Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

60.

- Harry, jak mugole się komunikują? Rozumiesz, my mamy sowy, Patronusy... A oni?

Wyglądało na to, że Draco wreszcie się przełamał i zamiast krzywić się na wszystko, co mugolskie, a czego zastosowania nie znał, to zaczął o to pytać. Harry nie był pewien, czy to nie jeszcze gorzej, bo chyba przegapił moment, w którym do jego imienia jak do całej jedności przylgnęło ostatnio za często przez Dracona powtarzane Harry-co-to-jest? .

Harry uśmiechnął się jednak, przenosząc na niego spojrzenie, kiedy odstawił na bok swoją do tej pory przyciśniętą to ust filiżankę kawy. Obaj obudzili się niecałą nawet godzinę temu i Harry odrobinę jeszcze zmęczony czuł się po niej trochę lepiej. Przynajmniej w takiej kwestii mugloski środek na magiczne urazy mógł pomóc.

- Piszą wiadomości - zaczął, zamykając dłonie wokół ciepłego kubka. Draco zatrzymał się przy niedużym stoliku, za którym siedział Harry. Zmarszczył jednak brwi na gorzki zapach napoju, więc wrócił do powolnego chodzenia po pokoju. - Widziałeś te małe urządzenia, które oni mają przy sobie? Nie powiem ci dokładnie, jak to działa, bo to nie jest stary wynalazek, ale używają właśnie tego. Wiesz... litera za literą na jednym takim urządzeniu, żeby to samo pojawiło się za chwilę na drugim.

Draco znowu się zatrzymał, kiedy Harry jeszcze przez następne kilka minut próbował mu to lepiej wyjaśnić.

- To okropne - stwierdził Draco na koniec. - Bez duszy. Wolałbym czytać zdania napisane charakterem twojej ręki niż identyczną dla kogokolwiek czcionką.

Harry uśmiechnął się pod nosem, nie spuszczając z niego oczu.

- Chcesz przez to powiedzieć, że mam ładne pismo?

Harry widział, jak ramiona i klatka piersiowa drgnęły mu w krótkim śmiechu, zanim Draco odwrócił się do niego.

- Nie - zaprzeczył wprost. - Ale kiedy ciebie nie ma, a mnie się nudzi, akurat próbowanie odczytania go daje mi zajmującą pracę na parę godzin.

Harry spojrzał na niego urażony. Nie było aż tak źle!

- Dzwonią też do siebie - dodał po chwili okularnik, uśmiechając się szerzej na wspomnienie tego, jak Ron kiedyś próbował porozmawiać z nim w ten sposób, kiedy on był u Dursleyów. Uśmiech zniknął mu co prawda za filiżanką kawy. - Wiesz... Rozmawiają ze sobą z dwóch różnych miejsc.

Dracona zastanowiło to odrobinę, choć nie wyobrażał sobie, jak miałoby to wyglądać. Stanął jednak znów przy Harrym, żeby z pewnym uznaniem przyznać:

- To brzmi już trochę lepiej.

Pewne zadowolenie błysnęło Harry'emu w oczach, kiedy pierwszy raz usłyszał, że Draco mógłby rozważyć docenienie czegoś, co mugolskie. Wstał, odkładając swoją pustą niemal filiżankę na stolik. Ale kiedy wychylił się, żeby w odpowiedzi pocałować go, Draco sprawnie zacisnął dłoń na bluzie któregoś z nich, którą akurat miał pod nią na blacie, i zakrył mu usta tuż przed sobą, kiedy sam nie cofnął się nawet o cal.

- Nawet nie próbuj się do mnie zbliżać - powiedział na zdezorientowane spojrzenie jasnych oczu Harry'ego, które wciąż mógł widzieć tuż przy sobie. Wzrok Draco niby miał stanowczy, ton odrobinę pobłażliwy, ale Harry mógłby przysiąc, że chowa złośliwy uśmiech. - To obrzydlistwo, które nazywasz kawą, albo ja. Dokonałeś wyboru.

Harry cofnął się wreszcie, do tej pory wciąż z nosem w ciepłym materiale. Draco uśmiechnął się niemal kpiąco, kiedy odwrócił się i odszedł w tylko sobie znanym celu.

- Kocham cię - rzucił za nim Harry, nie wiedząc samemu, czy bardziej jest rozbawiony, czy podobnie jadowitym tonem chce mu się odgryźć.

- Kawa ci nie odpowie - stwierdził, nawet się nie odwracając.

Ale kiedy za parę minut Draco wrócił, pogodne Ja ciebie też było pierwszym, co Harry usłyszał.

Chwilę później, kiedy Harry nie ruszył się z miejsca i przeczesywał tylko dłonią splątane włosy, Draco z dezaprobatą przyglądał się swojemu odbiciu po tym, jak paręnaście minut szukał czegoś, w czym wyjście poza to pomieszczenie nie równałoby się końcowi reputacji i dobrego imienia.

- Wolę nasze lustro - ocenił wreszcie Draco, zwracając się w stronę Harry'ego. Ten skinął głową.

- Jest bardziej wredne od ciebie. Ciągle wszystko komentuje, bo coś mu nie pasuje.

- Tak. Ale kiedy w końcu brakuje mu uwag i siedzi cicho, wiem, że nie brakuje mi nic. A to cały czas milczy, jakby...

Harry wywrócił oczami. To lustro najwyraźniej od początku widziało, że on już wyglądał po prostu pięknie.

- To tak dziwne, że chcę jakoś wyglądać? - spytał znowu Draco, po czym Harry oparł dłoń na policzku i zmarszczył brwi.

-Wiesz, "jakoś" wyglądasz zawsze - odparł, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.

Draco spojrzał na niego tak, że samo to wystarczyło, żeby Harry poczuł się zupełnie zbity z tropu. Mimo wszystko już o to nie pytał. Zaraz też pojawiło mu się w myślach istotniejsze pytanie.

- Wybierasz się gdzieś, Draco? - spytał, kiedy dotarło do niego, że Draco bynajmniej nie przygotowuje się, żeby usiąść na łóżku i powgapiać się w ścianę.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie pogardziłbym jakimś śniadaniem.

Harry od razu wstał ze swojego miejsca.

- Idę z tobą.

- Nie ma mowy.

I zanim Harry zdążył powiedzieć, że wcale go o zdanie nie pytał, on mówił dalej:

- To zbyt ryzykowne. Wątpię, że wszyscy wzruszą ramionami i pójdą dalej, kiedy zobaczą na twoim czole bliznę, o której do dziś huczą gazety.

Harry odruchowo sięgnął dłonią do czoła, zasłaniając je czarnymi pasemkami.

- Bo bezpieczniej będzie, jeśli to ty wyjdziesz na ulicę - odciął się - świecąc tymi tlenionymi włosami na milę. Jesteś aktualnie tak samo poszukiwany jak ja i naprawdę nieciężko wypatrzyć cię w tłumie.

Draco założył ręce na piersi.

- Jeśli ani ja, ani ty, to, niestety, ale póki co nie ma tu innego potencjalnego kandydata.

Harry nie znalazł odpowiedzi, ale ustąpić i pozwolić mu wyjść samemu nie mógł. W ciszy patrzył więc tylko na niego, po tylu latach znajomości z nim nie oszukując się też, że Draco pozwoli postawić na swoim jemu.

- Na Merlina... - mruknął wreszcie Harry, dość mając niczego niewnoszącej ciszy. - Więc idziemy razem, tak?

- I trzeba się było tak wykłócać? Chodź.

Harry westchnął, ale już się nie odezwał. Podszedł tylko do Dracona, żeby narzucić mu na włosy i czoło kaptur.

- To głupie - stwierdził blondyn.

- Nie głupie, tylko ostrożne.

Więc z grzeczności bardziej oznajmili swoim nowym współlokatorom, że wychodzą, i faktycznie zniknęli za drzwiami. Nie mieli długiej drogi, nawet jeśli nie do końca wiedzieli jeszcze, dokąd idą - co kilka dni przezornie zmieniali miejsce, do którego wybierali się na śniadanie, nie chcąc, żeby ciągle widywano ich w jednym.

Kawiarni czy piekarni znajdywali tu pełno, a wobec tych ciepłych zapachów Harry mógłby zajrzeć do każdej. Pozostawiał to jednak sobie wyłącznie jako słodką myśl, Draconowi nawet o tym nie wspominając. Nawet on za dużo ryzyka widział w pokazywaniu się w tak wielu miejscach na raz. Ostatecznie, odcięci od własnego świata, nie wiedzieli, jak daleko sięgają poszukiwania ich obu.

Na cichą muzykę z kawiarni obok spojrzał na Dracona trochę odruchowo. Może odrobinę tak, jak kiedyś na Balu Bożonarodzeniowym w Hogwarcie przypadkiem odszukał na parkiecie swojego przyjaciela, żeby później przez parę chwil nie odwracać od niego wzroku.

Draco prychnął tylko cicho pod nosem, zaciskając lekko dłonie w kieszeniach, a spojrzenia Harry'ego nie zauważając. Zajęła go bardziej myśl dlaczego, na Merlina, wszystkie mugolskie piosenki są tak monotematyczne i o nieszczęśliwej miłości. Nie żeby często zdarzało się im usłyszeć tu taką, z której załapali by więcej niż to, że nie jest po angielsku.

Francja w ogóle była dla niego przereklamowana. Draco zdecydowanie wolał wrócić do domu, gdzie przynajmniej mosty służyły do przechodzenia, a nie do wieszania jakichś tandetnych kłódek z czyimiś inicjałami.

Harry zauważył wreszcie jego zniesmaczone spojrzenia, kiedy przechodzili na drugą stronę pobliskiej Sekwany. Stłumił więc uśmiech, kiedy siląc się na poważny ton, mruknął coś o tym, że im taka kłódka też by nie zaszkodziła. Draco zwolnił na to krok, aż się zatrzymał, żeby odwrócić się do niego i niewzruszony poprosić:

- Harry. Zamknij oczy.

Harry zrobił to, chociaż kąciki ust lekko mu opadły i zmarszczył brwi.

- I się rozejrzyj - dokończył Draco.

- Jak mam się rozejrzeć z zamkniętymi oczami?

- Nie zadawaj głupich pytań, tylko to zrób - uciął.

Toteż Harry parę sekund kręcił głową na boki, jakby się faktycznie rozglądał, rozkładając ramiona.

- Co widzisz? - spytał wtedy Draco.

- Nic - przyznał bez jakiegokolwiek zrozumienia. Poczuł wtedy jego dłoń na ramieniu, więc otworzył oczy.

- Nie, Harry - zaprzeczył łagodnie. - Widzisz pustą przestrzeń w swojej głowie, gdzie powinien znajdować się mózg.

Kawałek dalej, kiedy na koniec musieli przejść przez ulicę, Harry go zatrzymał. Twierdził, że te trzy śmieszne światełka po drugiej stronie coś znaczą i jeśli paliło się to czerwone, trzeba było zaczekać. Jeśli miał być szczery, Draco zupełnie nie rozumiał dlaczego. Ponoć mugole kojarzyli czerwień z zakazem, a zieleń z przyzwoleniem. Ale to było głupie. On wolałby już przejść przez ulicę, po której latają szkarłatne zaklęcia oszałamiające niż szmaragdowe Avady.

W zasadzie, to Dracona irytowało tu wiele rzeczy. Począwszy od własnych włosów, które bez przerwy opadły mu na twarz, bo nie mógł tu zrobić z nimi absolutnie nic. Harry'emu jedynie to nie przeszkadzało, kiedy w końcu mógł swobodnie przeczesywać je dłońmi.

Bez większego problemu znaleźli w końcu miejsce, które im odpowiadało, bo przed budynkiem na zewnątrz stało parę stolików, z trzech stron otoczonych innymi ścianami, z jednej tylko szeroko odsłoniętych na ulicę. Draco został przy jednym z nich i odprowadził Harry'ego wzrokiem, dopóki nie zniknął na chwilę w środku.

- Co to? - zapytał, kiedy Harry wrócił i był jeszcze parę kroków od niego, próbując pogodzić w rękach dwa talerzyki z dwiema szklankami. Odłożył najpierw to wszystko na stolik, zanim mu odpowiedział:

- Jeśli powiem, że jest całkowicie mugolskie, to tego nie tkniesz, prawda?

- A jest mugolskie?

Harry zajął sobie miejsce naprzeciw niego, z trochę szerzej otwartymi oczami patrząc na jego uniesione brwi.

- Nie, skądże.

- Jesteśmy w kraju słynącym z elegancji i win - żachnął się parę minut później Draco, kiedy Harry wreszcie wyjaśnił mu, co ma na talerzu - a ja siedzę w dresach i popijam wodą jakieś tosty.

Poza tym, że ton miał taki, jakby siedział właśnie za biurkiem i stawiał komuś Okropny, to oparł do tego policzek na dłoni. Spojrzał na Harry'ego, żeby zaraz ochłonąć i ciszej dodać:

- Czy te całe... tosty.... mają coś wspólnego z tosterem? Tym tosterem, którym ty i Granger zawsze straszycie mnie i Weasleya?

Harry najpierw odpowiedział mu śmiechem na jego poważny ton, zanim spytał niejako w potwierdzeniu:

- Jak na to wpadłeś?

Wrócili na chwilę do jedzenia, czasem z ostrożnego odruchu oglądając się tylko na boki. Harry zdawał mu się jednak trochę zamyślony, aż w końcu odezwał się najwyraźniej podekscytowany swoim pomysłem:

- Wiem, co naprawdę by ci się spodobało, Draco.

Blondyn złożył dłonie na blacie stolika, unosząc zachęcająco brwi.

- Zaskocz mnie.

- Słynne na całą Europę - zaczął Harry, nie powstrzymując nawet uśmiechu - paryskie katakumby! Lochy, czaszki, wilgoć... Twoje klimaty, nie?

I powstrzymał się, zanim dodałby, że ślizgońskie. Draco zmierzył go wzrokiem.

- Czy ja ci wyglądam na bazyliszka?

- Nie - zaprzeczył z uśmiechem Harry, nachylając się trochę, żeby lepiej się mu przyjrzeć. - Nie. Chociaż... trochę z oczu...

- Lepiej w nie nie patrz - przerwał mu, prostując się w krześle, żeby się od Harry'ego odsunąć. - Jeśli moje spojrzenie cię nie zabije, to własnoręcznie cię uduszę.

Harry uniósł dłonie w obronnym geście, ale dopiero po kilkunastu minutach Draco doczekał się okazji, żeby się mu odciąć. Okularnik ściszył wtedy ton, zaciskając dłonie na swojej prawie pustej szklance.

- Tęsknię za kremowym piwem z Hogsmeade - jęknął, pijąc zwykłą, mugolską wodę. Mógłby przysiąc, że nie smakowała tak dobrze jak ta w Wielkiej Sali Hogwartu.

Draco uśmiechnął się na to krzywo, odchylając się lekko na krześle.

- A myślałem, że po urodzinach Weasleya pięć lat temu już ci wystarczy.

Od razu zobaczył, jak spodziewane mignęły Harry'emu w oczach i irytacja, i zakłopotanie.

- Przestań mi to wreszcie wypominać!

Harry rzucił mu ostatnie spojrzenie, zanim przeniósł je za niego. Siedział tyłem do ulicy i przodem do wejścia do piekarni, więc dobrze widział resztę stolików, nawet jeśli sami siedzieli na uboczu. Zmarszczył brwi, powoli i bezwiednie przestając się uśmiechać.

- Patrzy na ciebie - szepnął Harry, nie odwracając wzroku od zauważonej parę stolików dalej kelnerki.

- Co? - spytał bez większego zrozumienia.

- Kelnerka - wyjaśnił cicho, wskazując na nią lekkim ruchem głowy. Draco odwrócił się przez ramię, żeby zaraz wrócić wzrokiem do niego, dłonią uniesioną do policzka przysunąć bliżej i zaskoczyć krótkim pocałunkiem. - Nadal patrzy? - spytał z uniesionymi bezceremonialnie kącikami ust, kiedy to Harry obserwował go w jakimś nagłym szoku.

- Nie o to mi... - spróbował wyjaśnić Harry. Na Merlina, obawiał się tylko, że ktoś mógł ich rozpoznać, nic z tego... cokolwiek Draco miał na myśli! Zrezygnował jednak z powiedzenia tego, żeby w zastanowieniu spytać: - Co jeśli powiem, że tak?

Jeszcze raz odpowiedział mu cudownie znajomy, chociaż przelotny dotyk na ustach.

- Tak - przytaknął przekonany już Harry. - Wciąż się na ciebie gapi.

I dopiero, kiedy splatając dłonie na blacie, podzielili kolejny pocałunek, wpadło im do głowy, że nie byli w swoim pustym, tymczasowym mieszkaniu, a w piekarni przy ulicy. Szczęście, że usiedli gdzieś bardziej z boku.

- Lepiej stąd chodźmy - zasugerował Harry skrajnie zakłopotany, na co Draco zaraz kiwnął głową.

Długą chwilę nie wypuszczał już jednak dłoni Harry'ego ze swojej. Tak czuli się tu bezpieczniej, a przynajmniej pewniej.

Powoli cichł w blondynie niepokój, który kazał mu nieustannie widzieć go obok, z uwagą magomedyka obserwować, jak uśmiech wraca mu na twarz. Cichł nie znaczy jednak, że znikał z jego myśli. Przez wiele dni nic się nie wydarzyło, przywykł znów z Harrym do swojej nieustannej obecności - i było znacznie spokojniej. Na pewno nie budził się dłużej nocami, ogarnięty nagłym przerażeniem, że okularnik mógł znów gdzieś zniknąć. Podobnie jak Harry wyleczył się niemal zupełnie ze swoich koszmarów, w których wspominał Azkaban.

- Nie wracajmy jeszcze - zaproponował mu Harry, kiedy tylko wyszli na ulicę i odeszli kawałek. - Dzień jest niesamowity.

Długo przekonywać go nie musiał, sporo czasu za to później zajął im powrót do mieszkania - za bardzo zaangażowali się w spacer po nieznanych sobie parkach, alejach i uliczkach, i udało im się w tym zgubić.

Było jasno, choć nastał wieczór, na dworze ochłodziło się trochę, powoli odbierając kolor zarumienionym od słońca policzkom Harry'ego. Niebo pociemniało tylko nieznacznie, może jedynie swój lazur miało bardziej stonowany, i Harry w pełnej satysfakcji wszedł wreszcie za Draconem do budynku. Niewiele do tej pory rozmawiali i teraz nawet wymienili tylko krótkie spojrzenie. Przynajmniej kiedy nie doszli do swoich drzwi i Harry nagle sobie czegoś nie przypomniał:

- Zapomniałem ci powiedzieć. Nasi mugole wychodzą na resztę dnia. Mamy całe mieszkanie dla siebie. Do spółki z ich kotem, znaczy się.

Draco nie odpowiedział od razu, bo otworzył najpierw drzwi do mieszkania i weszli do środka. Wyglądało na to, że faktycznie było puste. Dopiero wtedy blondyn odwrócił się do Harry'ego i wywrócił teatralnie oczami.

- I co niby mamy robić w mugolskim domu?

Harry uśmiechnął się pod nosem, domyślając się, że on narzeka na siłę.

- Miałeś pretensje, że mamy dla siebie mało czasu - odpowiedział, jakby zupełnie nie usłyszał tonu poirytowanego tylko dla zasady. Dla Dracona jego głos specyficznie wybrzmiał w tym nadzwyczaj cichym mieszkaniu. - Proszę bardzo.

Blondyn prychnął pod nosem, żeby potem odwrócić się i stanąć z nim ramię w ramię. Rozejrzał się po tym pustym mieszkaniu tak, jakby pierwszy raz je na oczy widział. Kreatywnością w szukaniu zajęcia raczej się nie wykazał, kiedy otoczył tylko Harry'ego ramieniem, ale żaden się przez chwilę nie odezwał, tak po prostu zostając.

- Kocham cię, Draco. Tu czy w Anglii - dokończył ich rozmowę po paru chwilach Harry, kiedy odszedł parę kroków i skierował się na schody. - Zawsze.

*

Dracona bardzo kusiło, żeby wypomnieć mu, że i on produktywnością w te parę wolnych, swobodnych godzin, kiedy byli sami, się nie wykazuje. Miał specjalnie dla niego przygotowaną genialną uwagę na ten temat i szlag go trafiał, że musi zachować ją dla siebie. Bo Potter przeklęty postanowił sobie zasnąć.

Nie z przytłaczającego zmęczenia nawet, a raczej obezwładniającego poczucia spokoju, które podchodziło praktycznie pod błogie w porównaniu z tym, co czuł w Azkabanie.

Był już późny wieczór, którego nic nie przerywało prócz natrętnego drapania o zamknięte drzwi pokoju chwilę temu. Draco był unieruchomiony policzkiem Harry'ego na swoim ramieniu, więc w pierwszym odruchu uniósł tylko dłoń, żeby dla świętego spokoju otworzyć je, mrucząc pod nosem zaklęcie. Opamiętał się wpół słowa i na ich obu szczęście skończyło się na cichych wyrzutach do swojego dalszego braku kontroli.

Miał parę rzeczy, które musiał przemyśleć, więc tym głównie się przez ten czas zajmował. Miał nadzieję, że Harry nie czuje, jak na niektóre z tych myśli szybciej bije mu serce, niepewne co do nich.

Przynajmniej dopóki nie usłyszał wreszcie zbliżających się kroków na schodach i pewien był, że kierują się tutaj. Niemal leżąc do tej pory, podniósł się więc do siadu z uważnym spojrzeniem wbitym w drzwi, Harry'ego zsuwając delikatnie na swoje kolana, podtrzymując go na nich. Nie chciał go budzić i starał się tego nie zrobić, bo zasłużył na odpoczynek.

Ledwo się jednak wyprostował, kiedy krótkie pukanie poprzedziło uchylenie się drzwi i do pomieszczenia zajrzała Claire. Otworzyła tylko usta, zanim zauważyła pogrążonego we śnie Harry'ego, z twarzą po części zakrytą dłonią Dracona. Podniosła więc oczy na niego, żeby z uprzejmości powiedzieć tylko, że są już z powrotem.

- Dobranoc - dodała jeszcze, zanim Draco skinął głową w jej stronę i wyszła.

Uśmiechnął się pod nosem, ale chyba nie chciał wiedzieć, co ona sobie myślała, skoro zastawała Harry'ego we śnie praktycznie co drugi raz, kiedy tu wchodziła.

Westchnął tylko, wracając na swoje wcześniejsze miejsce i ostrożnie przesuwając Harry'ego z powrotem na swoją klatkę piersiową.

- Zdecyduj się wreszcie - usłyszał wtedy jego niewyraźny, mrukliwy ton.

- Myślałem, że śpisz - przyznał Draco po paru sekundach. Harry obrócił do niego twarz, z lekko przymkniętymi oczami.

- A próbowałeś kiedyś spać na grzbiecie wiercącego się we wszystkie strony smoka?

Draco odpowiedział mu drwiącym uśmiechem, który on zignorował. Zielone oczy schowały się tylko znów za powiekami, kiedy Harry objął go ramionami, układając się wygodniej na jego piersi. I uśmiechnął się sam do siebie półprzytomnie, czując w odpowiedzi dłonie splatane na swoich plecach i policzek przyciśnięty do wierzchu swojej dłoni, złożonej na ramieniu blondyna.

Najzwyklejszy dzień, tak bardzo podobny do reszty tych dni, na jakie tutaj mogli liczyć. Ale Harry w duszy musiał przyznać, że lubił tu być. Lubił te swoje małe wakacje od wszystkiego. To, jak tutaj to wszystko już zupełnie ograniczyć mógł do pewnego szarookiego blondyna, z którym dzień zaczynał, przeżywał i kończył.

I póki co, bez zbędnego oglądania się na jutro, którego nie mogli być pewni, tak było w porządku.

- Śpij dobrze - usłyszał nad sobą nieznaczny szept.

- Żeby?

- Żeby czekać dalej.

2

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro