Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Nie, nie, nie.

Przecież przysiągł sobie, że nigdy już nie spojrzy w te oczy.

A jednak kiedy Harry z uśmiechem otworzył drzwi, szare tęczówki naparły na niego masą koszmarnych wspomnień. Niewysoka blondyna przed nim splotła przed sobą swoje ręce z delikatnym uśmiechem, który w oczach Harry'ego wyglądał jednak jak najczystsze przekleństwo.

To musiał być niepoprawny sen. Koszmar. I to dlatego nie czuł chłodu metalowej klamki ani zimny wiatr z zewnątrz nie wywarł na nim wrażenia. Bo przecież tylko we śnie można bezproblemowo nagle przestać oddychać, tak?

- Cześć, Harry.

Ale w jego uszach słodki głos zabrzmiał bardziej jak To koniec, Harry. Jakie ona miała prawo tu być? Jakie miała prawo sprawiać, że dziś palił go dotyk sprzed ponad trzech lat?

Nie wiedziała, gdzie mieszkał. Czy może alkohol wydusił z niego tę informację?

Nie miała powodu, żeby tu przychodzić. Nie po takim czasie.

Poczuł się zagubiony jak dziecko. Nie rozumiał. I nie wiedział, czy naprawdę ma przed sobą osobę, której zobaczenia bał się jak ognia, czy to tylko jego wyobraźnia robi sobie z niego żarty. Na Merlina, mógłby przysiąc, że mu się to śni.

- Wszystko w porządku, Harry? - usłyszał czyjś głos z pokoju obok, ale dopiero po paru sekundach dotarło do niego, że to Draco.

On też nie miał prawa tu być.

- Ja... - wyjąkał tak słabo, nie mogąc przestać wbijać tępego wzroku w tę dziewczynę, że Draco nie mógł tego usłyszeć. Może właśnie to zmartwiło i zaintrygowało Malfoya na tyle, że postanowił sprawdzić, co się dzieje. Zwłaszcza, że nie znał głosu, który przed chwilą stłumiony dobiegł z korytarza.

Harry słyszał znajome kroki, ale, na Merlina, nadal przerażony stał w miejscu, jakby mierzył się spojrzeniami z bazyliszkiem.

- Wszystko w porządku? - usłyszał znacznie ciszej, choć o wiele bliżej siebie. Nie był w stanie się odwrócić ani spojrzeć mu w oczy. Ona chyba nic nie zauważyła. Wzięła dłoń Harry'ego w swoją sekundę przed tym, jak za jego plecami pojawił się Draco. Okularnik od razu odruchowo się odsunął, ale jeszcze zanim to zrobił, blondyn schował jego ręce w swoich i cofnął się pół kroku, a Harry zmuszony do tego razem z nim.

- Łapy z dala od mojego narzeczonego - wycedził, mierząc ją morderczym wzrokiem. Bezczelna.

A Harry mógłby przysiąc, że w tej chwili nie pragnął niczego tak bardzo, jak zostać w jego ramionach i po prostu zniknąć.

Ta dziewczyna... Terry? Harry nawet bał się powtarzać jej imię w myślach. Ale ona widocznie się spięła, delikatnie skuliła ramiona i spojrzała na niego zakłopotania i przestraszona, już zupełnie zbijając Harry'ego z tropu.

- Wybacz, Harry - zaczęła cicho, jakby liczyła, że stojący tuż za nim Draco tego nie usłyszy. Wzięła kolejny oddech, pewnie żeby coś powiedzieć, ale Harry nie miał zamiaru na to czekać. Bez większego namysłu odwrócił się gwałtownie i spanikowany położył dłonie na klatce piersiowej blondyna, starając się delikatnie wepchnąć go, do cholery, do pierwszego, na Merlina, lepszego pokoju, najlepiej na przeklętym drugim końcu przeklętego świata!

- Draco, porozmawiajmy na górze, w porządku? - wydukał, kiedy Draco raczej niechętnie cofnął się parę niewielkich kroków. - Proszę, daj mi dwie minuty, zaraz przyjdę, ja... Draco, proszę...

- O co ci chodzi? - zapytał, patrząc na Harry'ego jak na skończonego wariata. Zatrzymał się i zmusił do tego Harry'ego, kładąc mu dłonie na ramionach, ale jednocześnie poczuł, że się trząsł. Nie rozumiał. Spojrzał na stojącą w drzwiach kobietę, zanim znowu usłyszał drżący z nerwów głos Harry'ego.

- O nic - zapewnił, nieudolnie starając się wymusić słaby uśmiech. - O nic, Draco, to... Proszę cię, porozmawiajmy później... Nie teraz!

- Nie wyrzucisz mnie z własnego korytarza - rzucił trochę ostrzej, bo, Salazarze, to wszystko przestawało mu się podobać.

- Ale nikt nie chce cię wyrzucać, na Merlina, nie - Harry zaśmiał się nerwowo i urywanie, chociaż, może tylko dla Dracona, ale ten dźwięk przypominał bardziej łkanie - ale... Draco, proszę! - jęknął wręcz błagalnie.
Malfoy zmierzył go jakimś dziwnym wzrokiem i trochę mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu, jakby chciał przywrócić go na ziemię.

- Daj jej skończyć.

Harry pokręcił głową, czując, jak pieką go policzki i powtarzając bezgłośne Nie. Ale Draco przestał już na niego patrzeć i przeniósł wzrok na stojącą w progu dziewczynę.

A on co miał zrobić?

Również na nią spojrzał, biorąc głęboki oddech, jakby kolejnego nie był już pewien.

- Przepraszam, Harry - zaczęła znowu, po czym spuściła głowę i tylko zakłopotane szare oczy wciąż miała podniesione na okularnika. - Myślałam... Zazwyczaj o tej porze nie było go w domu - dokończyła cicho, spoglądając krótko na Dracona.

Harry mógłby przysiąc, że wtedy nic nie było tak głośne, jak nierówne bicie jego serca. Bał się odwrócić i spojrzeć na twarz Dracona, ale czuł, jak za jego plecami zaczyna płonąć żywy ogień.

Bo dzisiaj naprawdę wyszedł z Hogwartu godzinę wcześniej.

- Kto to jest, Harry? - wycedził blondyn, a jego imię nie zabrzmiało tak jak zawsze. Chłodno. Twardo, nieprzebłaganie. Zmuszony do tego Harry spojrzał na niego, żeby zobaczyć, jak przekrzywił głowę delikatnie w bok.

- Nikt - odparł od razu pierwsze, co mu przyszło na myśl. - Nikt, Draco, nikt!

Drewniana podłoga zmieniała się w sypki piasek, który tracił spod stóp. Jak przy teleportacji - z tą różnicą, że o ile miał miejsce, z którego mógł się deportować, nie wiedział, czy znajdzie się takie, w którym mógłby na powrót się pojawić.

- Co ty tu robisz? - Draco zwrócił się przez zaciśnięte zęby do czarownicy, posyłając Harry'emu takie spojrzenie, że ten nie śmiał się już odezwać.

Jakby w jakimś geście wywołanym stresem założyła jasne włosy za ucho, zanim podniosła na niego niepewny wzrok.

- Ja... - zająknęła się, a Draco nieświadomie zacisnął pięści. - Chcieliśmy odwiedzić Harry'ego.

Harry miał dość. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, nawet krzyczeć, żeby ją zagłuszyć, ale nic się z nich nie wydobyło. Nie wiedział, dlaczego - naprawdę próbował mówić, wrzeszczeć, ale wszystkie słowa zostawały w jego myślach. Dopiero po chwili zobaczył różdżkę w dłoni Dracona. Zaczął rozpaczliwie szukać w kieszeniach swojej.

- Po co? - ciągnął Malfoy. - I co ma znaczyć "chcieliśmy"?

Kobieta przygryzła delikatnie wargi i przesunęła się parę cali. Może i dobrze, że Silencio ciążyło na Harrym, bo okularnik krzyknąłby z przerażenia, kiedy zauważył kogoś innego, do tej pory skrytego za dziewczyną. To był... Chłopiec. Mały, najwyżej kilkuletni, o oczkach równie zdezorientowanych co te Harry'ego.

- Tato! - ucieszył się malec, wskazując drobną rączką Harry'ego. Nie. Harry naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy jego wyobraźnia byłaby w stanie stworzyć taki absurd i chyba tylko to kazało mu myśleć, że to wcale nie sen.

- Jaki znowu "tato"?! - zawołał, wyrywając w końcu swoją różdżkę z kieszeni. W desperacji odwrócił się w stronę Dracona. - Draco, ja go nie znam! Przysięgam!

Kobieta zasłoniła sobie usta dłonią, przytrzymując dziecko przy sobie.

- Prawda, spędzasz z nim bardzo mało czasu, kochanie, ale żeby od razu mówić, że go nie znasz? - wtrąciła się tak urażonym i drżącym głosem, że gdyby Harry nie znał prawdy, sam poczułby wyrzuty sumienia.

Kłamała. Tak bezczelnie kłamała, że w Harrym się zagotowało, ale za Merlina nie potrafił się odezwać. Oszołomiony patrzył tylko na nią, jak delikatnie kręci głową.

- Harry... - westchnęła cicho, zanim przeniosła wzrok na Dracona. - Wygląda na to, że oszukał nas oboje - stwierdziła słyszalnie czymś zawiedziona. Spuściła głowę, szepnęła coś do chłopca, cofnęła się parę kroków i zniknęła im z oczu, choć Harry już tego nie widział. Patrzył wystraszony tylko na Dracona. Nawet jeśli on tego nie odwzajemnił i wbijał wzrok w jego dłoń, zastygłą w powietrzu gdzieś pomiędzy nimi, jakby Harry bał się go dotknąć. Nie będę opowiadać kłamstw.

- Draco, proszę - szepnął, bojąc się odezwać głośniej. - Pozwól mi...

- Okłamałeś mnie - przerwał mu tonem, jakby wciąż głupio liczył, że Harry zaprzeczy, za co sam skarcił się w duchu. Ale on tylko wbijał w niego zaszkolne oczy. - Harry - ponaglił go głosem nieznoszącym sprzeciwu. Chciał to usłyszeć. I nie od obcego.

- Draco - wydusił. - Daj mi wytłumaczyć...

- Harry.

- Ona kłamie, przysięgam, nie widziałem jej...

- Potter.

Okularnik na długą chwilę mocno zacisnął powieki, zanim wyszeptał:

- Tak. Zdradziłem cię, Draco.

Harry mógł tylko obserwować, jak jego klatka piersiowa najpierw nagle opadła, a potem zaczęła unosić się w każdym oddechu tak gwałtownie, jakby Draco bał się, że to tylko kwestia ułamków sekundy, kiedy cały tlen wyparuje z tego pomieszczenia, domu, z jego własnych płuc i serca.

- Ale od tamtej nocy trzy lata temu nie byłem w Dziurawym Kotle ani razu! - dodał szybko. - Nigdy więcej nie widziałem tej dziewczyny! Tylko raz! Przysięgam!

Ale Draco już tego nie słyszał. To jakby mimowolnie zamienił się w gruby mur, od którego nieusłyszane odbijały się wszystkie słowa Harry'ego.

Przecież miał go za najbardziej uczciwego, lojalnego człowieka, jakiego znał. Kogoś o sercu zbyt dobrym na ten świat. A on złamał to wszystko.

Ale Harry doskonale znał jego odruchy, gesty i mowę ciała. Wiedział, że jeśli zaciśnie usta w cienką linię, to zniknie bez słowa. Że jeśli uniesie brwi, da mu się wytłumaczyć. Że jeśli zaciśnie pięści, to zacznie krzyczeć. A jeśli policzki mu się zarumienią, to wyrzutami złamie mu serce. On jednak zrobił to, czego Harry najbardziej się obawiał. Milczał.

Zaszklily mu się oczy, odwrócił głowę w bok tak, jak tylko mógł, zacisnął powieki, żeby się opanować i nie dać łzom naznaczyć policzków, zanim znowu spojrzał na Harry'ego.

Poczuł się tak cholernie upokorzony. I tak cholernie głupi, kiedy myślał, ile czasu dawał sobą manipulować. Oszukany przez osobę, która w jego oczach oszukać go przecież nigdy nie mogła. Którą kochał.

Jakby ktoś boleśnie wymierzył mu policzek.

Nawet nie chciał wyobrażać sobie dłoni swojego narzeczonego obejmującego kogoś innego, zatraconego w pocałunku z nią. Ale wcale nie musiał sobie tego wyobrażać. To wszystko odbijało się w zrozpaczonych oczach Harry'ego jak w myślodsiewni.

Tak cholernie zazdrosny o każdą sekundę, którą spędzili razem.
Tak cholernie rozczarowany Harrym, który obrócił ich w jedną kpinę.

- Kocham cię, Draco. I nigdy nie mógłbym pokochać kogoś innego. Przysięgam, że nie potrafiłbym.

I Draco nie wiedział, czy gorsze były te słowa Harry'ego sprzed kilku lat odbijające się w jego głowie okropnym echem, czy świadomość, jak one nagle straciły znaczenie.

- Miałeś za nic wszystkie swoje obietnice, kiedy ja miałem je za nienaruszalne - wydusił niewyraźnie, patrząc gdzieś ponied ramieniem Harry'ego. Nie umiał znowu na niego spojrzeć. To był zbyt wielki ból.

- Draco..

- Nie - przerwał mu, ale głos niekontrolowanie mu się złamał. - Nie chcę twoich głupich wymówek. Ale zanim następnym razem dasz komuś słowo, najpierw obiecaj to samemu sobie!

Harry milczał chwilę, żeby w końcu rzucić pierwsze, co przyszło mu na myśl, za wszelką cenę chcąc coś powiedzieć:

- Przecież ktoś by coś zauważył! Ty byś coś zauważył!

- I mówi mi to ktoś, kto przez ponad trzy lata nie zauważył, że prawie codziennie odwiedza go kobieta z dzieckiem - prychnął w odpowiedzi i miał szczerą nadzieję, że tylko w jego uszach zabrzmiało to tak żałośnie. Ale co mógł poradzić na to, że łzy zbierały się na jego jasnych rzęsach?

- Draco! - zawołał zdecydowanie za głośno Harry, żeby on znowu na niego spojrzał. Czuł się tylko gorzej, wiedząc, że był w jego oczach czymś, co nie zasługuje nawet na sekundę uwagi.

- W porządku - Draco skinął głową, ale Harry miał wrażenie, że zrobił to jakoś prześmiewczo. - Skąd wie, kiedy nie ma mnie w domu?

- Na Merlina, każdy wie, jeśli tylko się tym zainteresuje!

- Każdy? - powtórzył po nim blondyn, w nagłym odruchu patrząc w jego załamane, zielony oczy. - Z iloma osobami ty...

- Przestań! - wtrącił się, nie mogąc tego słuchać. - Draco, jesteś jedyną osobą, z którą się spotykam, przysięgam!

- Spotykałeś.

Harry'emu na krótką chwilę po prostu odebrało mowę. I to nie za sprawą zaklęcia.

- Co? - wykrztusił.

Patrzył oniemiały, jak Draco zaciska drżącą dłoń, delikatnie ją przekręcając. I kiedy spojrzał na swoją własną, po pierścieniu, który dostał od niego na zaręczyny dwa miesiące temu, nie było już ani śladu.

- Nie - rzucił błagalnie. - Nie, Draco, nie. Proszę, nie! Kocham cię! Ile razy ci to mówiłem?

- Widocznie za mało, żebyś sam w to uwierzył.

Jego wzrok i ton głosu sprawiały, że Harry miał ochotę przyznać się tu i teraz do czegoś, czego wcale nie zrobił.
Nigdy nie miał prawa go zdradzić - nawet okłamać, ale, na Merlina, nikt nie miał też prawa oskarżać go o ciągnięcie tego przez kilka lat!

Po co?

Harry zrobił krok w jego stronę, ale on cofnął się do salonu. Okularnik poczuł, że jeśli teraz czegoś nie zrobi, to Draco zniknie zaraz w kominku - a on straci wszystko.

- Ja szukałem w niej ciebie, Draco - powiedział faktycznie najszczersze, co przychodziło mu wtedy na myśl. Nawet jeśli zabrzmiało to strasznie. Draco uśmiechnął się krzywo.

Miło słyszeć, że po ośmiu latach zapewniania, że Harry kocha go za charakter, humor i wszystko, co dla niego robi, okazało się, że wystarczyły blond włosy i para szarych oczu, żeby pomylił go z kimś innym.

- Jak miałem ci to powiedzieć? - dodał okularnik, usilnie próbując go zatrzymać.

- Normalnie - warknął. - "Malfoy, musimy porozmawiać, bo znowu wpieprzyłem nas w problemy"! Myślałem, że słodkie gadki to akurat twoja specjalność!

Harry'emu opadły ramiona. Co miał powiedzieć osobie, dla której jego słowa już się nie liczyły?

- Draco, kochanie, ja nie...

- Twoje "kochanie" to właśnie przed chwilą wyszło - przerwał mu, wskazując na drzwi.

- Nie! Draco, przecież wiesz!

Blondyn pokręcił tylko głową i Harry nie chciał nawet myśleć, co to znaczy. Wziął do ręki trochę proszku Fiuu.

- Dokąd idziesz? Draco!

- To nie jest już twoja sprawa - odparł tak chłodno, jak tylko potrafił. Sam się sobie dziwił, że taki ton wymagał wtedy od niego wysiłku, ale gdyby go nie podjął, bał się, jak słabo mógłby zabrzmieć. Może dlatego chciał najszybciej stąd zniknąć. Zostać sam i nie upokarzać się jeszcze bardziej.

- Czy mogę tu chociaż na ciebie zaczekać? - poprosił Harry, podchodząc bliżej kominka. Podniósł dłoń, ale szybko ją cofnął, dotknięciem jego ramienia nie chcąc go jeszcze bardziej zdenerwować. Draco odwrócił się przez ramię na krótką sekundę.

- Kiedy wrócę, to albo ciebie tutaj nie będzie, albo to ja się stąd wyniosę. Wybieraj. Lubisz mieć dwie opcje, nie?

Nim Harry zdążył odpowiedzieć, zielone płomienie odbiły się w okrągłych szkiełkach jego okularów.

I kiedy Draco zniknął mu z oczu, Harry poczuł się tak pusty, jak jeszcze nigdy.
Wbrew słowom Dracona, został tam, gdzie stał. Może dlatego, że po prostu nie mógł się ruszyć, może ze straty poczucia czasu.

Ale kiedy kilka godzin później wpadł do mieszkania Rona i Hermiony, którzy dopiero wrócili z Ministerstwa, roztrzęsiony w progu wydusił tylko jedno zdanie:

- Draco wie o wszystkim.

9

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro