Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Niegdyś Sztokholm był pięknym miastem, stanowił główny ośrodek kulturowy, ekonomiczny i polityczny Szwecji. Teraz, w sezonie letnim, kiedy słońce górowało jak najwyżej mogło, ulice powinno zasypywać morze turystów czy mieszkańców. Tak mogłoby być kiedyś, za czasów jego świetności, obecnie nie mieszkał tu ani jeden człowiek, nawet przejezdni poruszali się tylko po obrzeżach miasta, bojąc się wkroczyć głębiej. Po pięknych budynkach został albo piach, albo same gruzy, nie było żadnej roślinności. Wygląda tam tak, jakby ktoś lub coś zmiótł miasto z powierzchni ziemi, pozostawiając po sobie jedynie postrach i ostrzeżenie. Dosłownie tak było, w samym sercu Sztokholmu znajdowała się olbrzymia dziura, a w niej olbrzymia kula, która spadła przed tyloma laty w tym właśnie miejscu. Chodził przesąd, że znajdując się zbyt blisko niej człowiek traci zmysły i nie jest w stanie wrócić tam, skąd przybył. Są to informacje wpajane przez rząd, nikt nie jest jednak na tyle odważny aby je obalić lub potwierdzić, wszyscy ślepo idą za tym kto ma siłę.

Zazwyczaj panująca tam cisza została zakłócona przez soczyste przekleństwo, pochodzące od dość młodego blondyna, który spokojnie podchodził do złowieszczego meteorytu. Jego reakcja była po trochę wywołana strachem jak i zaskoczeniem.

- Nikt nie mówił, że to było takie wielkie.

Mruknął sam do siebie i zagwizdał. Ręce trzymał zaparte pod boki nie odrywając wzroku. Oprócz krótkich, jasnych włosów miał także podłużną, lecz przyjazną twarz i zielone oczy wzbogacone szerokim uśmiechem. Nie był brzydki, jego uroda była dość charakterystyczna dla ludzi z terenów łącznych. Na szyi nosił srebrny naszyjnik z czerwoną zawieszką w kształcie trójkąta.

Stał tak jeszcze chwilę póki nie usłyszał dziwnego warkotu, od razu odskoczył za najbliższy kamień i schował się, cały czas jednak spoglądając w stronę skąd dobiegał dźwięk. Jedną rękę oparł o kamień a drugą położył na piachu, gotowy w każdej chwili złączyć je w całość. Po chwili napięcia zobaczył, że ktoś nadjeżdża na motorze, przestraszył się, bowiem takich mogli używać tylko gwardziści z drużyn łowieckich Jednak coś mu nie pasowało, zmrużył oczy i zauważył, że to nie ta sama maszyna. Łowcy nie dbali o swoje, ich sprzęt był raczej wysłużony i zawsze, nie ważne jaka była pogoda, nosili swoje mundury. Były one z grubego, skórzanego materiału, w pełni też zakrywały ciała- było to pomocne w razie obrony. Dzisiaj był jednak wyjątkowo upalny dzień a chłopak, który właśnie zmierzał w jego kierunku miał na sobie, podobnie do niego, zwykłe spodnie i koszulkę, jednak kiedy on wolał żywe kolory, tamten wszystko miał czarne. A motor czarny jak noc, z czerwonymi elementami niemal błyszczał w słońcu, czy to z czystości czy nowości, nie wiedział. Nieznajomy zatrzymał się dość niedaleko i od razu spojrzał w jego kierunku, choć blondyn wiedział, że to niemożliwe aby go zauważył. Chociaż nagle zaczął się zastanawiać, czy nie widać mu ręki albo czegoś innego.

- Wyłaź.

Brunet miał dość niski głos i brzmiał  jakby miał zrobić mu coś groźnego, więc bez sensu miałby się ociągać. Szybko, więc się wyprostował i aż podskoczył, kiedy ten drugi po prostu wyrósł przed nim i złapał go ostro za koszulkę.

- Ej goścu, to nie było takie tanie.

Oburzył się blondyn, długo szukał tej koszulki i dość sporo za nią przepłacił, była to jedna z jego ulubionych, tak się nie postępuje. Kiedy jednak spojrzał na bruneta zgryzł wargę. Tamten był od niego troszkę wyższy, ale skarcił się od razu w głowie za tę uwagę i poprawił się, nieznacznie wyższy, miał też ciemne prawie jak węgiel oczy i minę taką, że chyba miał ochotę go zabić tu i teraz. Patrzyli na siebie jeszcze chwilę, blondyn sam nie wiedział, czy walczą właśnie na wzrok czy nie, ale nie zamierzał przegrać Wreszcie brunet po prostu go puścił i odwrócił się do swojej maszyny.

- Dobra, to było dziwne. – mruknął blondyn. – Niezłe cacko tak swoją drogą.

Nie otrzymał odpowiedzi ani na jedno, ani na drugie, więc przemógł wszelkie opory i podszedł do tego sadystycznego chłopaka, który teraz po prostu oparł się o swój motor i patrzał na meteoryt. Już miał stanąć koło niego i też się oprzeć, kiedy tamten beznamiętnie położył na tym miejscu swoją rękę. Blondas tylko uniósł brwi i wzruszając ramionami po prostu stanął koło nieznajomego.

- Nie wiem po co tu jesteś, ale zakładam, że z tego samego powodu co ja. – Zero reakcji, nawet mrugnięcia okiem.- Jednak to cacko masz całkiem niezłe, któremu łowcy zarąbałeś?

Był przekonany, że nie był nikim z zespołu ojca, który był głównym dowodzącym wojsk królowej, znał tam wszystkich od deski do deski. Od małego miał dostęp do wielu akt, więc dlaczego miałby nie skorzystać. Nie doczekał się i tym razem, żadnej odpowiedzi, więc po prostu westchnął i tak stali obydwoje w ciszy.

Minęło dość sporo czasu od ich jakże owocnej konwersacji, kiedy nagle brunet strasznie gwałtownie obrócił się w jego stronę i zmrużył oczy, nie patrzał jednak na niego, ale gdzieś nieco powyżej jego głowy. Blondyn zaśmiał się nie rozumiejąc kompletnie o co tamtemu chodzi.

-Nie wiem czy wiesz, ale oczy mam niżej.

Kiedy brunet lekko na niego spojrzał i ledwo zauważalnie się uśmiechnął, poczuł, że odniósł sukces. Już miał znowu coś powiedzieć, gdy ten wyprostował się i mijając go rzucił:

-Coś nadlatuje, możesz się znowu schować.

-To nie było tak...- Zaczął, ale urwał gdy dopiero teraz usłyszał szum, który dochodził zza niego. Zdziwił się, że brunet miał tak dobry słuch, skoro on sam ledwo co teraz słyszał ten dźwięk. Nie ociągał się jednak i stanął koło chłopaka, który mając ręce w kieszeniach po prostu obserwował. Stał w najlepsze, gdyby nie jego napięte mięśnie można by powiedzieć, że jest wyluzowany. Blondyn czuł od niego zdenerwowanie, gdyby tylko mógł go dotknąć i dotrzeć do tego co myśli, byłoby mu o wiele prościej, ale nie miał zamiaru ryzykować, troszkę się bał tego gościa.

Minęło dosłownie parę sekund, gdy zobaczyli na niebie nierówny kształt, który z każdą chwilą się zwiększał aż stał się całkowicie widoczny. Zbliżał się do nich olbrzymi ptak o złotych piórach , a na nim dwie młode dziewczyny, które jakby nigdy nic wylądowały przed nimi.

-Zwykłe.

Dało się usłyszeć od bruneta, jedna z dziewczyn spojrzała na niego i zmrużyła gniewnie oczy, w czasie gdy druga, blondynka, cała się trzęsła, blondyn wyczuł, że to ze strachu. Czasem nie lubił tego, że mógł wyczuwać jakie emocje emanowały od niektórych ludzi, jednak teraz był rad. Pierwsza z dziewczyn, mała brunetka w okularach zeszła z welotka, bo takiego gatunku było zwierzę, starając się następnie pomóc tej drugiej, która uczepiła się ptaka nie chcąc zejść. Blondyn szybko się zreflektował i podskoczył do brunetki, która była niestety zbyt niziutka, żeby wziąć blondynkę na ręce i powoli ją zdjąć.

- Ja pomogę.

Zaoferował się, jednak dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, widać było że się wahała.

-Jestem Aster. Sama nie dasz rady. – Przedstawił się i łapiąc ją za dłoń, przelał w nią poczucie bezpieczeństwa zapewniając ją o tym, że nie zrobi nic jej przyjaciółce. Dziewczyna westchnęła i odsunęła się, lekko spoglądając w miejsce gdzie dalej beznamiętnie stał brunet. Aster delikatnie złapał blondynkę i zrobił dla niej podobną rzecz jak przed chwilą, dziewczyna lekko puściła pióra pozwalając się ściągnąć. Postawił ją na nogi, ta jednak cały czas się trzęsła. Odsunął się w czasie gdy brunetka stała przy zwierzęciu opierając swoje czoło o jego. Wyszeptała coś i spojrzała welotkowi w oczy, zwierzę skłoniło głowę. Dziewczyny miały ze sobą tylko jeden plecak, który brunetka miała na plecach. Ptak, gdy dziewczyna go puściła, po prostu odleciał. Stali chwilę w ciszy, patrząc jak welotek odlatuje we wciąż wczesne niebo.

- Możemy gdzieś usiąść?

Odezwała się cicho blondynka, dopiero w tej chwili wszyscy jakby się obudziliśmy z latargu. Brunetka od razu do niej podleciała i łapiąc ją za rękę poprowadził w stronę najbliższego kamienia, tego za którym wcześniej krył się Aster.

- Jasne, Klematis, chodź tam.

„Ładnie."- pomyślał blondyn i ruszył z dziewczynami. A brunet chwilę po nim, aby dalej oprzeć się o swój motor. Teraz jednak, jak zauważył drugi chłopak, z bijącym od niego zaciekawieniem. Aster poczuł się lekko obrażony, bo go wcześniej to olewał.

- Czyli to jest Tis. – Powiedział Aster, stojąc tuż obok dziewczyn w czasie gdy brunetka podawała tej drugiej wodę.- A ty?

- Molucella. – Odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili, jakby się zastanawiając czy dobrze robi. – A ten drugi to kto? – Dodała machając głową do tyłu, jakby w znak, że mówi o brunecie. Aster jedynie wzruszył ramionami.

-Tak szczerze, to nie wiem. Powiedział do mnie może ze trzy słowa i prawie zepsuł mi koszulkę. – Wygładził materiał, jakby potwierdzając swoje słowa. Chciał dodać coś jeszcze, kiedy usłyszał z tyłu jak brunet mówi kpiąco:

-Ładniej byłoby zapytać prosto w oczy.

Aster myślał dosłownie, że dostanie zawału w tym momencie. Nie dość, że powiedział więcej niż do niej w przeciągu ostatniej godziny, to jeszcze takim a nie innym tonem. Pomyślał sobie od razu, że chyba jednak lepiej być babą, bo go to chciał od razu ukatrupić. Molucella, jednak wyprostowała się i sztywno podeszła do chłopaka. Zmierzyli się obydwoje od góry do doły, ona z zaciętą miną a on wciąż z drwiną wymalowaną na twarzy. Aster klęknął obok blondynki i obydwoje przyglądali się tej scenie, z dość śmiesznymi minami. Klematis wiedziała, że jej przyjaciółka nie znosi, gdy ktoś odnosi się do niej w ten sposób, lubiła być traktowana poważnie. Jednak ona wciąż była przekonana, że Molu przesadza, zawdzięczała jej bardzo dużo, ale chciała aby dziewczyna poczuła trochę luzu mimo, że nie były to najlepsze do tego okoliczności. Westchnęła tylko głęboko i wzruszyła ramionami patrząc na Astera.

Natomiast Molu i drugi chłopak stwarzali wrażenie, że walczą na spojrzenia. Ona musiała mocno zadrzeć do góry głowę, aby spojrzeć mu w oczy, sięgała mu ledwo do ramienia. Jego oczy ją jednak mocno zaciekawiły, były bardzo ciemne, od razu pomyślała, że jak najciemniejsze niebo, w które zawsze spoglądała w czasie bezsennych nocy. Jej zdaniem brakowało w tych oczach tylko gwiazd. Brunet jednak zwrócił uwagę, na szczerość jaka biła zza gromady rzęs, które okalały jej oczy. Dodatkowo przesłonięte szkłami od okularów odbijały światło, przez co były przyjemnie zielone. Po chwili zauważył, że źrenice miały żółtą jakby ramkę, intrygujące – pomyślał.

- Jak masz na imię?

Niemal się zaśmiał, jak usłyszał z jaką złością to powiedziała i tylko poszerzył uśmiech. Ociągał się z odpowiedzią, wszyscy to wiedzieli. Przechylił po chwili lekko głowę, jakby chciał się jej lepiej przyjrzeć.

- Laur.

Spojrzeli się na Astera, gdy usłyszeli jak głośno prychnął z oburzeniem wyrzucając ręce w górę.

-No proszę, a mi to nie powiedział.

-A pytałeś? – Zapytał tylko Laur, patrząc już z powrotem na Molucellę.

-No nie...- Zastanowił się chwilę Aster, podchodząc już do nich. – Co nie zmienia faktu, że mogłeś się przedstawić. – Blondyn dobrze pamiętał, że sam tego nie zrobił, ale to był tylko drobny szczegół. Jak już brunet coś mówił to nie zamierzał tego kończyć.

-A tak swoją drogą, skąd wiedziałeś, że jestem z tym kamieniem?

Molucella chyba nie miała zamiaru tego słuchać, bo tylko się obróciła i poszła do Tis. Laur cały czas na nią spoglądał i ociągał się z odpowiedzią, odezwał się w momencie gdy ta usiadła na ziemi obok blondyny rozmawiając z nią cicho.

-Dupa ci wystawała. – Aster zmrużył lekko brwi, zastanawiając się z której strony.

Brunet nie odezwał się jednak już więcej, trochę spoglądając na dziewczyny, trochę oglądając niebo. Znowu ignorując obecność drugiego chłopaka, Laur po dość długiej godzinie poszedł między ruiny. Jak pomyślał Aster, aby pewnie sprawdzić czy nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Sam blondyn nie mając nic innego do roboty, podszedł po dłuższej chwili do dziewczyn. Zanim zdążyły go zauważyć usłyszał, jak Molucella mówi zaciętym głosem:

-Tis, zaraz musimy ruszać, nie wiemy kim są. Należy odnaleźć Wszechwiecznego.

-Molu, napisał ci w liście, że to jest miejsce spotkania i że nie mamy się obawiać mocy kuli.

-No tak, ale...

-No witam panie.- Przywitał się Aster i usiadł obok Molucelli krzyżując nogi.- Trochę podsłuchałem, przyznaje się, - Molu zacisnęła usta w cienką linię.- ale jeżeli to cię uspokoi to też dostałem taki sam list.

Poczuł, że dziewczyna się lekko rozluźniła i kiwnęła głową lekko wzdychając.

-I wiem, że pewnie się boisz, że zaraz będzie ciemno czy coś, ale chyba jeśli mamy tu czekać to nie ma sensu iść gdziekolwiek. Chyba, że wiesz gdzie?

-No nie wiem. – mruknęła spoglądając na niego.

-No to  rozluźnij się trochę. – szturchnął ją w ramię, przesyłając trochę pozytywnej energii. – Poza tym, -machnął ręką- mamy przy sobie niemal żywą broń.

Miał tu na myśli oczywiście Laura, którego sylwetka pojawiła się właśnie zza ruin,

-Wiecie, nie żebym wiedział kim jest, ale jak mnie złapał. – zademonstrował, znowu gniotąc swoją koszulkę – To myślałem, że zejdę.

Klematis zaśmiała się szczerze, trochę go to połechtało i stwierdził, że nie tylko imię ma ładne. Laurowi jakby znudziło się samotne stanie i podszedł do reszty, ale nie usiadł jak oni, co nie spodobało się Molucelli, która wstała. Chłopak przewrócił na to oczami i przywołał na twarz swój złośliwy uśmiech podnosząc lekko brwi. W czasie, gdy Tis spoglądała na nich dość niepewnie, a Aster po prostu oparł się rękami do tyłu na kompletnym luzie.

-Chyba musimy pogadać. – Nikt mu nie odpowiedział, nawet blondyn powstrzymał się komentarza, więc chłopak kontynuował. – Myślę, że wszyscy dostaliśmy listy od Mistrza, więc raczej wzajemnie sobie nie zagrażamy.

-No bym się kłócił. – wtrącił Aster, a Tis zaśmiała się cicho. Laur jednak tylko spojrzał na niego znudzony.

-Niezbyt mądrze będzie się stąd ruszać, a ściemniać zacznie się za godzinkę, może mniej.

Zapatrzył się w niebo i zmarszczył brwi. To było jedno z bardziej ludzkich zachowań jakie Aster u niego widział w ciągu całego dnia, lekko się zdziwił, ale czekał na rozwój sytuacji, bo czuł i widział, że usta Molu znowu zaczynają przypominać wąską linię.

-I co w związku z tym?

-Wypadałoby się zastanowić, gdzie chcemy przenocować. Wy zwykłe nam pewnie za dużo nie pomożecie, ale...

-Jesteś bezczelny. – Wytknęła mu Molu, Aster cicho zagwizdał, kiedy ta podeszła do Laura mocno zadzierając głowę. – A ty co, niby lepszy jesteś? – Teraz już niemal warczała, nienawidziła kiedy wyśmiewano ją z powodu jej pochodzenia, nie mogła tego zmienić, nawet jeśli bardzo tego chciała. Nie znała go, ani on jej, a już ją oceniał. Nie wiedział przez co przechodziła całe życie oraz tego jak dużo musiała znieść. Sama go nie oceniała, bo nie miała do tego prawa, ale on chyba miał co innego w głowie. Może ktoś inny by powiedział, że Laur nie miał nic złego na myśli, jednak gdy ona widziała ten jego kpiący uśmieszek nie mogła się powstrzymać. Cała aż kipiała ze złości. Laur jednak nie miał zamiaru jej odpowiadać, a bynajmniej nie słowami. Sięgnął do swojej kieszeni wyjmując z niej skrawek papieru, bardzo niewielki i patrząc jej w oczy zamienił go po prostu w małego kwiatka. Molu zrobiła tylko duże oczy, gdy zakładał jej go za ucho, cały czas z tym kpiącym uśmieszkiem.

-Myślę, że mam coś do zaoferowania.

Dziewczyna tylko głośno prychnęła i usiadła z powrotem na ziemię nie spoglądając nawet na niego. Aster prawie trząsł się z rozbawienia, widział że Laur jest całkiem zadowolony z siebie i gdy tylko na niego spojrzał, wstał otrzepując się.

-Ja też mogę coś pomóc. – zwrócił się do Molu.- Jestem łącznym, więc może akurat na coś się przydam.

Laur znowu przewrócił oczami i ruszył w stronę swojego motoru, z blondynem który posłusznie ruszył za nim.

Tis widziała jak Molucella przeżywa to wszystko, nienawidziła być zależna od innych, bo całe życie musiała radzić sobie sama, dbała o nie obie. Blondynce było wstyd, że nie potrafiła pomóc przyjaciółce, zawsze coś psuła lub pogarszała sytuację, to twardzi i zaradni przeżywali w osadach, a ona zdecydowanie do takich nie należała. Wiedziała, że ta nie wytrzyma długo, Molu zawsze musiała wyładować swoje emocje. Tis zdążyła mądrze zauważyć, że Laurowi spodobało się denerwowanie dziewczyny, bo jakby specjalnie ją prowokował. Wydawał jej się bardzo skryty, dobrze znała się na ludziach i zazwyczaj potrafiła ich rozszyfrować jednak z nim było inaczej, był bardzo skryty i jak sam Aster podkreślał mało mówił, głównie rzeczy istotne, ale może to tylko na początku, nie każdy jest jak blondyn, równie empatyczny.

-Zobaczę, może też akurat w czymś pomogę.

Brunetka westchnęła i szybko wstała z ziemi udając się do chłopaków, którzy już mieli postawiony jeden namiot. Klematis sięgnęła do torby po jabłko, coś czuła, że może być ciekawie. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro