Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 - patrzenie z obrzydzeniem.

- Czym gdzie wylądował?! - wrzasnął Tony Stark, po usłyszeniu od Mrożonki wiadomości. Steve zmarszczył brwi. - Przecież mówię: małym statkiem kosmicznym, na dachu. Nie wrzeszcz. - stwierdził i ruszył przekazać informacje reszcie. Biliarder usiadł ciężko na swoim ulubionym fotelu. Po chwili w salonie Avengers Tower byli już wszyscy jej mieszkańcy. - Gdzie oni są? Gdzie? - piszczał podniecony Peter. - Wreszcie spotkam pana Thora! I pana Lokiego! Iiiiiiiiiii! - nastolatek wydał z siebie bliżej nie określony pisk i zaczął podskakiwać wesoło, nie zważając na chichoczącą z jego zachowania Shuri. Nagle do pokoju wparowały cztery osoby. Pierwsza, niestety już bez wyglądu lalki Barbie na sterydach (z powodu braku oka i włosów), szła na przedzie energicznym krokiem i z wielkim uśmiechem na twarzy. Druga, znana Avengers jedynie ze słyszenia (a raczej czytania) w srebrnej zbroi i z niebieską peleryną, maszerowała za już-nie-Barbie pewnie, swoim chodem przypominając napierający czołg. Trzecia, z którą przyjemność miała conajmniej dwie trzecie ekipy, szła obok tej w zbroi,  krokiem tak królewskim i dostojnym, że samej królowej Anglii szczęka by opadła. Za nimi, na szarym końcu, wlókł się dawno zaginiony - Bruce Banner we własnej osobie. Stanęli w grupie na przeciwko Avengers. - Myślisz, że jak przez dłuższy czas będę na nich patrzeć jak na coś obrzydliwego, to sobie pójdą? - spytał teatralnym szeptem Tony Pepper, która wróciła już z urlopu i teraz stała obok swojego partnera. Zachichotała. - Raczej nie, ale zawsze można spróbować. - odpowiedziała takim samym tonem. Biliarder sapnął i spojrzał na nowo przybyłych takim wzrokiem, jakim większość ludzi patrzy na karaluchy. - Witajcie przyjaciele! - powiedział wesoło Thor i rzucił się uściskać wszystkich. Jego ofiary wydały zbiorowy jęk osób duszonych a Loki wyglądał tak, jak by zjadł kilogram cytryn i popił octem. Po ogólnym przywitaniu (przywitaniu z Brucem i Brunhildą, bo bóg kłamstw tylko skinął głową. Chociaż jego brat stwierdził że to i tak wielkie osiągnięcie.) i wyjaśnieniu że lud Asgardu osiedlił się na niezamieszkałych wzgórzach za miastem, wykupionych za wyczarowane przez Lokiego złoto (Jego brat stwierdził że wolą nie wiedzieć, skąd je ma), a oni sami chcieliby wejść w szeregi Avengers. Po szybkiej dyskusji, mściciele stwierdzili że Thor, Bruce, Valkyrie i Loki zamieszkają w AT. - Czy jelonek na pewno nie zabije mnie gdy będę spał? - spytał Stark, obserwując boga z pod przymrużonych oczu [Tak, wiem, że nie jest bogiem, tylko pół-bogiem lub lodowym olbrzymem. Po prostu tak lepiej brzmi]. Ten parsknął i spojrzał na niego z politowaniem. - Po co miał bym to robić? Mam lepsze rzeczy do roboty niż mordowanie jakiś karłów. - stwierdził i uśmiechnął się paskudnie.
- Pepper, trzymaj mnie, bo nie mam ochoty płacić sprzątaczką dodatkowo za ścieranie z podłogi krwi jelonka!
- Spokojnie, Lokiś szczeka, ale nie gryzie. - stwierdziła Brunhilda, mrugając niewinnie powiekami w kierunku czarnowłosego.
- Mam na imię Loki. - powiedział, chwytając ją za nadgarstek. Wyrwała mu się i po chwili przepychanki, mężczyzna dostał w twarz. Jednak na tym się nie skończyło. Bóg podciął ją i wylądowała na drewnianych panelach, jednak gdy tylko odwrócił się ze zwycięskim uśmieszkiem, wojowniczka kopnęła go w kolano. Efektem było to, że oboje leżeli na podłodze. Poderwali się szybko i przyłożyli przeciwnikowi sztylet do gardła. - Spokojnie, to u nich całkowicie normalne. - uspokajał, raczej próbował uspokoić, zebranych Thor. - Dla nich to jak jedzenie śniadania.
- Tak? A więc co robią zamiast jedzenia śniadania?
- Jeden próbuje tworzyć plany morderstw, a druga próbuje tworzyć plany przeciwko planom morderstw.
- W prost cudownie. - jęknął Stark. - Pod dachem mam wredną księżniczkę, radioaktywnego nastolatka, byłą rosyjską zabójczynie, shippującego wszystko Legolasa i dwie mrożonki, jedną śliwkożerną, drugą z obsesją na punkcie kulturalnego języka, więc jeszcze Barbie, jeleń, wojowniczka-alkoholik - tak, widzę jak patrzysz na moją kolekcje win- i wielki zielony potwór nie zrobią różnicy. - stwierdził sarkastycznie Iron Man. Thor aż pokraśniał z radośni. - To świetnie! Bracie, Brun, przestańcie udawać ze się nie lubicie i chodźcie. - powiedział i raźnym krokiem ruszył ku swojemu dawnemu pokojowi, ciągnąć za sobą wściekłych towarzyszy.



Czekoladowy_Jez

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro