43.
Ostatnie trzy dni okazały się dla niego tak zabieganymi i męczącymi, że pod wieczór tego ostatniego Draco zasnął mimowolnie, pół siedząc, pół leżąc, wciąż z piórem w bezwładnej dłoni i nie w pełni zapisanym pergaminem na kolanach. Pierwszy raz, odkąd zabrakło mu Harry'ego, przespał też całą noc i nie wspominał tego najlepiej.
Zresztą, bardzo wcześnie rano obudził się, podświadomie podekscytowany i w duchu nawet zadowolony. Wreszcie miał dla Harry'ego dobre wieści i nie chciał dłużej zwlekać z opowiedzeniem mu o wszystkim.
Bardzo szybko wstał i wyszedł z domu, zapominając w ogóle, żeby się przebrać. Równie nagle ochłonął, kiedy pojawił się już na samotnie wystającej skale, tak małej w cieniu wysokiej wieży Azkabanu.
Nie mówił do tej pory Harry'emu, czym się ostatnimi dniami zajął, nie wiedząc, jaki będzie tego skutek i nie chcąc dawać mu niepotrzebnej nadziei. Tym razem też, chociaż ciężko było mu się nie wygadać, kiedy tylko Pottera zobaczył, zaczekał najpierw chwilę, chcąc wybadać, w jak przystępnym Harry jest dziś nastroju.
- Co się znowu stało? - spytał po tych paru minutach Harry, kiedy było już dla niego jasne, że Draco jest czymś przejęty. Za knuta nie brzmiał optymistycznie na to, co blondyn ma mu do powiedzenia.
- Nic złego - zapewnił na początek, słysząc to. - Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć.
- Dlaczego nie mówiłeś od razu? - wytknął mu Harry, wstając trochę, żeby przesunąć się szybko naprzeciw niego. Słyszał po jego tonie, że miał mu do przekazania nieoczekiwanie coś dobrego - ale był pewien jednak, że nic tak dobrego, jak by sobie tego po cichu w duchu życzył. Wtedy Draco nie zwlekałby ani tych kilku minut.
- Chciałem najpierw się upewnić, że czujesz się na tyle dobrze, żeby właściwie zrozumieć.
- Draco - żachnął się, wywracając oczami. - Ja ani nie zwariowałem, ani nie jestem też głupi. Możesz mówić mi wszystko.
Blondyn nie rozejrzał się nawet, jak to weszło mu tu w nawyk, bo tym razem niewiele obchodziło go, kto to usłyszy - może nawet lepiej, żeby do uszu wszystkich doszło, że szala znów powoli przechyla się na stronę Harry'ego. Oparł się dłońmi o ziemię po obu stronach miejsca, gdzie gdyby nie parę cali, jego kolana zatknęłyby się z tymi siedzącego naprzeciw Harry'ego.
- Spotkałem się z Weasleyem. Prościej się z nim rozmawia niż z Granger, bo mniej widzi problemów.
- To nie powinno mieć za wielkiego znaczenia - wtrącił Harry sceptycznie, choć skinął głową - biorąc pod uwagę, że ty zawsze wszystkich się dopatrzysz.
- W tej chwili, jeśli usłyszałbym tylko, że coś wreszcie zadziała i ci pomoże, nic nie byłoby problemem, Potter - zapewnił, w uszach Harry'ego brzmiąc trochę desperacko. Odetchnął i wrócił do tematu swojej rozmowy z Ronem. - Nie możesz dłużej tu zostać.
Harry spojrzał na niego z wątpliwym podziwem, chociaż wciąż wyczekująco.
- Do tego doszliście?
- To wbrew pozorom ważne. Był tylko jeden problem.
- Czyli jednak? - mruknął Harry, unosząc lekko brwi na jego wcześniejszą pogadankę o braku przeszkód. Draco spojrzał na niego w niemym Nie łap mnie za słówka, ale też postanowił się poprawić.
- Jedna rzecz - zaczął znowu - na którą musieliśmy zwrócić uwagę, bo jasne stało się, że jak najszybciej musisz stanąć przed Wizengamotem. Wybronimy cię albo nie, ale tym będziemy martwić się później.
- To ostatnie to słowa Rona, prawda? - zgadł szybko Harry. Coś typowi Dracona ich autorstwa raczej by nie przypisywał.
- Zwraca uwagę, jak raz powie coś mądrego, nie? - rzucił w potwierdzeniu, zanim znów wrócił do wcześniejszej myśli. - Ale twojego przesłuchania nie mógł poprowadzić nikt... nieodpowiedni. Ja zająłem się tym sam, Weasley przekonał Granger, ale skutek był jeden. Udało się - podkreślił, kładąc nagle dłonie na kolanach okularnika, lekko je na nich zaciskając, żeby zapewnić sobie całą jego uwagę. - Harry, posłuchaj mnie - mówił dalej i zwolnił nagle. - Granger miała być odsunięta od sprawy za decyzją Wizengamotu, twierdzili, że jest zaangażowana emocjonalnie. Przekonaliśmy ich, słyszysz? Przesłuchanie będzie prowadziła Granger, nie pozwoli cię skrzywdzić - zapewnił, zanim ściszył ton. - Ja nie pozwolę.
Widział, że wywarł tym na Harrym pewne wrażenie i że ten teraz słucha go, nie odwracając nawet od niego oczu. Draco znów skreślił swoje ostatnie wtrącenie i dokończył główną sprawę.
- Bałem się, że wobec tego żadne z nas nie będzie mogło się z tobą widywać. Ale to też w końcu rozwiązaliśmy.
- Więc wróciliśmy do punktu wyjścia - westchnął Harry w odpowiedzi na to wszystko, po tym, jak chwilę milczał. - Nic się nie zmieniło.
- Oprócz tego, że wszystko. Ty naprawdę nie rozumiesz, czy po prostu nie chcesz? Granger cię nie skaże, przyjaźnicie się od dziecka!
Harry nie był już pewien własnej opinii na temat Hermiony i własnemu zdaniu nie ufał. Nie wiedział już, po przeszło miesiącu, jaki w tym miejscu spędził, ile z jego własnych myśli ma jakieś podstawy, a ile podszytych jest żalem do wszystkiego i wszystkich, który tu czuł. Dlatego też zająknął się najpierw, kiedy odpowiadał.
- Ona jest... Nie wiem, co by zrobiła, gdyby uznała mnie za winnego.
- A nie uzna, bo tak jak na twoją niewinność, na to też nie ma dowodów! - przekonywał go dalej. - Tego najbardziej się baliśmy!
- Nie wiem, jak wy - odmruknął. - Ale ja boję się czekania tu przez następne pół roku. Zresztą, zapominasz o jednym. Myślę, że dlatego mnie tu zamknęli, a ty pewnie to wiesz, chociaż nie wszystko mi mówisz. W porządku - dodał szybko, widząc, że Draco chce powiedzieć coś na swoją obronę. - Nie mów, na razie nie musisz. Ale myślę, że oni domyślają się blizny na moim ramieniu. Ja jej nie wytłumaczę. Sam nie wiem, skąd się wzięła.
- Pomyśl tak, Harry - zaczął po chwili Draco, trochę go ignorując i niejako potwierdzając tak tok jego myślenia. - Nie zrobiłeś nic złego, a Granger dobrze cię zna i ma jakieś współgrające ze sobą cząstki rozumu. Nie zrobi ci krzywdy dla zasady, niczego nie obróci przeciw tobie - wymienił, zanim obiecał mu poważnie: - Wyjdziesz z tego.
- Szkoda, że dopiero w takich okolicznościach daliście radę się dogadać - szepnął po chwili, samemu nie do końca wiedząc, na ile mówi poważnie, a na ile tylko po to, żeby w ogóle się odezwać. W pewien sposób spodobała mu się w każdym razie lekka, chociaż dziwnie poważna odpowiedź Dracona.
- Nie bój się. Jak to się skończy, wrócimy do normalności.
Harry podniósł się trochę na kolanach, żeby móc go pocałować.
- Tyle o tym mówisz - zagadnął, nie odsuwając się jeszcze. - Ale czy wiesz w ogóle, kiedy to będzie miało jakiś sens? Kiedy się przyda? Wiesz, kiedy to przesłuchanie w ogóle się odbędzie?
Draco zamrugał najpierw parę razy, Harry'emu z takiej odległości rzuciły się w oczy jego jasne rzęsy. Blondyn upomniał się o jeszcze jeden, krótki pocałunek, zanim schylił lekko głowę i spojrzał na Harry'ego.
- Tak się składa, że wiem.
Harry wziął nagle jego dłonie w swoje, jakby w niemym Nie rób sobie żartów, nie będąc w stanie faktycznie tego wypowiedzieć. Draco uśmiechnął się słabo, ale pewnie.
Harry do tej pory coraz mocniej odczuwał, że był gotów powiedzieć wszystko, co tylko ktoś sobie zażyczy, byleby tylko już nigdy nie poczuć na skórze przenikliwego, przeraźliwego chłodu, który roztaczali wokół siebie dementorzy. Do tej pory.
- Kocham cię - mruknął wzruszony tym, jak Malfoy ciągle stawał po jego stronie i ile przy tym z Ronem i Hermioną dla niego robił.
- Rozumiem, że gdybym nie wiedział, to byś mnie wyklął, tak? - spytał w odpowiedzi Draco, unosząc lekko brwi, ale też trochę wyraźniej się uśmiechając.
- Draco, mów! - poprosił nagląco, nie mając teraz głowy, żeby sprzeczać się z nim, że choćby blondyn nie dowiedział się absolutnie nic, on i tak powiedziałby mu to samo.
- Dziś jest niedziela. Przesłuchanie masz dokładnie za tydzień.
- I wcześniej mówiłeś, że jest trzydziesty pierwszy maja, tak? - dopytał po tym, jak Draco momentalnie poczuł silniejszy uścisk wokół swoich dłoni. Blondyn mruknął pod nosem posępne Niestety. - Więc... za tydzień to siódmego czerwca - dokończył Harry, też wydając się nagle czymś zmartwiony, chociaż pewnie z zupełnie innego powodu.
- Pięć punktów otrzymuje Gryffindor za wyjątkowe zdolności obliczeniowe - sarknął, zanim spoważniał i dodał: - To jak? Dasz radę? Ten ostatni tydzień?
Harry uniósł lekko kąciki ust i pokiwał pewnie głową. Teraz, kiedy wiedział już, na co czeka, było znacznie lepiej.
- A ty? - spytał Dracona, wiedząc, że i jemu ostatnio wcale nie było prościej. Blondyn przytaknął niemal już lekceważąco. Czekał miesiąc, a mając na co, przecież zaczeka jeszcze tydzień.
- Zapomniałbym o jeszcze jednym - dodał nagle Draco po paru chwilach. Harry spojrzał na niego zachęcająco, bo też nie spodziewał się już usłyszeć z jego ust nic złego. - Ja też cię kocham, Potter.
****
Harry nie czuł się dobrze. Cały ten czas, który tutaj może pełnił rolę nocy, szamotał się w niespokojnym półśnie. Wcześniej w ogóle nie chciał zasnąć, bo bardzo zależało mu, żeby tego dnia być, wyjątkowo bardzo niedosłownie, na nogach od wczesnego ranka, którego rozpoczęcia też musiał się tylko domyślać. Nie chciał, żeby tak, jak czasem się zdarzało, to dopiero ostrożny dotyk Dracona na ramionach zbudził go ze snu gorszego jeszcze niż jawa.
Toteż kiedy otworzył gwałtownie oczy, zaraz zapominając, przed jakim sennym koszmarem uciekł aż do swojej rzeczywistości, rozejrzał się szybko. Dracona jeszcze nie było.
Wstał, przecierając rękawem spocone czoło, i zrobił te parę kroków, jakie dzieliły go od kraty, żeby lekko zacisnąć na niej obie dłonie. Zastanowił się po drodze, czy dobrze policzył dni, ale wszystko zdawało się zgadzać.
- Mam wielką prośbę - powiedział do strażnika, kiedy tylko zobaczył go niedaleko. Ten podszedł do niego i zatrzymał się w ciszy parę kroków dalej, swoim zwyczajem krzyżując ręce na piersi, w jednej trzymając różdżkę. - To znaczy... - poprawił się, absolutnie nie chcąc brzmieć tak, jakby czegoś po prostu wymagał. Nie chciał, żeby strażnik odwrócił się i odszedł. - Sama nie jest duża, ale... Bardzo proszę - powtórzył najspokojniej, jak tylko umiał. Starał się jednak utrzymać choć cień wytrwałości w oczach, nie chcąc też, żeby on widział, jak bardzo mu zależy. Ten nic nie odpowiedział, ale też nie odszedł, patrzył tylko dalej na Harry'ego, toteż on nie zwlekając, żeby w ten sposób nie przekreślać swojej szansy, wreszcie wyjaśnił swoją prośbę.
Draco pojawił się kilka godzin później, chociaż Harry nie wiedział, że było już dobrze po południu. Jemu samemu dłużyło się to przynajmniej na tych godzin kilkadziesiąt.
- Czwartek, Harry. Czwarty czerwca - przywitał go, jak już weszło mu w nawyk. Może też w ten sposób próbował wyjaśnić trochę późniejszą niż zwykle godzinę, o której przyszedł go zobaczyć. Ostatecznie wiele było jeszcze rzeczy, które musiał dobrze przemyśleć i przygotować na bardzo już bliskie przesłuchanie Harry'ego.
- Tak, wiem - wymknęło mu się, ale Draco nie zwrócił na to większej uwagi, w międzyczasie zajmując sobie miejsce obok niego. Harry również znów usiadł na ziemi, bo wcześniej wstał na jego widok w bardzo starym swoim nawyku - kiedyś mocno przeszytym zażenowaniem, teraz wywołującym już zwykle u Dracona lekki uśmiech.
Jeśli to był objaw tego, że Harry nigdy do końca nie wiedział, jak się przy swoich obiektach uczuć zachować, to w tym akurat nie chciał ani nie widział sensu go poprawiać.
- Twoje przesłuchanie jest za trzy dni. To nasza szansa. Musimy o tym porozmawiać - stwierdził Draco. - Nie jestem w stanie obiecać ci, że będziemy mieli na to okazję jutro. A chcę wiedzieć, jaki masz plan.
- Plan? Ja nie mam żadnego planu. Jeszcze... Muszę pomyśleć, co robić i mówić.
- Dobrze się czujesz? - spytał nagle Draco, bo ton Harry'ego dość dziwnie wybrzmiał mu w uszach.
- Nie najlepiej.
Draco długo mierzył go wzrokiem, jakby oceniał w nim wszystko, co się tylko dało, od wyrazu oczu po odcień skóry.
- I co? Ekspertyza nic nie wykazała? - mruknął Harry, na co Draco już mu nie odpowiedział. W ogóle blondyn odpuścił sobie na razie cięższe rozmowy. Ostatecznie, nie uważał Harry'ego wcale za głupiego i wiedział, że sam wyczułby, jak i kiedy powinien się na przesłuchaniu zachować, bez rozprawiania o tym z nim.
Choć, oczywiście, paru swoich uwag Draco nie miał zamiaru przemilczeć. Ale to nie teraz.
Draco sięgnął do kieszeni cienkiego płaszcza, mrucząc pod nosem coś, co Harry'emu brzmiało jak Mam coś dla ciebie.
- Masz - rzucił, podając mu tabliczkę czekolady. - Może lepiej się poczujesz.
Harry z cichym Dzięki odebrał ją, przełamał i oddał mu połówkę.
Nie wiedzieli zupełnie, ile czasu już minęło, bo Draco nie miał ze sobą nawet zegarka. W rzeczywistości nad Londynem zdążyło zajść już słońce. Harry jakiś już czas temu na, w ciszy ułożonej na swoim ramieniu, głowie Dracona oparł swoją, w której tępy ból od rana go nie opuszczał. Przy nim oddychał swobodniej. Nie wiedział też, czy bardziej zależy mu, żeby Draco jeszcze z nim został, czy żeby dla własnego dobra już wyszedł.
Niewiele się odzywali i Draco zastanawiał się nawet, czy Harry przypadkiem nie jest chory. Czoło w prawdzie miał chłodne, ale ciężko było Malfoyowi sprawdzić, czy nie zaszkiły mu się oczy, bo ten od chwili miał je już zamknięte. Ostatecznie Draco stwierdził, że Harry po prostu jest znużony. Zmęczony na tyle, że nie myśli i nie czuje wiele.
Tym bardziej nie mógł doczekać się niedzieli. Chciał zobaczyć wyraz jego twarzy, kiedy aportują się na ulicy przed swoim domem.
Harry co chwila podrywał głowę albo wzruszał ramionami. Wyglądało to trochę tak, jakby nie chciał zapaść w sen, kiedy czuł, że jest już tego blisko. Przynajmniej tego Draco się domyślał.
- Wiesz, że możesz zasnąć - zagadnął Draco, trochę jakby zadawał pytanie, kiedy wbijał zobojętniałe spojrzenie gdzieś w ścianę przed sobą. Uznał za bezsensowne, żeby Harry męczył się w ten sposób, skoro i tak od dłuższej chwili nie rozmawiali. Podejrzewał też, że spokojniej i łatwiej przyszłoby mu zaśnięcie w jego obecności. - Obudzę cię, jeśli coś będzie się działo. Długo już tu dziś jestem. Może pozwolą mi zostać jeszcze chwilę.
- Nie - zaprzeczył Harry, nie otwierając oczu, chociaż Draco nie wiedział, na którą część jego słów odpowiada. - To ty możesz mówić. Nie jest ze mną tak źle. Słyszę i rozumiem wszystko - zapewnił, jakby to było coś oczywistego. Chociaż Harry nie wiedział co prawda, czy brzmienie głosu, który tak bardzo lubił, nie mogłoby przypadkiem swoim przyjemnym tonem znużyć go tu jeszcze bardziej.
Draco jednak się nie odezwał. Nad Azkabanem mniej więcej godzinę temu rozpętała się burza i to jej odgłosy musiały Harry'emu wystarczyć.
Deszcz ciekł po tej jednej kamiennej ścianie, w której otwierało się okno, ale nieustanne uderzanie ciężkich kropel wody o mury zostało na chwilę zagłuszone przez przeciągły grzmot, którego błyskawica nieprzyjemnie zimnym, urywanym światłem na kilka długich sekund napełniła niewielkie pomieszczenie. Draco w reakcji na coś tak głośnego i nagłego mocniej przycisnął się do Harry'ego i jeszcze nie ucichło, kiedy Harry objął go ramieniem.
- Potter - usłyszeli głos strażnika, który Draconowi wcale od burzy nie wydał się przyjemniej brzmiący. Blondyn ledwo zdążył na niego spojrzeć, nie rozumiejąc, czego chce od Harry'ego, kiedy zaraz usłyszał tuż przy sobie ciche:
- Wszystkiego najlepszego, Draco.
Harry trochę mocniej zacisnął powieki. On nie tutaj powinien zaczynać swoje dwudzieste trzecie urodziny
- Musisz mi wybaczyć, że zaczynamy ten dzień w takim miejscu - dodał, kiedy Draco wciąż tkwił w dziwnym znieruchomieniu. - Myślałem o czymś nieco innym. Ale niczego nie miałem okazji zaplanować.
Draco może zbyt gwałtownie poderwał głowę, biorąc pod uwagę, że Harry się na niej opierał.
- Ty tyle czekałeś tylko po to, żeby złożyć mi życzenia urodzinowe? - spytał, jakby zresztą sam ledwo uświadomił sobie, że właśnie wybiła pierwsza minuta piątego czerwca. Korzystając z tego, że Draco już i tak zmusił go do wyprostowania się, Harry skinął głową strażnikowi, choć nie był pewien, czy on w ogóle to zauważył ani czy tego oczekiwał.
- A jesteś w stanie mi obiecać, że w dzień też się zobaczymy? - powtórzył to, co przedtem właśnie od Dracona usłyszał, ale nie był pewien, czy faktycznie to powiedział, a jeśli już, to czy tak słabo, jak zabrzmiało to w jego głowie, czy to faktycznie zostało tylko w jego myślach.
- Skąd wiedziałeś, która godzina?
- Poprosiłem strażnika - przyznał. - Dziś nad ranem. Powiedziałem, że mój chłopak... że ty masz urodziny i że, kiedy nie mogę zrobić więcej, chciałbym chociaż zwrócić uwagę, jaki to dla mnie wyjątkowy dzień, będąc pierwszym, który złoży ci życzenia.
No, strażnika nie interesował cały kontekst i wszystkiego tego Harry też może dokładnie mu nie powiedział, ale przyjął do wiadomości jedno - żeby po prostu poinformować Pottera o godzinie.
- Oczywiście, jeśli zostałbyś tutaj do północy. Mogę...? - spytał nagle, trochę słabym głosem, a Draco zaraz domyślił się, o co mu chodzi, i wrócił do poprzedniej pozycji, pozwalając mu oprzeć się na swoim ramieniu. - Znaczy... To nie tak, że życzyłem sobie, żebyś tak długo tu był, ale...
- Wydaje mi się - przerwał mu - że to moje urodziny i to ja mogę sobie czegoś życzyć.
- Jasne - przytaknął Harry, co Draco bardziej niż zobaczył, to poczuł. - Jasne.
Draco długo nie wiedział, co powiedzieć. Tyle miał do niego życzeń.
Żeby Potter pamiętał, że to, co on nazywał swoim życiem, dla niego było jak cały świat. Żeby trzymał się, ile tylko ma sił i żeby pamiętał, że jeśli jemu ich braknie, może polegać jeszcze na jego. Bo za bardzo mu na jego życiu zależało.
Nawet żeby wreszcie poszli na to kremowe piwo, które Harry wisiał mu za niezwykłą dla niego uprzejmość wobec Granger.
Ale nie potrafił tego wszystkiego ubrać w słowa, dobre i krótkie. Harry zresztą wiedział to wszystko. Musiał znać swoją wartość w jego oczach, albo chociaż wyobrażać sobie z perspektywy Dracona wszystko to, co sam do niego czuł.
Bardzo wiele by mógł sobie tego dnia życzyć. Nie tylko wobec Harry'ego, chociaż to wokół niego wszystko ostatnio zakręcił.
Ale zachował to wszystko dla siebie, bo mimo że czuł, że mógłby może powiedzieć coś zupełnie innego, może lepszego, to tutaj, kiedy wstrząsał nim zimny dreszcz, mógł pomyśleć tylko o jednym.
- Uśmiechnij się, Potter - powiedział wreszcie.
Pochylił się trochę po chwili, żeby zobaczyć, czy też po prostu chcąc zobaczyć, że on faktycznie to zrobił. Nie rozczarował się.
Harry uśmiechnął się tak, jakby usłyszał właśnie coś na pograniczu zasłużenia na pobłażanie i rozbawienie.
Z lekkim, nic nieznacznącym uśmiechem i zamkniętymi oczami wyglądał przez chwilę tak spokojnie, że Draco nie wierzył, że mógłby się powstrzymać od pocałowania bliższego sobie kącika jego ust. Zaczekał tylko krótką chwilę, aż Harry słodko to odwzajemni, zanim się odsunął i znów oparł skroń wśród splątanych czarnych pasemek.
Harry, czy to w reakcji na to, czy z zupełnie innego powodu, wziął jego dłoń w swoją, przykładając ją po lewej stronie swojej piersi.
- Czujesz? Dziś nie potrafię dać ci niczego innego. Ale wiedz, że to tylko dla ciebie. Zawsze. Jesteś wszystkim, co pozwala mi tu oddychać.
Draco patrzył chwilę na niego, a przynajmniej na kawałek jego czoła, bo niewiele więcej mógł zobaczyć, zanim trochę nieobecnie przeniósł wzrok na ścianę. I co, do Merlina, miał mu odpowiedzieć na wypowiedziane w taki sposób Kocham cię?
- Dziękuję, Harry. Że pamiętałeś. Nawet tutaj.
Ale odniósł dziwne wrażenie, że Harry go już nie słuchał. Za chwilę Draco zrozumiał też, że po prostu nie usłyszał, a blondyn po jego równym oddechu poznał, że albo w końcu zasnął, albo w pewien sposób stracił świadomość. Nie martwił się o to. Słyszał jego miarowy oddech i wiedział, że nie dzieje się nic złego.
- Ale to nie moje urodziny - pozwolił sobie dodać, kiedy wiedział, że tylko on sam to usłyszy. - To, do cholery, pięćdziesiąty dzień, kiedy tu jesteś.
Długo później milczał i to nawet nie dlatego, że nie miał do kogo się odezwać. Tak rozpaczliwie chciał się w swoich obliczeniach pomylić, że powtarzał je tyle razy, aż zmęczony nie potrafił już dodać jednej liczby do drugiej. I czego by nie próbował, i tak nie zmieniło się, że Harry był tu od mniej więcej połowy kwietnia.
- Kiedy tak spokorniałeś, Harry? - spytał jeszcze, chociaż może bardziej rzucił w ciszę, w której drugi raz przemyślał jeszcze wszystko, co ten wcześniej mu powiedział. Sama ta prośba Harry'ego wobec strażnika, choć może i dla niego samego miała swoje istotne znaczenie, to dla Harry'ego była niepokojącym objawem.
To nie tak, że Harry nie potrafił prosić. Zupełnie przeciwnie. Ale nigdy nie był tak... uległy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro