V
Obudzili się wszyscy w tym samym momencie, jednak pierwszy z łóżka, wystrzelił Laur i rozejrzał się. Znajdowali się w dość obszernym pokoju, w którym znajdowało się pięć łóżek, pod jedną ze ścian zauważył też ich torby. Szybko dostał się do swojej i zaczął ją przeglądać, uspokoił się dopiero, gdy upewnił się, że wszystko jest na swoim miejscu.
-Co do cholery?- Usłyszał z tyłu Astera, którego mocno zdziwił ich nowy strój, w który byli poprzebierani.- To była moja ulubiona koszulka.
Laur jednak nie słuchał go i odruchowo sprawdził czy na jego szyi wciąż wisi wisior. Odetchnął po raz drugi, gdy poczuł go pod palcami. Pozostali też zebrali się aby sprawdzić swoje torby, jedynie Lobelia siedziała spokojnie na swoim posłaniu.
-Wszystko macie na swoim miejscu. – wzruszyła ramionami. – Swoją koszulkę też pewnie dostaniesz z powrotem.
-A ty niby skąd to wiesz? – zwróciła się do niej Molucella podchodząc w jej kierunku z założonymi rękami. – Masz z tym coś wspólnego?
-Wy naprawdę, nie wiecie gdzie jesteśmy? – zaśmiała się perliście, nawet śmiech miała idealny. Reszta jednak jej nie odpowiedziała, czekali jednak żeby kontynuowała. – Gości nas sam Mistrz, a wy się zachowujecie jakby was kto porwał.
-A czy tak to nie wyglądało? – mruknęła cicho Tis, kiedy odważyła się wreszcie odezwać,
-Dla kogoś kto nie wie o co chodzi, owszem. Zachowajcie jednak trochę kultury.
Tis automatycznie się cofnęła i stanęła za Asterem, nie uważała żeby zachowali się niewłaściwie, jednak nie widziała sensu aby się kłócić, to nie był na to czas. Jednak ewidentnie Molucella była innego zdania, Aster wyczuł, że dziewczyna niemal kipi ze złości. Jego zdaniem, zdecydowanie za szybko się wkurzała, jak ktoś ma taką gadkę to albo trzeba to olać, albo mu dowalić. Po co się zanadto denerwować po prostu. Dlatego więc, przebił się przez nich i rzucił się łóżku, na którym wcześniej leżał.
-Dobra ludzie, spokój. Stoicie jak nabuzowani.
Laur nijak tego nie skomentował i też ruszył na swoje wcześniejsze miejsce, a za nim Klematis. Jedynie Molucella dalej patrzała zacięcie na Lobelię. Brunet uważnie obserwował czy wyniknie coś z tej sytuacji, imponowało mu, że dziewczyna nie daje sobie w kaszę dmuchać, jednak Lobelia była wyrachowana i pewna swego, więc mogłoby wydarzyć się wszystko. Nie zamierzał interweniować, cieszył się, że twarz Molucelli odzyskała dawne kolory i dziewczyna znowu zrobiła się taka zacięta, bo to znaczyło że już jej lepiej. Sam nie wiedział, czemu go to interesuje, ale na razie mu to nie przeszkadzało.
Po dłuższej chwili, gdy dziewczyny tylko na siebie patrzały w pokoju dało się usłyszeć głośnie pukanie do drzwi, które niemal natychmiast się otworzyły. Stanęła w nich niska, szczupła, ruda dziewczyna, która wydawała się dość speszona, że widzi ich wszystkich.
-Chodźcie za mną. – powiedziała tylko uśmiechając się lekko niepewnie. Poczekała chwilkę aż się zwloką, szczególnie Aster, i ruszyli w głąb korytarza, na który wychodził pokój. Nawet gdyby chcieli, nie odtworzyli by tej trasy, wszystkie ściany były z litego kamienia, ale o dziwo nie było tam aż tak zimno. Bez żadnych ozdób czy chociażby okien, Aster to nawet nie był całkiem przekonany do tego, czy czasem nie chodzą w kółko, ale idąc na końcu szeregu starał się nawet za mocno nie oddychać. Było to spowodowane znowu tym dziwnym uczuciem spokoju i melancholii, które omiatało ich wszystkich. Blondyn nie był w stanie określić żadnych uczuć, jakie odczuwali pozostali, wszystko było stłumione.
Wydawałoby się, że szli z dobrą godzinę zanim dotarli do celu, godzinę przez ciemne, wąskie korytarze. Ukazały im się wreszcie ogromne, masywne drzwi. Dziewczyna weszła bez zastanowienia, a w środku zastali duży na siedem osób stół, w kształcie okręgu. To pomieszczenie było jednak inne, panowały tu żywe kolory, na podłodze miękkie, wzorzyste dywany, w rogach półki z książkami i przede wszystkim okno, które wskazywało, że mają jakieś wczesne południe. Jak jeden zdziwili się, że aż tyle spali, nie wiedzieli, że od tej chwili długo nie będzie im dane, aż tak się wyspać.
Rudowłosa gestem wskazała im krzesła sama zajmując jedno. Usiedli kolejno tuż obok niej, najpierw Molucella, Klematis, Aster, Laur i Lobelia. Tuż obok Lo znajdowało się ostatnie, największe i najbardziej dostojne krzesło, czuli że nie jest ono przeznaczone dla nich. Laur miał naprzeciwko siebie Molu, starał się niezauważalnie ją obserwować. Dziewczyna jak tylko na niego spojrzała uniosła brew do góry, utrzymywali jednak ciszę, mieli wrażenie, że tak po prostu trzeba.
Niedługo musieli czekać na ostatnią osobę. Był nią starszy mężczyzna, poprawniej byłoby użyć stwierdzenia bardzo stary. Wstali jak jeden mąż, wiedzieli kim jest, a komu jak komu, ale mu należał się szacunek. W momencie kiedy on zasiadł, oni też sobie na to pozwolili.
-Rad jestem,- zaczął powoli akcentując każdą sylabę.- że wszyscy z was dali radę tutaj dotrzeć. Bardzo mi też przykro, że nie dało się was inaczej tutaj przetransportować, jednak naszą lokalizację znają tylko nieliczni. -Kiwnął każdemu z osobna w ramach przeprosin, faktycznie nie podobało im się to, jednakże nie mieli na to wpływu i rozumieli też mężczyznę. Spoglądając na wszystkich po kolei kontynuował. – Wierzę, że wiecie kim jestem, jak mniemam swoje imiona też zdążyliście już poznać, albo chociaż w większości. – Uśmiechnął się do rudowłosej, która odpowiedziała mu tym samym.
-Jestem Geranium, ale możecie mówić do mnie Gera. – Mówiąc to patrzyła na swoje dłonie, które mężczyzna troskliwie pogłaskał, po czym dalej mówił.
-Zapewne przeczuwacie, że potrzebuję was w pewnej sprawie. Niektórzy dostawali ode mnie wcześniej listy, a inni znaki. – Tu spojrzał na Lobelię.- Początkowo miała być was tylko piątka, chociaż szóstka to jeszcze lepszy wybór. – W tym momencie Laur myślał, że się przewidział, gdy mężczyzna subiektywnie mrugnął do Molucelli i Klematis.- Pora przejść do sedna problemu. Każdy z was jest przedstawicielem danej grupy. – Tutaj zaczął wymieniać od swojej prawicy. – Geranium ślepczyni, Molucella i Klematis zwykłe, jednak w jednej z nich kryje się coś więcej, Aster łączny, Laur twórca, no i wreszcie Lobelia mędrczyni. – Molucella już teraz wiedziała, skąd dziewczyna była tak wszystko wiedząca, miała to po prostu zakorzenione. – Nie jesteście jednak przeciętni, każdy z was ma w sobie coś więcej. Jesteście jedyni w swoim rodzaju, nikt nie posiada takiej potęgi jaką wy w sobie pojedynczo nosicie. – Wszyscy spojrzeli na siebie. Zapanowała nerwowa atmosfera, co poniektórzy jak Laur, Aster czy Lobelia zdawali sobie z tego sprawę. Jednak Geranium i Molu były całkowicie zdziwione.- Każdy jeden z was ma także wiele do zaoferowania. – Tu spojrzał na Klematis, która próbowała schować się sama w sobie. – Nawet jeśli myśli, że to nie prawda.
Mężczyzna zadumał się na chwilę, patrząc w krajobraz za oknem. Każdy jednak był jakby we własnych myślach. Jeszcze tak naprawdę nie wiedzieli co ich czeka, nie dostali żadnych szczegółów, ale nie mogło to być byle co. Laur miał już dość biernego czekania i uciekania przez całe życie, Molucella z Klematis nie zamierzały zaprzepaścić szansy, którą dał im los. Asterowi zależało na tym, aby wyrwać się ze swojego idealnego życia u boku ojca głównego gwardzisty i grania jak ten mu zagra, a Lobelia całe życie czuła, że nadaje się do wielkich rzeczy. Jedynie Geranium nie była przekonana do tego, czy chce zostawić dziadka, pół życia miała dość ciągłych treningów, ale jednak gdy przyszedł ten czas, bała się odejść.
-Mistrzu, ja jestem gotowa, ponieść wszelką cenę. – Ciszę przerwała Lobelia prostując się na swoim krześle, w ślad za jej deklaracją poszli wszyscy inni, prócz rudowłosej. Mężczyzna spoglądał na nią bez słowa, czekając aż sama podejmie decyzję.
-Nie wiem dziadku...
-Dziadku? – Wyrwało się Asterowi, ale zamiast Mistrza to Lobelia zgromiła go wzrokiem. Starszy był cały czas zapatrzony we wnuczkę.
- Nie wiem, czy jestem gotowa wyjechać...- próbowała kontynuować, ale strasznie się jąkała- wszystkie treningi...ja... chyba nie jestem jeszcze gotowa. – Znów skupiła się na swoich dłoniach, jakby to była jej jedyna droga ucieczki. Mężczyzna jednak położył jej dłoń na ramieniu i przemówił bardzo spokojnym głosem.
-Dziecko, rozumiem twój strach, ale jesteś całkowicie gotowa na to co miałoby cię spotkać. Uwierz staremu, niedołężnemu.
Gdy podniosła na niego wzrok, niezauważalnie kiwnęła głową, lekko się przy tym uśmiechając.
-Co nas czeka?- Tym razem pytanie zadała Molucella, patrząc zdecydowanie na głowę tego posiedzenia.
-Samemu ciężko mi jest o tym mówić. – westchnął, teraz wydawał się zmęczony swoim ciągłym żywotem i przed jakimi wyrzekaniami muszą stanąć ci nastolatkowie. – Zdajecie sobie pewnie sprawę, że na świecie nie dzieje się dobrze. – Nikt nie zareagował, ale wszyscy popierali jego słowa. - Wiele lat temu, sam nie pamiętam ile dokładnie, była zagłada, dzięki której macie swoje umiejętności. Wiem, że każdy z was zna częściowo tę historię. Teraz, wydarzyć ma się to samo, bo ludzie zamiast zrozumieć swoje błędy popełnili kolejne, jeszcze gorsze. Zbliża się do nas kompletna zagłada. Jedynym sposobem, aby tego to powstrzymać, jest odsunięcie od władzy królowej, i w ten unicestwienie tego co się do nas zbliża. Nie mogę wam niestety powiedzieć, jak tego dokonać, gdyż sam nie wiem. – Zasmucił się. – Zanim jednak dotrzecie do Stacji, musicie udać się w parę miejsc, odnaleźć osoby, które pozwolą wam okiełznać wasze moce całkowicie. Nie tyczy się to jednak Lobelii, Klematis i Geranium. Jedna z was nie będzie tego potrzebowała, a dwie pozostałe są już dawno po integracji.- Dziewczyny spojrzały na siebie zdziwione. – Przykro mi, że zgodziliście się przed poznaniem ogólnych planów, jednak było to niezbędne.
-Nie ma to znaczenia Mistrzu. – odezwała się Molu, całkowicie pewna swoich słów. Spoglądając na swoich towarzyszy, kontynuowała- Wszyscy jesteśmy świadomi zagrożenia i też jak jeden wiedzieliśmy co wiąże się z przybyciem tutaj. Nie cofniemy się przed pomocą, szczególnie tobie, bo jest to wielki zaszczyt.
Pozostali kiwnęli głowami, tylko Laur spoglądał na dziewczynę zamyślony. Mężczyzna wstał od stołu, widać było, że czuł ulgę. Już odchodził w kierunku wyjścia, kiedy jeszcze powiedział:
-Kiedy podadzą posiłek, najedzcie się do syta. Nie będę was oszukiwał, nie wiem kiedy dane będzie wam zjeść tak ponownie, również wyśpijcie się w najlepsze. Rano przekażę wam dokładniejsze informacje i wyruszycie.
W momencie opuszczenia przez niego pokoju, zapanowała dziwna cisza. Każdy znowu zajął się własnymi myślami, Klematis czuła się jak piątym kołem u wozu. Nie była szczególnie uzdolniona i wiedziała, że będzie ciążyć samej Molucelli, gdy ta będzie starała się ciągle o nią dbać. Jednak teraz nie było odwrotu, musiała zostać, nie chciała bowiem wracać tam skąd przyjechała, swoją drogą już nie miała dokąd wracać.
Zaraz pojawili się też ludzie, którzy przynieśli różne potrawy, pojawiły się między innymi ziemniaki, makarony, mięsa w przedziwnych sosach czy sałatki. Po minach niektórych widać było, że nie widzieli na oczy poszczególnych rzeczy. Nie każdemu jak Asterowi, czy Lobelii było dane żyć w luksusie. Molu i Tis starały się wpasować obserwując pozostałych, nigdy w całym swoim życiu nie miały do czynienia z taką ilością jedzenia. Uważały to nawet za jego marnowanie, bo były przekonane, że ich szóstka wszystkiego nie zje. Jednak wystarczyło spojrzeć na Astera, który pochłaniał wszystko tak, jakby przez tydzień głodował. Lobelia patrzała na niego niemal z obrzydzeniem.
-Potrafisz normalnie jeść?- Wypaliła do niego bez zastanowienia, ale on jednak ani myślał się przejąć jej sztywną gadką. Zaczął wpychać w siebie jeszcze agresywniej, mamrocząc przy tym:
-Dojrzewanie?
Dodatkowo połowę przy tym wypluwając. Wszyscy zareagowali śmiechem, prócz Lo, która odsunęła się od stołu, sygnalizując, że już skończyła.
Gdy wracali do swojego wcześniejszego pokoju, powoli się ściemniało. Przy stole Molucelli udało się porozmawiać z niemal wszystkimi, oczywiście nie wliczając w to Lobelii. Nawet Laur zdobył się na parę ciętych ripost w kierunku Astera, który nie był mu wcale długo dłużny. W tamtym momencie czuli się jak grupa zwykłych nastolatków, którzy dopiero co się poznali, nie mieli do siebie uprzedzeń, chcieli tylko się poznać. Jednak w środku wszyscy odczuwali strach przed tym co ich czeka.
Już przy łóżkach Geranium powiedziała im, że zasną od razu tak jak to miało miejsce w Sztokholmie, żeby się nie obawiali i że równie rześko wstaną. Kładąc głowę na poduszkę Molucella czuła wiercące z niepokoju uczucie w brzuchu. Pierwszy raz postanowiła je zignorować, nie wiedziała jeszcze, że był to pierwszy jej błąd.
-To branocki.- zakrzyknął wesoło Aster i w momencie ja Gera zamykała drzwi, wszyscy głęboko zasnęli.
***
Molucella przebudziła się czując, że ktoś szarpie ją delikatnie za ramię i powtarza jej imię dość nerwowo. W pokoju było dość ciemno, więc oczy musiały jej się najpierw przyzwyczaić. Gdy tak się stało, rozpoznała, że przy jej łóżku stoi Geranium.
- Coś się stało.
Bardziej stwierdziła niż zapytała, cały czas czując to dziwne uczucie jak przedtem, było jednak ono stłumione przez bariery w domu Mistrza. Rudowłosa kiwnęła tylko głową i ruszyła w kierunku Klimatis, aby też ją zbudzić. Molu energicznie wygrzebała się z kołdry, po czym podeszła do Astera nerwowo nim potrząsając. Nie dbała o to czy chłopak się wystraszy czy nie, jeżeli coś się działo musieli szybko być na nogach.
-Aster, wstawaj. – starała się mówić w miarę cicho, chłopak owszem podniósł się na sekundę, po czym znowu opadł na poduszkę.
-Jeszcze pięć minut.
-Nie mamy tylu.
Mruknęła i ruszyła do Laura, zdziwiła się jednak gdy ten już pakował do torby rzeczy, które dzień wcześniej wykładał. Spojrzeli na siebie, chłopak tylko wzruszył ramionami.
-Jesteście strasznie głośni.
Wiedziała, że tak nie było, ale nie zamierzała dyskutować, w momencie kiedy cała reszta była już gotowa. Geranium sama miała ze sobą duży bagaż na plecach, to oznaczało, że chyba musieli ruszać od razu.
-Wiem, że to miało inaczej wyglądać. – Patrząc na nich miała skruszoną minę. – Mieliście się wyspać, a tak naprawdę jeszcze słońce nie wstało. Ja, no...
-Przejdź do sedna.- warknęła Lobelia, w momencie kiedy dziewczyna zaczynała się jąkać. Gera przełknęła głośno ślinę i wbiła wzrok w ziemię. Molucella chcąc dodać jej otuchy, złapała ją za ramię uśmiechając się lekko. Ruda kiwnęła głową z podziękowaniem i kontynuowała:
-Za niecałą godzinę będą tu łowcy. Cudem będzie jeśli zdążymy odejść przed nimi. -Laur zagryzł mocno zęby, wiedział że na długo nie będzie miał od nich spokoju. Chociaż raz chciał mieć spokój, jednak nie było mu to dane, już zaczynało go to powoli irytować. Geranium tymczasem nakazała im ruszyć za sobą, bowiem była jedyną osobą, która dobrze znała te korytarze w końcu były miejscem jej wychowania.
Znowu czekała ich długa i monotonna wędrówka, teraz jednak czuli na karkach oddech łowców, więc starali się o jak najsprawniejsze ruchy oraz przede wszystkim o zachowanie ciszy. Szli gęsiego mijając zakręt za zakrętem, w całej rezydencji nic się nie zmieniało, lecz im bardziej zbliżali się do wyjścia Molucella zaczynała odczuwać mocniej swoje przeczucie. Była na siebie zła, że wcześniej je zignorowała, zdecydowała, że już nigdy nie popełni tego błędu. Choćby najmniejsze zaniepokojenie będzie dla niej znakiem aby się zreflektować. Reszta od razu zauważyła, że coś ją trapi, nie tylko Klematis. Dziewczyna była osobą, po której zawsze było widać jakie emocje nią kierują. Nie potrafiła bowiem, tak jak Laur, kryć ich w sobie. Nagle gwałtownie się zatrzymała, przy czym blondynka wpadła wprost na nią, na szczęście Aster, zdążył się sam zahamować.
-Ejej. -Powiedział tylko. Molu poczuła bowiem jakby ktoś oblał ją lodowatą wodą. Wszyscy będący z przodu odwrócili się na nią, spojrzała się na Lobelię, która była tuż przed nią.
-Już tu są.
Teraz to już niemal biegli przed siebie. Jak najszybciej, bez podejrzeń potrzebowali się wydostać za barierę ochronną ślepców. Nie zostało im wiele trasy, wcześnie zdecydowaną większość przeszli pieszo, chociaż pod koniec Klematis miała wrażenie, że wypluje swoje płuca.
Korytarz kończył się po prostu dziurą na zewnątrz, jeszcze nie widzieli co za nią się znajduje. Zatrzymali się i Geranium zaczęła szeptać coś Laurowi, który po chwili ruszył nie oglądając się za siebie. Czekała spokojnie, aż każdy znajdzie się w miarę bezpiecznej odległości na wyspie i ruszała do kolejnej osoby. W czasie biegu przypomniała sobie, że nie wzięła bardzo ważnej mapy z instrukcjami, które dziadek pozostawił w bibliotece, więc musiała się jeszcze szybko udać z powrotem. Gdy przyszła kolej Astera wręczyła mu instrukcje, którymi drogami wydostanie się z obozu niepostrzeżenie będzie najkorzystniejsze. Przejął ją od niej bez słowa i zerknął, znajdowały się na niej pojedyncze prostokąty, koła i różne linie. Dzięki wieloletniej nauce od ojca, wiedział jak czytać rzeczy tego typu. Dziewczyna zdążyła już zniknąć a też nie kazała mu na siebie czekać, tylko powiedziała, że mają ruszyć od razu do wschodniego wyjścia, a ona postara się tam dotrzeć najszybciej jak zdoła. Tak, więc zrobił, schował mapę do kieszeni i przeszedł przez wyjście.
Uderzyło go świeże powietrze, słońce już powoli wschodziło i zaczynało się przejaśniać. Gorzej dla nich. Okazało się, że jedyną drogą, którą mógł pójść, była szeroka na pół metra półka skalna tuż przy ścianie.
-Nie patrz w dół, nie patrz w dół.
Powtarzał do siebie nerwowo, ale no, i tak spojrzał. Pod nim nie było dosłownie nic, tylko morze. Rezydencja Mistrza, jak i całą osada były zbudowane na klifie, tuż przy morzu. Jeszcze bardziej przytulił się do ściany i powoli szedł przed siebie. Pewnie za kilka minut będzie się z tego śmiał, jednak teraz ani trochę nie było mu do śmiechu. Widział przed oczami dosłownie swoje całe życie. Pocieszał się tym, że Laur pewnie czuł to samo.
Pozostali czekali już w dość bezpiecznym miejscu, bo trasa była zakończona drabinką, która prowadziła na niższy teren niegrożący szybką śmiercią. Molucella cały czas się martwiła, szczególnie o rudowłosą, która byłą równie drobna jak Klematis. O mało zawału nie dostała, gdy zobaczyła blondynę na drabince. Dziwiła się, że Laur i Lobelia są tacy opanowani. Chłopak jak zwykle zdawał sobie nic nie rozbić z sytuacji, a brunetka stała napuszona jak welotek podczas godów.
Na drabince zamigotała blond czupryna i wiedzieli już, że Aster jest blisko. Ten raz dwa znalazł się obok nich, dokładnie tak jakby uciekał przed tą skarpą.
-Też się tak baliście?- mruknął, opierając ręce o kolana i garbiąc się.
-Nie.
Skwitował Laur, co zdziwiło Astera, bo podniósł na niego wzrok i uniósł jedną brew.
-Ta jasne. – wyprostował się, wyjmując przy okazji coś z kieszeni. – Gera dała mi mapę i powiedziała, że mamy od razu ruszać a dołączy do nas później.
Lobelia niemal mu ją wyrwała i zaczęła studiować, jednak on tylko machnął ręką.
-Już ją rozpracowałem, mamy się udać do wschodniego wyjścia, a to w tamtą stronę.- pokazał palcem, chociaż dziewczyna ani myślała zwrócić na to uwagę. – Dobraa... - specjalnie przeciągnął sylaby. Podszedł do niej i położył jej otwartą dłoń na środku kartki. – Mamy współpracować księżniczko, chyba czas się tego nauczyć.
Posłał jej uroczy uśmiech, pokazując praktycznie wszystkie zęby. Ona zawsze była górą, zarówno w swoim państwie jak i w każdym innym aspekcie życia, nie pozwoli byle łącznemu się tak zachowywać. Uniosła, więc jedynie wyżej głowę i odwróciła się w stronę Molucelli.
-Ty też się do czegoś przydasz.
Kiwnęła na nią głową, Laur nie wierzył w to co widzi, śmieszyła go ta dziewczyna. Molu pokazała na siebie ręką robiąc zaskoczoną minę.
-To znaczy?
-To raczej oczywiste.- Zapewniła Lo idąc jedną z trzech ścieżek, które znajdowały się tuż obok nich.- Będziesz ostrzegać czy jest bezpiecznie. Chodźcie za mną.
Popatrzeli po sobie, Aster wzruszył ramionami a Laur myślał, że zaraz nie wytrzyma, dodatkowo jak spoglądał na Molucelle, to dziewczyna wyglądała jakby miała się zaraz na tę drugą rzucić, nie pomagało to ani trochę.
Ruszyli w stronę małych chat, zbudowanych tak samo jak wnętrze rezydencji Mistrza z litego kamienia. Nie spodziewali się, że budynek, z którego przed chwilą uciekli był taki ogromny, owszem korytarze ciągnęły się kilometrami, ale nie było w tym porównania. Natomiast wokół były tylko skromne zabudowania. Skradając się doszli do dziedzińca na środku, którego znajdowała się ogromna fontanna, Lobelia wiedziała, że nazywają ją Wszechwieczem. Podobno znajdowała się w tym miejscu od zalania dziejów i przetrwała nawet poprzednia apokalipsę, dzięki czemu jej wody były magiczne. Jest to legenda, którą zna prawie każde dziecko, ale jak wiadomo każda legenda nosi w sobie ziarnko prawdy. Jest taki jeden dzień w roku, zwany letnim przesileniem, kiedy w wodach fontanny budzą się jej pierwotne moce.
Mędrczyni miała już ruszyć wzdłuż placu, kiedy Molucella gwałtownie się zatrzymała, szepcząc:
-Chować się.
Lobelia była przekonana, że wokół było całkowicie pusto, jednak po chwili w miejscu, gdzie wcześniej stali pojawił się młody gwardzista. Całe ciało zabudowane miał skórzaną, wytrzymałą zbroją, która wyglądała jak pancerz. Laur zauważył, tak samo jak Aster, że był on świeżakiem, gdyż nie miał na sobie ani jednej odznaki i po prostu jego wiek bronił się swoimi prawami. Mężczyzna zmarszczył brwi, kryjące się pod gąszczem rudych włosów i niepewnie kontynuował swój marsz. Teraz przekonali się, że muszą bardziej przykuwać uwagę, gdzie stawiają następne kroki. O ile to było możliwe poruszali się jeszcze ciszej, jednak wiązało się to także z tym, że szli po prostu dużo wolniej. Po drodze jeszcze kilka razy musieli zmieniać kierunek, dzięki czemu słońce już całe zdążyło się wychylić zza horyzontu. Do wyjścia została im ostatnia prosta, chociaż odetchnąć mogli dopiero za barierą. Lobelia wiedziała, że gdy się za nią znajdą nie będą w stanie widzieć osady, ani nikt z wewnątrz nie zauważy, że ją przekroczyli, chyba że przyłapie ich na samym fakcie.
Przyczaili się za jednym z budynków. Lobelia spakowała ostrożnie mapę do kieszeni, uradowana w środku z pierwszego powodzenia. Spojrzała na wszystkich po kolei, minę miała niesamowicie zaciętą, a jej niebieskie oczy były jak dwie bryły lodu.
-Zrobimy tak, że każdy z nas pobiegnie, nie zatrzymując się i najszybciej jak może przez barierę. Zrozumiano? – kiwnęli głowami, starali zachowywać się jak najciszej. – Ja idę pierwsza, potem kolejno Aster, Tis, Laur i na końcu Molucella. Będziesz się najlepiej orientowała, kiedy można biec.
-A co z Gerą?
Molu cały czas o niej myślała, martwiło ją, że dziewczyna jeszcze nie zdążyła ich dogonić, powinna bowiem znać te trasy jak własną kieszeń. Wiedziała też, że Lobelia pewnie niezbyt się przejmuje rudowłosą, zdaniem Molucelli jednak, jeżeli wszystko się miało powieść musieli trzymać się razem.
-Jeżeli nie dotrze, ruszymy bez niej.
-Chyba jesteś niepoważna, musimy się trzymać razem.
Ona nie potrafiła być bierna na taką znieczulicę, jaką okazywała Lo. Chciała coś jeszcze dodać, gdy Laur wreszcie postanowił się wtrącić, mógł nie odzywać się przez kilka godzin do nikogo, ale teraz, nie było czasu na kłótnie.
-Zamknąć się. Musimy zwiewać. Poczekamy na nią razem, jeżeli się nie pojawi tu, to dołączy do nas za barierą. Nie możemy tyle zwlekać.
Chłopak spojrzał na dziewczynę w okularach a ona na niego. Kiwnęła niezauważalnie głową, jednak on zrozumiał.
-Czysto, lecisz.
Rzucił do Lobelii, ta bez zastanowienia niczym strzała wyleciała zza budynku. Osiągała niesamowite wyniki czasowe na różnych dystansach, trudno przychodziło jej też aby się zmęczyć. To był jej konik, walki, sport, nauka, a nie jakieś kontakty międzyludzkie. Znała swoją wartość i nie zamierzał iść na jakiekolwiek odstępstwa w stosunku do innych, nawet jeśli mieliby jej za to nie lubić. Całe życie bywała samotna i odpowiadało jej to. Kiedy zderzyła się z barierą, dobrze wiedziała że to to. Świat wokół niej zawirował, poczuła jakby coś miało ją dusić. Słyszała w głowie głosy, które ją nawoływały, mówiły że ma wracać. Jednak, kiedy nie posłuchała się, zaczęły jej grozić że już nigdy nie będzie mogła tam wrócić, że ją przeklinają. W rzeczywistości przedostanie się trwało ułamek sekundy, a dla niej było to jak wieczność. Czuła się uwięziona, było to najgorsze uczucie na świecie. Można by powiedzieć, że Lobelia pierwszy raz w swoim życiu straciła to co najbardziej kochała, czyli samą siebie. Wydostając się, myślała jakby narodziła się na nowo. Nagle świat był dla niej jakiś taki piękniejszy i bardziej dowartościowany. Długo nie musiała czekać na Astera i tuż za nim będącą Klematis. Obydwoje wyglądali jakby zostali właśnie przez coś pożarci a następnie wypluci.
-Też to poczułyście?
-Zdecydowanie najgorsze co mnie spotkało w życiu.- Stwierdziła Tis, siadając na ziemi. Okazało się, że osada znajduje się po środku pustkowia, gdzie nie było żadnych drzew czy traw wyglądało to jak pustynia. Lobelia czytała kiedyś, że są to skutki apokalipsy na niektórych terenach, wyjałowienie ziem.
-To poczekaj na więcej, oj poczekaj. – Lo starała się do niej uśmiechnąć, jednak słabo jej to wyszło. Blondynka była chyba jedyną osobą z tego towarzystwa, którą dziewczyna raczy jakimkolwiek większym szacunkiem. Sama nie wiedziała czy to dlatego, że było jej żal z powodu braku udogodnień czy może wynikało to z osobowości dziewczyny. Wydawała ona się jej taka delikatna i empatyczna, czyli dokładnie tym do czego jej samej było daleko. Tis dalej miała zamartwioną minę, zapatrzona była w miejsce, gdzie powinna być teraz bariera. Przyszło im czekać na resztę, mieli tylko nadzieję, aby niezbyt długo.
Kiedy Aster i Klematis uciekli bez szwanku, Molucella poczuła ulgę, bo chociaż jej przyjaciółka była już bezpieczna. Teraz przyszła kolej na Laura, wiedziała, że chłopak zdawał sobie sprawę z chwilowego braku zagrożenia, jednak chyba nie zamierzał się ruszać.
-Droga wolna. – Spróbowała go jakoś zachęcić, chociaż ten wciąż wyglądał lekko zza budynku.
-A ty?
-Poczekam na Gerę, a potem razem do was dojdziemy.
Wzruszyła ramionami, jakby to była normalna rzecz a nie narażanie swojego bezpieczeństwa. Obecnie miała je gdzieś, nie zamierzała zostawić dziewczyny na pastwę losu. Wiedziała co takie potwory mogą jej zrobić, nawet jeśli była wnuczką samego Mistrza. Laur zwrócił na nią uwagę, sprawiała wrażenie rozluźnionej, dokładnie tak jakby stawianie się zagrożeniu jak na tacy, nie robiło na niej wrażenia, ale on widział, że jest inaczej. Wszystko zdradzały jej oczy i nerwowe zaciskanie ust w napięciu.
-To czekamy razem.
Stwierdził tylko. Sam nie wiedział, dlaczego postanowił zostać z nią, może to z faktu, że nie chciał aby grała rolę bohatera lub żeby od razu nie wpadły w sidła łowców, bo tego to nawet nie życzył najgorszemu wrogowi. Połowę swego życia musiał dbać sam o siebie, bo mało kogo na tym świecie obchodził. Instynkt przetrwania był najważniejszy. Jednak teraz jej postawa coś w nim poruszyła, przypominała mu jego matkę oraz ciotkę, wie najważniejsze kobiety w jego życiu. Nie, powiedział sobie w myślach potrząsając głową, nie myśl o tym.
Dziewczyna najwidoczniej nie chciała się z nim kłócić. A szkoda- pomyślał. Pomimo, że co chwilę zerkała w jego stronę, on starał się udawać, że tego nie zauważa. Długo nikt się nie pojawiał, momentami widzieli jakieś pomniejszego łowcę lub mieszkańca, nic co mogłoby ich dodatkowo zmartwić. Molu momentalnie kucnęła, a chłopak jak drugi mechanizm wraz z nią.
-Co się dzieje?
Ale ona sama nie potrafiła na to odpowiedzieć, czuła jak przeszywa ją strach, taki którego nie czuła nigdy wcześniej, podświadomie wiedziała, że ma to związek z Geranium. Cały czas kucając i przyciskając się do ściany budynku, wychyliła się. I wtedy ją zobaczyła, skuloną, całą wystraszoną z ogromnym plecakiem na plecach. Ruda wyłapała jej wzrok, dzieliła je ulica, która jak zdążyli zauważyć z chłopakiem, była dość rzadko uczęszczana. Jednak Molu cały czas czuła jakieś dziwne napięcie, machnęła zachęcająco ręką do rudowłosej, ale ta gwałtownie pokręciła głową. Dokładnie w tamtym momencie w linii jej wzroku pojawił się widziany już wcześniej, młody także rudowłosy łowca. Widać było, że zamierza skręcić w uliczkę, gdzie kucała Geranium, a ona nie miała ani siły, ani czasu żeby się cofnąć. Brunetka spojrzała na Laura, chłopak był zły, czuł się bezsilny, bo wiedział jakimi sprawnościami dysponują łowcy. Z nimi walka nie ma sensu, najlepszym wyjściem jest ucieczka. Pokręcił, więc do niej głową, ale ona nie mogła się tak poddać.
Szukała sposoby, żeby pomóc Geranium, sekundy mijały, a łowca był co raz bliżej zakrętu do uliczki. Ujrzała na ziemi kamień, wydawał się dość lekki żeby można było nim rzucić, ale też w miarę masywny żeby było go słychać. Przypomniała jej się sztuczka jak niegdyś pomogła Tis, kiedy w ich obozie chcieli ją ukarać. A należy nadmienić, że kary w obozach zwykłych to nie były zwykłe kary, lepsza była śmierć lub wysłanie na prace. Tak, więc zanim Laur zdążył zareagować, przemknęła między dwoma budynkami i skryła się w cieniu. Czuła, jak próbował złapać ją za nadgarstek, ale to była jej jedyna szansa, wyczekała odpowiedni moment i skupiła się na rzucie. Pomysł był głupi, ale wcześniej zadziałał, oby łowca tym razem też się na niego nabrał. Wiedziała jak dobrze wymierzyć. Trafiła w jedną z uliczek, które rudowłosy wcześniej mijał, postarała się aby kamień choć w małym stopniu imitował cichy bieg. Mieli dosłownie może z niecałą minutę, by zdążyć przed powrotem mężczyzny.
Serce biło jej jak szalone, gdy wypuszczała kamień z ręki. Tak jak się spodziewała, gwardzista pobiegł szaleńczym biegiem. Geranium miała oczy jak spodki, gdy to wszystko się działo, ale nie wahała się ani sekundy tylko ruszyła, widziała jak Molucella wymierza rzut ratując ją przy tym. Razem rzucili się też Laur z brunetką. On szybko dotarł do niej łapiąc ją za rękę i zmuszają aby sprawniej przebierała nogami. Tak samo rudowłosa, dołączyła się do nich w połowie trasy. Zostało im parę metrów, a Molu prosiła w myślach aby byli chociaż na styk, czuła że mężczyzna wraca na miejsce posterunku. Brunet ciągnął je za sobą, chociaż starały się biec jak najszybciej to ciężkie torby nie ułatwiały sprawy. Był wściekły na brunetkę, co dodatkowo dawało mu sił. Zły był na to, że podjęła tak głupią decyzję, bo naraziła w ten sposób nie tylko siebie ale go z Gerą. Jednak podziwiał to, że zdecydowała się na taki krok. Było to bezinteresowne i dobre, chciała tylko pomóc nawet jeśli obecnie Geranium nie była dla niej zbyt bliska.
W barierę wpadli z takiego rozpędu, że aż zaszumiało im w głowach. Tak naprawdę stało się to w ostatnim momencie, gdyż gdy tylko zetknęli się z nią, łowca już stał na ulicy. Zastanawiał się nawet, czy nie widział jakby ktoś przed chwila stał w miejscu, gdzie zniknęli, uznał jednak, ze szczęściem dla nich, że się przewidział. Przechodząc doznali jeszcze większego szoku niż Lobelia, gdyż wpadli we trzech w tym samym czasie. Wypadłszy dalej trzymali się za ręce, cali bladzi i oblani potem. Geranium pierwsza przytuliła ich obojga, najpierw Laura, który był bliżej a potem Molucellę, cały czas szepcząc ciche podziękowania. Lobelia, Klematis i Aster byli w szoku. Czekali na nich w napięciu i strachu, sprawdzając czy nikt się nie zbliża, niemal godzinę. Lo rzucały się na usta różne przekleństwa, jednak uznała, że nie ma sensu się produkować. Złapała Geranium za łokieć i poprowadziła kawałek od reszty, chciała się dowiedzieć gdzie teraz mają się udać. Nie obchodziło ją, co przed chwilą się działo po drugiej stronie. Tymczasem Aster zdążył dodatkowo wkurzyć Laura swoją bezpośredniością.
-Widzę, że niezła zabawa. W berka się z łowcami bawiliście?
- Nawet nic nie mów. – warknął chłopak powoli odzyskując już spokojny oddech, bariera na tyle go wytrąciła z równowagi, że zapomniał nałożyć dawną maskę powagi, a jego oczy strzelały gromy w kierunku Molucelli, która wyglądała wciąż dość blado. Jej przeczucie zdecydowanie jej nie służyło.
-Widzę,- zaśmiał się blondyn na reakcję bruneta. – że zaszła ci za skórę.
-Nikt mu nie kazał ze mną zostać. – Molucella nie zamierzała dać na siebie najeżdżać, nie zmuszała Laura, sam nie chciał pójść.
-No tak. – oburzył się chłopak. Mówił spokojnie, ale ten ton był o wiele gorszy od zwykłego krzyku.- Jakbym cię zostawił, to by cię tu nie było.
-A to by była szkoda, co? – Podniosła się i jak pierwszego dnia, stanęła naprzeciw niego wysoko zadzierając głowę. Gdyby nie była taka zła, to by pomyślała, że brakuje jej tego kpiącego uśmiechu. Już jakby miała wybierać, to właśnie go od tej lodowatej twarzy. Aster obok cicho zagwizdał odciągając Klematis na bok.
-Lepiej się nie wtrącać. Najwyżej się pozabijają.
Słysząc to Molucella odsunęła się od chłopaka. Nie miała sobie za nic za złe i tym bardziej on nie powinien mieć. Ona podjęła swoją decyzję, a on swoją. Nie chciał grać bohatera, to nie musiał, a jednak to zrobił. Nie rozumiała jego gry, ale chyba nie było sensu tracić na to czasu. Odwróciła się od niego sięgając po swój plecak leżący na ziemi, mówiąc do niego najspokojniej i najzimniej jak potrafiła.
-Nie mam za co przepraszać. Zrobiłabym tak jeszcze raz, jeżeli bym musiała i nieważne dla kogo.
Po czym udała się do reszty, którzy stali przy Lobelii, bo ta tłumaczyła im dalsze kroki.
W rękach dziewczyna trzymała notatnik zaleceniami, a Geranium kazała trzymać mapę.
-Wreszcie zachciało ci się tu podejść.
Musiała się bardzo pilnować, aby to zignorować. Nie potrzebowała kolejnego problemu. Sekundę po niej zjawił się też Laur. Lobelia najwyraźniej tylko na to czekała, bo zaczęła swój wywód.
-Dobra, słuchajcie. Musimy stąd natychmiast ruszać, bo to cud, że do tej pory nas nie znaleźli. – Tutaj wymowne spojrzenie zaszczyciło Molucellę.- Łowcy są przy północnym wejściu, a przynajmniej tak powiedziała Gera. My musimy się dostać tu – wskazała palcem na mapie – do niejakiej Ruth. Mistrzu zapisał, że ona da nam prowiant i resztę potrzebnych rzeczy. – Zmrużyła oczy i na chwilę się zawahała. – Jest tu jeszcze napisane : „Trzymajcie się razem, nie dajcie się zwieść pozorom. Tylko tak zajdziecie daleko."
Zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w słowa zapisane pięknym, pochyłym pismem na stronie. Trudno było im się zjednoczyć, widzieli w sobie tylko przeciwieństwa. Większość znała się zaledwie kilka godzin. Jednak teraz przyjdzie im razem zmierzyć się ze złem i muszą sobie z tym poradzić.
Ważną rzeczą jaka teraz była im potrzebna był transport. Laur był pierwszą osobą, która się zreflektowała. Złapał za swój pierścień i z powrotem zamienił go w motor.
-A, co ty robisz?- zapytała Klematis, pierwszy raz widziała takie urządzenie. Wcześniej jakoś nie zwróciła na niego uwagi, była zbyt przerażona.
-Ogarnia temat jak mamy się dostać do tej babki. – Aster aż zacierał dłonie z radości. Ojciec kiedyś dał mu pojeździć na swoim motorze, jednak nigdy nie miał żadnego na własność. Laur nie zareagował jakoś szczególnie, przewrócił jedynie oczami, czyli nic nowego.
Po krótkiej chwili ich oczom ukazały się trzy motory, czarny należący do Laura oraz zielony z czerwonym.
-Czemu trzy?- Molucella zastanawiała się do czego chłopak zmierza.
-Tak będzie szybciej. – Jednak nie patrzał na nią, a na Lobelię, która studiowała maszynę z każdej strony. – Umiesz tym jeździć?
-Mhm... - mruknęła dotykając kierownicy, czerwonego motoru. – Czytałam o tym, więc się przekonamy.
Jednym zgrabnym ruchem wsiadła na maszynę i płynnie odpaliła. Laur już się nie martwił, umocował więc swoje bagaże w odpowiednie miejsca.
-A przy trzecim kto usiądzie?- Molu nie miała zbytnio przekonanej miny. Pomimo, że chłopak dalej był na nią zły, przybrał znowu słów charakterystyczny uśmieszek.
-Aster.
-Skąd taka pewność?- Zapytał się sam blondyn, w sensie cieszył się z takich obrotów sprawy, ale był ciekawy po prostu.
-Ostatnim razem zapytałeś się skąd go mam. Uznałem, więc że się co nieco znasz.
Teraz ego blondyna zdecydowanie wzrosło, więc nawet nie skomentował tylko niemal podbiegł do „swojego zielonego cacka" jak zwykł go nazywać od teraz w myślach.
-To Geranium jedzie ze mną. – Zadeklarowała Lobelia, odwracając się do rudej. – Ze względu na pieczęć Mistrza. – Gera nawet nie oponowała tylko wsiadła tuż za koleżanką.
-Mi to obojętnie. – wzruszył ramionami Aster, chociaż był ciekaw czy Molu i Laur nie zrzuciliby siebie z motoru. Myślał, że chociaż byłoby śmiesznie.
-Weź Tis. – westchnęła Molucella. – Oszczędzę jej użerania się z nim.
Chłopak kiwnął głową i blondynka z lekką skruchą przytuliła przyjaciółkę, po czym usiadła za Asterem. Za to brunetka ruszyła do czarnej maszyny i też zajęła miejsce za brunetem, który dalej dość ironicznie się uśmiechał.
-Co się tak szczerzysz? – spytała i objęła go na tyle lekko, aby się trzymać nie musząc zbyt wiele go dotykać.
Nie odpowiedział, tylko ruszyli. Prowadziła Lobelia z Geranium. Pomimo wczesnych zapewnień, że będzie trzymała dystans podczas tej trasy, Molucella wtulała się w chłopaka mocniej i mocniej, wszystko z powodu prędkości z jaką pędzili i strachu, nigdy wcześniej nie podróżowała w ten sposób. Zaśmiała się sama do siebie, gdyż nie bała się lecieć na grzbiecie ogromnego ptaka, ale jazdy na dwóch kółkach już tak. Każdy z nich jednak, zatracił się znów we własnych myślach, nawet gdyby chcieli rozmawiać i tak by siebie nie słyszeli. Ciekawiło ich co czeka w kolejnych dniach i z czym przyjdzie im się zmierzyć. Teraz mieli do przejechania kilkaset kilometrów w pełnym słońcu, z łowcami dyszącymi im na karku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro