przywołać rzekę
Dziewczyna pochyliła się nad biurkiem, wzięła długopis do ręki i zaczęła bazgrać coś na kartce. To miały być jej ostatnie słowa, słowa, które miały wszystko wyjaśnić, ale zupełnie nie wiedziała, co napisać. Dziewczyna miała pustkę w głowie. Jej nierówny oddech był przyspieszony, a myśli kotłowały się w jej mózgu. Nie powinnam tego robić.
– Przestań – odpowiedziała sama sobie. – Już zdecydowałaś. To nie czas, by się teraz wycofać.
Zamknęła oczy i starała się uspokoić szybki oddech. Zaczęła pisać.
Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Miałam na sobie czarną sukienkę, a Tobie upadł paragon. Podniosłam go. I tak się wszystko zaczęło.
Pamiętam, jak biło mi serce, jak ze wszystkich sił starałam się wyglądać na spokojną...
Potem pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek. Kochałam Cię wtedy tak bardzo, że ciągle tylko myślałam o naszym kolejnym spotkaniu.
Potem wieść o dziecku. Byłeś taki szczęśliwy... Nie wiedziałeś o jednej rzeczy.
Nie wiedziałeś o mojej chorobie i tak było lepiej. Bałam się, że mnie zostawisz. Bałam się, że złamiesz mi serce. Bałam się, że nasza córka przejmie chorobę...
Wiem, co sobie myślisz. Jak mogłam Cię zostawić? Sądzisz, że przecież poradzilibyśmy sobie z trudnościami, ale... Gdyby tak było, stałabym teraz obok Ciebie, kochanie.
Kiedy to czytasz, mnie już nie ma. Obiecaj mi, że znajdziesz sobie kogoś, kogo pokochasz jeszcze mocniej niż mnie, kogoś, z kim będziesz dzielił resztę życia.
Nie obwiniaj się i nie bądź na mnie wściekły. I tak, prędzej czy później, umarłabym. Wolę to zrobić sama, kontrolując to, co robię.
Wybacz mi, proszę.
Zapomnij o mnie, o naszej córce. Wymaż wszystko z pamięci. Nie chcę, być czuł się winny. Bo nie jesteś winny.
Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię.
Przez chwilę wpatrywała się w kartkę zapisaną słowami, po czym położyła obok długopis i szybko wyszła z pokoju. Miała już gotowy plan, potrzebowała tylko kilku kamieni.
Wyszła z domu, nawet go nie zamykając, wyjęła kluczyki od samochodu i wsiadła do niego. Wokół było zupełnie ciemno. Ciepły sierpniowy wieczór.
Tak będzie lepiej.
Odgarnęła włosy z oczu i złapała kierownicę lodowatymi dłońmi. Ruszyła z podwórka i skierowała się w stronę lasu, oddalonego od jej domu zaledwie kilka kilometrów.
Jadąc, nie myślała o niczym. Skupiła się na drodze. Nie chciała zginąć w wypadku, miała zupełnie inny plan.
Nagle w jej kieszeni coś zaczęło wibrować. Telefon.
– Cholera – warknęła i szybko wyjęła urządzenie. Jimmy. Zacisnęła usta i zignorowała połączenie. Nie mogę się wycofać, nie mogę się teraz wycofać.
Dotarła na miejsce. Przez chwilę siedziała bez ruchu w samochodzie. Myśli niczym bomba uderzyły ją. Czy to dobry pomysł...?
– Nie możesz się teraz wycofać! Przestań, do jasnej cholery – syczała do siebie. Zakryła twarz dłońmi. Po chwili jej palce były mokre od łez.
Szybko wybiegła ze środka samochodu, zostawiając otwarte drzwi. Zobaczyła cel swojej podróży.
Wokół słychać było jej delikatny szum. Rzeka płynęła powoli, ale była na tyle głęboka, że z pewnością utopiłaby człowieka.
Dziewczyna wyjęła telefon z tylnej kieszeni spodni i po raz ostatni spojrzała na tapetę, na której widniał uśmiechnięty chłopak. Zamknęła oczy, bo po policzku spłynęła łza. Wyrzuć go. Zrobiła jeden ruch ręką i urządzenie zniknęło gdzieś w otchłani lasu.
Nagle przypomniała sobie o jednej ważnej rzeczy. Ledwie podbiegła z powrotem do samochodu. Szarpnęła za klamkę schowka na przednim siedzeniu i wyjęła stamtąd nożyczki, których ostrze pobłyskiwało w blasku księżyca.
Wróciła nad brzeg rzeki. Przez chwilę zapatrzyła się na trzymane w dłoni nożyczki, ale po chwili ocknęła się. Wzięła pukiel swoich czarnych włosów, po czym ucięła go. Powtórzyła to działanie kilka razy, dopóki z jej pięknych niegdyś włosów została dziwnie wyglądająca strzępka czarnych kosmyków, wystających z jej głowy.
Nie starała się, by obcinać równo. Po prostu za nic w świecie nie chciała wyglądać ładnie, gdy ją znajdą. Pragnęła pożegnać się z włosami, o które solidnie dbała przez całe życie.
Po skończonym strzyżeniu, zamachnęła się i wyrzuciła nożyczki daleko w las. Potem spojrzała w niebo.
– To koniec, widzisz? Koniec.
Dziewczyna rozejrzała się i w ciemnościach dojrzała kilka średniej wielkości kamieni, które zaraz włożyła do kieszeni bluzy. Dodatkowe obciążenie.
– Powinno wystarczyć – szepnęła do siebie. Ciemna woda wydała się dziewczynie nagle bardzo kusząca. Muszę z tym skończyć. Teraz.
Zawahała się. Po raz ostatni oczyma wyobraźni przywołała twarz ukochanego.
Potem tylko pogładziła swój brzuch w matczynym geście. Wiedziała, że będzie głośno. Zrobiła krok do przodu.
A potem już jej nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro