Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Draco spojrzał na nią, marszcząc jasne brwi.

-Wszystko dobrze- skłamała gładko Pansy, zaciskając mocniej palce na trzymanych pod pachą podręcznikach.- Czemu myślisz, że coś się stało?

Młody Malfoy wzruszył lekko ramionami, wbijając wzrok z posadzkę. Miał na sobie zwykłą, szkolną szatę, jak zwykle nieskazitelnie czystą i prostą.

Ruszył przez siebie opuszczając Pokój Wspólny, a Pansy, nieco zdziwiona tym nagłym ruchem, podreptała za nim. Kiedy wyrównali kroku, Draco zagadnął ją z ciekawością, wbijając oczy gdzieś w punkt przed sobą:

-Lubisz Zabiniego?

Pansy uniosła brwi i popatrzyła na niego z zaskoczeniem.

-Nie wiem, co ci się pojawiło w tej tlenionej głowie- na te słowa Draco prychnął cicho pod nosem z uśmiechem,- ale między nami nie ma żadnego... podtekstu... romantycznego. Czemu pytasz?

Zatrzymała się gwałtownie.

-Ty chyba się nie...?-zawahała się.- We mnie? W sensie, jesteś fajny, ale... wolę szatynów.

Draco przewrócił oczami, nie przestając się uśmiechać.

-Nie!- zaprzeczył.- Po prostu... Odkąd Granger i Wiewór się spiknęli, Potter jest trochę... odsunięty, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Po prostu- zaśmiał się sztywno.- nie chciałbym w żadnym aspekcie go przypominać.

Oczy Pansy szerzej się otworzyły, a usta ułożyły się w ten specyficzny uśmiech, nazywany w przyszłości "atakiem fangirlu". Skoczyła z otwartymi ramionami na Ślizgona, nogami oplatając go w pasie, przez co chłopak się zachwiał.

-Ojoj, Dracuś!- zapiszczała, a Malfoy miał ochotę ją zamordować rękoma za użycie tego idiotycznego przezwiska, które wymyśliła pod koniec czwartej klasy.- To takie słodkie! Nie chcesz być samotny...!

Draco stęknął cicho, uginając się pod jej ciężarem.

-Powinnaś schudnąć- wymamrotał.

Parkinson momentalnie z niego zeskoczyła i spojrzała na Dracona z urazą, prostując odruchowo swoje ubrania.

-Zepsułeś magię chwili- zarzuciła mu.

-W życiu nie dojdziemy do biblioteki- zauważył Draco, wymownie spoglądając na leżące na ziemi podręczniki.

Pansy szybko je zebrała, po czym wzruszyła ramionami.

-To po cmi tu takie filozoficzne przemowy wygłaszasz?- zarzuciła mu. Malfoy miał ochotę zaprotestować "Ja?!", ale dziewczyna dodała.- Spowalniasz nas, DRACUŚ.

Draco zacisnął usta i odwrócił wzrok.

-Och, Boże, nie obrażaj się- jęknęła Ślizgonka.

Oczy Malfoy'a uparcie były skierowane na ścianę.

-Jak chcesz!...- poddała się.

Pansy ruszyła szybkim krokiem do biblioteki, zgrabnie wymijając Dracona. Bez problemu dotarła do celu zauważając ze zrezygnowaniem, że Draco nawet nie próbował jej dogonić.

-Dzięki...- mruknęła.

Powoli otworzyła drzwi i skinęła głową do pani Pince, która patrzyła na nią surowo. Usłyszała, że przejście za nią się zamknęło.

Weszła między regały pełne zakurzonych i poniszczonych książek, bez trudu odnajdując wzrokiem Notta i Zabiniego; oboje wyglądali na nieco zirytowanych.

Podeszła do nich widząc, że Theo rzednie mina na jej widok. Czyżby jeszcze nie unicestwili zaklęcia?

-Hej- przywitała się, przysuwając sobie krzesło do stołu chłopaków.-Nie uczycie się?

-Nie ma warunków- warknął pod nosem Zabini i dodał głośniej.- Zdejmij z niego ten przeklęty urok, bo już dłużej nie wytrzymam.

Pansy uniosła brwi i przeniosła wzrok na Theodora.

-Serio? Po prostu Finite Incantem, to słabe zaklęcie. Nie wierzę, że nawet tego nie wypróbowaliście.

-Naprawdę?!- Blaise spojrzał w sufit z irytacją.- Ja się z nim męczę, a to po prostu...-pokręcił głową, wyjął różdżkę i wypowiedział przeciwzaklęcie.

Nott ukrył twarz w dłoniach z zrezygnowaniem.

-Jakie sieroty z nas!- wykrzyknął na tyle cicho, by bibliotekarka ich nie usłyszała.-Dobra, to niech się wreszcie dowiem, kim są reprezentanci Slytherinu.

Pansy usiadła na twardym, szkolnym krześle, położyła podręczniki na blacie i odparła spokojnie:

-Ja i Jack Point.

Theo zmarszczył brwi i zblednął, najwyraźniej o czymś zastanawiając.

-Ten zakrwawiony?- upewnił się na wszelki wypadek.Pansy przytaknęła, otwierając książkę z Historii Magii.- Myślałem, ze Malfoy wygra.

-Ja też- przyznała Pansy.- Ale prześcignął go dosłownie o cal. Abbiton musiała sprawdzać zaklęciami, kto wygrał.

Zabini westchnął ciężko, już i tak dawno pogodzony z własną straconą szansą, i wstał, ruszając do jakiegoś działu.

-Może oszukiwał?- podsunął, zanim jeszcze znikł za regałami.

Parkinson poczekała, aż wróci z księgą, która, jak ze zdziwieniem zauważyła, miała tytuł "Transmutacja dla naprawdę opornych", po czym przypomniała mu:

-Zoe sprawdzała wszystkie zaklęcia czy eliksiry. Po prostu... Draco był gorszy. Może się stresował czy coś, nie wiem.

Wzdrygnęła się, bo przed oczami właśnie w tym momencie stanął jej obraz Jacka, poturbowanego przez Dracona.

-Oszukiwał- wtrącił Malfoy, podchodząc do nich od tyłu.-Inaczej nie mógłby wygrać. Musiał oszukiwać...

Pansy popatrzyła na niego ze złością.

-Ty po prostu nie umiesz przegrywać- prychnęła.

-Ja NIGDY nie przegrywam- syknął Draco.

Blaise i Theo, czując się nieco niezręcznie, w milczeniu przysłuchiwali się kłótni tej dwójki.

-Cały czas przegrywasz- wytknęła Malfoy'owi Parkinson.- Z Potterem, w Quidditchu, z Granger, we wszystkich przedmiotach, nawet z Weasleyem w kwestii charakteru.

-Weasley ma inteligencję na poziomie talerza!- zawołał oburzony Draco.

-CHARAKTEREM- uściśliła Pansy.- Nie inteligencją. Nie skończyłam. Wiesz, co? Czasem wolałabym być w Gryffindorze. Bo to tego domu najwyraźniej nie pasuję, nieoślepiona żądzą krwi do mugolaków, samych mugoli i ludzi, którzy są rudzi.

Draco zmrużył oczy.

-Wiesz dobrze, że do nie do końca tak wygląda, Pansy.

-Czyżby?!- wybuchnęła dziewczyna.- Dajesz temu wspaniały przykład!

Malfoy otworzył usta, by coś dodać, ale przerwał mu Zabini, wchodząc między nich.

-Ej, nie zachowujcie się jak dzieci!- zaprotestował.- Wstyd mi za was normalnie... No, podajemy sobie rączki i mówimy "przepraszam".

Draco i Pansy przewrócili oczami, jednak po chwili lekko się uśmiechnęli.

-No, może nie podaliście sobie rączek, ale sukces uznaję za osiągnięty- skwitował Blaise.- Możemy dyskutować dalej.

-Może lepiej zmieńmy temat?- wtrącił się Theo, czując, że następna kłótnia może niewątpliwie nadejść.

Draco wzruszył ramionami, starając się unicestwić resztki złości w sobie.

-Na co?- zapytał beznamiętnie.

-Wiem- wyszczerzyła się Pansy, jakby zapominając o ostrej wymianie argumentów.- Możemy zrobić te eseje z Transmutacji, bo samej mi się później nie będzie chciało. A tak to będzie już z głowy...

-Albo- zastanowił się Malfoy.- Możemy sobie wyjaśnić to, co się stało, gdy byłaś w swoim dormitorium.

Nott i Zabini zmarszczyli brwi i spojrzeli na niego ze zdziwieniem, przysuwając się bliżej.

-O co chodzi?- zaniepokoił się Theo, patrząc to na Dracona, to na Pansy.

-O nic- warknęła Parkinson, jednak ciało ją zdradziło; przystępowała z nogi na nogę. Nie umknęło to uwadze trójki towarzyszących jej Ślizgonów.

Blondyn spojrzał na nią z irytacją.

-Kiedy czekałem na Pansy w Pokoju Wspólnym- zaczął wyjaśniać- wyjątkowo się guzdrała. Właściwie to niezbyt się tym przejmowałem, dopóki z jej pokoju nie wybiegła panicznie Lindsey z papierową torbą na głowie. Pomyślałem, że chyba miała miejsce jakaś naprawdę porządna kłótnia; Lindsey się bała?- zamilkł na chwilę i popatrzył na Pansy, która wpatrywała się w niego, przerażona.- Pansy, co jej zrobiłaś?

Pansy pokręciła wolno głową z niedowierzaniem i po prostu wyszła z biblioteki, zostawiając leżące podręczniki na stole. W pomieszczeniu nastała okropna cisza.

Rozdział krótki, po tylko nieco ponad 1000 słów. I właściwie nie mam nic na swoją obronę, biorąc pod uwagę, że nowego rozdziału nie było bardzo długo, więc po prostu... Przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro