Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

70.

Czy to możnaby napisać dwa razy krócej? Tak.

Czy znowu rozpisałam się o najgłupszych szczegółach, myślach i gestach, chociaż miałam tego nie robić? Oczywiście.

*****

I z czasem było jeszcze coś, czego Harry nie potrafił nazwać - coś w Draconie. Harry rzadko tę jakąś zmianę zauważał, bo blondyn albo przez większość czasu sam o tym nie pamiętał, albo dobrze to ukrywał. Wiele musiał się domyślać, nie chcąc zarzucać Draconowi czegoś, czego sam sobie nie potrafił określić.

Ale było coś, co pojawiło się w zachowaniu blondyna w miarę szybko po ich powrocie do Londynu - mimo że nie zachowywał się inaczej. Może to to nadmierne zainteresowanie w stalowych oczach, ilekroć Harry zaczynał jakiekolwiek pytanie, z których ta ciekawość znikała jednak zaraz po. Może to, jak nabrał ostatnio specyficznie pewnego tonu, kiedy byli sami, chociaż Harry nie umiał powiedzieć, czym to się niby objawiało.

Tak samo jak nie mówił o tym nikomu, czując, że są to tak drobne i niezauważalne rzeczy, że każdy machnąłby na niego ręką, kiedy on usilnie powtarzał sobie tylko, że przecież Dracona zna, jakby to miało mu podsunąć nagle jakąś odpowiedź.

Gdyby już musiał to nazwać, może jakimś opanowaniem - opanowaniem w swobodzie, ruchach i słowach. A lata praktyki mówiły mu, że coś jest nie tak, kiedy Draco zaczynał wzruszać na niego ramionami.

Miał zacząć się grudzień i Harry wieczorem zastanawiał się właśnie, jak go o to wszystko zapytać - kiedy to Draco podszedł do niego pierwszy.

- Potter? - zaczął, stając krok od Harry'ego i nie rozumiejąc do końca, co on robi.

A Harry wskazał tylko nieznacznie za okno, za którym o tej porze późną jesienią niewiele było już widać, kiedy siedząc przy nim niedbale obejmował kolana ramionami.

- Spadł śnieg - wyjaśnił lekko, zanim wykorzystał to, jak blondyn pobłażliwie się uśmiechnął, żeby zapytać: - Wszystko dobrze, Draco? Jak się czujesz?

Harry'ego zdziwiło nawet to, jak blondyn swoim zwyczajem zyskał i zaraz stracił całą ciekawość jego pytaniem tak, jakby było po prostu dziwne, ale niczego niesugerujące.

- Wróciliśmy do domu - odpowiedział ze zmarszczonymi brwiami, w rozświetlonym tylko paroma świecami półmroku. - Dobrze. Dlaczego pytasz?

Harry spojrzał na niego w ciszy.

- Szczegóły.

Harry'emu przyszło nagle do głowy, czy jego nie dręczy przypadkiem ta sama myśl, co niego samego, ale Draco, podążając widocznie tym samym tokiem, uprzedził go:

- Tamten dzień nie mógł mieć lepszego scenariusza. Ani zakończenia.

- Zachowujesz się inaczej, odkąd tu wróciliśmy - zaczął nagle Harry, nie starając się już szukać odpowiedniejszych słów. Nie spuścił z niego wzroku, więc widział, jak Draco uniósł tylko wyżej brwi, czekając na jakieś dalsze wyjaśnienie.

Ale Harry nie wiedział w zasadzie, co ma mu powiedzieć. Że dziwi go jakaś cząstka pod zwykłą szarością oczu, że nie rozumie innej nuty w niezmienionym głosie, że coś zdawało się zostać w Paryżu? Że każdego dnia nic się nie zmienia, ale Draco okazuje to wszystko coraz mocniej?

- Harry - westchnął w końcu, widząc dobrze, że okularnik nie wie, co powiedzieć. - Nie wymagaj ode mnie przyznania się do czegoś, czego ty nie umiesz nawet określić.

- Przyznania się?

Draco wywrócił oczami w niemym Nie łap mnie za słówka.
Harry jednak miał do niego dobrą intuicję. I prawdą było, że ostatnia noc była dla blondyna koszmarem. Budził się często, nie wiedząc, co się z nim dzieje, zaniepokojony przewracając się tylko z boku na bok, drażniony najmniejszym dźwiękiem, dziwnie słuchając własnego szybkiego rytmu serca.

- Możesz mówić - poprosił jeszcze raz Harry, korzystając z tego, że cisza w mieszkaniu jakoś lepiej układała słowa, a półmrok dawał możliwość schowania ich w cieniu. Draco usiadł naprzeciw niego, jakby dla dodatkowych kilku sekund, zanim po paru chwilach odpowiedział.

- To, że ty jesteś niewinny, nie znaczy, że ktoś inny nie jest. Nie wiemy, co się dzieje. Nie umiem się cieszyć, dopóki wiem, że w każdej chwili coś znowu może się wydarzyć. Pamiętasz, jak w taki sam wieczór weszli tu aurorzy, a jego resztę ty spędzałeś już w Azkabanie? - spytał, zanim wychylił się w przód, żeby delikatnie ująć prawy nadgarstek Harry'ego w dłonie, spojrzeć na wyraźną w blasku świec bliznę na przedramieniu, i dokończyć niemal szeptem: - Martwi mnie, kto ci to zrobił.

- Jestem niemal pewien, że ona.

Harry obserwował go chwilę w ciszy zaskoczony, nie wiedząc, czy może zupełnie mu wierzyć, że to wszystko tylko troska.

Może wszystko zrozumiał opacznie? Może on nie ukrywał, ale właśnie chciał coś powiedzieć? Może była jedna rzecz, o którą bał się spytać, i z której powodu tak przejmowały go pytania Harry'ego?

- Mnie nic już nie będzie - zapewnił okularnik, nie chcąc widzieć zmartwienia w tych ślicznych oczach. Uśmiechnął się mimo wszystko. - Nie ma już nic, czego byś o mnie nie wiedział.

I Draco znów zaniepokoił się, że Harry zamierza o coś zapytać - a on może by to zrobił, gdyby biała sowa nie zastukała w okno tuż obok. Okularnik wstał i otworzył je zaraz, sowę wpuszczając do środka i samemu odbierając od niej kopertę.

Zapomniał nawet o zimnym powietrzu z zewnątrz dostającym się do środka przez wciąż otwarte okno, kiedy poznał, że to z Ministerstwa Magii.

Draco śledził wzrokiem jego ruchy, kiedy Harry otworzył szybko list, z krótkim zaklęciem zapalając resztę świateł w pokoju, żeby móc go w pośpiechu przeczytać.

Odwrócił się w chwilę później do Dracona, zaróżowiony na policzkach może od wiatru, może od treści pergaminu, i rzucił tylko coś o tym, że musi odpisać, na co z boku czekała też sowa, zanim się odwrócił.

- Ale gdyby coś się stało, Draco... - dodał, zatrzymując się w pół kroku tak, jakby liczył, że blondyn jeszcze coś powie. - Wiesz, gdzie mnie szukać. Jestem.

- Wiem - zapewnił ze skinieniem głowy. Harry spojrzał na niego ostatni raz i wyszedł, a Draco odwrócił na parę sekund twarz ku oknu, zaciskając na tę chwilę dłonie wśród jasnych włosów. - Harry, i właśnie dlatego nie mogę ci powiedzieć - szepnął sam do siebie, zanim poszedł za nim, żeby zajrzeć mu przez ramię na treść listu.

*

Właśnie w związku z otrzymaną wiadomością Harry kolejnego dnia przed południem stawił się w Ministerstwie Magii - ciekawiło go, co ma mu do powiedzenia i czego chce szef Departamentu Przestrzegania Prawa, który to właśnie tę sowę do niego wysłał. Draco początkowo był tam i czekał razem z nim. Czuł, że powinien, nawet jeśli Harry wiele razy powtarzał, że nie boi się przecież pójść tam sam, nawet jeśli jeszcze kilka tygodni temu wyklinał to miejsce w myślach i z całego serca.

Zagadywało go tam jednak tyle osób, że Draco w pół godziny był już z powrotem w domu, z dala od nieznośnych pytań i wścibskich oczu, i to tam czekał na Harry'ego.

A on wrócił może w godzinę później i wyglądał, jakby zaskoczony wciąż jeszcze myślał o czymś i układał sobie w głowie.

- Szef mojego... - zaczął na pytające spojrzenie Dracona, poprawiając się zaraz, jakby wciąż nie mógł pozbyć się starego nawyku: - Szef Departamentu Przestrzegania Prawa chciał, żebym wrócił. Jako auror.

Mówił powoli, bo albo samemu się z tym jeszcze nie oswoił, albo wiedział, że Dracona ta propozycja nie ucieszy.

- Myślałem, że to niemożliwe po tych wszystkich oskarżeniach - odpowiedział ostrożnie, ze słyszalnym dystansem. - Miałeś ważne stanowisko.

- Powiedział, że wszystko przemyśleli - zaczął Harry, opadając w leniwym zamyśleniu na fotel - dlatego poprosił o spotkanie dopiero teraz. Twierdzi, że byłem dobry. I że świat Wybrańcowi wszystko wybaczy, zwłaszcza morderstwo, którego nie dokonał.

- Kretyn - odmruknął Draco, ale od obrażania kogokolwiek wydało mu się znacznie ważniejsze utkwić w Harrym oczy i zapytać: - Zgodziłeś się, Potter?

Harry spojrzał na niego najpierw, jakby chcąc wybadać jego reakcję na jeszcze niedaną odpowiedź.

- Nie do końca - przyznał. - Ale też nie odmówiłem. Myślę, że wiem, co odpowiedzieć, ale... Chciałem najpierw porozmawiać z tobą.

Draco długo nie odpowiadał, w zaprzeczeniu do wyraźniej niechęci w oczach szukając dobrych słów. I myśląc o tym, gdzie leży dawne marzenie Harry'ego, gdzie duma po niesłusznym mu go odebraniu, a gdzie on sam z jak najgorszym o tej pracy zdaniem.

Draco długo nie odpowiadał, więc to Harry ułożył dłoń na jego kolanie i znowu się odezwał.

- Już wiem, co ci aurorzy tam robili. Ci, którzy prawie dopadli nas we Francji. Powiedział mi.

- Myliliśmy się, myśląc, że w Ministerstwie nie dowiedzieli się o tej stłuczonej żarówce, co? - zgadł od niechcenia.

- Tak. Gdyby to nie stało się w mugolskim mieszkaniu, nikt by się nie zorientował. Ale stąd niewiele mogli zrobić, więc wysłali parę osób tam, żeby porozmawiały z kim trzeba, dowiedziały się, czy to nie pomyłka. Ale...

- Ale wpadli prosto na nas - dokończył za niego Draco. Harry uśmiechnął się słabo.

- Coś w tym stylu.

- Powinni przyjąć cię z powrotem, Harry - stwierdził nagle blondyn, nie chcąc tego dłużej przeciągać. - Ale to nie jest zachęta - zaznaczył.

- Co?

Draco wzruszył ramionami, kiedy Harry przechylił się, żeby spojrzeć na niego, jak gdyby to miało mu powiedzieć, że źle usłyszał.

- Jesteś naprawdę dobry.

- Dzięki, ale...

- Nie wciskaj mi tych bzdur o tym, że znowu miałeś szczęście.

- Na jedno wychodzi, Draco - poprawił go - ale w Paryżu akurat miałem ciebie.

*

Harry złożył swój podpis na liście, kiedy za oknem było już ciemno i tylko cienką warstwą śniegu widok skrzył się na zewnątrz.

Chyba mówił mu to co roku, do znudzenia, ale i w tej chwili ta biel na dworze przywodziła mu na myśl podobne jej jasnym tonem pasemka, odgarnianie teraz przez niego z czoła blondyna. Tym razem Draco mruknął coś tylko leniwie, nie otwierając nawet oczu, odwracając tylko lekko twarz, żeby drugi policzek ułożyć na jego kolanach.

- Skończyłem - oznajmił cicho Harry, nie informując go do tej pory, co w ogóle napisał w swoim liście do szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Draco odwrócił się nagle i podniósł na niego oczy w takim wyczekiwaniu, że Harry zastygł na chwilę z dłonią na jego czole. Pokręcił przecząco głową. - Nie wrócę do Ministerstwa, Draco.

Harry odłożył pergamin na bok, kiedy blondynowi zniknęły z twarzy resztki zdenerwowania. Harry na dobre zamknął za sobą drzwi do Ministerstwa Magii - i cieszyło go to.

- Wyślę to jutro - westchnął okularnik, sam jakby w uldze, że ma to już za sobą. Spojrzał jednak potem na Dracona i wszystko, co w jego myślach wiązało się z Ministerstwem i odbijało się na twarzy, zniknęło na rzecz lekkiego, rozbawionego nawet uśmiechu. Jeszcze raz schował dłoń w tlenionych pasemkach. - Pomyśli, że dobrze się zastanowiłem.

- To dlatego w Hogwarcie zawsze oddawałeś zadania na ostatnią chwilę?

- Nie. To akurat lenistwo.

****

- Co wy o tym myślicie?

Harry spojrzał w bok, na Rona i na Hermionę. Nawet jeśli ich zdanie nie miało wpływu na to, co zrobi - to mimo to było dla niego ważne.

Hermiona spojrzała na niego, jak ma nerwowy krok i podekscytowany uśmiech, ale to Ron odpowiedział pierwszy.

- To dla mnie dziwne, Harry. Ty uważasz, że to dobry wybór?

- Tak - potwierdził pewny swego, zanim spuścił głowę trochę zakłopotany. - Mam tylko nadzieję, że on też.

- W takim razie - zaczął Ron, unosząc trochę ręce - sam dołożę się do pieczenia tortu na wasz ślub.

Harry parsknął śmiechem.

- To kara czy nagroda?

- Nie ciesz się za bardzo, Harry - wtrąciła się Hermiona. - Ron za ciastkiem pójdzie wszędzie.

I oboje poczuli szturchnięcie w bok.

Ron i Hermiona zatrzymali się wreszcie w miejscu, do którego odprowadzali Harry'ego, a z którego on mógł się już aportować. Okularnik poszedł jednak dalej, idąc tyłem po to, żeby móc jeszcze na nich spojrzeć i z uśmiechem dodać:

- Pójdę już. Na pewno na mnie czeka.

- Przecież wiesz, co ci odpowie! - zawołała za nim Hermiona, roześmiana na jego podenerwowanie.

Harry uniósł tylko dłoń na pożegnanie i już go nie było.

Dogonił Dracona na drodze do Hogsmeade, ale zgodnie skręcili w drugą stronę, w stronę Wrzeszczącej Chaty, chociaż i tam nie zamierzali iść. Zatrzymali się w połowie drogi, w spokojnym miejscu, gdzie prócz kilku drzew i starej ławki niewiele było, ale które lubili swoim zwyczajem jeszcze z lat, kiedy obaj byli uczniami Hogwartu - chociaż wtedy akurat musieli się tutaj wymykać.

Tam Harry rozluźnił się już zupełnie, wśród gładkich płatków śniegu i na ramionach przy równie miękkim dotyku  dłoni w ciepłych rękawiczkach.

- Co teraz, Draco? - spytał, ściągnięty przez niego na miejsce obok siebie na oczyszczoną ze śniegu, kamienną ławkę.

Z takiej znikomej odległości Harry widział płatki drobnego śniegu na jego już i tak zimnych ustach. Błyszczały się w uśmiechu tak bardzo, od lśniących kropelek wody na nich.

- Jesteś piękny - wyrwało mu się najcichszym szeptem, kiedy poczuł dłoń blondyna na zarumienionym z chłodu policzku.

I Dracona urzekało to bardziej, niż kiedy usłyszał to od niego po raz pierwszy. Wtedy był jego słowami zauroczony, po tylu latach, kiedy Harry wiedział już o nim wszystko, słyszeć, jak mówi wciąż to samo - było po prostu pięknie.

- Nie mam planów - odpowiedział na wcześniejsze pytanie Harry'ego, jego uwagę komentując tylko uniesieniem kącików ust. Nawet jeśli Draco chciał coś jeszcze powiedzieć, zapytać, co w ogóle robią tu na takim chłodzie, Harry zająknął się i go uprzedził.

- Ja mam. I nie mógłbym być bardziej szczęśliwy, gdybyś chciał je ze mną podzielić.

Draco odsunął się trochę, z jakimś pobłażliwie kpiącym wyrazem na twarzy.

- O co chodzi, Potter?

- Chcę pogadać. Dzisiaj, kiedy wszystko wraca powoli do normy. Jest połowa grudnia, minęło półtora miesiąca, odkąd wróciliśmy do domu. Możemy wreszcie w spokoju... - urwał nagle, postanawiając po prostu dokończyć wprost i miękko poprosić: - Wyjdź za mnie, Draco.

Wciąż nie potrafił się nim nacieszyć. Wciąż chciałby spędzać z nim każdą możliwą chwilę. Nie potrafił się na niego napatrzeć, mimo że jego pierwsze i ostatnie spojrzenie należało do Dracona każdego dnia.

Chciał, żeby wszystko co należało do niego, on także mógł nazwać swoim. Nawet żeby w Ministerstwie leżał głupi kawałek pergaminu, który zawsze wymieniałby ich nazwiska przy sobie. I naprawdę był szczęśliwy, wiedząc, że Draco to wszystko odwzajemnia.

Dlatego nie rozumiał, dlaczego Draco zmarszczył tylko brwi, a jego spojrzenie przejęło część chłodu zimowego powietrza.

- Oświadczasz mi się?

- Co? - spytał Harry, nie mając pojęcia, skąd on wziął taki wniosek. - Nie!

- Zapytałeś, czy za ciebie nie wyjdę - przypomniał mu blondyn, unosząc wymownie jasne brwi.

- Poprosiłem, żebyś za mnie wyszedł! - poprawił go, jakby to była największa różnica pod słońcem. - Wydaje mi się, że jestem już twoim narzeczonym, nie potrzebuję ci się oświadczać.

- W takim razie marnie zacząłeś - skwitował Draco, ponuro i jakby sam do siebie, kiedy odwrócił wzrok.

- W porządku - przyznał, przewracając jednak oczami. Biorąc to za żart, uśmiechnął się tylko w sposób, dzięki któremu z jakiegoś powodu Draco zazwyczaj wybaczał mu każdą głupią pomyłkę. Tym razem blondyn tylko się spiął. - Chcę tylko wiedzieć, co mam o nas myśleć. Spodziewałem się, że ty też.

- Mogłeś zapytać.

- Pytam teraz - odparł Harry, samemu tracąc już na przyjemności w głosie, który stał się poważniejszy. Przyjrzał się Draconowi dokładniej, ale on nawet na niego nie spojrzał ani nie otworzył sucho zaciśniętych ust. - Dlaczego, kiedy dzisiaj proponuję ci coś, na co jeszcze miesiąc temu śmiałeś się z radości, zachowujesz się, jakbym cię obrażał?

Draco słyszal po nim, że Harry nie ma do niego wyrzutów. Że po prostu nie rozumie.

Kilka miesięcy temu dał Harry'emu słowo, na kolanach prosił o nie jego. Okularnik nie wierzył, że rozmyślił się ot tak. Coś musiało się zmienić.

- Po to zabrałeś mnie w moje ulubione miejsce? - odpowiedział Draco, ale bardziej niż jak pytanie, zabrzmiało to jak pewny zarzut. - Żebym z uwagi na wszystkie wspomnienia nie był w stanie ci odmówić.

Harry wpatrzył się chwilę w bok jego twarzy, pomijając najwyraźniej moment, w którym zaczęli się kłócić i to jeszcze z jego winy.

- Dobrze wiesz, że to nie tak!

Harry nie cierpiał w jego głosie tego spokoju, potęgującego tylko chłód, którym był podszyty jego ton, gdy odpowiadał:

- Ale nie zaprzeczysz, że planowałeś tu ze mną o tym porozmawiać.

Harry się zawahał, zanim zrozumiał, o czym on do niego mówi. Zawsze przychodzili tutaj, to chyba oczywiste, że wybrał to miejsce i tym razem. Nawet nie pomyślał o niczym innym!

Draco zresztą w głębi serca wcale go o to nie posądzał. Patrzył na szok w jego oczach i wiedział, że on od zawsze był zbyt niedomyślny, żeby specjalnie ułożyć taki plan.

Na Merlina, przecież on w szkole nie był w stanie pojąć, po jakie licho zaprasza się go do Hogsmeade w Walentynki.

- To nie tak - powtórzył Harry, licząc, że trafi do niego opanowanym tonem i uściskiem na dłoni. - Myślałem po prostu, że będziesz wolał rozmawiać tutaj, że tutaj będziesz czuł się najlepiej.

Czuł. I Draco przeklął się za to w duchu, nie umiejąc przyznać, że Harry zrobił wszystko dobrze, a to on musiał tak mu się za to odwdzięczyć, tak na niego patrzeć i w taki sposób odpowiadać.

- Nieźle to przemyślałeś, Potter.

- Znowu to robisz - zaczął nagle Harry, tak znawczo, że Draco mimowolnie na niego spojrzał. - Przewracasz moje słowa tak, jakbyś nie wiedział, o co mi chodzi. Znowu ze mnie kpisz.

- Nie chciałem - spróbował sprostować, ale Harry jakby tego nie usłyszał.

- Wiesz, kiedy to robisz? Kiedy obracasz wszystko, co mówię, przeciw mnie, żeby na chwilę mnie do ciebie zrazić? Kiedy bardzo nie chcesz o czymś rozmawiać. Bronisz się, Draco, ale to ta obrona cię zdradza. Bo ja nigdy nie zaatakowałem.

Harry może nie miał jak on przenikliwego wzroku - ale to fatalnie szczere przejęcie kimś, kogo znał i czyje najdrobniejsze zachowania dostrzegał, dotykały go w pierś tym ostrzej.

- Co jest? - spytał po chwili Harry, widząc, że jednak wywarł na nim jakieś wrażenie. Blondyn zarumienił się w kontraście do bladej skóry i stał się nagle tak obojętny na zimno otoczenia, że machinalnie rozluźnił szalik wokół szyi.

- Nic ważnego - stwierdził w odpowiedzi. Nie wiedział, w co dalej powinien brnąć, jaką twarz i postawę przybrać, więc skończył bez żadnego wyrazu.

- Ważnego, jeśli przez to czujesz się źle. Co się z tobą dzieje, Draco? Naprawdę chciałbym zrozumieć.

Blondyn nie wiedział już, czy to, co w chłodnym, czystym powietrzu odbijało się na twarzy Harry'ego, to żal czy zdezorientowanie. Chciał tylko prosić, żeby nie był smutny - ale to nie przeszło mu przez gardło.

- To nie tak, że ja chcę tego ślubu albo nie chcę - powiedział wreszcie, zbyt późno orientując się, że zrobił to za cicho.

- Co to znaczy? - żachnął się od razu Harry, bo czegoś takiego nie spodziewał się usłyszeć. Nie był na Dracona zły. Jedynie zawiedziony bez zrozumienia. - Miesiąc temu pięć minut nas od tego dzieliło! Gdyby Blaise nam nie przeszkodził, dziś od kilku tygodni byłbym już twoim mężem! A teraz mówisz mi, że nie jesteś pewien?

Draco wiele umiał przemilczeć i wiele z jego słów zbywał, ale tych nie chciał.  Machinalnie wręcz podniósł na Harry'ego stanowcze, przeczące jakiejkolwiek niepewności spojrzenie.

- Połóż rękę na moim sercu i zwątp, że jest tylko twoje.

I był w tym wszystkim tak szczery, że zupełnie już zbijał Harry'ego z tropu. Nawet nie drgnął, żeby odpowiedzieć na wyzwanie w oczach szarością podobnych do zimowego nieba.

Draco z zamyśloną twarzą i nieobecnymi oczami, śledzony tylko w bezruchu spojrzeniem Harry'ego, siedział długo w miejscu, pochylony bawiąc się śniegiem, dopóki nie roztopił się między jego rękawiczkami. Harry miał wrażenie, że jakoś zmalał, odsunął się nawet jeśli nie ciałem, to myślami, które zamknął tak, że Harry zupełnie nie potrafił ich rozgryźć.

- W porządku, Harry, ja... - zaczął nagle, mówiąc szybko na jednym oddechu, zaciskając powieki tak, jakby widok okularnika miałby odwieść go od jakiejś podjętej decyzji. - Ja powinienem ci coś powiedzieć. Harry - powtórzył. - Czy jeśli to zrobię, coś to zmieni w twoim zdaniu o mnie?

Harry nie wiedząc, co powiedzieć, również pochylił się, jedno ramię opierając na kolanach, drugim go otaczając i układając otwartą dłoń na jego plecach.

- Coś złego?

- Nie spodobałoby ci się, ale mogłeś się tego spodziewać - odparł Draco, cicho i trochę chłodno, nagle zupełnie beznamiętnie.

Harry nie znał u niego takiej postawy, ale kiedy już chwilę na niego patrzył, zobaczył w niej zarysy dnia, którego Draco przyznał mu, że wcale nie jest mu dobrze z Mrocznym Znakiem na ramieniu - i pomyślał, że blondyn po prostu znów trochę niezgrabnie próbuje się do czegoś przyznać.

- Nie odpowiedziałeś - przypomniał Harry'emu.

- Nie wiem - zastanowił się ciszej, nie ufając własnej ostrożności, kiedy teraz wybór w reakcji Dracona na jego słowa zdawał mu się być między upartym zamknięciem w sobie a rozsypaniem mu się w ramionach jak świeży śnieg. - Nie chcę cię o nic posądzać. Nie wiem też, kiedy mógłbyś zrobić coś nie tak, jeśli przez ostatnie miesiące ciągle byliśmy obok siebie.

- Więc jest coś, co mogłoby wszystko zmienić - podsumował Draco, nie odrywając wzroku od tej jednej zmarzniętej kępki trawy, w którą wpatrzył się chwilę temu.

- Nie wiem - powtórzył tylko Harry, nie umiejąc mówić z nim o czymś, czego nie rozumiał. - Myślę, że nic, o co kiedykolwiek bym cię podejrzewał. Choć... siebie też nigdy nie podejrzewałem. A zrobiłem, co zrobiłem.

Harry w ciszy poczuł, jak jego cudowna atmosfera sprzed pół godziny sypie się mu zimnym ciężarem na ramiona razem z prószącymi płatkami śniegu.

- Jeszcze raz - podjął znowu Harry. - Nie wierzę, że mogłeś zrobić coś, o czym jutro jeszcze byśmy pamiętali.

- Nie... - zaczął, ale zacisnął nagle usta i jego głos stał się pewniejszy. - Nie chodzi o mnie.

Mógłby przysiąc, że nawet jeśli Harry usłyszał zmianę w jego głosie, to nie domyśla się, że początkowo chciał powiedzieć coś zupełnie innego.

- Na Merlina, Draco, naprawdę nie rozumiem.

Ale Draco jakby go nie słyszał, a głos Harry'ego zdawał się rozpłynąć w powietrzu jeszcze gdzieś przed nim. Bo Draco wyklinał się w duchu na czym świat stoi. To, jak pewniej kłamał, niż mówił prawdę, nawet wobec... wobec niego.

- Jeśli to nie dotyczy bezpośrednio ciebie, przecież nie będę miał powodu do najmniejszego zmienienia zdania o tobie, prawda? - odezwał się znowu Harry, powtarzając jego wcześniejsze wątpliwości.

- Powiedziałbym, że dość bezpośrednio - sprostował, prostując się nagle. - Nie wiem, czy chcesz znowu o tym rozmawiać. Ale chodzi o moich rodziców.

- Powiedziałeś im? O tym, że byłeś kwadrans od wyjścia za mnie? I to po mugolsku?

- Więc już wiesz, że byli wściekli. Nie teraz, Harry. Nigdy nie powiem ci nie tylko ze względu na nich, ale...

- Przepraszam - przerwał mu Harry. Wycofał się nagle z całego swojego wcześniejszego zdenerwowania, z całego żalu, ale w pewien sposób ulżyło mu, że chodziło tylko o to. - Nie wiedziałem. Nie chciałem cię z nimi skłócić.

- Daj mi kilka dni, tygodni. Pogadam z nimi. Uspokoją się.

- Mam iść prosić ich o twoją rękę? - wyrwało mu się, zanim zdążył się powstrzymać. Draco wzruszył tylko ramionami, ale mniej już sztywno.

- Jeśli życie ci aż tak niemiłe, nie krępuj się. Pamiętasz, jak kiedy my byliśmy na pierwszym roku w Hogwarcie, przeszukiwano dwór mojego ojca? Może dowiesz się przy okazji dlaczego.

- Rozumiem - zapewnił Harry, jakby tego ostatniego w ogóle nie usłyszał. - Jeśli to ma wywołać między wami wojnę, zapomnij, że w ogóle rozmawialiśmy. Chcę cię tylko o coś zapytać po tym, co powiedziałeś, Draco. Ja na pewno jestem tym, czego chcesz?

Draco milczał i nie zająknął się w najmniejszej odpowiedzi, nawet na niego nie patrząc.

- Draco?

Blondyn spojrzał na niego od niechcenia.

- Prawie za ciebie wyszedłem dwa razy, idoto. Naprawdę musisz jeszcze pytać?

Harry'ego jakoś to uspokoiło. Nawet jeśli nie zmieniło to zbyt długiej ciszy, za którą poczuł się odpowiedzialny.

- Miało być miło, wyszło poważnie - westchnął w końcu. - Przepraszam.

- Nie przepraszaj, Potter, tylko powiedz coś tak, jak tylko ty potrafisz, i gwarantuję ci, że od razu zrobi się żenująco.

Harry nie przejmował się tym, czy powinien, tylko się roześmiał. Draco wpatrzył się w te jego czerwone z zimna i zbyt wielu emocji policzki, rozchylone w uśmiechu usta i przymknięte oczy. Jemu samemu było tak gorąco, że nie widział przeszkód, żeby zdjąć już i tak niedbale odwiązany szalik i otoczyć nim jego szyję.

- Rumieniłeś się bardziej tylko wtedy, Potter - przypomniał, chcąc naprawić niewygodną chwilę - kiedy zapytałem, czy zostaniesz moim chłopakiem.

- To co innego - rzucił na swoją obronę Harry, wdzięczny mu za ten ton żartu. - Byłeś moim przyjacielem, nie spodziewałem się czegoś takiego!

- Przyjacielem, z którym całowałeś się po policzkach na przywitanie i który co ranek mówił ci, że pięknie wyglądasz - przytaknął, przewracając oczami. - Doprawdy, kto by pomyślał, że mogłem coś do ciebie czuć?

- Nie, Draco - poprawił go jak w sprawie życia i śmierci. - Ani razu nie powiedziałeś mi wtedy, że dobrze wyglądam.

Draco wzruszył ramionami.

- Zależy, jak interpretować "Widzę, że w końcu nauczyłeś się jako tako wiązać krawat, Potter".

Wstali w chwilę później, żeby skierować się w stronę Hogsmeade. Harry rzucił mu jeszcze kilka spojrzeń, zanim ostatni raz obiecał:

- Zaczekam na ciebie. Nawet jeśli to oznacza, że tak naprawdę czekam na Narcyzę i Lucjusza. Domyślam się, ile dla ciebie znaczą. Masz cały czas.

I poczuł na swojej mocniejszy uścisk dłoni otoczonej ciepłą rękawiczką.

1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro