Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

*

W tym roku nie mogę być w Little Whinging na Twoje urodziny. Ani w żaden inny dzień. Zobaczymy się we wrześniu.
Wiele się ostatnio wydarzyło. Zabroniono mi o tym mówić, dlatego nie pytaj o nic więcej. Tylko tyle mogę Ci powiedzieć.

Nie martw się. I nie odpisuj.

*

Harry, poza jednym jedynym listem od niego, nie miał z Draconem kontaktu przez całe wakacje, bo Ślizgon nie odpisał na żaden jego list, który Harry wysłał do niego w okropnych przeczuciach.

Dlatego wypatrywał go na peronie, odkąd tylko się tam pojawił, odmawiając zajęcia miejsca w pociągu. I kiedy w końcu napotkał puste spojrzenie oczu Dracona, bardzo szybko zauważył, że powaga w nich to tylko cień rzucany na to, że tak naprawdę są przestraszone.

Ślizgon nie ruszył się z miejsca na jego widok, ale Harry nie zwrócił na to nawet uwagi, kiedy sam w paru krokach znalazł się przy nim, ciesząc się jedynie z tego, że Draco tu był i to cały i zdrowy.

- Wiele się wydarzyło, Harry - powtórzył tylko zamiast przywitania, na krótką chwilę ukrywając się w ramionach Gryfona, kiedy obaj mogli odetchnąć. Ale Harry miał dziwne wrażenie, że on zrobił to dużo ostrożniej, niż pamiętał to sprzed tych wakacji, między piątym a szóstym rokiem w Hogwarcie.

Harry, chociaż sam czuł się niepewnie, podniósł na niego oczy pełne otuchy.

- Przykro mi z powodu twojego ojca. Wiem, co się stało. I tylko jedno się nie zmieniło. Przysięgam, Draco.

Więc Ślizgon w niemym wiem nachylił się lekko i znacznie mniej ostrożnie pocałował go, jakby żeby przypomnieć sobie to uczucie, które po wszystkim zawsze miało taki sam smak. I cofnął się, i popatrzył na niego tak, jakby mówił to po raz pierwszy:

- Naprawdę cię kocham, Potter.

*

A Harry wstał od stołu w jakimś nowym dla siebie odruchu, obserwowany zdziwionymi oczami Slughorna, kiedy ktoś pewnym ruchem otworzył drzwi, żeby za chwilę w pewien pogardliwy sposób skinąć profesorowi głową.

- Co pan tu robi, panie Malfoy?

*

- Słyszałam, Harry, jak Romilda mówiła, że jako nowy kapitan Gryfonów jesteś bardzo pociągający - zagadnęła go Hermiona, siląc się na powagę.

Harry zakrztusił się sokiem dyniowym, siedząc z nią i Ronem na śniadaniu. Paru innych Gryfonów, siedzących najbliżej nich, uśmiechnęło się głupio podobnie zresztą jak Hermiona z Ronem.

Może śmiali się też dlatego, że widzieli ukradkowe spojrzenia Malfoya, który w chwilę później wstał i podszedł do stołu Gryffindoru.

- Potter, zmieniłem zdanie. Jednak pójdę z tobą na te sprawdziany do waszej drużyny. W gruncie rzeczy, to możemy iść zaraz.

- Ja nie skończyłem śnia... - zaczął Harry, ale Draco patrzył już na Hermionę.

- A ty, Granger, zajmij się sobą i Weasleyem, bo ewidentnie się na twój widok ślini. Za piętnaście minut na boisku, w porządku? - zwrócił się nagle do Harry'ego.

- Jasne.

Cóż, randki jeszcze nigdy mu nie odmówił, szczególnie takiej proponowanej mu z mordem w oczach.

- Co to było? - wymamrotał Ron, który najwyraźniej postanowił udawać głupiego, podczas gdy Hermiona rumieniła się fatalnie, a Draco już odszedł.

- Lepiej już pójdę. Hermiona, może następnym razem trochę subtelności, co? - zasugerował Harry rozbawiony, bo ona ciągle mu to samo wypominała.

Więc i Ron, i Hermiona obiecali mu jeszcze, że za pół godziny do niego dołączą, na siebie uparcie nie patrząc.

- Tylko może odpuście sobie plotkowanie o tym, jaki jestem pociągający, bo Draco nie da mi żyć - dodał na pożegnanie. - I wam. I przy okazji to strasznie żenujące.

- I niesmaczne - wtrącił Ron. Harry kiwnął głową na zgodę, kiedy Hermiona wywróciła oczami:

- Mężczyźni.

*

Harry miał szczęście, że pierwszymi tego dnia zajęciami była historia magii. Dlatego mógł pozwolić sobie na to, żeby prawie położyć się na blacie ławki jego i Dracona - nie żeby wiele przejmował się ani myślał o tym, co robi, bo niemal nieprzytomnie już mrużył oczy, od rana nie mogąc otrząsnąć się z przeciągłego bólu przy bliźnie na czole.

- Potter - szepnął w końcu Draco, obserwując go już od dłuższej chwili. Harry chyba go nie usłyszał, walcząc z własną świadomością, kiedy tylko bezwiednie zaciskał dłonie na czarnych lokach, a głowa opadała mu na pierś. Więc żeby ostrożnie spróbować sprowadzić go na ziemię, Draco pod blatem sięgnął dłonią do jego kolana. - Jeśli jesteś aż tak zmęczony, mogłeś powiedzieć. Zostalibyśmy w dormitorium.

Draco widział co prawda dobrze, że to nie jest zwykłe zmęczenie. Ale nie chciał sam przed sobą przyznawać, co narzuca Harry'emu taki stan.

- Ty też ostatnio nie wyglądasz najlepiej, Draco - odpowiedział po długiej chwili, bo mimo że Ślizgon mu o tym nie opowiadał, faktycznie był ostatnio równie niespokojny i zajęty co Harry.

- Dzięki. Tym bardziej. Nie chcesz zerwać się z lekcji? Mnie Snape usprawiedliwi. Ciebie Dumbledore.

Harry mruknął coś tylko niesłyszalnie i twarz obróconą do tej pory do Dracona skierował do stołu między skrzyżowanymi na blacie ramionami.

- Harry - powtórzył, po prostu zmartwiony nie umiejąc już odwrócić od Gryfona oczu. - Postaraj się nie odpłynąć. Nie tutaj. Profesorze - powiedział nagle głośniej. Binns dopiero po paru sekundach zdawał się usłyszeć i przerwał swój wykład. - Profesor McGonagall prosiła Pottera o spotkanie. To bardzo ważne. Mogę go zaprowadzić?

Wolał, żeby wzięli jego za nadopiekuńczego i uznali to za gest przesadnej troski, niż żeby to Harry'ego znowu wyśmiali i wytykali na korytarzach.

- Profesor...? - powtórzył powoli profesor Binns. - Tak, tak... Idź... Idźcie.

Więc Harry zacisnął usta i zebrał się w sobie, żeby w fatalnym skupieniu wstać i wyjść z klasy z niewielką tylko pomocą Dracona, nie chcąc robić przedstawienia tutaj. Dopiero za drzwiami oparł się o jego ramię i Ślizgon poprowadził go w jakimś kierunku.

- Dokąd idziemy?

- Do mojego dormitorium - wyjaśnił po tym, jak musiał się chwilę zastanowić, żeby w ogóle Harry'ego zrozumieć. - Dajmy sobie parę godzin spokoju, zanim...

Ale nie dokończył, bojąc się, że powiedziałby za dużo. Harry z wzajemnością dawał mu chwilę wytchnienia - i to musiało wystarczyć.

Szli bardzo powoli, ale korytarze i tak były puste. Dopiero przy drzwiach swojego dormitorium Ślizgon machinalnie przygarnął go do siebie, bo poczuł nagle, że tylko to powstrzymuje Harry'ego od osunięcia się na ziemię. I nie wiedząc, jak mu pomóc, słyszał tylko przerażony rytm własnego serca.

- Wszystko w porządku? - zapytał szybko, kiedy tylko po kilkunastu sekundach zobaczył, jak Harry zamrugał parę razy i słabo otworzył oczy. Odgarnął mu włosy z wilgotnego czoła.

- Wszystko.

Dopiero po minie Dracona Harry zorientował się, że coś jest nie tak. Że sam nie wie, czy to były jego własne słowa, czy Voldemorta, którego jeszcze przed paroma sekundami nie mógł wyróżnić od samego siebie.

- Co...?

Draco nie spodziewał się tego, więc wystraszył się, kiedy pierwszy raz usłyszał z bezwiednych ust Harry'ego język węży. Ale później, kiedy już się uspokoił i znów pomógł Gryfonowi stanąć prosto, było w tym coś tak...fascynującego.

- Tak, w porządku - powtórzył Harry, składając skroń na jego ramieniu, na drugiej czując drżący dotyk chłodnych ust. - Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem. Nie potrafię odróżnić, kiedy używam mowy węży. Nie chciałem.

Gdyby tylko Harry wiedział, gdyby tylko widział węża na jego ramieniu... To on miałby wtedy powód do strachu. Bo Draco jeszcze nigdy nie był tak blisko czarnej magii, jeszcze nigdy tak go nie intrygowała.

*

- To jak? Tam, gdzie zawsze? Pokój Życzeń?

- Nie, nie tam, Potter - zaprzeczył, może nawet zbyt szybko, dlatego dodał, żeby brzmiało to naturalniej: - Wolę to miejsce niedaleko Hogsmeade.

*

- Słuchaj, Harry, musimy porozmawiać - zaczął, a Gryfon widział po nim dobrze, że jest bardzo czymś przejęty. - Potrzebuję czegoś, co do ciebie należy.

- Jasne - przytaknął powoli, próbując rozczytać się w jego nerwowych oczach. - O co chodzi?

- Tydzień temu, kiedy z pomocą podręcznika Księcia Półkrwi uwarzyłeś najlepszy eliksir...

- Nie mogłem ci powiedzieć, jak dokładnie to zrobić - przerwał mu Harry na swoją obronę. - To byłoby zbyt podejrzane. Slughorn odebrałby mi książkę, która może nam obu pomóc w...

- Mam gdzieś tę książkę! - przerwał mu, niechcący podnosząc głos. Gryfon spojrzał na niego zdziwiony, jakoś dziwnie, więc Draco wziął go za rękę i przeszedł parę kroków dalej. - Słuchaj, Harry, otrzymałeś wtedy od Slughorna Płynne Szczęście. Nie użyłeś go jeszcze, prawda?

- Nie - przyznał - powiedziałbym ci.

I kiedy Harry nadal nie miał pojęcia, o co mu chodzi, Draco odetchnął z ulgą.

- Dobrze - ciągnął Ślizgon. - Potrzebuję go. Felix Felicis.

Ale że mówił do Harry'ego tonem tak nieznoszącym sprzeciwu jak nigdy wcześniej, Gryfon tylko spojrzał na niego podejrzliwie.

- Po co?

- Nie mogę ci powiedzieć. To moja sprawa - uciął Ślizgon, mało myśląc o tym, że u Harry'ego wzbudzi to tylko większe podejrzenia, które z chłodnym wyrazem szarych oczu zakłują go tylko w pierś. - Po prostu go potrzebuję.

Jeszcze dwa lata temu Harry prowadził jednak z Draconem otwartą wojnę - więc nie takie spojrzenia już od niego znosił.

Harry cofnął dłoń, na której Draco do tej pory zaciskał swoją, ale sam nie zrobił ani kroku w tył. Skoro Ślizgon nie chciał rozmawiać z nim w charakterze chłopaka, o którego z coraz mocniej przejmującego uczucia po prostu się troszczył, niech zaufa mu po prostu - jako dobremu przyjacielowi.

- Do czego tak potrzebne jest ci szczęście, Draco, że wyglądasz, jakby nie było niczego, czego byś dla zdobycia go nie zrobił?

- Słuchaj, Harry - powtórzył jak na ostatniej nici równowagi - jeśli zależy ci na moim dobru, daj mi ten eliksir.

- Co to znaczy? - zapytał tylko Harry, czując, że wyznawanie mu teraz, jak bardzo Ślizgon stał się w ostatnich miesiącach jego najistotniejszą myślą i najdelikatniejszą troską, nic po prostu nie da. Bo chociaż chciał Dracona zrozumieć i pomóc, czuł, że on nie chce jego pomocy - po prostu spełnienia warunku.

- Już ci mówiłem, że jest dla mnie prawie bezcenny.

- Przykro mi, Draco. Ale ja również go potrzebuję - odmówił, nawet jeśli nie miał jeszcze dokładnego zastosowania dla Płynnego Szczęścia.

Merlinie, przecież oddałby mu ten eliksir w dwie minuty, gdyby Draco tylko spokojnie poprosił, nie zdradzając nawet, do czego chce go użyć.

- Niby do czego?

- Po prostu - wzruszył ramionami, samemu nie zamierzając się w takim razie Draconowi tłumaczyć. - Powiedz mi, do czego ty chcesz go użyć, a wyjaśnię ci, do czego jest potrzebny mnie. Razem zdecydujemy, kto potrzebuje go bardziej.

- Ja, Potter!

- Nie wrzeszcz. Co się dzieje, Draco?

Ślizgon ostatni raz spojrzał sfrustrowany w jego oczy, uparte, ale gotowe ustąpić, jeśli i on to zrobi. Dlatego wiedząc, że eliksiru nie dostanie, zacisnął usta i więcej na Harry'ego nie spojrzał.

- Nie twój interes.

*

To była jedna z niewielu przerw, kiedy obaj mogli spokojnie wyjść na zewnątrz, ramię w ramię, i nie mieć do siebie nawzajem ani niczego innego żadnych ale.

Draco przeprosił go parę dni wcześniej, mimo że nadal nie chciał wyjawić mu, do czego potrzebował Felix Felicis - i więcej nie zająknął się na ten temat, a Gryfon czekał na razie na dobry moment, żeby znowu zapytać.

Harry się roześmiał, mocniej ściskając przy tym dłoń blondyna.

- Od kiedy to interesują cię Ron i Hermiona? - spytał, bo właśnie o nich Draco go zagadnął.

- Po prostu nie chciałem rozmawiać o niczym poważniejszym, pasuje?

Ślizgon wywrócił przy tym oczami, rozglądając się wcześniej po zimnych błoniach Hogwartu. Ale Harry spojrzał na niego jakoś poważnie.

- Więc nie rozmawiajmy. Wychodzi na to, że obaj czegoś o sobie nie wiemy.

- Czego ja nie wiem? - spytał Draco, zdając się naprawdę zaskoczony.

- Powiem ci - obiecał nieustępliwie - kiedy ty też będziesz gotowy ze mną porozmawiać.

Draco pokiwał głową zrezygnowany, nie zamierzając się już o to kłócić.

*

- Potter, gramy ze Ślizgonami - podkreślili mu to setny raz tej godziny, mimo że to Harry był tutaj kapitanem. - Wszyscy wiemy, że chodzisz z Malfoyem, ale...

- Ale nie na boisku, wiem - zapewnił całą drużynę Gryfonów, w tym Rona. - Nie dam mu umyślnie wygrać.

- Nie o to chodzi, szukającym jesteś najlepszym, jakiego Gryffindor miał.

Więc Harry spojrzał na nich z niezrozumieniem, zanim usłyszał w roli wyjaśnienia:

- Oczy na Złoty Znicz, jasne?

Harry uśmiechnął się tylko, słysząc krótki śmiech wokół i kiedy Ron poklepał go po ramieniu.

- Jasne.

Ale nawet gdyby Harry im to obiecał, nawet gdyby przysiągł, nic by to nie zmieniło.

Draco nie pojawił się na meczu, z zamku rzucając tylko ponure spojrzenie na boisko, zanim zniknął za drzwiami na siódmym piętrze.

*

- Co to za Vane?

- Gryfonka z naszego roku, jak się okazuje - wyjaśnił Harry, idąc z Draconem w stronę Skrzydła Szpitalnego. Uśmiechnął się na wczorajszą awaryjną wizytę jego i Rona u Slughorna, bo wiedział już, że Weasleyowi nic nie będzie. - Częściowo przez jej czekoladki, które chciała dać mnie, Ron trafił do skrzydła szpitalnego. Wypił coś od Slughorna i...

- Ostatnio sporo masz tych fanów - przerwał mu Draco, jakby ignorując tę drugą część. - Muszę iść - dodał sucho, zanim odwrócił się i odszedł nagle w pół drogi. Harry'emu nie zostało nic innego, jak tylko obejrzeć się za nim i dogonić Hermionę.

*

Draco od początku transmutacji ignorował profesor McGonagall w takim stopniu, że nawet Harry to zauważył. I Gryfon postanowił zaraz po lekcji zapytać go, co się stało, że zachowuje się ostatnio tak, że przestawał przypominać siebie.

Starał się to ukrywać i nawet jeśli Harry nie spędzał z nim tyle czasu, ile przed wakacjami - to właśnie po tym Gryfon poznawał bez żadnych jego wyjaśnień, że coś jest nie tak.

Profesor McGonagall jednak go uprzedziła i Ślizgona wśród kilkoro innych uczniów poprosiła o wypracowanie, które mieli na dziś napisać. To samo, które Draco zaczął pisać dopiero przed zajęciami, i Harry doskonale o tym wiedział.

Więc kiedy Draco nieobecnie i bez słowa patrzył na profesor McGonagall, która stała za swoim biurkiem, Harry ich eseje podmienił, korzystając z tego, że ich wspólna ławka i tak nie była najbardziej uporządkowana. A Ślizgon, nawet tego nie zauważając, wstał i podszedł do profesor McGonagall, żeby oddać jej pergamin, z obojętną, trochę arogancką miną. Stał jeszcze przy jej biurku, kiedy ona od razu rozwinęła rolkę - i sam się zaskoczył, że cała jest zapisana. Ale bez słowa wrócił do Harry'ego, tam wymienił z nim pytające spojrzenie, ale porozmawiali dopiero na przerwie.

- Zawalasz lekcje, Draco - zauważył Harry, kiedy tylko opuścili klasę. - Ja wiem, że jestem ostatnią osobą, która może ci coś takiego wypominać, ale zawsze byłeś najlepszy.

- Czyli to ty - skwitował Draco. - Tak myślałem. Dałeś mi swój esej. Twojego gryfońskiego ego nie boli, że ocena pójdzie pod moje nazwisko?

Harry wzruszył ramionami.

- Spokojnie - zbył go, uśmiechając się pod nosem. - Spisałem od Hermiony. Przecież nie dałbym ci czegoś, co ja wymęczyłem.

Podejrzewał, że wtedy nie byłoby żadnej różnicy, gdyby nawet Draco oddał McGonagall wypracowanie napisane tylko w ćwiartce.

- Granger się wścieknie, że oddałeś go akurat mnie.

Jemu też się nie podobało, że pośrednio pomógł mu ktoś taki jak Hermiona. Ale lepsze to niż nic - czy też niż parę zdań nabazgranych w pośpiechu pięć minut przed lekcją.

Harry znowu wzruszył lekceważąco ramionami.

- Nie powiem jej.

Draco chwilę milczał, patrząc tylko na Harry'ego. Póki Gryfon nie wiedział, co nie daje blondynowi spokoju, niewiele mógł zrobić. Ale to, że i tak lojalnie pomagał mu w tych drobnych rzeczach, w których mógł, żeby Draconowi było łatwiej, sprawiało, że Ślizgon cenił go bardziej niż kiedykolwiek, kiedy jednocześnie jego pomocy po prostu nie mógł przyjąć. I Harry dawał mu też do zrozumienia, że chciałby wiedzieć, co tak naprawdę się dzieje, bo w jego niepokoju zorientował się najszybciej.

- McGonagall pozna, że to nie moje pismo. A nawet jeśli nie, to nazwisko Harry Potter na końcu może jej co nieco powiedzieć.

- Nie jestem głupi. Nazwisko zmieniłem. A o charakter pisma raczej nie powinieneś się martwić. Nie jesteśmy jej jedynymi uczniami.

Draco spojrzał na niego sceptycznie, ale kiwnął głową.

- Dzięki, Harry.

Ale zaraz potem odwrócił się już i znów odszedł, znów w tylko sobie znanym kierunku, znów gasząc uśmiech Harry'ego, zanim jeszcze zdążył w pełni wypłynąć na jego twarz - a Harry znów podążył za nim wzrokiem.

*

Draco mógłby bardzo łatwo wykorzystać Harry'ego, gdyby tylko chciał. Ale to, czego chciał, to jak najlepiej dla niego, dlatego jego starał się chronić, samemu robiąc to, co musiał. A bojąc się panicznie, że Harry poznałby prawdę i nie chciałby go dłużej znać, unikał go.

Nie z bezwzględności. Z rozdarcia, kiedy ostateczny wybór nie należał do niego, kiedy mógł tylko o Gryfonie myśleć i pozwalać męczyć się bolesnej świadomości, w jakiej sytuacji bez słowa go postawił.

*

- Idziesz na herbatę do Klubu Ślimaka? - zdziwił się Ron, kiedy Harry wieczorem chciał wyjść z dormitorium w bardziej eleganckiej szacie. Zbliżała się zima, dlatego za oknami było już ciemno.

Harry spojrzał na niego ponuro.

- Liczę, że Draco tam będzie - westchnął zrezygnowany, chwytając się już naprawdę każdej możliwości, żeby spróbować z nim porozmawiać. - Mnie ostatnio unika, więc może dla Slughorna znajdzie trochę czasu.

Było tak, że Harry naprawdę nie wiedział już, czy Ślizgon próbuje unikać jego, kiedy znika gdzieś na całe dnie i nawet na Mapie Huncwotów Potter nie mógł go odnaleźć, czy może robił wtedy coś zupełnie innego. Może jedno i drugie, ale ani o tym, ani o tamtym nie chciał Harry'emu nic powiedzieć.

Na lekcjach również nie rozwiązywali tego problemu - bo Draco po prostu często się na nich nie pojawiał.

Merlinie, tęsknił za nim, tym bardziej, że coraz bardziej się o niego niepokoił. I nie wymagał od Dracona tego, żeby był znów taki jak przed kilkoma miesiącami, żeby rozśmieszał go co drugą minutę, co czwartą przytulał i co szóstą irytował w najlepsze. Jedynie tyle, żeby tak jak wtedy mu zaufał i przestał traktować jak dziecko, które można od tak wyminąć, bo i tak niewiele zrozumie.

Rozumiał. Rozumiał na razie tyle, że żal mu tego, co też martwiło go teraz bardziej niż cokolwiek innego. I że tęsknił do rozmowy z kimś, u kogo zawsze znajdował dobrą radę, a kto w ostatnich dniach odsuwał go tak, jakby był przekonany, że od niego na pomoc nie może liczyć.

- Zamierzasz gapić się na niego przez stół? - spytał jeszcze Ron, kiedy Harry uchylił już drzwi.

- Jeśli przyjdzie - przytaknął. - Tak, Ron, zamierzam.

Po prostu brakowało mu widoku człowieka, którego zdążył pokochać.

*

Draco wpatrywał się skupiony w starą książkę, pochodzącą od Borgina i Burkesa, pełną też jego własnych notatek, na swoich kolanach. W ciszy, bo w dormitorium był sam, nie pozwalając zresztą żadnemu ze Ślizgonów sobie przeszkadzać, zwłaszcza, że było już po zajęciach i nawet kolacji.

Wyjątkowo nie robił tego w Pokoju Życzeń, bo Harry coraz częściej wypytywał go o to, gdzie spędza większość dnia. Niech napatrzy się na tą swoją Mapę Huncwotów i zobaczy, że siedzi grzecznie w dormitorium.

Ale usłyszał nagle jakiś cichy dźwięk i nawet zanim jeszcze zorientował się, co to jest, zatrzasnął książkę na swoich kolanach. Rozejrzał się nerwowo, ale na środku pokoju zobaczył tylko Zgredka.

- Dobry wieczór, sir - skłonił się na przywitanie dawnemu panu, zanim pstryknął palcami i przed Ślizgonem na łóżku pojawiła się niewielka taca z kanapkami. - Proszę, sir. Nie było panicza na śniadaniu ani kolacji i dlatego Zgredek...

- Kto cię tu przysłał? - przerwał mu Draco, domyślając się szybko, że skrzat przecież sam się nad nim nie zlitował. Zgredek najpierw bez słowa pokręcił głową.

- Zgredkowi nie wolno powiedzieć, sir.

Draconowi te słowa tylko potwierdziły wszystkie jego domysły - ktoś, kto pamiętał o nim, chociaż sam był zbyt uparty i dumny, żeby znowu samemu go szukać.

Czyli, no proszę - Zgredka przysłała druga taka jak on istota pod tym względem, że Draco ją lubił, chociaż nie powinien.

- Dobrze, Zgredku - westchnął, odkładając na chwilę swoją książkę na bok, chociaż ciągle trzymał na niej dłoń. - Ale zrób coś dla mnie. Weź z kuchni trochę soku dyniowego i zanieś to Gryfonowi, który go lubi. To ten sam, który kazał ci tu przyjść. I zabraniam ci mówić mu, kto cię o to prosił.

Zgredek co prawda nie miał pana, ale Draco wiedział, że jego posłucha przez wzgląd na dawne lata.

- Oczywiście, sir.

Zgredek zniknął, a Draco tak naprawdę wyciągnął z tego tylko jeden wniosek - musi wymyślić coś, co sprawiłoby, że nawet skrzat nie pojawi się nagle i z zaskoczenia w jego dormitorium, bo teraz jak nigdy potrzebował sekretu i prywatności.

*

Draco już w grudniu nie chciał dłużej tego przed nim ukrywać. W pewnym rodzaju odwagi, której przy Harrym nabierał, zignorował myśl, że zbyt szybko się łamie.

Dlatego godzinę temu przez skrzaty domowe podał Gryfonowi krótki list, w którym wyznaczył mu czas i neutralne miejsce na rozmowę. I liczył tylko, że Harry przyjdzie, i znając jego niecierpliwość, Ślizgon czekał na niego po ciszy nocnej przy jeziorze na chłodnych błoniach Hogwartu, nie chcąc żadnych świadków tej rozmowy.

Miał szczęście, że Harry nawet na taką niedającą mu nic do powiedzenia prośbę o spotkanie czekał od trzech tygodni, czyli odkąd jakby przestał dla Ślizgona istnieć. Dlatego Draco już po kilkunastu minutach w ciszy po zmroku najpierw tylko usłyszał znajome kroki, a potem zobaczył ich właściciela, kiedy Harry zdjął pelerynę niewidkę na parę kroków przed nim i kamienną ławką, na której siedział.

Gryfon zajął sobie miejsce na drugim jej końcu, bo coś ostrożnie nie kazało mu próbować zbliżać się do Dracona, z którego w milczeniu nie spuszczał wzroku, z cichego, zrezygnowanego, jakby już skończyli rozmawiać, pierwszy raz tak niepilnującego swoich myśli i postawy, że Harry był pewien, że mógłby wyczytać je bez żadnych jego słów. Ale to tym bardziej zbiło go z tropu.

Bo Ślizgon w pewien sposób pozwalał sobie na swobodę nadal jak przy kimś dobrze zaufanym, ale jego ostatnie milczenie, które zresztą było głównym powodem tego spotkania, wcale nie dawało Harry'emu poczucia, że on jakkolwiek jeszcze na nim polega.

- Ufam ci, bo zależy mi na tobie, i tylko dlatego ci to mówię - odezwał się Draco pierwszy, żeby mu to wyjaśnić, bo nawet w mroku zauważył wyraz tych jasnych oczu. - Że niedawno pojawiło się coś, co stało się dla mnie równie ważne co ty. Powinieneś wiedzieć.

- Zauważyłem - odpowiedział, mimo łagodnego tonu nie mogąc się jednak pozbyć z niego pewnego dystansu. I nie czekając, aż Draco mu wszystko wytłumaczy, sam zapytał: - Zamierzasz w końcu powiedzieć mi, co takiego robisz w Pokoju Życzeń, kiedy codziennie spędzasz tam kilka godzin? Już dawno się domyśliłem - dodał na pytające spojrzenie Ślizgona.

Jakkolwiek źle by tego nie okazywali, obaj za swoim samotnym towarzystwem tęsknili, dlatego nie starając się tego ukrywać, chwilę wcale się nie odzywali. Harry siłą rzeczy znowu zastanawiał się, co Ślizgon o nim myśli, skoro to, co o nim mówił, bardzo przeczyło temu, jak przez ostatnie dni go traktował.

Może był po prostu skończonym idiotą, ale jakoś bardziej wierzył jego słowom niż czynom.

I kiedy Gryfon tak mimo woli się w niego wpatrywał, pomyślał, że on, bardziej niżeli szare, ma oczy srebrne. Może to tylko w tę jasną noc błyskiem przypominały tak nieschowany pod chmurami księżyc.

Draco w końcu podał mu lewą rękę, nie próbując jednak przysuwać się bliżej - i Harry, nie wiedząc, po co to zrobił, po prostu wziął ją w swoją. I dopiero wtedy, jakby zirytowany tym, że Gryfon nadal nic nie wie i nie rozumie, Draco pociągnął swój rękaw w górę.

Wiedział, co Harry powie, dlatego poprosił go o przyjście tu tak późno - nie tylko z ostrożności. Chciał chyba jak najdłużej zachować go jako swojego i nie wiedzieć, jak to w tym wszystkim jeszcze jest go nie mieć.

Harry cofnął się odruchowo, nerwowo podnosząc wzrok z jego ramienia na twarz, jakby myślał, że ktoś go oszukał, że zobaczy tam już kogoś innego. A Mroczny Znak nad zaciśniętą pięścią Ślizgona był ciemniejszy od nocy, bo nie przyjmował srebrnego światła gwiazd, od którego reszta jego skóry zdawała się jeszcze bledsza i zimniejsza.

I po tym, jak Harry na niego patrzył, Draco od razu poznał, że bardzo go przestraszył, ale nie zaskoczył - i to było coś, czego Gryfon od dawna najbardziej się obawiał. Że któregoś dnia dowie się, że kocha śmierciożercę.

A Draco pozwalał mu patrzeć. Było w nim coś, co chciało, żeby Harry wiedział, o kogo tak się martwił.

- Draco... - zaczął, pierwszy raz od dłuższej chwili podnosząc na blondyna oczy. Czuł jakiś chłodny wiatr na twarzy mimo że pogoda była spokojna. - Dlaczego?

Draco cofnął sztywno rękę, mimo że nie poprawił rękawa koszuli i nawet na Harry'ego wtedy nie patrzył.

- Bo tego chciałem.

Harry nie chciał wierzyć jego wyniosłej twarzy i głosowi, który brzmiał zupełnie beznamiętnie, kiedy dla niego samego coś przełamało się na pół.

- To jest kara dla twojego ojca - szepnął nagle Harry tak boleśnie wystraszony, że Ślizgona zaskoczyło to i wreszcie spojrzał na niego z jakimkolwiek wyrazem. - Za to, że w czerwcu nie zdobył przepowiedni. To... Cholera, Draco, to moja wina. To ja nie oddałem jej Lucjuszowi, dlatego oni ci to zrobili! Przepraszam!

- Nie rozumiesz - odpowiedział głośniej, szczerze zdziwiony zachowaniem Harry'ego, który w tym wszystkim jeszcze mu współczuł i mówił jak o własnym niewybaczalnym błędzie. - Ja się na to zgodziłem, Potter.

- Zginąłbyś, gdybyś się nie zgodził.

- To nie tak - poprawił go znowu, poirytowany tym okropnym żalem w zielonych oczach, który czytał sobie jako niepotrzebną litość. - Chciałem tego. A Czarny Pan docenił, że nie próbowałem uciekać.

- Na Merlina, to jest zemsta na twoim ojcu, Draco! - powtórzył Harry głośniej, kiedy zaczął rozumieć, że on mówi zupełnie poważnie. - Nie żaden zaszczyt! Nie wierzę, że jesteś z tego dumny! Że wybrałeś stronę Voldemorta! Ty taki nie jesteś!

- Nie wiesz, jaki jestem, Potter.

Harry wstał nagle, przerażony i losem Ślizgona, i tym, jak on naiwnie zgadzał się na niego.

- Ale wiem, jaki jest Voldemort! Znam go dużo lepiej niż ty! Bawi się tobą i zabije przy pierwszej lepszej okazji!

- Nic o nas nie wiesz - stwierdził cicho Ślizgon, ale Harry nie wiedział i wcale nie chciał wiedzieć, o kim on mówi.

- Was? - powtórzył po nim, kiedy ramiona miękko mu opadły. - A co z nami, Draco?

Ale Ślizgon zacisnął tylko usta i odezwał się do niego ostatni raz tej nocy, podnosząc na niego oczy po prostu nieprzyjemne i ostre:

- Jeśli to się wyda, Potter, będę wiedział, że to ty.

*

Chciał wierzyć, że Draco jest bardzo dumny i tylko boi się przyznać do strachu, że tak naprawdę wciąż jest z nim po tej samej stronie - ale kiedy Harry przywoływał w pamięci widok Znaku, który zabił jego rodziców, Syriusza i Cedrika, na ramieniu tego chłopaka, po prostu nie umiał patrzeć na niego tak samo.

Trochę chłodniej. Z bardziej ograniczonym zaufaniem.

*

- Wiesz dobrze, kim obaj jesteśmy. Dlaczego próbujesz to zmieniać, Potter? - spytał poirytowany, kiedy Harry znów próbował namówić go do zmiany zdania.

- Bo wiem, że ty też nie chcesz, żeby to już zawsze tak wyglądało.

- Nie będzie wyglądać tak zawsze. To się skończy, kiedy jedna ze stron wygra.

- Nie - powtórzył Harry, mając wrażenie, że on w ogóle nie słucha. - Kiedy wygra Voldemort, nie będzie żadnego końca! Tylko dla nas! Tego chcesz?

- O czym ty mówisz?

- Ufam ci, że podejmiesz dobrą decyzję - spróbował jeszcze raz Gryfon. - Nie o siebie się boję. Ale któregoś dnia dojdzie do walki między mną a Voldemortem. Dlatego nie każ mi wtedy patrzeć, jak stoisz w jego szeregach.

- Nie używaj tego imienia.

Ale Draco długo potem milczał, więc Harry uspokoił się przez ten czas i dokończył:

- Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno. Będę czekać na ciebie po drugiej stronie. Ale po tej ty na mnie nie możesz.

Harry nie chciał mu grozić, a dać wybór. Nie chciał szantażować uczuciami, bo nie na nich mu teraz zależało - jedynie na jego życiu, jeśli nawet nie wiązałby go już z nim.

*

- Harry.

- Co się stało?

Gryfon pozwolił mu zatrzymać się na środku Sali Wejściowej, jednak patrzył na niego bez większego wyrazu, bo też wiele ze sobą przez ostatnie kilka dni nie rozmawiali.

- Jednak... - zaczął Ślizgon, widząc, że Harry jest jednak gotowy, żeby go wysłuchać - nadal ci na mnie zależy.

Harry spojrzał na niego niemal znudzony.

- Jakby to nie było oczywiste.

Ale słyszał też, że Draco od ostatniego razu spuścił z tonu.

*

- Wiesz, kim była moja matka? - zapytał Harry w tej samej nerwowej atmosferze, w jakiej ostatnio zawsze z Draconem rozmawiał. - Była mugolakiem. Pochodziła z mugolskiej rodziny.

- Wiem, co to znaczy.

- Przeszkadza ci to? Gdyby żyła, patrzyłbyś na nią tak samo, jak dziś patrzysz na Hermionę? Przeszkadza ci, że jestem mieszańcem? Czy ty, jako czarodziej czystej krwi, stawiasz mnie po tej drugiej stronie, którą wymyśliłeś sobie jako gorszą? Przeproś, Draco, albo naprawdę stańmy po przeciwnych stronach. Naprawdę chcesz ze mną walczyć? Myślałem, że cię znam, i nie chcę tego. Masz moją pomoc. Zrób z nią, co chcesz.

Draco nigdy nie słyszał od niego takich ostrych słów, więc przez chwilę nie wiedział wcale, co ma powiedzieć. Harry patrzył na niego zawzięty i po prostu zły, zanim się odwrócił i Ślizgon wtedy dopiero dość cichym tonem, który ledwo odróżnił się od kroków Gryfona, odpowiedział:

- Przepraszam, Potter. Masz moją dumę. Zrób z nią, co chcesz.

I to on wyszedł pierwszy.

*

I go kochał, i musiał stać za Czarnym Panem. To nie takie proste.

I musiał walczyć z tym, kogo znak Draco nosił na sobie, i go kochał. To też nie takie łatwe.

I wzajemnie bali się o swoje życie, i też znów Harry rozumiał go lepiej, niż Ślizgon przypuszczał.

A z czasem zaczął bać się i nienawidzić tego Znaku.

*

- Przepraszam, Harry. Tak cholernie cię przepraszam.

Gryfon przyklęknął przy nim na podłodze łazienki Jęczącej Marty o tyle łagodniej i z o tyle dużą ulgą, że czuł, że wreszcie jest w stanie Draconowi pomóc, a nie tylko patrzeć na niego bezsilnie, wiedząc już, co go męczy - bo on wreszcie tej pomocy chciał.

- Ja też. Przepraszam.

I kiedy Ślizgon spojrzał na niego zaskoczony, Harry usiadł pod ścianą przy jego ramieniu i mówił dalej:

- Nie pozwolę mu zabrać sobie jeszcze ciebie. Wiem, że nie miałeś nic do gadania. Nieważne, co myślałeś wtedy. Żałujesz, że to się stało, przecież wiem.

Draco znów popatrzył na niego z pytaniem, ale Harry uśmiechnął się tylko tak pocieszająco, jak nie robił już tego od wielu dni.

- Trochę się już znamy, Draco. I widzę trochę więcej, niż ci się wydaje. Nie wiem, co musiałbyś zrobić, żebym się od ciebie odwrócił.

- Ja chciałbym się z tego wycofać, Harry, przysięgam. Ale po prostu nie mogę. Nie mogę zdradzić Czarnego Pana, nie rozumiesz?

- I nie zdradzisz - odpowiedział Harry, podając mu wtedy rękę, której Ślizgon nie puścił aż do późnego wieczora, kiedy rozeszli się do dormitoriów. - Jeśli tak naprawdę nigdy w niego nie wierzyłeś. Postawić się mordercy to odwaga, nie tchórzostwo, Draco.

*

- Boję się, Harry.

I Gryfon naprawdę cenił, że mu o tym powiedział, czując, że Draco, zdolny do żalu i zwykłej słabości, nie pasuje do nich.

*

- Pokaż mi go - poprosił Harry, patrząc nieustannie na jego lewe przedramię. - Nie bój się. Nie widzę Znaku po raz pierwszy.

Draco od razu posłuchał, ale niepewny, co Gryfon zrobi.

A Harry tylko przyłożył dłoń do jego ramienia jak dawniej, mimo że ostrożnie, to delikatnie jak do drogiego jedwabiu. I chociaż dotykanie Mrocznego Znaku sprawiało mu piekący ból przy bliźnie na czole, tuż pod nim splótł jego dłoń ze swoją.

- Mówiłeś, że... - zaczął cicho blondyn, wstrzymując na to wszystko oddech, kiedy śledził każdy ruch Harry'ego.

- Przepraszam. Mówiłem też, że nie zostawię cię z niczym samego. To ważniejsze.

Może nie chciał, żeby Gryfon widział, że wygląda, jakby miał się rozpłakać, kiedy zmusił go do mimowolnego zmrużenia oczu, z ciężko unoszącą się klatką piersiową przechylając się nagle, żeby wziąć jego twarz w dłonie i pocałować. I nie dał mu wielu szans na oddech, bo brakowało mu tego już od dawna. Czy też tygodnia, ale to wszystko jedno przy takiej potrzebie jego niemego i najszczerszego jestem.

I ten ufny płomień w sercu stał się ważniejszy od czegokolwiek innego, ostatecznie rozwiązując w Ślizgonie spór między własnym Wybrańcem a Czarnym Panem.

*

Ron i Hermiona spojrzeli po sobie dziwnie.

- No co? - ponaglił ich Harry.

- Nie chcieliśmy się wtrącać, Harry - zaczęła ostrożnie Hermiona.

- Ale myślimy, że powinieneś z nim jak najszybciej skończyć - dopowiedział Ron. - Jeśli cię kocha, dlaczego stoi za czarodziejem, który chce cię zabić?

*

- Dumbledore pozwolił mi rozmawiać o tym tylko z przyjaciółmi. Jestem prawie pewien, że miał na myśli wyłącznie Rona i Hermionę, ale... Nie powiedział nic o tobie, a ja uznałem, że ty przecież też jesteś moim przyjacielem. Nie mogłem ci nie powiedzieć. To zbyt wiele znaczy.

- Do rzeczy, Harry - poprosił, dawno już nie widząc takiej powagi w jego zielonych oczach.

- Krążą plotki o Wybrańcu, Draco. Musiałeś słyszeć.

Ślizgon skinął powoli głową.

- Mówi się, że to ty, Potter.

Harry przytaknął, dając mu chwilę w ciszy, żeby zrozumiał i nie próbował zaprzeczać niememu Tak wypisanego na jego twarzy.

- Ja słyszałem tę przepowiednię, Draco - dodał później. - Według niej, albo Voldemort zabije mnie...

- Albo to Czarny Pan zginie z twojej ręki - domyślił się szybko.

Harry jeszcze nigdy nie widział takiego strachu w jego oczach - ani nie czuł takiej troski w obejmujących go ramionach.

*

- W tym roku zostaję na święta w Hogwarcie. Możesz spokojnie spędzić je u Weasleyów. Obiecuję, że będę co kilka dni pisał.

*

- Dajesz mi nadzieję.

*

- Nie wiem, Ron - odpowiedziała w zamyśleniu Hermiona. - Ale z Malfoyem coś się dzieje.

- Przestał się panoszyć, nie? - dopowiedział Ron, na chwilę przed ciszą nocną wracając z Hermioną do Wieży Gryffindoru. - Aktualnie raczej woli, żeby nikt go nie widział.

- Ale gdyby robił coś złego, Harry by go powstrzymał. Powiedziałby nam.

Ron wzruszył nieprzekonany ramionami.

- Może to Malfoy nie powiedział jemu.

- Na Merlina, tego mam brakowało, żeby przejmować się Malfoyem - westchnęła. - Przecież my go nie cierpieliśmy!

- Jemu to powiedz - odszepnął znacznie ciszej, kładąc jej dłoń na ramieniu, żeby się zatrzymała.

Hermiona spojrzała w stronę, w którą wpatrywał się już Ron. Zatrzymali się niedaleko uchylonych drzwi pustej klasy, w której końcu stały dwie sylwetki. Patrzyli parę sekund w ciszy jak na coś w pewien sposób szalonego, jak Malfoy przygarnia do siebie ich przyjaciela - a może odwrotnie - przyciskając głowę do jego skroni. Bo drzwi zaraz się zatrzasnęły - Harry i Draco musieli dopiero co tam wejść, jeśli nie zdążyli jeszcze zamknąć ich wcześniej.

- Będzie trzeba mu powiedzieć, żeby ostrożniej dobierali sobie kryjówki - mruknął Ron z dość niewyraźną miną. - Bo za którymś razem to sam Snape ich tu nakryje i Harry nie wyliże się ze szlabanów do końca roku.

- Za co?

- To Snape - żachnął się Ron - na pewno coś wymyśli. Naruszanie jego ostoi zimnego nietoperza pozytywnymi emocjami czy coś w tym stylu. No co? - spytał, bo Hermiona spojrzała na niego dziwnie. - Może moja wrażliwość uczuciowa jednak sięga poza łyżeczkę do herbaty?

Hermiona nie odpowiedziała i śledziła go tylko wzrokiem, kiedy się odwrócił i zdążył już odejść parę kroków.

- Na Merlina, Ron - mruknęła cicho, uśmiechając się sama do siebie, zanim poszła za Ronem, gdy ten obrócił się przez ramię.

*

Draco zacisnął dłoń na przedramieniu, które odezwało się nagle palącym uczuciem, i podniósł wzrok na Snape'a, przerywając mu wpół zdania i sztucznie uprzejmie:

- Profesorze, mogę wyjść?

Snape od razu zrozumiał, dlaczego o to prosi, więc bez większego przejęcia na twarzy skinął głową - i nikogo to nie zdziwiło, jako że Draco był Ślizgonem, którzy zawsze mieli u niego lepiej.

Wszyscy podnieśli zaskoczeni oczy dopiero, kiedy chwilę po nim wstał Harry.

- Ja też - oznajmił, nawet niespecjalnie pytając o zgodę.

Widział, że nawet Snape'a udało mu się zaskoczyć, ale ten uniósł tylko brwi i swoim chłodnym, kpiącym tonem spytał:

- Potter, już nawet do łazienki musicie biegać razem? Wszyscy mamy już dość oglądania was na śniadaniach, obiadach i kolacjach, w ławce na lekcjach, na korytarzach, w pokojach wspólnych Slytherinu i Gryffindoru, na błoniach, na treningach quidditcha i na trybunach. Nikt nie może nawet spokojnie do kuchni po herbatę zejść, żeby was tam nie spotkać.

- Tak - odparł spokojnie Harry. - Musimy.

- Siadaj, Potter.

Harry zacisnął usta i po chwili zapytał, nadal wbijając wzrok w Snape'a:

- Pan też, mam rację?

I mimo że nikt nie zrozumiał, o co Harry'emu chodziło, on wiedział, że Snape, samemu mając Mroczny Znak na ramieniu, wiedział na pewno.

- Idź - zgodził się wreszcie tym bardziej na Gryfona zły. - Ale na przerwie mam cię tu widzieć.

Harry był pewien, że Gryffindor straci wtedy ze dwadzieścia punktów - ale póki co złapał swój plecak i wyszedł za Draconem, nie chcąc, żeby znosił to samemu.

*

- Draco, przepraszam, ja naprawdę nie...

- Harry. Odsuń się, daj mi przejść. Chcę iść na zajęcia.

- Draco, proszę!

- Na Merlina, nie musisz przepraszać mnie setny raz - zatrzymał się nagle, nie próbując już Harry'ego ominąć. Gryfonowi spojrzenie momentalnie uciekło na skraj świeżej, wyrządzonej jego różdżką blizny na jego szyi, której Snape'owi w Skrzydle Szpitalnym nie udało się do końca pozbyć. I coś ścisnęło go za gardło tak, że przez chwilę w ogóle nie mógł na Dracona patrzeć. - Ten podręcznik Księcia Półkrwi jest niebezpieczny. Tak jak jego właściciel. Pierwszy i każdy następny. Pozbądź się tej książki, Harry. Ukryj ją gdzieś, gdzie ani ty, ani nikt inny nigdy więcej jej nie znajdzie. Gdy już to zrobisz... Tam wystarczy mi tylko jedno Przepraszam. Twoja wola, jak będzie wyglądało.

Draco miał ponurą minę i suchy ton, ale to głównie ze względu na świadomość, że Harry pewnie nawet teraz, kiedy przez ostatni tydzień niemal nie rozmawiali, ma tę książkę w plecaku.

Harry pomyślał, że zna dobre do tego miejsce. Więc z wdzięczności skinął głową.

- Jak sobie życzysz.

*

- Już. Nie mam jej i nie wiem, gdzie jest. Mam nadzieję, Draco, że nie boisz się mnie.

Draco był razem z nim w Pokoju Życzeń, ale wcześniej odmówił Harry'emu, kiedy ten poprosił go, żeby to on schował tu podręcznik Księcia Półkrwi - Ślizgon wiedział, że zna to miejsce już tak dobrze, że mógłby znów ją odnaleźć, chociaż Harry'emu tego nie wyjaśnił.

- Mogę zobaczyć? - usłyszał nadal niepewny ton Harry'ego.

Draco spojrzał na niego w ciszy i z tym nieruchomym spojrzeniem sięgnął powoli do kołnierzyka swojej koszuli, żeby rozpiąć dwa pierwsze jej guziki. Ale niewiele to dało, a Harry bez pytania ostatnio nie śmiał się do niego zbliżać.

- Mogę?

Dopiero wtedy Harry odsłonił ostrożnie niewielką część jego klatki piersiowej, żeby zobaczyć na niej słabo widoczne w półmroku Pokoju Życzeń, ciągnące się dalej pod materiał ślady po jego Sectumsemprze. I spojrzał jeszcze raz za kolejnym pozwoleniem na wpatrzonego w swoje ruchy Ślizgona, i złożył ostrożny pocałunek tam na bladej bliźnie.

Draco zmrużył na chwilę oczy, bo pierwszy raz poznał uczucie jego ust pod swoją szyją, na klatce piersiowej, i Harry noże nawet usłyszał przy tym z bliska, jak szybciej zabiło mu serce.

- Przepraszam cię, Draco - powtórzył powoli, z powrotem poprawiając pierwsze guziki jego koszuli. - Gdybym wiedział, że to ty za mną stoisz, wiesz, że nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy.

Draco nie miał nawet pojęcia, jak on fatalnie się ze sobą czuł, kiedy wiedział, że ma przy sobie podręcznik i różdżkę, jakimi bezmyślnie skrzywdził chłopaka, o którego bezpieczeństwo nie mógł dbać bardziej i który niewinnie mu ufał.

- Nie chciałeś - przerwał mu Draco tym, czego Harry sam bał się powiedzieć, żeby nie brzmiało to jak żałosne usprawiedliwienie. - Już w porządku, Potter. Ale mam teraz na ciele twój trwały ślad. Więc już się mnie nie pozbędziesz.

Harry miał wrażenie, że on uniósł delikatnie kąciki ust. I Gryfon naprawdę nie wiedział, co Malfoy ma w głowie, skoro blondyn zamiast nie móc więcej na niego patrzeć, powiedział mu jeszcze, że chce z nim zostać. Ale chyba nie miał powodów, żeby narzekać.

- Kocham cię - wyrwało się Harry'emu, kiedy wreszcie rozluźniła się zaciśnięta od kilkunastu dni ręka na jego gardle - i na Merlina, nie wiem, co by się, gdybym coś ci zrobił.

- Już jest dobrze. W samą porę, żebym mógł powiedzieć ci, że nie wiem, co musiałbyś zrobić, żebym się od ciebie odwrócił - powtórzył po nim coś, co kiedyś już usłyszał od Harry'ego. Gryfon zaskoczony nie zareagował nawet, kiedy blondyn ze swoim głupim uśmiechem przerwał i ruchem dłoni pomógł mu poderwać głowę w górę, sobie dając prostszą możliwość do krótkiego pocałowania jego ust. - Bo cię kocham, Potter.

*

- Nie śmiałbyś tego zrobić, Malfoy.

- Trzeba było patrzeć, bo już to zrobiłem. Ale specjalnie dla ciebie, Harry, powtórzę.

- Zakład, że będę pierwszy?

*

Zdarzało się czasem, że do tak późna siedzieli razem w jednym z dormitoriów Ślizgonów, że jeśli tylko było poza nimi puste, Harry tam zasypiał. Zwykle za naleganiem Dracona, kiedy widział, że on nie najlepiej się czuje.

Harry mógł wtedy zasnąć choć trochę łatwiejszym snem, a Ślizgona czuwanie nad nim zajmowało i uspokajało, kiedy rzucał mu co chwilę spojrzenia ze swojego biurka.

Przy okazji Draco wieczorami starał się uczyć go oklumencji, o ile ten, wracając od Snape'a, miał jeszcze na to siłę. Ale Harry zgadzał się na to o tyle łatwiej, że Ślizgonowi ufał nieporównywalnie bardziej niż nauczycielowi, nie obawiając się, co blondyn mógłby przypadkowo zobaczyć, i liczył, że im szybciej się tego nauczy, tym szybciej Snape da mu spokój.

- Co się stało? - odezwał się, kiedy tylko zobaczył, że Harry poruszył się niespokojnie we śnie i otworzył nagle błyszczące zielenią oczy. - Jestem. Zostanę, ile będziesz potrzebował.

- To znaczy, że w ogóle masz zamiar kiedyś zniknąć? - spytał po chwili w odpowiedzi, kiedy blondyn podszedł bliżej i usiadł obok.

- Wiesz, że będę musiał. Wiesz, że nie chcę. Ty się przed nim bronisz, Harry, przed tym, co teraz cię obudziło. Ale kiedy ty śnisz te koszmary, ja buduję je na jego polecenie.

Harry wstał, równie zmęczony, co kiedy mimowolnie zasnął, pozbywając się resztek spojrzenia oczu Voldemorta ze swoich. I mocniej przycisnął do siebie obejmujące go ramię, zaciskając na nim palce.

- Ty też nie śpisz - zauważył nagle Gryfon. - Obudziłem cię? Chcesz porozmawiać?

- Nie, Harry. Nie chcę rozmawiać, bo wszystko już o swoich koszmarach wiemy. I nic to nie da. Wolę, żebyś był dla mnie bezpiecznym snem.

*

A szare oczy mokre od łez i czarne loki splątane od bezsennych nocy towarzyszyły im coraz częściej, kiedy oni towarzyszyli sobie nawzajem.

*

- Nie mów tak o nim.

- Bo to twój chłopak?

Harry uśmiechnął się słodko.

- Bo ci po prostu przywalę.

*

- Ona nie rozumie - westchnął Ślizgon, zrezygnowany, przytrzymując przy sobie Harry'ego, opartego wygodnie o jego klatkę piersiową. Z późną wiosną zrobiło się cieplej i wreszcie znów mogli wyjść z zamku do miejsca, gdzie nikt nie słyszał ich rozmów, nienadających się do niczyich innych uszu. - Rzadko mówię jej o tobie, ale ostatnio często pyta. Uważa, że powinienem to wykorzystać. Sprzedać cię jemu. Zaprowadzić w ręce, które już by cię nie wypuściły. Pansy twierdzi, że to wszystko by się wtedy skończyło, kiedy ty... Ale ja myślę, że to nie byłby koniec. Coś dużo gorszego dopiero wtedy by się zaczęło. Nie mogę nawet myśleć, że mógłbym...

- Wiem - przerwał mu łagodnie, ale zupełnie pewny. - Wiem, Draco. Wiem, że byś tego nie zrobił. Rozumiem. Ron i Hermiona... Oni sądzą, że jeśli wypłaczę się Dumbledore'owi, to rozwiąże wszystkie moje problemy. Próbują mnie przekonać, żebym powiedział mu o tobie. O Mrocznym Znaku. A nie zrobię tego, dopóki ty się nie zgodzisz. Chcą dobrze, ale nie rozumieją, jak to jest nosić na sobie nadzieje wszystkich liczących na śmierć Voldemorta.

Draco drgnął na to imię, bo czuł, że to jeden z ostatnich spokojnych dni, chociaż Harry nie wiedział, jak jest to pewne, mimo że przez swoją więź z Czarnym Panem musiał dzielić jego złe przeczucia.

- Tu nie musisz się o to martwić. Możesz tak samo mieć nadzieję jak każdy inny. Tu jesteś taki jak wszyscy, Harry, i wyjątkowy tylko dla mnie.

- Dzięki, że nie masz mnie za przepowiedzianego bohatera.

- Dzięki, że nie masz mnie za bezwzględnego śmierciożercę.

Harry odetchnął i odwrócił się, żeby móc na niego spojrzeć.

- Jak jest, Draco?

- Czarny Pan na stałe osiedlił się w dworze ojca. Ściągnął za sobą Bellatrix, Rookwooda, Carrowów, Dołohowa. Nie chcę tam wracać. Ani na wakacje, ani dopóki ten dom będzie nosił jakiekolwiek po nich ślady. Jest tak, jak mnie przed tym ostrzegałeś.

- Zrobię wszystko, żeby skończyć to jak najszybciej - obiecał, mając w nim najbardziej naglącą motywację. - Przysięgam. Dlatego obiecaj mi coś, Draco. Jeśli wrócisz do Wiltshire, a tam ktoś pomyśli podobnie jak Pansy i zapyta cię o mnie... Powiedz, że nic dla ciebie nie znaczę. Że mnie oszukałeś. Bystry jesteś, na pewno coś wymyślisz. To dla twojego bezpieczeństwa.

*

- Szaleję na twoim punkcie - zironizował Draco, wywracając teatralnie oczami. I im on miał bardziej rozbawiony ton, tym Harry patrzył na niego poważniej.

- Ty szalejesz na punkcie Czarnej Magii i Borgina i Burkesa, nie wiem, czy to komplement.

Draco spojrzał na niego zrezygnowany i dopiero to wyjątkowo Harry'ego rozbawiło.

- A ty potrafisz kiedyś mi jakiegoś nie zepsuć, Potter?

- Nie możesz być zły. Przecież szalejesz na moim punkcie - przypomniał jak gdyby nigdy nic. Oparł się na ramionach Ślizgona, żeby z rozchylonymi wstrzymywanym śmiechem ustami dotknąć na chwilę tych jego. - Mógłbyś, gdyby mnie nie odbijało na twoim.

*

Harry wymknął się nocą z Wieży Gryffindoru, ściskając w rękach pelerynę niewidkę, jak zawsze z różdżką w kieszeni i Mapą Huncwotów.

Wychodziło jednak na to, że trochę się zmieniło, odkąd ostatnim razem na nią patrzył, bo niedaleko od ostatnich schodów Wieży trafił na Dracona bez najsłabszego światła wokół czy na końcu różdżki.

Ślizgon jakoś nie bardzo przejął się jego widokiem, jakby się go spodziewał.

- Co tu robisz?

- Wolno mi tu być - usprawiedliwił się najpierw Draco, dotykając swojej odznaki prefekta. - Czekam na ciebie.

- Po prostu chciałem się przejść - wyjaśnił Harry na jego pytające spojrzenie. Draco odepchnął się lekko od ściany.

- Pójdziemy razem.

Harry nie miał nic przeciwko, więc zrównał się z nim krokiem, żeby iść ramię w ramię.

W milczeniu i mroku rozpędzanym tylko światłem gwiazd zza okien przeszli kawałek korytarza, poczekali, aż schody odpowiednio się ułożą. Zajęli sobie w końcu miejsce na kamiennej ławce między dwoma kolumnami. Harry usiadł bokiem po jednej jej stronie, oparty plecami o ścianę, z Mapą Huncwotów otwartą na podciągniętych wysoko kolanach, Draco na jej środku, a na końcu leżała tylko różdżka Ślizgona, której dopiero wtedy użyli do zapalenia bladego światła.

- Co tu robisz? - powtórzył wtedy Harry.

- Już mówiłem. Liczyłem, że przyjdziesz, i czekałem na ciebie. Tak jak ja często wymykasz się nocą. A ty?

- Też mówiłem - przypomniał, ale uśmiechnął się słabo, zanim dokończył: - Ale jeśli ty na mnie czekałeś, to wynika z tego, że ja chciałem cię spotkać.

Draco odwzajemnił jego blady uśmiech i wyciągnął do Gryfona dłoń, którą Harry wziął w swoją, opierając ramię na swoim kolanie. Ślizgon spojrzał na Mapę Huncwotów, rozejrzał się dla pewności i jeszcze bardziej ściszył ton.

- Widzisz się za trzy dni z Dumbledorem? - szepnął, patrząc na Harry'ego porozumiewawczo i bardzo poważnie. - Żeby szukać tych horkruksów, o których mi mówiłeś? To aktualne?

- Tak. Dlaczego?

Draco na chwilę zaprzestał delikatnych ruchów na jego dłoni i w pierwszej odpowiedzi w ciszy przygryzł usta.

- Przyjdź do mnie zaraz potem - poprosił, dając jednak Harry'emu do zrozumienia, że bardzo mu na tym zależy. - Jak najszybciej. Dobrze?

Harry nie do końca rozumiał, ale w milczeniu czekał, aż Draco mu to wyjaśni, bo nie miał zamiaru kolejny raz nic od niego wyciągać. Czuł, że nawet mimo takiej delikatnej atmosfery to nie jest dobre miejsce, żeby wiecznie uważny Ślizgon zdecydował się mu wszystko wyznać.

A Draco miał mu naprawdę wiele do powiedzenia. O tym, co tak potwornie niefortunnie zbiega się z wizytą Gryfona u Dumbledore'a, czego przesunięcie nie było już w jego mocy. Na to było za późno.

Draco chciał być tylko pewien, że kiedy w Pokoju Życzeń zapomniana przez wszystkich, ale przez niego w tajemnicy naprawiona Szafka Zniknięć otworzy się, Harry będzie już bezpieczny. Że zaraz z gabinetu dyrektora pobiegnie do jego dormitorium na spotkanie z nim, choć jego tam nie będzie - ale w drodze do lochów Gryfon na pewno minie się z tymi, którzy wyjdą z Pokoju Życzeń, bo to dwa zupełnie różne kierunki. Oni nie zaatakują Ślizgonów. Nie zaatakują tych, z których jeden tak wiele im ułatwił i niemal po prostu umożliwił.

Tam Potter będzie bezpieczny, przynajmniej przez parę chwil. Tyle wystarczy. Do tego czasu będzie po wszystkim, a zanim Harry się zorientuje, oni opuszczą już zamek.

Jak dobrze, że nie będzie musiał już patrzeć Harry'emu w oczy. Ukochane, rozczarowane nim oczy.

- Wszystkiego dobrego, Harry - wyrwało mu się i to nie tylko Gryfonowi nic nie wyjaśniło, ale tylko zaniepokoiło.

- Nie mam dziś urodzin. To twoje były tydzień temu.

- Nie o tym mówię. Czuję, że noce niedługo przestaną być tak spokojne jak ta. Że ten nagły spokój nagle minie.

Spojrzał na Harry'ego i wiedział, że on rozumie. On jeden to wszystko przeżywał razem z nim.

Draco wypuścił jego dłoń i wstał, a Harry zaraz za nim, widząc na Mapie, że zbliża się jeden z nauczycieli. Narzucił więc na nich obu bez słowa pelerynę niewidkę, jednocześnie szybkim ruchem wciskając Mapę do kieszeni. Stał tuż naprzeciw Ślizgona i czasem przy oddechu czuł jego klatkę piersiową przy swojej, kiedy zgodnie nie ruszali się, dopóki profesor nie przeszedł.

- Co zamierzasz? - zapytał jeszcze Harry, ściągając z nich pelerynę niewidkę. Draco spojrzał na niego niewyraźnie, ale zrezygnowany.

- Nic przeciw tobie, Potter. Przysięgam.

Pochylił się, żeby pocałować delikatnie kącik jego ust, co Harry odruchowo odwzajemnił.

- Wszystko dla ciebie - odpowiedział Harry w jakimś kontraście do jego słów, może chcąc go tak zachęcić do wyjawienia wreszcie, co go tak niepokoi. Czuł, że niedługo będą musieli porozmawiać, ale póki co obaj to odkładali.

Póki jest w miarę możliwości spokojnie, niech będzie tak i między nimi. Jak już zacznie się sypać - to wszystko naraz.

- Kocham cię. I nie mam ochoty nawet patrzeć na nikogo innego. Pamiętaj o tym.

5

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro