Sekret
Pov.Nicollo.
Gdy tylko wróciliśmy do zamku, zsiadłem z konia i pobiegłem do swojej komnaty, by się położyć i odpocząć. Wskoczyłem na łóżku i przykryłem się kołdrą, biorąc z szafki książkę.
— Moja ulubiona! — Pomyślał i zaczął czytać.
ღ⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺ღ
Chłopak, o pięknych brązowych, kręconych włosach i ślicznych, świecących niebieskich oczach przeszedł przez korytarz, a Alexa spojrzała na niego.
— Co się tak patrzysz na niego? — Spytała przyjaciółka blondwłosej.
— Nie myślisz, że jest trochę... Um inny? — Odpowiedziała pytaniem, odwracając wzrok na swoich przyjaciół.
— My też jesteśmy inne, a jakoś- — Aki nie dokończyła, bo Max jej przerwał.
— Alex, chodziło chyba o to, że jest inny i czy po prostu nie podejdziemy do niego, za niedługo. Wygląda na samotnego — Wytłumaczył brązowooki.
— To może podejdźmy do niego teraz. Jestem ciekawa, wygląda na samotnego, ale szczęśliwego — Zaproponowała rudowłosa.
— No w sumie, czemu nie — Westchnęła Akira.
— To jest typ samotnika. Woli siedzieć sam, niż siedzieć z kimś — Mruknął, jak zawsze pozbawiony emocji Max.
— Taki jak my... — Szepnęła zielonooka.
— Chodźmy — Jedyny chłopak w tej grupie, przewrócił oczami.
Max jako pierwszy wstał i zaczął kierować się w stronę, młodszego. Był przekonany, że nie będzie chciał rozmawiać i zobaczy go samego, siedzącego w szatni, jednak tym razem się zdziwił. Chłopak siedział na podłodze i jadł coś. Nigdy nie jadł w szkole, a nagle coś się zmieniło? Wyczuł, że coś jest nie tak i podszedł do bruneta.
— Cześć — Przywitał się.
— Hej — Również się przywitał, ale bardziej niepewnie.
Obserwował Max'a i nie widział nigdy, żeby się uśmiechał, płakał, czy nawet był smutny. Przez cały czas miał ten sam wyraz twarzy. Może emocje ukazywał tylko, gdy nikt nie jest w pobliżu? Nie chciał pytać, bo byłoby to głupie.
— Jesteś Alan? — Spytał, siadając obok i odwracając się w jego stronę.
— Tak... A ty chyba Max? — Odpowiedział i uśmiechnął się lekko.
— Mhm — Mruknął i odwzajemnił uśmiech, co spowodowało zdziwienie na twarzach wszystkich, którzy widzieli jego uśmiech.
ღ⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺ღ
Nawet nie zauważyłem, gdy mój brat usiadł przede mną i przyglądał się mi z uśmiechem. Zamknąłem książkę i odłożyłem ją obok. Uniosłem brwi do góry i przeniosłem wzrok na bruneta.
— Co się tak uśmiechasz, jak głupi do sera? — Spytałem.
— Mam coś dla ciebie — Odpowiedział i wyciągnął coś z kieszeni.
— Co to? — Zadałem kolejne pytanie, a on z małego pudełeczka, wyciągnął pierścionek.
— Wyjdziesz za mnie? — Odparł, a w jego kącikach oczu pojawiły się łzy.
Nagle tak jakby czas się cofnął. Mój brat siedział przede mną z skwaszoną miną i trzymał karty w ręce. Zdziwiony odwróciłem wzrok, widząc, że na dworze jest już całkowicie ciemno. Kątem oka widziałem jak brunet wzdycha i zaczyna tasować talię kart. Wróciłem wzrokiem do kart, które były już rozłożone, a bardziej rozdane.
— Makao? — Zapytałem, uśmiechając się lekko.
— Tak, kocham Makao — Zaśmiał się i wziął swoje kartu do rąk.
Zrobiłem to samo i wręcz się załamałem. 8 Pik i walet Pik, 2, 3 i 5 Kier. Pomiędzy nami leżała karta 6 Kier. Nie miałem za dużo szczęścia i byłem pewny, że mój przeciwnik ma podobnie, ponieważ na jego twarzy pojawił się mały grymas. Wyciągnąłem 5 Kier i położyłem ją na karcie. Dobrze, że miałem chociaż 2 i 3 Kier. David wyciągnął kartę i zrobił to samo co ja. Jego kartą była 5 Karo. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem i dobrałem kartę. Na moje nieszczęście była to 6 Trefl. Po raz kolejny dzisiaj się załamałem.
— Wygram — Uśmiechnął się i postawił 4 Karo i położył ją na poprzednich kartach.
— Osz ty — Oburzyłem się i, gdy postawił damę Karo, dobrałem kartę.
W końcu karty oddały i kartą, którą wziąłem był król Karo. Od razu go postawiłem, a po tym widziałem tylko, jak uśmiecha się i kładzie Króla Kier.
— Puk, puk Makao! — Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Dobrałem pięć kart, które były tak bardzo bezużyteczne, że miałem ochotę zostawić te karty i iść do ogrodu. Mówiąc bezużyteczne miałem na myśli 8, 9 Kier, damę, 5 i 8 Trefl. Już nie dałoby się zliczyć ile razy się załamałem, grając z Davidkiem w Makao. Miałem dosyć tej głupiej karcianej gry, dopóki Gilkenly czegoś nie zaproponował.
— Kto wygra teraz, wymyśla wyzywanie dla tego co przegrał, okej? — Zapytał, a ja zgodziłem się.
Potasował karty i rozdał je, a resztę odłożył na bok. Wziął kartę z góry kupki kart i położył ją pomiędzy nami. Kartą była dama Kier. Podniosłem swoje karty i mimowolnie się uśmiechnąłem. Tym razem miałem króla Kier, waleta Trefl i 2, 3 Karo, oraz 2 Pik. Może w końcu Makao odda i tym razem wygram. Wyciągnąłem króla Kier i położyłem ją na karcie. Brunet niechętnie dobrał karty. Usadowiłem się wygodniej i liczyłem na prostą wygraną. Dobrałem kartę i na moje szczęście był to walet Kier. Co za przypadek? Dama, król i walet śmieszne. Położyłem kartę na stosiku.
— Niesprawiedliwe — Warknął i rzucił 8 Kier.
— To nie ma sensu — Westchnąłem i schowałem karty.
— Czyli mogę uznać, że przegrałeś i wymyślić ci wyzwanie? — Zadał pytanie, z lekkim uśmiechem.
— Ehhhh... No dobra — Mruknąłem i spojrzałem pytająco na mojego brata.
— Powiedz mi swój największy sekret — Na twarzy dalej miał lekki uśmiech i przyglądał się mojej reakcji.
Zdziwiłem się i pomyślałem. Nie miałem jakiegoś największego sekretu. Nawet w ogóle nie miałem sekretów, oprócz tego, że kocham się w pewnej osobie, ale tego mu chyba nie powiem. Zastanowiłem się i odkryłem, że nie mam sekretów, oprócz jednej.
— Nie mam sekretów — Wzruszyłem ramionami, a zdziwiony chłopak pokręcił głową.
— Seriooooooo — Przeciągnął.
Po tym znów graliśmy w Makao i tak zleciała nam cała noc...
ღ⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺⸺ღ
Ale, że rozdział?
Sama jestem zdziwiona XDD
Motywacja jest giga, ale próbuję pisać coś mocnego, powiem tak mam 100słów, ship też jest ;3
Przepraszam za błędy, ale nie sprawdzałam tego rozdziału! Nie mam dziś więcej czasu, a chciałam wstawić rozdział, bo znajomi nie dadzą mi żyć Madgies.
Kocham was! <333
Miłego Dnia/Nocy! <33
Coffeuu~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro