Rozdział 39
Kochani!!!
Jest nowy rozdział, tym razem udało mi się nawet go szybko dodać!
Tym razem rozdział jest dosyć długi i co chyba najważniejsze w moim opowiadaniu dosyć przełomowy. Myślę, że dla was też taki będzie :D Z tego względu też teraz szczególnie liczę na wasze komentarze i opinię. Chciałabym poznać wasze wrażenia po przeczytaniu.:*
Liczę na was kochani!
Miłego czytani :*
Bruno
Wchodzę do środka NoMede i widok jaki mam przed oczyma z jednej strony przynosi mi ulgę, ale z drugiej wcale nie. Odczuwam ulgę jedynie z tego powodu, że jest sama, a żaden frajer jej nie towarzyszy. Mnie nawet sama myśl o łaszących się do mojej żony gówniarzy z roku przyprawia o skok ciśnienia...
Laura siedzi przy barze obracając jedną dłonią szklankę z whisky w dłoni a drugą podpierając brodę. Włosy ma delikatnie rozmierzwione, a minę cholernie smutną...
Widać z daleka, że jest pijana, jednak mimo to do końca dopija brązowy trunek ze szklanki mocno się przy tym krzywiąc. Nie mogę dłużej na to patrzeć, muszę ją w tej chwili zabrać do domu. Nie chce, żeby upiła mi się tu do nieprzytomności.
Podchodzę do niej do baru i od razu zabieram jej już pustą szklankę z dłoni i odstawiam na blat.
– Daj rachunek Greg, mojej żona już stanowczo wystarczy na dziś... – mówię do dobrze znanego mi barmana i kończąc zdanie patrzę z politowaniem na Laurę. W końcu bywam tu dosyć często, znam tu wszystkich barmanów. Greg jedynie kiwa głową i widzę zdziwienie malujące się na jego twarzy. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy komu nalewa drinka...
– Bruno, przyjechałeś. – moja żona podnosi głowię i mówi niemalże z utęsknieniem. Kiedy patrzę w jej na pozór sarnięce oczęta, dopiero teraz dostrzegam jak bardzo ma zapłakane oczy... Tusz ma delikatnie rozmazany pod oczyma a policzki zapewne od ilości wypitego alkoholu niemalże bordowe.
– Wracamy do domu. Chodź. – podaję jej rękę aby wstała i nie udaje mi się powiedzieć tych słów przyjemnym tonem.
– Dobrze. – mruczy cichutko i niespodziewanie rzuca mi się na szyję i całą sobą mocno się do mnie przytula zarzucając dłonie na moje barki. Automatycznie od razu zaciągam się jej cudownym zapachem, którego mi tak bardzo pstanio brakowało.
Moja mała bezbronna kruszynka... dobrze ją trzymać w ramionach. Muszę ją przytulić do siebie, nie umiem się mimo wszystko przed tym powstrzymać.
W międzyczasie Greg podaje mi rachunek a ja wyciągając pierwszą lepszą kartę z portfela, reguluję rachunek i żegnam się z nim szybkim uściskiem dłoni.
– Wychodzimy. – odsuwam Laurę od siebie i pociągam ją w stronę wyjścia. Laura mozolnie schodzi krzesła i stając na podłodze od razu chwieje się na nogach nie mogą utrzymać równowagi. Potyka się o własne nogi co ją najwidoczniej bawi bo cicho chichoczę pod nosem.
Pierwszy raz ją widzę w takim stanie. Pierwszy raz widzę ją kompletnie pijaną i naprawdę nie podoba mi się ten widok... Nie mogąc patrzeć na jej niezdarne ruchy. Chwytam ją mocno pod ramię i wyprowadzam z baru, co i tak nie sprawia, że Laura przestaje się potykać o własne nogi.
Widząc jej stan jestem jeszcze bardziej zły niż byłem. Jak mogła się tak upić! Moja żona chyba uznała, że może sobie pozwolić na zbyt wiele niżeli powinna...
– Bolą mnie nóżki, weź mnie na ręce. – Laura zatrzymuje się i wyswobadzając się z mojego uścisku, zakłada dłonie na piersi i robi w moją stronę maślane oczy. Unosi jedną stopę do góry i pokazując mi jak wysokie buty ma na sobie.
– Trzeba było tyle nie pić, nie miała byś teraz problemu z chodzeniem. – odpowiadam bezlitosnym tonem. Nie zamierzam spełniać jej życzeń, a po za tym nie będę robić przed wszystkimi w barze przedstawienia. Znów ją pociągam za sobą i najszybciej jak się da wyprowadzam ją na zewnątrz i prowadzę pod samochód. Gdy podchodzimy pod samochód, chwytam ją za barki i opieram o auto. Zanim pojedziemy do domu, muszę jej powiedzieć kilka słów do słuchu.
– Przytul. – mówi niewinnym głosikiem i wyciąga w moją stronę dłonie.
– Chyba za dużo sobie pozwalasz! Co to ma znaczyć? Włóczysz się sama po mieście, nie informujesz mnie o niczym a teraz jeszcze dzwonisz do mnie żebym przyjechał po ciebie bo jesteś kompletnie pijana? – mówię oskarżycielsko, na co Laura jedynie blado się uśmiecha i zakłada za ucho opadające na policzki kosmyki włosów.
– Nie denerwuj się już tak skarbie tylko przytul i pocałuj. – Laura kompletnie ignoruje to co do niej mówię i próbuje się do mnie przytulić. Odsuwam ją od siebie i znów opieram o auto.
– Laura cholera mówię coś do ciebie! – podnoszę głos. Naprawdę irytuje mnie widok i zachowanie mojej żony w takim stanie! – Sama się tak upiłaś czy z kimś? – warczę w jej stronę.
– Wiesz co Bruno? Pieprz się! – rzuca wściekle w moja stronę i z całych sił odpycha mnie od siebie i idzie w stronę ulicy. Ja się chyba przesłyszałem! Na jej słowa wszystko niemalże podchodzi mi do gardła. Ona ma jeszcze czelność się w taki sposób odzywać do mnie?
– W tej chwili tu wróć i mnie nie wkurwiaj jeszcze bardziej. – nakazuje jej a ona zamiast wrócić pod samochód pokazuje mi środkowy palec.
No to teraz już przesadziłaś skarbie...
Naprawdę podziwiam odwagę mojej żony! Widzę, że mało zapamiętała z ostatniej lekcji szacunku do męża, więc chyba będę musiał jej ją przypomnieć! Zrywam się za nią i nie zważając na jej protest, mocno chwytając za nadgarstek pociągam ją za sobą do auta. Otwieram tylnie drzwi auta i nie puszczając jej nadgarstka niemalże wrzucam ją na tylnie siedzenie i zatrzaskuje drzwi. Laura jest w takim szoku, że nim orientuje się co się dzieje ja już odjeżdżam spod baru.
Gówniara chce sobie ze mną pogrywać? Proszę bardzo, zobaczymy kto lepiej na tym wyjdzie!
– Co ty robisz kretynie? W tej chwili się zatrzymaj! – Laura wydziera się na cały samochód i szarpie za klamkę od drzwi, które wcześniej automatycznie zablokowałem. Przysięgam, że jeszcze słowo i nie wytrzymam!
– Głuchy jesteś? Wypuść mnie!!! – zaciskam z całej siły dłonie na kierownicy...
– Jeszcze słowo gówniaro, a pożałujesz. – warczę przez zaciśnięte zęby.
– Ty jesteś psychicznie chory idioto! Zatrzymaj ten pieprzony samochód!!! – w momencie kiedy Laura kończy zdanie ja nie wytrzymuje. Naprawdę nikt nie potrafi mnie tak bardzo wyprowadzić z równowagi jak ona! Teraz wiem, że myśląc na początku, że bez problemu utemperuje sobie Laury charakterek byłem w cholernie dużym błędzie.
Wciskam do maksimum pedał hamulca i z impetem skręcam na pobliski CPN wjeżdżając na tylni parking przy lesie. Gaszę silnik i w przeciągu kilku sekund znajduje się obok Laury na tylnim siedzeniu. Laura chyba nie do końca wie co się dzieje, ale instynktownie odsuwa się na drugi koniec siedzenia.
Siłą wciągam ją na swoje kolana, i nie zważając na jej pisk i szarpaninę ze mną, podwijam jej bordową sukienkę i nie szczędząc siły daje jej porządnego klapsa w tyłek. Laura piszczy i odruchowo chce dotknąć dłońmi piekących pośladków.
Szybko jej to uniemożliwiam i trzymając w żelaznym uścisku jej dłonie na plecach, po raz kolejny uderzam w jej już zapewne zaczerwieniony po pierwszym uderzeniu tyłek. Nie dając jej ani chwili wytchnienia uderzam ponownie, tym razem jeszcze mocniej niż poprzedni. Moja żona wygina ciało czując ostanie uderzenia, ale nie wydaje tym razem z siebie żadnego pisku...
Ściągam ją ze swoich kolan i łapę jej podbródek w dłoń, tak aby patrzyła mi w oczy.
– Jeszcze raz, się tak do mnie odezwij a przez tydzień nie usiądziesz na tyłku. – cedzę przez zęby i po prostu zostawiam ją na tylnim siedzeniu, przesiadam się do przodu i z impetem odjeżdżam z parkingu.
Przez cała resztę drogi Laura już nie odzywa się ani słowem. Widzę w lusterku, że siedzi skulona przy prawych drzwiach wpatrując się w okno. Jadę stanowczo za szybko, ale chce już jak najszybciej być w domu, zresztą przypuszczam że moja żona również...
Kiedy wjeżdżam na posesje zatrzymuje się pod schodami do domu aby Laura mogła wysiąść. Co prawda spodziewałem się mocnego trzaśnięcia drzwiami jak będzie wychodzić z auta, ale ona jednak mnie zaskakuje i wręcz delikatnie zamyka drzwi.
Parkuje w garażu i zanim wchodzę do domu, siadam jeszcze na schodach i odpalam papierosa. Cholera... miałem w planach jakoś załagodzić sytuacje z Laurą a jak na razie sytuacja między nami zamiast się polepszyć, pogorszyła się jeszcze bardziej.
Gaszę papierosa i choć wydaje mi się, ze już trochę uspokoiłem swoje nerwy, kiedy tylko wchodzę do domu od razu wiem, że jednak mi się to nie do końca uda. Wchodzę do salony i co widzę? Widzę Laurę stojącą przy barku ze szklanką whisky w dłoni. Pociąga z niej siarczysty łyk, wypijając prawie połowę szklanki i krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Ona kiedyś mnie doprowadzi do szału!!!
– Jeszcze ci mało alkoholu gówniaro? – wyrywam jej szklankę z dłoni i z hukiem odstawiam na blat. Laura kieruje w moją stronę mordercze spojrzenie i robi coś czego bym się w życiu nie spodziewał... z całej siły daje mi dłonią w pysk, powodując, że aż muszę przekręcić głowę. Siarczyste pieczenie rozchodzi się po moim policzku, za który odruchowo łapię się dłonią.
– Jeszcze raz spróbuj powiedzieć do mnie gówniaro!!! Nie jestem gówniarą tylko twoją żoną do cholery! – jedno nie wyklucza drugiego moja droga...
– Ale dokładnie tak się zachowujesz. – syczę przez zaciśnięte zęby, pocierając dłonią piekący policzek.
– A co ja takiego robię? Bo co bo nie chce mieć dziecka w wieku dwudziestu lat?
– Wszystkim! Jesteś kompletnie niedojrzała! To dzisiaj to co to miało znaczyć?! – doskonale wiedziała, że nie toleruje tego typu wyjść... wiedziała, że powinna mnie uprzedzić!
– Gówno! – nie wierzę w to co słyszę... Czy ja się przesłyszałem? – I co się tak gapisz. Nie boje się ciebie Bruno. Chcesz to możesz mi znów sprać tyłek, mam to gdzieś poboli i przestanie, ale nie dam się tak traktować. – noo, muszę przyznać, że słowa mojej żony zbiły mnie z tropu. Słysząc jej słowa ręka samoistnie zaczyna mnie świerzbić! Za takie odzywki powinna znów porządnie dostać!
– Taka jesteś cwana i odważna? Myślisz, że jesteś w stanie ze mną wygrać? – prycham w jej stronę lekceważąco.
– Oczywiście, że nie, doskonale sobie zdaje sprawę, że z tobą nigdy nie wygram, ale to nie znaczy, że dam się tak traktować! – nawet jeśli jeszcze dziś myślałem, że Laurę jest bardzo trudno utemperować, teraz zaczyna myśleć, że może to w ogóle okazać się nie możliwie...
– Dobrze, że masz tego świadomość. Dlaczego się tak dzisiaj upiłaś? – pytam.
– Nie domyślasz się?
– Jak bym się domyślał to bym nie pytał! – jestem już coraz bardziej wkurwiony i sam przechylam szklankę z whisky, którą jeszcze przed chwilą wyrwałem Laurze z dłoni.
– Dlatego, że masz mnie kompletnie gdzieś, nie obchodzę cię... Nawet nie zapytałeś jak pierwszy dzień na uczelni! Nie powiedziałeś też ani słowa, przed pierwszym dniem... nawet głupiego powodzenia, a ja tak cholernie czekałam żebyś to zrobił. Tak czekałam, na twoje wsparcie. Miałam nadzieje, że odwieziesz mnie, dasz buziaka w czoło i powiesz, że będziesz mimo wszytko trzymał kciuki... ale się przeliczyłam. – Kurwa! Wszystko jest nie tak! Nic nie jest tak jak być powinno. Ona naprawdę myśli, że ja mam ją kompletnie gdzieś?
– Laura, a czemu mnie nie poprosiłaś, żebym cię zawiózł tylko Jaspera? Mogę być na ciebie cholernie wściekły, ale to nie znaczy, że ci nie pomogę kiedy będziesz tego potrzebować! To mnie powinnaś prosić, żebym cię zawiózł, a nie mojego kierowcę! Ja się sam wszystkiego nie domyślę, trzeba mi powiedzieć wprost! – jestem tylko facetem jak by nie patrzeć i ja sam naprawdę do cholery się nie domyśle! Trzeba mi powiedzieć otwarcie o tym czego się oczekuje ode mnie a nie robić jakieś dziecinne podchody!
– Specjalnie, żeby cie zdenerwować! Równie dobrze ty mogłeś sam z siebie zaproponować, ale nie ty wolisz się do mnie nie odzywać i unikać mnie na każdym kroku! – Laura bierze głęboki oddech i chowa twarz w dłoniach, za pewne powstrzymując się od cisnących się do jej oczu łez...
Za to ja dolewam sobie whisky do szklanki i wypijam jej zawartość jednym tchem.
– Bardzo chciałam się z tobą podzielić jak było... opowiedzieć ci o wszystkim, bo z kim mam się tym podzielić jak nie z tobą? Wiedziałeś jakie to było dla mnie ważne, a mimo wszystko miałeś mnie gdzieś! Bardzo mnie to zabolało...– wiem, że ma kurwa racje i źle mi z tym, bo mimo wszystko powinienem był postąpić tak jak Laura mówi..
– Nie wmawiaj mi, że ma cię gdzieś bo dobrze wiesz, że tak nie jest! Dobrze... mogłem zachować się inaczej, ale ty też mogłaś mi powiedzieć wprost a nie robić dziecinne zagrywki i oczekiwać, że cudownie się domyśle o co ci chodzi!
– Interesuje cię w ogóle, że ciężko mi się tam odnaleźć, a słuchając dookoła tylko opowieści osób z roku o tym jak to wyrwali się z domu, wynajmują swoje pierwsze mieszkania, akademiki, zaczynają imprezy, studenckie życie wcale nie jest mi raźniej... Też chciałam takiego życia. Ale mnie nikt nie pytał o zdanie i zamiast tego wszystkiego, mam męża despotę, zmuszającego mnie do urodzenia mu dziecka... – mówi mi prosto w oczy z kamiennym wyrazem twarzy, a pojedyncza łza spływa po jej policzku.
– Myślałem, że już przestałaś żałować tego, że jestem twoim mężem. Może mi jeszcze powiesz, że jesteś teraz ze mną tylko z przymusu? – łapę ją za nadgarstek i przyciągam bliżej siebie.
– Wydawało mi się, że nie ale teraz już sama nie wiem... – serce zaczyna bić mi znacznie szybciej niż dotychczas... Naprawdę?
– Powiedz mi, pomijając sprawę dziecka, aż tak ci ze mną źle? Dzieje ci się przy mnie taka krzywda? Brakuje ci czegoś? – nieco zbyt mocno zaciskam dłoń na jej nadgarstku i pytam ją z rozżaleniem w głosie.
– Puść to boli... – mówi cichutko, a ja po prostu, już nie wytrzymuje tego wszystkiego. Nie jestem w stanie już utrzymać nerwów na wodzy.
– Gdybym nie ja, nie miałabyś ani tych studiów, ani pieniędzy i wylądowałabyś... – warczę na nią przez zaciśnięte zęby i w ostatnim momencie kiedy zdaje sobie sprawę z tego co mówię, gryzę się w język. Kurwa przecież ja nie mogę jej tego powiedzieć!
Puszczam jej nadgarstek i wychodzę jak najszybciej na taras, zabierając ze sobą papierosy... przecież mało brakło a powiedziałbym jej! Nawet w nerwach nie powinienem był jej tego wypominać...
Laura
Nie spałam dzisiaj w sypialni razem z Brunem, spałam w jednym z pokoi gościnnych... chociaż nie wiem czy można to określić spaniem. Nie spałam prawie całą noc... W sumie nie wiem czy Bruno też spał w naszej sypialni czy może w innym pokoju. Był równie wściekły na mnie co ja na niego...
Tak zabolały trochę jego słowa... że zawdzięczam mu praktycznie wszystko, aleee nie zamierzam do tego przykładać większej wagi. Sam chciał mi to wszystko dać ja go o nic nie prosiłam. Po prostu puściły mu nerwy. To nie jest tak, że teraz sama przed sobą go usprawiedliwiam, ale po prostu jestem pewna, że to co powiedział po prostu powiedział w złości... Wiem, że Bruno mimo wszystko nie żałuje mi niczego, nigdy nie rozlicza mnie z pieniędzy przeciwnie daje mi do swoich pieniędzy pełny dostęp. Nie wiem tylko co miał na mówiąc '' wylądowała byś" alee nad tym, tym bardziej nie będę się rozwodzić.
Gdy Bruno już było na dole, przyniosłam sobie z dołu whisky i zgarnęłam jedną z jego paczek z papierosami. Przez pół nocy przesiedziałam na tarasie, paląc jego papierosy i pijąc alkohol.
Bardzo długo nad tym myślałam nad tym wszystkim... Musiałam to po prostu zrobić. Nie mogę czekać na cud aż samo wszystko się ułoży i rozejdzie do końca. Musiałam podjąć w końcu jakąś decyzje. Nie może przecież dłużej być tak jak jest. To nasze wieczne skakanie do gardła stało się nie do wytrzymania...
Przeanalizowałam sobie wszystkie za i przeciw... Niestety plusów okazało się znacznie więcej niż minusów, ale jednak moja cierpliwość, też nie jest wieczna. Bruno naprawdę jest cholernie ciężkim facetem... ale wiem, że ja też do najłatwiejszych nie należę i dlatego spróbuje, jeszcze raz do niego dotrzeć, nie chce sobie potem zarzucić, ze nie zrobiłam wszystkiego co było możliwe, bo kiedyś mogłabym tego bardzo żałować.
Możliwe, że jestem skończoną idiotką, że mimo wszystko chce w to brnąć, ale jaki był nie było to jednak mój mąż i mi w cale przy nim nie jest źle... Czasami naprawdę potrafi być cudowny, oczywiście jeśli chce. Nauczyłam się już z nim żyć i mimo wszystko ciężko by mi chyba teraz było nauczyć się żyć bez niego. Nie jestem z nim z przymusu, choć jemu powiedziałam co innego... Sama boje się nawet swoich myśli i nie wiem jak to jest możliwe, ale ja coś do niego poczułam...
Dziś jest piątek, na uczelni według planu nie mam żadnych zajęć, ale pewnie jeszcze się to zmieni w końcu to dopiero początek semestru. Wstaje z łóżka i najpierw zbiegam na dół po butelkę zimnej wody. Strasznie chce mi się pić po wczorajszej whisky i ilości wypalonych papierosów. Na całe szczęście głowa nie boli mnie dziś aż tak bardzo jak się tego obawiałam. Wypijam niemalże pół butelki wody i idę do sypialni. Zabieram czystą bieliznę idę pod prysznic. Ciepły prysznic trochę mnie rozluźnił i odprężył ale nie sprawił specjalnie, że mój nastrój się poprawił. Ubieram ulubione leginsy i t- shirt a mój żołądek o dziwo coraz bardziej daje o sobie znać. Muszę zjeść coś, najlepiej ciepłego.
Bruna tak jak się spodziewałam już nie ma w domu, koniec końców jest już po 9, a on zazwyczaj wychodzi z domu po godzinie 8, zresztą na blacie w kuchni stoi nie sprzątnięta filiżanka po kawie. Sprzątam ze stołu jego filiżankę i wstawiam do zmywarki.
Muszę zrobić jakieś zakupy do domu, lodówka od dłuższego czasu jest prawie pusta, pewnie dlatego też na stole stała sama filiżanka po kawie, Bruno nie miał zbytnio w czym wybierać, żeby zjeść na śniadanie. Ostatnio w ogóle nie miałam do tego głowy, zresztą do gotowania również.
Z powodu pustej lodówki raczę się jednak tylko ciepłą herbatą i zaczynam robić listę zakupów. Skupiam się na tym czego nie mamy i co będzie mi potrzebne do zrobienia dzisiejszej kolacji.
Kiedyś myślę sobie o tym co mam zamiar zrobić Brunowi na kolacje aż sama mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Ja naprawdę jestem skończoną kretynką...
Ale tak zrobię mu kolacje i porozmawiam z nim spokojnie, może on też sobie coś przez tą noc przemyślała. Przecież jeżeli mamy dalej być razem nie możemy się cały czas zachowywać tak jak teraz, bo to jest nie do zniesienia. Przecież on te na pewno nie chce już tak dłużej. Tylko Bruno jest oczywiście cholernie zawzięty i honorowy. Musi być po jego bo innej wersji zdarzeń nie przyjmuje. Ręki pierwszy przecież też nie wyciągnie...
Więc dobrze zrobię to ja.
Po za tym zaczynam już tęsknić za nim...
*****
Słyszę mocne trzaśnięcie drzwiami i od razu wiem, że Bruno nie wrócił w dobrym nastroju do domu... Po chwili słyszę kolejne trzaśniecie drzwiami i jak mniemam są to drzwi do od jego gabinetu. Zawsze gdy jest zły, zamyka się w nim. To tak jakby swojego rodzaju azyl dla niego. Mam przynajmniej nadzieje, że teraz nie otwiera sobie butelki jakiegoś alkoholu. On naprawdę za dużo pije dużo ostatnimi czasy a mi to się nie podoba...
Jeśli Bruno nie jest w nastroju, jeszcze trudniej będzie mi z nim się dogadać... ale muszę spróbować. Skoro postanowiłam, że zrobię to dzisiaj nie będę teraz odchodzić od tej decyzji. Po za tym zrobiłam jego ulubione polędwiczki... Odczekuje pół godziny i skoro Bruno do tej pory nie wyszedł z gabinetu to już jestem pewna, że jest zły... ale trudno!
– Zrobiłam kolacje, zjesz? – wchodzę bez pukania do jego gabinetu i podchodząc do biurka, pytam delikatnie się uśmiechając. Bruno podnosi na mnie wzrok i ciężko wzdychając porusza karkiem na prawo i lewo a kości nieprzyjemnie mu strzelają.
– Nie jestem głody. – odpowiada chłodno.
– Zrobiłam twoje ulubione polędwiczki... – nie daje za wygraną.
– Naprawdę nie mam ochoty. – mówi w dalszym ciągu chłodnym tonem, jednak teraz nieco łagodniej. Opiera się łokciami o biurku i chowa twarz w dłoniach.
– Bruno coś się stało? Przecież wiedzę, że jesteś zły... – staje za jego plecami i zaczynam rozmasowywać mu barki. Kiedy tylko ich dotykam czuje jak bardzo są napięte. Bruno odchyla głowę do tyłu i na chwilę przymyka oczy.
– Nie ważne. – mówi po chwili i zdejmuje moje dłonie ze swoich barków.
– Skoro nie chcesz mówić to w porządku, rozumiem. Ale rozluźnij się trochę jesteś bardzo spięty. – nachylam się nad jego uchem i ponownie rozmasowując jego barki zaczynam mówić coraz to bardziej ściszonym głosem.
– A co ty nagle taka miła się zrobiłaś? – pociąga mnie za nadgarstek, obraca się wraz z fotelem i sprawia ze staje dokładnie naprzeciw niego.
– Bo chcę... po za tym przecież my musimy się jakoś w końcu pogodzić. – próbuje się do niego zbliżyć ale on mi to uniemożliwia.
– Wybrałaś zły moment. Zostaw mnie samego, miałem ciężki dzień i naprawdę nie mam ochoty wkurwiać się dziś jeszcze bardziej. – jak ja mam do niego w takim razie dotrzeć, jak on mi nawet na to nie pozwala? Nie jedna kobieta na moim miejscu już by dawno kopnęła takiego męża w tyłek, ale nie ja...
– Ale ja nie zamierzam denerwować cię jeszcze bardziej... Chętnie poprawię ci humor i pomogę ci się odprężyć. – jestem po prostu żałosna z tym co właśnie robię... Jednak mimo wszystko powoli zbliżam się do Bruna a on tym razem na to nie reaguje. Opiera się wygodnie w fotelu i czeka na mój ruch.
Przybliżam się do niego i w dalszym ciągu nie widząc z jego strony żadnego protestu, ostrożnymi i subtelnymi ruchami siadam na nim okrakiem, zarzucam mu dłonie na szyję i przez chwilę patrzę mu w oczy, gładząc kciukiem jego porośnięty zarostem policzek.
– Rozluźnij się. – nachylam się nad jego uchem i mówię szeptem, jednocześnie rozwiązując jego krawat i po chwili niedbale odrzucając go gdzieś za siebie. Zaczynam całować jego szyję i rozpinać guziki jego koszuli. Wsuwam dłonie pod materiał koszuli i naprawdę czerpię przyjemność z dotykania jego umięśnionego i jak zawsze cudownie pachnącego ciała.
Nie czekam dłużej tylko wpijam się w jego usta i zaczynam delikatnie go całować, na co Bruno w dalszym ciągu pozostaje bierny, nie wykazuje żadnej inicjatywy. Ale kiedy wsuwam język do jego ust w tym momencie Bruno przestaje być bierny.
Chwyta mnie jedną dłonią za biodra a drugą wsuwa w moje włosy i mocno za nie łapie. Mój delikatny pocałunek Bruno przeobraża w zupełnie inny. Ten pocałunek jest namiętny i drapieżny. Całuje mnie w taki sposób jaki nigdy nie całował, tak jak by chciał przez niego pokazać co czuje, że czuje żal, złość ale i tęsknotę.
Kompletnie zatracam się w tym pocałunku, a mój mąż nie zamierza chyba dłużej przeciągać tej sytuacji. Mocniej zaciska dłoń na moich biodrach, podnosi się razem ze mną z fotela i zrzucając papiery z biurka sadza mnie na nim. Rozsuwa moje nogi i wchodzi między nie. Łapię za mój pasek od spodni i w mgnieniu oka go rozpina po czym to samo po chwili robi z jensami. Pociąga za nogawki i ściąga ze mnie całe spodnie, odrzucając je na fotel stojący za nami. Chciałam by ten seks był trochę inny, chciałam w nim więcej uczucia i tęsknoty... ale Bruno rozgrywa go całkiem inaczej. Pomija całkowicie grę wstępną... nie całuje mnie, nie pieści tylko od razu chce przejść do rzeczy. Po niespełna kilku sekundach moje figi lądują koło jeansów. Próbuje jakoś przejąć inicjatywę i przedłużyć grę wstępną, chce wprowadzić w ten seks więcej czułości, nie chce żeby to był po prostu szybki numerek na biurku... Niestety walkę o dominacje z Brunem przegrywam zanim ją zaczynam...
– Bruno, ja nie przestałam brać tabletek. – chce, żeby miał tego świadomość. Nie chce, żeby myślał, że postawił na swoim, że zgadzam się na dziecko... Bruno opiera swoją głowę na moim ramieniu i prycha powietrzem na moja słowa. Nie odzywa się ani słowem, w żaden sposób tego nie komentuje... Po chwili unosi głowę z mojego ramiona i patrzy mi prosto w oczy, wzrokiem który do cna przepełniony jest żalem i złością i w tym samym czasie łączy nasze ciała tak samo jak wcześniej nie dbając o czułość... Bruno wcale nie dbał o to by mi dać przyjemność... dbał tylko by dać ją sobie.
Tym razem seks na załagodzenie naszych relacji nie okazał się dobrym pomysłem... nie zawsze wszystko można załatwić seksem...
Bruno
– Tęsknie za tobą, porozmawiajmy. – po skończonym seksie Laura chce przytulić się do mnie. Wyciąga w moją stronę dłonie i próbuje mnie do siebie z powrotem przyciągnąć. Ja jednak nie reaguje na to. Zakładam na siebie spodni i po chwili podaje jej ubranie, które przed chwilą zerwałem z niej i rzuciłem za siebie. Laura ubiera na siebie tylko figi, spodnie kładzie na biurku, a bluzkę wciąż ma na sobie... tym razem nie pozbawiłem jej całego ubrania.
Lepiej niech Laura mnie zostawi samego, bo jakakolwiek rozmowa teraz na pewno nie doprowadzi do niczego dobrego... Od samego początku nie miałem ochoty dziś z nią rozmawiać, ale łudziłem się, że chociaż może seks pozwoli mi się odprężyć chociaż na chwile, jednak nie specjalnie pomógł..
Ojciec przyszedł dziś do firmy i cholernie się pokłóciliśmy... Dowiedział się od prawników, że chce obejść z innej strony testament. Oczywiście wściekł się i znów zaczął swoje kazanie na temat tego, że od samego początku odradzał mi ślub z Laurą, że wiedział, że tak to się skończy... że przeze mnie stracimy udziały i tak dalej i tak dalej...
A Laura mówiąca mi, że wciąż bieżę tabletki wcale nie poprawiła mojego nastroju... tylko go pogorszyła!!!
– Laura, pomogłaś mi się odprężyć, dziękuje bardzo, ale teraz już idź. Mam trochę pracy. – mówię niewzruszonym tonem, zapinając pasek przy spodniach. Laura patrzy na mnie z rozchylonymi ustami i przez chwilę nic nie mówi.
Tak wiem skurwiel ze mnie.
– Słucham? – ledwo co udaje jej się wypowiedzieć jeden wyraz.
– Czego nie zrozumiałaś? Chyba powiedziałem jasno.
– Przeleciałeś mnie więc mam już sobie iść? Do niczego ci już nie jestem potrzebna, tak? To ja wyciągam do ciebie rękę? Mimo wszystko się staram a ty tak mnie traktujesz? – mówi drżącymi ustami.
– A czego ty się więcej spodziewałaś?
– Nienawidzę cię Ty pieprzony gnoju! Najpierw robisz ze mnie gówniarę a teraz dziwkę sobie chcesz ze mnie zrobić? – zeskakuje z biurka wrzeszcząc na mnie i po raz kolejny w przeciągu dwóch dni dostaje od niej w pysk. Jednak tym razem znacznie mocniej niż poprzednio. Dotykam piekącego policzka ale po chwili cynicznie uśmiecham się w jej stronę.
– Nie dramatyzuj... Grunt, że swoich tabletek nie zapomniałaś wziąć. – rzucam w jej stronę z przekąsem, posyłając nie szczery uśmiech.
– Próbowałam... naprawdę próbowałam ostatni raz się z tobą dogadać, ale mam już dość! Poddaje się Bruno... – w raz z końcem wypowiadanych przez siebie słów, chwyta wściekle w dłoń swoje jeansy i nawet na mnie nie spoglądając niemalże wybiega z mojego gabinetu.
Kurwa!
Chyba przesadziłem...
Nie wiem czy mam iść za nią czy lepiej dać sobie spokój... ale pójdę do niej i co jej powiem. Mam ją przepraszać?
Z drugiej strony te jej słowa, że ma dość, nie wiem dlaczego ale cały czas odbijają się echem w mojej głowie... do głowy przychodzi mi taka myśl, że mój żołądek od razu zaczyna boleśnie się skurczać... Nie idę do niej!
Wychodzę z gabinetu i od razu kieruje się do sypialnia. Wchodzę do niej i to co widzę sprawia, że ciężko mi jest złapać oddech... Tętno przyśpiesza, a żołądek nie tylko się skurcza ale podchodzi tez do gardła..
– Co ty kurwa robisz? – wyduszam w końcu z siebie widząc na środku sypialni otworzoną wielką walizkę, do której Laura z prędkością światła wpakowuje swoje rzeczy. Najgorsza myśl jaka przyszła mi do głowy właśnie się spełniła...
– Nie widzisz? Pakuje się! – krzyczy nawet na mnie nie spoglądając. Zgarnia z półki kilka flakonów perfum i również wrzuca je do walizki.
– Przestań! – staram się powiedzieć najbardziej spokojnie jak umiem... choć nie sądzę, by tak mi wyszło... Wszystko się we mnie gotuje i czuje, że zaraz nie wytrzymam i rozpieprzę wszystko dookoła.
– Nie Bruno! Mam dość, słyszysz? Mam dość!!! To koniec. Odchodzę od ciebie! – tym razem nie czuje bólu żołądka... czuje cholerny ból serca...
– Nie zrobisz tego. Jesteś moją żoną do cholery i twoje miejsce jest przy mnie! – nie będzie w stanie ode mnie odejść...
– Chce rozwodu. – ociera łzy zaczerwienionych policzków i staje dumnie naprzeciw mnie.
– Nigdy go nie dostaniesz! Nie pozwolę ci odejść! Chodź bym cię miał tu kurwa siłą zatrzymać! – wydzieram się na nią i nie ma w moich słowach ani grama kłamstwa. Nie pozwolę jej odejść! Nigdy!
– Bruno ale ja się ciebie nie pytam o zdanie. Ja nie chce tak żyć, nie chce się całe życie męczyć. Powiedziałam już, odchodzę. – Laura zamyka walizkę i dociskając pokrywę kolanami próbuje ją zasunąć.
– No i gdzie pójdziesz? No gdzie? Doskonale wiesz, że nie masz nawet do czego wrócić. Nie poradzisz sobie beze mnie.
– Mam to gdzieś Bruno... – zaczyna mówić, ale niemalże od razu jej przerywam.
– Nigdzie nie pójdziesz! – wyrywam jej z rąk walizkę i z całej siły rzucam nią o drzwi. Walizka rozpada się z wielkim hukiem a wszystkie rzeczy lądują na podłodze.
– Bo co? – łka przez krzyk, a ja już dłużej nie chce ukrywać tego, do czego już dawno powinienem się przyznać!
– Bo cię kocham. – mówię, dysząc od nagromadzonych emocji a wszystko w środku się we mnie trzęsie. Stoję naprzeciw niej i ani na ułamek sekundy nie spuszczam z niej wzorku czekając na jej reakcje.
– Co? – pyta niedowierzając a łzy zaczynają spływać po jej policzkach jedna za drugą. Laura tak samo jak ja nie spuszczam wzorku z niej tak samo ona nie spuszcza ze mnie... Upada na kolana i ciężko oddychając, kładzie dłonie na ustach.
– Tak Laura! Kocham Cię! Co nie wiedziałaś o tym? Nigdy się nie zorientowałaś? Myślisz, że dlaczego to wszystko, ten ślub? Bo miałam taki kaprys? Nie, to wszystko dlatego, że cię kocham i nie umiem bez ciebie żyć...
– Bruno... – Laura na moje słowa wręcz zanosi się płaczem.
– Przepraszam... – klękam naprzeciw niej i chwytam jej twarz w dłonie, kciukami ocierając łzy z jej delikatnych policzków.
– Ja też cię przepraszam...
– Kochasz mnie? – pytam a serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
– Ja... jaa. – nie może złapać swobodnego oddechu.
– Laura powiedz mi tylko tą jedną rzecz! Kochasz mnie? – choć nie chciałem podnosić głosu, dzieje się to samoistnie.
– Bruno... ja chyba...
– Laura proszę cię odpowiedz. – Laura przymyka na moment oczy i stara się uspokoić oddech.
– Chociaż bardzo tego nie chciałam i broniłam się przed tym jak mogłam zakochałam się w tobie... Tak Bruno. Kocham cię.
No i jak wrażenia kochani ? Nie zawiedliście się? Zadowoleni? :D
:*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro