Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Valentina

Tydzień później przejeżdżaliśmy przez niezwykle urokliwą francuską miejscowość o nazwie Barbizon.

Z zapartym tchem chłonęłam jej wiejski urok, do momentu kiedy wjechaliśmy na posesję przez ogromną bramę wykutą z żelaza. Droga ciągnęła się przez kilkaset metrów, a gdy w końcu dotarliśmy na podjazd w kształcie półkola z marmurową fontanną pośrodku, wysiadłam z samochodu totalnie zauroczona. Moim oczom ukazała się imponująca willa z białego piaskowca, otoczona z dwóch stron wysokimi krzewami róż.

W naszą stronę już zmierzała Helena ubrana w dżinsy oraz koszulę w kratę. W drodze zdjęła rękawice ogrodnicze, a kiedy podeszła bliżej, wpadłyśmy sobie w ramiona. Najbardziej zadowolony był oczywiście Salvatore. Jego policzki błyskawicznie nabrały kolorów. Kobieta wtuliła się w jego szerokie ramiona, a on zatopił twarz w jej włosach.

Helena dzwoniła wczoraj i była taka podekscytowana naszym przyjazdem, że zaczęłam się zastanawiać, kto był bardziej spragniony kolejnego spotkania: dziadek czy ona? Ewidentnie czuli do siebie miętę. Oboje byli po sześćdziesiątce, ale przecież można się zakochać w każdym wieku. Zresztą odkąd w życiu dziadka pojawiła się Helena, stał się bardziej troskliwy i częściej się uśmiechał. Piękna pani Montmar wprowadziła trochę słońca do mrocznego życia Salvatorego.

Gospodyni poczęstowała mnie i Lilianę schłodzoną herbatą miętową. Dała nam ona chwilowe wytchnienie, ponieważ na zewnątrz było jakieś trzydzieści stopni. Potem Helena razem z dziadkiem ruszyła w stronę domku dla gości, zlokalizowanego w ogrodzie – mieli tam mieszkać ochroniarze towarzyszący nam podczas podróży.

Napisałam do rodziców, że dotarliśmy bezpiecznie do Barbizon, żeby się nie martwili, choć pewnie Anton już doniósł ojcu, że wszystko w porządku.

– No więc, co u was słychać, moje słoneczka?

Podskoczyłam, gdy w salonie ponownie pojawiła się gospodyni.

– Heleno, nie skradaj się tak. Można dostać zawału! – rzuciłam rozbawiona, odstawiając pustą szklankę na stolik.

– Daj spokój! Wnuczki Salvatorego miałyby się przestraszyć słabej staruszki? – zapytała ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. – Wasz dziadek to sycylijski gangster, a tatusiowie rządzą na swoich terenach, siejąc zamęt i postrach wśród lokalnej społeczności – dodała prześmiewczym tonem.

– Heleno, jesteś stuknięta! Jeśli ktokolwiek by się dowiedział, że robisz sobie żarty z szefów gruzińskiej i rumuńskiej mafii, to twoje dni byłyby policzone! – Zaczęłam wygrażać palcem, żeby dodać powagi swoim słowom.

– Oj tam. Kto im powie? – Dosiadła się do nas i zręcznie zmieniła temat. – Jestem taka szczęśliwa, że przyjechałyście. Strasznie za wami tęskniłam, moje śliczne słoneczka.

– Jak przygotowania do ślubu? Wszystko już ustalone? – zainteresowała się Liliana.

– Tak. To będzie cudowna uroczystość. Jutro podwójny wieczór panieński Catherine i Julii, więc się spotkacie. Impreza odbędzie się tutaj. Od wczoraj przeszukuję każdy kąt piwnicy, żeby odnaleźć wszystkie ukryte butelki pigwówki oraz cytrynówki, które przechowywałam na specjalną okazję.

Liliana była wyraźnie zainteresowana tym planem, ale musiała wyrazić swoją wątpliwość:

– Nie wiem, czy dziadek nam pozwoli...

– Kochanie, przestań się zamartwiać. Salvatore wychodzi na wieczór kawalerski, więc wróci dopiero późnym wieczorem i o niczym się nie dowie. Ale będzie impreza! Już nie mogę się doczekać! – Helena klasnęła w dłonie z ekscytacji.

– Jaka impreza?

Wszystkie trzy odwróciłyśmy głowy w stronę wejścia do salonu. W progu stał dziadek i przyglądał nam się podejrzliwie.

– Właśnie opowiadałam twoim wnuczkom, że już w piątek wesele i wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Moja wnusia wychodzi za mąż! Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka jestem szczęśliwa! – Mrugnęła do nas konspiracyjnie i podeszła do dziadka.

– Traktuję Catherine jak trzecią wnuczkę, więc doskonale cię rozumiem. Już niedługo Valentina również stanie się szczęśliwą mężatką, więc będziemy się bawić na kolejnym weselu – przypomniał dziadek, a mnie aż zemdliło z tej ekscytacji.

Musi o tym wspominać, do cholery?!

– Salvatore, mówiłeś, że ten mężczyzna nie planuje się żenić w najbliższym czasie, więc może to i lepiej. Valentinie przyda się jeszcze trochę wolności, zanim utknie w małżeństwie z obcym człowiekiem. – Niezastąpiona Helena stanęła w mojej obronie.

Byłam jej wdzięczna, że o mnie walczy, ale raczej nic nie było w stanie zmienić decyzji dziadka.

– Heleno, liczę, że moje argumenty do niego przemówią. Lorenzo będzie na wieczorze kawalerskim Bruna razem z bratem, więc tam ponownie poruszę z nim ten temat, a Valentina...

– Lorenzo Deluzzo?! – wykrzyknęła Helena, nagle zaintrygowana.

Wszyscy w pomieszczeniu aż drgnęli, nawet nieustraszony dziadek, który przy swojej ukochanej zmieniał się w potulnego misia.

– Ja pierniczę – wydusiłam. – Naprawdę doprowadzisz mnie kiedyś do zawału.

– Przepraszam, ale jestem w sporym szoku! Nie mówiłeś, że przyszłym mężem Valentiny ma zostać Lorenzo Deluzzo! Na litość boską! – Zerknęła na mnie z nieskrywaną ekscytacją. – To wszystko zmienia!

O co chodzi, do diaska?!

– Nie pytałaś. Zresztą nie przypuszczałem, że możesz go znać. – Dziadek przyglądał się zaciekawiony rozgorączkowanej Helenie.

– No cóż, jest udziałowcem w La Coccinelle, więc spotkałam go kilka razy. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Podejrzanie szybko stłumiła emocje. Jeszcze kilka minut temu broniła mnie przed szybkim zamążpójściem, a teraz co?

– Dobra. O co chodzi, Heleno? Bo już się troszeczkę pogubiłam. – Liliana mnie wyręczyła, bo to samo pytanie miałam już na końcu języka.

– Nic, nic. – Machnęła niedbale ręką i wybiegła z salonu, tłumacząc się przygotowaniem kolacji.

Salvatore oczywiście podążył za nią.

– Co tu się dzieje? – Spojrzałam na Lilianę lekko zdezorientowana.

– Nie mam zielonego pojęcia. Ale coś jest na rzeczy! Tylko nie potrafię rozgryźć, czy to dobrze, że Lorenzo ma zostać twoim mężem, czy nie. – Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

– Muszę przycisnąć Helenę! Ewidentnie coś ukrywa. Porozmawiam z nią wieczorem.

– Chodź, poszukamy naszych pokoi – zasugerowała Lili, więc ruszyłam w ślad za nią.

***

Po rozpakowaniu walizki wzięłam prysznic, żeby odświeżyć się przed kolacją. Gdy zeszłam na parter, na tarasie znalazłam Lilianę.

– Jestem głodna jak wilk. Kiedy będzie kolacja? – zapytałam, zatrzymując się naprzeciwko Lili.

– Helena mówiła, że około siódmej, więc... – zerknęła na zegarek – ...jeszcze pół godziny.

– Okej. Idę zapytać moją brygadę, o której jutro biegamy.

Jak tylko podeszłam do drzwi budynku, w którym mieszkali ochroniarze, te nagle otworzyły się z impetem, a przed moimi oczami znalazła się męska, mocno wyrzeźbiona klatka piersiowa. Mężczyzna miał na sobie tylko nisko zawieszone na biodrach spodenki, dzięki czemu mogłam podziwiać wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha. Stałam jak zaczarowana i kompletnie zapomniałam o powodzie swojej wizyty.

– Panienko Valentino? – Głos mężczyzny wybudził mnie z otępienia.

Przeniosłam wzrok wyżej i spojrzałam mu w oczy, w których migotały łobuzerskie iskierki. Dłuższe, czarne jak smoła włosy sięgały mu do szerokich, muskularnych ramion.

Jasna cholera, kto to jest?

Byłam przekonana, że nie widziałam go wcześniej. Na pewno zwróciłabym uwagę na jego seksowną budowę ciała, zadziorny uśmiech i piękne oczy. Zapamiętałabym jego męską, kwadratową szczękę.

– Valentino? – Znów usłyszałam swoje imię, co wytrąciło mnie z chwilowego zaćmienia.

– Tak. Przepraszam, zamyśliłam się – odparłam i odchrząknęłam nieśmiało.

– W czym mogę pomóc?

– Chciałam pogadać z Antonem albo Andriejem. Obojętnie.

– Jasne – przytaknął i obrócił się na pięcie.

– Dzięki. – Cofnęłam się kilka kroków.

Ja pierniczę, ale ciacho!

Kilka sekund później Anton pojawił się w drzwiach.

– Co się dzieje, księżniczko?

– Anton, o której jutro biegamy? – Zerknęłam na mojego ulubionego brodacza.

Zmarszczył brwi w specyficzny dla siebie sposób. Robił tak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiał.

– Może być siódma? Będzie wtedy znacznie chłodniej.

– Jasne.

– Okej, to w takim razie, gdybyśmy się już mieli nie widzieć, będziemy czekać na tarasie.

Posłałam mu buziaka w powietrzu, po czym wróciłam do Liliany.

– Cholera! Moje serce! – Z głośnym westchnieniem opadłam na poduszki naprzeciwko kuzynki.

– Co się stało? Wyglądasz trochę dziwnie, a te rumieńce mogą wskazywać tylko na jedno.

– Na co?

– Że przesadziłaś ze słońcem! – Przyjrzała mi się wnikliwie. – Ale czekaj, to chyba jednak nie to. Mów mi tu jak na spowiedzi, co jest grane! – rozkazała poważnym tonem.

– Spotkałam całkiem przystojnego faceta, na którego widok kompletnie mnie zatkało. A wiesz, że zazwyczaj mam dużo do powiedzenia. – Wskazałam na siebie palcem, żeby dodać powagi swoim słowom. – Mieszka razem z resztą ochroniarzy, a ja kompletnie go nie kojarzę. Jak to możliwe?

– Pracownicy dziadka zawsze noszą czarne garnitury i okulary przeciwsłoneczne i mają idealnie zaczesane włosy. Jak dla mnie to wszyscy wyglądają tak samo, więc nic dziwnego, że wcześniej nie zwróciłaś na niego uwagi.

– Pewnie masz rację – westchnęłam.

– Dzieci! Kolacja! – Naszą rozmowę przerwał donośny głos Heleny.

– Już idziemy – odpowiedziałyśmy jednocześnie, zgrabnie podnosząc się z kanapy.

***

Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Heleną na osobności. Znalazłam ją na tarasie w towarzystwie dziadka, który ją obejmował i czule przytulał.

– Dziadku, umówiłam się z moją brygadą AA na poranny jogging – poinformowałam zadowolona.

– Wyślę dodatkowych ludzi, żeby mieli was na oku.

– Okej. Heleno, czy... – zaczęłam, szukając w głowie pretekstu, by odciągnąć kobietę od dziadka.

– Kochanie, zaraz wrócę – zwróciła się do Salvatorego.

– Dobrze, będę czekał. Dobranoc, Valentino. – Dziadek posłał nam szeroki uśmiech.

– Heleno, chciałam z tobą porozmawiać o tym, co mówiłaś o Lorenzu, albo dokładniej o tym, czego nie powiedziałaś – odezwałam się, gdy weszłyśmy do mojego pokoju.

– Valentino. – Helena znacząco poklepała materac łóżka, na którym usiadła, więc podeszłam do niej. – Miałaś już przyjemność poznać Lorenza?

– Nie. Nie interesuje mnie ten człowiek. Znasz moją sytuację i doskonale wiesz, że nie mam wyjścia, więc poznawanie go wcześniej, niż to konieczne, nie jest moim życiowym celem – wyjaśniłam rozgoryczona, przewracając teatralnie oczami.

– Rozumiem twój bunt, ale pamiętaj, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Choć Lorenzo z pewnością zasługuje na miano diabła, to jest przy tym szatańsko przystojny i potwornie gorący – opowiadała rozmarzona.

– To i tak nic nie zmienia. To dalej jest małżeństwo z przymusu, mimo że z przystojnym gościem. Wiesz, jakie to trudne, kiedy inni decydują o twojej przyszłości? Powinnam się podporządkować, ale ja tak nie potrafię.

– Może nie będzie tak źle? Poznałam go, jest naprawdę fajnym facetem. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, poradzić się czy po prostu wygadać. Pewnych rzeczy nie zmienimy, ale zawsze możemy o nich porozmawiać – szepnęła, głaszcząc mnie po ramieniu.

– Dzięki. Cieszę się, że tu jesteśmy.

– Lorenzo będzie na ślubie Catherine, więc może się w końcu poznacie? I może zaiskrzy? Masz silny charakter, więc pasowałabyś do niego idealnie. Trzymam kciuki, kochanie, żeby wszystko się ułożyło.

Buziaki!

M.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro