Rozdział 13
Tak mnie zmotywowały wasze głosy i komentarze kochani, że nie mogłam wytrzymać i musiałam już teraz dopracowywać kolejny rozdział. Dziś pewnie zarwę z tego powodu noc na naukę ale mam nadzieje, że było warto i będziecie zadowoleni :)
Rozdział dzisiaj niestety trochę krótszy niż zwykle, ale mam nadzieje że mi to wybaczycie :*
Czekam z niecierpliwością na wsze głosy i komentarze, które są dla mnie niesamowicie ważne :*
Buziaki kochani :*
Laura
Schodzę niepewnie po schodach na dół. Po wczorajszym wieczorze sama nie wiem, jak mam się teraz zachować, gdy stanę oko w oko z Brunem. Wczoraj zachował się, jakby cos w niego wstąpiło i przez moment naprawdę się go bałam. Czasami Bruno staje się po prostu nieobliczalny... Jednakże teraz to ja mam z tego powodu wyrzuty sumienia... po części to przeze mnie Bruno wczoraj wpadł w taką wściekłość, a dokładnie przez to, co powiedziałam bez większego zastanowienia...
Będąc na dół rozglądam się dookoła, poszukując wzrokiem Bruna. Nie jestem pewna czy w ogóle spał w domu, nie słyszałam, żeby wracał, ale na jego połowie łóżka widniało delikatnie wgniecenie. Po cichu zbliżam się do kuchni i wtedy od razu napotykam się z jego wzorkiem, który jest całkowicie odmienny niż wczoraj, taki bardziej spokojny i opanowany. Biorę parę głębokich wdechów i ruszam w jego stronę.
– Spałeś w domu? – pytam, siadając naprzeciw niego przy wyspie kuchennej, a przed moim nosem od razu ląduje pachnący omlet i świeżo wyciskany sok z pomarańczy.
– Evo zostaw nas samych. – prosi chłodnym, ale uprzejmym tonem gosposię, na co ona wykonuje skinienie głowy i od razu ulatania się z pomieszczenia. Upijam duży łyk soku... suchość w gardle uniemożliwia mi normalne mówienie.
– Spałem. – odpowiada rzeczowo.
– Dlaczego jeszcze nie jesteś w pracy? – staram się uniknąć rozmowy o wczorajszym wieczorze i mam nadzieje, że on również. Lepiej by nasze relacje powróciły na optymalne tory.
– Lauro, jeżeli myślisz, że nie będziemy, rozmawiać o wczorajszym wieczorze, to jesteś w błędzie. – odkłada sztuce na talerz i wlepia we mnie ten swój przenikliwy wzrok. Czy on czasem nie może puścić pewnych sytuacji w niepamięć?
– Ale tutaj nie ma o czym rozmawiać. – stwierdzam z obojętnością, skupiając swoją uwagę na omlecie, który teraz za żadne skarby nie przejdzie mi przez gardło.
– Owszem jest. – wstaje od blatu i znika za holem. Dziwi mnie jego zachowanie. To kompletnie nie w jego stylu, aby odchodzić w środku rozmowy. Takie zachowanie za to jest jak najbardziej w moim stylu.
– Wiem, że wczoraj przesadziłem. Poniosło mnie. Przepraszam. – podchodzi do mnie z wielkim bukietem czerwonych róż, delikatnie ujmuje moją dłoń i składa na niej pocałunek, nie spuszczając ze mnie wzroku. Rozchylam usta ze zdziwienia i nie wiem co mam powiedzieć. Tym razem naprawdę mnie zaskoczył. To jest ostatnia reakcja, jakiej bym się po nim spodziewałam. Bruno przyznający skruchę? To zdecydowanie niecodzienny widok, przez który moje poczucie wyrzutów sumienia jeszcze bardziej wzrasta. Nie dam rady mu się przyznać do prawdy. Nie przejdzie mi to przez gardło...
– W porządku. – przyjmuję od niego kwiaty, zaciągając się ich zapachem. Zrywam się z krzesła w poszukiwaniu wazonu. Przetrzepuje wszystkie szafki wokoło w jego poszukiwaniu, ale bez większego skutku. Spoglądam na Bruna, ale po jego minie od razu widzę, że on również nie ma zielonego pojęcia, gdzie w jego domu może być wazon. Woła do nas Evę, która zabiera ode mnie kwiaty i na polecenie Bruna ma wstawić je do wazonu i zanieść do naszej sypialni. Znów siadam naprzeciw niego i próbuje się zmusić, aby zjeść choć odrobinę omleta.
– Jednakże nie będę ukrywał swojego niezadowolenia z tego, do czego wczoraj mi się przyznałaś... – Już myślałam, że mamy to za sobą. Nerwowo przygryzam wargę, próbując odpowiedzieć coś racjonalnego.
– Mnie również wiele sprawy przyprawia o niezadowolenie i nie wściekam się tak jak ty. – po raz kolejny moja wypowiedź jest bardziej atakiem w jego stronę niżeli racjonalną odpowiedzią.
– Pewnie na pierwszym miejscu o niezadowolenie przyprawia cię fakt bycia moją żoną, czyż nie? – mówi kąśliwie, mocniej zaciskając dłoń na filiżance z kawą.
– Jak byś zgadł. – odpowiadam równie kąśliwie, jak on. Nie rozumiem, po co dolewam oliwy do ognia...
– Nikt nie potrafi mnie tak bardzo wyprowadzić z równowagi, jak ty Lauro! – wstaję od stołu i uderza o niego filiżanka, jednakże nie na tyle mocno, aby ją rozbić.
– Wściekasz się, jakbyś się o tym pierwszy raz dowiedział – stwierdzam, wzruszając ramionami, jakoby jego kolejny wybuch nie zrobił na mnie wrażenia. Owszem może trochę zrobił, ale zaczynam się już chyba przyzwyczajać do tych jego wybuchów złości, które w większości spowodowane są moim zachowaniem. Tak samo, jak ten...
– Dobrze, nie mam ochoty kłócić się od samego rana. Dla ciebie i tak będę kawałem skurwysyna, choć nie sądzę, jakobym cię tak źle traktował. Zresztą czy jestem dla ciebie dobry, czy zły to na tobie to i tak nie robi wrażenia. Idę do pracy, nie czekaj na mnie z kolacją skarbie – Ostanie zdanie wypowiada z przesadnym cynizmem, który doskonale rozumiem.
Sama już nie wiem, czy dobrze postępuję, zachowując się tak wobec niego, ale to czasami silniejsze ode mnie. Nie jest dla mnie tak zły, jak sobie wyobrażałam. I muszę przyznać, że czasem naprawdę się stara. Ale ja nie umiem się inaczej przy nim zachowywać. Mam w sobie jakąś wewnętrzną blokadę, której nie umiem przełamać. Na każdą jego próbę zbliżenia się do mnie ja odpowiadam atakiem. Nie mogę zapomnieć o tym, że ten ślub nie był moją decyzją, tylko jego i mojego ojca. Nie mogę zapomnieć o tym, że nie wychodziłam za mąż z miłości i nie miałam ślubu, o jakim zawsze marzyłam... Nie mogę się pogodzić z tym, że nie mogę, korzystać ze swojej młodości, tak jakbym tego chciała i to z jego winy...
Muszę to wszystko sobie przemyśleć... może Bruno ma racje skoro i tak jestem na niego skazana nie powinnam z nim nieustannie walczyć... Najgorsze jest to, że zdałam sobie sprawę, że kiedy mnie całuje, przytula i nie tylko to robi, ja wcale nie jestem z tego faktu niezadowolona... a wręcz czasami tego wyczekuje.
Nie muszę się czymś zająć, wyjść z tego domu, bo inaczej zwariuje. Idę do garderoby, zakładam moje ulubione niebieskie jeansy, wygodne czółenka i białą bluzkę odsłaniającą ramiona. Zakładam ubrania, które będzie mi łatwo zdjąć. Cały dzień zamierzam poświecić na zakupy, łudząc się że poprawią mi nastrój. Nie zamierzam dzisiaj jeszcze bardziej denerwować Bruna, więc tak jak prosił udaje się po raz kolejny na miasto w towarzystwie Jaspera. Oczywiście mogłabym pojechać sama samochodem bez jego wiedzy i tak nie ma go w domu. Jednak przypuszczam, że nie dalej niż po 5 minutach jego goryle by mu o wszystkim donieśli. Myślę, że jeden dzień mogę odpuścić Brunowi i nie dawać mu więcej powodów do złości.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na takich zakupach. Dobrze, że Jasper ze mną chodzi, bo sama bym nie u dźwigała tylu toreb. To naprawdę przyjemne uczucie móc kupować wszystko, na co ma się tylko ochotę. Przedtem nie mogłam robić takich zakupów, ojciec był znacznie bardziej skąpy wobec mnie niżeli Bruno.
Przechodzi mi przez myśl, że może zbyt lekką ręką wydaje pieniądze, które tak naprawdę nie są moje, ale szybko odganiam od siebie te myśli. Wracam do domu po kilkunastogodzinnym maratonie i nie mam na nic większej ochoty jak ciepła kąpiel. Moje obolałe mięśnie potrzebują odprężenia. Po długiej kąpieli w zmysłowych olejkach czuje się naprawdę błogo i jedyne czego potrzeba mi teraz do szczęścia to lampka białego wina i dobry film.
Zakładam się siebie ciepły szlafrok i starannie wcieram kokosowy krem w dłonie. Schodzę na dół i swoje kroki od razu kieruje do kuchni aby wyciągnąć z lodówki białe wino. Wygodnie usadawiam się na kanapie w salonie i z lampką wina w dłoni zaczynam swój seans. Film o wielkiej miłości dwojga ludzi... Coś, o czym ja mogę sobie jedynie pomarzyć... Wiem, że takimi filmami jeszcze bardziej się dobijam, ale czasem potrzebuje się nad sobą po użalać.
Całkowicie zatapiam się w historii głównych bohaterów, a jedna lampka wina podczas trzygodzinnego filmu przeradza się w kilka. Przeciągam się na kanapie i widząc 23 na zegarku, leniwie gaszę telewizor i mozolnym ruchem wstaje z kanapy. Swoją drogą jest już dość późno, a Bruna dalej nie ma w domu. Dlaczego jeszcze nie wrócił? Nie ma go od samego rana... Czyżby był na mnie, aż tak zły, aby nie wrócić na noc do domu? A może coś się stało? Może powinnam zadzwonić?
Lauro, uspokój się – powtarza mi mój wewnętrzny głos.
Bruno może robić, sobie co chce i wracać kiedy chce, a mnie to nie powinno obchodzić. Może po prostu ma mnie już dość i chce jak najmniej ze mną przebywać, zresztą nie dziwie mu się. Robię wszystko, żeby mu popsuć nerwy.
Nad czym ja się w ogóle rozczulam? On pewnie się świetnie się bawi, a ja zaczynam się martwić. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy tak późno wraca do domu. Nie zamierza już dłużej czekać na mojego pana i władcę. Kładę się do łóżka, wtulając się w miękki i pachnący materiał poduszki.
Chce zasnąć, naprawdę chce... ale nie mogę. Kręcę się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Spoglądam spod przymkniętych powiek na wyświetlacz telefonu. Jest już 24... a jego dalej nie ma. Może robi to specjalnie, może to kolejna forma kary za mojego zachowanie?
Po raz setny zmieniając pozycje, słyszę mocne kroki dochodzące z dębowych schodów, na co spokojnie wypuszczam powietrze i odruchowo zamykam oczy. Gdy wchodzi do sypialni, udaje, że śpię i ani drgnę. Jak zawsze po cichu wchodzi i kieruje się prosto do łazienki, a ja gorączkowo zastanawiam się, czy dalej jest na mnie zły i czy tej nocy znów mnie do siebie przytuli...
Nie wiem ile czasu bierze prysznic, ale dla mnie trwa to, jak wieczność. W dalszym ciągu rozmyślam nad tym, gdzie był... pracował? Pił? A może spędził upojny wieczór z jakąś swoją bliską koleżanką... ostatnia myśl sprawia, że robi mi się nie dobrze. Drzwi od łazienki się zamykają, a ja już po chwili czuję, jak druga strona łóżka ugina się, pod jego ciężarem. Jestem odwrócona do niego plecami i niemalże ogromnie niecierpliwię się w oczekiwaniu na moment, aż przytuli mnie do siebie. Przyzwyczaiłem się już do tego, że zasypiam z jego oddechem na karku...
Niecierpliwie się jeszcze bardziej, gdy w dalszym ciągu tego nie robi... jak mniemam leży na wznak z rękoma założonymi za głowę, często, gdy kładzie się do łóżka najpierw układa się właśnie w tej pozycji.
Mam ochotę dać sobie porządnego kopa w tyłek za to, co zaraz powiem, ale ten cholerny wewnętrzny głos praktycznie sam wyrywa mi się z ust. Chyba że to nie wewnętrzny głos, a skutek wypitych przeze mnie lampek wina.
– Dlaczego tak późno wróciłeś?
– Spotkanie biznesowe się przeciągnęło. – odpowiada obojętnie, tak jak by w ogóle nie miał ochoty ze mną rozmawiać.
– Jesteś na mnie zły? – Nie wiem, po co pytam skoro doskonale znam odpowiedź. Gdyby nie był, już dawno czułabym na plecach, jak jego klatka piersiowa, równomiernie się unosi.
– Jestem zmęczony. Dobranoc. – Uhmm jest gorzej, niż myślałam. Walczę wewnętrznie ze sobą pomiędzy tym, co powinnam zrobić a tym, co tak naprawdę chcę... To zdecydowanie reakcja na wypite wino. Nie widzę innego wytłumaczenia.
– Bruno? – daje przewagę emocjom i wypitemu winu.
– Tak? – pyta zirytowanym głosem, ciężko wzdychając.
– Mógłbyś czasem wracać do domu trochę wcześniej niż dotychczas? – wypowiadam jednym tchem i teraz już ze spokojem wypuszczam powietrze. Przebieram nogami w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
– Postaram się. – dlaczego tak cholernie drażni mnie jego obojętność...
Nie wiem, dlaczego to robię... ale po prostu robię. Odwracam się w jego stronę, a cała w środku dygoczę na myśl tego, co zaraz zrobię. To głupie, ale się denerwuje. Przybliżam się do niego i wtulam... Głowę kładę na jego klatce piersiowej, dłonią obejmuje brzuch, a nogą oplatam jego nogi. Do moich nozdrzy teraz wyraźnie dociera jego niepowtarzalny męski zapach do którego ostatnio tak przywykłam.
– Dlaczego się do mnie przytulasz? – pyta a ja czuję, że się wygłupiłam...
– Jeżeli nie chcesz, to nie muszę. – odpowiadam speszona, odrywając się od jego ciała.
– Nie powiedziałem, że nie chce. Zapytałem dlaczego? – pozornie proste pytanie, a jednak niesamowicie trudne. Co ja mam mu teraz powiedzieć?
– Tak po prostu... – dukam.
– Dlaczego?
– Bo jesteś na mnie zły, bo ty mnie nie przytuliłeś... bo przyzwyczaiłam się do tego, że przytulasz mnie, gdy zasypiam. Zadowolony? – Będę jutro tego żałować i to jak cholera. Choć teraz na niego nie patrzę, widzę w myślach ten jego zwycięski uśmiech.
– I to właśnie chciałem usłyszeć. – jego ton głosu od razu zmienia barwę.
– Świetnie, jednak zmieniłam zdanie. – duma nie pozwala mi, aby triumfował nad swoim zwycięstwem. Odrywam się od niego i odwracam plecami.
– Chodź tu do mnie i nie dyskutuj. – mówi rozbawionym głosem przyciągając mnie do siebie tak, abym znalazła się w poprzedniej pozycji. Czuje nad sobą jego oddech, który jak zawsze pachnie świeżą miętą i nutą dymu papierosowego jednakże dzisiaj również z lekką nutą alkoholu. Zamykam oczy, a jego usta od razu stykają się z moimi w długim pocałunku. Kiedy mnie całuje, już nie czuje się tak bardzo skrępowana, jak wcześniej, jego pocałunku stały się dla mnie normalnością... Zaszufladkowałam je sobie w mojej głowy jak czynności naturalne, którym nie ma sensu się opierać...
Co ja pieprzę?
– Dobranoc skarbie. – odrywa się od moich ust i kiedy ponownie wtulam się w jego ramię, subtelnie mnie przytula, składając pocałunek na włosach.
Bruno
– Jeszcze pożałujesz tej decyzji. Mnie się tak nie traktuje! – Olivia histeryzuje w moim gabinecie, wymachując rękoma. Jej już 10-minutowe przedstawienie zaczyna mnie coraz bardziej nudzić. Nie robi na mnie żadnego wrażenia. Nawet nie chce mi się wchodzić z nią w żadną dyskusje więc cierpliwie czekam aż skończy. – No powiedz coś! – krzyczy, wyraźnie będąc zirytowana, moim brakiem zainteresowania.
– Ja już powiedziałem ci wszystko, co miałem do powiedzenia. Więc zabierz swoje rzeczy i do widzenia. – wskazuje jej na drzwi.
– Co ty widzisz w tej gówniarze, że aż wziąłeś z nią ślub? Co w niej widzisz, czego nie widziałeś we mnie?
– Wiele, rzeczy w niej widzę. Do widzenia. – podnoszę znacząco głos, bo zaczynam tracić do niej cierpliwość. Od razu na mój podniesiony ton głosu rezygnuje z dalszego monologu i w końcu wchodzi z mojego gabinetu, przynosząc mi tym wielką ulgę. Olivia zawsze kuli się pod moim podniesionym głosem, odpuszczając dalszą dyskusję.
Gdybym wiedział jak mocno się zaangażuje w naszą relację nigdy bym jej nawet nie zaczynał. Przecież ja nawet nigdy nie okazywałem jej jakiejś względnej czułości, jasno za każdym razem dawałem jej do zrozumienia, że to tylko seks. Zaspokajała moje potrzeby, zawsze, kiedy chciałem i bez znaczenia czy akurat byliśmy w pracy, czy w jakimkolwiek innym miejscu.
Większość dnia znów skupiam na myślach o mojej żonie. Jej wczorajsze zachowanie naprawdę mnie mile zaskoczyło... Czuje, że złamaliśmy kolejną barierę, a teraz będzie już coraz lepiej. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Laura po prostu zaczyna się do mnie przekonywać, może nie do końca sama zdaję sobie z tego sprawę, ale tak jest. Toleruje już moją obecność przy sobie. Nie sprzeciwia się na pocałunki i stopniowo na inne rzeczy. A to, że każdej nocy przytulam ją do siebie, stało się nieodłącznym etapem jej zasypiania, tak jak pokazała mi to wczoraj. Jak pyskowała, tak pyskuje, jak krępowała się przy mnie, tak dalej się krępuje. Nigdy nie chodzi przy mnie, chociażby w samej bieliźnie, a mnie choć szlag trafi, na widok jej ponętnych nagich ud, wystających z kusej koszulki nocnej, trzymam się złożonej obietnicy. Chociaż, czasem mam wrażenie, że tę kusą koszulkę nocną zakłada specjalnie, żeby jeszcze bardziej mnie zdenerwować.
Wychodzę na papierosa na taras przy moim gabinecie, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i wystukuje SMS do Laury.
Jak Ci mija dzień? – Nie muszę czekać długo na odpowiedź.
Wieszam nowe zasłony w sypialni za Twoje ciężko zarobione pieniądze, na które harujesz od rana do nocy. – Od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Choć nie słyszę jej głosu doskonale słyszę jak ironicznie wypowiada to zdanie w mojej głowie.
Doskonale wyczuwam Twoją ironie kochanie. Wrócę dziś wcześniej.
Ohh naprawdę nie musisz się tak dla mnie poświęcać – Ta kobieta jest niesamowita.
Za tą wieczną ironię w głosie, zasługujesz ode mnie, na sprowadzającego do porządku klapsa – Jej policzki pewnie już zalały się tym słodkim rumieńcem... Czekam z niecierpliwością na dopowiedzieć, z nadzieją, że podoła tej grze, którą zacząłem, niestety już nie doczekuje się odpowiedzi.
Zgodnie z obietnicą wracam dziś wcześniej do domu i kiedy tylko przekraczam próg domu, czuje zapach pieczonego mięsa. Na ten zapach momentalnie mój żołądek się kurczy, a ślina trudniej przechodzi przez gardło.
– Co Eva przygotowała na kolacje? Jestem głodny jak wilk. – mówię, wchodząc do kuchni i całuje w skroń Laurę, siedzącą przy blacie kuchennym z jakimś babskim pisemkiem i filiżanką herbaty.
– Ja dziś przygotowałam kolacje... gęś... lubisz? – mówi nie śmiało, podnosząc wzrok znad gazety.
– Zrobiłaś dla mnie kolacje? A czego dosypałaś cyjanku czy strychniny? – uśmiech sam ciśnie mi się nie usta i za żadne skarby nie mogłem się powstrzymać, aby tego nie powiedzieć. Oczywiście jej pełne usta zaciskają się na moje słowa, a wzrokiem niemalże mnie piorunuje.
– Nie musisz jeść, skoro nie chcesz. – ciska gazetą o blat i wstaje od kuchennego stołu.
– Dobrze już dobrze, żartowałem. – zatrzymuje ją przy sobie. – To bardzo miłe, że zrobiłaś dla mnie kolacje, a gęś uwielbiam. – unoszę jej dłoń do góry i składam na niej pocałunek.
– Kolacja będzie za niedługo, jak będzie gotowa, to cię zawołam. – jej kąciki ust lekko unoszą się ku górze.
– Mam nadzieje, że ty będziesz na deser. – uśmiecham się szelmowsko, składając pospieszny pocałunek na jej ustach. Laura wyswabadza rękę z mojej i biorąc rękawicę kuchenną, podchodzi do piekarnika.
– Pomarzyć zawsze możesz. – uśmiecha się dziewczęco, puszczając mi oczko. I właśnie tak chciałbym aby wyglądały moje powroty do domu... Piękna żona czekająca na mnie z kolacją, gdy wracam z pracy. Czego można chcieć więcej? Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej i już zawsze będzie dla mnie tak miła, jak teraz, chociaż znając charakter mojej kochanej żony, jeszcze nie raz da mi porządnie popalić.
I jak wasze wrażenia po przeczytaniu kolejnego rozdziału :) ?
Widzicie jakiś przełom u naszych bohaterów? :)
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro