Rozdział 28
Przepraszam kochani. Naprawdę nie miałam czasu, wiem, że jesteście źli, ale nic na to nie poradzę. Przepraszam, też za to, że nie odpisywałam na wasze komentarze, ale teraz już ten cały sajgon się skończył więc wszytko nadrobię. <3
Ilość wyświetleń gwiazdek i komentarzy jest dla mnie prze ogromna i nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z tego. DZIĘKUJE WAM!!! <3
Nie przedłużam i życzę miłego czytania!
Mam nadzieje, że dalej ze mną jesteście! <3
P.S W rozdziale może pojawić się dużo błędów ale już nie chciałam dłużej czekać z dodaniem.
Laura
Nie chciałam się budzić... chciałabym jeszcze spać, po prostu przespać cały ten dzień. Zapuchnięte od płaczu powieki i koszmarny ból głowy od razu dają o sobie znać. Suchość w ustach z każdą sekundą staje się jeszcze bardziej okropna. Jednak boje się wykonać jakikolwiek ruch i otworzyć oczy, bo nie wiem, czy jak je otworzę zobaczę obok siebie jego... Podświadomość mi mówi, że jego nie ma obok mnie, nie czuje jego charakterystycznego zapachu obok siebie.
Z trudem i strachem mozolnie otwieram powieki i oddycham z ulgą, gdy widzę, że Bruna tu nie ma. Wnikliwie obserwuje jego połowę łóżka i z pewnością mogę stwierdzić, że tej nocy tu nie spał. Po raz pierwszy od dnia naszego ślubu Bruno nie spał w naszej sypialni...
Nie raz byliśmy pokłóceni i nie raz Bruno do granic możliwości, był na mnie wściekły. Jednak po mimo to, zawsze spał razem ze mną w sypialni...
Jak widać wczorajszy wieczór zmienił wiele rzeczy i nawet boje się myśleć o jego konsekwencjach. Nie wiem jak to teraz wszystko będzie wyglądało i szczerze nawet nie chce o tym myśleć. Te myśli przyprawiają mnie tylko o jeszcze gorsze samopoczucie, choć nie wiem czy może być ono jeszcze gorsze niżeli jest teraz.
Samo wspomnienie wydarzeń minionej nocy przyprawia mnie o niesamowity skurcz żołądka a oddech staje się nierównomierny. Dziwne uczucie niepokoju rozchodzi się po moim ciele. Jakby jakaś wnętrza siła szarpała mnie od środka.
Bruno miał rację... zresztą jak zawsze. Wiele razy ostrzegał mnie przed sobą. Wiele razy prosił, żebym go nie prowokowała, nie robiła mu na złość. Doskonale wiedziałam, co się dzieje z Brunem gdy jest wściekły... I nawet jeśli kiedyś myślałam, że już widziałam wściekłego Bruna tak naprawdę zobaczyłam go dopiero wczoraj. Nie raz udowadniał mi też, że im bardziej ja jestem za nim i między nami się układa tym bardziej on łagodnieje.
Starał się dla mnie a ja wszystko zepsułam...
Wiem, że jeżeli Bruno coś mówi to nie rzuca słów na wiatr. Więc skoro powiedział mi, że tego mi nie daruje, to właśnie tak będzie... Doskonale potrafię wyobraź sobie swojego męża tym najgorszym wydaniu... tylko, że ja tego wydania nie będę potrafiła znieść...
W gabinecie udowodnił mi, że po tym co zrobiłam, stracił do mnie zaufanie i przestał mnie szanować... potraktował mnie instrumentalnie i ja na to pozwoliłam. Nie stawiałam mu oporu, nie widziałam w tym sensu. Tym co zrobił chciał mnie ukarać i wyżyć na mnie całą swoją złość i udało mu się to...
Nie wiem do cholery co mam teraz o tym wszystkim myśleć. Nie wiem jak mam się teraz zachowywać. Co ja mam do jasnej cholery zrobić po tym wszystkim! Jak mam traktować Bruna? Jak gdyby nic się nie stało? Przecież się stało.
Wszystko mi się wali...
Myślałam, że ten ślub jest najgorszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Byłam przekonana, że nienawidzę Bruna i nigdy nie będę z nim szczeliwa, nigdy nic do niego nie poczuje. Ale wszystko się bardzo zmieniło i przysięgam, że ja tego wcale nie chciałam. To przyszło samo i choć ja broniłam się przed tym jak mogłam nie udało mi się. Bruno uzależnił mnie od siebie i sprawił, że jednak potrafię być przy nim szczęśliwa.
Wiem to moja wina... ja do tego wszystkiego wczoraj doprowadziłam. Wpadłam w sidła Rayana. Posunęłam się za daleko, ale choć Bruno stał się dla mnie kimś bez kogo już nie wyobrażam sobie życia, to wszytko mnie przerosło. Ta sytuacja w łazience i nasza kłótnia o sukienkę przed wyjściem i oczywiście późniejszy alkohol, jeszcze bardziej wszystko spotęgowało. Nie potrafię od tak zapomnieć o tym wszystkim co było o tym jak zostałam przez wszystkich potraktowana i skrzywdzona. Ojciec z Brunem zdecydowali za mnie jak ma wyglądać moje życie i to cały czas we mnie siedzi. Tylko, nawet nikt nie myśli o tym jak ja się w tym wszystkim czuje...
– Błagam tylko nie to. – mówię sama do siebie, po raz kolejny słysząc rozchodzący się po domu dzwonek do drzwi. Ostatnią rzeczą na jaką teraz mam ochotę to jakiekolwiek odwiedziny. Zresztą kto to mógłby być?
Postanawiam nie schodzić i nie otwierać drzwi mam to gdzieś... ale kiedy ten pieprzony dzwonek znów uporczywie dzwoni w końcu zwlekam się z łóżka. Zabieram szlafrok z fotela a moje odbicie w lustrze pozostawia wiele do życzenia... powieki mam zapuchnięte a oczy podkrążone. Dłonią szybko poprawiam włosy przed lustrem i niechętnie schodzę na dół. Im robię krok dalej tym bardziej zaczyna bić mi serce. Boję się spotkać Bruna i spojrzeć mu w oczy... Zresztą nawet nie mam pewności czy jest w domu. Nie wiem co się z nim dzieje... ale skoro sam nie otworzył drzwi wszystko wskazuje na to, że go nie ma.
Staję przed drzwiami i biorąc głęboki wdech otwieram je. Widząc, kto stoi po drugiej stronie mimo zapuchniętych powiek znów mam ochotę się rozpłakać... ale wiem, że nie mogę.
– Witaj kochanie, już myśleliśmy, że was nie ma z Brunem. – czule zwraca się do mnie mama Bruna. Ich wizyta jest naprawdę ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuje. Nie mam ochoty udawać, że wszystko jest w porządku skoro nie jest, a tak właśnie będę musiała robić.
– Przepraszam, byłam w łazience. – cicho odpowiadam, blado uśmiechając się w ich stronę.
– Lauro wszystko w porządku, możemy wejść? – pyta i uważnie lustruje mnie wzorkiem. Ojciec Bruna jak zawsze w przeciwieństwie do swojej żony jest znacznie mniej wylewny. Wręcz jedynie na tyle uprzejmy na ile wymaga tego sytuacja. Czasem nawet mam wrażenie, że nie przepada za mną... zresztą wzajemnie.
– Tak oczywiście wejdźcie. Wszystko jest w porządku. – wymuszam na sobie uśmiech i gestem dłoni zapraszam ich do środka.
– Gdzie Bruno? – pyta, a ja sama nie wiem, co mam odpowiedzieć... przecież tak naprawdę nie wiem czy jest.
– Nie ma. – w końcu wyduszam z siebie.
– Nie chcę cię urazić, ale nie wyglądasz dobrze. Jesteś cała blada, oczy masz podkrążone a powieki zapuchnięte. – zaczyna nie pewnie siadając na kanapie. Po moim wyglądzie nie trudno zauważyć, że cos jest nie tak.
– Naprawdę wszystko jest w porządku, źle dziś spałam, chyba coś mnie bierze. – to jedyna wymówka jaka przychodzi mi do głowy i w dodatku nie sądzę by była skuteczna. Mama Bruna zawsze doskonale znała się na ludziach, zawsze gdy trapiło coś moją mamę umiała to rozpoznać pomimo, że ta kamuflowała się jak mogła.
– Lauro to wcale nie chodzi o to, że coś cię bierze. Przecież widzę, że płakałaś. Coś się musiało stać. To przez Bruna tak? –wargi mimowolnie zaczynają mi drżeć na same jej słowa.
– Nie, po prostu mam gorszy dzień, to nie chodzi o Bruna. – kiwam przecząco głową.
– Kochanie znam swojego syna i wiem, że czasem potrafi się zachować jak kawał drania... – patrzy na mnie z politowaniem i nachyla się w moją stronę dotykając czule mojej dłoni.
– Zostawię was na chwilę samych tylko pójdę się ubrać dobrze? – choć pytam wcale nie czekam na odpowiedź, tylko w mgnieniu oka znikam im z zasięgu wzroku. Staram się spokojnie oddychać i niemalże muszę się do tego zmuszać. Nie mogę się przy nich rozkleić do cholery. Muszę jakoś przetrzymać ich wizytę. Szybko zakładam na siebie, dresową sukienkę ściąganą w pasie i staram się choć trochę zamaskować na twarzy wspomnienia wczorajszej nocy. Rozczesuje niezbyt starannie włosy i staram się je jakoś sensownie ułożyć.
Bruna ewidentnie nie ma w domu i sama nie wiem, czy mam z tego powodu czuć ulgę czy nie...
Schodzę na dół i znów z wymuszonym uśmiechem, proponuje jego rodzicom coś do pica. Przygotowuje dla nich obojga kawę, a dla siebie herbatę rumiankową... Przynoszę wszystko na tacy do salonu i aż sama się dziwie, że udało mi się tak promiennie uśmiechnąć w ich kierunku.
– Co u was słychać? – pytam, siadając i biorąc w dłonie swoją filiżankę.
– Nic nowego kochanie, wszystko dobrze. Ale widzę, że u was nie. Pokłóciliście się tak? – i co ja mam jej teraz niby odpowiedzieć? Przecież, nie opowiem im zdarzeń wczorajszej nocy.
– Claro daj już spokój. Nawet jeśli coś się stało, to nie nasza sprawa. – w końcu przemawia ojciec Bruna, na co Clara od razu piorunuje go wzrokiem. Przełykam niespokojnie ślinę i zbieram się, żeby w końcu coś odpowiedzieć, ale drzwi wejściowe się otwierają...
Bruno wchodzi do domu w czarnych spodniach od dresu i białej koszulce, z pewnością wraca z biegania. Jego oddech jest ciężki, włosy są rozmierzwione, a na czole widnieją krople potu. Patrzę na niego, ale nie mogę spojrzeć w jego oczy, zresztą on w moje chyba też nie patrzy. Z pewnością jednak wizyta jego rodziców nie jest mu na rękę tak samo jak i mnie... Jego wyraz twarzy jasno mówi za siebie.
– Co wy tu robicie? – pyta podchodząc bliżej i ocierając dłonią czoło.
– A to takie dziwne, że chcieliśmy was odwiedzić? Wy nas w ogóle nie odwiedzacie... nawet nie dzwonicie. Uważacie, że to w porządku? – rozumiem Clare, że może być jej przykro z tego powodu. Jak każda matka chciała by mieć kontakt ze swoimi dziećmi, tym bardziej, że Bruno jest jedynakiem. Ma racje, zaniedbaliśmy ich i źle się z tym czuje ale wybrali najgorszy moment z możliwych na odwiedziny i tego typu rozmowy.
– Masz racje Claro. Przepraszamy. – mówię, pokornie w ich stronę za siebie i Bruna.
– Powiecie mi w końcu o co chodzi? Przecież ja widzę, że coś się stało. Nie układa się wam? Bruno zrobiłeś cos Laurze? – zaciskam zęby i staram się jak tylko mogę, żeby łzy nie napłynęły do moich oczu.
– Nic się między nami mamo nie dzieje. Zapewniam cię. – Bruno podchodzi do mnie siada na oparciu kanapy i obejmując mnie ramieniem, całuje w skroń. Wzdrygam się lekko na to co robi...
Jak jemu lekko przychodzi udawanie, tego jak wszystko jest w porządku. Tak... nic się nie dzieje, wszystko jest świetnie! – Mamo jeśli mam być szczery, wybraliście trochę zły dzień na odwiedziny. – czuję ulgę, gdy to powiedział. Naprawdę nie mam siły na takie spotkania dzisiaj.
– Zdążyłam zauważyć. – mówi zawiedziona.
– Kochanie, wpadniemy do nich innym razem, albo wy przyjdźcie do nas w następną niedziele na obiad. – Ojciec Bruna wysuwa propozycje, wstaje z kanapy i podaje dłoń żonie aby również to zrobiła. Nawet trochę mnie dziwi, że sam z siebie to zaproponował, ale cóż może wcześniej Clara mu kazała. To bardziej by mi pasowało.
– Dobrze, ale w następna niedziele, widzę was u nas na obiedzie i nie chce nawet słyszeć o żadnych wymówkach. – mierzy nas srogim wzrokiem.
– Przyjedziemy. – krótko kwituje Bruno. Mój mąż podaje również mi rękę, abym wstała z kanapy i abyśmy razem odprowadzili jego rodziców do drzwi i pożegnaliśmy się.
Drzwi za jego rodzicami się zamykają, a Bruno po prostu puszcza moją dłoń i nawet na mnie nie spoglądając odchodzi w stronę schodów. Rodzice poszli więc koniec udawania...
– Co, teraz już nie jest w porządku między nami, gdy twoim rodzicie już poszli? – wykrzykuje za nim. Teraz tak to będzie wyglądać? Nawet nie będziemy ze sobą rozmawiać? Tylko traktować jak obcy sobie ludzie?
Bruno na moje słowa zatrzymuje się na schodach a jego dłoń kurczowo zaciska się na poręczy. Stoi tak przez chwilę i nie wykonuje żadnego ruchu... aż w końcu gwałtownie się odwraca.
– A co jest w porządku? Nic kurwa nie jest w porządku. – ryczy w moją stronę, a jego dłoń jeszcze bardziej zaciska się na poręczy.
– Myślisz, że o tym nie wiem, ale tobie bardzo lekko przyszło udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. – mówię z drżącymi ustami.
– Myślałaś, że wstaniemy rano i będziemy udawać, że nic się nie stało? – ton jego głosu nie jest miły, dalej słyszę w nim ten żal i złość.
– Więc porozmawiajmy o tym. – nie sądziłam, że to powiem, zawsze unikałam rozmowy o problemie ale tym razem my musimy porozmawiać... Choć by ta rozmowa miała być najtrudniejsza na świecie. Musimy!
– O czym ty chcesz rozmawiać? Ja już powiedziałem wszystko co miałem ci do po wiedzenia, a twoich tłumaczeń nie chce słuchać. – no tak... mogłam się tego spodziewać.
– Uważasz, że ty wczoraj nic nie zrobiłeś? – łzy samoistnie wypływają spod moich powiek, a piąstki na przemian się zaciskają i rozkładają. Bruno schodzi ze schodów i podchodzi do mnie bliżej, delikatnie przejeżdżając dłonią po moich włosach, jak gdyby dotknięcie mnie, miało go uspokoić.
– Zrobiłem i nie czuje się z tym najlepiej. Chciałem cię tym ukarać, za to co zrobiłaś. – z udręczeniem wypuszcza powietrze z płuc. – Ty tak naprawdę nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mnie to kurewsko zabolało i przykro mi ale nie wierzę w to, że nic więcej między wami nie było niż to co zobaczyłem...
Bruno
Nie wiem ile czasu stoję już pod ciepłym strumieniem wody... ale na pewno długo. Cały czas bije się z myślami. Gdyby tak cholernie mocno mi na niej nie zależało, to wszystko było by prostsze. Wczorajsza noc jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym, że Laura to kobieta mojego życia. Kobieta bez której nie byłbym w stanie już normalnie funkcjonować. Ta przez którą potrafię kompletnie stracić kontrolę nad sobą a jednocześnie nie posiadać się przy niej ze szczęścia. Życie z nią czasem jest nie do zniesienia, ale bez niej było by jeszcze bardziej. Chciałbym uwierzyć w jej słowa i jakaś cześć mnie mówi, że powinienem to zrobić, ale nie potrafię.
Przecież moja słodka niewinna Laura nie mogła by mi tego zrobić... Ale w mojej głowie co chwile pojawiają się myśli, tego co było za nim przyjechałem i co mogło by być gdybym nie przyjechał. W tym przypadku wcale nie interesuje mnie to, że była pijana. Ani trochę ją to nie usprawiedliwia.
Nie będę już z nią walczył i na siłę próbował do siebie przekonać, to nie ma sensu. Zamierzam konsekwentnie trzymać się swoich wczorajszych słów. Wiele razy jej zachowanie doprowadzało mnie do szewskiej pasji, jednak zawsze ta złość mi przechodziła. Nie umiałem się długo złościć na tą słodką istotkę, ale tym razem nie jestem w stanie jej tego podarować. Zaufałem jej, a ona to zaufanie od razu zawiodła.
Najbardziej w tym wszystkim chyba boli to, że ja nie jestem dla niej tak ważny jak ona dla mnie. Choć myślałem całkiem inaczej. Wystarczyła jedna impreza, żeby o mnie zapomniała...
Wiem, ja też nie jestem święty i wiele można mi zarzucić ale dla mnie inne kobiety nie mają znaczenia... Bo żadna z nich w niczym nie jest wstanie dorównać mojej żonie.
Fakt wczoraj ja też nie zachowałem się najlepiej, ale ostrzegałem ją, żeby do mnie nawet nie przychodziła. Doskonale wiedziałem jak to się skończy. Wiedziałem, że nie będę w stanie utrzymam nerwów na wodzy. Chciała kary więc ją dostała... a ja chciałem, żeby ją też zabolało i zrozumiała co ja poczułem.
Nie wiem jak to teraz wszystko będzie wyglądać. Tysiące myśli przelatuje przez moją głowę, a ja już nie mogę ich znieść. Chciałbym choć raz poczuć, że to ona się stara o mnie, że to jej na mnie zależy a nie tylko odwrotnie. Nawet tą ostatnią kolacje, z której tak bardzo się ucieszyłem, Laura przygotowała nie dlatego, że chciała sprawić mi przyjemność, tylko po to, żebym się zgodził na wyjście do klubu. A ja naprawdę bardzo bym chciał, żeby zrobiła po prostu coś dla mnie... bezinteresownie. Czasem nawet najmniejszy gest z jej strony już znaczył by dla mnie bardzo wiele. Niech teraz ona czuje się teraz tak jak ja się czuje przez cały czas. Niech zobaczy jak to jest, a doskonale wiem, że nic tak nie frustruje Laury we mnie jak moja obojętność w stosunku do niej.
*****
Przez całą resztę dnia nie rozmawialiśmy z Laurą... wręcz powiedziałbym, że każde z nas się unika. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w końcu jeszcze będziemy musieli ze sobą porozmawiać, skoro mamy ze sobą spędzić resztę życia. Ale dopóki złość nie we mnie nie minie, taka rozmowa nie ma sensu...
Długo się waham czy pójść spać do sypialni... ale sama myśl, że poczuje jej cudowny zapach obok siebie niesamowicie mnie do tego popycha...
Zresztą do cholery to moja sypialnia, więc gdzie indziej mam spać!
Jest już późno, więc Laura za pewne już śpi... Pomimo wszystko nie chce jej budzić, więc najciszej jak się da wchodzę do sypialni. Podchodzę do łóżka i delikatnie na nim siadam opierając łokcie o kolana. Chowam w twarz w dłoniach i przecieram zmęczone oczy. Potrzebuje snu...
Kładę się na łóżku i powolnie nasuwam na siebie kołdrę. Wsłuchuje się w oddech Laury i nie jestem w stanie stwierdzić czy śpi... nie jest on równomierny i spokojny jak u osoby która zasnęła.
Mimo, że sen nuży moje oczy i z całych sił staram się zasnąć coś mi na to nie pozwala i to jeszcze bardziej mnie męczy.
Choć Laura się nie rusza, teraz już wiem na pewno, że nie śpi... i nie spała od samego początku, odkąd tu przyszedłem. Słyszę, że najciszej jak umie tłumi swój płacz, myśląc najwidoczniej, że to ja już śpię.
Próbuje na to nie zwracać uwagi, ale kurwa nie mogę! Im dłużej to słyszę tym bardzie rozrywa mnie od środka. Zaczynam coraz ciężej oddychać i nie wytrzymuje już dłużej tego...
Zrywam się z łóżka i wchodzę z naszej sypialni. Nie mogę z nią spać, słysząc jej płacz. Ale też nie potrafię się przełamać, żeby z nią porozmawiać... spróbować jakoś to wszystko wyjaśnić. Posłuchać na spokojnie jej argumentów i tłumaczeń. Ta cholerna duma mi na to nie pozwala.
Laura
– Dzień dobry Evo – witam się z Evą w kuchni i mimo, iż moje samopoczucie nie uległo zmianie, obdarowuje ją ciepłym uśmiechem. Dzisiaj już wglądam trochę lepiej niż wczoraj, choć oczy w dalszym ciągu mam podkrążone, ale przynajmniej powieki, nie są już tak bardzo zapuchnięte. Nie mam już siły płakać. Za dużo już łez wypłakałam ostatnio. A mojego męża, mój płacz najwidoczniej już irytuje, skoro nawet nie potrafi ze mną spać, słysząc jak próbuje go powstrzymać... Nie potrafi nic powiedzieć, za to wyjść i zostawić mnie samą jak najbardziej. A może to nie chodziło o mój płacz, tylko on po prostu nawet nie chce ze mną sypiać w jednym łóżku?
– Witaj Lauro. Na co masz dzisiaj ochotę do jedzenia? – odrywa się od przecierania szkliwa. Kochana jest ta kobieta, choć ostatnio nie bywa tu zbyt często. W większości to ja teraz zajmuje się domem... przecież i tak nie mam nic lepszego do roboty i wiedziałam, że Bruno był z tego zadowolony. Lubił wrócić z pracy i widzieć, że czekam na niego z ciepłym obiadem czy kolacją..
– Nie jestem głodna. Ale chętnie napije się herbaty, a może ty napijesz się ze mną? – proponuje siadając za kuchennym blatem. Muszę z kimś porozmawiać, zająć czymś swoje myśli.
– Z przyjemnością. Już robię. – odpowiada promiennie i już po chwili przed nami na blacie lądują filiżanki z pachnącą herbatą malinową. – Lauro na pewno nie chcesz nic zjeść, może chociaż rogale? Kupiłam dziś rano świeżę .
– Nie naprawdę dziękuje. Może później. – kiwam przecząco głową.
– Wybacz, że pytam ale pokłóciłaś się z Panem Brunem tak? – czy to aż tak bardzo widać?
– Skąd wiesz? – upijam łyk jeszcze gorącej herbaty nieco parząc się w usta.
– Przecież widzę kochanie, że jesteś smutna. Pan Bruno tak samo też był strasznie nie swój dziś rano, widać było, że coś go trapi. – ciekawe czy Bruno choć raz w tym wszystkim pomyślałam o mnie czy tylko cały czas o sobie. Ma prawo być na mnie zły, za to co zrobiłam, ale czy on choć czasem nie mógłby spróbować postawić się na moim miejscu?
– Tak Evo bardzo się pokłóciliśmy i nie wiem jak to teraz mamy naprawić. – uśmiecham się blado. Nie ma sensu okłamywać Evy, że wszystko jest w porządku, skoro ona sama widzi, że nie jest.
– Wszystko da się naprawić. – przekonuje mnie, wygładzając w dłoniach kuchenną ściereczkę.
– Znasz Bruna... u niego jest albo czarne albo białe, nie ma nic pomiędzy. Jak się na coś zaweźmie to tego nie podaruje i mi właśnie to obiecał. – coraz bardziej czuje, że ja tego nie zniosę. Dlaczego on nawet nie chce mnie na spokojnie wysłuchać? Przecież chyba mu na mnie zależy... więc powinien chcieć się pogodzić, a może muszę po prostu poczekać, aż samo mu przejdzie?
– Zrobiłaś coś złego?
– To skomplikowane ...
– Posłuchaj mnie kochanie, oczywiście jeśli nie chcesz mówić to nie mów, ale pozwól ze cos ci powiem. Czasem jest lepiej jest odpuścić pewne sprawy i nie traktować tego honorowo, bo gdy na kimś nam bardzo zależy nie ma czegoś takiego jak honor. Trzeba walczyć pomimo wszystko. Pan Bruno ma bardzo ciężki charakter i czasem ciężko się z nim żyje, ale to dobry chłopak, który bardzo potrzebuje miłości... Trzeba pójść na pewne ustępstwa.
– Evo ja muszę cały czas mu ustępować... i nawet nie zdajesz sobie sprawy na ile ustępstw i z jak wielu rzeczy musiałam zrezygnować dla niego... – gryzę się w język, żeby nie powiedzieć dalszej części historii. Spaliłabym się chyba ze wstydu przed Evą gdyby dowiedziała się o wszystkim.
*****
Cały dzień mija mnie beznadziejnie, zresztą tak samo jak poprzedni. Sama już nie wiem co mam robić, żeby nie myśleć. Pomogłam Evie sprzątać cały dom, wyprasowałam chyba z tonę ubrań i zrobiłam zakupy. To wszystko i tak na nic, w mojej głowie cały czas siedzi co innego. Miałam nadzieje, że Sofii mi coś doradzi, powie mi co ja mam zrobić. Tylko jej mogę o tym wszystkim powiedzieć, przed nią nie wstydzę przyznać się do niczego, zresztą ona od samego początku wiedziała o wszystkim. Moja przyjaciółka niestety sama nie wie co ja powinnam zrobić... ale rozmowa z nią przynajmniej choć trochę podniosła mnie na duchu. Czasem trzeba się komuś wygadać inaczej człowiek może zwariować, dusząc wszystko w sobie.
Zaczynam się coraz bardziej denerwować, jest już naprawdę późno a Bruno dalej nie wraca do domu... Nie idę do sypialni i nawet nie próbuje zasnąć bo i tak wiem, że mi się to nie uda dopóki nie wróci. O ile oczywiście wróci. Nie zdziwiło by mnie to, gdyby nie wrócił, ale jednak czekam na niego w salonie przy zgaszonym świetle z nadzieją że wróci.
Dochodzi 24:00 i dopiero wtedy słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Cała się spinam na ten dźwięk mimo, iż tak czekałam na jego powrót. Wstrzymuje oddech i czekam gdzie pójdzie. Nie świeci nigdzie światła. W domu panuje całkowita ciemność. Choć nie widzę go zbyt dobrze, dostrzegam, że po omacku siada niemalże naprzeciw mnie w fotelu...
– Teraz tak to będzie wyglądać? – mówię i jednocześnie włączam stojącą obok swojego fotela lampę. Bruno spogląda na mnie spod przymrużonych powiek i ciężko wzdycha.
– Co? – pyta.
– Nasze małżeństwo? Nie będziemy ze sobą rozmawiać, nie będzie cię całymi dniami w domu, nawet nie będziesz sypiał ze mną w jednym łóżku? – wyrzucam z siebie, niemalże na jednym wdechu.
– Czy właśnie nie tego chciałaś od samego początku naszego małżeństwa? – porusza brwią ten swój cholerny nonszalancki i chłodny sposób.
– Przestań Bruno. – prycham powietrzem, zagryzając wewnętrzną stronę policzka.
– Lauro, przecież dokładnie tego chciałaś, nie cieszysz się? – rzuca ironicznie w moją stronę podpierając brodę na dłoni.
– Nie uważasz, że trochę się zmieniło od tego czasu? – ledwo przechodzą mi te słowa przez gardło. Nie wieżę, że on tego nie wie. Tak, wiem cały czas daje mu wiele powodów, do tego że tak nie jest. Ale daje mu też wiele powodów, że tak jest. Chodzenie z nim do łóżka, przytulanie się, czułe zwracanie się do niego czy gotowanie mu, przestało być dla mnie jedynie małżeńskim obowiązkiem...
– Wiesz, nawet przez jakiś czas myślałem, że coś się zmieniło, ale nie zbyt długo pozwoliłaś mi tak myśleć. – nie, ja po prostu tego zaraz wszystkiego nie wytrzymam.
– Nie zdradziłam cię! Mam ci przeliterować, żebyś w końcu to zrozumiał?– wykrzykuje w jego stronę i czuje jak moje policzki zaczynają robić się coraz bardziej gorące.
– Nie mam problemów ze słuchem, tylko problem w tym, że ci nie wierzę. Obiecałaś mi, że nie zrobisz na imprezie nic, co by mogło mi się nie spodobać. I co? – pyta z wyrzutem, zatapiając we mnie swój lodowaty wzrok. Wiem, że mu obiecałam, ale wyszło inaczej i nic na to nie poradzę. Tylko, cały problem w tym, że dla Bruna nawet jak spojrzę na innego faceta, to już będzie to oznaczało niewłaściwie zachowanie. Jego zazdrość nie jest do końca normalna... choć w tym wypadku niestety uzasadniona.
– Dobrze Bruno, że ty jesteś taki święty! Ty mi nic nie zrobiłeś. – ja teraz, jestem ta najgorsza. Niech Bruno najpierw spojrzy na siebie, a potem ocenia mnie. Postąpiłam bardzo, źle ale przecież przeprosiłam go już nie raz.
– Nie rozmawiamy o mnie, chociaż tak, ja nie jestem święty, jestem kawałem skurwysyna, ale cie nie zdradziłem, a wiesz dlaczego? Bo inne kobiety nie mają dla mnie znaczenia. – ostatnie zdanie wymawia wolno i bardzo dosadnie, tak jakby chciał, abym na pewno go dobrze zrozumiała.
– Ja też cię nie zdradziłam, co ja mam zrobić, żebyś mi uwierzył? Nie zrobiłam bym ci tego. – jak ja mam go do tego przekonać? Moje słowa w ogóle do niego nie trafiają.
– Teoretycznie załóżmy, że tak było. Do niczego nie doszło. Tylko ciekawe jak to wszystko potoczyło by się gdybym wtedy nie przyjechał. Co by było dalej? – wykrzykuje podnosząc się z fotela. Nie wiem co mam teraz odpowiedzieć... bo nie wiem co by wtedy było. Teraz wydaje mi się, że nawet gdyby wtedy się nie zjawił, absolutnie do niczego by nie doszło... ale wtedy gdy byłam pod wpływem alkoholu... Czuje się źle z tą myślą i tak naprawdę wcześniej nawet nie przyszła mi ona do głowy.
– Nic by nie było. Nie potrafiłabym cię zdradzić. Oddałam ci swój pierwszy raz i myślisz, że mogłabym teraz pójść do łóżka z pierwszym lepszym? – razem z wypowiedzeniem tych słów, upewniłam się, że nie zdradziłabym go. Tak długo czekałam ze swoich pierwszym razem, tak bardzo bałam się go oddać jakiemukolwiek mężczyźnie... Aż w końcu sama świadomie oddałem je Brunowi i naprawdę tego chciałam. Więc jak mogłabym pozwolić dotknąć się innemu mężczyźnie? Nie wyobrażam, sobie dotyku innego faceta niż mojego męża...
– A komu miałaś się oddać pierwszy raz jak nie własnemu mężowi? – no tak... Dla niego to oczywiste, przecież łaski mu nie zrobiłam.
– Traktujesz mnie jak bym ci zrobiła najgorszą krzywdę na świecie, chociaż niczego nie zrobiłam. Ale o tym, jaką ty mi krzywdę wyrządziłeś już nie pamiętasz? – krzyczę na niego, patrząc prosto w jego oczy.
– A co ja ci takiego zrobiłem, chodzi ci o ten seks? Mówiłem już, że nie czuje się z tym najlepiej i za to cie przepraszam, ale ostrzegałem cię żebyś nawet nie pokazywało mi się na oczy, bo wiedziałem, że nie utrzymam nerwów na wodzy. Więc, czemu mnie nie posłuchałaś?– podchodzi do mnie i nachyla się na fotelem?
– Nie wracajmy do tamtej sytuacji. Akurat nie o to mi teraz chodziło. Zmusiłeś mnie razem z ojcem, żebym została twoją żoną. Przez ciebie musiałam zrezygnować ze swojego życia i marzeń. Pomyślałeś chociaż raz jak ja się w tym wszystkim czuje? – nie chce roztrząsać tamtego tematu.
– Jak widać nie jest ci ze mną, aż tak źle skoro do tej pory nie uciekłaś. – pieprzony egoista.
– Ja już nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać. – załamuje twarz w dłoniach. W taki sposób nigdy nie uda nam się dogadać... On najwidoczniej nie chce dojść ze mną do żadnego porozumienia...
******
Kochani i jak wrażenia? Tego się spodziewaliście?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro