Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. cz. I

Draco uważnie obejrzał każdą szafkę i najmniejszą szufladę. Zajęło mu to parę godzin, ale w pewien sposób poczuł się lepiej, orientując się już, jakie i ile z rzeczy jego i Harry'ego zniknęły z mieszkania. Choć to wcale nie znaczy, że go to uspokoiło.

Na początku Harry trochę podśmiewał się z niego, że ocenia straty - towarzyszył mu jeszcze wyjątkowo dobry, jak na ostatnie tygodnie, humor, dzięki zapewnieniu Dracona, że w tym nieporozumieniu stanie po jego stronie. Może Harry był też trochę poruszony tym, że mimo swojego oczywistego talentu do ściągania na siebie wszelakich problemów, Draco i tak próbował się z nim w nich odnajdywać.

Już wieczorem jednak uśmiech rzucał się na jego twarz tylko słabym cieniem. Ostatecznie musiał stwierdzić, że to, że Draco w niego wierzy, nie wymazuje od razu wszystkich jego kłopotów.

Tej nocy rozmawiali do bardzo późna. Harry wolał słuchać o szeptach uczniów na widok Dracona, któremu ciężko było puszczać je mimo uszu, niż skupiać się na własnych myślach.

Kiedy w końcu został jednak sam, Harry'ego do samego rana dręczyła zgubiona peleryna niewidka. Był pewien, że jeśli przeszukano jego dom, to samo zrobiono z mieszkaniem Wood. Szansa, że nikt nie natknie się i nie zainteresuje rzeczą tak unikalną, wydawała mu się znikoma. Nie chciał za dużo o tym myśleć, ale właściwie podświadomie czekał tylko, aż dostanie list z Ministerstwa Magii o tym, jak znaleziono na niego coś, czego tak łatwo nie będzie mógł się wyprzeć. Nawet jeśli byłoby to bzdurą.

Przecież gdyby nie Hermiona, już teraz spędzałby swoją drugą noc w murach Azkabanu. Kiedy złość na nią powoli malała, po cichu dziękował jej w duchu.

- Co jest? - usłyszał nagle i dopiero to wyrwało go z zamyślenia albo i lekkiego półsnu. Harry trochę jeszcze zdezorientowany spojrzał za okno, żeby zobaczyć, jak słońce już na dobre wzeszło na niebo. Przetarł twarz dłonią, zanim wbił wzrok w Dracona.

- Nie musisz iść do Hogwartu?

Draco nie był zbyt zadowolony, że Harry zignorował jego pytanie, ale tak, jakby chciał dać Potterowi przykład, sam odpowiedział na jego:

- Odkąd odpadły mi eliksiry, dopiero za godzinę. Snape ma się tym zająć. Ale nie chcę zastanawiać się nad tobą cały dzień i nie móc skupić się na niczym innym. Wszyscy już i tak gadają. Wiesz, jak szybko po Hogwarcie roznoszą się plotki. Trelawney już wczoraj składała mi kondolencje z twojego powodu.

Harry krzywo się uśmiechnął, wodząc wzrokiem po stoliku przed sobą.

- Pocieszające, nie?

Harry nie wiedział jeszcze, jak powinien powiedzieć Draconowi o pelerynie niewidce - dla dodatkowych paru sekund zignorował więc jego poirytowane westchnienie. Drgnął jednak delikatnie, kiedy chwilę później Draco głośno oparł dłonie naprzeciw niego, po drugiej stronie stolika.

- Nie zbywaj mnie. Męczy cię coś nowego. Myślałeś o tym już w nocy. Widzę to.

- Spodziewałem się - przyznał. - Zwykle wiesz już o moich problemach, zanim ja się o nich dowiem.

- Pocieszające, nie? - przedrzeźnił go, ale Harry poznał po jego głosie, że trochę go tym rozbawił.

Harry wstał, odsuwając krzesło na bok, żeby oprzeć się o parapet tuż obok. W jakimś stopniu poczuł się lepiej, czując na skórze słaby, chłodnawy wiatr, który, wpadając przez uchylone okno, ginął gdzieś między czarnymi pasemkami.

- Na pewno nie chcesz porozmawiać? - usłyszał znowu głos Dracona i kiedy na niego spojrzał i zobaczył, jak unosi brwi, Harry był pewien, że wcale nie oczekuje odpowiedzi. A przynajmniej żadnej innej niż Tak, chcę.

- O czym? - spytał Harry, chcąc wiedzieć, ile Draco zdążył już się domyślić. Jego samego często dziwiło, jak dalekie i trafne potrafił wysuwać wnioski.

- O tym, co sprawia, że milczysz. Ciągle odpływasz, Harry.

Draco też się wyprostował. Harry był skłonny stwierdzić nawet, że ukrycie czegoś przed nim kolejny raz wcale nie byłoby czymś lepszym, niż spędzenie nocy w Azkabanie wśród dementorów.

- Powiem ci - odparł w końcu Harry tak, jakby na koniec chciał dodać jeszcze Oczywiście - ale to musi zostać między nami. Wyłącznie. Ron, Hermiona, nawet oni nie mogą wiedzieć. Pansy też nie.

Draco sprawiał wrażenie, jakby chciał wywrócić oczami, ale ostatecznie tylko skinął głową.

- Znasz mnie. Przysięgam. Co takiego się stało, że nawet przy Weasleyu i Granger trzeba siedzieć cicho?

Wątpił, żeby Harry był w stanie wyczytać to z jego słów, ale było miłym uczuciem wiedzieć, że to w nim okularnik pokłada największe zaufanie.

- Draco, to naprawdę nie jest zabawne.

- Czy ja się śmieję? Możesz mówić, Potter.

- Nie chodzi tylko o to, że wiesz o paru rzeczach, o których oni nie mają pojęcia - zaczął powoli Harry, nie spuszczając już wzroku z jego twarzy - ale... gdyby się dowiedzieli, miałbym poważne problemy.

- Bo są z Ministerstwa, tak? - zgadł niemal od razu Draco. Harry słabo się uśmiechnął, widząc, że póki co nie przeraził go aż tak, jak się tego spodziewał.

- Wiedziałem, że się domyślisz - mruknął ciszej Harry. Mimo że w duchu dodał jeszcze Nie przestrasz się, proszę, na głos tego nie powiedział. Podejrzewał, że jego słowa osiągnęłyby dokładnie odwrotny efekt. - Posłuchaj, nie chcę, żebyś...

- Nie chodzi o to, czego chcesz, tylko czego potrzebujesz. Zdajesz sobie sprawę, że oskarżony o morderstwo takie tajemnicze gadki wcle nie działają na twoją korzyść? Czy ja kiedykolwiek zdradziłem komuś jakiś twój sekret?

Harry bardzo sceptycznie uniósł brwi.

- Poza... - zaczął, ale Draco znowu mu przerwał.

- Na Merlina, dobrze, poza tym jednym razem, kiedy na czwartym roku powiedziałem Chang, że się w niej bujasz - powiedział, choć na swoje usprawiedliwienie miał to, że zauroczenie Gryfona było widać na milę, a przez to, że Draconowi coś tam się wymsknęło i tak później zaczęli ze sobą chodzić. Bo do powiedzenia, że to było dzięki niemu, Draconowi było bardzo daleko. - Wybaczysz mi to kiedyś? - zironizował, odwzajemniając uśmieszek Harry'ego.

- Kiedy ty przestaniesz mi wypominać urodziny Rona sprzed pięciu lat. Ale nie - przyznał po chwili Harry. - Poza tym to nigdy.

- Więc? W co znowu się wpakowałeś?

- No... W porządku - zgodził się wreszcie, choć coś ciężkiego spoczęło w jego piersi, obawiając się reakcji Dracona. Harry'emu bardzo na niej zależało, a czuł się, jakby tym, co chciał mu powiedzieć, testował jego wiarę w niego. - Nie wiem, gdzie jest peleryna niewidka. Boję się, że zostawiłem ją... sam wiesz gdzie. Jeśli ktoś ją tam znajdzie...

Draco chwilę patrzył na niego bez wyrazu, jakby sens tego, co usłyszał, musiał dopiero do niego dotrzeć. Odetchnął powoli i Harry widział, że się wystraszył i chociaż bardzo chciał dodać coś, czym by go uspokoił, nie potrafił. Obserwował tylko w ciszy wyraz jego szarych oczu, kiedy Draco, podobnie jak on wcześniej, niemrawo odwrócił się i oparł o parapet, zaciskając na nim dłonie. Harry miał wrażenie, że Draco zrobił to tylko po to, żeby zrobić cokolwiek.

- Harry... - zaczął po chwili. Zastanowił się jeszcze, zanim mówił dalej: - Nie wykręcisz się z tego, jeśli będzie, jak mówisz. To, że byłeś w jej domu, możemy jeszcze jakoś wytłumaczyć. Ale to, że wziąłeś ze sobą pelerynę niewidkę, jakbyś nie chciał, żeby ktoś cię tam zauważył?

- Żeby ona mnie zauważyła! - powiedział szybko na swoją obronę. Draco spojrzał na niego tak, że Harry sam zorientował się, że to też nie brzmiało najlepiej. - Myślisz, że byłaby chętna do rozmowy, gdybym pomachał jej z drugiego końca ulicy?

- Czy ty jesteś głupi?

- Dlatego nie powiedziałem ci od razu. Naprawdę, zapomniałem o niewidce, musiała ześlizgnąć się ze mnie i...

- Nie o tym mówię - żachnął się Draco. - Czy ty jesteś głupi, że mówisz mi o tym dopiero teraz, kiedy zdążylibyśmy zwinąć ją stamtąd już dziesięć razy?

- Ja... Co? - zająknął się, nie do końca tego spodziewając się ze strony Dracona. - Poważnie?

Draco po paru sekundach pokiwał głową.

- Powiedziałem już, że chcę ci wierzyć. Może teraz ty uwierz we mnie, co, Potter?

Harry uśmiechnął się tak wdzięcznie, jak tylko potrafił.

- Dzięki, Draco. Ale teraz... chyba już za późno. Jeżeli ktoś z Ministerstwa natknie się na pelerynę niewidkę, to... Co tam ostatnio mówiłeś o tych dementorach?

Draco już nie odpowiedział i Harry właściwie był mu za to wdzięczny. Draco rzucił mu krótkie spojrzenie, zanim opartą na parapecie dłoń przysunął bliżej tej jego i przykrył jej część swoją.

Harry wyjątkowo mocno żałował, że stoi między nimi ten przeklęty stolik.

- W co ty się znowu wpakowałeś? - powtórzył ciszej.

Mimo jego słów Harry poczuł się mniej beznadziejnie.

Jakoś tak... spokojniej.

****

Po południu Harry był już na skraju tępego gapienia się na ścianę. Wewnątrz domu trzymały go już tylko słowa Dracona, zanim udał się do Hogwartu:

- Chyba lepiej siedzieć we własnych czterech ścianach niż... obcych, prawda?

Harry słyszał wtedy, że Draco specjalnie unikał nazwy Azkabanu i choćby ze względu na tą specyficzną oznakę troski powstrzymał się od wszystkiego, co Malfoy mógłby uznać za głupie.

Ale mimo to zazdrościł mu. Tak bardzo zatęsknił za Hogwartem, Hagridem, błoniami przed zamkiem i swoim starym dormitorium, że często łapał się na szukaniu najgłupszych pretekstów, żeby tam zaglądnąć. Wiele by zrobił, żeby tylko móc jeszcze jedną noc spędzić z Draconem w jego własnym pokoju w lochach Hogwartu.

Zakaz opuszczania go powoli sprawiał, że ulubiony dom zaczynał Harry'ego irytować. A może nie mógł pogodzić się z samym niesłusznym zabronieniem mu tego.

Może przeszkadzała mu też bezsilność, bo nie mógł zrobić absolutnie nic.

Jedynie czekać na swoje drugie przesłuchanie, bo tego dnia wreszcie otrzymał list z Ministerstwa z wyznaczonym jego terminem. Harry czuł, że to będą najdłuższe dwa tygodnie w jego życiu i zapowiadały się jeszcze gorzej niż pomaganie Lockhartowi w odpowiadaniu na listy od fanów.

Od parunastu minut czekał już tylko na Dracona - miał nadzieję, że otrzymał parę potrzebnych mu zwojów pergaminu, których nad ranem zapomniał wziąć ze sobą i które Harry podrzucił mu siecią Fiuu.

Draco wrócił w samą porę - Harry chował właśnie ostatnią figurę szachową, jedną z tych, które od paru minut znudzony właściwie przekładał tylko z miejsca na miejsce.

Przywołał na twarz lekki uśmiech, kiedy zobaczył go przy kominku.

- Draco, chciałem... - zaczął zamiast zwykłego przywitania, ale szybko urwał, mierząc go wzrokiem. Coś nie podobało mu się w jego sztywno przyciśniętych do ciała ramionach. - Co jest?

Draco odetchnął, oglądając się na kominek za sobą.

- Zły dzień - odmruknął niechętnie. - Wszyscy znów plotkują za moimi plecami.

Harry przesunął się w bok, robiąc mu miejsce koło siebie. Draco albo tego nie zauważył, albo tylko tak udał, wciąż stojąc o dwa kroki od kominka. Jeszcze raz obejrzał się za siebie.

- Przepraszam. Nie chciałem cię w to wciągać.

- Daj spokój - zbył go Draco. - A ty? Coś się działo, kiedy mnie nie było? - zapytał, zanim dodał: - Dzięki za te pergaminy.

- Nie ma za co. Chciałem się na coś przydać. Nie cierpię siedzieć sam w zamknięciu.

- Dobrze się składa - stwierdził Draco i kiedy poprawił skórzaną torbę na ramieniu, Harry'emu wydało się, że trochę się rozluźnił. - Rozmawiałem z McGonagall. Od jutra zostaję tutaj. Nie muszę iść do Hogwartu.

- Jak to? - wyrwało się od razu Harry'emu. W jakimś nagłym odruchu wstał ze swojego miejsca. - Zgodziła się?

Draco przymknął tylko powieki, wzruszając lekceważąco ramionami.

- Nie zależy mi na tej pracy tak, żeby ktokolwiek mógł mi się na coś zgadzać lub nie. McGonagall nie ma żadnych argumentów, które miałyby mnie przekonać do zostania w Hogwarcie, kiedy mam ważniejsze rzeczy na głowie. Jeśli chce mnie wywalić, niech to zrobi. Ale myślę, że nie tam jestem teraz bardziej potrzebny.

- Myślałem, że to lubisz - ciągnął Harry, chociaż mimowolnie się uśmiechnął. To było czymś, co sprawiło, że Draco pomyślał, że podjął dobrą decyzję.

- Lubię. Ale nic więcej. Nie odpowiedziałeś, Harry. Stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?

- Wyznaczono mi termin kolejnego przesłuchania. To za dwa tygodnie.

- Dobrze. Mamy czas. Ministerstwo też go sobie dało.

- Dlatego chciałem ci coś powiedzieć - podjął znowu Harry, ale kiedy Draco kolejny raz odwrócił się przez ramię w stronę kominka, nie mógł już tego ignorować. - Draco, wszystko...?

- Zaczekaj - przerwał mu, unosząc lekko dłoń. - Wydawało mi się, że ktoś próbował użyć sieci Fiuu w tej samej chwili, co ja. To dziwnie, że jeszcze nie...

Nie żeby tego nie przeczuwał - ale Draco gwałtownie cofnął się jeszcze o parę kroków bliżej Harry'ego, kiedy w kominku, z którego teraz już obaj nie spuszczali wzroku, podskoczyły jadowicie zielone płomienie.

- Ron - rzucił Harry, unosząc zaskoczony brwi, w tej samej chwili, kiedy Draco mruknął ponure Weasley.

Ron niedbale otrzepał popiół z włosów, których kolor przypominał przez chwilę płomienie w kominku za nim, dopóki ostatnie z nich szybko nie przygasły.

- Cześć... wam - odmruknął niemrawo Ron. Wodził chwilę wzrokiem od Harry'ego do Dracona i z powrotem, zanim wziął głęboki oddech i zacisnął dłonie w kieszeniach.

- O co chodzi? - ponaglił go Harry.

- Muszę cię o coś zapytać.

Harry pokiwał głową, mimo że sam chciał porozmawiać z Ronem o wielu rzeczach.

- Więc pytaj.

- Harry, co z twoją niewidką?

Chociaż Harry wciąż miał rozchylone usta, to nie wydostała się z nich już żadna odpowiedź. Poczuł nagłe ukłucie strachu i przez chwilę skupił się tylko na tym, żeby to nie zamieniło się w nic większego. Ale tak, jak powiedział Draconowi, nie chciał, żeby ktokolwiek z Ministerstwa wiedział.

Rzucił krótkie spojrzenie Draconowi, szukając pomocy u niego i niemo pytając o zdanie.

- Po czyjej jesteś stronie, Weasley? - zapytał nagle Draco.

- Tej, po której byłby przyajciel.

- Zgubiłem ją - przyznał Harry, czując, że ostatecznie i tak nie będzie miał wyboru. Jeśli Ron pytał o pelerynę niewidkę, musiał mieć przecież jakiś powód, bo w proroczy sen to Harry jakoś nie wierzył.

Ron jakby się jeszcze zawahał, przygryzając wargi, ale w końcu wyciągnął dłonie z kieszeni i podniósł trochę prawą rękę. Ściskał w niej widocznie stary, ale lekko połyskujący materiał. Harry niekontrolowanie szerzej otworzył oczy.

- Znaleźliśmy ją. Myślę, że sam wiesz gdzie.

Harry milczał i tylko parę razy kiwnął głową zrezygnowany, jakby właśnie coś przegrał.

- Więc trafiła w ręce Ministerstwa - dopowiedział tępo. Usłyszał, że Draco zrobił krok w jego stronę, ale sam wciąż nie spuszczał oczu z peleryny niewidki w rękach Rona.

Ron uśmiechnął się tak, jakby coś wyjątkowo go rozbawiło. Na jego szczęście, szybko się odezwał, bo Draco miał wyjątkową ochotę go przekląć.

- Zdurniałeś? - żachnął się Ron, lekko machając ręką z peleryną niewidką na boki. - Nikt oprócz mnie jej nie widział. Znalazłem ją w ogródku, właściwie potknąłem się o nią, bo była niewidzialna. Nikt tego nie zauważył. Zabrałem ją i... Trzymaj, Harry.

Harry raczej odruchowo odebrał swoją własność, kiedy Ron mu ją podał - w niedowierzaniu wciąż jeszcze patrzył na przyjaciela.

- Więc po co o nią pytałeś? - zapytał po krótkiej chwili Harry, oglądając pelerynę niewidkę w rękach, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. - Skoro miałeś ją w kieszeni?

- No... - zaczął trochę speszony. - Szczerze mówiąc, stary, to chciałem zobaczyć, czy mnie nie okłamiesz. Hermionie podobno powiedziałeś, że wciąż ją masz.

- Powiedziałem. Myślałem, że mi nie wierzy - przyznał, ale już dość niewyraźnie. Nagle poczuł się tak, jakby oblano go lodowatą wodą - ale to było niespodziewanie dobre uczucie. - Na Merlina, Ron, gdyby nie ty, gdyby znalazł ją ktoś inny...

- Ale nie znalazł - zbył go Ron, mimo że Harry widział po jego uśmiechu, że jest z siebie trochę dumny. - A jak chcesz mi się powypłakiwać albo ułożyć z wdzięczności pieśń na moją cześć - urwał na chwilę i posłał Draconowi wrogie spojrzenie, kiedy ten poza wzrokiem Harry'ego wyraźnie poruszył ustami w niemym Weasley jest naszym królem - to jestem wolny wieczorem, ale teraz muszę spadać. Szukam jakichś dowodów, że Harry Potter jednak nie zbzikował i na skutek urazów z przeszłości nie postanowił zostać seryjnym mordercą.

Harry miał niemiłe wrażenie, że on coś cytuje.

- Nie mów, że napisali tak w Proroku.

- Jeśli nie chcesz. Nie czytaj tego, to same bzdury. Jakoś to odkręcimy, stary. Ale do tej pory... Może za bardzo się nie wychylaj.

- Przecież nie mam zamiaru udzielać wywiadów!

- Chodziło mi bardziej o niewychylanie głowy za drzwi - sprostował z głupim uśmiechem, który Harry od razu odwzajemnił. Harry spojrzał na Dracona, którego wzrok już od chwili czuł na sobie. On też wydał mu się jakiś pogodniejszy, kiedy Harry uśmiechnął się do niego, ściskając w dłoniach pelerynę niewidkę.

A Draco... Jak głupio by to nie brzmiało - z każdym uśmiechem wierzył mu coraz mocniej.

- Dzięki, Ron - dodał jeszcze Harry, kiedy pokiwał głową po tym, jak Draco mruknął coś o odłożeniu swoich rzeczy i na chwilę zniknął. Ron wzruszył ramionami. - I... Przeproś ode mnie Hermionę, dobra? Jeśli nie mogę wychodzić, nie chcę zostawać z nią skłócony.

- Jasne. Powiesz mi coś jeszcze? - zapytał nagle. - Ty zwykle potrafisz być rozsądny. Nie jesteś głupi, Harry. Co ci odbiło na tym przesłuchaniu?

- A ty na moim miejscu wziąłbyś to na poważnie? Dopiero, kiedy wyskoczyli z tym Azkabanem, załapałem, że oni naprawdę mnie podejrzewają.

- Harry, ty zostałeś aresztowany! - przypomniał mu Ron, a Harry stwierdził, że właściwie od wielu lat nie słyszał u niego tak poważnego tonu. - Nikt nie wydurnia się w ten sposób! Załapałeś w ogóle, że to na tobie jest teraz skupione całe Ministerstwo?

- Tak, Ron, załapałem, dziękuję bardzo! - zirytował się.

- Myślałem, że Weasley przyszedł oddać ci niewidkę, Harry - usłyszeli nagle głos Dracona. Brwi miał uniesione tak, jakby był pełen podziwu. -  I pomóc ci. Kiedy zaczęliście na siebie wrzeszczeć, bo brakuje mi tych dziesięciu sekund, kiedy wyszedłem?

- Nikt tu nie wrzeszczy - zaprzeczyli jednocześnie i tyle wystarczyło, żeby obaj się uspokoili.

- Sorry - powiedział jeszcze Ron, zwracając się do Harry'ego. Uśmiechnął się trochę zażenowany. - Ale uważaj na siebie, Harry.

- Ty też. I dzięki za tę niewidkę. Ratujesz mi życie.

- W porządku. Narazie - rzucił, zanim uniósł dłoń na pożegnanie, skinął głową w stronę Dracona i starając się stłumić uśmiech, zniknął w kominku. Lepiej, żeby nie wszedł do Ministerstwa, szczerząc się jak głupi.

Harry przez chwilę patrzył jeszcze w kominek, tam, gdzie zniknął Ron, w ciszy ściskając w rękach pelerynę niewidkę. Przynajmniej dopóki jego uwagi nie zwrócił na siebie Draco i to na nim Harry nie skupił wzroku.

- A myślałem, że jeszcze trochę na siebie powrzeszczycie. Co to miało być? Zero rozrywki.

Harry spojrzał na niego z większą pogodą niż w ciągu całego tego tygodnia - i widząc, że on też lekko unosi kąciki ust, nie przejął się zbytnio jego kpiną. Teraz, kiedy zniknęło jego największe zmartwienie w postaci peleryny niewidki i póki co do głowy nie przyszło mu następne, poczuł się trochę lepiej.

- Na Merlina, słyszałeś? Może jeszcze nie wszystko stracone. Nadzieja umiera ostatnia, nie?

- A nie mogłeś pamiętać o tym trzy dni temu, kiedy wydzierałeś się tak, że z pewnością słyszeli cię w Hogwarcie?

- Tak... Przepraszam. Nie powinienem.

Draco pokręcił tylko głową, robiąc powolny krok w jego stronę.

- Ale może coś w tym jest, Harry. Może jeszcze nie wszystko stracone. Masz w tym swoich sojuszników.

Harry niewiele myślał, kiedy wyciągnął dłoń w jego stronę i dopiero wtedy ogarnęły go wątpliwości.

- Mogę?

Draco kiwnął głową i dopiero, kiedy Harry powoli otoczył go ramionami i przeszły go przyjemne dreszcze, uświadomił sobie, jak bardzo przez ostatnie dni za tym tęsknił.

Harry żałował, że nie mógł dać mu niczego innego. Zasługiwał na coś więcej niż słowo, niż najczulszy dotyk.

Czy w Ministerstwie wzięto by go na poważnie, gdyby ze wszystkich rzeczy, o które podejrzany o zbrodnię mógłby poprosić, poprosiłby o różę?

- Jesteś wszystkim, dzięki czemu nie siedzę jeszcze w Azkabanie - powiedział trochę niewyraźnie, bo po takim czasie wyjątkowo nie miał ochoty odrywać policzka od jego klatki piersiowej. - I dzięki czemu nie zwariowałem.

Draco chyba nie do końca zrozumiał, o co mu chodzi - Harry poczuł na swoich plecach, jak jego dłonie na chwilę zastygają w bezruchu. Coś podobnego robił zawsze, kiedy się nad czymś zastanawiał.

- O czym mówisz?

- Gdyby nie ty, nie miałbym wiele do stracenia. Jestem pewien, że już zrobiłbym coś głupiego. A tak... Kiedy to się skończy, to z tobą chciałbym mieć te spokojne dni. Jeśli ty także. Bo chciałem...

Harry całkowicie zapomniał, co chciał powiedzieć, niespodziewanie czując na czole pocałunek chłodnych ust. Czegoś podobnego nie czuł tak dawno, że przymknął na chwilę oczy, ciesząc się tylko ciepłem, nowo rozpalonym w swojej piersi.

- Wybacz. Nie mogłem się powstrzymać.

**

Więc... Podzieliłam to na części, bo chciałam, żeby chociaż jeden rozdział był zupełnie szczęśliwy i słodki i nie chciałam go psuć pod koniec.

Miłego następnego.

Będzie wesoło.

To będzie długie opowiadanie.

1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro