrzeć mu prosto w oczy.
– Bruno, może zapytał byś najpierw mnie o zdanie! Mam zostać twoją żoną bo tak sobie wymyśliłeś? – zdejmuje gwałtownym ruchem, jego dłoń z mojego podbródka.
– Nie chciałem tego mówić, ale cóż trudno. Skarbie wyjdziesz za mnie czy ci się to podoba czy nie. Za miesiąc zostaniesz Panią Watson. Moją żoną. - Tone jego głosu jest niezwykle stanowczy, tak stanowczy, że po moim ciele mimowolnie przebiega dreszcz.
– Nie mów do mnie skarbie. Jeszcze nie jestem twoją żoną . – syczę na niego przez zaciśnięte zęby. Właśnie, jeszcze nie jestem twoją żoną. Więc dopóki nią nie jestem, trochę ci po uprzykrzam życie, zresztą po ślubie również nie zamierzam być przykładną żoną. Odchodzę od niego i ku mojemu zadowoleniu nie zatrzymuje mnie. Biegnę do swojego pokoju i jak zawsze do cholery nie mogę znaleźć swojej komórki. Cholera jasna gdzie ja ją podziałam? Gdy tylko ją znajduje pod stertą poduszek, szybko wysłałam wiadomość do Sofii. Pytam ją, czy ma ochotę dziś trochę zaszaleć. Nie czekając na odpowiedź, zaczynam się szykować, wiem, że moja przyjaciółka zawsze ma ochotę zaszaleć. Już widzę minę ojca jak zobaczy, że wychodzę. Do póki nie będę jego żoną mogę robić, co chce i średnio obchodzi mnie to, że on tu jest.
I jak wam się podoba historia ?
Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro