Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5



Laura

Wstydzę się. Wstydzę się tego, że odwzajemniłam jego pocałunek, nie jestem sobie wstanie tego wytłumaczyć dlaczego. Po prostu to był impuls... nie zapanowałam nad tym. Poczułam jego bliskość, zapach i chodź próbowałam się oprzeć, po prostu nie zapanowałam nad tym... Owszem Brudno ma racje, jego dotyk mnie krępuje... czuje się wtedy nieswojo. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on ma racje. Jest moim mężem i ma prawo oczekiwać ode mnie spełnienia małżeńskiego obowiązku. ''Laura otrząśnij się! Co Cię obchodzi czego on chce! Niech sobie wsadzi gdzieś swoje prawo! Nie zamierzam z nim sypiać!'' Po chwili mój wewnętrzna strona gani mnie za moje myśli. Mimo mojego bojowego nastawienia boję się. On jest nieobliczalny, zawsze robi to, na co ma ochotę nie licząc się z innymi i już nie raz mi to udowodnił. Na samą myśl o tym co może mi zrobić zimny dreszcz przechodzi po moich plecach... W co ja się wpakowałam? Mimo, że mam już serdecznie dość tego wesela modlę się w duchu, żeby trwało jak najdłużej. Boję się, co będzie gdy wesele się skończy... Boje się Bruna... On nigdy nie rzuca słów na wiatr.

– Chodźmy zatańczyć. – Bruno gwałtowanie pociąga mnie za rękę, wyprowadzając za stołu.

– Nie Bruno, jestem zmęczona. – próbuje zaprotestować, ale on całkowicie ignoruje, to co mówię i ciągnie mnie na parkiet. Tańczymy w rytym smętnej piosenki, która dobija mnie jeszcze bardziej. Nie mam siły już udawać, że wszystko jest dobrze. Nie ma nawet już sił, aby wysilić się na jaki kol wiek uśmiech w stronę gości...

– Bruno pozwolisz, że zatańczę z moja córką? – Ojciec przerywa nasz taniec, na co Bruno z uprzejmością kiwa głową i odchodzi. Dobrze znam wzrok mojego ojca. Bez powodu nie przyszedł by ze mną zatańczyć, no chyba, że tym powodem miało by być pokazaniem wszystkim dookoła jak świetnym i kochającym jest ojcem.

– Możesz przestać zachowywać się jak naburmuszona panienka? Masz szanować swojego męża i tryskać energią na tym weselu! – gani mnie, zachowując sztuczny uśmiech by nikt nie zauważył, że coś może być nie tak.

– Z jakiego powodu mam tryskać radością? Doskonale wiesz, że nie chciałam tego ślubu tylko mnie do niego zmusiliście. Mam dość udawania jaka jestem szczęśliwa. Wzięłam z nim ten cholerny ślub więc daj mi spokój! – warczę w stronę ojca, już nawet nie próbując zachowywać pozorów.

– Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Masz do końca wesele świetnie się bawić ze swoim mężem i uśmiechać do wszystkich. Nie przynoś naszej rodzinie wstydu! Zrozumiałaś? – Doskonale znam ten ton... Tylko kochany tatuś zapomniał w tym wszystkim o jednym fakcie. Skoro już wydał mnie za mąż, nastał koniec jego rządzenia mną!

– Nie zrozumiałam. Już nie jestem pod twoją opieką, więc już nigdy więcej nie będziesz mi rozkazywał. – warczę na ojca, a satysfakcja jaką czuje w tym momencie jest nie dopisania. Czuje się jak byś jakaś cząstka mnie po prostu stała się wolna... wolna od ojca despoty. Gwałtownie wyrywam dłoń z dłoni ojca kompletnie nie przejmując się, jak źle to mogło wyglądać w oczach innych. Odchodzę od niego, wewnętrznie bijąc sobie brawo, za to że w końcu zdobyłam się na sprzeciwienie się ojcu i myślę, że naprawdę nie mam się czym przejmować tak go traktując, przecież ja dla niego i tak nic nie znaczę...

– Co ty wyprawiasz? – słyszę za sobą głos, który od dziś, będę słyszeć co dzień...

– Nic. – Nie zwracając szczególnie uwagi na jego pytanie, upijam łyk białego wina.

– Robienie przedstawienia  przed wszystkimi nazywasz niczym? – Jego głos jest tak lodowaty, że nieprzyjemny dreszcze przechodzi przez moje plecy.

– Moja kłótnia z ojcem nie jest twoją sprawą.

– Wszystko co jest związane z tobą jest moja sprawą. Masz się zachowywać tak, żebym nie musiał się za ciebie wstydzić! – cedzi nad moim uchem, na co moje serce niesamowicie mocno się zaciska. Właśnie dociera do mnie fakt, że owszem uwolniłam się od ojca despoty, ale wpadłam w sidła kolejnego despoty. Mojego męża...

– Może wybierz sobie jakąś inną żonę, która nie przyniesie ci wstydu. Polecam, abyś wybrał sobie jakąś równie arogancką i bezczelną panienkę z Bostonu jak ty. Z wielką chęcią dam ci rozwód. Chcesz? – Bruno gwałtownie wciąga powietrze do płuc, po czy mocno zaciska szczękę. Jego wzrok jest tak przeszywający, że nie musi nic mówić abym wiedziała jak zły jest w tym momencie. Nachyla się do mnie i przytula, chcąc ewidentnie zachować wszelki pozory jakoby wszystko między nami było wspaniale.

– Nigdy więcej nie waż się tak do mnie mówić. – Powoli wciąga powietrze do płuc i po chwili równie powoli je wypuszcza. – Widzę, że uporczywie dążysz do tego abym nauczył cię okazywania mi szacunku. Więc dobrze, zrobię to jeszcze dziś w nocy. – Na samo wyobrażenie jego słów krew zastyga mi w żyłach... Strach jaki teraz przeszył moje ciało jest nie do opisania... Cała moja nadzieja, że Bruno będzie dla mnie dobry już ostatecznie legła w gruzach. Od początku wesela pokazuje mi swoje prawdziwe oblicze, które z każdą chwilą jest co raz gorsze, a ja z każdą chwilą zaczynam się go bać co raz bardziej. Błagam niech to wesele trwa jak najdłużej. Przecież on nie może mnie zmusić, nie może mi tego zrobić ...

Bruno

Całe to wesele tak mocno mnie irytuje, że powstrzymuje się od dwóch godzin, żeby po prostu nie zabrać Laury i pójść stąd w cholerę. Zaczyna denerwować mnie po prostu wszystko. Mam serdecznie dość, udawania jak wszystko jest świetnie. Nic do cholery nie jest świetnie. Przysięgam, że jak jeszcze raz ktoś do mnie podejdzie i zacznie mi gratulować ślub i pięknej żony to szlak mnie jasny trafi. Patrzę na siedzącą obok mnie Laurę, lustrując wnikliwe jej smukłe dłonie, oliwkową cerę i pełne piersi na których idealnie układa się materiał sukni ślubnej. Mam wątpliwości czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego jak ponętną jest kobietą. Tylko ten jej charakter... Przyznaje pociąga mnie jej temperament, ale jej zachowanie w stosunku do mnie jest nie do przyjęcia.

– Myślę, że jest już wystarczająco późno, żebyśmy w końcu mogli opuścić przyjęcie. – oznajmiam Laurze na co ona nerwowo przygryza wargę.

–Nie jeszcze nie, chodźmy potańczyć. – Boi się wrócić ze mną do domu. Widzę to po niej. Jeżeli naprawdę myśli, że uwierzę w jej nagłą chęć tańczenia ze mną to jest w dużym błędzie.

– To nie było pytanie, ale zrobię ci tą przyjemność i zatańczę z tobą ten ostatni taniec, skoro tak bardzo tego chcesz. – myślę, że doskonale wyczuła moją ironię w głosie.

Wychodzę z auta wymieniając szybki uścisk dłoni z Jasperem, naszym kierowcą. Dobre wychowanie nakazuje, aby zawsze otwierać drzwi damie, więc szybkim krokiem okrążam samochód, aby Laura mnie nie uprzedziła.

– Daruj sobie. – odtrąca moją dłoń i podtrzymując białą suknie z gracją wychodzi z samochodu. Ta dziewczyna ma tyle klasy w sobie, że mogła by nią obdarować, pół moich kochanek. Puszczam tym razem mimo uszu jej odpowiedź, żeby już dzisiaj się nie denerwować. Łapię ją za rękę, ale ona od razu chce ją wyrwać z mojego uścisku. Spogląda na mnie i gdy dostrzega moje lodowate spojrzenie poddaje się. Podchodzimy do drzwi i chodź miałem tego nie robić, zmieniam zdaniem.

– Oszalałeś? – pyta gdy biorę ją na ręce i przenoszę przez próg.

– To tradycja Lauro.

– W takim razie zanieś mnie do mojego pokoju. Nie zrobię ani kroku więcej w tych szpilkach. – To chyba pierwsze normalne słowa, które do mnie powiedziała. Przy czym dosadnie zaakcentowała słowa mojego pokoju... Czy ona naprawdę myśli, że będzie miała tu swój pokój? Trzymam ją mocno w ramionach przy piersi. Jest lekka jak piórko, a wniesienie jej na pierwsze piętro do sypialni jest dla mnie tylko przyjemnością. Jest tu dopiero pierwszy raz, więc gdy niosę ją do sypialni wnikliwie lustrując swoimi brązowymi oczami cały dom. Wchodzę do sypialni i delikatnie stawiam ją na miękkim dywanie przy łóżku.

– Dosyć chłodny styl jak na kobiecy pokój. Widzę, że nie pomyślałeś o żadnej zmianie dla mnie. – Jej głos jest nieco niepewny. Nie wiem czy naprawdę myśli, że to jest tylko jej pokój, czy może doskonale wie, że nie i to jest powód jej niepewnego tonu głosu.

 – Lubię taki styl.

– Możesz mnie już zostawić samą w moim pokoju? Chce odpocząć. – Znów mocno akcentuje słowa mój pokój. Bawi mnie jej uporczywe przekonanie, że nie będziemy mieć wspólnej sypialni i fakt, że mając przy sobie tak ponętną kobietę na własność będę spał w osobnym pokoju nie korzystając z jej wdzięków. Trochę się z nią zabawię... Niech myśli, że tej nocy będzie spała sama. Patrzy na mnie wyczekująco, abym wyszedł i kiedy wychodzę słyszę jak z ulgą wypuszcza powietrze z płuc. Schodzę na dół, w końcu uwalniając się od muszki. Biorę szampana z lodówki i dwa kieliszki, ale poczekam jeszcze chwilę nie będę wracał na górę od razu. Mimowolnie się uśmiecham gdy wyobrażam sobie jej przerażenie w oczach, kiedy zobaczy w garderobie i łazience moje rzeczy...

– Bruno! – piszczy gdy wchodzę do pokoju. Od razu widzę jak strasznie jest skrępowana moją obecnością. Cóż jej koszulka nocna jest dość kusa i bardzo szybko przyprawia mnie o przyśpieszone krążenie krwi w żyłach. Bezwstydnie mierzę ją z góry na dół, na co ona krępuje się jeszcze bardziej nerwowo przygryzając przy tym swoja delikatną wargę.

– Śliczna koszulka. – odkładam szampana na stolik, nie wiem czy jeszcze mam ochotę go pić.

–  Bruno możesz wyjść? To moja sypialnia. Chociaż nie wiem co w garderobie i łazience robią twoje rzeczy. Zabierz je stąd jutro. – mówi uciekając wzrokiem i szybko zarzuca na siebie satynowy szlafrok, który zaraz i tak z niej zedrę... Denerwuje się. Widzę to.

– Nie zamierzam stąd wychodzić, to jest moja sypialnia. – Teraz ja dosadnie akcentuje ostanie słowa.

– W takim razie pokaż mi moją sypialnie, a swoje rzeczy przeniosę sobie do niej jutro. –Naprawdę bawi mnie jej nieustanne wmawianie sobie i mnie, że to nie jest nasza wspólna sypialnia.

– Lauro, moja sypialnia jest teraz twoją sypialnią i w żadnej innej nie będziesz spać niż tej.

– Nie będę spała razem z tobą w jednym pokoju. – Jestem innego zdania moja droga...

– Będziesz i powiem ci więcej. – przybliżam się do niej i zanim zdąży zrobić krok w tył, łapę ją za nadgarstek i przyciągam do siebie. – Będziesz spać w tym łóżku. Ze mną. – Trzyma ją tak blisko przy sobie, że czuje jak drży. Przejeżdżam dłonią wzdłuż jej pleców zatrzymując dłoń na karku, na co od razu się wzdryga. 

– Co ty robisz? – wydusza z siebie słabym głosem.

– Całuje swoją żonę. – Nie czekam na jej odpowiedź, tylko zatapiam się w jej ustach. Są takie miękkie i delikatne, że mógł bym je całować godzinami. Czuje jej opór, ale mam nadzieje, że za raz minie. Nie chce jej od razu  wystraszyć, ale cóż jestem tylko facetem. Widząc przed sobą piękną seksowną kobietę, która w dodatku jest moją żoną myślę tylko i wyłącznie o tym aby jej ciało było dziś tylko moje...  Znów przejeżdżam dłońmi po jej plecach tym razem zjeżdżając do  pośladków. Wsuwam dłonie pod cienki materiał koszulki i zaciskam je na jej zgrabnych pośladkach. Przyciągam ją do siebie jeszcze mocniej, tak żeby poczuła mnie jeszcze bardziej, jeszcze mocniej.

– Bruno przestań. – piszczy i zaczyna się wyrywać, ale nie mogę przestać jej całować. Nie reaguje na jej protest. Dalej mocno ją trzymając kieruje nas w stronę łóżka. Rzucam Laurę na łóżko i kładę się nad nią. Łapę jej dłonie w swoje, unoszę  nad jej głowę i przyszpilam do łóżka. Jej mocno zaciśnięte uda bez trudu rozszerzam kolanem. – Dlaczego ja mam być dla Ciebie miły skoro ty nie jesteś? Jesteś moja i zrobię z tobą to co zechcę. – odrywam się od niej, ale jedynie na chwilę. Jest moją żoną i chce ją mieć... całą, teraz! Obsypuje jej szyje mokrymi pocałunkami zaciskając dłoń na jej pełnej piersi. Laura zaczyna z całych sił wyrywać się z mojego uścisku...


Jak przypadł wam do gustu kolejny rozdział ?

Pozdrawiam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro