Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

79.

- Zaczekaj!

Merlinie, nie po to wracał, żeby teraz nawet nie próbować go zatrzymać. Zwłaszcza, że Draco sam tak był niezdecydowany, co powinien zrobić, że łatwo posłuchał i zatrzymał się, kiedy Harry dokończył:

- Wiesz, że musimy porozmawiać.

- Jeśli chodzi ci o nasz dom - odpowiedział, spuszczając głowę, ale się nie odwracając - wyślij mi sowę, a ja podpiszę, gdzie trzeba. Weź go sobie i zrób, co chcesz.

- Nie chcę go! Nie o to mi chodzi. Draco, ja...

- Potter - przerwał mu stanowczo, odwracając się nagle do niego poirytowany. - Jeśli masz zamiar ze mną skończyć, to teraz i na zawsze. Ja mam za dużo innych rzeczy na głowie, żeby jeszcze przez następny miesiąc zastanawiać się, czy ty kiedyś wrócisz, czy odszedłeś już na dobre.

Harry nie oddał jego zdenerwowanego spojrzenia, ton blondyna czytając po prostu jako Nie mam już na to siły. I poczuł się temu tym bardziej winny.

- Ja przepraszam - dokończył.

- Co? - spytał bez namysłu, patrząc na Harry'ego tym nieprzyjemniej. - Za co ty masz mnie przepraszać?

- Przepraszam, że zostawiłem cię bez słowa wyjaśnienia. Ale wtedy byłem pewien, że zwariuję, jeśli tu zostanę.

I okularnik nie wiedział, co będzie dalej, ale - jeśli kiedyś ktoś zapyta, do kogo należy jego serce, zawsze będzie dumny, mówiąc, że do niego. Że to ten platynowy blondyn.

- Teraz nie mam dokąd iść. Zaczekaj - powtórzył Harry. - I daj mi jeszcze kilka minut być na swoim miejscu.

Draco spojrzał na niego z większą, łagodniejszą uwagą. Dziwnie mu było na Harry'ego patrzeć, dziwniej niż myśleć. I dziwna była nierealna świadomość, że wszystko, co kiedyś razem robili, nadal ich łączyło, ale już nie miało swojej kontynuacji.

- Ja też nie - przyznał gładko, wracając w międzyczasie bliżej Harry'ego.

- Masz Hogwart.

- Tu to nie dom. To twoim zawsze był, Potter.

- Ale w dziewięćdziesiątym dziewiątym zmienił lokalizację - przypomniał, może zbyt miękko, ale licząc, że Draco pamięta, że to wtedy zostawili razem Grimmauld Place i zamieszkali w ich aktualnym, albo i byłym już, domu. Ale zauważył, jak blondyn na ułamek sekundy uniósł kąciki ust, prawie niezauważalnie to potwierdzając. - Posłuchaj - zaczął jeszcze raz Harry, bo niezbyt dobrze mu się na niego patrzyło, kiedy blondyn nie dość, że już był od niego wyższy, stał jeszcze dwa stopnie nad nim. - Ja wiem, że jestem dla ciebie beznadziejnym przyjacielem i narzeczonym, ale...

- Przyjacielem byłeś akurat całkiem niczego sobie - przerwał mu ze wzruszeniem ramion. - Twoim jedynym minusem było to, że się zakochałeś.

- I to niby moja wina? - oburzył się od razu Harry. A Draconowi jakoś lepiej oglądało się na nim irytację, niż słuchało jego ciszy. - Kto do kogo zaczął się pierwszy przystawiać, Malfoy?

- Źle zrozumiałeś moje przyjacielskie uwagi - wyjaśnił spokojnie. - Chcesz rozmawiać o tym tutaj?

Harry pierwszy raz się powstrzymał, zanim zdążyłby coś odparować - ale w zasadzie to w utkwionym w nim od dłuższej chwili spojrzeniu Dracona znalazła się propozycja rozmowy w bardziej odosobnionym miejscu niż środek Hogwartu. Dlatego też Harry najpierw szybko pokiwał głową, a potem poprawił się i pokręcił nią przecząco, co było bardziej adekwatne do pytania Dracona.

- Nie masz teraz zajęć? - przypomniał sobie jeszcze Harry, kiedy blondyn ruszył się już z miejsca i zatrzymał stopnień niżej od niego.

Nie żeby odpowiedź Dracona miała cokolwiek zmienić.

- Za godzinę.

Dlatego Harry nic już więcej nie mówił, powoli i w ciszy wyszli przed zamek, a tam w powietrzu było coś, czym chciało się oddychać, wypełniającego ciepłym zdenerwowaniem. I ledwo zrobili parę kroków na błoniach Hogwartu, zgodni w milczeniu, dokąd idą, kiedy Draco nie mógł już znieść dalszego braku wyjaśnień od kogoś, kto szedł zaraz przy jego ramieniu.

- Gdzie byłeś cały ten czas?

- Nikt ci nie powiedział?

Draco wywrócił ponuro oczami, zatrzymując je na jeziorze.

- Nie tego chciałeś, Potter?

I zanim Harry zdążył przeprosić go i przyznać, że nie powinien był prosić Rona i Hermiony, żeby o niczym blonydnowi nie mówili, on pokręcił już lekceważąco głową.

- Znalazłeś to swoje miejsce z dobrym widokiem na niebo?

Harry pochylił się trochę najpierw tak, jakby chciał przytaknąć, ale po krótkim zawahaniu odpowiedział:

- Chyba nie za bardzo, skoro tu jestem.

Kiedy teraz o tym myślał, jakoś więcej radości sprawiał mu widok Malfoya na zatłoczonej ulicy niż najlepsza perspektywa z otwartej łąki na chmury. Więc opowiedział mu też krótko o Irlandii i na koniec zrozumiał po minie Dracona, że on się już wcześniej co nieco domyślił.

- Dobrze się bawiłeś? Na tym meczu quidditcha? - dopytał na koniec, mimo że akurat o tym Harry słowem mu nie wspomniał.

- W porządku... - stwierdził nieprzekonany - bywało lepiej.

- Pewnie, że bywało - przyznał Draco, tak lekko wzruszając przy tym ramionami, że Harry spojrzał zaskoczony na jego drwiący uśmiech. - Pięć lat temu na urodzinach Weasleya bawiłeś się z nim tak dobrze, że na chwilę wprosiła się mugolska policja.

Harry wpatrzył się w ziemię, zaciskając usta i tylko w duchu kolejny raz prosił go, żeby przestał mu to wreszcie wypominać.

- Ty przestajesz kiedyś żartować, Malfoy?

- Zbyt dużo czasu spędzałem kiedyś z tobą. Zostało mi.

I Harry mógłby przysiąc, że to kiedyś było kolejnym przytykiem w jego stronę. Ale nie zwrócił na to uwagi.

- Jak... się czujesz, Draco?

Blondyn nigdy się nie spodziewał, że odpowiedzenie na głupie Jak się masz? sprawi mu tyle trudności. Potter mógłby spytać o coś prostszego, na przykład o wyrecytowanie trzeciego rozdziału podręcznika do obrony przed czarną magią dla piątych klas, którego na pamięć wcale nie znał. Był pewien, że już to poszłoby mu lepiej.

- Jakiej odpowiedzi oczekujesz, Potter?

- Czy ja wiem? Że nie jak ja. Albo że dokładnie tak samo.

Draco spojrzał na niego w ponurym podziwie:

- A może zrobiłbyś coś pożytecznego i policzył ubytki w głowie?

Ale w międzyczasie dotarli już do tego w ciszy wyznaczonego miejsca, w dalszej części błoni Hogwartu, gdzie właśnie z jakiegoś powodu kiedyś mówili o swoich najbardziej skrytych tajemnicach. I kiedy tylko zajęli sobie miejsce na starej kamiennej ławce, gdzie Harry siedem lat temu pierwszy raz zobaczył Mroczny Znak nakreślony na jego bladym ramieniu, Draco spoważniał i nagle znowu się odezwał:

- Mogę ci coś powiedzieć?

- Cokolwiek - potwierdził, nie do końca wiedząc, jak się czuć z tym, że blondyn mówi do niego, jakby nic się nie stało, ale siedzą od siebie najdalej, jak to na jednej ławce możliwe.

- Kłamałem - przyznał gładko Draco. - W zasadzie od dwudziestu minut powinienem być na zajęciach - dokończył, kiedy Harry zdążył już wziąć to na poważnie. - Je mam co dzień. Ciebie nie miałem od przeszło miesiąca.

Harry'ego dotknęło i to, i jego odwrócony wzrok, i sztywna postawa, więc przysunął się parę cali.

- Przepraszam, Draco. Byłem zły, powinienem był wrócić dużo wcześniej.

Nigdy nie chciał przecież wypaść z jego "na co dzień". Ale Draco spojrzał na niego dziwnie, jakby to wcale nie było tak oczywiste.

- Dałem ci niezły powód.

- Tak, ale... Nigdzie indziej to nadal nie to samo co tu.

I mimo że to, co powiedział, w swojej oczywistości było nawet głupie, Draco się nie roześmiał, a poczuł nawet trochę wyróżniony. Ale nie chciał, żeby Harry to zobaczył.

- Nie chcę, żeby ściągały cię tu sentymenty.

- Lubię naszą przeszłość - przyznał spokojnie, a po tym, jak Draco spojrzał na niego spod uniesionych brwi, poczuł, że chyba znowu powiedział coś nietaktownie, ale że blondyn zrozumiał. - Mimo wszystko. Ale jestem tu, żeby cię wysłuchać, jeśli nadal chcesz mówić, bo zależy mi na przyszłości.

- A gdzie jest teraz, Potter?

Harry spojrzał dziwnie na jego smutny uśmiech.

- Jak to gdzie? Teraz, przecież.

Draco zaśmiał się bezgłośnie. To, jak Harry nigdy nie był ekspertem w słodszym języku, ostatecznie sprawiało, że bezwiednie rozumiał go tak po prostu, a blondyn na chwilę zapominał o wszystkim, wcale się sobie nie dziwiąc, że któregoś dnia tak go to urzekło.

Chyba do dziś z tego zauroczenia nie wyszedł.

I wywrócił oczami, zanim znów podniósł wzrok na miejsce, gdzie niebo chłodnego poranka łączyło się z taflą jeziora. Zauroczenia. Jasne.

- Powiedz mi, Potter - westchnął w odpowiedzi, pochylony opierając ramiona na kolanach. - Jak w jednym człowieku może się mieścić głupota dziesięciu?

- W obelgach jesteś wyrafinowany bardziej niż w komplementach.

Ale zorientował się, że Draco mówi już o czymś innym, dopiero, kiedy ten spojrzał na niego i wyprostował się ciężko, nie mając już na twarzy najmniejszego śladu po jako takim humorze sprzed paru chwil.

- Dlaczego zniknąłeś, Potter? - spytał, z takim wyrzutem wbijając w niego oczy, że Harry naprawdę sam zaczął się zastanawiać.

Draco sam co prawda wiele razy się o to pytał i wszystkiego bez problemu domyślał - ale chciał jeszcze usłyszeć jego odpowiedź i jego stronę, choćby dla samego dźwięku znajomego głosu.

I kiedy Harry niezbyt pewny, co sobie wtedy myślał, przyznał, że może po prostu liczył, że zapomni - blondyn nie słyszał tego, ale jego znacznie dawniejsze słowa:

- Przysięgam, że nigdy o tobie nie zapomnę, Draco. Gdziekolwiek nie trafię.

Dlatego zacisnął dłonie na krańcu ławki, w zawiedzionym rodzaju złości spuszczając głowę i wzrok wbijając w trawę. Zacisnął usta, przeklinając w duchu i Harry'ego za te durne obietnice, i siebie, że tak długo chciał w nie wierzyć. Powinien być ostrożniejszy i nie słuchać serca, które od dawna mówiło już zbyt zachęcającym, przesiąkniętym zielenią oczu jego właściciela głosem.

I nie chcąc przyznawać się do niczego głośno, nie wyglądało na to, żeby tego dnia jeszcze w ogóle zamierzał się do Harry'ego odezwać.

- Już wiesz, gdzie byłem - zagadnął go wtedy okularnik. - A ty? Co działo się z tobą?

- Niewiele - odmruknął tylko dla zasady, niechętnie w ogóle otwierając usta. - Rzadko opuszczałem Hogwart.

- Nigdy specjalnie za nim nie przepadałeś. Właściwie dziwi mnie, że nie zostałeś u Pansy - przyznał, ale że Draco przez kolejne parę minut mu nie odpowiedział, oddychając tylko ciężko, nieruchomo wpatrzony w ziemię i z wyraźną urazą do niego, sam wreszcie odetchnął. - Draco, porozmawiajmy szczerze. Raz na kilka lat może nas to nie zabije.

- Nie ja zacząłem kłamać - przypomniał sucho.

- Tak, wiem. I przepraszam. Na twoim miejscu też nie chciałbym ze mną rozmawiać.

- Na Salazara, Potter - westchnął, prostując się nagle - jak ty wszystko źle interpretujesz. Zostawiłeś mnie. I czego byś nie powiedział, nie zmienisz tego. Nie mówię o tym, że zerwałeś zaręczyny, rozumiem, dlaczego. Ale uciekłeś. Ja dałem ci szansę przyjść i się wytłumaczyć. A ty zniknąłeś tak, jakbym to ja to wszystko zaczął, jakby to wszystko było wyłącznie moją winą, jakbyś uważał mnie za niewartego wysłuchania.

- To nie jest tylko twoja wina. Przestałeś ufać mi tak, jak ufałeś mi kiedyś. Kiedy wierzyłeś, że choćbyś na własnej skórze opowiedział się za moim śmiertelnym wrogiem, nie odwrócę się od ciebie. Rozumiem, dlaczego - uprzedził go, jakby spodziewając się, że Draco zacznie się tłumaczyć. - Ale dlaczego zgrywałeś, że się wahasz? Dlaczego, kiedy próbowałem cię przeprosić, kazałeś mi na siebie czekać, jakbyś wciąż nie wiedział, czy jestem wart wybaczenia, nawet jeśli sam nie byłeś bez winy?

- Pozory, Harry - wyjaśnił od niechcenia, wywracając oczami. - To tylko pozory. Kłamstwo je lubi.

- Dlatego taki byłeś - ciągnął Harry. - Nieobecny. Smutny. Wtedy, w Paryżu, kiedy omal nie wzięliśmy ślubu.

Draco pokiwał powoli głową, jak przegrany nie widząc już sensu dalej udawać.

- Wtedy... zacząłem myśleć, jak by to było, gdybyś wiedział, Potter, że chciałem się na tobie odegrać. Co byś zrobił. Czy nadal chciałbyś za mnie wyjść. I nie dawało mi to spokoju.

- Mówiłeś, że po prostu tęsknisz za domem.

- Tęskniłem - potwierdził od razu, ale westchnął zrezygnowany, kiedy Harry rzucił mu ostrzegawcze, znające go na wylot spojrzenie. - Już dobrze... Kłamałem. Nie pierwszy raz.

- O wszystkich poprzednich już zapomniałem. Dlaczego nie powiedziałeś mi wtedy? Łamałeś się. Widziałem.

- Na Merlina, nie mogłem - żachnął się, zdenerwowany tak, jakby to nadal był tamten dzień we Francji, a Harry nic jeszcze nie wiedział. - Może i poznałbyś prawdę, ale wtedy albo utknąłbyś ze mną w jednym pokoju, albo trzasnąłbyś drzwiami i wyszedł. Nie chciałem, żebyś zrobił coś głupiego.

- Dzięki za troskę - sarknął, nie wierząc, że Draco tak nisko go ocenia. Gdyby blondyn powiedział mu już wtedy, musiałby zrozumieć. - Ale to ty musiałeś czuć się ze mną okropnie.

Draco spojrzał na niego zaciekawiony.

- Chyba mi nie powiesz, że jest ci mnie żal?

Harry nie oddał tego spojrzenia, więc Draco sam mówił dalej:

- Miałeś rację, Potter. Nie cierpię mugoli i w innej sytuacji za nic nie wziąłbym ślubu na ich manierę.

- Chyba że za cenę strachu? Ty się bałeś, że jeśli nie weźmiemy go wtedy, możemy nie zrobić tego już nigdy - domyślił się łatwo. - I słusznie. Bo kiedy wróciliśmy do domu i zacząłem pytać, odmówiłeś mi, zrzucając winę na swoich rodziców.

- Przecież zgodziłbym się bez względu na nich - sprostował jak coś zupełnie oczywistego. - Jak duże ich zdanie ma znaczenie tam, gdzie to ja mam wyjść za ciebie?

- Spore - stwierdził sceptycznie Harry - bo gdyby twój ojciec się dowiedział, zostałbyś wdowcem w dwie minuty.

- Daj spokój - zbył go - oni naprawdę nie są tacy bezduszni, jak wygląda to przy ludziach. Przynajmniej nie dla mnie. Ale tak. Tak, wykorzystałem to, że ty nie masz rodziców i że jesteś wrażliwy na tym punkcie. Wykorzystałem to, że wiedziałem, że nie będziesz chciał skłócić mnie z moimi, chociaż to była głupia wymówka. Zadowolony? Naściemniałem ci z tym ślubem. Ale po to, żeby uniknąć znacznie gorszego kłamstwa. Wybrałem po prostu mniejsze zło.

- Albo łatwiejsze - dopowiedział Harry.

- Łatwiejsze? - powtórzył po nim. - Myślisz, że łatwo mi było zupełnymi bzdurami odmawiać ci czegoś, co mnie marzyło się od lat? Rozumiem cię, Potter. Ale mnie też nie było łatwo patrzeć, jak starasz się, żebym znów uwierzył w twoją szczerość, kiedy nie wierzyłem nawet we własną. Nie potrafię cię okłamywać, Potter. Ty jeden na to nie zasłużyłeś.

I wpadło mu do głowy, że skoro Harry wrócił, może naprawdę zapomniał - ale nie o nim, tylko o jego błędzie. Ale chyba nie śmiał nawet tej myśli zgłębiać, kiedy spojrzał na jego dłoń zbyt daleko od swojej.

- To nie tak, że ja ci nie ufam - westchnął na koniec Draco, żeby potem wpatrzyć się w jezioro. Jeśli już ton ma idiotycznie słaby, niech Potter nie widzi przynajmniej jego żałosnych oczu. Dumy miał jeszcze chociaż na tyle. - Bałem się, że ty nie zaufasz mi na tyle, żeby uwierzyć, że żałuję.

Harry zatrzymał wzrok na jego jasnych włosach, bo Draco, pochylony, nie pozwalał mu zobaczyć wiele więcej.

- Wybaczyłbym ci osiem razy tyle, gdybyś tylko powiedział, że żałujesz - poprawił go. Nie chciał zabrzmieć śmiesznie, przyznając teraz po prostu, że to dlatego, że go kochał. Poza tym Harry  chyba wcale nie miał ochoty mu o tym w tej chwili mówić.

Blondyn spojrzał na niego w niemym pytaniu, bo Harry w dziwny sposób brzmiał na urażonego.

- Byłem podły. Wiem - przytaknął już z tym pogodzony. - Ale znasz mnie. Taki jestem. Zawsze gram do samego końca.

- Nie powinienem był tego powiedzieć - przeprosił w odpowiedzi Harry, bo to on, kiedy ostatnio się widzieli, nazwał go podłym i zniknął mu z oczu. - Niczego z tego.

- Powinieneś, Potter, jeśli właśnie tak myślisz.

- Nie myślę - spróbował zaprzeczyć, ale Draco mruknął tylko pod nosem ciche Wcale. - Powinienem zostać i dać ci się wytłumaczyć. Widziałem, że coś jest nie tak. Czasem się zapomniałeś i zachowywałeś tak, jakbyś to ty był czemus winien, a nie ja. Pamiętasz, jak wtedy w Hogwarcie wystraszyłeś się, kiedy mnie zobaczyłeś? Widziałem to, ale... nie chciałem pytać - dokończył, teraz naprawdę żałując, że tego nie zrobił, nawet ryzykując kłótnię.

- Nie byłbym z tobą szczery - zbył go blondyn. Mówił tak, jakby chciał go uspokoić, ale tak gorzko, że tylko ich to dobiło. - Wiem, że bym skłamał. Może nawet zrzuciłbym winę na ciebie.

Nawet jeśli Harry sądził, że sam zachował się jak tchórz - to Draco dawał mu zimną dowolność w reagowaniu na jego błędy, za które odpowiedzialność brał samotnie.

Tak, jak mówił, pewnie był podły. Zawsze był i gdzieś miał, jak Harry to odbiera i usprawiedliwia. Z jego strony to zawsze było zwykłe tchórzostwo.

To Harry zawsze mu je wybaczał. I to składało się o tyle dobrze, że może przez to blondyn kiedyś sądził, że pasują do siebie. Przez to czuł, że jeszcze długo nie będzie w stanie przyznać tego głośno - ale prędzej zapomni własnego nazwiska niż imienia Harry'ego. Nie tego, dla którego kiedyś sam zostawił wszystko, nawet jeśli on zostawi teraz jego.

Ale Draco nie zamierzał go też o nic prosić. Już raz, ze dwa tygodnie temu, to zrobił, i do dziś żałował zmarnowanego atramentu. Dlatego spojrzał na Harry'ego z wyrzutem.

- Zaufałem ci, że przez ciebie nigdy nie będę się tak czuł. Wiesz, jak to jest nie mieć pojęcia, Potter, co dzieje się z kimś, dla kogo było się większą częścią planu dnia?

Harry w pierwszym odruchu chciał znów przyznać mu rację i przeprosić, ale  potem zastanowił się chwilę, zmarszczył brwi i spytał w odpowiedzi:

- Skoro wiesz, że powinienem cię przeprosić, dlaczego pytałeś za co, kiedy próbowałem?

- Bo chciałem wiedzieć, czy przepraszasz mnie za to, za co chcę być przepraszany - wyjaśnił blondyn, kiwając krótko głową jak na coś oczywistego. - Inaczej musiałbyś powtórzyć, a ja nie mam całego dnia.

- Skoro tak, powiedz mi tylko - zaczął Harry, nawet jeśli doskonale wiedział, że Draco na wolny czas nie narzeka i powiedział to tylko dla zasady - pomagałeś mi, kiedy trafiłem do Azkabanu, szczerze, czy chciałeś się w swoich oczach wybielić?

Blondyn wzruszył ramionami, jakby już wcale mu na niczym nie zależało. Harry może nie na to powinien wtedy zwracać uwagę, ale oglądał chwilę, jak przy tym ruchu słońce chłodnej pogody skrzy mu się stalowo na czarnym materiale koszuli.

- Jestem w stanie powiedzieć wszystko, to prawda. Ale również wszystko bym zrobił - spojrzał na Harry'ego chłodnie pewny swego, bo o ile to pierwsze nie brzmiało do końca dobrze, drugie miało już w sobie coś więcej. - Może nie mam najszczerszego języka. Ale jesteś idiotą, Potter, jeśli myślisz, że zwykły strach przed wyjściem prawdy na jaw kazałby mi wejść do Azkabanu. Zresztą, nie uwierzysz mi, czegokolwiek bym nie powiedział - skwitował Draco. - Ja też uwierzyłem ci dopiero, kiedy zamknęli cię w Azkabanie i nie mogłeś powiedzieć już nic. Sam chciałeś ze mną rozmawiać - dodał na koniec, widząc po jego zielonych oczach, że to nie bardzo jest odpowiedź, na jaką liczył. Dlatego blondyn westchnął i mówił dalej. - Bo dostałem kwiaty. Były okropne - stwierdził lekko. - Ale ty byłeś wtedy w Azkabanie, a ja... będąc przekonanym, że znalazłeś jakiś sposób i że są od ciebie, przez chwilę...nawet je lubiłem.

- Ale nie były ode mnie - zaprzeczył sucho Harry, zawiedziony, że dopiero teraz się o tym wszystkim dowiaduje. - Azkaban to więzienie, nie poczta.

- A ja je wyrzuciłem - dokończył mimo to. - Na pewno były od... od niej. Dlaczego tu wróciłeś, Potter? - westchnął potem, patrząc na Harry'ego z ciekawością.

- Żeby cię przeprosić.

- Już to zrobiłeś - przypomniał Draco i Harry widział po nim, że oczekuje bardziej konkretnej odpowiedzi. Ale zanim okularnik zdążył zebrać słowa, ten znów już się odezwał, jakby wstrzymując bardzo słaby uśmiech: - Spodziewałem, że wrócisz, Potter. Ale, przyznaję, nie sądziłem, że w pierwszej kolejności będziesz chciał zobaczyć mnie.

Spojrzał na koniec bardzo krótko na Harry'ego, który naprawdę nie chciał burzyć mu tej cichej przyjemności w szarych oczach. Ale to nie było do końca tak.

- To... Niezupełnie tak, szczerze mówiąc - sprostował, zarumieniony nagle słabo pod jego zaskoczonymi, zawiedzionymi oczami. - Nie zrozum mnie źle, Draco, chciałem się z tobą spotkać. Po prostu nie wiedziałem jeszcze kiedy. Ani co ze sobą zrobię, ani dokąd pójdę, kiedy już tu wrócę. Tylko... Jak widzisz, przegapiłem stację i wylądowałem tutaj. Ale cieszę się, że tak się stało - dodał szybko. Draco prychnął coś pod nosem.

- Sam wybrałeś bycie setki mil stąd - wypomniał mu znowu, tym swoim znudzonym, powolnym tonem.

- Obaj mamy sobie wiele do wybaczenia. Gdybym tu został, to by coś zmieniło?

- Wiele rzeczy, Potter - przytaknął. - Na przykład Weasley i Granger by mnie nie nachodzili, pytając o ciebie.

- Chciałem wrócić już wcześniej - dopowiedział Harry, trochę na swoje usprawiedliwienie. - Ale nie wiedziałem, czy mam dokąd.

Draco spojrzał na niego ostrzej, zanim odwrócił wzrok. Oczywiście, że miał dokąd. Nawet nie ze względu na to, że blondyn kiedyś to Harry'emu obiecał, ale na poranione uczucie, które zaprosiłoby go pod każdy dach.

Kiedy teraz Harry tak o tym mówił, to wszystko brzmiało naprawdę głupio. Błaho. A on był pewien, że to były najgorsze miesiące w jego życiu. Cóż, Harry mógł być tylko dumny, że pobił nawet służbę Voldemortowi.

- Co się stało? - spytał po długiej chwili Harry, kiedy blondyn nadal się nie odzywał. Więc, podobnie jak Draco, pochylił się i oparł obok niego o swoje kolana, wpatrzony raz w trawę, raz w jego blade oczy, uważając, żeby się z nimi nie spotkać.

Cóż, Draco znał się na truciznach całkiem nieźle i dlatego mógł odpowiedzieć, że to z miłości. Ale podejrzewał, że nie na taką odpowiedź Harry liczy.

- Czasem czułem, jakbym wszedł ci w drogę - przyznał nagle blondyn, nie przejmując się już, ile jeszcze przemilczanych do dziś rzeczy Harry'emu powie. Albo trawie, bo wyglądało, że to do niej mówił. - Że przeszło osiem lat temu tylko przypadkiem potknąłeś się tam, gdzie ja już upadłem. Może że wcale nie ja miałem cię wtedy podnieść. Nigdy ci nie mówiłem.

- Ten przypadek nazywa się przeznaczenie.

Harry spojrzał na niego w mimowolnym uśmiechu, który jednak zaraz mu opadł, kiedy złapał wreszcie spojrzenie Dracona, za którym reszta terenu Hogwartu, przechylona, wyglądała śmiesznie. Wobec tego w ogóle nie zwracał na to uwagi i skupił uwagę na nim.

- To koniec, prawda? - dokończył Harry, domyślając się, że ktoś musi to w końcu powiedzieć. - Za dużo się wydarzyło...?

Draco zacisnął tylko usta. Jeśli Harry sądził, że ma trudniej, musząc o to zapytać, to bez jego towarzystwa przez ten miesiąc zdurniał. Ostatecznie skończyć nie jest tak łatwo jak zacząć i dlatego blondyn nie zamierzał mu odpowiadać.

- Ja wiem, że nie chciałeś na niego odpowiedzi, ale... - ciągnął dalej Harry, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenie srebrnych oczu, bo blondyn długo mu nie odpowiadał. Ale odwzajemnił je tylko przez krótką chwilę, kiedy urwał i sięgnął do kieszeni po dowód pisany innymi słowy, że Draco nadal o niego dbał. I kiedy wyciągnął z niej list, jaki od niego otrzymał, blondyn momentalnie przycisnął jego dłoń, w której trzymał pergamin, do ławki, żeby przypadkiem nie przyszło Harry'emu do głowy tego otwierać. - Przecież nie będę robił publicznego odczytu - zapewnił, wywracając oczami, kiedy spróbował podnieść rękę. Ale minęła chwila, aż w końcu Draco, który wcale nie liczył, że Harry kiedykolwiek ten list otrzymał i przeczytał, mu na to pozwolił. - Napisałeś, że dziękujesz, że mogłeś być dla mnie rodziną. A ja nigdy nie chciałem jej mieć na czas określony. Jeśli kiedykolwiek się za nią uważałeś, dla mnie zawsze tak zostanie. To tak chyba działa, prawda? A jeśli nigdy naprawdę nie miałeś tego na myśli, to... ja też dziękuję, I, na Merlina, Draco - dodał jeszcze, odnajdując wzorkiem ostatnie zdania listu i blondyn przeklął się w duchu, że mimowolnie też na nie spojrzał - nigdy nie mów mi więcej czegoś takiego. Wiem, ile jesteś w stanie dla mnie zrobić, ale jesteś dumny i taki zostań. Nawet jeśli to wymagałoby powiedzenia mi, że jestem całym złem tego świata.

Draco co prawda się nie zarumienił, ale ton miał dziwnie spięty.

- Nie potrzebuję twoich rad, Potter.

Harry odetchnął z ulgą.

- I właśnie takiego cię uwielbiam.

Draco popatrzył na niego z wyraźnym znakiem, że on nie powinien tego mówić, bo to po prostu nie miało sensu. Z tym, że Harry tak właśnie myślał i nie chciał, żeby to się tak skończyło. Tęsknił za nimi i za swoim domem i potrzebował go. I nie wiedział, czemu miałby to ukrywać.

- Chciałbym, żeby było tak jak dawniej - przyznał wobec tego blondyn, przyjmując chyba, że Harry tylko się pomylił i chciał powiedzieć, że to kiedyś go uwielbiał.

- Tak samo nie może już być - zaprzeczył i Dracona w zły sposób zdziwiło nawet, jak łatwo mu to przyszło. Przynajmniej dopóki nie dokończył: - Ale równie dobrze, tak.

Draco nadal patrzył na niego, jakby Harry mówił coś bardzo nie na miejscu albo przynajmniej nieoczekiwanego. Ale okularnik mógł odpowiedzieć mu tylko tyle - lubił to ich życie.

- Czy jest szansa, żeby...? - spytał ostrożnie, pozwalając Harry'emu dokończyć sobie samemu. Wcale nie dlatego, że jemu głupio było dokończyć. Po prostu wierzył w jego intelekt. A Harry uśmiechnął się niemrawo, ostudzony trochę tym jego nieprzekonaniem.

- Ja dałbym ci tyle szans, o ile tylko byś poprosił.

Draco przeklął go w duchu. Dałbym. Co, na Merlina, znaczy dałbym? Dałby mu tę szansę kiedyś, chcę dać teraz, zastanawia się, czy nie zrobi tego w przyszłości, czy życzy sobie, żeby móc mu ją dać, ale czuje, że to niemożliwe?

Ale oczy Harry'ego, które jak zwykle w niczym nie widziały żadnych przeszkód, powiedziały mu, że chyba za dużo myśli.

- W takim razie... Przepraszam cię, Harry - odpowiedział powoli. - Merlinie, pół roku zajęło mi powiedzenie tego.

- Ja wybaczyłem ci już wiele dni temu - dokończył Harry i kiedy blondyn patrzył jeszcze na niego ze szczególną ulgą i jak na kogoś niespełna rozumu, zdążył już dodać: - Nigdy nie chodziło o to, co zrobiłeś. Ale naprawdę mogłeś przyznać się wcześniej.

Harry zająknął się jeszcze w cichym Mogę?, kiedy podniósł lekko dłoń, ale ostatecznie nie dotknął go i cofnął rękę. Zamiast tego, sam trochę się obrócił, żeby zobaczyć jego policzek, bo i Draco odruchowo mu to ułatwił, nawet jeśli niezupełnie wiedział, o co Harry'emu chodzi.

- Co robisz? - spytał, patrząc na niego z boku, kiedy Harry wciąż mu się przyglądał.

- Kiedy ostatnio się widzieliśmy, nieumyślnie skaleczyłem cię w policzek - wyjaśnił, ale zanim zdążył dokończyć, Draco mu przerwał.

- To nie ty to zrobiłeś, tylko obaj byliśmy zdenerwowani.

- Nieważne - uciął Harry, prostując się znowu, nie dostrzegając ani śladu po tym na jego policzku. - Chciałem wiedzieć, czy już się zagoiło.

I jak, do Merlina, Draco miał dać sobie spokój, kiedy on zupełnie nieświadomie i przez to szczerze rzucał mu tak głupio przesadnie troskliwymi tekstami?

Chyba przez to za długo się w te znów próbujące coś ratować oczy wpatrywał. Harry chyba w końcu to zauważył. A Draco jemu jakoś tych rumieńców nie żałował, kiedy popatrzył na niego, oceniając, czy okularnik mu pozwoli.

Naprawdę potrzebował tylko jego skinięcia głową. Kiedy się w Harrym zakochał, zależało mu, żeby czuł to samo. Kiedy go pokochał, najważniejszy stał się on.

- Tęsknię za tym - przyznał blondyn trochę odważniej, sięgając w tym czasie do jego dłoni parę cali dalej na ławce - za tym - dodał, obserwując ciągle Harry'ego i widząc, że on nie ma nic przeciwko. Dlatego pozwolił sobie przyłożyć tę jego dłoń przy swoim sercu. - Za tym - ciągnął dalej, drugą jego rękę układając przy swoim policzku i licząc, że on nie czuje, jak zadrżały mu usta - i za tym - dokończył, przesuwając jego dłoń na swoje kolano.

Harry może patrzył na niego trochę nieprzytomnie. Ale nie widział go od miesiąca i on tę tęsknotę wyciszał.

- Najbardziej? - dopytał okularnik, nie dbając o to, żeby odjąć od niego ręce, kiedy Draco już swoje cofnął.

- Nie mogę powiedzieć - stwierdził blondyn, żeby Harry uniósł lekko brwi. - Odepchnąłbyś mnie.

- A kiedykolwiek odepchnąłem?

Więc Draco nie chciał prosić o żadne inne pozwolenie i skoro tak, nie zamierzał się już powstrzymywać. Dlatego przygarnął go do siebie na tyle, przynajmniej dla Harry'ego, niespodziewanie, że ten w pierwszej chwili otworzył tylko szerzej oczy, wstając trochę ze swojego miejsca, żeby się przesunąć, w odruchu na to, jak blondyn blisko przycisnął go do siebie.

- Przepraszam cię - powtórzył jeszcze raz Harry, nawet czując, że to jeszcze nie wystarczy. Ale mimo to wpatrzył się dobrze w skraj Zakazanego Lasu za plecami blondyna, oddając jego uścisk równie mocno i ciesząc się, że on nie widzi teraz jego miny.

Draconowi zajęło to chwilę, ale w końcu z głową opartą na jego ramieniu, obserwując błyszczące w słońcu okna Hogwartu, mruknął w odpowiedzi:

- Ja też. Przepraszam.

Więc kiedy blondyn przymknął już oczy, czując, jak te dłonie zaciskają się na jego plecach, Harry postanowił nagle się odezwać.

- To już drugi raz tego dnia - zauważył i myśląc, że może nie wszystko jeszcze stracone, wzruszył ramionami i dodał: - Zawsze wiedzialm, że zginę w walce.

Draco otworzył powoli oczy i może nawet dobrze, że Harry nie widział ich wyrazu, bo już trzy pary tych Puszka zdałyby mu się milsze.

- Nie cierpię twojego poczucia humoru - oznajmił sucho.

Ale mimo to - czy Draco kiedyś myślał o nich jak o pustych stronach książki, których nikt już nie miał zapisać?
Cóż, Harry zawsze lubił bazgranie po marginesach, a on chyba użyczy mu do tego atramentu.

- Dobrze cię widzieć - odetchnął Harry, kiedy Draco cofnął się wreszcie i z powrotem usiadł obok. - Naprawdę dobrze.

Draco nawet nie pamiętał, ale w Hogwarcie właśnie skończyły się pierwsze tego dnia lekcje - cóż, i on, i jego uczniowie, których zostawił samych sobie, mieli dzięki temu dobry dzień.

Dlatego zaciskając dłonie na skraju ławki, Harry, parę cali od niego, których wolał już nie przekraczać, rzucał mu co chwilę krótkie spojrzenia, nie wiedząc, że Draco, mijając się z nim o ułamki sekundy, robi dokładnie to samo. I to wszystko tylko po to, żeby, kiedy już to wspólne spojrzenie złapali, w zakłopotanym bladym uśmiechu wbić wzrok w poranne niebo nad jeziorem Hogwartu.

W nim się zaczęło. I w nim nie miało kończyć.

- Nic się nie zmieniłeś, Potter.

- Daj spokój, Draco.

- Nie, ja poważnie. Kiedy ostatnio cię widziałem, to w tej samej koszulce.

- Dobrze wyglądasz by wystarczyło, dzięki.


2

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro