36.
- Muszę go zobaczyć.
- Co się stało? Dlaczego?
- Nie zadawaj głupich pytań, Granger! Chcę go zobaczyć.
Hermiona odetchnęła i przetarła twarz dłonią. Z padającymi na jej twarz promykami porannego słońca wyglądała na dość zmęczoną, bo tak jasne światło wydobywało z jej skóry każdą rysę. Odwróciła się tyłem do okna i przodem do Dracona, który wyjątkowo czymś poruszony opierał się o blat jej biurka, zaciskając na nim dłonie. On jeden wiedział, że po to, aby ukryć ich lekkie drżenie, a Hermiona chyba jeszcze tego nie zauważyła. On za to domyślał się, że jej znużenie wcale nie wynika ze wczesnej pory, a z ogólnego natłoku wszystkiego, co ostatnio na nich spadło.
- Malfoy, przychodzisz tu z samego rana, nie mówisz nawet, dlaczego i oczekujesz, że ponad Wizengamotem ułożę ci czerwony dywan do Azkabanu, jak się domyślam. O co chodzi? - spytała wolniej, jakby obawiała się, że inaczej on nie zrozumie. Draco wywrócił oczami, szukając najlepszych słów.
- To za długo trwa. Potter nie może siedzieć tyle w zamknięciu bez słowa informacji, co dzieje się tutaj.
Prawie niezauważalnie kiwnęła głową w zgodzie, zanim delikatnie ją przechyliła.
- Czemu jesteś taki zdenerwowany? - dopytała z jakąś ciekawską podejrzliwością. Draco wymownie spojrzał gdzieś wysoko, bo jej pytanie, choć może i nie bezpodstawne, to było po prostu głupie.
- Bo od czterech dni nie wiadomo, co się z nim dzieje. Muszę go zobaczyć, Granger, a twoją działką jest już dowiedzieć się, jak.
Hermiona swoim zwyczajem przygryzła lekko wargi, zastanawiając się chwilę.
- Wizengamot zgodził się na twoją ostatnią wizytę w Azkabanie dzień po tym, jak już to zrobiłeś - zaczęła ciszej, trochę jakby rozważała za i przeciw. - Chociaż zastrzegli sobie, że drugiego takiego razu już nam nie przepuszczą. Nie mogę robić niczego tak pochopnie, bo tylko pogorszymy sytuację i naszą, i Harry'ego. A on, póki nie ma wyroku, jest w lepszej sytuacji niż inni. Więcej mu wolno. Dlatego nie licz, że dostaniesz się tam dziś czy jutro, ale ja postaram się w ogóle ci to umożliwić.
Niespecjalnie go to uspokoiło, ale chociaż czuł, że nic więcej nie ugra, to nie chciał jeszcze wracać do domu, w którym ostatnio nie miał co ze sobą zrobić. Toteż wypytał ją jeszcze o wszystko, o co mógł, a co dotyczyło Harry'ego. Znów niewiele się dowiedział, Hermiona tylko kilka razy coraz mniej pewnym tonem powtórzyła mu, że musi czekać, aż w końcu ucięła delikatnie rozmowę, nie mogąc dłużej odwlekać własnych obowiązków.
- Malfoy? - zagadnęła na koniec, kiedy zamknęła za sobą drzwi swojego gabinetu, a Draco odwrócił się już i odszedł na parę kroków. Zatrzymał się, ale nie odezwał. - To tylko ten jeden raz?
- Jeden raz? - powtórzył po niej w trochę chłodnym niezrozumieniu.
- Kiedy chcesz odwiedzić Harry'ego - wyjaśniła. - Często tu jesteś. Pomyślałam... Zresztą, na razie to nieważne.
- Nikt nie pozwoli mu tam tyle siedzieć, Granger, żebym ustalał sobie wizyty co wtorek - uciął, zanim Hermiona wzruszyła ramionami, a on odwrócił się już i mruknął sam do siebie: - Ja nie pozwolę.
Poszedł w swoją stronę, najkrótszą drogą do sali wejściowej Ministerstwa Magii, nie oglądając się już na Hermionę, która też zdążyła zniknąć za rogiem. Wrócił do mieszkania, nie chcąc już tego dnia spotkać nikogo, bo też z nikim nie chcąc się dzielić złymi, czy też po prostu nienowymi, wiadomościami.
Tu panowała niemal głucha cisza w porównaniu do gwaru Ministerstwa. I choć najpierw to, że chociaż w tym jednym miejscu zupełnie nic się nie działo, trochę go uspokoiło, to potem stało się to nieznośne.
Bo tu po prostu nigdy tak nie było.
Plątał się między jednym pokojem a drugim, czując się, jakby na coś czekał, ale niezupełnie wiedział na co. Może po prostu cokolwiek, co tylko zburzyłoby tą przeklętą ciszę. Najlepiej na gadatliwego bruneta.
Miał w głowie wszystkie te sprawy, z którymi nie mógł sam nic zrobić, a w których musiał polegać na Granger, której nie cierpiał tak jak właśnie tej bezsilności. Tylko przez Hermionę otwierała mu się droga do jako takiego kontaktu z Harrym - gdyby nie to, wcale nie byłby pewny, czy to zamkniętemu w Azkabanie okularnikowi szybciej by odbiło.
Na to, aż Hermiona się odezwie, czekał stanowczo za długo. Choć z boku możnaby powiedzieć, że te dwa dni to wcale nie tak wiele. W każdym razie list od Hermiony przerwał w nim lekki stan nierównowagi, kiedy czasem od niejakiego otępienia w bezsilności w paręnaście minut potrafił przejść do roztargnienia, w którym nagle skupiony analizował wszystko od nowa raz jeszcze.
W swoim liście nie wspominała jednak o tym, czego Draco się spodziewał, a więc o jego spotkaniu z Harrym. Pisała krótko o czymś znacznie ważniejszym, toteż po kilkukrotnym przeczytaniu wiadomości Draco zapomniał na chwilę, jak opanowanym przystoi mu być, i kiedy tylko, znów będąc w Ministerstwie, zobaczył Hermionę, zapytał:
- Coś wiadomo o przesłuchaniu?
- Tak - przytaknęła dużo spokojniej jak na jego zniecierpliwiony ton - ale myślę, że nie to, czego się spodziewasz. Robimy wszystko, żeby... Znaczy, Ron robi wszystko, żeby Wizengamot jak najpóźniej ustalił jego termin.
Powiedziała to tak szybko, jakby, spodziewając się, że jej przerwie, chciała go w tym uprzedzić. Mimo wszystko nie pozwolił jej na to.
- Chcecie, żeby on zwariował? - zawołał niepotrzebnie głośno, kiedy najpierw się zająknął.
- Jest powód, Malfoy - zapewniła od razu. Kiedyś może nawet przestraszyłaby się na wyraz jego oczu, ale teraz już zbytnio się tym nie przejęła.
- Domyślam się. Dlaczego tylko Weasley? Co z tobą, Granger?
- Właśnie. Ja staram się w tym czasie przekonać Wizengamot, że mogę znowu poprowadzić przesłuchanie Harry'ego.
Draconowi ten powód wcale się nie spodobał.
- Ma to zrobić ktoś inny?
- Wczoraj się dowiedziałam. Najwyższy Mag Wizengamotu.
- Ten, który zamknął Pottera w Azkabanie? On skaże go na dożywocie!
- Wiem - przyznała, nie próbując nawet zaprzeczać. - Dlatego próbuję to zmienić.
- Więc gramy na czas - domyślił się po chwili.
- Tak. Myślałam, że powinieneś wiedzieć. Tylko... nie wiem, czy Harry powinien. Nie wiem, czy będąc w Azkabanie, zrozumie, dlaczego na razie będzie musiał tam zostać.
Draco milczał chwilę, bo jego myśli bardzo nie zgodziły się z uczuciami - Hermiona zarumieniła się lekko i choć nie zwrócił na to uwagi, to musiało to być jedyną widoczną oznaką podobnego wrażenia u niej. Jakby ten okropny zgrzyt wywołał w niej mnóstwo iskier, które odbiły się na rozgrzanych policzkach.
- Lepiej, żeby zaczekał w Azkabanie teraz, niż żeby został skazany, jeśli nieprzygotowani pójdziemy na przesłuchanie - stwierdził wreszcie, tak obojętnym tonem i tak pusto patrząc gdzieś przed siebie, bo poczuł się, jakby tymi słowami po prostu zdradził zaufanie Harry'ego. Hermiona założyła ręce na piersi tak, jakby chciała schować się we własnych ramionach. Chyba oboje przestali dostrzegać siebie nawzajem, skupiając się już bardziej na sobie.
- Lepiej, żeby w ogóle nigdy tam nie trafił - dodała.
- To decyzja Wizengamotu, Granger - odparł, wreszcie przenosząc na nią wzrok i kolejny raz dając jej do zrozumienia, że jako minister mogłaby coś z tym zrobić. Zignorowała go.
- Może lepiej nie mówić Harry'emu - powiedziała przekonanym, ale trochę zrezygnowanym tonem. Draco cicho prychnął.
- Niby kto miałby mu powiedzieć?
- Może ty - odparła po krótkim wahaniu. - Nic nie powiem ci Na pewno, Malfoy, ale ktoś z Wizengamotu dał mi słowo, że do jutra rozpatrzy twoją prośbę i da mi odpowiedź. Mam tam paru znajomych - wyjaśniła na koniec, jakby mimo wszystko chciała udowodnić mu, że nie jest tak bezsilna, jak jej zarzuca.
****
Udało się.
W pewien sposób był Hermionie wdzięczny, czy raczej temu, co ją do tego skłoniło, że nie ciągnęła go do Ministerstwa tylko po to, żeby mu to powiedzieć. Swego rodzaju kontakt listowny z nią w zupełności mu wystarczał.
Tak, jak ci mówiłam, Harry'emu mogą pozwolić na trochę więcej, dopóki jest tylko podejrzanym.
Pod spodem było jeszcze dodane innym, bardziej koślawym pismem:
Tylko pamiętaj, żeby tego nie dotykać, bo sam będziesz błagać szefa Departamentu Przestrzegania Prawa o drugi świstoklik. A jak nagadasz Harry'emu coś głupiego, bo podobno jesteś czymś zdenerwowany, to tu masz pisemny dowód, że uprzedziłem, że nie ręczę za siebie.
I na końcu dopisano krótkie:
Wszystko jest napisane na świstokliku. Przeczytaj.
Draco nie znał ani jednego, ani drugiego charakteru pisma, ale że pierwszy musiał należeć do Hermiony, to drugi można się spodziewać, że do Rona. Nieważne. Nie temu Draco poświęcił najwięcej uwagi.
Tym razem na świstokliku widniała konkretna godzina, przez co wyglądało to bardziej oficjalnie, a Draco nie miał już wolnej ręki co do jej wyboru i jednocześnie mniej czasu na wahanie się.
Tym razem czuł, że jest lepiej przygotowany. A przynajmniej, że wie, czego się mniej więcej spodziewać. Żeby tylko nie zwracać uwagi na dementorów, trzymać się strażników, jacy by nie byli, potem utkwić już oczy w Harrym i zapomnieć, w jakim jest miejscu.
Na tym momencie się zatrzymywał, bo też niepokoił się, co tam zastanie. Minęło parę dni, odkąd widział Harry'ego ostatnio, a nie miał pojęcia, jak szybko Azkaban i jego dementorzy mogą na człowieka wpłynąć. I czuł się okropnie z myślą, że to na Harrym będzie się o tym przekonywał.
Przeżył więcej niż on, niż Granger, niż Weasley. Dementorzy zawsze działali na niego inaczej, dużo silniej. Kiedyś ich obecność odbierała mu świadomość. Teraz, chociaż był starszy, Draco podejrzewał, że wciąż niewiele go od tego dzieli. Albo już niedługo zacznie, jeśli mu nie pomoże.
Tym razem był sam, kiedy o wyznaczonej porze, wstrzymując oddech, wziął do ręki świstoklik. Dopiero na miejscu odkrył, że mimo tego, że pamięta, czego ma się spodziewać, nie czuje się ani trochę pewniej. I to sprawiło chyba nawet, że przytłoczył się jeszcze bardziej.
Znów drżący z zimna zaczekał na kogoś, kto wpuściłby go dalej, poza tą jedną skałę, której pole zaklęć wokół Azkabanu nie obejmowało. Oddał różdżkę na wyciągniętą dłoń strażnika, razem z nieaktywnym już świstoklikiem, który był też jego przepustką tutaj. Znów zdenerwowany pomyślał, że oszalał, jeśli tu wraca, ale postarał się skupić na czymś bardzo odległym i nawet niekonkretnym, byle tylko jakoś pokonać te kilkadziesiąt stopni na drugie najwyższe piętro Azkabanu.
Harry siedział w tym samym miejscu, tyle tylko, że w ciszy. Jednocześnie Draco trochę się tym zaniepokoił i stwierdził, że lepiej może, jeśli Harry przestał drażnić niezbyt cierpliwych strażników. Nawet jeśli miał rację.
Przyklęknął na ziemi tak blisko metalowych krat, jak tylko mógł, kiedy Harry go zauważył. Brunet zaskoczony wykonał nawet ruch, jakby chciał wstać, ale zamiast tego też przysunął się tylko bliżej.
- Harry - przywitał go jak ostatnio, nie mając w zasadzie pojęcia, jak w takiej sytuacji inaczej zacząć. Widział, że w odpowiedzi on tylko się spiął, patrząc na niego tak intensywnie, że gdyby zamiast tego się odezwał, to z pewnością byłby to krzyk. Draco zerknął na stojącego dwa kroki dalej strażnika, w jego obecności dopatrując się tego milczenia. Postarał się przycisnąć do kraty jeszcze trochę mocniej, gdyby Harry chciał coś szepnąć. - O co chodzi?
Zamiast cokolwiek usłyszeć, poczuł, że Harry szybko poklepał go po ramieniu. Znów odwrócił się do niego, marszcząc brwi.
Chyba jednak pomylił się, sądząc, że wie, czego się tu spodziewać.
- Co się stało? - spytał znowu, obserwując w międzyczasie, jak Harry wykonuje jakieś bliżej nieokreślone gesty. Chyba próbował wyjaśnić mu coś na migi.
Powtórzył wszystko drugi raz, ale widząc, że Draco zupełnie nie rozumie, spuścił tylko ramiona tak, jakby wzdychał zrezygnowany, choć wcale nie otworzył ust. Draco nagle otworzył trochę szerzej oczy.
- Nie możesz...? - zaczął, nagle domyślając się, co jest Harry'emu. Brunet żywo pokiwał głową, zanim jeszcze Draco dokończył: - Nie możesz mówić.
Podniósł na chwilę wzrok na strażnika, a jego wyraz twarzy potwierdził mu to, zanim jeszcze zobaczył, jak Harry ponownie kiwa głową.
- Zaklęcie, co? - dopytał. Harry przytaknął trochę zakłopotany. - Nie umiałeś trzymać języka za zębami, prawda?
Harry nagle wyprostował się, unosząc ręce i marszcząc brwi, jakby mówił coś oburzony - z taką jedynie różnicą, że nie mógł otworzyć ust. Draco uniósł dłoń na znak, że nie miał nic złego na myśli.
- Ja wiem, że to nie fair - zapewnił. - I że z natury nie możesz ścierpieć niesprawiedliwości.
Harry znów nachylił się bliżej niego. Uspokoił się trochę, słysząc, że nawet jeśli sam nie może się odezwać, to on wciąż dobrze rozumie.
- Ale czasami trzeba się podporządkować, Harry.
Draco widział, jak wywrócił oczami, poirytowany odwracając wzrok jak najdalej od strażnika. Łatwo mu było mówić. Harry szczerze nie znosił, w jaki sposób ten strażnik patrzył mu z góry prosto w oczy.
- Może utrudnić ci życie - dokończył, a na spojrzenie Harry'ego zaraz dodał: - Jeszcze bardziej. Poza tym nic ci nie jest?
Harry wzruszył ramionami, kręcąc głową w zaprzeczeniu.
Draco ogarnął go całego wzrokiem, zanim westchnął i wstał. Harry podniósł tylko dłoń, odruchowo próbując go zatrzymać, ale nie mogąc powiedzieć nic głośno. Blondyn przemógł się za chwilę, podnosząc pozornie beznamiętny wzrok prosto na strażnika, starając się chociaż zgrywać, że nie jest mu głupio. Nigdy nie sądził, że będą z Harrym potrzebować pośrednika.
Uważnie obserwowany już przez czarodzieja, i też z boku przez Harry'ego, powoli dotknął ostatni raz wszystkich kieszeni płaszcza, żeby upewnić się, że są puste, zanim zdjął go i mu oddał. A przynajmniej podał, bo strażnik, czekając na wyjaśnienie, nie chciał go przyjąć.
- Dasz mu to później? - zapytał, siląc się na obojętny ton. Drugi czarodziej uniósł tylko brwi. - Kiedy ja już wyjdę? To tylko płaszcz. Nic tu nie ma.
Tu było bardzo chłodno. Nie przed wszystkimi rodzajami tego zimna mógł Harry'ego ochronić - ale przed tym najprostszym, tak.
- To się okaże - mruknął, ale wziął okrycie od Dracona, zarzucając je na ramię. Draco skinął jeszcze głową, zanim znów przyklęknął przy Harrym, który długo nie mógł oderwać od niego wzroku. Albo to Draco długo nie potrafił tego spojrzenia zidentyfikować, co okazało się dużo trudniejsze, kiedy nie miał do pomocy jego słów i tonu głosu.
- Żałuję, że nie mogę zrobić tego sam - przyznał wreszcie Draco, przypominając sobie, że nie powinien oczekiwać, że to Harry się odezwie. Ten uśmiechnął się za to słabo, znów kiwając lekko głową. Gest Dracona poruszył go może bardziej niż powinien, ale ten jeden raz Harry wcale nie narzekał na to, jak to miejsce wyciągało wszystkie jego uczucia podwojone na wierzch. Przysunął dłoń w stronę Dracona w niemej prośbie, żeby podał mu swoją.
Draco został wyjątkowo długo, jak na to, że musiał przez cały czas mówić sam. Harry nie mógł mu odpowiedzieć, więc w zasadzie Draco mógł bardziej się skupić i powiedzieć mu to wszystko, czego nie zdążył ostatnim razem, zbyt będąc zaaferowanym bieżącą rozmową z nim. Opowiedział mu o wszystkim, co dzieje się na zewnątrz, jedynie w sposób, żeby niepotrzebnie go nie dobić - i wszystko dokładnie tłumaczył tak długo, aż przestawał widzieć w oczach Harry'ego resztki niezrozumienia, starając się też domyślić, o co ten chciałby go zapytać, gdyby tylko mógł.
Tak, jak Draco się spodziewał, podniosło go na duchu to, że w Hogwarcie, choćby w profesor McGonagall i Hagridzie, wciąż ma przyjaciół.
Strażnik nie wtrącał się do ich rozmowy i to trzeba było mu przyznać. W ogóle, choć na pewno to robił, zdawał się jej nie słuchać. Chociaż z jego perspektywy bardziej niż rozmowa to pewnie był monolog Dracona. On sam wkrótce przestał się tak czuć i widział, że Harry również.
Chyba całkiem nieźle szło mu przekładanie słów wyczytanych z jego oczu, twarzy i gestów na te mówione. Jednocześnie widział, że trochę tym Harry'ego bawił, bo ten nieświadomie czasem się uśmiechał, kiedy z ust Dracona słyszał w większej części właśnie to, co sam powtarzał w myślach. Wyjątkowo skupiony na słuchaniu go i zaciekawiony tym, co powie dalej, Harry pierwszy raz, odkąd tu był, przestał zwracać uwagę na wszystko wokół niemal zupełnie. A Draco, widząc to, nie chciał przerywać, momentami na poczekaniu wymyślając coś kolejnego i kolejnego, o czym mógł mu powiedzieć.
- Na Merlina, nie patrz tak na mnie - powiedział po chwili ciszy, nie mogąc już znieść spojrzenia Harry'ego bez komentarza.
Widział po nim i niemal usłyszał, jak Harry pyta z tym swoim niezrozumieniem Jak?.
- Jakbyś widział wszystko to, co chciałbyś teraz zobaczyć - dopowiedział ciszej, a chociaż Harry oczywiście nic nie powiedział, Draco poczuł, jakby kazał mu mówić dalej, jakoś popchnął go do dodania: - I słońce, i... wszystko, za czym tęsknisz na zewnątrz.
Harry pokiwał głową, ciesząc się nawet, że i tak nie może nic powiedzieć, bo pewnie nie wiedziałby co. Draco przekrzywił lekko głowę, patrząc na niego badawczo.
- Jak to jest, że ty prawisz lepsze komplementy, kiedy wcale nic nie mówisz?
Harry skrzyżował ręce, udając urażonego, na co Draco postarał się lekko uśmiechnąć. Ten jeden raz brunet nie uwierzył, że go rozumie.
W końcu on miał oczy, które zawierały żywe srebro. Jak tu oderwać od czegoś takiego wzrok?
- Może następnym razem będzie bardziej elokwentny - wtrącił się strażnik, rujnując te parę chwil, na które, jak Draco po cichu myślał, i tak pozwalał im już wyjątkowo długo - jeśli czasem będzie potrafił się zamknąć.
- Tak czy inaczej - zbył go Draco, czując już, że w ten sposób też sobie poradzą. Harry spojrzał na niego dziwnie, a jemu zdało się, że rozumie, o co mu chodzi. - Pytasz o następny raz, tak? - upewnił się, powtarzając słowa strażnika. Harry przytaknął.
- Dowie się, jeśli przyjdziesz albo nie - uciął strażnik, nie dając już Draconowi odpowiedzieć, kiedy niespecjalnie uprzejmie pomógł mu wstać. Nie spojrzał nawet na Harry'ego, toteż nie zdawał sobie sprawy, z jaką złością nagle na niego parzył.
Harry przeniósł szybko wzrok na Dracona i mimo że ten nie mógł już odwrócić się do niego, to za plecami wyciągnął dłoń w jego stronę, składając ją w specyficzny sposób. Harry uniósł lekko brwi, bo dawno już nie widział u niego tego gestu, jednego z kilku, które umownie powstały między nimi jeszcze w latach, kiedy faktycznie nie mogli swobodnie ze sobą mówić, podzieleni na dwóch różnych frontach wojny.
Do zobaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro