VII
Rozsiedli się wygodnie, na podłodze na kształt małego koła, bowiem w pokoju nie było żadnych krzeseł. Kobieta bez słowa udała się jednym z korytarzy, przez dłuższą chwilę było słychać jedynie jej ciche kroki. Wszyscy siedzieli jak zaczarowani. Kiedy i one ucichły, zapadła grobowa cisza, którą momentalnie przerwała Lobelia. Dziewczyna nachyliła się w stronę Molucelli i Laura, ponieważ ci siedzieli koło siebie, tuż naprzeciwko niej.
-Co wy sobie myśleliście? Naraziliście wszystkich na niebezpieczeństwo.
W tych słowach zawarła tyle jadu, ile była tylko w stanie. Nie przyznałaby, że się bała, bo to nieprawda, ale wkurzyli ją tym, że się nie słuchali zaleceń jakie wydawała.
-Ktoś ci trzyma nóż przy gardle? - Aster aż ziewnął, zareagował zanim pozostali się odezwali. Teraz go brunetka atakowała wzrokiem. – No właśnie, więc zluzuj troszkę. Ooo tyle. – Zbliżył do siebie palec wskazujący i kciuk, przybliżając jednocześnie do oka. Już miała się odezwać i mu nawymyślać, ale ubiegłą ją Gera.
-On ma rację, Lo. – Klematis pomyślała, że ma ona podobny ton głosu do swojego dziadka. I to chyba zadziałało, bo dziewczyna zacisnęła tylko usta, dumnie się prostując. Żałowała, że sama nie zabrała głosu, bo to jednak jej przyjaciółkę atakowano, ale jedyne co potrafiła to skulić się w sobie. A Aster doskonale o tym wiedział, dlatego zareagował.
Molu czuła w sobie dziwną pustkę. Nie wiedziała, czy do dobrze czy to źle, jednak już dawno sobie obiecała, że nie będzie reagować na jej zaczepki, skoro Laur mógł siedzieć cicho to ona także. Nawet trochę się zdziwiła, że nie skrzywił się nawet na Astera, ale wydawał jej się zamyślony. Patrzał jedynie w miejsce, gdzie wcześniej zniknęła starsza kobieta. Czuł od niej dziwnie bijącą moc, zazwyczaj umiał wyczuć kto posługuje się jakimi udogodnieniami, ale ją ciężko było odczytać. Odkąd wszedł do tej chaty ogarnęło go uczucie bezpieczeństwa i to go najbardziej martwiło, bo to, w jego przypadku, zawsze zwiastowało coś niedobrego.
W ciszy siedzieli jeszcze dłuższą chwilę, do czasu kiedy z korytarza znów dało się słyszeć kroki. Kobieta pojawiła się ponownie z szerokim uśmiechem na twarzy, podając każdemu z osobna talerz z kanapkami. Dopiero teraz doszło do nich jak głodni byli. Aster rzucił się na to, jakby co najmniej z tydzień nie jadł. Molucella jednak się zawahała, reszta chyba też, bo tylko blondyn się zajadał.
-Śmiało. – Kobieta usiadła między nimi, uśmiechając się zachęcająco. - Nic wam się nie stanie. Ja w międzyczasie wam o sobie opowiem.
-No dawajcie. – mruknął z pełnymi ustami Aster. – Lepszych chyba nie jadłem.
-Ah, dziękuje kochanie. – Zaśmiała się. Kontynuowała dopiero, gdy każdy z nich wziął chociaż gryza. – Nazywam się Ruth, ale to pewnie wiecie od szanownego Mistrza. – Na jej ustach cały czas błąkał się uśmiech. Wpatrywała się w każdego po kolei, jakby ich czytając. Lobelia od razu zwróciła uwagę na jej szklane spojrzenie, czytała kiedyś o tym, jednak było tego niewiele. - Nie wiem co zdążył wam o mnie powiedzieć, mój serdeczny przyjaciel. Pomimo tego, myślę, że uczciwie byłoby trochę o sobie opowiedzieć, bo widzę, że niektórzy są niezwykle mną zaintrygowani. – Mówiąc to patrzała wprost na Lobelię, która ani myślała spuścić z niej wzroku. - Większość z was pewnie nie słyszała o nikim znanym muadą. – W tym momencie nawet Aster zatrzymał swoją kanapkę w połowie drogi do ust. – Muada to osoba, która posiada więcej niż jedno udogodnienie. Nikt z nas, żyjących, nie zna wszystkich możliwości jakie dały nam tamtego pamiętnego dnia kule. Jedyne z czego zdajemy sobie sprawę to to, że jest to wyjątkowe. Muada niczym nie różni się od zwykłego człowieka. Jest jednak jedna szczególna rzecz, której...
-Twoje oczy. – przerwała jej Lobelia i zaczęła cytować tekst z jednej z wielu ksiąg ojca, gdzie właśnie znalazła ową wzmiankę o muadach- Oczy czarne jak noc, szkliste niczym szkło. Tylko one zdradzą moc, która płynie w żyłach osoby o wielu talentach, potęgi, która pokona największe zło, chyba że to właśnie ona nim będzie.
-Bardzo ładnie. – Ruth kiwnęła z uznaniem głową. - Sama pomagałam w tworzeniu tej kroniki, nie myślałam, że gdzieś można jeszcze ją przeczytać. – Na twarzy Lo, reszty zresztą też, wymalowany był szok. Nie mogli uwierzyć, że kobieta była aż tak stara.
- To, dlatego twoja moc jest taka zawiła. – Mruknął jakby do siebie Laur, po czym spojrzał wprost na kobietę. Zdziwił się i chyba ona również, że zobaczył w jej oczach swoje własne. Teraz już się nie uśmiechała, wyglądała bardziej na skupioną lub może zatroskaną? Sam nie był pewien, czuł sprzeczne uczucia, z jednej strony wydawała się zaintrygowana, a z drugiej przestraszona lub nawet zła. Zapadła ciężka cisza, w której wciąż siebie obserwowali, a reszta im się przyglądała.
-A jakie Pani udogodnienia miesza? – Aster nie zamierzał siedzieć tyle w ciszy, więc ją przerwał. Trochę niepewnie pogładził się po karku, w czasie, gdy kobieta odzyskawszy swój uśmiech zwróciła się do niego.
-Aa tak tak, przepraszam, trochę się zawiesiłam. -Zaśmiała się szczerze. – Jestem w połowie ślepczynią, a mędrczynią. To drugie trochę mało przydatne. – Mrugnęła do pozostałych, a Lobelia prychnęła pod nosem z dezaprobatą. – Ale niczego nie neguję, kochani, każdy dar jest wyjątkowy.
Spojrzała za okno. Zaczął już zapadać wieczór, sami nie zdawali sobie sprawy jak ten czas szybko leci.
-Ah, za dużo gadam. – Westchnęła i machnęła ręką. – Są ważniejsze sprawy. Mistrzu podał mi polecenia, jakie muszę wam przekazać zanim wyruszycie, musicie udać się niestety już za chwilę. Wybaczcie, że wypuszczę was niemal w noc. – Laur się spiął. Podniósł się i wyjrzał za okno. Otaczały ich tutaj same lasy, nie wiedział jak blisko krańca się znajdują, ale z tyloma osobami szanse mieli niemal zerowe. Starsza nie zwróciła nawet na niego uwagi, tylko kontynuowała. - Jednak nie macie zbytnio co się bać Tutaj w pobliżu nie znajdują się bestie, moje tereny są otoczone barierą, jeśli zbytnio się nie oddalicie wszystko będzie w porządku.
-Przejdźmy do rzeczy. – Lobelia wyprostowała się jak struna.
-Dobrze, dobrze. – Ruth się zamyśliła. – Z tego co wiem Mistrz powiedział wam pokrótce jakie macie zadanie. Osobami, które odwiedzicie będą bliźniczki Irys i Lotos oraz Hiacynt. Siostry są przeznaczone dla Molucelli oraz Astera, a sam Hiacynt dla Laura. Radziłabym udać się najpierw do bliźniaczek, bo samego Hiacynta trudno znaleźć, ale Geranium powinna sobie z tym poradzić.
Nie zdążyli nawet nic powiedzieć, bo kobieta spoważniała prostując się. Następnie zadziwiająco szybko wyszła z pokoju. Nie wiedzieli czemu nagle zrobiła się taka nerwowa, ale nie komentowali tego.
-Było miło, ale się skończyło. – Podsumował Aster podnosząc się z ziemi.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację. – Laur podszedł do nich szybko i narzucił plecak na plecy.
-Czy ja śnię, czy Laur przyznał, że mam rację? - Tis się zaśmiała, a brunet tylko wywrócił oczami i ruszył do drzwi. Jednak przeszkodził im krzyk Molucelli. Nikt wcześniej nie zwrócił, że siedziała skulona, kołysząc się w przód i w tył. Nigdy nie czuła, żeby uderzyło ją coś z taką mocą. Miała wrażenie, że coś rozsadza jej głowę od środka, miała wrażenie jakby zaraz miała zemdleć i już się nie obudzić. Jakby magicznie znalazła się przy niej Ruth, sekundę po niej podleciał Laur i Tis.
-Znaleźli was szybciej niż myślałam, dobrze, że Molucella jeszcze ich wyczuła.
Podeszła szybko do Astera i Lobelii, podając im małą torbę.
-Tutaj macie prowiant, nie jest tego za dużo, ale poradzicie sobie. Tutaj masz kolejną mapę. – Podała dziewczynie mały, zwinięty pergamin. - Jest zaszyfrowana, jednak wiem, że sobie poradzisz. A teraz ruszajcie, naprawdę drogie dzieci.
Molucella zdążyła zemdleć i wydawać by się mogło, że Tis tak samo. Geranium, więc złapała ją za ramię i wyprowadziła na zewnątrz tuż za Lobelią i Asterem. Laur wziął ostrożnie brunetkę na ręce, bo nie dało się jej ocucić, a nie mogli tracić więcej czasu. Gdy mijał się z Ruth kobieta go zatrzymała.
-Wiem, że wewnątrz znasz prawdę. Szukaj odpowiedzi.
Nie rozumiał, ale kiwnął głową i wyszedł. Teraz nie mogli czekać, skoro nadciągali łowcy. Słońce już niemal chowało się za horyzontem, wcześniej zdecydowali się nie chować motorów, więc wszystko przebiegło sprawnie. Laur posadził dziewczynę przed sobą i zabezpieczył, aby nic jej się nie stało w czasie jazdy. Nie odzywali się do siebie ani słowem, po prostu jak jeden mąż ruszyli za Lobelią, ślepo wierząc w to, że wie, gdzie się udać. Od tej chwili już się ścigali, właśnie teraz czuli na sobie oddech decyzji, którą podjęli. Igrali z ogniem.
***
Dla Tis był to chyba najgorszy środek transportu jaki ktokolwiek wymyślił, nie kręciła ją adrenalina i jakby mogła to najchętniej by z niego zsiadła, ale właśnie groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony władz. W dodatku Molu się chyba coś stało Jechali już dobrą godzinę w ciemnościach, a jak wcześniej odwracała się na nią i Laura, to dziewczyna wyglądała jakby spała, czyli dalej nie odzyskiwała przytomności. Co ją szczerze martwiło. Mocniej zakołysało i objęła ściślej Astera. Dziwnie się czuła, bo znała go zaledwie kilka dni, a miała wrażenie jakby był jej bardzo bliski.
-Nic jej nie będzie.
Ledwo usłyszała z jego strony, ale lekko kiwnęła głową i westchnęła. Nie tylko ona odchodziła od zmysłów. Bo każdy z osobna rozmyślał nad dziewczyną. Lobelia była przekonana, że brunetka przebudzi się dopiero wtedy, gdy dostatecznie się oddalą, a skoro jeszcze tego nie zrobiła, to muszą dalej jechać. Geranium czuła się zagubiona, zawsze chciała uciec od presji na jaką nastawiał ją dziadek, a teraz jedyne o czym marzyła to wrócić. Przeraziła się, gdy usłyszała krzyk Molu, przeszło ją wtedy dziwne uczucie grozy i doszło do niej na co wszyscy się skazali. Miała tylko nadzieję, że dziewczynie nic nie będzie. Laur nie chciał zanadto nad wszystkim myśleć, ale szczerze chciał aby wreszcie otworzyła oczy i wyjechała z jakimś ciętym tekstem. Dawno nie było w nim tak sprzecznych uczuć, jak wtedy, gdy zobaczył ją skuloną na tej podłodze, ze tym pustym wzrokiem, który niemal błagał go o pomoc. Nie potrafił być już tak zimny i obojętny jak kiedyś, nie wiedział, czy ma go to irytować, czy może zaczyna to lubić. Sama postawa Ruth także go zdziwiła, nie rozumiał skąd wiedziała, że posiadał pytania i, że szukał odpowiedzi. Ta kobieta była jedną wielką zagadką, jednak teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Poczuł jak dziewczyna w jego rękach lekko się porusza i widział jak powoli otwiera oczy. Zagwizdał, był to znak dla Lobelii, ustalili go zanim ruszyli. Dziewczyna po chwili odgwizdała z powrotem. Zauważyła też jak Tis zaczęła się odwracać, ale Aster musiał coś jej powiedzieć, bo po sekundzie się uspokoiła. Chłopak pochylił się nad uchem Molu i wyszeptał:
-Nie rób tylko gwałtownych ruchów.
Ta momentalnie zesztywniała, bo nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Podniosła wzrok i lekko się uspokoiła. On starał się udawać, że jest zapatrzony przed siebie, ale dyskretnie na nią spoglądał.
-Co się stało?
Głos miała zachrypnięty, tak że aż sama się zdziwiła, że to z jej ust wyszły te słowa. Miała lekkie mroczki przed oczami i musiała przyzwyczaić wzrok do ciemności, aby widzieć zarys twarzy chłopaka. Zszokowało ją trochę, że po pierwsze siedziała z przodu, a po drugie w takiej pozycji. Posadził ją bokiem, ale przodem do niego tak, aby mógł swobodnie ją obejmować jedną ręką i aby ona mogła swobodnie oprzeć głowę o jego ramię. Objęła go w tali, lekko się poprawiając.
-Zemdlałaś.
-To wiem. – Zmrużyła oczy, kręciło jej się jeszcze w głowie i czuła się lekko słabo. A tchu brakowało jej jakby dopiero co przebiegła maraton. Poczuła, jak wzmacnia rękę na jej plecach, przyciskając ją bliżej, kiedy zrobili lekki skręt w prawo. – Ale możesz mnie już puścić, trzymam się. – Na znak też mocniej go objęła, ale on jakby ją zignorował. Co dziwnie, nie czuła się źle siedząc z nim w ten sposób. Byli znajomymi, których łączyła misja, przy której mogą stracić życie, co to takiego prawda. Wymagał tego transport, a chciała przeżyć jazdę motorem, więc nie narzekała.
-Z Klematis wszystko w porządku?– Zaniepokoiła się i odwróciła, żeby lepiej widzieć drogę przed nimi.
-Siedź prosto. – Powoli zaczynali zwalniać, Lobelia zdawała się znaleźć miejsce na nocleg. – Aster ją pilnuje. Bądź przez chwilę cicho.
Nie chciał, żeby się zamykała, ale teraz musieli się pilnować, żeby sprawdzić miejsce, do którego się zbliżali. Nasłuchiwał uważnie, czy nie ma blisko żadnych niepożądanych gości, ale wydawało się, że jest bezpiecznie. Lobelia też miała wrażenie, że mogą tutaj spokojnie przenocować. Znajdowali się na niewielkiej polanie wśród drzew. Dziewczyna dostała od Ruth mapę z miejscami, w których nie zaatakują ich bestie, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Pierwszy raz, razem z pozostałymi zabrała się za rozkładanie namiotów. Laur odmienił sprzęt, a potem pomógł Molu dojść do jednego z drzew, bo dziewczyna wciąż się chwiała lekko na nogach, z powodu wymęczenia.
-Dobra, ty tu sobie siedź, a ja idę im pomóc.
-Ja też idę. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się kpiąco, zjeżdżając ją od góry do dołu.
-Poważnie? Jak ty nawet na nogach sama nie ustaniesz.
Prychnęła rozjuszona i próbowała się podnieść. Mruczała pod nosem dość nieprzyjemne słowa w jego kierunku, ale wreszcie udało jej się wstać. Złapała się drzewa dysząc ze zmęczenia.
-Brawa za determinację, ale i tak nie idziesz.
-Zobaczymy. – Warknęła robiąc krok, ale zachwiała się i wpadła wprost na niego.
-Zobaczyliśmy. Serio usiądź, proszę.
Wydawało jej się, że usłyszała troskę w jego głosie, ale raczej to niemożliwe, była zbyt zmęczona. Pomógł jej jeszcze bezpiecznie usiąść.
-Nie chcę zostać sama.
Spojrzała na niego z dołu, a on w odpowiedzi usiadł tuż obok niej. Razem obserwowali, jak pozostali sprawnie wszystko rozłożyli, a następnie pochowali się w namiotach. Tis obróciła się na nich, ale Molu machnęła do niej ręką, nie była pewna czy blondynka to zobaczyła, ale raczej tak bo także poszła się położyć.
-Kolejna nocka pogawędka, hmm? - Jak już mieli tak siedzieć, to chciała o czymś porozmawiać, zawsze wybierała ciszę, ale teraz czuła dziwne uczucie, że tak trzeba.
-Wyspałaś się, to teraz pełna życia.
-Czy ja wiem, czy to był sen. – Zamyśliła się, obserwując swoje dłonie. Teraz kiedy emocje już powoli opadały, poczuła silny chłód. – Nigdy wcześniej nie byłam tak przerażona. -Spojrzała na niego.
-Ja kiedyś tak, ale bardzo dawno temu. – On patrzał w gwiazdy, które powoli zaczynały się pojawiać na bezchmurnym niebie. – Dzisiaj wszystko wróciło.
-Przepraszam. – Zatrzęsła się z zimna, bo właśnie zawiał mocniejszy wiatr. Obrócił się na nią, wpatrując się w nią intensywnie. Zmrużyła oczy i przekręciła głowę, nie do końca wiedziała o co mu chodzi. Jego oczy wydawały jej się taflą czarnego morza, która faluje na tym właśnie wietrze. Nagle znikąd opadł na nią bawełniany, najmiększy jaki spotkała w życiu, koc. Zdziwiła się:
-Co?
-Nie ma za co. – Było widać ewidentnie, że jest z siebie zadowolony.
-Ale skąd?
Laur wzruszył ramionami i zaczął obserwować drzewa, które ich otaczały. Cały czas obawiał się, że może coś ich zaskoczyć, przez te wszystkie lata nauczył się zasady, że czujmy trzeba być bez przerwy.
-Wkurzasz mnie.
-Czym znowu? - Zapytał w sumie całkiem beznamiętnie, nawet na nią nie spojrzał zbyt skupiony na nasłuchiwaniu niebezpieczeństw.
-Tym, że się nie odzywasz. – Normalnie jej to nie przeszkadzało, że siedział cicho, jednak czuła się mega dziwnie tego wieczoru, nie potrafiła poukładać myśli. Chciała, żeby chociaż on czymś je zajął, ale ten jak zwykle był jakiś zadufany w sobie i nie wiadomo czego tak wyglądał.
-Zwykle to ci to pasuje. - Dopiero teraz się na nią obrócił, z tym swoim kpiącym uśmieszkiem. Wydawała mu się jakaś niewyraźna, odkąd się przebudziła, nawet to, że poprosiła go żeby z nią został, mówiło samo za siebie.
-Masz rację.
Teraz to ona się od niego odwróciła i westchnęła. Miał wrażenie, że cały czas martwił ją ten strach, który wcześniej ją przeszedł. Widział, że starała się udawać twardą, chyba taka już była, co nie ukrywał imponowało mu. Zaczął powoli, żeby nie zaraz go nie zaatakowała:
-Strach to dobra rzecz, myślę. Dla mnie zawsze był motywacją, w pewnym sensie. Myślę, że też jestem kim jestem przez niego. – Zaśmiał się, ale kątem oka zauważył, że na niego zerka. – Nie skupiaj się na nim, bo teraz to będzie taki nasz stały kumpel, w sumie możesz go tak nawet traktować.
-No to ja chyba podziękuję.
-Czemu? - Trochę go zbiła z tropu, ale zauważył dziwny błysk w jej oczach.
-Bo stworzył ciebie.
-Aha, a już myślałem, że mnie lubisz. – Udał, że się lekko oburzył, ale uśmiechnął się, kiedy usłyszał, że się zaśmiała.
-Uwielbiam. – Dodała jeszcze.
Od tego czasu siedzieli w ciszy. Molucella czuła, że szczerze odetchnęła po słowach bruneta. Może miał rację, że już się nie uwolnią od tego całego poczucia zagrożenia. Ona doskonale wiedziała, że nigdy nie czuła się całkowicie bezpieczna, ale teraz to było coś innego. Była szansa, że oni naprawdę okropnie skończą.
Dopiero teraz, gdy się w pełni uspokoiła odczuła jaka jest zmęczona, a w dodatku jak owinęła się szczelniej kocem, który dostała od Laura, było jej zbyt wygodnie. Nie zauważyła nawet, kiedy zasnęła. Chłopak sam czuł lekkie znużenie, ale nie chciał jeszcze się kłaść. Ułożył jej delikatnie głowę na swoim ramieniu tak, aby się nie zbudziła, rozmyślając nad dalszymi dniami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro