XV. Pociągniemy siebie w górę
- Mamy dla ciebie niespodziankę - Gregor wskoczył na kanapę obok mnie.
- Już się boję - mruknąłem i odwróciłem wzrok od Adasia, który właśnie budował bardzo ładną, wysoką wierzę z klocków LEGO.
- To był mój pomysł, ale jego wykonanie muszę pozostawić Jagodzie - uśmiechnął się szeroko, a ja zacząłem się zastanawiać, co on ma na myśli...
- Nalty - mruknął Adaś, a ja spojrzałem zdziwiony na synka.
- A dokładniej, w moim przypadku akurat Snowboard - Jaga weszła do pokoju. Za nią stał Kamil i Ewa.
- Moja ukochana żona wreszcie wyraziła chęć nauki jazdy na nartach, więc Gregor wymyślił, że ciebie też można by było zabrać na stok. Kiedyś świetnie jeździłeś na nartach - szatyn uśmiechnął się ciepło i włożył ręce do kieszeni bluzy. - A skoro wasz gość zgodził się zabrać Adasia na sanki, to lepszego momentu nie będzie.
- Zbieraj się - Ewa rzuciła we mnie ciepłą bluzą. - Przyda się. Na dworze jest cholernie zimno, mam nadzieję, że tej nauki nie przypłacę chorobą.
- Przy mnie nic ci nie grozi - multimedalista igrzysk olimpijskich przytulił blondynkę, która automatycznie położyła głowę na jego ramieniu.
- A po jeździe idziemy do takiej małej uroczej knajpki przy stoku - Jagoda poprawiła kosmyk kolorowych włosów, który właśnie wypadł z jej krótkiego warkocza. Na bluzkę włożyła ciepłą, wyblakło-czerwroną bluzę z godłem, logiem PZN i z naszywkami sponsorów. Mogłem się założyć, że kiedyś należała do mnie, ale musiałem przyznać, że Jaga wyglądała cudownie w niej. Dostała ją ode mnie po moim pierwszym seniorskim sezonie. Tak po prostu. Wiele moich bluz kończyło u niej.
***
- Zimno mi - szepnęła do mnie Jagoda, kiedy sami wjeżdżaliśmy czteroosobowym krzesełkiem. Pomału zbliżała się godzina zamknięcia wyciągu, ale my chcieliśmy jeszcze trochę pojeździć. Spojrzałem na nią i zauważyłem, że rzeczywiście cała się trzęsie.
- Trzeba się było cieplej ubrać - mruknąłem, ale zacząłem zdejmować kurtkę. Potem szybko wyjąłem spod spodu bluzę i podałem jej.
- Teraz tobie będzie zimno - powiedziała, ale przyjęła ubranie. Oczywiście było na nią troszkę za dużę i nie wiedziałem czemu wydało mi się to urocze, ale pasowało do jej czerwonych pasemek i grzywki.
- Wiesz, że ci już teraz tego nie oddam? - uśmiechnęła się.
- Potraktuj to jako prezent - powiedziałem i przytuliłem ją.
- Co robisz? - uniosła brew, ale nie zaprotestowała.
- Jako prawdziwy przyjaciel dzielę się z tobą wszystkim. Ciepłem też.
I tak właśnie straciłem swoją pierwszą bluzę.
***
Na stok nie było daleko. Po wypożyczeniu sprzętu od razu udaliśmy się na krzesełkowy wyciąg.
- No patrzcie, idealnie cztery miejsca. To nie może być przypadek - wyszczerzył zęby, zapinając sprzęt, a potem pomagając przy tym samym, swojej żonie.
Tym czasem ja patrzyłem na narty. Buty miałem już założone czyli najtrudniejsza część za mną. Wystarczyło tylko się wpiąć, ale...
- Coś się stało? - usłyszałem obok siebie głos Jagody.
- Nie... Tylko... Tak dziwnie. To nie są narty do skakania i nie wiem, jak mi to wyjdzie. Nie chcę się ośmieszyć - zaczerwieniłem się i przymrużyłem oczy. Stok był pusty. Ogólnie był rzadko uczęszczany, a teraz na dodatek było okropnie zimno i zaczynałem się obawiać czy pomysł Gregora z sankami dla małego był dobry...
- Spokojnie. To pozostaw mnie - Ewa oparła się na Kamilu i dopięła drugą nartę. Blond włosy wystawały jej spod niebieskiej czapki z kolekcji jej męża. Wyglądała na mocno poddenerwowaną. - Przypomni mi ktoś dlaczego nie założyłam kasku?
- Bo ci się fryzura zepsuje - mruknął szatyn i pocałował ją w policzek. - Co oczywiście jest całkowitą głupotą, ale ty się mnie nigdy nie słuchasz i tak to się kończy.
- Jeszcze mi powiedz, że to moja wina - blondynka posunęła się do przodu, kurczowo trzymając Kamila za ramię.
- No wiesz... - mężczyzna uśmiechnął się zalotnie.
Ewa nic nie odpowiedziała tylko spojrzała na górę, z której mieliśmy zjeżdżać.
- Wyższej to już w całych Tatrach nie było, prawda? - zapytała.
- Marudzisz - Kamil popchnął ją lekko do przodu. Po czym zwrócił się do nas.
- Wiecie co, skoro jest tu tak pusto, to chyba możemy pojechać parami, prawda? - zapytał. Nie musiał nic więcej mówić. Dla niego i Ewy to był jeden z nielicznych razów, kiedy mogli pobyć tylko we dwoje. Grzechem by było tego nie wykorzystać. Podjechali do krzesełek i zaczęli wjeżdżać na górę.
- Gotowy? - Jagoda chwyciła mnie za dłoń. Dopiąłem sprzęt i kiwnąłem głową. Podsunęliśmy się do bramek. Serce zaczęło bić mi szybciej. Poczułem, że to coś co lubię. Moje plecy przeszedł dreszczyk ekscytacji. Mocniej złapałem rękę dziewczyny i razem wjechaliśmy na taśmę. Usiedliśmy na środkowych krzesełkach. Oparłem się wygodnie. Przecież właśnie tak wjeżdżało się na się na większość skoczni.
Spojrzałem w bok. Na świerkowy, okrytym śniegiem las. Te drzewa zawsze mi się podobały, zwykle rosły w pobliżu jakiś skoczni, więc znałem je bardzo dobrze. Można powiedzieć, że byłem do nich przywiązany.
Następnie swój wzrok skierowałem w dół. Pod nami był tylko śnieg i jacyś pojedyńczy narciarze, ale moją uwagę przykóła deska Jagody. Na czarnym lakierze były namalowane złote, delikatne kwiatki o wijących się łodygach i misternie zdobione liście.
- Ładna grafika - pochwaliłem, a ona się zaśmiała. - Ej, mówię na poważnie, ktoś musiał włożyć w to mnóstwo pracy i serca.
- Nie neguję. Ty też miałeś swoją delikatną, łagodną twarz. To był twój prezent dla mnie na osiemnaste urodziny. Zajmowałeś się tym w każdej wolnej chwili, więc nic dziwnego, że wyrobiłeś się akurat na sierpień.
- Bardzo śmieszne - udałem, że się obrażam i odwróciłem od niej twarz. Nagle coś szarpnęło i uderzyliśmy w przednią barierkę.
- Co to było? - zapytałem. Do końca nie zostało daleko. Kamil i Ewa już na nas czekali.
- Tak czasami się zdarza, ktoś miał problemy z wsiadaniem, bo z wysiadaniem to byśmy zauważyli - odpowiedziała dziewczyna. Kamil usiadł na śniegu, a jego za żona cały czas coś do niego mówiła. On tylko jej potakiwał.
- Ładnie ze sobą wyglądają - Jagoda położyła głowę moim ramieniu.
- W pierwsze zimowe ferie mnie tutaj przyprowadziłeś. Pokazałeś, jak jeździć na nartach, a kiedy szybko przeskoczyłam na snowboard, byłeś obrażony i marudziłeś, że niszczę stoki.
- A no właśnie. Wiedziałem, że coś mi tutaj przeszkadza - lekko ją szturchnąłem, a ona się zarumieniła.
- Powiedziałeś, że jestem strasznie podatna na modę i że myślałeś, że jestem mądrzejsza, ale ze mną jeździłeś.
- Bo ty za to przychodziłaś na moje treningi. Mimo że marudziłaś, że cię to nudzi.
- Pamiętam, jak kiedyś mieliśmy zakaz, aby tu przyjeżdżać, a raczej ja go miałam. To było po tym moim wypadku. Rodzice nie chcieli, abym nadwyrężała nogę, więc zabrałeś mnie na taką małą górkę. Wciągnąłeś mnie na nią. I potem asekurowałeś, kiedy powoli zjeżdżałam. Wciągałeś mnie od razu z deską, aby było szybciej. Starałeś się, abym, kiedy upadam, to zawsze lądowała na tobie, przez co jeszcze przez parę tygodni mieliśmy siniaki. Twój ojciec był na ciebie wściekły, mimo że nie wiedział, co robiliśmy.
- Pamiętam - powiedziałem szczerze. - Potem dostało mi się od trenerów, bo naciągnąłem parę mięśni. Bolały mnie stawy. Powiedziałem o tym wszystkim tylko Kubie, tylko jemu ufałem.
- Ale...
- Wiedział też o tym Kamil, bo akurat wylosowaliśmy górkę tuż za jego domem. Potem krył nas przed rodzicami.
- To było piękne - zaśmiała się dziewczyna.
- Tak... Kamil nas przenocował. Nigdy nie zapomnę min jego rodziców, kiedy znaleźli nas u niego w sypialni, kiedy on nocował u siostry - poczułem, jak serce zalewa mi fala ciepła.
- Tak słodko nas tłumaczyłeś.
- Za to ty ciągle podkreślałaś, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Potem się okazało, że oni po prostu Kamila szukali.
Nagle coś szarpnęło i ruszyło. Spojrzałem na nią.
- A było tak pięknie - pocałowałem ją w policzek.
- Jeszcze będzie zobaczysz - odwzajemniła pieszczotę. - A teraz się skup. Będziemy wysiadać.
- W razie czego mnie złapiesz.
- Zawsze wiedziałam, że to ja noszę spodnie w tym związku.
- Bardzo śmieszne - podkręciłem głową.
***
Chwilę później już byliśmy przy Kamilu i Ewie i naszym ukazał się bardzo ciekawy widok. Skoczek narciarski pochylał się nad małym chłopcem, który pewnie lepiej jeździł na tych swoich małych nartkach niż chodził.
- On się zgubił - Ewa spojrzała na małego z czułością.
- Gdzie ostatni raz widziałeś mamę? - zapytała Jagoda.
- Na dole.
- Dlaczego wyjechałeś sam?
- Uciekłem - odpowiedział. Nie wyglądało, aby było mu jakoś szczególnie smutno z tego powodu.
- Mamy z tobą zjechać? - zapytała blondynka.
- Tak.
- A jak jego mama zaraz wjedzie? - Jaga spojrzała na kolejkę.
- Zjedziemy na dół - zdycodwał Kamil. - Zgłosimy, że znaleźliśmy dziecko na stoku bez opieki i tak dalej.
- Jak ty w ogóle masz na imię? - zapytałem.
- Alek - odpowiedział.
- No to chyba ja zjadę z naszym nowym znajomym - uśmiechnął się Kamil.
- A co ze mną? - Ewa nagle pobladła.
- Zostawiam cię w dobrych rękach - szatyn wskazał na mnie i sam ruszył z chłopcemm trzymając go pomiędzy nogami.
- Będę was z tylu asekurować - zadeklarowała się Jaga i my także zaczęliśmy jechać.
Najpierw powoli, ale szybko odnalazłem odpowiedni rytm. Chciałem przyśpieszyć, ale musiałem uważać na Ewę. Odwróciłem się tyłem do stoku i wyciągnąłem do niej ręce.
- Raz się żyje - powiedziałem.
- No właśnie - mruknęła, ale mnie złapała. Zaczęliśmy powoli zjeżdżać.
***
Wszystko było dobrze. Dopóki Ewa nie chciała spróbować sama. Rozpędziła się zbyt bardzo i straciła panowanie nad sprzętem.
- Łap ją! - zawołała Jagoda. Posłuchałem i przyspieszyłem, ale kobieta jechała coraz szybciej.
- Hamuj! - krzyknąłem zupełnie bez sensu, bo wiedziałem, że Ewa i tak tego nie zrobi. Na szczęście zwrócił na nas uwagę Kamil, który odsunął chłopca i jeszcze jakąś kobietę w bok.
- Skręcaj! - zawołała Jaga i tym razem blondynka posłuchała... Pięknie skręcając w Kamila, przewracając go na śnieg.
Tymczasem ja i Jagoda powoli do nich dojechaliśmy. Po tym zjeździe bolały mnie wszystkie, nawet najmniejsze mięśnie.
- No patrz Maciek - Kamil jako jedyny się śmiał z tej sytuacji. Pozostali byli zbyt przestraszeni. - Ty lat, a moja żona nadal na mnie lecie. Czy to nie piękne?
- Bardzo śmieszne. Zostawiłeś mnie tam na górze i zadowolony - burknęła blondynka.
- No przecież pod dobrą opieką.
- Maciek mnie nie upilnował i pozwolił jechać samej - poskarżyła się.
- To straszne - zaśmiał się szatyn i pocałował ją szybko. - Ale przyznaj, że ci się podobało.
- Może trochę - zgodziła się.
- Przepraszam - kobieta, którą wcześniej odsunął od nas Kamil przybliżyła się. - Chciałabym jeszcze raz podziękować państwu za pomoc... Alek...
Miała łzy w oczach. Ciężko jej było mówić. Dopiero po chwili zauważyłem, jak bardzo była młoda. Miała około dwudziestu lat. Nigdzie nie widziałem jej męża, partnera, w ogóle rzadnych znajomych. Musiała być tutaj sama.
- Mam tylko jego. Kiedy mi uciekł, chciałam pojechać za nim, ale wtedy wyciąg się zatrzymał... I... Miałam nadzieję, że ktoś go przyprowadzi... Nie wiem, jakim cudem udało mu się w ogóle zejść... Dziękuję.
Kamil kiwnął tylko głową. Wszyscy staliśmy osłupiali. To co się przed chwilą stało było... Brak słów, aby to opisać. Było mi tylko bardzo żal z powodu tej kobiety.
Po paru minutach pożegnaliśmy się. Kamil wsunął jeszcze chłopczykowi cukierki do kieszeni i wróciliśmy na wyciąg. Tym razem usiedliśmy wszyscy razem i jechaliśmy przez dużą część trasy w milczeniu. Do moich uszu doszedł cichy szloch Ewy. Kamil przytulił ją mocno i nic nie mówił. Nie wiedziałem co się dzieje.
Odwróciłem się do Jagody. Oparła się o metalową barierkę i przygryzała ortalionową rękawiczkę. Przytuliłem ją.
- Znałeś tą dziewczynę, Maciek - szepnęła. - Ewa i ja też. Nasza mała Ola...
- Słucham? - spojrzałem na kobietę.
- Trenowała skoki. Szło jej całkiem znośnie, ale pewnego dnia zniknęła. Okazało się, że była w ciąży. Ewa chciała jej pomóc i zaproponowała, że z Kamilem zaadoptują jej dziecko, ale ona się nie zgodziła. Powiedziała, że da radę sama. Ewa zbyt gwałtownie zareagowała. Kilka tygodni wcześniej znowu im się z Kamilem nie udało i... Tylko właśnie twój przyjaciel nic nie wiedział - wszystko to opowiadała cichym, ledwo słyszalnym szeptem. Głos jej lekko drżał. Wtuliła się we mnie.
Przygryzłem wargę i spojrzałem na parę obok nas. Nie mieli tak idealnego życia, jak wszyscy podejrzewali. Skrywali coś przed innymi, a czasami nawet przed samymi sobą. Kamil nie wiedział, że gdyby los chciał inaczej byłby przybranym ojciem tego chłopca, że to on by go uczył jeździć na nartach i dwa lata temu, to jemu dedykowałby złoty medal z Pyongchangu...
Jechaliśmy dalej w milczeniu... Chyba nie tak miał wyglądać ten wieczór.
- Może pojeździjcie jeszcze sami? - zaproponował nam Kamil.
- Nie... - Ewa uniosła głowę. - Chcę się nauczyć. Przepraszam, ja...
Nie musiała kończyć. My tylko kiwnęliśmy głowami. Nagle rozległ się dzwonek Jagody telefonu.
- Gregor sobie z Adasiem nie radzi? - szatyn spojrzał na nas z uśmiechem.
- Nie... To Asia...- odpowiedziała zdziwiona Jaga i odebrała połączenie. Gwałtownie zbladła. Kiwała głową. Nic nie mówiła tylko na koniec mruknęła jakieś pożegnanie.
- Ojciec chce się z tobą zobaczyć - powiedziała.
Wiem, że trochę mnie nie było, ale nie umiałam napisać tego rozdziału, więc długo mi to zajęło, ale jestem. Mam nadzieję, że jakoś wyszedł. Musiałam tutaj wstawić taki rozdział przejściowy. Obiecuję, że od następnego wszystko się ruszy.
A tak poza tym, to się bardzo cieszę z postawy Kamila. On się naprawdę wzruszył. On w to nie wierzył, a Maciek cały czas do niego mówił. To było piękne. To jak mu wszyscy gratulowali no i wgl. Wiecie o co chodzi... No dobra nadal jestem w szoku, więc skończę ten pożal się Boże monolog.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro