Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

*

- Harry! - krzyknął pierwszy, drżąc jeszcze z przerażenia, ale z głosem już rozedrganym nieoczekiwanym, najlepszym szczęściem, kiedy rzucił mu swoją różdżkę. A Harry zręcznie ją złapał.

*

- Uciekaj stąd! Słyszysz, Malfoy? Schowaj się!

*

Draco siedział sam w sporej, pustej sali, oparty o jej ścianę, schowany za wspierającą sufit kolumną, pozbawiony nawet różdżki, którą miał Harry, gdziekolwiek był. On sam specjalnie oddalił się trochę od Wielkiej Sali, gdzie niemal wszyscy teraz przebywali.

Było po wszystkim, ale nie chciał go szukać, nie chciał trafić na Zakon czy aurorów. Dlatego został tylko w tym kącie ani nie płacząc, ani się skacząc z radości, nie wiedząc, co zrobić ani co będzie dalej. I myślał tylko ciągle o tym, że to już koniec. I ta jedna myśl rozwiązywała mu już dawno zawiązany w gardle supeł.

Ale w końcu niedaleko rozległy się czyjeś kroki, które zbliżyły się powoli do niego i ktoś wychylił się zza otwartych na oścież drewnianych drzwi, którym brakowało drugiego skrzydła. I Harry zatrzymał się przed nim z poważną miną, mierząc go z góry wzrokiem, tak jak Draco jego, nie ruszając się ze swojego miejsca na podłodze.

- Harry, ja... - zaczął po paru chwilach, przecierając szarą od pyłu i śladów krwi twarz dłońmi.

- Można? - przerwał mu, wskazując na miejsce obok. Draco kiwnął zaskoczony głową, na co Harry uśmiechnął się pogodnie i usiadł obok. - Już po wszystkim, Draco. To koniec. Wszystko dzięki tobie.

- Przepraszam.

Harry mógłby przysiąc, że w ciągu czterech lat ich przyjaźni i trzech, jak się z nim spotykał, nie słyszał od niego tylu przeprosin, ile tej jednej nocy.

- Za co? Uratowałeś mi życie!

- Tak jak ty mnie nie raz. Przepraszam - powtórzył i Harry wtedy dopiero zauważył, że zaciska dłoń na lewym ramieniu. Więc przykrył ją swoją, kiedy oddał mu też jego różdżkę, która zgrała się z nim lepiej niż każda z tych, jakie wpadły mu w ręce od przełamania własnej.

- To już nic nie znaczy. Na pewno jest sposób, żeby Znak zniknął. A jeśli nie... Kochanie, dla mnie to nic - dokończył i uśmiechnął się trochę głupio na to, jak blondyn na niego spojrzał. Ale tym, co sprawiło, że Draco swoim zwyczajem uniósł kpiąco kąciki ust, były głupio zarumienione policzki Harry'ego.

Więc oszczędził Harry'emu wstydu, a sobie patrzenia na to, kiedy już dużo łagodniej podzielił z nim pocałunek.
I na brudne twarze przez wybite okna padły złote promienie wschodzącego słońca.

- Harry? - dodał, opierając się o jego bok. Przez to, że blondyn ułożył skroń na jego ramieniu, nie widział tego, ale Harry posłał mu pytające, zachęcające do mówienia spojrzenie. - Tęskniłem - przyznał, rzucając Harry'emu ostatnie racjonalne spojrzenie, bo ułamek sekundy potem na chwilę zostawiły go resztki utrzymywanej przez lata samokontroli, pozwalając po prostu rzucić mu się na szyję. I zamknął go przy sobie na tyle mocno i gwałtownie, że gdyby nie kolumna za nim, Harry skończyłby na podłodze, próbując tylko to odwzajemnić.

I minęła chwila, gdy zniszczoną salę Hogwartu wypełnił śmiech. Ale nie rozbawiony i nie kpiący.

Taki po prostu szczęśliwy.

*

- Nie opowiedział się za Lordem Voldemortem podczas ostatniej bitwy z nim w Hogwarcie. Uratował mnie.

Harry zatrzymał się przy krześle na środku sali w Ministerstwie Magii, gdzie spięty i niepewny opinii ministra siedział Draco. Potter spotkał się z nim spojrzeniem, uśmiechnął się pewny swego i wciąż patrząc na niego, dokończył:

- To dobry człowiek. Ręczę za niego.

*

- Było, minęło, Draco. Nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś cały i zdrowy.

Blondyn spojrzał na niego sceptycznie.

- Tak dobrze, że cię wtedy miałem. Ty mnie z tego wyciągnąłeś. Nie wiem, dokąd inaczej zaprowadziłby mnie ten Znak.

*

- Nie zasługuję na to, żeby Wybraniec bronił mnie przed całym światem. Wiesz o tym.

- Wiem, że ten Wybraniec tego świata poza tobą nie widzi - przytaknął Harry. - Poza tym, ty nie potrzebujesz, żebym cię przed niczym bronił - poprawił go, a kiedy Draco spojrzał na niego z pytaniem w oczach, dokończył: - Pamiętasz, jak dwa dni temu zaczepił cię ktoś na ulicy? I jak zwiał po tym, co mu powiedziałeś? Ja byłem dumny, ale bezużyteczny.

Draco mimowolnie na krótką chwilę uśmiechnął się drwiąco pod nosem, ale zaraz nieprzekonany znów zaczął wyglądać raczej ponuro.

- To już ostatni odcinek - dodał Harry, chcąc i jemu pokazać trochę ze swojej ulgi z tego, w jak dobrym miejscu na koniec się znaleźli. Dlatego pocałował jego skroń, pozwalając blonydnowi oprzeć dłonie na swoich ramionach. - Najważniejsze, że pokonasz go ze mną zupełnie bezpieczny. Jedno przesłuchanie za trzy dni zamknie sprawę wojny na zawsze. A potem przeprowadzimy się razem na Grimmauld Place tak, jak planowaliśmy, i... wszystko będzie dobrze.

- Przedstawiasz mi bardzo optymistyczną wersję, Harry.

I chociaż Draco wciąż patrzył na niego bardzo sceptycznie, on pokręcił tylko przecząco głową.

- Na żadną inną po tym wszystkim nie zasługujesz.

- Nie mów tylko o mnie. Jeśli ja, to i ty.

- Jeśli ty, to i ja.

*

Kingsley, jako nowy minister magii, nie zdecydował jeszcze w sprawie Lucjusza i Narcyzy, ale Harry, będąc z nim w stałym kontakcie, był dobrej myśli. Jutro w każdym razie wszystko miało się wyjaśnić - albo może nawet już dzisiaj, bo mogło być po północy.

Podczas ich nieobecności dom Malfoyów nie stał jednak pusty. Ale Draco wątpił, czy kiedykolwiek im powie, że przez jakiś tydzień w ich własnym domu mieszkał sobie Potter. Harry'emu też nie uśmiechało się tu być, ale nie chciał, żeby Draco był w tym ogromnym dworze sam, zwłaszcza, że nie mógł jeszcze wrócić do Hogwartu, bo wakacje nadal trwały. I tam Harry starał się przekonać go, że nie ma powodu do obaw, obiecując, że nie tylko przed południem pójdzie do Ministerstwa razem z nim, ale stanie też w obronie Lucjusza i Narcyzy.

Dlatego siedział teraz przy biurku jakiegoś pokoju, który wcześniej wskazał mu Draco, i zapisywał kolejny pergamin. Ostatecznie, chciał mieć pewność, że w Ministerstwie nie palnie czegoś głupiego, bo, bądź co bądź, Narcyza uratowała mu życie.

O obecności blondyna przekonał się dopiero, kiedy świeca na jego biurku nagle się zapaliła - Harry siedział tu już tak długo, że Hermiona z pewnością byłaby dumna, bo zdążyło się ściemnić. Obrócił się trochę przez ramię i kiedy zobaczył w progu Dracona, miał dziwne wrażenie, że on nie stoi tam od dwóch sekund.

Harry nawet go rozumiał. Było na co popatrzeć, skoro pierwszy raz w życiu z własnej woli pisał coś na rolce pergaminu.

Uśmiechnął się w każdym razie w niemym podziękowaniu i odwrócił się już, kiedy Draco wreszcie podszedł bliżej.

- Dzięki tobie mój świat zawsze był mniej mroczny.

Harry podniósł wzrok na płomyk tej świecy, którą on przed chwilą zapalił, i uśmiechnął się sam do siebie na te słowa.

Nawet podobało mu się to mieszkanie z nim, które dopiero wystawiali na próbę. Szybko polubił wiedzieć, co Draco mówi nad ranem, a jak jego głos brzmi nocą, i jak wygląda chwilę po przebudzeniu, a jak wtedy, zanim zaśnie. Nawet tu, w miejscu, które nosiło bardzo złe wspomnienia, więc Harry nie wyobrażał sobie, jak to by musiało być, gdyby któregoś dnia mieli własny kąt.

Ale na razie poczuł, że Draco z tyłu odgarnia mu włosy z boku twarzy, swoim ostatnim zwyczajem dając mu do zrozumienia, co chce zrobić, zanim swobodnie zostawił pocałunek na jego szyi i odszedł z lekkim Dobranoc. Harry odprowadził go wzrokiem, żeby na koniec bezgłośnie zaśmiać się krótko sam do siebie. I jak, do Merlina, miał się skupić?

I kiedy spojrzał w dół, na pergamin, zorientował się, że pomylił się we własnym podpisie.

- Ale, Draco, zaczekaj! - zawołał za nim, wstając nagle z miejsca. - Wystawiasz na ciężką próbę moją orientację w terenie! Ten dwór jest jak ćwierć całego Hogwartu!

Śmiech z korytarza i nadal oddalające się kroki powiedziały mu tylko tyle, że Draco ma bardzo dużo czasu i cierpliwie zaczeka, aż Harry trafi we właściwe drzwi.

*

I po tym wszystkim zatrzymali się na ulicy przed mieszkaniem z dwunastym numerem.

- Witaj w domu, Draco.

*

Harry otworzył oczy z tej pierwszej nocy we własnym domu na Grimmauld Place.

I nie wiedział, która była godzina ranka, kiedy nie chciał otrząsnąć się z leniwej, podenerwowanej senności. Dlatego uniósł delikatnie głowę, żeby spojrzeć na Dracona, na którego ramieniu pierwszy raz się tak obudził.

I uśmiechnął się sam do siebie, widząc po chwili, że blondyn zamrugał parę razy, żeby w końcu zatrzymać szare oczy na nim. I Harry kiwnął głową na coś, co on wymamrotał tuż przy jego uchu.

I z wyjątkowo lekkim oddechem oparł znów głowę na ramieniu Dracona, objął go przy sobie i czując jego skroń przy swojej, na parę jeszcze dobrych minut spokojnie zasnął, gdy serce biło mu bez opamiętania. Ale i to było dobrym uczuciem.

W miejscu gdzie na zawsze kończyły się złe sny.

*

Harry spojrzał na niego niepewnie, zaraz znowu spuszczając wzrok na własne zaciśnięte na sobie z nerwów dłonie, w ich ulubionym miejscu na błoniach Hogwartu. Wakacje się skończyły, zamek odbudowano, a Draco wrócił tu dokończyć ostatni rok, często odwiedzany przez Harry'ego.

- Nie chcę cię peszyć.

- Nie speszysz mnie bardziej niż swoim zachowaniem na ostatnich urodzinach Weasleya - uspokoił go Draco, podnosząc się z trawy, żeby móc obok niego usiąść.

- Odpuść - poprosił. - Już prawie wyrzuciłem to z pamięci.

Draco wzruszył ramionami.

- Nie sądziłem, że w ogóle coś pamiętasz.

- Draco - poprosił jeszcze raz, naprawdę mając mu coś do powiedzenia i przy okazji chcąc jak najszybciej skończyć ten temat.

- Wybacz - westchnął blondyn, niezbyt tym jednak przejęty, opierając się o pień drzewa przy sobie. - Wybacz, że możemy rozmawiać o zbyt wielu rzeczach, żeby w jednej chwili skupić się tylko na jednej.

Harry uśmiechnął się na to słabo, zanim w końcu zaczął:

- Ostatnio... Myślę o tobie trochę inaczej.

Draco spoważniał nagle i nie spuszczał już z niego wzroku tak, jakby się wystraszył.

- To znaczy?

- To nie tak - uspokoił go najpierw Harry. - Po pierwsze... Dziękuję ci za wszystko.

- Potter, przestań i przejdź do rzeczy, bo kiedy ostatnio mi tak dziękowałeś, pół godziny później Czarny Pan ogłosił, że nie żyjesz.

- Dużo się wydarzyło i dużo dzieje się nadal. Byliśmy w tym razem i... nadal jesteśmy. I przez to chyba widzę cię trochę inaczej - powtórzył, dopiero wtedy kierując spojrzenie na niego. - Poważniej niż kiedykolwiek. Kocham cię. I nigdy nie byłem tego tak pewien, Draco. Coś się zmieniło. Nigdy nawet tak nie myślałem. Że jesteś jedynym, o którym w ogóle chcę myśleć. Jedynym, Draco - powtórzył, jakby to o to jedno słowo ciągle mu chodziło. - Myślałem, że powinieneś wiedzieć.

Draco uznał za to, że to, co powinien, to umieć odpowiedzieć mu, że Czarny Pan i jego zniszczenie wszystko wokół niego zmieniło. Tylko nie Harry'ego.

- Tylko ty zostałeś, Harry - odparł wreszcie, licząc chyba, że on wszystkiego, co za zbyt krótkimi słowami stało, się domyśli. - I nigdy nie chciałbym, żeby to się zmieniło. Bo wydaje mi się, że zależy mi na tobie bardziej, niż kiedykolwiek myślałem. Na tobie jedynym.

*

Drobne, ale gęste płatki lekko prószącego śniegu za sprawą zaklęcia rozpływały im się tuż nad głowami.

- Chyba na nowo polubiłem świat.

Może to nie brzmiało niezwykle, ale dla Harry'ego to jedno jego zdanie znaczyło więcej niż właśnie cały ten świat. Minęło kilka miesięcy, odkąd wojna z Voldemortem się skończyła i przez ten czas Harry naprawdę starał się pomóc Ślizgonowi w puszczeniu jej w niepamięć. I dzięki tym paru słowom wiedział, że zaczynało to odnosić dobre skutki.

Dlatego spojrzał miękko w jego szczęśliwe oczy.

- Draco, chciałbym z tobą poznać go takim, jaki stał się po śmierci Riddle'a.

I blondyn kochał słyszeć takie słowa z ust, których właściciel nadawał mu równy, pewny krok.

Właściwie śmieszne było to, jak mimo że od dziecka rzuceni byli w zupełnie przeciwne kierunki, które nigdy nie miały prawa się ze sobą spotkać, znaleźli między sobą podobieństwo, które do teraz tak silnie ich łączyło.

Bo kiedy parę chwil późnej zamyślonych znalazła ich przed Hogwartem Hermiona i z pogodnym uśmiechem zapytała, o czym tak marzą, Harry spojrzał tylko na nią, zanim Draco postanowił pocałować go w zimowym powietrzu i sam jej odpowiedzieć:

- Mówiłem tylko Potterowi, że go lubię.

*

Draco nie pamiętał, żeby kiedykolwiek był w domu swojej ciotki - i dopiero to Harry go tam zabrał, kiedy chciał odwiedzić Andromedę i swojego chrześniaka.

Teddy był jeszcze bardzo mały i w tę sobotę bawił się w ogrodzie przy domu, w którym mieszkał z babcią, jako że była już ciepła wiosna - i tam razem z nim na ziemi leżał też Draco.

Pojęcia nie miał, że ze środka domu obserwuje go Harry, który przy rozmowie z Andromedą zauważył go nagle przez okno. I od tej chwili sterczał przed nim jak zaczarowany, nie wiedząc, czy bardziej urzeka go Teddy ze swoim śmiechem w słońcu, czy Draco razem z nim wśród mocno zielonej wiosennej trawy. Może oni obaj i myśl, że on sam ma cudowny przywilej opieki nad nimi.

Dlatego, nie mogąc się w końcu powstrzymać, Harry również wyszedł do nich na zewnątrz, nie umiejąc oderwać od nich wzroku słabego dla nich obu na dwa różne, równie obezwładniające sposoby.

Teddy próbował mówić coś niezbyt zrozumiałego, kiedy wpatrywał się z Draconem w chmury. I to skłoniło blondyna do mruknięcia czegoś pod nosem, kiedy sięgnął też do kieszeni, z której wystawała różdżka. I coś zdawało się zaszczekać gdzieś z oddali albo bardzo wysoka, a chmura nad Teddym i Draconem, która do tej pory dość wątpliwie mogła przypominać chłopcu psa, teraz faktycznie nabrała takich kształtów, nawet przez parę sekund jak zwierzę się poruszając. I Teddy'ego ucieszyło to tak, że kolor włosów zmienił mu się momentalnie na taki przypominający mleczny puch chmur, kiedy roześmiał się z całej drobnej piersi.

Harry z boku patrzył na tę krótką iluzję z zaklęcia Dracona, sam ciesząc się pewnie podobnie do Teddy'ego, chociaż może z trochę innego powodu. Ale zatrzymał się w końcu przy nich, Draco go zauważył, a on usiadł na trawie obok niego.

- Kto jak kto - zaczął Harry, patrząc łagodnie w zadowolone szare oczy, których właściciel wciąż nie miał szczególnej ochoty podnosić się z trawy - ale myślałem, że akurat ty nie znasz tak... głupich zaklęć.

Draco wzruszył ramionami, zanim splótł ręce pod głową. Ale tylko na chwilę udało mu się wrócić wzrokiem do paru jasnych chmur na niebie, bo bardzo szybko Harry znów jakoś mimowolnie przyciągnął to spojrzenie do siebie.

- Magia to magia - odpowiedział blondyn, szukając jego dłoni w trawie, żeby potem wziąć ją w swoją i przyłożyć do swojej piersi. Obaj spojrzeli kontrolnie na Teddy'ego. - Żadna jej część nie jest gorsza czy lepsza od innej.

Harry uniósł brwi, kiedy tym szerzej się uśmiechnął i dopytał:

- Nawet opieka nad magicznymi stworzeniami?

Draco spojrzał na niego ponuro i odmruknął:

- To są bzdury, a nie magia.

Od razu uśmiech wrócił mu jednak na twarz, kiedy Harry tym razem się roześmiał z całkiem lekką już piersią.

- Jesteś dla niego wspaniałym ojcem chrzestnym, Harry - dodał ciszej, spoglądając krótko na Teddy'ego. - Będzie mógł zapytać cię o wszystko, a ty zrozumiesz jego pytania lepiej niż ktokolwiek inny.

Draco przymknął na chwilę pogodne oczy i Harry wpatrzył się w niego i jego spokój, co chwila rzucając też okiem na Teddy'ego, tak, że w końcu opadły mu bezsilnie ramiona i westchnął:

- Mam w życiu dwie słabości.

Draco otworzył powoli oczy, kierując te błyszczące w słońcu szare tęczówki na Harry'ego, kiedy uśmiechnął się najpierw z czystej radości, żeby potem opuścić zupełnie kąciki ust i nadać sobie czegoś z ironii, mimo że mocniej ścisnął dłoń Harry'ego na sobie:

- To podłe z twojej strony, Potter, że mnie mówisz o liście, która składa się z tego dzieciaka i czekoladowych żab.

Harry miał wiele do powiedzenia - na przykład to, żeby Draco w końcu przestał nazywać go Potterem w obecności Teddy'ego, bo chłopiec zaczął go w tym ostatnio naśladować.

Ale zamiast tego Harry otworzył tylko szerzej spanikowane czymś nagle oczy i zastygł w bezruchu, zatrzymując dłoń na czole blondyna i zaprzestając przeczesywania jego platynowych włosów, co robił już od paru minut.

- Na Merlina, byłbym zapomniał - odpowiedział wtedy i kiedy Draco uśmiechnął się już do siebie pewny, że Harry zaraz doda do tej krótkiej listy jego, on zerwał się nagle z miejsca i rzucił przez ramię, odbiegając w stronę domu: - Zaraz wracam z czekoladowymi żabami!

*

1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro