Rozdział 2
UWAGA! SCENY 18+!
Ja nie wiem, co jest z tymi facetami😈 Kilka dni temu szalał Logan, a teraz Besim...😂
No więc, zamykać oczy, bo znowu będzie gorąco🙈 i nie podglądać :-)
Besim
– Stary, co się stało? – Wyraźnie rozluźniony przyjaciel siedział rozpostarty na skórzanej kanapie. – Nie zaliczyłeś żadnej dupy?
– Nie, kurwa! – Opadłem ciężko na naprzeciwko niego.
Wychyliłem do połowy pełną szklaneczkę z wódką, czując jak alkohol z potężną mocą wypala mój przełyk.
– Kocie, zajmiesz się moim przyjacielem? – Zoran zwrócił się do swojej blond dupy.
Laska ochoczo przytaknęła, oblizując pełne usta, co natychmiast przyciągnęło moją uwagę. Znacząco różniły się od należących do zielonookiej. Wyglądały na większe, bardziej nienaturalne, ale byłem tak napalony i jednocześnie sfrustrowany, że nie zamierzałem wybrzydzać.
Straciłem ochotę na dalsze poszukiwania. Dziewczyna była całkiem niezła, a przede wszystkim na wyciągnięcie ręki.
Blond cizia ruszyła w moją stronę, a ja nawet nie czekając, aż się do mnie zbliży, rozpiąłem rozporek i wyciągnąłem fiuta, żeby dać jej do zrozumienia, że to nie odpowiedni moment na żadne pieszczoty, czy chuj wie co.
Spojrzała na Zorana z przerażeniem w oczach, ale on tylko uśmiechnął się i mruknął:
– Pokaż mu kocico, na co cię stać i postaraj się...
Przy każdym kroku kręciła ponętnie biodrami, czym miło mnie zaskoczyła. Rozsiadłem się wygodnie, jednocześnie rozszerzyłem nogi, żeby ułatwić jej dostęp.
Jak tylko uklękła, przejechała ostrymi jak brzytwa paznokciami po moich udach, oblizując się na widok mojego stojącego fiuta. Złapałem go w dłoń, przesunąłem kilkukrotnie po całej jego długości, co sprawiło, że pochyliła, zalotnie na mnie zerkając, jakby już się nie mogła doczekać, aż weźmie go między wargi. Raz za razem uderzyłem nim w jej nabrzmiałe usta i chyba jej się to bardzo spodobało. Rozchyliła je ochoczo, oddychając coraz szybciej.
Podnieciła się. Jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała w przyspieszonym tempie, a oczy błyszczały jak w gorączce.
Umiejętnie go zassała, a wtedy pozwoliłem jej przejąć pałeczkę. Objęła go dłonią, a po zaledwie kilku ruchach praktycznie cały zniknął w jej ustach.
– O tak... – Zacisnąłem palce na jej karku. – Zajmij się nim porządnie, a może Zoran będzie tak miły i później zajmie się tobą... jeszcze raz. – Przeniosłem wzrok na przyjaciela, który przesuwał już dłonią po swoim nabrzmiałym fiucie, czekając na swoją kolej.
To zadziałało na nią jak zapalnik. Sprawnymi ruchami zaczęła go dosłownie połykać w całości. Brała go coraz głębiej, nieustannie liżąc i drażniąc językiem, jakby właśnie miała w ustach najsłodszy lizak świata. Odruchowo, chcąc zapanować nad blondyną i jej ruchami, nawinąłem jej włosy na pięść i zacząłem wyznaczać tempo, zanurzając się w jej gardle.
Nie zamierzałem być delikatny – w tej chwili liczyła się tylko moja przyjemność. Potrzebowałem spuścić ciśnienie i odprężyć się. Odchyliłem głowę na oparcie kanapy, przymknąłem oczy i oddałem się przyjemności.
Momentalnie przed oczami stanęła mi rudowłosa piękność, jej miękkie wargi, urocze policzki i te włosy...
Czułem coraz silniejsze pulsowanie, a kiedy przyspieszyłem ruchy, kilka chwil później warknąłem przeciągle, wreszcie spuszczając się jej do gardła. Tego właśnie potrzebowałem. Pozwoliłem jej połknąć każdą kropelkę do końca i wylizać do czysta.
Zoran zacisnął dłoń na jej nadgarstku i pociągnął do siebie, tuż po tym jak podniosła się z kolan, wspierając na moich udach. Z opuchniętymi wargami, zaschniętymi śladami łez na policzkach i zmierzwionymi włosami wyglądała na porządnie wyruchaną. Podciągnęła miniówkę, odchyliła na bok czerwone stringi i dosiadła Zorana jednym płynnym ruchem, rozpoczynając kolejną rundę.
Zapiąłem spodnie, nalałem sobie kolejną szklaneczkę wódki i utkwiłem wzrok w parkiecie, gdzie wyluzowane towarzystwo bawiło się w najlepsze.
Docierały do mnie dźwięki uderzających o siebie ciał, ale w napięcie ze mnie zeszło, więc nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Byliśmy z Zoranem jak bracia, a ta sytuacja nie należała do wyjątków.
Dałem mu dziesięć minut na zabawę. Po tym czasie przeniesiemy się do magazynu, gdzie czekał na mnie pewien dureń, któremu zamierzałem dać porządną nauczkę.
***
Godzinę później podjechaliśmy pod spory magazyn na obrzeżach Sarandy. Zbliżała się druga w nocy. Dla mnie była to idealna pora, żeby porozmawiać z natrętnym sukinsynem i wytłumaczyć mu kilka podstawowych zasad.
Potrzebowałem rozrywki. Byłem żądny krwi, a ten palant umiejętnie podniósł mi ciśnienie i to jego obarczałem winą za zniknięcie słodkiej piękności. Wystraszył ją i osaczył. Co prawda postąpiłem podobnie, ale w przeciwieństwie do niego, nie miałem złych zamiarów, o czym niestety nie zdążyła się przekonać. Śmiałem twierdzić, że po akcji w klubie raczej szybko nie odwiedzi ponownie Cubany. A szkoda. Ochota na nią jeszcze mi nie przeszła.
Nie posiadałem żadnych słabości, a gdy już się pojawiały, to szczerze nienawidziłem stanu umysłu, w jaki wpadałem. Jakiś czas temu pojawiła się pewna śliczna blondynka, ale z perspektywy czasu już wiem, że to było tylko chwilowe zauroczenie, o ile w ogóle jestem zdolny do jakichś silnych uczuć. Przez krótką chwilę stała się moją słabością, choć zajętą. I na tym się skończyło.
Najpewniej teraz równie szybko zapomnę o przeszywającym zielonym spojrzeniu, tym bardziej że jestem bardzo zajętym człowiekiem. Ciążyła na mnie spora odpowiedzialność, więc nie wchodziły w grę żadne słabości, czy popierdolone uczucia.
Wszystkie oczy zainteresowanych skurwieli były zwrócone w moim kierunku.
Już niedługo...
– Szefie, trochę się nim zajęliśmy, ale wygląda na to, że to cipa, nie facet. Po kilku ciosach zemdlał, a wcześniej zaczął skamleć jak suka – stwierdził Luka, kiedy wchodziliśmy razem na teren magazynu.
– No to musimy go obudzić, ponieważ mam mu sporo do wyjaśnienia.
Minąłem jednego z moich najbardziej zaufanych żołnierzy i ruszyłem w kierunku pokaźnych rozmiarów celi idealnie wyposażonej, tak by ugościć wybranych szczęśliwców.
Napalony kutas z klubu, już nie był taki mocny w gębie... Słaniał się na nogach, podwieszony do sufitu za nadgarstki, wokół których opleciony został stalowy łańcuch. Ciszę w pomieszczeniu przerywał jedynie zgrzyt metalu, ocierającego się o hak.
Czułem za sobą obecność Zorana. Przyjaciel był równie podekscytowany, na myśl o wykwintnych torturach, jakich scenariusz właśnie tworzył się w mojej głowie. O mnie krążyły legendy, natomiast on zazwyczaj pozostawał w cieniu, ale miał równo mocno nasrane we łbie, więc dogadywaliśmy się perfekcyjnie.
– No to, od czego zaczniemy? – Podszedłem do stołu, sięgając po sole trzeźwiące. – Najpierw obudzimy naszą śpiącą królewnę...
Chwilę później nasz zdezorientowany amant rozejrzał się dookoła, a gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie, na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Dotarło do niego, że nie wyjdzie stąd żywy, a ja nie byłem zwykłym kolesiem spotkanym w klubie.
– Czego ode mnie chcecie? – wyjąkał drżącym ze strachu głosem.
– Nauczymy cię tylko dobrych manier – odpowiedział Zoran radosnym tonem, okrążając go, niczym tygrys przygotowujący się do ataku.
– Proszę! Wypuśćcie mnie! Ja nic nie zrobiłem... To pomyłka... Ja nie wiem...
– Napastowałeś kobietę w moim klubie i pomimo szansy, jaką ci dałem, proponując kulturalnie, żebyś spierdalał w podskokach, nie posłuchałeś – wyjaśniłem.
Momentalnie stanęła mi przed oczami piękność z klubu i jej autentyczny strach widoczny w zachwycających oczach.
– Proszę, nie byłem sobą... Wziąłem przed imprezą jakieś pastylki od kumpla, żeby się rozluźnić... Nie chciałem... – Słyszalna panika w głosie, tylko coraz bardziej mnie nakręcała.
Karmiłem się strachem innych, ich beznadziejnością, pułapką w jakiej się znaleźli, błagając o litość.
A ten był wyjątkowo wkurwiający.
Byłem zdania, że każdy odpowiada za swoje czyny i powinien ponosić ich konsekwencje. Nie mogłem pozwolić, żeby odszedł i nie zapłacił za swoje zachowanie niegodne mężczyzny.
– Miałeś szansę, żeby zejść mi z oczu – oznajmiłem, zanim podszedłem do blatu, gdzie równiutko ułożone zostały przeróżne narzędzia.
Zaczynając od różnej wielkości noży, obcęgów, pilników, poprzez piły mechaniczne, palniki, wiertarki, a kończąc na sporej wielkości tasakach, szablach czy broni palnej.
W arsenale posiadaliśmy całkiem niezły zbiór narzędzi tortur i zastanawiałem się, co będzie idealne dla naszego delikwenta. Mój wzrok zatrzymał się na małej wiertarce. Uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiałem tortury, a szczególnie takie, które doprowadzały ludzi do szaleństwa, omdlenia czy powolnej śmierci.
Sięgnąłem po całkiem poręczny sprzęt, a gdy się odwróciłem, przechyliłem głowę w prawo, potem w lewo słysząc chrzęst strzelających kości, wpatrując się zadowolonym wzrokiem w człowieka, który dostarczy mi dzisiaj rozrywki. Zatrzymałem się dopiero przed szlochającym mężczyzną. Rozkleił się, a nawet go jeszcze nie dotknąłem.
Cipa, nie facet. Luka miał rację.
– Najpierw się trochę zabawimy, bo najlepsze przewiduję na koniec...
Pierwszy otwór w jego ciele wywierciłem na mostku. Każdy kolejny znajdował się coraz niżej. Rany były płytkie, ponieważ chciałem, żeby dożył ostatecznego ciosu. Mężczyzna wykrwawiał się na moich oczach, szarpiąc poranionym ciałem, jakby w ogóle istniała możliwość, że ominie go reszta tortur. Z każdą mijającą sekundą słabnął, wrzeszcząc coraz ciszej i ciszej, aż wreszcie zemdlał.
Odetchnąłem głęboko. Powoli wkurwiało mnie jego głośne zawodzenie.
– Myślałem, że dłużej wytrzyma – sarknął pod nosem Zoran, opierając się o ścianę za moimi plecami.
– Wszyscy są tacy sami. Udają twardych i silnych, ale tylko wtedy, gdy mają doczynienia z kobietami i dziećmi. Czują przewagę nad słabszymi, co daje im pewność, że zwyciężą...
– Co ci się tak zebrało na przemyślenia? – Zoran podszedł do mnie, gdy odkładałem wiertarkę na stół.
– Nie wiem – westchnąłem lekko zawiedziony. Wyglądało na to, że zabawa nie będzie tak fajna, jak początkowo sądziłem. – Trafił nam się słaby zawodnik.
– Zaraz go wybudzimy – oświadczył zadowolonym tonem, po czym sięgnął po niewielki, ostry nóż i w zamyśleniu przyjrzał mu się z każdej strony. – Zaraz zabawimy się w łączenie kropek. – Spojrzał na mnie, uśmiechając się jak szaleniec.
Byłem popieprzony, ale on chyba jeszcze bardziej.
– Czyń honory, Zoran. – Machnąłem ręką, wskazując na podwieszonego do sufitu człowieka.
Przyjaciel aż podskoczył w miejscu, słysząc moje słowa, a następnie zgrabnym ruchem ściągnął z ramion jasną marynarkę, odwiesił ją na krzesło i zabierając ze sobą niewielki nożyk, ruszył w kierunku obcego faceta.
Potrzebowałem adrenaliny, silnych emocji... Nie zapewni mi tego nieprzytomny, ledwo kontaktujący palant, który nie potrafił w klubie trzymać rączek przy sobie. Lubiłem zmierzyć się z silnym przeciwnikiem, który był dla mnie wyzwaniem. Czasami urządzaliśmy sobie z chłopakami sparingi, gdzie żaden z nas się nie hamował i nie oszczędzał drugiego. Walka była zawzięta, pełna morderczych ciosów, kopnięć, co skutkowało siniakami, zwichnięciami, a czasami nawet złamaniami.
Przyjacielowi z błyskiem w oku szarpnął za brzegi koszuli mężczyzny. Kiedy poły materiału rozchyliły się, zobaczyłem na jego torsie kilkanaście niewielkich dziur. Z każdej sączyła się czerwona posoka, barwiąc jasne spodnie mężczyzny na czerwono, spływając do kałuży z moczem naszego delikwenta.
Zoran wybudził nieznajomego i dopiero wtedy zaczął przesuwać ostrzem po jego bladej skórze od jednego otworu, do następnego.
Wrzaski mężczyzny nie ustawały, co doprowadziło mnie do początków migreny. Niespodziewanie przez te wkurzające dźwięki przedarł się głęboki głos Zorana.
– Kończyć z nim, czy...?
Dogorywającego mężczyznę nie wyglądał najlepiej. Płaty skóry na torsie bezwładnie zwisały, odsłaniając mięśnie, ścięgna... Widoczne były niektóre żebra, więc Zoran dał się ponieść fantazji, nacinając jego tkanki znacznie głębiej.
Spojrzałem odruchowo na zegarek i zdałem sobie sprawę, że temu kutasowi poświęciłem już dwie godziny swojego cennego czasu, więc najwyższa pora zakończyć zabawę i wrócić do domu.
– Kończyć – przytaknąłem.
Zanim sięgnąłem po broń, Zoran złapał faceta za włosy i nie minęła sekunda, a podniósł jego bezwładną głowę, odchylił ją i jednym precyzyjnym ruchem podciął mu gardło.
Krew trysnęła na jasne spodnie przyjaciela, ale specjalnie się tym nie przejął. To nie był pierwszy raz, kiedy opuszczaliśmy magazyn mając krew za paznokciami.
Oprócz kilku pomieszczeń dla więźniów mieściło się tutaj moje biuro. Hala nie służyła jedynie do naszych mrocznych zabaw, ale była przede wszystkim siedzibą jednej z firm należących do mojego ojca. Pod przykrywką produkcji kremów dla kobiet tworzyliśmy coraz to nowsze narkotyki, w tym dopalacze, które znalazły spore grono zwolenników wśród naszych odbiorców.
Hala została podzielona na kilka mniejszych, więc nawet gdy pojawiała się kontrola, a czasami się to zdarzało, to urzędnicy widzieli tylko legalną część biznesu, gdzie wszystko było prowadzone zgodnie z prawem, a księgi rachunkowe błyszczały skrupulatnością, wypełniane zgodnie z przepisami.
Przejścia do kolejnych hal były zabezpieczone i mieli tam wstęp tylko zaufani pracownicy. Nie składowaliśmy tu tylko narkotyków, ale też broń sprowadzaną z zagranicy.
Cały obiekt był całodobowo chroniony i monitorowany. Niejednokrotnie mieliśmy doczynienia z samobójcami, którzy podejmowali nieudolne próby kradzieży białego proszku, kończąc swój żywot w niezwykle tragiczny sposób.
– Znowu się ufajdałem. – Zoran przyglądał się zabrudzonym spodniom i koszuli.
Nadawały się w tej chwili tylko do wyrzucenia.
– Chodź do biura. – Zgarnąłem jego marynarkę z oparcia krzesła, która chyba jako jedyna część jego garderoby nie ucierpiała podczas zabawy. – Pożyczę ci jakieś moje ciuchy.
Pół godziny później wsiedliśmy na tylną kanapę SUV-a, za kierownicą siedział już Pawao.
– Do apartamentu, szefie? – zapytał mój drugi najbardziej zaufany żołnierz.
– Tak. Po drodze odwieziemy Zorana. – Po tych słowach spojrzałem na przyjaciela.
Zupełnie nie był zainteresowany rozmową. Gapił się w telefon, na ekranie którego właśnie rozgrywała się scena wysublimowanego porno.
– Dorośniesz kiedyś? – zagaiłem, rozsiadając się wygodnie.
– Nie, a co? – Wiercił się, jakby go coś uwierało w tyłek. – Jestem dzisiaj podejrzanie mocno pobudzony. Chyba zaproszę Tinkę do siebie...
– Wziąłeś coś? – Przyglądałem mu się z zainteresowaniem. Wcześniej zupełnie nie zauważyłem, że zachowuje się inaczej. Doskonale wiedziałem, że lubił testować nasze produkty, co nie było mądre, ale Zoran nigdy nie należał do tych rozsądnych.
– Tak, dwie fioletowe „landrynki". Spokojnie przyjacielu, mam wszystko pod kontrolą – dodał szybko, więc zauważył, że nie byłem z tego faktu zadowolony.
Pokręciłem tylko głową, będąc bardziej niż pewny, że kiedyś pożałuje swojego lekceważącego podejścia. Wszystkie stworzone w laboratorium narkotyki testowaliśmy na chętnych, ale nigdy tak do końca nie było wiadomo, jak zareaguje na nie ludzki organizm. Wystarczyła niewielka wada serca, problemy z ciśnieniem czy z wątrobą, a zażycie niewinnie wyglądającej „landrynki" mogło skończyć się na cmentarzu.
Wiedział o konsekwencjach, ale nie miałem na niego wpływu. Obaj byliśmy dorośli. Zbliżaliśmy się do trzydziestki, więc każdy był na tyle dojrzały, żeby odpowiadać za siebie, swoje czyny i życie.Kolejny będzie spokojniejszy... Chyba🙈
Miłego weekendu!
M.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro