61.
Wiem, że chwilę mnie nie było. Nie wiem za to, czy ktoś tu jeszcze jest i pamięta, ale mam mimo wszystko zamiar skończyć to opowiadanie.
A na razie, miłego czytania
****
Lipiec powoli zbliżał się do końca.
Harry miał mocne nerwy, ale nigdy nie w tym ich rejonie, który odpowiadał za cierpliwość. Szczególnie taką spędzaną w bezczynności. Czuł się dobrze, chciał już wziąć sprawy w swoje ręce i nie widział ku temu przeszkód.
Czekać na niewiadomo co tutaj a wrócić do domu i tam próbować coś zdziałać to wcale nie tak skrajne opcje.
Dracona nie było. Po dobrym kwadransie przekonywania Harry'ego, że da sobie radę sam, wyszedł nad ranem i jeszcze nie wracał. Okularnika to niepokoiło, ale z tyłu myśli tylko i na razie się tym nie przejmował. Draco nie miał pięciu lat i... Harry uśmiechnął się bezwiednie. On zawsze znajdował wyjście, kiedy ściany zacieśniały się wokół.
Harry skupił się mimowolnie na tej myśli o nim, będąc już na szczycie schodów. Ale odwrócił się odruchowo, słysząc na dole kroki. Wydało mu się, że to tył głowy Claire widzi, zanim zniknęła za rogiem, więc zszedł z powrotem. Nie miał wiele więcej do zrobienia, więc mógł chociaż z kimś porozmawiać. Zresztą, stąd bliżej było nawet do drzwi wejściowych, gdzie liczył za parę chwil zobaczyć Dracona.
- Dobrze, że jesteś, Harry - stwierdziła na jego widok po tym, jak rzucił coś na początek, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Nie odpowiedział, bo sam nie takiej reakcji się spodziewał. Nie sądził, że ona najwyraźniej już chciała z nim porozmawiać. - Siadaj - dodała z uśmiechem, chociaż głos nieznacznie drgnął jej w niepewności, kiedy zatrzymali się w salonie. Harry pokręcił w niezrozumieniu głową, opierając się tylko o ścianę.
- To coś poważnego? - spytał, siląc się na żartobliwy trochę uśmiech. Bo naprawdę nie sądził, żeby do takich rozmów mieli powody.
Chyba że... Ale to niemożliwe, żeby czegokolwiek się domyślali.
- Wiem, że ty i Draco wolicie nie rozmawiać osobno - zaczęła z podobnym jemu uśmiechem po tym, jak sama usiadła - ale...
Harry nie przerwał jej, ale podejrzewał mimo jakichkolwiek jej wyjaśnień, że mogło chodzić właśnie o nieobecność Dracona. Sam poznał go najpierw jako swojego rywala i wiedział, jak Malfoy potrafił być bezkompromisowy i wprost wyrażający swoją niechęć. Wiedział, jaki on był i jaki się wydawał. Nie żeby sam był wzorem wszelkich cnót, ale w pewien sposób rozumiał, że ona tendencyjnie mogła chcieć zacząć rozmawiać tylko z nim - ale to absolutnie nie zmieniało tego, że Harry sam nie zgodziłby się na nic, na co nie zgodziłby się Draco.
- Rzadko w ogóle odstępujecie się na krok - dokończyła ostrożnie, podnosząc na Harry'ego oczy.
- W naszej obecnej sytuacji... - zaczął zamyślony, bo wciąż próbując wpaść na to, do czego ona zmiwrza. - Nie lubię tracić go z oczu. Jestem przewrażliwiony na tym punkcie.
Zmarszczyła zaciekawiona brwi.
- Jakim?
- Strat - odpowiedział krótko. Wiedział, że jeśli wprawi ją w zakłopotanie, poczuje, że zabrnęła za daleko i skończy temat, który Harry'emu zakrawał na niebezpieczny. Widział, że mu się udało, więc sam uśmiechnął się tylko przyjaźnie, niemal rozbawiony na znak, że nic złego na myśli nie miał. - Chciałaś o czymś porozmawiać?
- Harry... - spróbowała znowu. - Odzyskaliście swoje rzeczy? Lotnisko jest niedaleko stąd, wczoraj mówiliście, że tam byliście.
Harry przytaknął. Mówić, faktycznie mówili. Wzruszył ramionami bezradnie, musząc po prostu skłamać.
- Obawiam się, że przepadły na dobre.
- Przykro mi - mruknęła, ale jakby myśląc już o czymś innym. - Wybacz, że pytam i nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz, ale... Tu nie chodzi tylko o to lotnisko, prawda?
Harry wstrzymał na chwilę oddech, zanim westchnął i faktycznie podszedł wreszcie i zajął sobie miejsce na fotelu. W międzyczasie pokiwał głową.
Nie chciał wykorzystywać tej dwójki mugoli w taki sposób, zawracać im głowę i wciskać bzdury, patrzeć pobłażliwie i obrażać w ten sposób to, że oni zwyczajnie nie byli ślepi. Zbyt długo już tu z Draconem byli, żeby nadal mogli wymawiać się błahostkami. Wychylił się trochę w bok, żeby spojrzeć na drzwi - ale wciąż nikogo w nich nie było.
- Nie - przyznał. - To bardziej skomplikowane. Ale to nic, o co warto by się było martwić - obiecał, patrząc na nią jakoś szczególnie, niemo dodając, że to ona nie ma powodu, żeby się przejmować.
Ona za to chyba poczuła, że nawet jeśli niewiele o sobie wiedzą, to trochę już się znają i postanowiła zapytać cicho:
- Dużo przeszliście...?
Harry znowu lekko się uśmiechnął.
- Trochę. Tylko... Lepiej, żeby Draco nie wiedział, że ci o tym powiedziałem.
- Jasne - przytaknęła, również unosząc kąciki ust. Harry poznał po tym, że chyba udało mu się uspokoić jej domysły swoją szczerością. - I, Harry... Możecie tu zostać, ile będzie trzeba.
Ramiona opadły mu rozluźnione w wdzięczności, kiedy kilka razy pokiwał głową w pierwszej, cichej odpowiedzi.
- Dziękuję, Claire.
Dobiegł ich odgłos otwieranych drzwi, więc Claire odwróciła się przez ramię, Harry spojrzał w tę stronę i spotkał się wzrokiem z Draconem. Blondyn nie zatrzymał się nawet przy nich, skinął tylko głową i zniknął zaraz na schodach, chwilę w niemym pytaniu nie odrywając oczu od Harry'ego. Ten został jeszcze chwilę z Claire, w swobodniejszym już tonie, zanim po paru minutach sam wstał i wrócił do pokoju, w którym, jak się spodziewał, znalazł Dracona.
- Długo cię nie było - zaczął, zatrzymując się krok od progu. Draco wzruszył ramionami, odwracając się do niego przodem, bo szukał czegoś do tej pory w plecaku.
- Pomyliłem drogę - odpowiedział bez większego zainteresowania.
- Zgubiłeś się?!
Draco wywrócił tylko oczami, ale Harry przyjrzał mu się uważniej, czy nic się nie stało, kiedy oczekiwał na wyjaśnienie. Po to blondyn najpierw paręnaście minut wykładał mu, że sobie poradzi, żeby potem odstawiać coś takiego?
- Pomyliłem drogę - poprawił go spokojny do znudzenia. - I trafiłem chyba do jakiejś cukierni, więc... - dodał, nie siląc się, żeby dokończyć. Stał wystarczająco blisko, więc rzucił mu nieduże papierowe pudełko, które Harry odruchowo złapał. Patrzył jeszcze sekundę na Dracona, zanim to pakunkowi się przyjrzał.
- Tarta? - zgadł, obracając pudełeczko w dłoniach. - Jako śniadanie? - dopytał, unosząc trochę brwi, zanim dodał rzeczowo: - Zakochałem się w tobie.
Ale że patrzył na tartę, kiedy to mówił, to Draco prychnął tylko pod nosem.
- Świetnie... - odmruknął. - A coś bardziej aktualnego niż sprzed przeszło ośmiu lat? - zironizował, zakładając ręce na piersi. Wbił wzrok w sufit, zanim poczuł dłoń na ramieniu i rozchylone w głupim uśmiechu usta na poczliczku. - To też... - zaczął, ale kiedy chciał powiedzieć, że to również nic nowego, urwał, bo poczuł, że by skłamał. To było uczucie za każdym razem tak dobre i inne jak każdy najdrobniejszy do pocałunku powód, że nie potrafił powiedzieć, że znał je już na pamięć.
Zajął się więc także swoim śniadaniem, bo Harry nie omieszkał zabrać się już do swojego. Draco na parę sekund zawiesił w tym na nim spojrzenie.
Ale Harry jakoś dziwnie się na to poczuł. Nie odzywał się zamyślony, dopóki swojego kawałka ukochanej tarty nie skończył, ale później podniósł na Dracona oczy.
- Nie chciałem ci mówić, Draco - zaczął powoli, ale zdecydowany - Claire też mi to obiecała, ale... Widziałeś, że z nią rozmawiałem? Powiedziałem jej, że nie jesteśmy tu tylko dlatego, że utknęliśmy przez zgubione rzeczy na tym całym lotnisku. Mam na myśli, że nie przyznałem, że to wszystko to ściema, ale ona już wie, że chodzi o coś więcej. Musiałem ci powiedzieć - dokończył po krótkiej przerwie. Ale i wtedy Draco patrzył tylko na niego bez ruchu, w sposób, którego Harry nie potrafił odczytać ani zrozumieć.
- Dobrze, że jesteś szczery, Harry - przyznał mu wreszcie blondyn. Nie zmienił zbytnio tonu, kiedy po paru sekundach ciszy dodał: - Ale czy ty do reszty straciłeś rozum?
- Czułem, że powinienem - wyjaśnił. - W ten sposób nie stracą do nas zaufania. Przynajmniej nie w tak szybkim tempie, jak dotąd.
Draco mu nie odpowiedział. W pewnym stopniu Harry miał rację, a nawet jeśli nie - to tego, co zrobił, już nie cofną. Może dla tych mugoli wyjaśnienia Harry'ego to było jak usłyszeć dobry fragment historii, której reszta wobec tego nie była już tak pełna domysłów. Draco miał tylko nadzieję, że Harry nie przesadzi i nie opowie jej całej za szybko.
- Dobrze, że mówisz - powtórzył, jakby sam do siebie.
- Nie dziękuj za szczerość - odpowiedział mu szybko Harry. - Nikomu, a szczególnie nie mnie. To moja powinność. Przepraszam, że kiedykolwiek pozwoliłem ci myśleć inaczej.
Draco wyrwał się na te słowa z własnych myśli, żeby spokojnie skończyć rozmowę:
- Daj już temu spokój.
Harry odpowiedział mu tylko uśmiechem.
****
Późno było i cicho, jeśli nie liczyć stłumionych szybami odgłosów nocnego ruchu na zewnątrz. Przyjemne, blade światło gładko wpadało przez okna, żeby rozmyć się niewyraźnie na podłodze, meblach i ciemnej pościeli, którą Harry niedbale zsunął na bok. Z przedramieniem pod głową zamiast poduszki, uśmiechał się tylko nieobecnie, obserwując bystrym wciąż wzrokiem światła za oknami. Draco, od paru dłuższych już chwil śpiąc obok, oddychał zbyt cicho, zbyt miarowo, żeby mógł to słyszeć.
Na dworze co chwilę coś błyszczało, w szybach rozbijając się na mnóstwa mniejszych światełek. Może nie o wielkim mieście wtedy marzył, tęsknie wyglądając na zachmurzone niebo zza krat - ale teraz czuł się świetnie. Chociażby pod tym względem, że nie podzielił się duszą z dementorem.
Coś niby podważało jego cichą radość, mówiąc, że taka kara wcale nie groziła mu, dopóki nie uciekł i nie znalazł się tutaj, gdzie podobno miał być bezpieczniejszy. Ale tak czy inaczej czuł, że nieważne, czy zostałby posłusznie w Azkabanie, czy był tutaj, groziło mu jedno - a straciłby samego siebie, gdyby przełamano mu różdżkę.
A tu przynajmniej problemy miał najwyżej takie jak rozmyślanie, czy odebrano mu kartę w czekoladowych żabach, zamiast kłującego lodem oddechu dementorów na karku.
Odwrócił się więc do osoby, której to wszystko w zdecydowanej części zawdzięczał.
I nawet, że daleko od domu - Harry czuł, że tu miał swoje miejsce. Tu, czuwając nad jego spokojem, który rozpędzał wszystkie jego niepokoje.
Choć, jeszcze nie do końca. Ale że pomylił się o parę cali zorientował się dopiero, kiedy oparł głowę na ramieniu niemal srebrnowłosego w tym słabym świetle blondyna i poczuł, jak ta jego opada na nią sennie.
I tak było głęboko spokojnie, że Harry'emu nawet sen tej nocy wydawał się marnotrastwem czasu i tego właśnie uczucia, kiedy zamiast bezwiednego snu mógł zapadać się w płytkie myśli o niczym, bo o niczym więcej być nie musiały.
Uśmiech powoli zbladł mu na twarzy, ale bez jego własnej woli, bo w duchu był pewien, że szczerzy się bardziej niż to wskazane. Teraz, kiedy czuł wreszcie, że stoi na ziemi pewnie.
- Jeśli ja mam tak zacząć swoje urodziny, nie wiem, na co zasługiwałeś ty - westchnął cicho, wodząc wzrokiem po tej spokojnej we śnie twarzy.
Na co zasłużył on, który sam nie zrobił nic, a w jego sprawie robił naprawdę wszystko.
A swoją drogą, nawet lubił to, że to Draco co roku był pierwszym, od którego już rankiem słyszał ogrzane uśmiechem Najlepszego, Harry.
Przymknął oczy w półmroku, żeby dłonią przytrzymać delikatnie jego głowę i pocałować schowane za tlenionymi pasemkami czoło. A kiedy Harry się odsunął, było już kilka sekund po północy trzydziestego pierwszego lipca.
- Obiecaj mi, że któregoś dnia wyjdę za ciebie - dodał jeszcze, niewiele myśląc, co mówi, bo wiedział, że on i tak nie słyszy. Odetchnął sennie i przytulił go do siebie mocno, zanim zasnął.
- Obiecuję.
****
Nad ranem Draco był dziwnie zamyślony. Patrzył tylko czasem na Harry'ego nieobecnie, ale tak, że okularnik czuł chłodny niepokój na karku.
Harry obserwował to z boku, rozbawionymi jednak z oczu, kiedy on ciągle przeczesywał jego roztrzepane po śnie włosy. Sam Draco pojęcia nie miał po co, bo robił to absolutnie bezmyślnie i nie po to, żeby je ułożyć, bo może i miały jakiś swój urok.
- Znowu nie spałeś i myślałeś o czymś ostatnią godzinę? - zgadł Harry, nie oczekując nawet odpowiedzi. I dobrze, bo wcale jej nie dostał.
Draco spojrzał tylko na niego, żywiej jakoś, zanim dla znanych sobie powodów wstał i wyszedł, zignorowane zostawiając za sobą słowa Harry'ego przypominające, żeby blondyn przypadkiem nie liczył, że on o tej porze zrobi to samo i gdziekolwiek się ruszy.
Harry mruknął coś do siebie, przebrał się i poszedł go poszukać dopiero po paru chwilach, kiedy jak się okazało, Draco zorganizował już sobie śniadanie. Chyba na Harry'ego czekał, więc zjedli coś obaj, na stojąco przy blatach w kuchni, bo z jakiegoś powodu to tam blondyn się zatrzymał.
Tu kończyły się ich plany na ten dzień. Na ten jak co dzień, kiedy nieustannie byli zebrani jak do natychmiastowego wyjścia, którego niewiadomo jak, ale oczekiwali tak rankami, jak i wieczorami. Harry nic więcej ze względu na Dracona nie mógł zrobić, więc liczył tylko po cichu w myślach, że Ron i Hermiona pospieszą się, a on dostanie od nich choć słowo.
- Jesteśmy sami? - odezwał się wreszcie Draco, pierwszy raz od dobrych paru chwil, kiedy bez lepszego zajęcia wrócili do swojego pokoju.
- Tak - potwierdził krótko, nie spuszczając z niego oczu, kiedy Draco swoje wbijał w podłogę.
- Dobrze - przytaknął. Wydawał się Harry'emu nieswój, nawet w tym, jak powściągliwym ruchem zamknął za sobą uchylone drzwi. Zacisnął lekko dłoń na klamce, zanim podniósł na Harry'ego spojrzenie, którego on za nic nie potrafił zrozumieć. - Bo chciałem z tobą porozmawiać. I przyznać się do czegoś.
Harry, jeśli już stał w miejscu, znieruchomiał zupełnie, kiedy Draco przymknął tylko usta i patrzył to na niego, to gdzieś ponad jego ramieniem poważnie, ale z jakąś nieodgadnioną delikatnością.
- Czym się tak denerwujesz? - spytał wreszcie w odpowiedzi. Cofnął się do biurka, żeby oprzeć się o nie po to tylko, żeby zrobić cokolwiek. Pożałował, że okna były zamknięte, bo w uszach zaległa mu taka cisza, że głos Dracona rozciął ją zbyt ostro, choć blondyn tak naprawdę tylko westchnął:
- Okłamałem cię.
I Harry naprawdę pojęcia nie miał, co zrobić w takim ewenemencie, kiedy Draco stracił obecną zawsze w oczach dumę i patrzył na niego z czymś, co okularnik wziął w końcu za poczucie winy.
- O czym mówisz? - zapytał ostrożnie, myśląc intensywnie, co powinien powiedzieć. - Draco?
Blondyn w jakimś nerwowym ruchu ukrył odprowadzone spojrzeniem Harry'ego dłonie w kieszeniach, zacisnął je tam na chwilę, żeby zaraz zmienić zdanie i spleść je przed sobą niedbale.
Harry go nie pospieszał, ale to wyłącznie dlatego, że sam był zdezorientowany. Draco nie miał zbyt dużego pola do kłamstwa tutaj, gdzie każdą niemal minutę spędzali w zasięgu swojego wzroku. Zastanowił się więc, czy mogło chodzić o coś, co stało się zanim tu trafili, ale kiedy chciał zapytać go o te swoje podejrzenia, blondyn odezwał się sam.
- Tydzień temu... pamiętasz, kiedy wyszedłem i wróciłem z tartą? Długo mnie nie było - urwał na chwilę, żeby zacisnąć nieznacznie usta i odepchnąć się lekko od drzwi, przy których wciąż stał. - Nie zgubiłem się. Poszedłem w miejsce, o którym nie chciałem, żebyś wiedział, Harry - przyznał, przy ostatnich słowach podając mu dłoń. Harry przyjął ją i równie bez namysłu wstał.
- W jakie miejsce? - dopytał powoli, nie spuszczając z Dracona zaniepokojonych oczu, bo i on swoich, zamkniętych w swojej tajemnicy, nie odwracał. Blondyn cofnął się powoli parę kroków, nie oglądając się nawet za siebie, żeby zatrzymać się bliżej okna, w letnim świetle porannego słońca. Harry poszedł za nim siłą rzeczy, bo zdecydowanie bardziej skupiony na niepewnym wyrazie jego twarzy niż na zamkniętych nieznacznie wokół swoich dłoniach.
- Wyjaśnię ci - obiecał, w pewnym zawahaniu spuszczając na ułamek sekundy oczy z Harry'ego.
Ale zanim Harry zdążył zapytać go, czy nie chce usiąść, bo zobaczył, jak zbladł na chwilę, żeby zaraz zaczerwienić się w słońcu, Draco postanowił już sobie przyklęknąć.
Chwila.
- Harry... - zaczął, usiłując się jeszcze opanować w duchu.
- Wstań - przerwał mu gorączkowo Harry, w czym zresztą mu pomógł mimo zbitego z tropu spojrzenia blondyna. Draco otrząsnął się jednak zaraz i uśmiechnął pięknie, na co Harry już zupełnie stracił jakikolwiek wątek tego, co się dzieje. - Co ty robisz? Dobrze się czujesz? Zachowujesz się dziwnie, to... - stwierdził na jednym oddechu, ale sam musiał tym razem urwać, bo Draco po pierwszym małym niepowodzeniu wrócił już do swojego planu i podał mu coś na dłoni.
- Wtedy, kiedy wróciłem z tej cukierni, nie zgubiłem się - powtórzył, kiedy Harry patrzył jeszcze na ten mały, błyszczący łagodnie przedmiot w jego dłoni. - Byłem... - dodał, nie mając wcale zamiaru dokończyć. Uniósł tylko lekko dłoń, oczy podnosząc na Harry'ego. - Wszystkiego najlepszego, Harry. Mówiłeś, że brakowało ci go, więc... Po prostu trzymaj.
Harry w pierwszym odruchu faktycznie chciał to od niego odebrać, ale w międzyczasie dotarło do niego, po jakie licho on mu daje pierścionek.
- Ty mi się oświadczasz? - zapytał, żeby dopiero potem zrozumieć, jak głupio to zabrzmiało. Zobaczył, jak Draco wywrócił oczami, dość mając zgrywanej powagi.
- Może gdybyś pozwolił mi uklęknąć, byłoby wyraźniej - zironizował, nie mogąc się powstrzymać. Przeszła mu jednak zaraz chęć na żarty, kiedy jedyne, czego teraz chciał, to najkrótsze skinienie Harry'ego w zgodzie. - Nieważne, co ja robię - odpowiedział poważniej. Przyjrzał się Harry'emu i wcale nie był pewien, kto stresuje się tu bardziej. Chyba poczuł się na to jeszcze gorzej, ale postarał się uśmiechnąć. - Ale czy ty chcesz jeszcze... wyjść za mnie?
- Drugi raz...? - dopytał Harry, jakby wcale nie usłyszał pytania.
- Drugi - przyznał, trochę tym speszony. Zażenowany tym, gdzie i w jaki sposób musi to robić. Jedynie w tym wszystkim nie osobą, której chciał proponować swoje życie. - Myślę, że tak się robi, kiedy komuś od dawna na sobie zależy. Chcę dać ci dom, o którym zawsze marzyłeś. Tym razem poważnie do samego końca.
Harry przez chwilę patrzył tylko na niego, z zaczarowanym błyskiem w oczach, niepewny, co powiedzieć ani co sam słyszał.
- Nigdy nie myślałem... - zająknął się w końcu, mimo że przeszło mu przez myśl, że to będzie najpiękniejsze, co w życiu powie: - że mogę to usłyszeć. Miałbym zostać z tobą... zawsze?
- Nie proszę cię o to pierwszy raz - przytaknął. - Powiedz mi tylko, czy zmieniłeś zdanie.
- Nie - zaprzeczył pewnie, zanim zorientował się, jak to dwuznacznie zabrzmiało. - Znaczy, na Merlina, tak! Mam na myśli, że nie, nie zmieniłem zdania, i tak!
Blondyn uniósł tylko wysoko brwi, bo to już przerastało jego najśmielsze przewidywania.
- Jeszcze raz, Harry, a ty postaraj się nie budować zdań wyłącznie z tak i nie, bo, cholera, do wieczora się nie dogadamy - żachnął się sam już zestresowany. - Zgadzasz się?
- Żartujesz? - trochę stwierdził, trochę spytał w odpowiedzi. - Draco!
Blondynowi coraz trudniej było wmawiać sobie, że wszystko idzie tak, jak miało. Ale Harry'emu mógł dać czas - tyle, ile będzie potrzebował. Byle do tego momentu on sam nie zwariował.
- A powinienem?
- Nie! - zaprzeczył zaraz Harry, zanim przyszło mu nagle na myśl, że żadna odmowa nie brzmiała w takiej sytuacji dobrze. - Znaczy, ja... Na Merlina, tak!
Draco spojrzał na niego tym swoim wzorkiem mówiącym wyraźnie Za dużo słów, za mało sensu. Harry niczego już jednak nie sprostował i patrzył tylko na niego, nie wiedząc ani co robi Draco, ani co powinien zrobić on.
Blondyn nie wiedział, jak ma rozumieć to milczące zbyt długo spojrzenie, więc sam odezwał się wreszcie, nie swoim trochę głosem:
- Żebyś się przypadkiem, Potter, nie zarumienił.
Harry rozłożył ręce na boki urażony.
- To nie moja wina! Dlaczego musiałeś zacząć tak, że byłem pewien, że zamordowałeś kogoś po drodze po te ciastka?!
Draco uśmiechnął się łagodnie, trochę po to, żeby Harry'ego tym uspokoić - chciał mu się odwdzięczyć za to, jak sam, widząc go uśmiechniętego, wiedział, że nie mogło dziać się nic złego. Trochę też dlatego, że widział, jak Harry'emu mimo wszystko wzrok ucieka co chwilę do połyskującego pierścionka na jego dłoni, chociaż Draco może nie obraziłby się, gdyby do tych spojrzeń dorzucił jeszcze krótkie Tak.
Naprawdę miał nadzieję, że on znów się nie zawiedzie, a Harry się zgodzi - i czuł, że ona była uzasadniona. Ale nie chciał brać go za coś pewnego.
- Zamordował? Harry - powtórzył pobłażliwie w odpowiedzi. - O co ty mnie posądzasz, kiedy ja nawet profilu nie mam złego?
Harry uważał za to, że Draco nie powinien budować zdań tak, że on nie mógł im zaprzeczyć.
- Ty chyba tego nie przemyślałeś - stwierdził po chwili Harry. Może normalnie ciężko byłoby mu uwierzyć, że posądza Dracona o brak rozsądku, ale że teraz i tak nie wierzył już w nic naokół, to to nie robiło różnicy.
Blondyna nie ucieszyło zbytnio to, że Harry sugerował mu, że nie podjął najlepszej decyzji. Silił się jednak na spokój, bo miał do uratowania nie tylko swoje zaręczyny, ale i urodziny Harry'ego.
- A myślałem, że przemyślenie czegoś służy dojściu do jakichś mądrych wniosków.
Harry wzruszył ramionami.
- Najwidoczniej tego nie przemyślałeś.
I Draco nie wiedział już nawet, co ma mu powiedzieć. Wiedział, co Harry miał na myśli, ale sam sądził, że po ośmiu latach mógł mieć już swoje zdanie na jego temat i to nawet wiarygodne. Harry miał swój honor i dbał o jego.
- Nadal nie dostałem odpowiedzi - przypomniał mu cicho blondyn. - Zgodzisz się wyjść za mnie? Nawet tutaj? - dokończył, nie zamierzając już dodawać ani słowa więcej. Czuł, że nie musi, a jeśli Harry się zgodzi, jeszcze raz opowie mu o wszystkim, co stoi za jego prośbą.
- Nie - zironizował Harry, przewracając oczami, żeby zatrzymać je nieznacznie na tym, co za oknem. Paryż, śliczny jego punkt i ten właśnie ukochany - głupie pytanie, czy za niego nie wyjdzie. Ale wtedy Harry zdał sobie też sprawę, że to wyjątkowo głupi i najgorszy w świecie moment na żarty. - Na Merlina, tak! Tak, tak... - powtórzył kilka razy, z każdym coraz ciszej, za to z coraz głębszym różem na policzkach.
Zebrał się w sobie, bo nie na taką odpowiedź Draco zasługiwał. Jeszcze raz podniósł na niego wzrok, żeby opanować się tym bardziej na wyraz tych oczu, zagubionych w coraz gorszej niepewności.
I widział swoje niewyraźnie odbicie w tym najpiękniejszym na świecie lustrze, w którym podobało mu się ono jakoś bardziej.
- Przepraszam, że ja w twoje urodziny nie miałem dla ciebie żadnego prezentu - zaczął w końcu, jakby wcale nie siedział wtedy od dwóch miesięcy w strzeżonym zamknięciu.
- Wystarczy, jeśli się zgodzisz.
Albo jeśli odmówi. W tej chwili Draco chętnie usłyszałby już z jego ust wszystko, do czego zrozumienia nie potrzebował jak dotąd tłumacza.
- Mam w tobie swój spokój. Nie mógłbym się nie zgodzić. Po prostu żyję o twoim szczęściu.
Draco przymknął na chwilę oczy, żeby odetchnąć i dopiero odpowiedzieć, urzeczony tym rosnącym zadowoleniem w jasnych, wpatrzonych w siebie oczach.
- I ja nie zorientowałem się, że żyję z dementorem pod jednym dachem?
Może trochę tego nie przemyślał, może chciał zobaczyć, jak Harry zareaguje na wzmiankę o strażnikach Azkabanu. Nieważne, bo okularnik tylko się roześmiał.
- Zgadzam się, Draco, oczywiście. Ale odpowiedź dałem ci już na początku roku, kiedy spytałeś pierwszy raz. Nic się nie zmieniło.
Może oprócz znajomego kiedyś uczucia metalu na skórze, tak jednak ciepłego od słońca, że Harry absolutnie nie narzekał.
- I po to wyskakiwałeś z tym Okłamałem cię? - żachnął się nagle okularnik, czując wiele i mocno, ale na pewno nie złość. - Myślałem, że coś się stało! Jesteś podły, kretynie, to po pierwsze. A po drugie, to... Dziękuję, Draco. Ale tak naprawdę, dlaczego się denerwujesz? Przecież wiesz, że sam nie mam pojęcia, co musiałbyś zrobić, żebym cię nie wysłuchał.
Draco zastanowił się chwilę.
- Mógłbym cię na przykład zabić. Wtedy mógłbyś mieć problemy z słuchaniem.
- Bardzo dziękuję za najnormalniejsze życzenia, jakie w życiu od ciebie usłyszałem - odciął się mrukliwie. - Pytałem poważnie, Draco.
Blondyn w pierwszej odpowiedzi wziął jego dłoń w swoją, żeby jeszcze raz spojrzeć na pierścień w ciepłym w słońcu tonie srebra.
- Tamten, który dałem ci na początku roku, był... Ten jest taki mugolski. Zasługujesz na coś więcej.
- Malfoy... - zaczął, korzystając z tego, że nikt teraz nie słuchał. Ale dokończył śmiechem, kiedy sam największy uśmiech już nie wystarczał na to, co czuł na myśl, że wszystko jest już w porządku.
Chociaż prawda była taka, że wszystkiego się dziś spodziewał, tylko nie tego. Takiego niemal... zaszczytu.
Harry odwrócił się na chwilę od niego bezmyślnie, dłońmi odruchowo wędrując do swoich włosów i odgarniając je z czoła, bo zrzucił to na silne tego dnia słońce, ale było mu zdecydowanie za ciepło.
Ominęła go czarująca satysfakcja w szarych oczach, kiedy przytulił blondyna nagle do siebie. Ten musiał cofnąć się od tego pół kroku, zanim powoli szepnął tuż przy nim:
- Wszystkiego najlepszego.
A do Harry'ego jakby wtedy coś dotarło, więc otworzył nagle oczy i nie nacieszył tym słodko znajomym głosem. Cofnął się na tyle, żeby móc na Dracona spojrzeć.
- Nie mów, że słyszałeś, co gadałem w nocy - powiedział, zażenowany samą myślą. Draco za bardzo się tym nie przejął.
- Znowu mówiłeś przez sen? - zgadł tylko. Harry znów zmarszczył brwi zdezorientowany.
- Co?
- Mówisz przez sen. Nie wiedziałeś?
Harry mruknął tylko coś pod nosem o tym, że jakoś nikt nie raczył mu wspomnieć.
- Słyszałeś, co mówiłem? - powtórzył.
- Nie wiem - przyznał Draco, lekko wzruszając ramionami. - Tylko to ostatnie. Nie udawałem przecież, że śpię. Ale planowałem to od dwóch tygodni - wyjaśnił, a widząc, że to nie to, co Harry chciał usłyszeć, dodał: - Dobrze, że to powiedziałeś. Uspokoiło mnie to, bo ryzykowałem nie tylko twoje urodziny, ale gdybyś się nie zgodził... W zasadzie jesteśmy tu ze sobą zamknięci, lepiej, żebyśmy się teraz nie kłócili.
- Nie ryzykowałeś - poprawił go Harry, układając dłonie na jego rozluźnionych już ramionach. Blondyn przytaknął na jego słowa.
- Już wiem.
Harry, kiedy wreszcie to poczuł, wcale o tym nie myślał - ale pierwszy raz, odkąd opuścił Azkaban, i serce, i myśli miał tak zupełnie szczęśliwe, że pewnie powinien zacząć obawiać się o wszystkie pobliskie szklane przedmioty. Ale choćby pękły od wysokiego tonu, w jaki magiczny drgała mu pierś, nie przejąłby się tym, bo miał inne zajęcie.
Zadarł więc odrobinę głowę, za zamkniętymi powiekami gubiąc proste, jasne pasemka, które połaskotały jego twarz, i poczuł dłonie bezwiednie zaciskane na swojej koszulce.
I jeśli cokolwiek sobie jeszcze zarzucali, to to, jak nawzajem umieli sprawić, że wśród wszystkich nienazwanych uczuć jedno kocham cię wydawało się po prostu beznadziejnie niewystarczające.
- Nie zawiodę. Daję słowo, że nigdy więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro