Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXV. Ostatnia próba

Marzec, rok później

      Nie prowadziliśmy po siedmiu skokach. Gorsza próba Stefana w drugiej serii trochę nasz kosztowała, jednak do Norwegów, Kamil, tracił naprawdę niewiele. Staliśmy przy bramce, bo z całą pewnością nie wytrzymalibyśmy przy monitorze. Koszulki, które informowały cały świat, że bronimy tytułu, zaczęły nam ciążyć. Szkoda tylko, że poprzednie dwa razy, kiedy sięgaliśmy po Mistrzostwo, musiałem sobie na nowo przypomnieć.
    Tomek ściskał kurczowo rękaw mojej kurtki, a Stefan obgryzał rękawiczkę. Wszyscy patrzyliśmy w górę, na belkę, gdzie zasiadł nasz lider. Nie baliśmy się o to, że spóźni skok (tego byliśmy prawie pewni), chodziło o warunki. Tu decydowały ułamki punktów. Chciałem przynajmniej stwarzać pozory spokoju i opanowania, więc tylko przygryzłem wargę.
     Ruszył. Odbił się na wysoką, jak na siebie odległość.
- Tylko żeby nie spadł - mruknął Stefan, dobrze wiedzieliśmy o co mu chodzi, tego dnia już zbyt wielu zawodników zbyt szybko traciło odpowiednią wysokość.
    Nie stało się tak. Kamil mijał kolejne metry w zawrotnym wręcz tempie. Punkt K został w tyle, to samo stało się z punktem HS.
- Czy ktoś zanotował, że ten facet robi to z obniżonej belki - krzyknął Stefan, kiedy nasz orzeł ustanowił nowy rekord skoczni z ładnym telemarkiem.
- O ile zakład, że Szczęsny wspomni o tym przynajmniej z dziesięć razy podczas dzisiejszych wywiadów? - mruknąłem.
    Potem trudno opisać to, co działo się potem.  Podbiegliśmy do Kamila i po prostu rzuciliśmy się na niego.
- Jeszcze nie wiadomo czy - zaczął Mistrz, ale nie pozwoliliśmy mu dokończyć.
- Nie psuj - mruknął Stefan i otoczył go ramieniem.
- Moja próba nie była ostatnia - przypomniał szatyn i zdjął kask.
- Rozchorujesz się - powiedziałem automatycznie.
- Oj, tatusiu, zaraz się ubiorę - mrugnął do mnie. Nęstępnie znów spojrzeliśmy na belkę, która poszła jeszcze niżej.
- Nie ma opcji, żeby Daniel z niej do ciebie doskoczył - mruknął Tomek. Otoczyliśmy Kamila ze wszystkich stron i złapaliśmy go za kombinezon.
- Spokojnie - westchnął lider i poprawił włosy.
    Norweg wybił się stosunkowo nisko. Jednak to nie przeszkodziło mu pokonać punktu K. Ale tylko jego. Jak na taki rozbieg i warunki, próba wydawała się dobra, ale nie wystarczająco, aby przeskoczyć Kamila.
- Mamy to - pierwszy odezwał się Stefan z dziwnym spokojem. - Obroniliśmy to.
- Trzeci raz będę zakładać złoty medal - przytuliłem mocniej Kamila. - Słyszysz?!
- No to co drodzy panowie, proponuję ucieczkę przed Szczęsnym prosto na dekoracje. Jak zapyta mnie o ten ostatni skok, to przysięgam, że sobie pójdę i nigdy do niego nie wrócę.
- Nie tak szybko mistrzyniu - mruknąłem i skinąłem na Tomka, podnieśliśmy mężczyznę. Przecież wszystko zawdzięczaliśmy jego wspaniałej, ostatniej próbie. Nie mogło to się lepiej zakończyć.

***

      Medale, kwiaty, gratulacje, jakieś pluszaki i nasi bliscy zgromadzeni przy barierkach. Dalej za nimi tabun kibiców, którzy razem z nami przeżywali ten konkurs i śpiewali nasz hymn. Rywale patrzyli na nas z podziwem. Wszystko było tak jak miało być. Praktycznie idealnie. Było tylko jedno małe ,,ale", uwierające mnie w kieszeni kurtki. Po raz kolejny wszystko analizowałem.
- Jesteś pewny, że się nie wścieknie, że nie potraktuje tego jako przymusu? - szepnął mi do ucha Kamil, kiedy już tylko my szczerzyliśmy się do aparatów.
- Nie wiem, ale już nie mam pomysłu, gdzie mógłbym jej jeszcze to zaproponować? W sumie nawet nie wiem co mam mówić, ale ostatnio tak dobrze się między nami układa - szepnąłem, czując coraz większą presję.
- I nie boisz się, że to zepsujesz? - uniósł brew.
- Muszę spróbować, ten ostatni raz - powiedziałem.
- No skoro tak, to pozwól, że ci pomogę - szatyn zeskoczył z najwyższego stopnia  podium i szybko podbiegł do organizatorki. Powiedział jej coś, a ona słodko się uśmiechnęła i oddała mu mikrofon. Mężczyzna wyszedł na środek i zaczął mówić po angielsku, a ja miałem ogromną ochotę z tego zrezygnować. Początkowo idealny plan, zaczął się wydawać głupi, naiwny i bezsensowny.
- Drodzy państwo. Mój przyjaciel chciałby jeszcze coś powiedzieć. Nie uciekajcie i posłuchajcie, bo będziecie świadkami czegoś niezwykłego - powiedział, okraszając całe przemówienie uśmiechem. Oddał mi mikrofon.
   Spojrzałem na Jagę i przygryzłem wargę. Miałem jedną szansę, gra bank, wszystko, albo nic. Zaschło mi w gardle, ale nie mogłem się teraz wycofać.
- Jaguś, skarbie - zacząłem po polsku, nie zważając na to, że większość osób mnie nie rozumie. Oni nie musieli. Liczyła się tylko ona, jej spojrzenie, które udało mi się złapać. - Wiem, że było kilka takich prób, ale obiecuję, że ta będzie ostatnią. Uklęknę, tak jak zawsze, wyciągnę z kieszeni pierścionek. Patrząc na ciebie, chciałbym zapytać się poraz kolejny, czy pozwolisz się przenieść przez próg naszego domu i założyć pierścionek na twój palec?
     Serce mi waliło w piersi. W tyle słyszałem tłumaczenie swojej wypowiedzi, a przede mną była jedyna kobieta, dla której byłem w stanie zrobić coś takiego. To milczenie mnie dobijało.
   Nagle zauważyłem, jak dziewczyna, przy pomocy ochroniarza wchodzi na scenę, przyjmując gratulację.
- Tak - odpowiedziała jakoś tak drętwo. Nachyliła się do mnie i muskając ustami mój policzek, dodała: - Porozmawiamy w hotelu.
   Kiwnąłem tylko głową, z wciąż walącym sercem.

***

      Wyszliśmy przed hotel i usiedliśmy na pobliskim murku. Dziewczyna poprawiła włosy, głośno westchnęła i spojrzała na mnie.
- Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś się o to zapytasz i na pewno nie w takich okolicznościach - nieśmiało ująłem jej dłoń, nie cofnęła jej, tylko przeniosła wzrok na chodnik. - Przyznam się szczerze, że byłam, co ja mówię, nadal jestem, wiesz, że nie cierpię robić czegoś pod presją. Jednakże... To było urocze, szczególnie jak zarumieniłeś na środku ogromnej sceny przy tych wszystkich ludziach, kamerach...
- Jaguś - jęknąłem, a ona tylko się uśmiechnęła.
- Zmierzam do tego, że...  Nie przyjęłam tego pierścionka, tylko że względu na to, że ty dostałeś złotą błyskotkę, mógłbyś nic nie zdobyć, a i tak bym się dzisiaj zgodziła - podniosła wzrok.
- Gdyby nie medal, no i oczywiście Kamil, to w życiu nie zdobyłbym się na coś takiego.
- Głupi jesteś - mruknęła i oparła głowę o moje ramię. - A miałeś jakiś plan B, gdybym jednak się nie zgodziła?
- Nie. Gdybym się miał nad tym zastanowiać, to w życiu bym ci teraz, po tym wszystkim nie zaproponował - zaśmiałem się.
- Miałbyś wtedy czego żałować - powiedziała i usiadła mi na kolanach, po czym obdarzyła mnie, pełnym uczucia pocałunkiem.
- Zdecydowanie - szepnąłem i wplotłem palce w jej włosy. - Długo czekałem, ale się opłaciło.
- No ja myślę - zaczęła luzować mój szalik. - A kiedy miałby być cały ten ślub?
- Jak dla mnie to, jak najszybciej, abyś nie miała czasu się rozmyśleć - mocniej złapałem ją w talii.
- Tak? A podobno skoczek skacze dziesięć metrów krócej po ślubie?
- Po pierwsze, powiedz to Kamilowi, po drugie, to nie mam zamiaru czekać do zakończenia kariery - znowu chciałem ją pocałować, ale ona odsunęła się trochę.
- Zróbmy to tydzień po sezonie. Urząd Stanu Cywilnego w Zakopanem. Rodzice, twój brat, koledzy z twojej drużyny i pani Zofia. Koniec. Tyle wystarczy. Nic nam więcej do szczęścia nie będzie brakować.
- A Adaś? - wstałem, trzymając ją na rękach.
- Będzie za nami dreptał - uśmiechnęła się i wtuliła we mnie.
     Ruszyłem w stronę hotelu.

***

        Wyszedłem z łazienki otulony tylko ręcznikiem. Dziewczyna czekała na mnie. Siedziała oparta o ścianę, patrząc przed siebie zamyślona.
- Coś się stało? - zapytałem i usiadłem przed nią.
- Tak się teraz zastanawiam, że nic by się z tego nie wydarzyło, gdyby nie twój wypadek - powiedziała to i wyciągnęła dłoń przed siebie, przypatrując się pierścionkowi. - Nie zmieniłbyś się i tak już byś nie miał po co, bo bym odeszła. Wtedy miałam wszystkiego dość, nie byłam pewna, a ty naciskałeś... Chciałam to sobie wszystko poukładać. Wiedziałam, że jeżeli przekreślę nasz związek, to równocześnie stracę kilkanaście lat przyjaźni, a tego nie chciałam... Kiedy dowiedziałam się o pożarze to nie wiedziałam, co się stało. Przez kilka godzin miałam zakodowane, że tracę najlepszego przyjaciela jakiego miałam, słyszysz? Nie, nie chłopaka, nie utalentowanego sportowca, ale przyjaciela. Wiedziałam, że nikogo by mi tak nie brakowało jak właśnie ciebie. Postanowiłam sobie, że już nigdy cię nie zranię, że wszystko ci wybaczę i porozmawiamy.  Kiedy się wybudziłeś... Miałam mieszane uczucia, ale kiedy okazało się, że nic nie pamiętasz, to się nawet ucieszyłam, bo wiedziałam, że możemy zacząć od nowa. Te półtora roku było dla mnie nie raz trudnym, ale także cudownym okresem w moim życiu. Wiele rzeczy zrozumiałam, do niektórych musiałam dojrzeć. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko kończy się jak w bajce...
- A co ja mam powiedzieć - mruknąłem i nachyliłem się nad nią. - Właśnie spełnienia się moje marzenie.
   Dziewczyna przybliżyła się jeszcze bardziej i pociągnęła mnie za ręcznik. Złączyła nasze usta. Już wiedziałem, że za mną najlepszy dzień w życiu, a przede mną najpiękniejsza noc...

Od razu mówię, że w moim pierwotnym planie, to nie tak miało wyglądać, ale że pokochałam Maćka i Jagę, i traktuję ich jak dzieci, to postanowiłam się nad nimi zlitować i proszę bardzo happyend zupełnie nie w moim stylu.
Wiem, że podkoniec to powstaje tutaj romansidło, no ale... Nie ma żadnego ,,ale" po prostu szukam usprawiedliwienia.
Przechodząc jednak do sedna, to najprawdopodobniej jutro wstawię epilog i podziękowania. Tym razem postaram się wypisać Was wszystkich komentujących i gwiazdkujących, bo ta książka jest dla mnie wyjątkowo ważna. No dobra, kończę, bo zaraz to ogłoszenie będzie dłuższe niż nie jedna moja praca. No dobra, to do napisania 💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro