Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. cz. II

Był wczesny ranek tchnący jeszcze rześkim chłodem. Słońce wyszło przed chwilą po deszczu, rozgarniając szare jeszcze chmury na boki tak, że spod nich błyszczało łagodnie błękitne niebo. Powoli zbliżało się lato.

Jaki idealny czas, żeby po miesiącu w zamknięciu pierwszy raz zobaczyć świat.

Draco zaryzykował, ściągając na nich samotność, której końca nie razie nie znali. Ale Harry był wolny i to się liczyło, kiedy na samotność z nim Draco nie umiał narzekać.

Blondyn wyjął jedną dłoń z kieszeni, po to tylko, żeby odgarnąć wilgotne jeszcze włosy Harry'ego za ucho. Ostatnio były na tyle długie, że dość swobodnie mógł to zrobić. Draco przyjrzał mu się przy okazji kolejny raz, chcąc być pewnym, że nic mu się nie stało, kiedy tej nocy w panice pomógł mu opuścić Azkaban.

- Wszystko w porządku? - spytał raz jeszcze, niepewny, czy Harry, pewnie zmęczony i głodny, może w ogóle dotrzymać mu kroku. On ściągnął jednak usta tak, jakby miał się roześmiać.

- Zapytaj, czy jest wspaniale, a i tak odpowiem, że to za mało powiedziane.

Szli razem polną ścieżką, słońce przeskakiwało między platynowymi pasemkami włosów Dracona, nadając im złotego połysku, od czego Harry już od chwili nie chciał odrywać oczu. Jego z kolei brudne dość loki w słońcu wcale się takimi nie wydawały, zdając się jedynie gładkie jak czarny jedwab.

Harry miał podwinięte wyżej łokci rękawy szarej, trochę zbyt szerokiej koszuli i na ramieniu niósł pełny plecak, chcąc pomóc Draconowi, który miał przez ramię przerzucone parę cieplejszych ubrań, które przed chwilą jeszcze mieli na sobie, a których teraz nie potrzebowali. Harry jedną dłoń podawał jemu, drugą to podtrzymywał pasek plecaka, to sięgał do wysokiej trawy wzdłuż ścieżki, kiedy Draco wolną dłoń luźno chował w kieszeni.

Obu im do tej pory towarzyszył swobodny krok, ale teraz Draco się zatrzymał.

- Pokaż mi te okulary - poprosił, puszczając dłoń Harry'ego, żeby móc po nie sięgnąć. - Takie zaklęcie może nie zrobi nam krzywdy, może nie dowiedzą się o nim w Ministerstwie, szczególnie z mojej różdżki, bo nie ryzykowałbym, gdybyś to ty chciał czarować - dodał, trochę sam do siebie, kiedy przyjrzał się stłuczonemu w rogu szkiełku okularów Harry'ego. Trochę mu to zajęło, biorąc pod uwagę, że wzrok ciągle uciekał mu na jego jasne, wreszcie radosne oczy, wpatrujące się w niego z takim samym zajęciem. Harry nie zdjął jednak okularów, ufając mu po prostu, że takim zaklęciem tuż przy twarzy nie zrobi mu krzywdy. Takim czy innym, bez różnicy zresztą. Draco płynnym ruchem wyjął więc różdżkę z kieszeni i szepnął pod nosem swoje.

- Dzięki - mruknął Harry, kiedy tylko zamrugał parę razy, rozejrzał się i stwierdził, że znów widzi wyraźnie. Wyciągnął znów przed siebie otwartą dłoń, unosząc ją lekko i kiedy Draco, odwzajemniając pogodny uśmiech, podał mu swoją, odwrócił się i poszedł dalej.

Szli chwilę w ciszy, słuchając tylko wszystkiego, co w pogodny dzień dało się na zewnątrz usłyszeć. Harry podnosił co chwilę wzrok ku niebu, uśmiechając się coraz szerzej i nie będąc w ogóle pewnym, czy da radę się na nie napatrzeć tak, jak po ośmiu latach wciąż w najmniejszym stopniu nie znudził mu się widok Dracona.

- Uwielbiam zapach lasu - odezwał się nagle Harry, przymykając powieki. Po tygodniach w cieniu Azkabanu czuł się tak, jakby nocą, kiedy nie może liczyć na wzrok, najlepiej czuć zapach każdego drzewa i kwiatu. Draco spojrzał na niego i rozejrzał się.

- Jesteśmy na jakiejś łące - sprostował, nie gasząc jednak zadowolonego uśmiechu Harry'ego. - Tu nie ma lasu. Wyszliśmy z jednego pewnie jakąś godzinę temu - ocenił, żałując w duchu, że obaj bali się jeszcze próbować aportacji, kiedy w Londynie z ich powodu z pewnością szalało okropne zamieszanie. - To, co czujesz, to mój zapach.

Harry otworzył oczy, żeby móc wywrócić nimi od niechcenia.

- Wiem, co powiedziałem.

Draco rozejrzał się znowu, nie odpowiadając już, ale miło biorąc tę uwagę do siebie. Ale chyba nie znalazł wokół tego, czego szukał, jeśli w ogóle wiedział, co sam chciał zobaczyć, bo zmarszczył lekko brwi.

- Właściwie... Nie wiem, gdzie jesteśmy - przyznał, zwalniając trochę kroku. - Chyba mieliśmy iść gdzieś w tamtą stronę - stwierdził, próbując ocenić kierunki i wskazując ręką w jeden z nich - ale...

- Czy to ważne? - dokończył za niego Harry. Draco na jego ton zaśmiał się cicho w zgodzie.

Harry zadarł lekko głowę, biorąc jego twarz w dłonie, żeby, wciąż idąc przed siebie, w przelotnym, lekkim pocałunku dobitniej jeszcze powiedzieć mu, że absolutnie nie obchodzi go, co się teraz stanie, bo czuł, że to nie może być już nic złego. Dłonie po obu swoich bokach zatrzymały go jednak w miejscu, przytrzymując przy okazji, żeby się na to nie zachwiał, i nie dając mu tak łatwo się odsunąć. Toteż Harry spotkał się tylko przez krótką chwilę wzrokiem z parą oczu, które wydały mu się tak pięknie mieniącą się taflą, że mógłby przysiąc, że odbija się w nich całe niebo, o którym ostatnio tyle marzył.

Draco cofnął go wreszcie może o parę cali, mierzwiąc mu włosy, za czym o ile Harry nie przepadał, to teraz nie potrafił odpowiedzieć inaczej, niż tylko szturchnąć go lekko ramieniem, mocniej ściskając jego dłoń.

Na wyraz swojego wzajemnego spojrzenia roześmiali się, tak lekko pierwszy raz od wielu tygodni. Tak, jak należało im się po długim czasie patrzenia na siebie przez łzy.

Harry spoważniał trochę na tę myśl, mimo że pogodny wyraz wciąż miękko odbijał mu się na twarzy, kiedy na chwilę podniósł schowaną w swojej dłoń Dracona do ust.

- Uratowałeś mi życie, Draco - zaczął, mając nadzieję, że chociaż po jego tonie słychać było to, na co nie umiał znaleźć słów. - Dziękuję.

- Ty uratowałeś moje już wiele lat temu - zbył go gładko. Harry pokręcił głową. - Spłacałem tylko dług.

- Za nic, co kiedykolwiek mogłem dla ciebie zrobić, nigdy nie oczekiwałem zapłaty.

Korzystając z tego, że już i tak stał tuż przy nim, Harry jeszcze na chwilę przygarnął go do siebie - co prawda, nie tak długą, jak kiedy parę godzin temu ledwo znaleźli się w, jak Draco twierdził, bezpiecznym miejscu. Bo po tym to blondyn wciąż na jasnej koszuli miał ślady po wilgotnej trawie, na którą Harry w nagłej uldze mógł zachwycony przypadkowo ich wywrócić.

Zresztą, to byłoby już za nudne. Wyrwał mu różdżkę wystającą z kieszeni, zanim pomachał nią krótko i puścił się biegiem dalej tą samą polną, samotną ścieżką.

- Potter! - zawołał za nim Draco, w szoku jeszcze, że on najwyraźniej to czuje się nie tak wcale źle. Mimo wszystko, nie było mu trudno go dogonić, bo do Harry'ego też szybko wróciło zmęczenie, które minęło mu też zaraz w śmiechu, kiedy Draco go zatrzymał, samemu lekko dysząc. - Powiedziałbym, że cię nie cierpię - zaczął blondyn, odzyskaną różdżkę trzymając w dłoniach splecionych za plecami Harry'ego - ale wydaje mi się, że kiedyś zrobiłem to już ostatni raz.

Harry cofnął się gwałtownie na te słowa. Nie.

Coś tu jest nie tak. To nie jest jego Malfoy.

Spuścił wzrok. A jego co, na Merlina, opętało, że miał na sobie koszulę?

****

- Po co to zrobiłeś, idioto?! - zawołał Ron, czując, że chociaż Malfoya nazywał tak już setki razy, to nigdy nie miał tego aż tak ma myśli.

Draco założył ręce na piersi. Nie wiedział już, co go podkusiło, żeby mówić Weasleyowi i Granger, która jak na razie zastanawiała się tylko nad czymś w milczeniu, o tym, jak chciał pomóc Harry'emu.

- Będzie jeszcze bardziej cierpiał, kiedy się obudzi i okaże się, że to był tylko sen!

Draco wrócił wzrokiem do Rona, do tej pory w bardzo jasny sposób wbijając spojrzenie w sufit.

- Pomyśl raz na jakiś czas, Weasley. To nie będzie szczęśliwe wspomnienie, bo, masz rację, to tylko sen, więc dementorzy mu go nie odbiorą - wyjaśnił, podejrzewając, że właśnie to się dzieje. Że Harry upada na duchu coraz niżej, bo traci wszystkie te dobre wspomnienia, które mogłyby go pocieszyć. - Ani nie będzie złe, bo sam go chciał, więc nie będzie go dręczyło.

- Harry'emu na pewno przyda się parę godzin spokoju - stwierdziła wreszcie ostrożnie Hermiona, kiedy Draco szukał wzrokiem jakiegoś zegara. - Ale nie rób tego więcej, Draco. I ty, i Harry, i my będziemy mieli problemy, jeśli ktoś coś zauważy. Dokąd idziesz? - dodała, kiedy Draco wyraźnie odwrócił się, by wyjść.

- Do Azkabanu - odpowiedział, pamiętając, że obiecał Harry'emu być z nim, kiedy się obudzi. - Eliksir przestanie działać za niecałą godzinę.

Hermiona spojrzała na Rona i kiwnęła głową pod wrażeniem, że tak pilnował czasu.

- Do zobaczenia, Malfoy.

Za pół godziny Draco po uważnie śledzącym go spojrzeniu strażnika widział, że ten po cichu zastanawiał się, jak blondyn zareaguje na widok zwiniętego we śnie pod ścianą Harry'ego. Chyba sam nie był pewien, czy Potterowi nic się nie stało, czy faktycznie wykończonemu udało się przespać całą noc.

Draco po paru chwilach usiadł kawałek obok niego, czekając w ciszy, aż się obudzi i w zasadzie licząc, że stanie się to jak najszybciej. O ile, mając jego rozmowę i znajome spojrzenie, potrafił Azkaban znieść, tak samotnie obserwując go tylko bezbronnego, czuł się bardziej i bardziej niepewny i przerażony wszystkim dookoła.

Harry po paru minutach, mając do tej pory twarz zwróconą do Dracona, odwrócił ją półprzytomnie w drugą stronę, mrucząc coś cichcego i niezrozumiałego pod nosem. Otworzył wreszcie oczy, pierwszy raz od kilku tygodni po prostu zaspany, a nie zmęczony. W pierwszej chwili odczuł miły spokój, żeby zaraz potem mocniej dotarło do niego, co się stało. Podniósł wzrok, unosząc lekko podbródek tak, żeby skroń oprzeć o kamienną ścianę i spojrzeć przez niewielkie, poprzecinane kratami okienko. Szare chmury za nim to wszystko, co zostało po jego błękitnym niebie. Przesunął głowę o parę cali tak, żeby padła na niego choć strużka najbledszego światła i aby pod nim przekonać się o jednej rzeczy. Jego okulary wciąż były stłuczone.

Wystraszył się trochę tym, gdzie się nagle znalazł i jak bardzo to zimne miejsce różniło się od tego, w którym zdawał się być jeszcze przed chwilą. Odwrócił się powoli, aż napotkał wyróżniającą się tu w ciemności sylwetkę Dracona, który uważnie mu się przypatrywał. Harry drgnął lekko, ale z zaskoczenia.

- Draco? - powiedział cicho, próbując zebrać zaspane myśli.

- Jak obiecałem. Jak się czujesz?

Harry milczał jeszcze chwilę, żeby dojść do siebie i złożyć jakąś odpowiedź.

- Lepiej - stwierdził, kiwając lekko głową w niemym Dziękuję. - W końcu mam dużo energii, żeby powgapiać się w ścianę. Może policzę sobie cegły?

- Widzę, że humor dopisuje - odmruknął Draco, przesiadając się bliżej niego. - Ty też coś mi obiecałeś.

Harry zastanowił się chwilę, ale mimo że już zupełnie świadomy, nie miał pojęcia, o czym Draco mówił i ten to zauważył.

- O czym śniłeś? - zapytał w ramach wyjaśnienia. Harry opowiedział mu trochę niemrawo, bo też szybko zorientował się, że chociaż ten sen w jego głowie trwał przynajmniej tydzień, będąc pięknym w swoich szczegółach, to do powiedzenia nie miał wiele. Próbował dobrze wszystko określić, ale ostatecznie zajęło mu to ledwie parę minut. - I nawet tam byłeś ze mną cały czas - dodał na koniec, jakby to był najważniejszy element, godny podkreślenia. - Ale zanim się obudziłem, przypomniałem sobie wszystko. Byłeś jakiś... miły - dokończył, zwracając się w stronę Dracona. Blondyn prychnął pod nosem.

- Nie ma za co, Potter - zironizował.

- O tym mówię - skwitował Harry. Wychylił się tylko trochę, żeby sprawdzić, czy strażnik ich nie obserwuje, zanim oparł się o ramię Dracona. - Dzięki. Przespałem wystarczająco, żeby coś się zmieniło? Wiesz coś nowego?

- Nie brzmisz na zbyt zadowolonego - wytknął mu, choć nie mógł też powiedzieć, żeby Harry miał ton szczególnie przykry. Po prostu bezemocjonalny. Postanowił na razie odłożyć te jego pytania na później.

- Lepiej się przyzwyczaj. Przy dementorach nie da się inaczej.

- I mówi mi to ten, który nauczył się przed nimi bronić, mając trzynaście lat. Harry, możesz myśleć o Weasleyach, o Granger, o mnie czy o kimkolwiek lub czymkolwiek sobie chcesz. Ale nie pozwól, żebyś o tym wszystkim zapomniał. Tylko na to czekają.

- Może ja nie mam szczęśliwych wspomnień - uciął trochę poirytowany taką odpowiedzią. Gdyby to było takie proste, jak Draco mu przedstawiał, to w ogóle by go tu nie potrzebował. Naprawdę czuł się ostatnio tak, jakby zamiast nie tak mimo wszystko złej przeszłości ciągnęła się za nim jedna wielka pustka.

- Tak uważasz? - spytał, unosząc brwi, zanim dodał szybko, jakby koniecznie chciał udowodnić Harry'emu, że nawet nie musiał się zastanawiać: - Pamiętasz, jak w zimie na piątym roku w Hogwarcie zamarzyło ci się pochodzić po lodzie, chociaż był zbyt cienki? Twierdziłeś, że to ma w sobie coś niezwykłego.

Harry patrzył na niego chwilę w milczeniu, zanim odwrócił wzrok i pokiwał powoli głową, jakby jeszcze się zastanawiał.

- Pamiętam - przyznał, zanim na głos dopowiedział całą resztę, chcąc usłyszeć od Dracona potwierdzenie swoich słów. - Stałeś z boku, na brzegu. Ale złapałeś mnie, kiedy lód pękł.

- "Złapałem" to za dużo powiedziane - stwierdził nieprzekonany, mimo że Harry widział po wyrazie jego oczu, że przecież, jeśli już okularnik się tak upiera, to może wpisać to między swoje zasługi. - Hagrid musiał wyciągać z jeziora nas obu.

- Tak - kiwnął głową, znów opierając się o ścianę przy Draconie, żeby móc na niego spojrzeć. - Miałeś mu to potem za złe, jakby to on cię do niego wrzucił. Twierdziłeś, że poradziłbyś sobie sam.

Draco mruknął coś pod nosem tak, jakby nadal tak uważał. Ale nie chciał poprzestać tylko na tym, więc zaraz spytał znowu:

- Pamiętasz, jak spędziliśmy całą noc w komnacie Filcha?

Harry'emu drgnęły ramiona. Draco podejrzewał, że nieświadomie, bo wbrew temu, czego po tym geście mógłby się spodziewać, okularnik wcale się nie śmiał. W zasadzie nie uśmiechnął się nawet, znów wykładając sobie wszystko na głos, żeby do niego samego lepiej to dotarło.

- Chyba tak. Zabrał mi miotłę, bo przez pomyłkę zostawiłem ją na boisku. Poszedłeś tam ze mną, ale Filch wszedł do środka, kiedy my jeszcze tam byliśmy. Siedzieliśmy w kącie pod niewidką pół nocy - przypomniał, a Draco miał wrażenie, że jego ton był trochę żywszy, kiedy dodał: - Nigdy nie zapomnę tych jego pioseneczek.

Rozluźnił się trochę, kiedy Draco niewyraźnie zanucił mu pod nosem krótki kawałek jednej, w kontraście do tego, jak gdy faktycznie obaj w Hogwarcie słuchali jej wykonania na żywo, spięci patrzyli tylko po sobie, nie wiedząc, co w kącie pokoju Filcha mają ze sobą zrobić.

- Kiedyś też urządziliśmy sobie zawody na miotłach między wieżami Hogwartu - ciągnął zamiast niego Harry. Draco pokiwał głową.

- Chciałem rzucić na ciebie Confundusa.

- I nie przewidziałeś, że będę zaraz za tobą i zrzucę cię z miotły - dopowiedział, nieźle nawet się przy tym bawiąc w sposób, w jaki o zabawie w takim miejscu w ogóle można było mówić. - Chciałem cię od razu złapać. I sam zleciałem z miotły.

- Granger zemdlała na dziedzińcu, kiedy zobaczyła nas zahaczonych na kapturach o dachówkę którejś z wież - dodał, a Harry spojrzał na niego, mrużąc zrezygnowany oczy, bo słyszał dobrze, że ten fragment to był Dracona ulubionym. Zaraz podał jednak Harry'emu rękę. - Siedzieliśmy na tym dachu do późnej nocy, zanim docucili Granger i w końcu powiedziała, gdzie jesteśmy. Swoją drogą, dobrze było stamtąd widać gwiazdy.

- Może i tak - zgodził się Harry, wzruszając ramionami - kiedy w końcu odważyłeś się otworzyć oczy, przestać mnie dusić i drzeć się, że zaraz zginiemy.

- Zginąć to mogliśmy, kiedy wyszliśmy na spacer, ale się zagadaliśmy i zgubiliśmy w Zakazanym Lesie - odciął się z wielce urażoną miną.

- Jasne. Dwie godziny powtarzałeś, że nikt nas tam nie znajdzie i to będzie nasz koniec.

- Mogłem tam zginąć! - upierał się, na co Harry uniósł lekko swoje dłonie, jedną też splecioną z dłonią Dracona.

- Dobrze więc, że uratowałeś nas od zagłębiania się w Las i wspaniałomyślnie postanowiłeś założyć ręce i usiąść pod jakimś drzewem. Chociaż, gdyby nie ty, centaury by nas nie znalazły.

- To, że te potwory nas znalazły, to twoim zdaniem plus? Strzelały do nas z łuku!

Harry pokiwał głową na boki, po części przyznając mu tylko rację.

- Ale potem odprowadziły do Hagrida - dodał na ich i swoją obronę. Draco mruknął coś pod nosem, bo nie do końca go to przekonało.

- Niech ci będzie. W każdym razie mniej morderczo było, kiedy w zimie piątego roku lepiliśmy bałwana.

Do Dracona co prawda dotarło, że chyba nie był to najlepszy dobór słów, ale kiedy spojrzał na Harry'ego, ten patrzył tylko na niego, jakby usłyszał bardzo mierny żart.

- "Lepiliśmy" - zironizował po nim. - Ubłagałem cię, żebyś wyszedł ze mną na śnieg, a potem zamiast mi pomóc, stanąłeś z boku i narzekałeś, że jeśli zachoruję, a na pewno tak będzie, to nie będziesz odwiedzać mnie w skrzydle szpitalnym ani dormitorium.

- Miałem rację - powiedział na swoją obronę. - Byłeś chory.

- A ty jakimś dziwnym trafem przez ten jeden dzień prawie po każdych zajęciach znajdowałeś się w pokoju wspólnym Gryffindoru - mruknął pod nosem, ale tak, żeby Draco na pewno usłyszał. - Ale nie wykręcisz się od końca historii mojego bałwana. Kiedy skończyłem, ożywiłeś go. Przestraszyłem się i przez ciebie potraktowałem efekt mojej dwugodzinnej pracy Bombardą!

Draco wywrócił oczami. Nie myślał przecież, że Złoty Chłopiec przestraszy się góry śniegu.

Spojrzał jednak znów na Harry'ego, widząc, że dzięki tej rozmowie ma dużo żywsze oczy, a że drażnić się z nim to Draco akurat uwielbiał, to nie miał zamiaru tak szybko jej kończyć.

Uśmiechnął się tak niewinnie i tak ironicznie, czyli po prostu tak po swojemu, jak tylko umiał:

- Przynajmniej przez chwilę śnieg padał tylko nad nami.

- Padały na nas szczątki mojego bałwana - sprostował Harry, marszcząc brwi sceptycznie. - Romantycznie.

- Jeśli oceniać w naszych kategoriach, to tak - odparł zupełnie poważnie. - Cholernie romantyczne, biorąc pod uwagę, że potem pobiliśmy się na śnieżki.

- Pierwszy raz - dopowiedział cicho Harry, a że Draco to usłyszał, to okularnik zarobił sobie jego zaskoczone spojrzenie.

- Pamiętasz o takich głupotach, jak nasza pierwsza "nie wróg-kontra-wróg" bitwa na śnieżki?

Harry wzruszył ramionami.

- Jasne. Przynajmniej o tej głupocie. Śnieg spadł wtedy dość wcześnie. Myślę, że to była końcówka listopada.

Draco szepnął pod nosem coś niewyraźnego, co, gdyby tylko Harry był jeszcze trochę bliżej, mógłby zrozumieć to jako Dwudziesty czwarty.

- Wygrałem ją - dodał za to na głos.

- Bo użyłeś magii! - przypomniał mu Harry. - A ja wracałem do zamku bez kurtki i w koszulce, bo miałem pod nimi tyle śniegu!

Toteż Draco objął go ramieniem w celu  naprawieniu tego karygodnego uczynku.

- Pamiętasz, jak zaspaliśmy na egzamin z Astronomii, bo siedzieliśmy na Wieży Astronomicznej? - zagadnął znów Draco Harry'ego, coraz bardziej czując się jak stary melancholik. Niezbyt mu to jednak w tej chwili przeszkadzało. - Nie zapomnę twojej miny, kiedy obudziła cię Sinistra, posadziła przed teleskopem, wcisnęła w ręce pergamin i kazała pisać.

- Chyba podpisać - poprawił go Harry, na co Draco uśmiechnął się blado. - Zdążyłem tylko to i zanim zasnąłem, narysowałem tylko dwa gwiazdozbiory, nawet nie patrząc w ten cały teleskop. Smoka i Psa - dodał po krótkim zastanowieniu. - Moje szczęście, że jakiś czas wcześniej mi o nich opowiedziałeś.

- Ze Smokiem nawet ci się udało, bo widać go cały rok. Ale Psa widać zimą, wtedy było lato.

- I tak mi to zaliczyła - stwierdził lekceważąco, czego Draco nie pozwolił sobie przemilczeć.

- Bo nabazgrałeś to tak krzywo, że pomyślała, że narysowałeś gwiazdozbiór Węża!

Nic nie potrafiło już dłużej Harry'ego powstrzymać i uśmiechnął się rozbawiony. I czuł się tak, przynajmniej dopóki nie spuszczał wzroku na cokolwiek innego z Dracona, który cichym spojrzeniem, zanim jeszcze na głos, składał mu obietnicę:

- A za kilka lat, przysięgam ci, że zanim zaśniemy w naszym domu, zapytam cię, czy pamiętasz, jak uśmiechaliśmy się przeciw wszystkiemu, co dziś na nas spadło.

Harry pokiwał głową. Może z jego pamięcią nie było jeszcze tak źle. Może potrzebował tylko przypomnienia kogoś, kto zapisywał się w niej od lat niemal każdego dnia.

- Dzięki. Naprawdę, Draco, kocham cię.

- I choćby z tego względu nigdy nie myśl o tym, żeby się poddać. Miej się za bezcennego tak, jakim jesteś dla mnie - powtórzył po nim jego własną prośbę.

Harry spojrzał na niego, mając wyraz oczu człowieka, którego własne słowa obrócono przeciw niemu. Przechylił głowę urażony tak, że Draco uniósł lekko kąciki ust w wielkim oczywiście podziwie dla jego aktorstwa.

2

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro