Przygotowanie, czyli magiczny ogród i komplikacje
Moja ekscytacja turniejem zdecydowanie osłabła na wieść, że do niego trzeba się przygotować. Oczywiście zarówno tata, jak i ciocia chcieli ode mnie pomocy. Nie miałam pojęcia, jak mogę być jednocześnie w dwóch miejscach naraz, chociaż obstawiałam, że istnieje na to jakieś zaklęcie. Zaproponowałam rzut monetą, komu będę pomagać na początku.
– Nie ma mowy, Elwiro, żebyśmy rzucali twoją monetą. Zawsze wtedy wygrywasz –zaprotestował tata, gdy ciotka wyjęła swój pieniążek.
– Po prostu masz pecha.
– Niech będzie, ale gdy wypadnie kapelusz, wygrywam!
– O nie! Przecież to ja zawsze jestem kapeluszem.
Lekko się uśmiechnęłam, słysząc to.
– Za późno. Rzucaj, Klaro! – poprosił tata.
Podrzuciłam monetę w górę. Spoglądałam, jak opada. Złapałam ją, przewracając się wprost na podłogę. Kichnęłam, gdy trochę kurzu dostało mi się do nosa. Że też ciotka uwielbiała brud!
– Tata wygrywa – oznajmiłam, widząc kapelusz na monecie.
– Ha! Wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnęło – krzyknął uradowany tata.
– Niech ci będzie! Tylko pamiętaj, że masz trzy godziny. Później Klara mi pomoże – stwierdziła, a mi szepnęła na ucho: – Najlepsze na koniec.
– Chodźmy, Klaro. Czas odwiedzić ponownie Magiczny Świat, mówiłaś, że spotkałaś już Elę, pójdziemy do jej ogrodu – poinformował mnie szeptem, gdy wychodziliśmy z pokoju gościnnego.
– Dokąd idziecie? – zapytała mama, gdy zauważyła, że ubieramy buty.
– Wybacz, śpieszymy się. Później ci opowiem.
– Teodorze... – zaczęła protestować, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo zniknęliśmy za drzwiami.
– Szybko, jeszcze gotowa nas gonić.
– Nie przesadzaj, tato – odpowiedziałam, ale przyspieszyłam.
– Wzięłaś Magiowidzki?
– Tak, mam je tutaj – powiedziałam, pokazując futerał z okularami.
– W takim razie ubierz je. Dzisiaj to ty będziesz szukać magicznych drzwi.
Nie mogłam w to uwierzyć, miałam znaleźć magiczne drzwi i to praktycznie sama. Bez większych zachęt założyłam okulary. Początkowo nie zauważyłam właściwie różnicy, wszystko wyglądało tak samo, tylko było wyraźniejsze, ale później zauważyłam takie świecące pasma, które migotały delikatnie.
– Te linie, które widzę, to linie mocy, prawda?
– Dokładnie tak, piękne są, prawda?
– Magiczne – odpowiedziałam. Kucnęłam i próbowałam jedną złapać, ale nie udało mi się.
– Na razie potrafisz je tylko widzieć, może kiedyś nauczysz się je także wyczuwać, wtedy będziesz mogła jakąś złapać.
– Czyli myślisz, że będę mogła być czarodziejką? – zapytałam z nadzieją.
Tata wzruszył ramionami i spojrzał na mnie. Zauważyłam, że lekko się mieni, jakby miał aurę. Otaczające go światło miała błękitny kolor, przynajmniej tak myślałam na początku, ale po chwili dostrzegłam także inne barwy.
– Szczerze mówiąc, to będzie zależało od ciebie. Nie chcę, żeby ten świat był ci obcy, w końcu w nim się wychowałem, ale twoja mama myśli o nim trochę inaczej. Myślę, że z czasem podejmiesz decyzję, ale na to jeszcze za wcześnie.
– Niech będzie – zgodziłam się. – Mówiłeś, że magiczne drzwi przemieszczają się po liniach mocy, czy to znaczy, że powinnam po jednej z nich iść i myśleć o Magicznym Świecie?
– Nie do końca. Powinnaś raczej unikać linii mocy, bo możesz przez to nie zauważyć tej właściwiej linii mocy. Dopiero kiedy ją zauważysz, powinnaś na nią wkroczyć.
– Ale jak rozpoznam, która to ta właściwa?
– Rozpoznasz ją na pewno. Teraz myśl o Magicznym Świecie – powiedział.
Zrobiłam to, co powiedział tata. Liczyłam, że szybko uda mi się znaleźć właściwą linię mocy, ale mijały minuty i ja dalej nic nie widziałam. Rozglądałam się dookoła, lecz jedyne co udało mi się zauważyć, to kilka skrzatów, jak sądziłam, i ludzi z aurami. Nie wszyscy je mieli, co mnie zdziwiło. Postanowiłam później zapytać o to tatę, teraz jednak musiałam się skupić.
Nagle ujrzałam coś dziwnego. W pierwszej chwili nie wiedziałam, na co patrzę. Czerwona kreska, która mieniła się delikatnie, wydawała się mnie przyciągać. Zrozumiałam, że to właśnie ta właściwa linia mocy. Wkroczyłam na nią. Nie musiałam długo czekać na drzwi, gdyż dosłownie pojawiły się przede mną. Niemal w nie weszłam.
– Dobrze ci poszło – pochwalił mnie tata. – Na co czekamy? Chodźmy!
Nie musiał mnie zachęcać. Przeszłam przez drzwi, a tuż za mną tata. Trafiliśmy pod znajomy czarodziejki sklep. Przez szybę ujrzałam pana sklepikarza, któremu pomachałam na przywitanie, ale chyba mnie nie zauważył, bo właśnie wygłaszał reprymendę Pomponowi, przynajmniej tak sądziłam po jego minie.
– Później tu jeszcze wpadniemy, ale wcześniej do Eli.
Przytaknęłam i ruszyłam obok taty przez Magiczny Świat. Kiedyś już widziałam go, ale dalej sprawiał niesamowite wrażanie, a w miarę oddalania się od centrum domy stawały się bardziej zwyczajne, co mnie zdziwiło.
– Myślałaś, że wszystkie są takie dziwne? – zapytał tata, widząc moją reakcję.
– Tak.
– Może cię to zdziwi, ale nie wszyscy czarodzieje są tacy ekscentryczni. Tylko te najstarsze rody ciągle starają się czymś wyróżnić, co dostarcza ciekawych sytuacji. Pamiętam, jak kiedyś mój dziadek, a twój pradziadek, postanowił przyjść na przyjęcie na ożywionym, fioletowym gorylu. Nie wyszło najlepiej, bo gdy goryl zauważył banany na głowie panny Czarnokotowskiej, to rzucił się na nią. Najlepsze przyjęcie, na jakim byłem!
– Żałuję, że nie mogłam tego zobaczyć!
– Przy ciotce na pewno jeszcze jakąś ciekawą akcję zobaczysz. To tutaj – powiedział.
Zobaczyłam piękny, mały domek w jasnych kolorach, który otaczały tęczowe róże. Musiałam przyznać, że są prześliczne. Powąchałam jedną i odkryłam, że pachnie cukierkami. Zauważyłam, że ich pnącza dostają się do środka przed otwarte okno domku, z którego właśnie wyszła Ela. Podobnie jak, gdy ostatnio widziałam kobietę, miała na głowie wianek.
– Teodorze, wreszcie postanowiłeś mnie odwiedzić i przyprowadziłeś Klarę.
– Mówiła, że już się poznałyście. Dziękuję, że wtedy bezpiecznie ją odprowadziłaś.
– Nie mogłam pozwolić, żeby biedna siedziała przez wiele godzin. Zapraszam do środka. Domyślam się, że nie tylko odwiedziny was sprowadzają w me skromne progi – stwierdziła, wpuszczając nas do środka, gdzie kwiaty znajdowały się praktycznie wszędzie, trudno było się ruszyć, by niczego nie zrzucić.
– Piękne kwiaty.
– Dziękuję, Klaro. Jako czarodziejka wybrałam specjalizację rośliny magiczne i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Rozumiem, że to właśnie one są prawdziwą przyczyną tej miłej wizyty.
– Dokładnie tak, Elwira namówiła mnie na mały zakład. Turniej na eliksiry, więc potrzebne mi są składniki.
– Nigdy nie potrafiłeś odmówić Elwirze, gdy proponowała zakład, a tego z żukiem zgniłkiem dalej pamiętam. Twoja mina była wspaniała.
– Widziałaś to? – zapytałam zaciekawiona.
– Oczywiście, cała szkoła widziała! Największa sensacja dnia! Co ja mówię, tygodnia!
– Czemu dalej mi to wypominacie? To było lata temu!
– Ale dalej śmieszy, Teodorze. To jaki zrobisz eliksir? Musi być naprawdę dobry, jeśli chcesz wygrać z Elwirą. Była najlepsza z eliksirów, dalej pamiętam, jak jednym wyczarowała deszcz żab.
– Wiem, dlatego musi to być coś niesamowitego. Trochę myślałem o eliksirze tworzącym iluzję i to taką z zapachem!
– Myślisz, że dasz radę? W szkole wyszło ci tylko raz.
– Kiedyś musi być ten drugi raz. Poćwiczę i powinno się udać.
– Powinno? Teodorze, może lepiej spróbuj jakiegoś prostszego eliksiru, na przykład tego pozwalającego widzieć w ciemności.
– Nie, jeśli mam wygrać z Elwirą, to muszę wykonać jakieś trudniejsze zaklęcie.
– No dobrze, na szczęście nie jest niebezpieczne. Gdyby było, to nie dałabym ci składników. Poczekaj tutaj, a ja wszystkie przyniosę. Klaro, może mi pomożesz?
– Chętnie – powiedziałam.
– A ty się nie ruszaj, Teodorze. To ci w tym pomoże – rzekła.
Tatę oplotły winorośle.
– To niepotrzebne – zaprzeczył, próbując uwolnić się z więzów.
– To samo mówiłeś ostatnim razem. Musiałam cię później leczyć z oparzeń po Oparzednicach.
– Myślałem, że to jaskry.
– Wiem, wiem, ale dla twojego dobra moje roślinki cię przypilnują. Chodźmy, Klaro. Musisz zobaczyć mój ogród. Spodoba ci się – zapewniła.
On mi się nie tylko spodobał, a wręcz mnie zachwycił. Nigdy nie widziałam tak przepięknego miejsca, otaczały mnie kolorowe kwiaty, które wyglądały zupełnie inaczej od tych, które widziałam. Część faktycznie przypominała znane mi kwiaty, na przykład róże czy stokrotki, lecz inne nie wyglądały, jak nic, co kiedykolwiek spotkałam.
– Mówiłam, że ci się spodoba.
– Jest przepiękny – wyszeptałam, bojąc się, że głośniejszy dźwięk zniszczy atmosferę tego miejsca.
– Musimy zebrać trochę pyłku z Dźwięcznych Dzwonków. To świetna zabawa. Chodź za mną.
Ruszyłam obok Eli przez ogród cudów, po drodze zauważyłam... wróżki! Chciałam się z nimi przywitać, ale gospodyni mnie powstrzymała.
– Lepiej im nie przeszkadzać.
Zgodziłam się, wolałam nie zostać wyproszona z tego niezwykłego miejsca.
– O to dzwonki. Tu mam woreczek na ich pyłek. Trzeba go dać pod dzwonki i nimi potrząsnąć. Dasz radę, prawda?
– Tak – zapewniłam, odbierając mieszek.
– Na chwilę cię zostawię, muszę zdobyć miód od Pszczelego Ludu, a oni raczej nie lubią obcych.
– Dobrze.
Zaczęłam potrząsać delikatnie dzwoneczkami i musiałam przyznać, że ich nazwa nie była przypadkowa. Nie tylko wyglądały jak dzwonki, ale również tak brzmiały. Zauważyłam, że każdy wydaje trochę inny dźwięk. Udało mi się na nich zagrać Wlazł kotek na płotek. Chciałam jeszcze trochę się nimi pobawić, ale woreczek miałam już pełny, więc uznałam, że pani Ela nie byłaby zbyt szczęśliwa, gdybym zmarnowała pyłek, jaki w nich pozostał.
Rozejrzałam się i zauważyłam wielki kwiat, o przepięknym zapachu. Zbliżyłam się do niego, był nawet większy ode mnie. W środku miał jakby język, a wokół niego czarne kropki. Nachyliłam się lekko, by lepiej się im przyjrzeć. Niestety straciłam równowagę i wpadłam na niego. Ku swojemu przerażeniu ten się zamknął, a ja zostałam uwięziona w kwiecie. Praktycznie nie mogłam się ruszyć przez kleisty nektar. Napierałam na ściany kielicha rękami, lecz to przyniosło odwrotny skutek. Zaczęłam szybciej oddychać, gdy zdałam sobie sprawę, że kwiat się jeszcze kurczy. Pozostało mi tylko wołać o pomoc i liczyć, że ktoś mnie usłyszy. Mijały minuty, a ja siedziałam w ciemności, czekając, aż ktoś mnie uratuje. Bałam się, że mnie nie znajdą. Ze strachu i bezsilności zaczęłam płakać. Zawołałam po raz kolejny o pomoc, a mój głos łamał się od emocji.
– Klara! Jesteś tam?
– Jestem! Niech mnie ktoś wydostanie!
– Wypuść Klarę, łakomczuchu. Nie rób takiej miny, dostajesz wystarczająco dużo nawozu. Już!
Kwiat otworzył się, wypuszczając mnie na zewnątrz. Rzuciłam się w objęcia w pani Eli.
– Już dobrze, jesteś bezpieczna.
– Chcę do domu.
– Nie powinnam była cię samej zostawiać, przepraszam. Teodor, zabierze cię do domu. Chodźmy do niego, dobrze?
– Dobrze – zgodziłam się, ocierając resztkę łez z policzka.
Kiedy weszłyśmy do domu, tata był w kokonie, tak że tylko jego głowa wystawała. Na szczęście gest pani Eli go uwolnił.
– Płakałaś? Coś się stało? – zapytał, podchodząc bliżej.
– Roślina chciała ją zjeść, spędziła w niej kilka minut.
– Chyba Roksana miała rację i nie powinienem cię zabierać do Magicznego Świata. Zawsze coś ci się przytrafia – rzekł, tuląc mnie do siebie. – Chodźmy do domu.
– Nie zebrałam jeszcze wszystkich składników, prześlę je pocztą.
– Nie trzeba, chyba zrezygnuję z tego zakładu. Jeszcze Klarze stałaby się krzywda, a tego bym sobie nie wybaczył.
– Niech będzie, Teodorze, przepraszam, że spuściłam ją z oka.
– To nie twoja wina. Pójdziemy już – rzekł posępnie.
Szliśmy w milczeniu. Już się trochę uspokoiłam i przeanalizowałam sytuację. Dziwnie się czułam, widząc posępną minę taty. Wiedziałam, że to moja wina, gdybym nie nachylała się nad tym dużym kwiatem, to dalej byłby szczęśliwy. Chciałam go jakoś pocieszyć, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Szłam tuż obok niego, próbując wymyślić sposób na poprawę jego nastroju, już się trochę uspokoiłam, więc teraz bardziej liczył się tata, przecież nic złego mi się nie stało. Tylko trochę się pobrudziłam i przestraszyłam, ale po minie taty można było uznać, że co najmniej zostałam trafiona zaklęciem.
– Jest tu gdzieś jakaś czekolada? – zapytałam, uznając, że to właśnie niej potrzebuje teraz tata.
– W czarodziejskim sklepie, ale myślę, że najlepiej będzie ją kupić w normalnym.
– Tato, nic mi nie jest.
– Ale mogłoby ci się coś stać, twoja mama miała rację, że to dla ciebie zbyt niebezpieczne miejsce. Już sytuacja z gryfem powinna dać mi do myślenia.
– W normalnym świecie też mogło mnie to spotkać. Też mogłam się zgubić, też mogłam pójść z nieznajomą i mogłam utknąć na przykład w jakiejś dziurze.
Przez chwilę myślał, analizując moje słowa, po czym kiwnął głową i się lekko uśmiechnął.
– Chyba masz rację. Za łatwo się poddaję. Chodźmy na czekoladę, a później napiszę list do Eli, by jednak mi wysłała składniki.
Uśmiechnęłam się do siebie, razem z tatą ruszyłam do magicznego sklepu, ciesząc się, że tata znowu miał dobry humor, chociaż wydawało mi się, że w jego oczach dalej widzę lekki niepokój.
Z lekkim opóźnieniem, ale przybywam z kolejną częścią przygód Klary. P.S. Zauważyłam, że mam problem z dużymi i małymi literami w nazwach, będę musiała to poprawić przy korekcie, więc na razie tym sie nie przejmujcie :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro