Rozdział 8
-Powiedziałem coś nie tak?- zapytał się niepewnie Draco, przekrzywiając swoim zwyczajem głowę. Zabini szybko rzucił na niego okiem po czym powrócił do bezustannego wpatrywania się w miejsce, z którego przed chwilą zniknęła Pansy, jak cała reszta. Czyli Theo i Malfoy.
-Chyba tak- odpowiedział ostrożnie.- Ale nie mam pojęcia, o co dokładniej mogło chodzić. To dziewczyna, ich nie zrozumiesz. Lepiej się zacznijmy bać tego, co się stanie, gdy Pansy wyrośnie na kobietę- teatralnie się wzdrygnał, powodując tym uniesienie się kącisków ust Dracona.
Nott popatrzył na nich obu z uniesionymi brwiami i wtrącił:
-To raczej chodziło o ostanie zdanie, Draco. Wydaje mi się, że to nie Lindsey była ofiarą, a Pansy.
Malfoy pokiwał głową z udawanym zrozumieniem, wreszcie siadając przy stole.
-No tak- przyznał.- Ty się przecież na tym znasz. Nie kwestionuję!- zaznaczył, unosząc ręce w obronnym geście.
Theo prychnął i przewrócił oczami, również przysuwając sobie krzesło. Jego wzrok na chwilę spoczął na podręcznikach zostawionych przez Parkinson, ale zaraz przeszedł na blondyna.
-Jestem gejem, nie dziewczyną.- zaznaczył po raz setny.- Zresztą właśnie to ty powinieneś się na tym znać,nie ja umawiam się z dziewczynami. Powinnieneś też umieć to geja od dziewczyny, sa pewne różnice. No wiesz- poklepał się po klatce piersiowej- budowa ciała i te inne drobiazgi... Robią duże... wrażenie na niektórych osobach. Oględnie mówiąc.
Blaise spojrzał na ich dwójkę z przerażeniem w oczach. Draco, nie zauważając tego, odparł:
-I tylko to. Właśnie- wyszczerzył się do Notta, który uderzył ze zrezygnowaniem głową w blat stołu.
-Zabini, powiedz mu coś- poskarżył się Theo, dalej z twarzą na ławce. Zaraz jednak dodał.-Idąc twoim tokiem rozumowania, Draco, uważasz dziewczyny, które są homo, za facetów?
-Zabijcie mnie- nie wytrzymał Zabini.- Z kim ja się zadaję?
Malfoy poruszył sugestywnie brwiami.
-A co, nie jesteś pewny?
-Boże... Weźcie mnie stąd- jęknął Blaise.-Zmieniamy temat.
-Po raz czwarty w ciągu dziesięciu minut- westchnął ciężko Nott, wreszcie normalnie siadając.- A szkoda, ten ostatni akurat był najlepszy.
Blaise posłał mu piorunujące spojrzenie. Które jednak najwyraźniej nie okazało się być wystarczająco piorunujące, bo Theo nawet nie zwrócił na nie uwagi.
-Według mnie te dyskusje są bardzo pouczające- ciągnął, nie zwracając uwagi na brak zainteresowanych osób.- Choć byłyby jeszcze bardziej, gdyby Malfoy nie był takim ignorantem, jakim jest teraz. Ale ty, Blaise?- Theo pokręcił ze zrezygnowaniem głową.- Rozczarowałeś mnie.
Usta Zabiniego ułożyły się w bezgłośne "wariat". Draco ledwozauważalnie przytaknął mu.
-Może wrócimy do piewotnej dyskusji?- zaproponował zmęczonym głosem
Theo zmarszczył w zamyśleniu brwi.
-A o czym my właściwie na początku dyskutowaliśmy?- zawahał się. Blaise skrzywił się lekko.
-Od początku od początku czy od przyjścia do bilbioteki?- zapytał niepewnie.
Draco uniósł brwi w ironicznym geście.
-Obojętnie- rzucił.
Zapadła chwilowa cisza.
-Obu przypadków nie pamiętam- przyznał się Blaise. Malfoy zrobił minę w stylu "No kto by się spodziewał". Theo odwrócił wzrok, starając się nie roześmiać. Jego ramiona lekko drżały.
-Nie ciesz się tak, Nott, nie jesteś lepszy- warknął Zabini.
W tej chwili oczy Dracona momentalnie się rozszerzyły, a pozostała dwójka powędrowała za jego spojrzeniem. Za Theodorem i Blaisem stała pani Pince z miną wyrażającą chęć mordu. Jej oczy były zwężone, usta zaciśnięte w prostą linię, a cała postawa ciała sztywna. Jeszcze zanim otworzyła usta,trzej Ślizgoni doskonale zdawali sobie sprawę, co powie.
-Wynocha. Z. Bilbioteki- wysyczała, po czym odeszła w stronę regałów, znikając za jednym z nich.
-Nawet nie byliśmy głośno- żachnął się Draco. Blaise wzruszył ramionami, już pakując książki do torby. Theo podążył jego śladami więc Malfoy, chcąc nie chcąc, zrobił to samo.
-Gdzie idziemy?- spytał się, kiedy już szli średnio zatłoczonym, szerokim korytarzem. -Jeśli nie biblioteka... Pokój Wspólny odpada- widząc pytające spojrzenie Notta, wyjaśnił.- Prawdopodobnie Pansy tam jest, a teraz się jej lepiej nie narażajmy. Najpierw trzeba ją przeprosić. W każdym razie... Pokój Życzeń... Mogłoby być, ale tam też może przebywać Pansy. Lepiej coś innego.
-Może po prostu nasze dormitorium?- zirytował się Zabini, nerwowo otwierając materiałową torbę i czegoś w niej szukając.- Tam jej chyba nie będzie. Komplkujesz jak zwykle sprawę, Dra... Ups...
Natychmiast wzrok zarówno Malfoya jak i Theo spoczął na czarnoskórym Ślizgonie.
-O co chodzi?- zainteresował się Nott.
-Spakowałem tą książkę z biblioteki- jęknął Zabini. -Pince kazała nam spadać, więc... Jakoś tak wkładałem do tej torby wszystko i książkę też, tak z rozmachu.
-Z rozmachu, mówisz-powtórzył beznamiętnie Draco, tracąc wszelkie pokłady nadziei w swojego przyjaciela.- Z rozmachu...
Theo sztruchnął łokciem Dracona w żebra, na co ten prychnął, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem, jak na Malfoya przystało. Nott, wiedząc, że inaczej blondyn go oleje, wyszeptał mu do ucha:
-Potter idzie.
Draco przewrócił ze złością oczami, choć jego kąciki ust lekko się unosiły. Zabini wyraźnie odetchnął widząc, że nie jest już w centrum zainteresowania młodego Malfoya.
-Nie nabierzesz mnie na to- sarknął.- Po tysiącach prób zwrócenia na siebie mojej uwagi w ten właśnie sposób, uodporniłem się na to...- zamilkł na chwilę.- O, Potty! Jak zwykle z obstawą... Naprawdę szlama i Wiewiór jeszcze ci się nie znudzili?- zakpił.
Potter warknął cicho, zaciskając dłonie w pięści. Stojący po jego prawej Weasley zacisnął zęby i postąpił krok w przód, a Granger po prostu z godnością na poziomie zerowym odwróciła wzrok.
-Odwal się, Malfoy- powiedział wściekle Weasley.- Harry nie zmienia sobie przyjaciół tak jak niektórzy... Widzę, że masz nowych pachołków, notabene.
Szczerze mówiąc, Draco był naprawdę pod wielkim wrażeniem tego, że rudzielec potrafił w ogóle zbudować sensowne zdanie. Ale to nie przeszkodziło mu w wypowiedzeniu następnego zdania głosem ociekającym jadem:
-Wiesz co, Weasley? Zawsze cię podziwiałem. Bo zanim się spotkaliśmy, byłem święcie przekonany, że bez mózgu się nie da żyć. Ale jednak- rozłożył ręce- jakoś tu jesteś, choć zdecydowanie nie masz zbyt wielkeigo ilorazu inteligencji. Dokonujesz niemożliwego. Może po prostu przyzwyczaiłeś się do takich sytacji, bo po tylu latach spędzonych ze swoją zdradziecką,która również mądrością nie grzeszy... Zauważyłeś wreszcie, czemu jesteś tak przeraźliwie biedny, Łasico? Podpowiem- pracę zyskują osoby, które mają choć odrobinę szarych komórek. Ale może u was to wada genetyczna?
Weasley wyglądał, jakby sie zapowietrzył, Granger nieustannie wpatrywała się w ścianę. Tylko Potter ruszył się i szepnął coś uspokajająco do ucha Weasleyowi; najwyraźniej jednak to, czymkolwiek było, nie zadziałało. Rudy Gryfon ze złością postąpił kilka kroków w stronę Malfoya, tak, że teraz dzieliło ich tylko kilka stóp.
-Co, Wiewiórze, zabrakło ci argumentów, więc postanowiłeś przejść do rękoczynów?- wykpił go Draco chłodnym tonem.- Jaki to typowe dla ciebie i twojej rodziny...
-A czego się spodziewałeś po kolejnym Weasleyu, nawiasem mówiąc identycznym jak wszyscy inni?- zapytał retorycznie Zabini, zamykając swoją torbę przewieszoną przez ramię.
-Nie no, ten Percy czy jak mu tam wciąż liże buty ministrowi... Żałosne- wzdrygnął się Draco.
-To chyba to samo, co robi twój ojciec, Malfoy- odgryzł się Potter.
Atmosfera stężała; teraz trójka Ślizgonów wpatrywała się w niego zmrużonymi oczami z nienawiścią. Na kilka sekund zapadła cisza.
-Nie odzywaj się na tematy, o których nie masz zielonego pojęcia, Potter- powiedział w końcu Nott, głosem twardym jak stal.- Przynajmniej Draco w ogóle ma rodziców, nie to co ty.
-I vice versa- zauważył Potter.- Zresztą wolę nie mieć nie mieć rodziców niż mieć takich, za których się wstydzę.
Draconowi przyszło do głowy, że choć raz w tej dyskusji cholerny Wybraniec trafił w samo sedno sprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro