Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54!

Cześć kochani :)

Tym razem udało mi się nie dość ze szybciej coś wyskrobać to też rozdział jest dłuższy  :)

Miłego czytania! :)

Mam  nadzieje, że będziecie zadowoleni :)


Bruno

Cholernie się cieszę, że już jesteśmy w domu. W momencie, kiedy tylko przekroczyliśmy próg naszego domu, mimowolnie odetchnąłem z ulgą. Znów jesteśmy w naszym domu. Oboje. Razem. Najchętniej teraz bym ją wziął w ramiona i mocno przytulał przez całą noc...

Nie jest między nami dobrze i pewnie dużo czasu upłynie zanim jakoś to wszystko się poukłada, ale przynajmniej jest tu ze mną. Mam ją przy sobie. To jest dla mnie najważniejsze. Tutaj musi się jakoś to wszystko ułożyć i od początku wychodziłem z takiego założenia. Nikt mi nie powie, że nie łatwiej tutaj nam będzie poskładać wszystko do kupy niż na odległość.

Choć nie sądzę, żeby chciała znów uciekać, znacznie zwiększę ochronę w koło domu. Teraz we wszystkich samochodach każe zamontować nadajniki. Nie tylko w Laury. Jej telefon również będzie miała nadajnik to chyba oczywiste, ale muszę mieć coś jeszcze. Zamontuje jej również w zegarku, który prawie zawsze nosi na ręce.

Nie zamierzam jej cały czas kontrolować czy sprawdzać, nie to nie o to chodzi. Chce po prostu jej bezpieczeństwa. Gdyby znowu gdzieś zniknęła, bądź coś jej się stało, chce wiedzieć gdzie jest.

Całą podróż nie zamieniliśmy z ani słowa, ani w drodze na lotnisko, ani podczas lotu ani teraz gdy wracaliśmy z lotniska do domu. Ani jednego pieprzonego słowa!

Podczas lotu spała, chociaż moim zdaniem udawała, że śpi...

Nie chce na razie na niej wymuszać rozmowy, skoro jeszcze nie czuje się na to gotowa. Oboje wiemy, że skoro wróciliśmy tu razem, nie uciekniemy od rozmowy. Nie zaczniemy żyć jak gdyby nigdy nic i w końcu musimy się jakoś dogadać.

Chciałbym ją jakoś wesprzeć, pomóc jej się oswoić, z tym czego dowiedziała się o sobie. Tylko nie wiem jak... Widziałem, jak bardzo cierpiała na cmentarzu i było mi jej wtedy tak cholernie szkoda. Nawet sobie nie wyobrażam jak się poczuła kiedy dowiedziała się prawdy i jak teraz się z tym wszystkim czuje, ale biorąc pod uwagę jak bardzo emocjonalną i delikatną osobą jest moja żona, mogę się tego domyślać.

Boje się, że to właśnie do mnie będzie miała największy żal. Bo ja o tym wszystkim wiedziałem i o niczym jej nie powiedziałam, choć nie raz miałem do tego okazje. Nie raz widziałem jak bolą ją jej relacje z rodziną. Ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej.

Przynajmniej teraz nie ma między nami już żadnych kłamstw. Nie mam już przed moją żoną żadnych tajemnic. Tylko czy ona mi w to uwierzy?

Cholernie martwi mnie jej zachowanie, które w ogóle się nie zmienia. Wciąż jest zamknięta w sobie i obojętna... Taka jakby zahukana. Kiedy weszliśmy do domu, od razu udała się bez słowa na górę jak mniemam do naszej sypialni. Nie szedłem za nią. Myślę, że nie jest jej specjalnie brak teraz mojej obecności przy sobie. Gdyby chciała sama by do mnie przyszła...

Siadam w salonie w fotelu i polewam sobie szklankę whisky. Jest już wieczór a ja się nigdzie nie wybieram. Jutro niestety muszę pojechać do firmy. Mam nadzieje, że ojciec pod moją nieobecność nie wprowadził, żadnych rewolucji. Przecież sam prowadził tą firmę przede mną tyle lat, doskonale powinien wiedział co robić. Poza tym wciąż posiadał upoważnienia do podpisywania wszelkich dokumentów, więc myślę, że nie mam specjalnie się o co martwić. Oczywiście jeżeli chodzi o kwestie firmy, bo jeśli chodzi o nasze prywatne tooo ciężko je widzę.

Z góry nagle zbiega po schodach Laura, co trochę wyrywa mnie z zamyślenia.

– Zostaw. Wyniosę ci te walizki. – podrywam się z fotela, żeby zabrać jej z rąk walizki, które sama chce wnieść na górę.

– Poradzę sobie, sama uciekłam z tymi walizkami do Kanady więc poradzę sobie też z ich wniesieniem do sypialni. – odpowiada chwytając rękoma za walizki. I jak ma mnie do cholery nie martwić jej zachowanie?

– Laura nie wygłupiaj się. Wniosę. – mówię łagodnie, zabieram jej z rąk walizki i idę z nimi na górę do sypialni. Obie walizki zostawiam przy łóżku i od razu chce wyjść z sypialni. Nie chce jej drażnić moją obecnością. Mijam się z nią na schodach i dostrzegam w jej ręku już otwartą butelkę wina.

– Laura... zamierzasz pić sama? – łapę jej za tą butelkę i najchętniej bym jej ją wyrwał z dłoni, ale nie chce od razu doprowadzać między nami do kłótni.

– Tak.

– Nie powinnaś tyle pić. Widziałem w Twoim pokoju w pensjonacie kilka pustych butelek po winie. – dokładnie policzyłem ile stało pustych butelek po winie. Było ich 5. Naprawdę coraz bardziej mam wrażenie, że z Laurą dzieje się coś nie dobrego, a alkohol jej na pewno nie pomoże.

– Mogę zabrać to wino ze sobą czy mi je zabierzesz? – jej pytanie zbija mnie z tropu.

– Martwię się o ciebie. Wolałbym, żebyś nie piła. – próbuje jakoś delikatnie powiedzieć, to co myślę. Jej zachowanie tak strasznie zbija mnie z tropu, że kompletnie nie umiem z nią rozmawiać. Jeszcze dwa miesiące temu nie dyskutował bym z nią tylko po prostu zabrał jej tą butelkę.

– Tak wiem... wy wszyscy się o mnie martwicie, chcecie dla mnie dobrze i tak dalej.

– Nie interesuje mnie reszta, ale ja chce dla ciebie dobrze. Nie chce żebyś się upijała. – zmieniam ton głosu na nieco ostrzejszy.

– A skąd wiesz, że zamierzam się upijać? Poza tym, przecież ty na dole też sam pijesz whisky, więc czemu mnie się czepiasz?

– Okej, idź. – rzucam krótko i puszczam butelkę. Nie chce się z nią kłócić, a patrząc na rozwój naszej rozmowy, zaraz pewnie by tak to się zakończyło. Ciśnienie momentalni mi się podnosi ku górze.

To co teraz tak będzie wyglądało nasze małżeństwo? Tak będziemy ze sobą rozmawiać? Schodzę na dół i wyciągając z kieszeni kurtki papierosy, wychodzę na taras. Odpalam papierosa i staram się jakoś skupić myśli. Muszę przecież jakoś dotrzeć do mojej żony, tylko zupełnie nie wiem jak. Jej zachowanie jest wręcz nie do poznania i za każdym razem jej odpowiedzi zbiją mnie z tropu. Muszę się hamować na każdym kroku, żeby nie doprowadzić do kłótni, boje się, że wtedy może być jeszcze gorzej.

Trudno jakoś to będzie...

Absolutnie nie mam ochoty ale wiem, że to też mnie nie ominie. Kiedy tylko kończę palić papierosa, wracam do domu, dolewam whisky do szklanki i kieruje się do gabinetu. Muszę sprawdzić pocztę firmową. Przez ostanie dni nie miałem zupełnie do tego głowy, a jutro kiedy pójdę do pracy od rana będę zawalonymi innymi rzeczami.

Mam tylko nadzieje, że ojciec tym razem daruje sobie swoje wywody. Może zrozumiał, że jego gadanie nic nie zmieni. Zresztą za dużo się już wydarzyło.

Staram się ogarnąć kilka najważniejszych wiadomości jaki mam na skrzynce i do jasnej cholery nie wiem co mam ze sobą zrobić. Chciałbym iść na górę do mojej żony i po prostu się do niej przytulić. Tak właściwie to ja nawet się jeszcze nią nie nacieszyłem. Nie nacieszyłem się jej bliskością jej zapachem, po prostu całą nią.

Nie dość kurwa! Nie zamierzam się bać wejść do własnej sypialni i porozmawiać z własną żoną! Zamykam z hukiem laptopa i idę na górę. Normalnie zamierzam wziąć prysznic i położyć się koło niej w łóżku!

Wchodzę do sypialni, rozglądam się dookoła, ale Laury tu nie ma. Walizki są pootwierane. Widać, że wyjmowała z nich parę rzeczy. Pewnie jest w łazience, chociaż nie słyszę, szumu wody.

Niedługo myśląc, zostawiam telefon za szafce przy łóżku i zdejmuje zegarek. Też chcę się wykąpać. Nie pukam gdy wchodzę do łazienki, tylko po prostu do niej wchodzę i od razu mój wzrok spotyka się ze wzrokiem mojej żony.

Jeszcze przed chwilą musiała siedzieć w wannie, ponieważ stoi teraz przed lustrem, obwinięta ręcznikiem a na jej ciele widać kropelki wody.

– Mogę? – pytam, niemalże przez zaciśnięte zęby. O co ja się kurwa pytam?

– Przecież ty nigdy nie pytałeś czy możesz, więc teraz również nie musisz pytać, zresztą ja już wychodzę. – odpowiada otulając mokre włosy ręcznikiem i zabierając resztkę wina w butelce chce wyjść z łazienki.

– Laura nie pij już, zaczynasz przeginać. W godzinę wypiłaś prawie całą butelkę. – nie mogę się pohamować, żeby nie zwrócić jej uwagi kiedy widzę ile wina zostało w butelce. Laura, nawet nie odpowiada na to co mówię, tylko podchodzi do umywalki i wylewa do niej resztę wina, które jest w butelce. Podaje mi do ręki teraz już pustą butelkę i bez słowa wychodzi z łazienki.

Kiedy tylko zamyka za sobą drzwi łazienki z całej siły zamachuję się trzymając butelkę w dłoni, tak jak bym chciał ją rozbić o umywalkę. W ostatniej chwili jednak opamiętuje się i nie rozbijam butelki. Jej zachowanie teraz jest sto razy gorsze niż, na początku naszego małżeństwa. Wolałem już jak mnie nie słuchała, niż kiedy zachowuje się tak jak teraz.

Wrzucam z impetem butelkę do kosza stojącego przy umywalce, rozbieram się z ubrania i wchodzę pod prysznic najpierw puszczając chłodną wodę, żeby trochę ochłonąć. Muszę się teraz naprawdę hamować i powstrzymywać swoje wybuchy złości. Spróbować jakoś spokojnie z nią rozmawiać. Ale jak? Kiedy tylko na cokolwiek zwracam jej uwagę ona robi to czego bym oczekiwał bez słowa zająknięcia. Tak właściwie to kurwa nawet nie moglibyśmy się pokłócić bo ona na nic nie protestuje.

Nie stoję zbyt długo pod prysznicem. Chce jak najszybciej wrócić do sypialni w której mam nadzieje, że zastanę Laure, bo po jej obecnym zachowaniu to nic nie wiadomo.

Wycieram ciało, ręcznikiem i wyjątkowo zakładam sportowe spodenki do spania. Wracam do sypialni i kiedy tylko do niej wchodzę moja żona już leży w łóżku, odkłada swój telefon na szafkę i starannie przykrywa się kołdrą, kiedy widzi mnie w drzwiach sypialni.. No cóż nie pozostaje mi również nic innego. Kładąc się do łóżka spoglądam na zegarek. Jest już późno i chyba oboje powinniśmy odpocząć.

Laura odwraca się do mnie plecami, co jakoś szczególnie mnie nie dziwi. W sumie powinienem się cieszyć, że w ogóle śpi ze mną w jednym łóżku. Mimo wszystko postanawiam podjąć jeszcze jedną próbę rozmowy.

– Kochanie nie musimy dzisiaj rozmawiać, oboje potrzebujemy odpoczynku. Ale nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jesteś znów ze mną w domu. Cholernie za tobą tęskniłem. – mówię i nie mogę się powstrzymać, żeby nie złożyć pocałunku na wystające spod kołdry ramię Laury. Od razu czuje wtedy wyraźniej ten jej słodki zapach. Zastygam w bezruchu nad Laurą, czekając na odpowiedź, której się niestety nie doczekuje. – Wszystko w porządku? Wiem, że dużo przeszłaś, ale jestem przy Tobie i zawszę będę. – delikatnie wsuwam dłoń pod kołdrę i kładę dłoń na tali Laury na co ona od razu się wzdryga.

– Jestem zmęczona, chciałabym pójść spać.

– Mogę cię przytulić? – żebym ja się musiał kurwa pytać czy ją mogę przytulić? Sam mam ochotę sobie przyjebać za to co właśnie mówię.

– Rób jak uważasz, przecież Ty tu rządzisz. – odpowiada obojętnie a mnie niemalże wszystko podnosi się do gardła. Zdejmuje dłoń z jej tali i kładę się po swojej stronie łóżka na plecach. Zakładam rękę za Plecu i nic się już nie odzywam, chociaż potok słów ciśnie mi się na usta. Zaciskam mocno szczękę a dłoń na poręczy łóżka, którą mam za plecami.

Tak to my się nie dogadamy. Przecież ona nie może tak teraz ze mną rozmawiać. To nie jest moja żona! Ona się tak nie zachowuje, to są kompletnie nie podobne do niej zachowania. Laura teraz przecież tak naprawdę robi to czego chciałem od początku. Nie przeciwstawia mi się, nie awanturuje się, a jeśli już czegoś chce to prosi o zgodę.

Chce mnie teraz karać swoim zachowaniem? Czy może naprawdę powinienem się zacząć bać o zachowanie mojej żony. Dużo przeszła ostatnimi czasy, najwidoczniej o wiele za dużo. Może po prostu sobie z tym wszystkim nie radzi... Może się pogubiła i w ten sposób próbuje to wszystko od reagować?

Laura

Otwieram zaspane oczy i mocno się przeciągam wyłaniając się spod kołdry. Dawno tak dobrze nie spałam jak dziś. Przespałam całą noc, ani razu się nie budząc. Czuje dziwne uczucie spokoju.

I właśnie w tym momencie sobie przypominam gdzie jestem...

Podrywam się szybko na łóżku i patrzę na prawa stronę łóżka.

Nie ma Bruna w łóżku. Matko ile ja przespałam? Biorę swój telefon z szafki i spoglądam na godzinę. Jest dopiero 9, więc wcale nie jest tak późno. Zastanawiam się czy Bruno jest w domu, czy może już go nie ma? Strasznie chce mi się pić, zapewne po winie, które wczoraj wypiłam a w sypialni nie dostrzegam żadnej butelki z wodą.

Przeciągam się leniwie, zakładam szlafrok i schodzę na dół do kuchni po coś do picia.

– Wyspana? – słyszę z ust Bruna, kiedy wchodzę do kuchni. Mój mąż siedzi przy stole z kubkiem kawy i otwartym laptopem. Ubrany jest w koszulę więc nie trudno się domyślić, że będzie się wybierał do firmy.

– Tak. – odpowiadam zgodnie z prawdą. Podchodzę do lodówki i na całe szczęście są w niej butelki z wodą. Wyciągam jedną i łapczywie pije prosto z butelki. Jak gdyby nigdy nic, zaczynam robić sobie kawę i szukam czegoś do jedzenia w lodówce. Jestem odwrócona do Bruna plecami, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wgapia się w każdy mój ruch.

Lodówka wypełniona jest niemalże po brzegi jedzeniem. Jest też świeże pieczywo i owoce. Pewnie któryś z goryli Bruna z samego rana zadbał o zakupy. Zabieram z lodówki twarożek, rzodkiewkę i przygotowuje sobie bułkę. Biorę kawę i po prostu siadam naprzeciw Bruna przy stole i zaczynam jeść. Widzę, że jest zaskoczony tym co robię. To co? Mam uciekać teraz do innego pomieszczenia, żeby zjeść śniadanie?

– Muszę jechać do firmy i nie wiem jeszcze ile czasu mi tam zejdzie. – Bruno upija łyk kawy i wpatruje mojej reakcji.

– W porządku. – wzruszam ramionami.

– Tylko tyle? W porządku?

– A co mam ci jeszcze więcej powiedzieć? Przecież musisz pracować i dbać o rodzinny interes. – wypowiadam ostanie zdanie z lekkim przekąsem. Bruno na moje słowa bierze głęboki oddech i upija łyk kawy.

– Porozmawiamy wieczorem kochanie? Tylko tak na spokojnie. Jesteś tu znów ze mną, ale musimy sobie jakoś to wszystko przecież ułożyć na nowo. Wiem, że nie od razu będzie dobrze, ale wspólnymi siłami jakoś może poskładamy to wszystko do kupy? Przeszłaś zbyt wiele ostatnio i to w dużej mierze z mojej winy... – mówi dotykając mojej ręki, a ja choć z całej siły zaciskam wargi czuje, jak mi drżą a oczy zaczynają piec. – Wiem, że to czego dowiedziałaś się o sobie, cholernie boli, ale... – nie mogę tego słuchać.

– Nie wiesz. – zabieram dłoń z jego uścisku i zasłaniam nią usta, aby ukryć coraz bardziej drżące wargi. Bruno wstaje z krzesła i staje za moim plecami. Delikatnie przytula się do moich pleców. Staram się z całych sił aby się nie rozsypać i nie wybuchnąć płaczem, ale jego dotyk mi tego nie ułatwia.

– Laura skarbie, ja nie jestem twoim wrogiem. Daj sobie pomóc. – czule głaszcze mnie po głowie i mówi spokojnym melodyjnym głosem.

– Nie jesteś moim wrogiem? Dlatego ciągle nie mówiłeś mi prawdy? O naszym ślubie, o twojej chęci posiadania dziecka? Dlatego nie powiedziałeś mi, że moja rodzina mnie nienawidzi bo jestem dzieckiem ze zdrady mojej matki? – odwracam się do niego i mówię pełnym żalu głosem, pacząc mu prosto w oczy.

– Przepraszam, ja po prostu chciałem cię chronić.

– Bruno idź już do pracy, proszę. – nie chce się przy nim rozsypać, poza tym nie mam siły tego słuchać.

– Nie chcę cię zostawiać samej.

– Nie martw się, nie ucieknę ani nic sobie nie zrobię. – wiem, że właśnie o to się teraz martwi. Widzę jak Bruno bije się z myślami i nie wie co robić. Nerwowo przeczesuje dłonią włosy i ciężko oddycha. – Teraz zamierzasz mnie pilnować na każdym kroku? Tak nie wrócimy do normalnego życia.

– W porządku pojadę. Jestem cały czas pod telefonem, gdybyś czegokolwiek potrzebowała. Chyba, że może chcesz ze mną pojechać do firmy? Postaram się jak najszybciej załatwić to co najpilniejsze. – tak i co ja niby mam z nim robić w tej firmie? Siedzieć w fotelu i przyglądać się jak pracuje? W jakim celu? Niech on się tak już nade mną nie trzęsie...

– Mam patrzeć jak pracujesz? – podnoszę znacząco wzrok ku górze. –Bruno po prostu już jedź i nie martw się o mnie.

– Dobrze. – w końcu udaje mi się go przekonać. Składa niepewnie pocałunek na mojej skroni. Dopija kawę, zabiera ze stołu laptopa i komórkę i w końcu wychodzi.

Bruno naprawdę nie musi się o mnie aż tak martwić. Ja już sobie wszystko dokładnie przemyślałam, a miałam na to wystarczająco dużo czasu ostatnio.

I tak zamierzam na razie żyć jak gdyby nigdy nic. Nie chce myśleć o tym czego się dowiedziałam o sobie. Chce to wyrzucić z pamięci, odeprzeć tą wiedze od siebie.

Przynajmniej przestanę się już zadręczać myślami, dlaczego zawsze byłam wyrzutkiem rodziny. Bo po prostu nie byłam jej prawdziwą częścią. Mam ogromny żal do mamy, że to wszystko zataiła przede mną ale co mi to teraz da? Nic. Tak do Bruna również go mam i to jeszcze większy... Widział jak nieraz przeżywałam to, że ojciec i brat mnie tak traktują i kompletnie nic z tym nie zrobił, a przecież tak obiecywał, że nie będzie mnie okłamywał. Brat owszem mogę mówić, mimo, że przyrodni to jednak brat, ale nie powinnam już mówić ojciec na Pana Andresona, bo to nie jest mój ojciec.

Coraz częściej zaczyna pojawić się w moje głowie myśl, kto jest moim ojcem... Ale czy ta prawda jest mi teraz do czegokolwiek potrzebna? Najwidoczniej mnie nie chciał, skoro nawet nie wiedziałam, że moim ojcem jest kto inny... Ani prawdziwy ojciec, ani przyszywany mnie nie chcą.

Stop!

Nie chce więcej myśleć, rozmawiać ani niczego słyszeć na ten temat. Nie mam żadnej rodziny oprócz mojego męża. Moją jedyną rodziną jest Bruno i tego zamierzam się trzymać. Teraz tylko muszę sobie wypełnić czas, żeby nie mieć czasu na to rozmyślanie...

Więc jak gdyby nigdy nic dokańczam jeść śniadanie, chowam brudne naczynia do zmywarki i wracam do sypialni rozpakować walizki. Tak naprawdę nie mam do rozpakowania tak wielu rzeczy. Kiedy uciekałam w emocjach po prostu brałam co po popadło i w większości były to mało przydatne rzeczy, kiedy teraz tak na to wszystko patrzę.

Ale przecież rozpakowywanie rzeczy nie da mi zajęcia na cały dzień...

Bruno

– W porządku, zajmę się tym jeszcze dzisiaj. To wszystko? – pytam ojca, który przekazuje mi w firmie wszystko co działo się pod moją nieobecność. Nie mam ochoty dłużej z nim gadać.

– Jeśli chodzi o firmę tak, ale chciałbym z Tobą jeszcze porozmawiać synu. – krew mnie zalewa od środka, kiedy to słyszę.

– Nie mamy o czym. Jeżeli nie masz mi do przekazania nic więcej odnośnie firmy to zakończymy tą rozmowę.

– Bruno przestań. Laura wróciła z Tobą do Bostonu?

– Tak wróciła i uprzedzam Twoje kolejne pytanie. Nie, nie zamierzamy w najbliższym czasie mieć z Laurą dziecka. – ojciec zaciska usta w wąską linię i pociera placem wskazującym brodę.

– Więc w dalszym ciągu zamierzasz obejść testament tym oszustwem ze sfałszowaniem wyników.

– Tak. Coś jeszcze? – pytam zniecierpliwiony. Nie zamierzam w tej kwestii zmienić zdania. Sfałszowanie wyników badań i rzekome leczenie się na bezpłodność daje mi cholernie dużo czasu. Dotąd będę to ciągnął, aż przyjdzie czas na dziecko. Może to będzie za rok za dwa a może za trzy. W swoim czasie.

– Jak bym wiedział, że tak to wszystko się potoczy to nigdy bym się nie zgodził na to małżeństwo. – oczywiście nie mógł się powstrzymać, żeby nie dorzucić swoich trzech groszy, nie byłby kurwa sobą.

– Z całym szacunkiem tato, ale to czy byś się zgodził czy nie akurat nie miało by dla mnie znaczenia. Wbij sobie do głowy, że ja kocham Laurę i zrobię dla niej wszystko. – mówię wolno i dosadnie akcentuje każde kolejne słowo.

– Wiesz co Ci powiem... – zaczyna mówić wyraźnie zirytowany, ale od razu mu przerywam.

– Zastanów się zanim cos powiesz, bo tym razem mama mnie już nie załapie za rękę, a jeśli znów obrazisz moją żonę to nie ręczę za siebie. – nie pozwolę mu obrażać mojej żony. Ja wiem, że dla niego nie liczy się nic innego poza tym pieprzonym spadkiem, ale dla mnie nade wszystko liczy się moja żona. Powinien mnie zrozumieć bo dla mamy jest bardzo dobry, zawsze odnosi się do niej z szacunkiem i widać, że do niej jednej ma słabość. Może dlatego, że moja matka zawsze była podporządkowana ojcu, w przeciwieństwie jak Laura mi.

– Mam nadzieje, że wiesz co robisz. – rzuca wściekle i wychodzi z mojego gabinetu mocno trzaskając za sobą drzwiami. Po jego wyjściu od razu oddycham z ulgą i opadam na swój fotel. Nie wiem czy coś do niego dotarło z tego co mówiłem, pewnie nie, ale najważniejsze, że poszedł stąd i już nie truje mi dupy swoimi wywodami.

– Tak Jasper? – chwile po wyjściu ojca rozlega się dźwięk mojej komórki.

– Pańska żona właśnie zabrała swoje auto i gdzieś pojechała. Czy ktoś z nas ma za nią jechać? – kurwa mać!

– Nie na razie nie, akurat jej auto ma nadajnik. Zaraz sobie sprawdzę gdzie jest. Dzięki, że dzwonisz. – za to właśnie bardzo sobie cenię Jaspera. Nie ma nic lepszego niż w pełni lojalny pracownik.

– Oczywiście.

– A Jasper jeszcze jedno. Chciałbym, żeby wszystkie moje samochody miały nadajniki. Zajmij się tym, włącznie z moim SUV-em.

– Jasne, od razu się tym zajmie szefie. – słyszę w jego głosie nutę zdziwienia. No cóż, jednak wole się zabezpieczyć w razie jakiejkolwiek ewentualności. W moim SUV-ie nie każe wcale zamontować nadajnika dla mojego bezpieczeństwa, ale doskonale wiem, że Laura lubi jeździć moim autem.

Dobra, ale gdzie pojechała Laura? Byłem niemalże pewny, że przez najbliższy czas nie będzie się ruszać z domu. Nie wyglądała rano jak by była w nastroju na jakiekolwiek wyjście z domu. Nie mogę odpędzić się od czarnych myśli, które od razu przychodzą mi do głowy...

Wchodzę na telefonie w aplikacje, który pokaże mi gdzie właśnie znajduje się samochód Laury i ku mojemu zdziwieniu, punkt na mapie w jakiej znajduje się auto mojej żony jest to uczelnia.

To co Laura nagle spakowała książki, zeszyty i jak gdyby nigdy nic pojechała sobie po tym wszystkim na uczelnie na zajęcia? Przecież nawet ani słowem wcześniej o tym nie wspomniała do jasne cholery!

Nie wierzę! Dzwonię do niej.

Jeden, drugi, trzeci, czwarty sygnał a ona nie dobiera. Kurwa!

Rozłączam się i dzwonię drugi raz do Laury, ale ona znów nie odbiera. Noga mimowolnie mi podskakuje pod biurkiem i momentalnie zaczynam się denerwować. Chce zadzwonić po raz kolejny do Laury ale na wyświetlaczu telefonu wyskakuje mi wiadomość od niej.

Nie mogę odebrać, jestem na uczelni na wykładzie.

–No w dupie nie na wykładzie – burczę sam do siebie pod nosem. Nie wiem, czemu ale nie podoba mi się to wszystko.

Masz mnie za idiotę!? Gdzie jesteś?

Zanim się dobrze zastanowię emocje biorą górę. Nie wiem może, jestem przewrażliwiony na zapas, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć. Wstaje od biurka i z niecierpliwością czekam na jej odpowiedź. Gdyby nie te pieprzone czujniki dymu w gabinecie już dawno odpalił bym papierosa.

Uspokój się Bruno

Dostaje wiadomość od Laury a zaraz pod nią zdjęcie. Na zdjęciu widać rzutnik na sali wykładowczej na której wyświetlana jest dzisiejsza data i temat zajęć, a także wyciągnięta dłoń Laury i tak to jest dłoń mojej żony. Poznaje po obrączce i pierścionku zaręczynowym.

Kamień spada mi z serca ale jednocześnie czuję się trochę jak idiota...

Nie mogę teraz na każdym, kroku jej kontrolować i sprawdzać czy przypadkiem nie ucieka przede mną. Takim sposobem to ja na pewno między nami nic nie naprawię. Wróciła ze mną do Bostonu z własnej nie przymusowej woli? Wróciła. Muszę jej zaufać.

Idiota ze mnie.

Nie za wcześnie wróciłaś na uczelnie po tym wszystkim? Może powinnaś jeszcze trochę odpocząć?

Wyznaje Laurze szczerą skruchę.

A Twoim zdaniem lepiej będzie jak będę siedzieć i patrzeć w ścianę? Chyba, że zmieniłeś zdanie i nie pozwalasz mi znowu studiować.

Zaczyna naprawdę mnie coraz bardziej irytować ta dziwna posłuszność Laury. Do czego ona dąży do jasnej cholery? Przecież nie powiedziałem ani słowa teraz o tym, że nie chce żeby studiowała. Chce, żeby studiowała i nawet chce, żeby spotykała się z ludźmi. Musimy jakoś wrócić do normalności i do życia. Mnie przez większość czasu przecież i tak nie ma w domu wiec nie mogę wymagać od mojej żony, żeby wciąż siedziała grzecznie w domu i czekała na mój powrót. Teraz już to rozumie...

Po prostu się o Ciebie martwię. Miłego dnia. Do zobaczenia w domu.

Wysłałam jej ostatnią wiadomość i odkładam telefon. Czas się w końcu wziąć do roboty, jeśli chce spędzić ten wieczór z moją żoną. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro