Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

The Last Happy End.



Siedem lat później.

- Shuri, ja się do tego nie nadaję! - jęknął Peter, poprawiając uwierający go w szyję kołnierz odświętnego stroju. - Czy T'challa nie może zostać? Ja wiem, że chce pomagać ludziom, al-
- Nie. Będziesz świetny, wszyscy cię kochają! A mój brat zasługuje na odpoczynek. - przerwała mu dziewczyna, obejmując go od tyłu w pasie.

- Nawet jeśli, to i tak tego wszystkiego nie umiem! Przecież ja tu zwyczajnie nie pasuję! I jaki odpoczynek? Ratowanie świata to nie hobby na weekend.

- No bez przesady...

- Nie przesadzam. A Okoye nadal patrzy na mnie wzrokiem tego kota z memów.

- Okej. Dosyć tego. Na sto procent będziesz świetnym królem. - Shuri wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. - Może nie tak świetnym, jak ja będę królową, ale ujdziesz w tłoku. - zachichotała. Peter uśmiechnął się, ale nadal był zestresowany. Obrócił się. Teraz stał naprzeciwko swojej narzeczonej, ubranej w długą, pomarańczową szatę i z odświętną fryzurą. - Ślicznie wyglądasz. - powiedział cicho, patrząc na nią roziskrzonymi wzrokiem. Shuri bez słowa objęła go rękami za kark i złączyła ich usta. Dwudziestoczterolatek pogłębił pocałunek i przymknął oczy. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą gładził jej policzek. Tę romantyczną chwilę przerwał trzask otwieranych. - Ale co Wasze Wysokości robią! Przecież cały makijaż się rozmarzę! A fryzura! - paniczne krzyki pulchnej służącej tak przestraszyły całującą się parę, że oboje odskoczyli od siebie na odległość metra. Czarnoskóra kobieta podeszła energicznym krokiem do księżniczki i zaczęła nerwowo poprawiać jej włosy do poprzedniego stanu - eleganckiego francuza. Peter przyglądał się temu, czując się lekko niezręcznie. - To może ja już pójdę... - powiedział czerwieniąc się i wycofując ostrożnie do drzwi.
- Nigdzie Wasza Wysokość nie idzie! Trzeba coś zrobić tymi włosami! - zatrzymała go służąca, splatając ostatnie kosmyki ciemnych włosów Shuri i machając ręką w kierunku twarzy mężczyzny. - Niech księżniczka usiądzie przed toaletką, a jej narzeczony na krześle, o, tam, w kącie. Dobrze. Zaraz ktoś jeszcze przyjdzie aby poprawić makijaż, a ja się zajmę tymi włosami.


- Mam tyle lakieru we włosach, że chyba mogłyby być kaskiem. - powiedział cicho Peter kątem ust, cały czas uśmiechając się w kierunku nadchodzących gości i patrząc prosto przed siebie. Stojąca koło niego Shuri zachichotała, narażając się tym na ostre spojrzenie swojej matki. Odchrząknęła i wyprostowała się, aby po chwili schylić głowę w kierunku kłaniającego się przed nimi M'baku. Lord podszedł bliżej i uścisnął ją serdecznie. - Będziesz świetną królową. - powiedział z uśmiechem, odsuwając się na odległość wyciągniętych ramion. - A ty - spojrzał na Petera spod przymrużonych powiek. - pamiętaj, że cię obserwuję. - skinął głową w kierunku królowej Remondy, ostatni raz uśmiechnął się do Shuri i ruszył razem ze swoją świtą do sali tronowej. Parker śledził go wzrokiem, aż ten zniknął za wielkimi drzwiami, zbudowanymi oczywiście z wibranium. - Koleś mnie trochę przeraża. - ponownie szepnął do stojącej po jego prawej kobiety. Shuri przysunęła się i położyła mu dłoń na ramieniu. - Nie martw się, on już tak ma. Ale cię lubi. - uśmiechnęła się pocieszająco i wróciła na swoje miejsce. Peter jęknął cicho, jednak od razu się rozpogodził, widząc, kto zmierza w ich kierunku.
- Cześć młody! - rozległ się donośny głos Tony'ego Starka. Miliarder sadził wielkimi krokami, ciągnąc za sobą Pepper, która z kolei ciągnęła ich córkę - Morgan. A pięciolatka trzymała w swojej małej łapce brązowego misia, podarowanego jej przez Petera na ostatnie urodziny. Na usta stojącego na podwyższeniu mężczyzny wpłynął szeroki uśmiech i chyba tylko ostry wzrok jego przyszłej teściowej powstrzymywał go przed pobiegnięciem w ich kierunku. Gdy rodzina dotarła wreszcie pod ,,podium", Shuri nie wytrzymała i rzuciła się aby nich wyściskać .
- Ty będziesz żoną Petera? - spytała Morgan całkowicie poważnym tonem, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. Kobieta ukucnęła, aby zrównać się wzrostem z dziewczynką. Spojrzała jej głęboko w oczy. - Tak, jeżeli się zgodzisz. W końcu to twój brat.

Morgan zastanawiała się przez chwilę. - Zgadzam się. - powiedziała. Peter, który w między czasie zdążył się już przywitać z Tony'm i Pepper, stanął za Shuri i zaśmiał się. - To dobrze księżniczko. - schylił się i ją podniósł, podrzucając najpierw do góry. Mała zachichotał i wtuliła się w bruneta.

- Nie chcę przeszkadzać, ale są jeszcze inni goście. - z gracją Hulka w składzie porcelany, królowa Remonda postanowiła przerwać ten rodzinny moment.
Shuri wywróciła oczami, ale wstała, wygładzili długie fałdy sukni i stanęła obok swojego narzeczonego. Peter odstawił Morgan z wyraźną niechęcią. - Zobaczymy się później. - uśmiechnął się do Tony'ego i Pepper, którzy już kierowali się do sali tronowej. Gdy tylko odeszli, podeszła do nich Natasha wraz z wysokim, wyraźnie poddenerwowanym, blondynem. Rudowłosa - swoją drogą prezentująca się świetnie w czarnej sukni z trójkątnym dekoltem - kompletnie olała wszelkie zasady etyki i serdecznie uściskała narzeczonych, przy akompaniamencie oburzonego prychnięcia królowej. - Cześć ciociu... - przywitał się lekko zduszonym głosem Peter. - Kto to? - na tyle na ile pozwoliły mu ramiona Romanoff, wskazał na blondyna, który oblał się rumieńcem i ukłonił się sztywno. Kobieta uśmiechnęła się. - To mój narzeczony, John Brown, agent TARCZY.
Shuri wyjrzała zza Natashy i wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, przez który jej matka pobladła i się zapowietrzyła. - Przystojny jest. - stwierdziła głośnym szeptem i poruszyła brwiami w kierunku roześmianej Romanoff.

- Wiem. - równie głośnym szeptem odpowiedziała kobieta, powodując jeszcze większe zaczerwienienie u Johna (o ile to w ogóle było możliwe). - Reszta już jest? - spytała odsuwając się. Peter nabrał powietrza. - Tak, jeszcze tylko Gamora i Quill. Carmen niestety nie będzie.

- Szkoda... ale Wanda i Loki są?

- Tak. I oczywiście Steve i Buck. Oraz dzieciaki.

- Dobrze. - Natasha uśmiechnęła się jeszcze raz. - To ja już biegnę, porozmawiamy po ślubie. - puściła do nich oczko, cofnęła się po narzeczonego i razem z nim ruszyła do sali. Po paru następnych przywitań, między innymi właśnie Star Lord ze swoją żoną i synem, Philipem. - To chyba wszyscy? - zapytał Peter.

- Tak sądzę. Mamo?

- Tak, tak. Idźcie już. Ja tu wszystkiego dopilnuję.


Peter i Shuri Udaku - pomimo sprzeciwu tej drugiej, nazwisko musiało pozostać -, oboje z koronami na głowach, siedzieli u szczytu stołu i obserwowali jedzących przyjaciół.
Szczęśliwi Bucky i Steve, śmiejący się ze swojego adoptowanego syna, Percy'ego, który właśnie oblał się zupą.
Carol oraz Brunn trzymające się za ręce.
Loki z sześcioletnimi bliźniakami - Elise Frigg i Alexandrem Peterem Laufeysonami - na kolanach, patrzący z miłością na Wandę. Na nich Pete zatrzymał wzrok nieco dłużej. Dzieci bawiły się kwiatami z wazonu, zmieniając je w kostki lodu, a następnie lewitując je nad głowami gości. Przypomniał sobie, co się działo po ich narodzinach i zbadaniu przez Starka. Posiadający moce obojga rodziców, zostali zakwalifikowani jako najniebezpieczniejsze istoty we wszechświecie. Gdy dowiedział się o tym rząd - do dzisiaj nie wiadomo jakim cudem - zarządał zgładzenia bliźniaków. Loki i Wanda w ,,delikatny" sposób przekazali im, co o tym sądzą, a dla umocnienia swoich słów, prawie zniszczyli doszczętnie Waszyngton. Następnie Nick Fury wyjaśnił prezydentowi, że jeżeli Elise i Alexandrowi włos z głowy spadnie, dwójka superbohaterów doprowadzi do III wojny światowej i to na szczęście poskutkowało.
Dalej Bruce ze swoją żoną i dwuletnim synem, zerkając co jakiś czas niepewnie w kierunku rozmawiającego z Rocketem Thora. Pomimo że od ich zerwania minęło ponad sześć lat, jakieś spięcie pozostało.
Cała rodzina Bartonów, robiąca wszystkim kawały pod surowym okiem Laury.
Hope i Scott, razem z nastoletnią Cassie i kilkumiesięczną Lottie.
Oczywiście Starkowie.
Maria Hill, Phil Coulson i Nick Fury, rozmawiający z Natashą i Johnem.
Ciocia May z Happy'm.
MJ z Peterem Maximoff, który powrócił do życia dzięki jednej z misji Avengers.
Ned i jego dziewczyna.
T'challa uśmiechający się do nich, obejmujący Storm.
Stephen Strange, śmiejący się z czegoś wraz z dopiero co poznanym Everett'em Rose'm.
I wszyscy inni, ze swoimi większymi lub mniejszymi rodzinami, weseli i szczęśliwi.

- Pierwsze taniec! - rozległ się donośny głos jednego z kelnerów. Rozmowy ucichły i wszystkie oczy skierowały się na parę młodą.
Peter wstał i podał Shuri dłoń. Ta przyjęła ją, podniosła się i już razem z gracją ruszyli na parkiet. Orkiestra zaczęła grać wolnego walca. Peter położył ręce na jej tali, a Shuri objęła go za kark. Cały czas patrząc sobie w oczy, zaczęli tańczyć. Wszystko inne przestało istnieć. Byli tylko oni, muzyka i taniec.
A patrząc w roziskrzone oczy Shuri, Peter był pewien, że to najlepszy Happy End we wszechświecie...










Tak, to koniec tej książki. Ale poczekajcie jeszcze chwilę! Dzisiaj pojawi się też epilog.
Dziękuję wszystkim, którzy to czytali.

Czekoladowy_Jez

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro