Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51.

Minęło kilka godzin, kiedy Dracona coś obudziło. Nie co prawda na tyle, żeby męczyć się otwieraniem oczu, bo podświadomie czuł, że jest jeszcze dość wcześnie. Albo po prostu na twarz padało mu jeszcze zbyt słabe, chłodne światło, żeby mógł być już pełny dzień.

Obudził go jakiś dziwny, głośny, ale przytłumiony dźwięk, dochodzący na pewno z zewnątrz, zza zamkniętego okna. Zaspany przez długą chwilę niewiele z tego, co czuł, słyszał ani nawet gdzie był, rozumiał, toteż minęło tych chwil jeszcze parę, zanim skojarzył ten dźwięk z mugolskim samochodem. Tak przynajmniej podejrzewał, bo niewiele miał w tym doświadczenia, pamiętając jedynie, że coś takiego mają w Ministerstwie Magii.

Na tę myśl zaraz przypomniał sobie jednak wszystko. Otworzył lekko oczy, nie jednak zupełnie, i spojrzał leniwie w dół. Niewiele zobaczył. Jedynie czarne pasemka włosów śpiącego głęboko Harry'ego, które przyjemnie drażniły jego policzki. Draco uspokoił się na ten widok jeszcze bardziej, nie będąc zdolnym w tej chwili do nerwów o cokolwiek. Poprawił tylko ramię, zsuwające się z boku Harry'ego, zanim znów zasnął tak prosto i szybko, jak wcześniej okularnik.

A tuż za oknem znów wszystko ucichło.

*

Dochodziło południe i Draco zamrugał parę razy, wyrwany ze snu. Tym razem sam z siebie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio spał tak długo, ale czuł się znacznie lepiej. Niezmęczony, jakby wszystko, co stało się ostatniej nocy, tylko mu się przyśniło.

Nie drgnął jednak nawet, słysząc miarowy oddech Harry'ego. Draco nie zdziwiłby się, gdyby on po tym wszystkim obudził się dopiero wieczorem. Chciał w każdym razie aż do tego momentu mu towarzyszyć. Zamknął jeszcze na chwilę oczy, żeby później półświadome, ale zadowolone spojrzenie utkwić w nieokreślonym miejscu za oknem.

W międzyczasie odnalazł jakąś wyjątkową ulgę, zaskakującą radość w dotykaniu jego znów przyjemnie ciepłego ciała. Choć, za bardzo się z tym nie obnosił. Nie chciał Harry'ego obudzić.

Starał się zresztą opanować i przestać głupio uśmiechać się sam do siebie, bo nie chciał też zbytnio, żeby Harry zaraz po otworzeniu oczu spojrzał na niego jak na idiotę. Uśmiech stłumił więc do takiego w granicach normy i ograniczył się tylko do delikatnych ruchów wokół miejsca, gdzie z początku na skórze jego pleców ułożył otwartą dłoń.

Słyszał stłumiony szybą niewyraźny, ale ciągły szum, ale temu też się nie dziwił. O takiej porze w tak wielkim mieście mógł powiedzieć, że nie było wcale tak głośno. Bardziej zajmowało go zresztą wnętrze mieszkania, w którym byli, ale po chwili przysłuchiwania się stwierdził, że są tu sami. Faktyczni wlasciciele, jak wczoraj półprzytomnie uprzedziła go Claire, musieli być w pracy, co Draco łączył z dźwiękiem, który nad ranem go obudził.
Nie musiał przynajmniej martwić się, że ktoś tu zaraz wejdzie.

Nie wiedział, ile mija czasu, kiedy sam chwilami popadał w lekki półsen, a kiedy Harry nie drgnął w najmniejszym, mimowolnym odruchu. Draco nigdy nie widział, żeby spał aż tak spokojnie. Chwilę zastanawiał się nawet, czy nie powinno go to zaniepokoić, ale ostatecznie usprawiedliwił to tym, że Harry musiał być wykończony i potrzebował odpoczynku. Trochę tak, jak ktoś chory kładzie się w pierwszym lepszym miejscu, nie mając siły ani ochoty przewracać się z boku na bok.
Draco więc szybko znów zamknął oczy i wrócił do własnych myśli, uznając to za dobrą chwilę, żeby je ułożyć.

Minęła chwila i Harry nie otworzył jeszcze oczu, ale już nie podobało mu się to miejsce, w którym się teraz znajdował. Głównie dlatego, że nie było jego domem, wyłącznie o którym marzył.

Harry nie musiał otwierać oczu, żeby czuć, że materac, na którym leżał, był zbyt miękki. Sprawiał wrażenie, jakby tylko jakaś cienka, elastyczna powłoka dzieliła okularnika od zanurzenia się w wodzie. Okropność.

Nie pasowało mu tu wiele drobnostek, chociaż co prawda tylko podświadomie, na co tak naprawdę nie zwracał uwagi.

Znajome i wciąż tak samo dobre były tylko ostrożnie otaczające go ramiona. I w chwili, kiedy Harry uświadomił sobie, że bynajmniej nie jest tu sam, gdziekolwiek był, wszystko przestało tu grać. Bo każda z tych rzeczy była o niebo przyjemniejsza od azkabańskiej celi i to było tak nierealne, jak myśl, że znów mógł obudzić się przy kimś.

- To tylko sen - mruknął, a jego głos był tak słaby, że sam nie wiedział, czy powiedział to na głos, czy tylko we własnych myślach.

Nie pamiętał ostatniej nocy i ciężko mu się dziwić, że nie widział innego wyjścia niż właśnie piękny, ale nieprawdziwy sen.

Zacisnął powieki, ale wcale nie chciał ponownie zasnąć. We śnie to w ogóle możliwe? Błagał w duchu Merlina, żeby żaden strażnik choćby dla rozrywki nie przywrócił go teraz do rzeczywistości. Nie chciał się budzić. Nie chciał, żeby to wszystko, razem z Draconem, zniknęło, na rzecz zimnych, samotnych krat.

Jego senny obraz Dracona poruszył delikatnie dłonią, gładząc jego plecy, a Harry się uśmiechnął, kiedy przeszły go przyjemne dreszcze. Usta jednak zapiekły go tak, jakby były rozcięte w kilku miejscach, toteż szybko znowu je zacisnął. Znów wszystko przestawało się zgadzać. Czy we śnie nie powinno być idealnie, czy nie powinien nic nie czuć, a szczególnie bólu?

Mimowolnie spróbował poruszyć dłońmi, ale nie mógł tego zrobić. Nadgarstek tępo bolał go, jakby metal tarł o jego skórę. Może wciąż był przykuty żelaznymi łańcuchami do zimnych murów Azkabanu? Może marzył, tak naprawdę będąc w celi?

Gdyby otworzył oczy i schylił się trochę, może zauważyłby, że w rzeczywistości jego dłoń unieruchomiona jest przez przylegającą do niej własną klatkę piersiową i z drugiej strony pierś Dracona.

- Cześć, Draco - mruknął sennie, nie spodziewając się tu raczej nikogo innego. Uniósł delikatnie głowę, chcąc pocałować go na Dzień dobry, choć ostatecznie musnął tylko ustami dolną część jego policzka, nie mając siły wyprostować szyi bardziej. Poczuł, że on drgnął lekko zaskoczony, wyrwany z własnych myśli.

- W końcu się obudziłeś - usłyszał w odpowiedzi i czując lekki pocałunek wśród włosów, w jakiś dziwny sposób przyszło mu na myśl, że Draco na pewno się uśmiecha.

- Wcale nie - zaprzeczył, nie kłopocząc się nawet otwieraniem oczu. - A jeśli nawet - dodał, bez większej wiary w to, co mówi - to zrozum mnie, obudzić się w twoich ramionach to jak cały czas śnić. Tęskniłem za tym.

-Jak się czujesz?

Poczuł, jak Harry wzrusza ramionami, ale nie widział, jak skrzywił się przy tym lekko.

- Cudownie okropnie. Wydaje mi się, czy coś tutaj nie gra?

To chyba głupie, ale czuł się tak, jakby głowę miał wypchaną watą. Otworzył wreszcie oczy, odsunął się trochę od niego, żeby móc trochę się rozejrzeć, ale bez większej uwagi, powierzchownie. Szybko napotkał wzrokiem dużo żywsze od własnego spojrzenie szarych oczu. I nie szukał już dalej.

- Nie wiem, co znowu zrobiłeś, Draco - zaczął, wracając do swojej wcześniejszej pozycji. - Ale, proszę, przestań. Nie chcę za kilka minut obudzić się tam. Nie zniosę tego.

- Przysięgam, że nie będziesz musiał. Jesteśmy setki mil od tamtego miejsca.

Na Harrym wywarło to zaskakująco małe wrażenie.

- Ja nie mam ochoty na żarty, Draco - wytknął mu tylko. Blondyn nie miał teraz zamiaru wyprowadzać go z błędu. Nie w ten sposób, przynajmniej.

- Mam do ciebie pytanie - powiedział nagle, z uśmiechem, po którym, gdyby tylko Harry go widział, z pewnością uważałaby ze swoją odpowiedzią.

- Słucham - zapewnił swobodnie.

- Nadal marzysz o Paryżu? - spytał, przypominając mu jego własne słowa z ostatniej nocy. Harry znów wzruszył ramionami.

- Nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Nie dzisiaj.

- A co z szampanem na Wieży Eiffla? - jęknął teatralnie w odpowiedzi.

- Szampana to możemy się napić w... - zaczął, zanim nagle dotarł do niego sens słów Dracona. Powoli chyba dopuszczał do siebie myśl, że to może być coś więcej niż tylko sen. - Gdzie jesteśmy? Niewiele pamiętam.

- Zdziwiłbym się, gdybyś pamiętał. Odwróć się.

Harry odsunął się od niego trochę, żeby móc na niego spojrzeć.

- Co?

- Spójrz za siebie, Harry - powtórzył spokojnie i już to zupełne opanowanie w jego głosie nie kazało Harry'emu ani chwili z tym zwlekać. Od wielu tygodni nie słyszał już u niego takiego tonu.

Harry odwrócił się, najpierw nie podnosząc nawet głowy z poduszki. Draco podał mu w międzyczasie okulary, które ściągnął mu ostatniego wieczoru, widząc, że on gotów był zasnąć i w nich. Harry założył je niedbale i zaraz poderwał się do siadu.

- Oszalałem - skwitował, wodząc wzrokiem po wszystkim, co tylko mógł zobaczyć za sporych rozmiarów oknem. I widział bardzo dużo. Ledwie usłyszał, jak Draco za jego plecami parsknął śmiechem.

Ponad ozdobną barierką niewielkiego balkonu, którego Harry domyślał się tuż za oknem, widział wspólny dach rzędu domów, czy kamienic, których ułożenie na pierwszy rzut oka rysowało się Harry'emu jak labirynt. To nie była londyńska architektura, choć miasto z pewnością było wielkie. A gdyby miał jeszcze jakieś wątpliwości, to nad czubkami dachów z wystającymi kominami, niemal na środku ich okna, ciężko było nie zauważyć części górnej, szczupłej budowli bliskiej Wieży Eiffla. Musieli być w drugim czy trzecim rzędzie mieszkań od centrum.

Harry na tą ostatnią myśl obejrzał się za siebie, na pokój, w którym się znajdował, i na Dracona tak jak on patrzącego za okno. Spojrzał na niego nagle niemal spanikowany, bo, na Merlina, nic tu się ze sobą nie zgadzało. Odkrył zresztą, że, nie wiedząc nawet kiedy, wstał i podszedł tuż do szyby.

- Co to za miejsce? - spytał nagląco.

- Czy ja wiem? - żachnął się w odpowiedzi. W zasadzie, nie kłamał. - Kraj i miasto już zgadłeś, nie? To drugie piętro jednej z kamienic.

- Drugie piętro? - powtórzył po nim. - Nie pamiętam, żebym...

- Bo nie wchodziłeś po żadnych schodach - przerwał mu, domyślając się, o co Harry'emu chodzi. - Musiałem ci trochę pomóc.

- Dzięki - powiedział powoli, z lekko ściągniętymi brwiami. Draco wywrócił oczami.

- Masz szczęście, że ważysz mniej niż nic.

- Bo co? Zostawiłbyś mnie tam?

- Nie - stwierdził lekkim tonem, stając obok niego, kiedy Harry znów odwrócił się do okna. - Ale poganiałbym cię, aż sam byś tu nie wyszedł. Chociażby na kolanach.

- Nie ma to jak kochający chłopak, nie?

- Jedna sprawa, Harry - zaczął nagle, układając dłoń na jego ramieniu. - Lepiej się ubierz, bo nie jesteśmy ani u siebie, ani sami.

Harry spojrzał na niego czymś nagle zaskoczony, poczuł na ułamek sekundy, jak uścisk na jego ramieniu staje się silniejszy, zanim zniknął zupełnie, a Draco odszedł parę kroków, jeszcze raz ogarniając wzrokiem jego sylwetkę.

- W co? - spytał, a Draco, choć mu nie odpowiedział, to za chwilę podał mu plecak, który Harry zaraz rozpoznał. - On jest mój?

- Spostrzegawczość szukającego - sarknął, odkładając plecak na jasne biurko pod ścianą, które akurat rzuciło mu się obok w oczy.

- I moja koszulka? - zapytał znowu Harry, zwracając wreszcie uwagę, co Draco ma na sobie.

- Bardziej skłaniałbym się ku opcji, że Dudleya. Później ci wyjaśnię.

Harry nie dopytywał, i tak mając już za wiele do przyswojenia we wciąż niezbyt rozbudzonych myślach. Usiadł tylko kawałek obok za przykładem Dracona, który zajął sobie miejsce na materacu.

- Powiedziałeś, że nie jesteśmy sami. Kto jeszcze tu jest?

- Oczywiście, że nie jesteśmy sami. W dwa dni nawet ja nie znajdę ci pustego mieszkania w centrum Paryża. Nie wszystko zresztą poszło tak, jak planowałem. To też wyjaśnię ci później. Mieszka tu dwoje mugoli. Sam niewiele o nich wiem. Powiedziano mi o nich tyle, że dziewczyna jest z Wielkiej Brytanii, ale mieszka tutaj mężem, który jest Francuzem. To tyle. Nie znam nawet nazwiska.

Harry słuchał go z małym wysiłkiem. Tępy ból męczył go przy skroniach.

- A oni o nas? Co wiedzą?

- Wiedzieli tyle, że syn krewnej ich bliskiej znajomej pojawi się u nich z przyjacielem.

Harry uniósł lekko brwi, nie do końca wiedząc, jak to rozumieć. Może i był zmęczony, ale nie na tyle, żeby nie słyszeć, jak nazywa się go wyłącznie Dracona przyjacielem.

- Chciałbyś mi coś powiedzieć?

- Nie ja im to powiedziałem - usprawiedliwił się. - To też ci wyjaśnię.

- Brzmi jak bardzo dużo wyjaśniania - podsumował Harry, już nie tak chętny do wysłuchania, co i jak się stało. Nie teraz, przynajmniej. Niedbale ułożył tył głowy na poduszce, nie spuszczając wzroku z Dracona. - Dziękuję ci, Draco - dodał, uśmiechając się blado. - Cokolwiek zrobiłeś.

- Nie wiesz nawet do końca, gdzie jesteś.

- I nie mów mi. Nie chcę wiedzieć. Powiedziałem cokolwiek, na razie nie chcę myśleć. Nie mów nic więcej.

- Ty na pewno dobrze się czujesz? - spytał znowu, a Harry nie silił się nawet na odpowiedź. Jaka by nie była, wiedział, że Draco na słowo mu w tej kwestii nie uwierzy.

- To nic takiego - stwierdził, nie przykładając do tego większej wagi, kiedy poczuł dłoń blondyna na czole i zaczerwienionych nienaturalnie policzkach. - Przejdzie mi. Mugolskie przeziębienie.

- Może i tak - odmruknął, zanim wstał. - Zostań tutaj - poprosił , będąc już przy drzwiach, z dłonią na klamce. - Twoje bezpieczeństwo najpierw. Teraz idzie o twoje zdrowie.

- Draco? - usłyszał jescze, na co zatrzymał się w progu i odwrócił.

- Tak?

- Dziękuję.

- Nie teraz - zbył go. - Powiedziałem ci już, podziękujesz, kiedy wrócimy do domu. Nie lubię półśrodków, jeśli to na nich wszystko staje.

Widział, jak Harry wywrócił oczami, zanim odwrócił się, żeby z głową na poduszce znów móc spojrzeć za okno. Gdziekolwiek nie był, polubił już ten widok czystego, letniego nieba tutaj.

Draco zamknął za sobą drzwi i zszedł po schodach, rozglądając się po drodze wokół. Zbyt zachwyconego wyrazu twarzy nie miał.

Słyszał przed paroma minutami, że otwierają się drzwi wejściowe, a potem krótką rozmowę pary głosów. Kiedy zszedł na dół, w kuchni, gdzie zaczynały się schody, zastał tylko Claire, ubraną jescze w białą koszulę, ale z włosami równie ułożonymi co w nocy.

- Dzień dobry - przywitała się z niepewnym uśmiechem, kiedy go zauważyła. Przechyliła się trochę w bok, wyglądając za niego, na schody. - A co z Harrym? - spytała delikatnie, kiedy Draco zrobił jeszcze krok w jej stronę, nie chcąc specjalnie stać tam tak sztywno.

- Źle się czuje - przyznał.

- Tak? - mruknęła, spuszczając na chwilę głowę. - Bardzo? Może herbaty?

Draco odetchnął w duchu, że tak szybko domyśliła się, po co w ogóle tu przyszedł. Nie chciał jednak, żeby wiedziała, że od początku tylko o to mu chodziło, więc skinął głową:

- Jeśli to nie problem, tak.

- Żaden.

Uśmiechnęła się nagle szerzej, może na jakąś myśl, może dlatego, że znalazła coś, co uratuje ich na razie od ciszy.

- Jesteście z Anglii, prawda? - zgadła, upewniając Dracona, że nie tylko on zwrócił uwagę na jej akcent, ale i ona przysłuchała się jemu. No, albo to po prostu jego "ciotka" wcześniej jej o tym wspomniała.

- Prawda - odparł zdawkowo. Może Harry miał rację, kiedy mówił mu, że jeśli już do kultury się zmuszał, to był w swoich manierach bardzo chłodny.

Obserwował, jak sięgnęła do dziwacznej białej półki, tej wyższej z dwóch, w której coś się chyba zaświeciło. Draco wolał uznać, że mu się przywidziało. Sprawnie coś z niej wyjęła.

- Harry lubi herbatę z mlekiem? - dopytała z przyjemnym uśmiechem. Draco skinął głową, ale zupełnie machinalnie, bo patrzył, bądź też raczej próbował się połapać, w jaki, na Merlina, sposób ona tę herbatę robi.

Kiedy wreszcie podała mu jedną z trzech filiżanek, Draco nie wiedział do końca, co ma zrobić i poczuł się po prostu głupi. Był pewien, że herbata będzie zimna, bo tego etapu jej przygotowania mimo uwagi jakoś nie wyłapał, ale zaraz dotkliwie poczuł, że była niemal wrząca. Bardzo mądrze pokiwał więc głową na te dziwaczne mugolskie rozwiązania, ale jak to zrobiła, za Merlina pojęcia nie miał.

Claire patrzyła na niego wyraźnie zadowolona. Widocznie ucieszyła się, że może podzielić z kimś zwyczajową angielską herbatę, za którą jej mąż nie przepadał. Uraczyła go nawet krótką opowiastką o tym, co Draco wysłuchał spokojnie, w każdym razie w duchu dość niecierpliwie.

Wzruszyła na koniec ramionami, jakby trochę speszona, ale uśmiechnęła się lekko i złożyła na blacie przed sobą splecione dłonie, których wierzch pokrywał łagodny tatuaż, co Draco zauważył już dobrą chwilę temu. Skinął głową w podziękowaniu, zanim znów wycofał się na schody.

- Draco - zatrzymała go jeszcze, jakby dopiero się zdecydowała. - Mogę zapytać...? - zaczęła trochę niepewnie, kiedy mimo dobrze ukrytej irytacji odwrócił się do niej. Nie doczekała się od niego żadnej reakcji, zgody czy zaprzeczenia, więc dokończyła: - Czy wy nie jesteście parą? Ty i Harry?

Draco wiedział, że nie ma sensu zaprzeczać. Co prawda, sam tego tematu zaczynać nie chciał, nie wiedząc jeszcze, czy takiego niedopowiedzenia nie mógłby jakoś na swoją i Harry'ego korzyść wykorzystać. Ale jeśli sama spytała, nie było już po co zastanawiać się nad tym.

Tyle było z tego dobrego, że nie będzie musiał powstrzymywać swoich odruchów względem Harry'ego ani pilnować się, żeby nie powiedzieć czegoś, co jak na przyjaciół mogłoby brzmieć raczej niewłaściwie. Ani przed zupełnie nikim nie musieliby udawać też, że nie znaczą dla siebie tyle, ile znaczyli faktycznie.

- Moja ciotka wam nie powiedziała? - spytał, przytakując wcześniej.

- Nie, ale... Nieciężko się domyślić. Zauważyć.

Draco przechylił lekko głowę w bok. Tak, po tym, jak wczoraj nawet nie zająknęli się na temat dzielenia ze sobą pokoju, nie tak wcale dużego łóżka, pościeli i nawet poduszki, faktycznie ciężko się było domyślić.

- Mów, gdybyście czegoś potrzebowali. I jeśli mielibyście chwilę, chcieliśmy z wami porozmawiać - dodała na koniec, zanim Draco zniknął na schodach.

Na ich szycie, przed zamkniętymi drzwiami do nowego pokoju jego i Harry'ego, okazało się dla niego bardzo trudne opanowanie odruchu - i w zasadzie w ostatniej chwili zorientował się, zanim otworzyłby te drzwi zaklęciem, bezmyślnie, nie dotykając ich nawet.

Nie chciał używać czarów. Nie miał pewności, że ktoś by się o tym nie dowiedział. Szczególnie, jeśli zrobiłby to w mugolskim mieszkaniu.

Sięgnął więc wolną dłonią do klamki. Mugole mają naprawdę ciężkie życie.

Harry'ego zastał z twarzą w poduszce, więc zatrzymał się na chwilę, niepewny, czy on przypadkiem nie zasnął. Wyglądało przynajmniej na to, że wziął sobie jego słowa do serca i znalazł sobie jako takie, mugolskie ubranie na wierzchu wypchanego po brzegi plecaka.

- To ty? - mruknął jednak Harry. I, oczywiście, przedtem zaskoczenie i niezrozumienie wszystkiego wokół na chwilę kazała mu o tym zapomnieć, ale kiedy teraz na chwilę zaległa cisza, znów poczuł się zwyczajnie chory, z bezsilnie ogarniającą go niemocą.

- Rozczarowany? - spytał bez większej uwagi.

- Tak, na pewno ty - skwitował Harry, podnosząc się trochę na ramionach i szybko odnajdując go wzrokiem. Draco stał już nad nim, podając mu filiżankę.

Harry skrzywił się na to ledwo widocznie. Nie był pewien, czy gorąca herbata to był najlepszy pomysł na już i tak palące go gardło. Sięgnął po nią jednak, widząc uniesione brwi Dracona. Trochę go to nawet rozbawiło.

- Harry - westchnął, widząc, jak dłoń trzęsie mu się przy tym. Sam ułożył więc pewnie dłoń po części na filiżance, po części na dłoni Harry'ego, żeby pomóc mu w czymś tak prostym. - To minie.

- Wiem - zapewnił niewyraźnie, bo z ustami przy porcelanie. - Dzięki.

Zaskoczył się, jak mimo wszystko ta herbata dobrze na niego podziałała. To był inny rodzaj od ciepła, który w ciele zaprowadzała odrobinę podwyższona temperatura, bo to przyniosło sobą ulgę, przyjemną falą rozluźniając spięte mięśnie.

- Lepiej - przyznał, kiedy oparł się o ramę łóżka. - Na Merlina, daj spokój, widywałeś mnie w o wiele gorszym stanie - rzucił pobłażliwie, czując na sobie spojrzenie Dracona.

- Widziałem cię nawet martwego - przypomniał sucho, niejako może uzasadniając tym swoje zachowanie. - Ale to wcale nie znaczy, że chciałbym to powtórzyć. To nie był... znośny widok. Ani znośne wspomnienie.

- Rozumiem - zapewnił, zanim, żeby uciąć wątek tego wspomnienia, pocałował jego policzek. - Po prostu mógłbyś przestać wyglądać, jakbym miał zaraz umrzeć ci na rękach.

Harry nie mógł tego co prawda wiedzieć, ale żeby sprawdzić, czy ma rację, odsunął się i wrócił na swoje miejsce obok. Miał. Zupełną.

Draco zbył go przewróceniem oczu.

- Już wiedzą - powiedział nagle, kiedy pewny, że przecież Harry by się z nim podzielił, przywłaszczył sobie bezceremonialnie część jego wciąż ciepłej herbaty.

- Co?

- Ona zorientowała się, że z tymi przyjaciółmi to małe niedopowiedzenie - wyjaśnił. - Powiedziała, że łatwo zauważyć.

Harry zsunął się bardziej na poduszkę, głowę wciąż jednak opierając o drewnianą ramę. Podniósł wzrok na Dracona, kręcąc lekko głową.

- A wszyscy ci mówili, żebyś się tak na mnie nie gapił.

- Tak, może i o to chodzi - zastanowił się blondyn, wzruszając ramionami, zanim dodał jak średnio prawdopodobną sugestię: - Choć ja myślę, że mogło coś podpowiedzieć jej to, że kiedy tu wczoraj weszliśmy, wisiałeś mi na ramieniu, a potem powiedziałeś, że jak masz iść spać, to ze mną.

- Nie powiedziałem czegoś takiego! - zaprotestował od razu, podrywając się z miejsca. Draco uśmiechnął się w swój wyjątkowy, przeznaczony dla Harry'ego sposób. Bo Harry wątpił, żeby on do kogokolwiek innego uśmiechał się aż tak jadowicie.

- Zaniki pamięci cię nie usprawiedliwiają, a rumieńce zdradzają. I nie krzycz, bo jesteś chory i stracisz głos już zupełnie.

- Niektórzy nie muszą tracić głosu, żeby wiedzieć, kiedy się zamknąć - odgryzł się zaraz. Draco poszedł za jego przykładem i położył się obok, żeby Harry wielce urażony, albo i zażenowany, odwrócił się od niego.

- Ty idź lepiej spać, co? - dodał Draco, nie potrafiąc się powstrzymać. - Nie jesteś dziś zbyt godnym przeciwnikiem.

Harry obrócił się przez ramię.

- Nie przeginaj, Draco. Nie przesadzaj, co? Ale, proszę bardzo, porozmawiamy rano... - zgodził się bardzo łaskawie. - No, w każdym razie jutro, w porządku? - dodał, słysząc za plecami krótki śmiech. - Teraz, musisz mi wybaczyć, ale zasnę choćby na stojąco. Dobranoc.

- Jest przed piątą, a ty obudziłeś się koło trzeciej - poprawił go z krzywym uśmiechem, którego Harry nie mógł zobaczyć. Niezbyt swoją drogą mu to zgrywanie urażonego wychodziło, bo wciąż dzielili jedną poduszkę.

Harry mruknął pod nosem coś w zgodzie, bardzo zadowolonego, zanim westchnął w odpowiedzi:

- Masz rację. To najpiękniejszy dzień świata.

- Nie musisz znowu siedzieć przy mnie przez cały czas - dodał jeszcze po chwili Harry, czując, jak on opiera czoło wśród jego włosów, nie mając widać zamiaru nigdzie się stąd ruszać. - Lepiej się czujesz?

- Tak. Skąd wiedziałeś, że ciągle tu z tobą byłem?

Harry wzruszył ramionami.

- Czułem.

1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro