63.
W parę dni później Harry nie mówił już o tym głośno, ale po głowie wciąż chodziło mu jedno. Przynajmniej prócz tego, co - czy też kto - krążyło mu po niej zawsze.
Póki co wpisywał to wszystko pod plan awaryjny, ale często myślał o powrocie do przyjaciół, do Londynu. Nie mogąc jednak zrobić tego rzeczywiście, zastanawiał się tylko nad środkami i sposobami - i przeklinał się przy tym w duchu, że zachowuje się jak Malfoy. Bo im więcej widział możliwości, tym więcej problemów i przeszkód.
W jakimś gorzkim żarcie z tego doszedł nawet do wniosku, że w ostateczności może też udać swoją śmierć. Podejrzewał, że po tylu próbach morderstwa na nim nikt nie byłby zaskoczony, a on po cichu wróciłby do Londynu. Ale z Draconem wolał się tym pomysłem nie dzielić.
- Myślę, Draco, że obawialiśmy się nie tego, czego powinniśmy - powiedział mu tylko tego popołudnia, ogarnięty nagle inną perspektywą biegu zderzeń. - Co, jeśli to nie my wpadliśmy, ale oni? Jeśli ktoś dowiedział się, że Ron mi pomógł, a Hermiona o wszystkim wiedziała? Boję się o nich.
Draco wysłuchał go spokojnie, ale bez głębszego namysłu pokręcił głową.
- Wiedzielibyśmy - stwierdził, w niejasny sposób tego pewien. - Ktoś by nas powiadomił.
- Tak? - żachnął się Harry, bez większego celu wstając nagle, żeby zrobić parę kroków po pokoju. - Kto? Oni mogą być teraz odcięci od wszystkiego tak jak my. Ja nie chcę siedzieć tu do Nowego Roku, Draco - dokończył z założonymi na piersiach rękami, zanim odwrócił się do blondyna.
- Skoro tak, myślę, że czas dowiedzieć się najważniejszej rzeczy.
Harry'ego tknęło nagle poczucie, że Draco mówił o tym samym, o czym właśnie pomyślał on. Że czas dowiedzieć się, kto naprawdę jest winny, zamiast beznadziejnie brnąć w próby udowodnienia, że to nie on.
Nie spodobało mu się tylko jego szare spojrzenie, jakby do czegoś sprowokowane.
- Dlatego czas się dowiedzieć, komu i ile należy zapłacić, żeby dali ci spokój - dokończył Draco bez większego entuzjazmu, jak najprostsze rozwiązanie, nas którym nie trzeba się było wysilać. I poznał wtedy, że dobrze zrobił, nie proponując tego Harry'emu wcześniej, bo ten spojrzał na niego, jakby Draco właśnie go obraził.
- Czy ty naprawdę nigdy nie widzisz innych rozwiązań niż galeony?
- Jeśli nie chcesz tkwić tu do Nowego Roku... - powtórzył po nim blondyn, nieznacznym tonem, chociaż przelotnie spojrzał na niego wymownie. - Nie, nie widzę innego wyjścia. Tak czy inaczej musimy się z kimś, kto jest częścią naszego świata, skontaktować. Musimy wiedzieć, co się dzieje.
Harry od razu kiwnął głową w zgodzie, bo oznaczało to zrobienie czegokolwiek.
- Może moglibyśmy wysłać im Patronusa - podsunął, siadając znów kawałek od niego. Draco przekrzywił lekko głowę.
- Tak, pewnie, tysiące mugoli ucieszy się, jeśli zobaczą na ulicy ducha jelenia - zironizował, na rzecz tego świadomie pomijając nawet to, że żaden Patronus nie byłby w stanie dostarczyć wiadomości na taką odległość.
- Przecież mój Patronus nie biegłby autostradą!
- Czym?
Harry się roześmiał, chociaż przymknął oczy zażenowany.
- List, Harry - przerwał mu Draco. - Możemy spróbować wysłać list.
- Do Rona?
- Nie. Założę się, że mają go na oku ze względu na waszą przyjaźń. Granger również. Na Blaise'a też mogą uważać, jeśli dowiedzieli się, że teleportował się w środku tej nocy, kiedy ty zniknąłeś z Azkabanu. Pansy... Zbyt dużo osób wie, że jeśli ktoś pomagał tobie, to ja, a jeśli ktoś pomógł mnie, to z pewnością ona. Moi rodzice to śmierciożercy, ojciec sam wydostał się kiedyś z Azkabanu, więc ich na pewno też pilnują - wyliczył Draco, a Harry wpadł mu wpół słowa.
- Przestań na chwilę, co? Zaraz wykluczysz wszystkie osoby, które kiedykolwiek poznaliśmy. A McGonagall?
- Pracuje ze mną w Hogwarcie, jako dyrektor wiedziała, że coś się dzieje, bo nie pojawiałem się na lekcjach - zaprzeczył Draco, nie zauważając, jak Harry z boku wywrócił oczami. - Równie dobrze możemy poprosić o pomoc Snape'a. Nie unoś się dumą, Harry, bo to nie czas - zwrócił się do niego, widząc jego zachwyconą wprost na wspomnienie nauczyciele minę. - Nie ważne, kto pomocy udziela, tylko jak ta pomoc jest pożyteczna.
- Ze ślizgońskiego punktu widzenia, może - mruknął Harry nieprzekonany.
- Z racjonalnego punktu widzenia, tak - poprawił go.
- Ale Snape i tak odpada - upierał się Harry. - To musi być osoba, która wierzyłaby i była święcie przekonana o tym, że nic nie zrobiłem, a Snape mnie nie znosi.
Z tym Draconowi akurat ciężko było się nie zgodzić, ale głośno tego nie przyznał.
- Ale kto prócz tego twojego Weasleya albo McGonagall wierzy w ciebie na tyle?
- Ginny - odpowiedział zaraz Harry. Draco w bliżej nieokreślonym geście uniósł nagle dłonie.
- Jej o nic nie będziemy prosić - stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu. Harry uniósł brwi.
- "Nie unoś się dumą, bo nie liczy się, kto udziela pomocy", tak?
- Co ona może? - ciągnął dalej Draco z oczami pełnymi niechęci. - Co najwyżej rzucić na Wizengamot Upiorogacka.
Draco, nie wiedzieć czym nagle urażony, zacisnął delikatnie usta wpatrzony w podłogę co najmniej tak, jakby leżący na niej dywan coś mu zrobił.
- Luna! - rzucił nagle Harry.
- Co? - spytał blondyn, brutalnie wyrwany ze swojego niezadowolenia.
- Luna. Ona na pewno mi wierzy, jej ojciec jest redaktorem Żonglera, może...
- Jeszcze bardziej cię pogrążyć tymi swoimi bzdurnymi wywodami w tym śmiesznym piśmie - dokończył za niego Draco. Harry spojrzał więc na niego wymownie, bo blondyn odrzucił wszystkie jego propozycje do tej pory. - Żaden z moich znajomych nie będzie chętny do pomocy tobie, Harry - uprzedził jego pytanie, spokojniej już, bo własnymi słowami trochę przybity. Poczuł dłoń Harry'ego na ramieniu. - A ja... - zaczął w kilka sekund później, sięgając do drugiego, prawego ramienia okularnika. Podwinął gładkim ruchem rękaw, żeby w cichym skupieniu przesunąć dłoń po wyraźnie odznaczającej się na skórze bliźnie, której pochodzenia nie znali. - Głupi jestem, że bardziej wierzę twoim słowom niż własnym oczom.
Harry spuścił wzrok na to, co on robił, i wpatrzył się w te delikatnie ruchy - tak, jakby przez to mógł poczuć wyraźniej ten zbyt ostrożny dotyk.
- To na pewno się wyklucza?
Draco podniósł na niego oczy wobec tego nagłego braku pewności siebie w jego głosie. Cofnął od niego ręce, żeby spleść je przed sobą. I w myślach Harry'ego umilkło coś, co przyjemną nutą odbijało w nich te ufnie powściągliwe dłonie na swoim ramieniu, znajomy chłód sygnetu na nich.
- Jesteś żywą legendą, Harry - odezwał się znowu blondyn, jak na pocieszenie któremukolwiek z nich. - Każdy czarodziej zna twoje imię. Tacy nie przegrywają.
- Harry - poprawił go tak, jak robił to za każdym razem. - Z tego co wiem, nie mam legendy przyczepionej do imienia. Tęsknię za Hogwartem - dodał po chwili, jako słowny już tylko cień jego faktycznych zamiarów wzięcia spraw w swoje ręce sprzed kilku dni. Sam wziął dłoń blondyna w swoją, żeby przez chwilę na to spojrzeć.
Tęsknił za magią, ale to było jej wystarczająco bliskie.
- Tak, ja też - zgodził się Draco, nie odwracając oczu od okna. - Szczególnie za Tygodnikiem Czarownica obdarowującym mnie mianem najprzystojniejszego profesora w Hogwarcie.
Harry wzruszył ramionami, zanim wyjaśnił swój brak przejęcia tak:
- Wiesz, masz konkurencję w Snapie i Binnsie, z czego ten drugi nawet nie żyje.
Draco odwrócił się do niego nagle, zanim jeszcze schował zaskoczenie taką odpowiedzią za krzywym uśmiechem.
- Bo ty niby kogo byś wybrał?
- Gdybym miał głosować, to Binnsa - stwierdził lekkim tonem Harry. - W gruncie rzeczy to nie widać nawet, co miałoby być z nim nie tak, bo jest półprzezroczysty.
- Szkoda, że ty nie jesteś - odciął się szybko Draco. - Niezły patent. Gdyby Hogwart...
- Czym jest Hogwart?
Odwrócili się obaj gwałtownie - Harry zaskoczony pojawieniem się trzeciego głosu, Draco na tak durne pytanie. Blondyn zreflektował się jednak zaraz na widok stojącego w drzwiach Merry'ego, mugola i właściciela tego mieszkania.
- Nieważne. Ale zdaje mi się, że to, czym jest pukanie do drzwi, akurat jest jasne - odpowiedział mu zaraz Draco, spięty prostując ramiona. Nie chciał, żeby on to zobaczył, ale miał głęboką nadzieję, że mugol z całej ich rozmowy naprawdę usłyszał wyłącznie słowo Hogwart.
- Racja - przyznał, delikatnie stukając w drzwi. - Przepraszam. Możemy porozmawiać? Wszyscy czworo?
Zgodzili się, ale nie wiedząc tak naprawdę na co - zanim chwilę po chłopaku zeszli do salonu, wzięli ze sobą różdżki. Mieli je schowane przy sobie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak i musieli szybko się stąd zwijać - bo scenariuszy tej rozmowy było kilka.
- Nie lubię go - oznajmił jeszcze Draco, kiedy weszli na schody.
- Bo jest wobec nas podejrzliwy? - zgadł Harry, nie wiedząc zupełnie, czy powinno go to bawić.
- Raczej podejrzany. Daj mi się chwilę ponabijać.
- Mam dobrą i złą wiadomość - uprzedziła ich Claire, kiedy tylko zobaczyła ich w korytarzu. Po ubraniu Harry wywnioskował, że skądś właśnie wracała i na tę myśl coś ścisnęło go w piersi. Podejrzewał, co może mieć im do powiedzenia. - Od której zacząć?
- Złej - odpowiedział od razu Draco.
- Dobrej - poprosił w tym samym czasie Harry. - Pesymista - mruknął cicho w stronę Dracona, kiedy w międzyczasie zajęli sobie miejsca na dwóch fotelach naprzeciw pary mugoli.
Patrzyła na nich chwilę skołowana, ale wreszcie z uśmiechem kiwnęła głową.
- Sprawdziłam, co da się zrobić w sprawie tego, o co mnie prosiłeś, Harry - zaczęła, wpatrując się raz w niego, raz w Dracona, jak w oczekiwaniu na to, co zrobią. Bo już teraz widziała, że i od początku zaciekawiony wyraz na twarzy Harry'ego, i całkiem różny od tego sceptycyzm blondyna nabierają bardzo podobnej sobie niecierpliwiej ekscytacji. - I jest spora szansa, że uda mi się coś załatwić, jeśli chodzi o wasz ślub tutaj. Nie mam jeszcze oczywiście zgody, ale...
Harry i Draco pojęcia nie mieli, co było po tym ale, bo w swoich skrzyżowanych czystym odruchem oczach trafili na słowa nieme, ale znacznie głośniejsze niż jakikolwiek rzeczywisty krzyk.
Harry nie zrobił nic więcej, mimo że coś w głowie impulsywnie kazało mu natychmiast wstać i chociaż wziąć go za rękę - ale zmieszał się samym tym spojrzeniem, po chwili nie wiedząc, czy dla kogoś poza nimi ono też wyraźnie miało tyle znaczenia. Bo bynajmniej nie byli tu sami, co odkryli, kiedy Claire znowu się odezwała.
- Ta trudniejsza część to ta, że udałoby się to wszystko zorganizować najwcześniej za dwa miesiące. Musielibyście zostać tu do tej pory.
Harry wymienił krótkie spojrzenie z Draconem, ale w tej kwestii akurat nie było o czym myśleć.
- Ważniejsze jest to, czy wy pozwolicie nam tyle zostać.
Oboje kiwnęli krótko głowami, jakby do tego chcieli wrócić dopiero później.
- Ale nie ominiemy formalności - dokończyła. Ton miała taki, jakby wiedziała już, że właśnie ich chcieli uniknąć. - Potrzebuję więcej o was wiedzieć, a szczególnie waszych nazwisk. Moja znajoma zajmie się resztą.
- Powinniśmy znać je od dawna - dodał Merry i chociaż niby jako niewinny komentarz, to oni obaj usłyszeli w tym zarzut. Zignorowali go, nie potrafiąc mu tak naprawdę odpowiedzieć.
- Coś więcej poza tym, skąd jesteście - dokończyła, na co jakiś niejasny strach przelał cały entuzjazm w oczach Dracona. Wcześniej o tym nie pomyślał i wyklął się teraz za to, ale wcale nie uśmiechała mu się myśl, że jeszcze jacyś mugole dowiedzą się, że obaj z Harrym pochodzą z Wielkiej Brytanii. Stamtąd, gdzie niedawno miała miejsce ucieczka z Azkabanu, o której potencjalnie, jako urzędnicy, mogli wiedzieć. Potencjalnie, bo nie wiedział, jak to u mugoli działa.
Ostatecznie, było to ryzyko, którego nie mogli uniknąć.
- Niech najpierw to będzie pewne - odpowiedział wymuszenie swobodnym tonem, czując na sobie wcześniej pytające spojrzenie Harry'ego. Nie chciał do odmowy dokładać jeszcze poważnego i skrytego tonu. - Później porozmawiamy o reszcie.
W takiej sytuacji nikogo jednak nie udało mu się tym oszukać, a Merry założył ręce na piersi, jakby coś właśnie złożyło się w nim w jedną całość.
I Draco sądził, że nie był to sprawny umysł.
- Nadal twierdzisz, że nic nie jest z nimi nie tak? - zwrócił się do dziewczyny, zanim znów spojrzał na Harry'ego i Dracona. - Jak to sobie wyobrażacie? Że jak urzędnicy będą się do was zwracać? Ty i ten obok?
- Jestem Harry, jeżeli zapomniałeś - przypomniał okularnik, siląc się na jak najmniej ostry ton i to wyłącznie dlatego, że był im winien wdzięczność. - Draco też ma imię.
Mugol uśmiechnął się pod nosem, ale nie tyle nawet złośliwie, co tym bardziej utwierdzony przy swoim.
- Czasem wersja bez imion faktycznie brzmi lepiej.
Harry nawet o tym nie myślał, ale natychmiast w duchu doszedł do wniosku, że ma pełne prawo zapomnieć o tym i owym, jeśli chodzi o maniery. Ten mugol ani o nim, ani o Draconie nie wiedział zupełnie nic. Pojęcia nie miał, co obaj przeżyli i grubo się mylił, jeśli myślał, że chcieli tu być. Nie miał prawa patrzeć na nich jak na dzieci, których kłamstwa nie tylko są nieudolne, ale jeszcze przeszkadzają.
Ale Draco był szybszy, kiedy złapał go za nadgarstek, niemo zamykając mu w ten sposób usta. Nie potrzebował, żeby Harry zirytowany powiedział o słowo za dużo. Wszyscy mieli być przekonani, że obaj są tu, bo tak chcą - nie dlatego, że byli, cholera, poszukiwani i nie mogli zostać we własnym domu.
Sam też się nie odezwał, w prośbie o to samo ściskając tylko mocno przedramię Harry'ego. Czuł, że nie potrzebuje odpowiadać ani bronić się przed kimś, kogo bez problemu mógłby zabić jednym ruchem nadgarstka.
- Uspokój się - upomniała go jedynie Claire.
- Nie! - zaprzeczył zaraz, chcąc koniecznie usłyszeć jakieś wyjaśnienia. - Wy macie dom w Londynie! - zwrócił się do Harry'ego i Dracona.
W porządku, mogli się zgodzić, że kiedyś zdarzyło im się o tym nieumyślnie wspomnieć - ale nadal nie widzieli w tym powodu, dla którego on miałby o tym mówić, jakby to wyrządzało mu jakąś krzywdę.
- Nie mieszkanie, ale dom. W Londynie - powtórzył, patrząc po pozostałej trójce w zdziwieniu, że nikt inny tego nie rozumie. - Wiesz, ile coś takiego kosztuje? - zwrócił się nagle do dziewczyny. - Coś tu nie gra. Jeśli stać ich na to, nie siedzieliby parę miesięcy w jednym mieszkaniu z nami!
- Powiedzieli, że stracili swoje rzeczy w drodze tutaj - przypomniała, chyba tylko dla zasady.
- Nie wiem, kto musiałby szukać ich walizek, jeśli są tak bogaci, ale to byłoby co najmniej międzynarodowe.
- A zrobiliśmy wam coś poza posiadaniem swojego domu? - wtrącił się Draco, z rozmowy o nich i przy nich prowadzonej czując się z Harrym absolutnie wykluczonymi.
Harry spojrzał na niego i zmarszczył brwi w ogromnej pretensji. Draco kazał siedzieć cicho jemu, a sam kąciki ust miał uniesione tak, że było to o wiele bardziej prowokujące niż cokolwiek, co on mógłby powiedzieć!
- Nie - odpowiedziała Claire,.zanim ktokolwiek inny by zdążył. - Nie o tym mieliśmy rozmawiać. Ty byłeś kiedyś na jakimś ślubie, Harry?
Harry nie zdążył nawet ochłonąć, mając jeszcze wiele do dodania, ale utkwił w niej wzrok, żeby przyznać:
- Akurat w tej dziedzinie wiedzy mam pewne braki.
- Nie tylko w tej, prawda? - dopowiedział Merry, przenosząc nieznacznie wzrok na Dracona. Co jak co, ale nikt mu nie wmówi, że ten blondyn nie zachowywał się czasem, jakby zatrzymał się na średniowieczu.
- Francuz - mruknął pod nosem Draco. Miał schyloną głowę i na obie strony twarzy opadały mu jasne włosy, więc może i dobrze, bo nie widział, jak Harry spojrzał na niego po usłyszeniu tak wyszukanej obelgi w jego ustach.
- Blondyn! - odciął się od razu, na co Harry może i wywróciłby po prostu oczami, gdyby pierwszy odruch nie kazał mu się odezwać:
- Odwal się od niego!
- Co wy tu robicie? - powtórzył szybkim tonem mugol. - Nic ze sobą nie macie, a twierdzicie, że planowaliście się tu pojawić! Mówicie, że to wakacje, a prawie nie wychodzicie na zewnątrz! Sprawiacie wrażenie, że nie dzieje się nic złego, a ciągle oglądacie się przez ramię! Powiedzcie, że nie. Albo potwierdzcie i wytłumaczcie, skąd się tu wzięliście, to wam pomożemy. Ale przestańcie się zachowywać jak złodzieje w sąsiedztwie domu, który właśnie okradli!
Harry poderwał się z miejsca, nie wiedząc już, czy ma ochotę powstrzymywać chęć przywalenia mu - ale Claire była szybsza i mrucząc coś pod nosem po francusku, wyciągnęła go za rękę do na korytarz. W nagłej, chwilowej ciszy dobrze było słychać ciężki oddech Harry'ego. Ale szybko przestał wbijać wzrok w ścianę, żeby odwrócić się i odejść bez słowa.
Draco wstał i wyszedł w chwilę później, ale kilka kroków od drzwi zatrzymała go Claire, która lekko roztrzęsiona wychyliła się z innego pokoju.
- Dokąd on idzie? - spytała, patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął Harry.
- Nie wiem - odpowiedział blondyn, rzucając jej tylko krótkie spojrzenie, zaciskając pięści. - Ale idę za nim.
Niedbale zamknął za sobą drzwi, kiedy szybkim krokiem wyszedł na klatkę schodową. Wyjrzał w dół, ale tam zobaczył tylko tył głowy Harry'ego, jego roztrzepane, czarne loki, zanim zniknął na dworze. Wybiegł za nim, szybko go doganiając, zanim zgubiliby się między ludźmi. Ale chwilę szedł tylko w ciszy przy nim, dotrzymując Harry'emu kroku, kiedy powietrze zdawało się być dziwnie gorące.
- Nie chcę teraz tam wracać - oznajmił wreszcie Harry, zatrzymując się nagle. Gorzka uraza wciąż błyszczała mu w oczach, kiedy podniósł je na Dracona.
Nawet jeśli wiedział, że ten mugol pojęcia nie miał, o czym mówił - to był on kolejną na liście osób, które oskarżały go o niewiadomo co, kiedy naprawdę nic złego przecież nie zrobił.
Był niewinny w tym wszystkim i znów nie mógł tego udowodnić. Tylko tym razem nie wiedział, czy gorzej jest, kiedy nie wierzą - czy kiedy nie słuchają.
- Nie miałem zamiaru cię do tego przekonywać, Harry. Jestem pewien, że jesteś najsławniejszą osobą, koło jakiej kiedykolwiek stali - dodał, pół tylko do Harry'ego, pół do siebie, żeby w każdym kolejnym słowie pozbywać się zdenerwowania, którym potem chwilę otoczy się jak nagłym wiatrem, a na koniec odetchnie, kiedy wraz z jego podniesionym głosem rozpłynie się ono w powietrzu. - Posłuchaj. Jego domysły dowodzą tylko niewiedzy.
Zacisnął w międzyczasie dłonie na ramionach Harry'ego, jego chcąc uspokoić, a jednocześnie samemu nie kontrolując, jak mocno to robi.
- Nie chodzi tylko o mnie. Potraktował cię tak samo. Lepiej nie wracajmy - odpowiedział po chwili Harry. Odetchnął, zanim dokończył: - Nie zamknąłbym ciebie w jednym pomieszczeniu z mugolem, dopóki nie chciałbym, żeby zdemolowano mi dom.
Draco uniósł dłonie w obronnym geście.
- Posprzątałbym bo sobie - zapewnił. - Słowo daję.
Więc Harry rozchylił usta jak w lekkim śmiechu przez wciąż jeszcze słabo zaciśnięte zęby.
I nie chcieli na razie myśleć, co będzie dalej, jeśli przez tę kłótnię nie będą już mieli czego szukać w mieszkaniu, do którego zdążyli tu już przywyknąć. Poradzą sobie - tak, jak zawsze jakoś sobie radzili. Ostatecznie doświadczenia już trochę mieli. Chodziło tylko o kolejne.
- Co teraz? - odezwał się znowu Draco, rozglądając się wokół jakby w poszukiwaniu możliwości.
- Co powiesz na nocny spacer?
Parę minut faktycznie szli tylko w ciszy, nie wiedząc dokąd. Przynajmniej dopóki Harry już nie wytrzymał.
- Dwa miesiące? - rzucił, słyszalnie tym niezadowolony. - To tyle czasu, mamy siedzieć tu do października?
- Dwa miesiące! - powtórzył Draco, tonem jednak zupełnie innym, bo wręcz zaniepokojonym. - Nie ma czasu, Harry! Nie zdążymy się przygotować! To żałośnie krótko!
I Harry naprawdę zaczął się zastanawiać, ile w jego głowie wynosi miesiąc, bo w jego własnej to było całkiem sporo - a dwa to już w ogóle cała wieczność.
Więc spojrzał na Dracona, na bok jego twarzy bladej w wieczornym, mile chłodnym powietrzu, i objął go ramieniem, nie zwalniając kroku.
- Już? - spytał blondyn, jakby coś go bawiło. - Czujesz się potrzebny i doceniony?
- Potrzebny, tak - przytaknął z uśmiechem błąkającym się po ustach. Pojęcia nie miał, co do tego doprowadziło, ale wszystko, co wcześniej usłyszał w mieszkaniu mugoli, teraz wydało mu się po prostu żałośnie nieprawdziwe. - Doceniony? Nie do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro