Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1: Jestem Nathan

ON AUTENTYCZNIE JEST ELFEM!

Nie... Nie... To nie może być prawda! Elfy... Elfy nie istnieją! Owszem lubię je, ale... To istoty fikcyjne! NIEMOŻLIWE!!! Niezręczną ciszę ciążącą nad nami przerwał głupkowaty śmiech Briana.

- Czego rżysz?! - spytała sarkastycznie Kate.

Na to "pytanie" blondyn  zaczął rechotać głośniej. Nathan patrzył na to wzrokiem, który mówił jedynie:

"Zabierzcie TO ode mnie!!!"

Najwyraźniej z braku pomysłów Kate podeszła do drzewa, na którym wisiał "elf", zarwała jeden z większych, dębowych liści po czym mocno terzepnęła nim w twarz naszego głupiego przyjaciela.

- Czego rżysz?! - powtórzyła pytanie.

Brian spojrzał na nią wręcz urażony rozmasowując obolały i lekko zaczerwieniony policzek.

- Bo koleś uciekł z jakiegoś teatru i albo robi sobie jaja albo ma nierówno pod sufitem. - burknął.

- Wcale że nie! - Nathan z dumą przymknął oczy co wyglądało dość komicznie bo wciąż wisiał do góry nogami - Pochodzę z wspaniałego plemienia Elfów Leśnych Sindarów! A wy... - zamyślił się w poszukiwaniu odpowiedniej riposty - Wy... macie nierówno nad podłogą! - wykrzyknął zadowolony z wymyślonego takstu.

Znając życie, nie miał pojęcia o co chodziło z tym teatrem i nierównym sufitem.

- Brian, - zaczęła Ann - nie powinieneś być niemiły dla nowego kolegi zwłaszcza, że jest elfem. No  więc...

- Po prostu się zamknij. - dokończyła krótko Kate nie zwracając uwagi na karcące spojrzenie że strony przyjaciółki.

Brian spojrzał na Ann potem na mnie i na Clarka po czym otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć lecz po namyśle najwyraźniej stwierdził, że to nie ma sensu. Staliśmy tak przez chwilę, aż wreszcie usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Było to chrząknięcie Nathana. Popatrzył na nas znacząco i zaczął się wiercić na lianach. W końcu razem z Szaloną zrozumiałyśmy przekaz więc podeszłyśmy do "elfa" by go rozplątać. Gdy już wyciągałyśmy dłonie przerwał nam krzyk Clarka:

- STAĆ!!!

Spojrzałyśmy na niego zdziwione.

- Hę? - Ann wyprostowała się.

W odpowiedzi chłopak pobiegł do swojego plecaka by po chwili wrócić niosąc małą, przeźroczystą buteleczkę. Tiaaaa.Żel antybakteryjny. Wylał jej zawartość na wiszącego po czym odszedł robiąc nam miejsce. Zerknęłyśmy na niego pytająco.

- No co? - wzruszył ramionami - To niechigieniczne! Nie wiadomo jakie zarazy przyniósł z tego swojego lasu!

Kate strzeliła "face palm'a", a Brian znów zaczął chichotać. Clark tylko patrzył na to zdezorientowany. W końcu usłyszeliśmy za sobą:

- Halo! Ja tu wciąż wiszę i oczekuję pomocy! - jęknął "nowy".

Szybko rozplątaliśmy i po mogliśmy mu wstać. Jednak niewiele to dało bo gdy tylko wstał, przewrócił się nie mogąc utrzymać równowagi. W ostatniej chwili złapaliśmy go po czym ponownie postawiliśmy go do pionu.

- Ekchem... Dziękuję... - wyjąkał chłopak wciąż się chwiejąc.Widać, że nadal się nas bał.

- Słuchajcie. - powiedziałam dosyć głśno skupiając uwagę reszty na sobie - Zostaliśmy w naszym podobozie na warcie, ale niedługo śniadanie się kończy. Mamy jakąś godzinę, żeby znaleźć Nathanowi miejsce do spania. - "elf" już chciał zaprzeczyć lecz przerwałam mu stanowczym spojrzeniem - Mamy dwie opcje: pierwszą, wykraść z magazynu namiot jednoosobowy i drugą zbudować w lesie szałas. Kto jest za opcją pierwszą ręka do góry. - nikt nic nie zrobił - Kto za opcją drugą? - wszyscy podnieśli dłonie w tym również Nathan, tyle że z cichym jękiem.

Jego ramię było wyraźnie uszkodzone. Postanowiliśmy, że jedna osoba zostanie na warcie i będzie zmieniać innych. Reszta pójdzie budować szałas.

- Kto zostaje? - spytał Brian.

- Ja. - postanowił Clark - Takie wyprawy mają zły wpływ na moją astmę. Poza tym... W lesie są zarazki i łatwo jest zachorować.

- Clark, od ponad tygodnia jesteś w lesie! - uświadomił Brian.

Okularnik tylko spojrzał na niego zza grubych szkieł po czym odszedł bez słowa na wartę.

- No dobra. - Ann ruszyła powoli w stronę lasu - Wiem gdzie możemy zbudować ten szałas. Ale potrzebujemy paru rzeczy. Brian ty zostaniesz tutaj i pomożesz trochę Nathanowi bo ledwo stoi, Kate, Maybell - odwróciła się do nas - wy pójdziecie po finki*, latarki i linki, które zostały z budowy szafki*. Ja załatwię koce dla Nathana. Spotykamy się tu za dziesięć minut.

Rozeszliśmy się do wyznaczonych zadań. Szybko pobiegłam do namiotu i wyciągnęłam finkę oraz pozostałości białej, bawełnianej linki. Kate wyjęła swoje rzeczy po czym wyszłyśmy z powrotem na plac przed namiotami. Tymczasem Brian dopingował "elfa":

- Dajesz, stary! Dajesz! - krzyczał do przewracającego się chłopaka - Nie przewrócisz się! Dasz ra...

BUM! Blondyn leżał na trawie jęcząc.

- Ups... - nasz przyjaciel patrzył na nas wzrokiem niewiniątka - Chyba jeszcze nie był na to gotowy...

Kate już chciała powiedzieć coś niemiłego gdy usłyszeliśmy kroki Ann oraz jej sapanie. Szła obliczona ciężkim, brązowym kocem.

-Dobra. Włączmy jakąś muzę. - zażądziła rockgirl.-Słuchać się nie da tego ćwierkania... tych no...

- Ptaków, Kate. - mruknęła Ann.

- Dokładnie. Włącz heavy metal. Albo ostry rock.

Brian włączył na komórce jakiś POP. Natchan odskoczył od niego przerażony.

- Cóż to za diabelstwo?! - krzyknął po czym złapał leżącą obok szyszkę i rzucił w telefon, który pod wpływem uderzenia wyłączył się - Trzeba to zaniaść do szamana! Gdzie jest jego chata?!

- Nieważne... -  mruknęłam - Nie włączajcie już nic. Wystraszycie zwierzęta.

- Mabel ma rację. - przytaknęła Ann - Chodźmy zbudować ten szałas.

Ruszyliśmy w las. Zauważyłam, że Nathan mimo obolałych po upadku kończyn porusza się zupełnie bezszelestnie. Za przewodnictwem Szalonej dotarliśmy na małą polankę że wszystkich stron gęsto osłoniętą przez drzewa i krzaki. Na samym środku, pośród wysokiej trawy  rosło drzewo. Grube płaskie gałęzie rozkładał się przy pniu a wyżej zwijały tworząc swego rodzaju dach.

- Wow! Ann! Skąd wiesz o tym miejscu? - zachwycił się Brian.

- Zdawałam na "obserwatorkę" i musiałam spędzić w lesie co najmniej trzy godziny obserwując przyrodę. - wyjaśniła.

- No dobra, weźmy się do pracy, co? - zaproponowała Kate.

Przytaknęliśmy jej.

- Okej. - zaczęłam - myślę, że na największej gałęzi będziesz spał, przywiąrzemy jakieś gałęzie po bokach a te górne po prostu zwiążemy. Ewentualnie dołożymy tam jakieś liscie albo coś.

- Spoko, jestem za. - zgodzili się moi przyjaciele.

- Yhm... - chrząknął Nathan - Ja... - zaczął lecz spojrzałam na niego groźnie wzrokiem "Nie masz prawa głosu." - Ja j-jestem wprost zachwycony! Ten pomysł jest wprost świetny! - zaakcentował ostatnie słowa.

- Super. - stwierdziła Ann - To jak? Kate i Brian zbierają gałęzie na ściany i sufit, Mabel zajmie się wejściem, a ja plotę i związuję?

- Okej. - odparliśmy chórem, po czym rozeszliśmy się do wyznaczonych zadań.Nathan naprawdę szybko wdrapał się na drzewo i z wprawą budował szałas.

***

- No dobra... - mruknęłam, gdy skończyłam wiązać ostatnie gałęzie - Skończone...

Wszyscy byliśmy wykończeni, za to efekty naszej pracy były bardzo zadowalające. Po chwili Nathan testował nowe "mieszkanie".

- Jest... Dobrze... Da się żyć. Dziękuję,  towarzysze.-mruknął.

- Tja... - wtrąciła się Kate - Coś mówiłeś?

"Elf" zbladł gdy dziewczyna do niego podeszła. Patrzył się na nią przerażonym wzrokiem.

- N-nie! J-ja... - jąkał się.

- Yhm... - Ann spróbowała złagodzić sytuację - To może się przedstawimy? Ja jestem Joice-Ann .JOYCE . J - O - Y - C -E! Joyce!!!- krzyknęła entuzjastycznie do ucha chłopaka.

- A ja Brian. - dodał blondyn.

- Ja się nazywam Mabel. - powiedziałam.

- Kate. - mruknęła - Lepiej się do mnie nie odzywaj, nie podchodź i nie patrz. - uśmiechnęła się słodko.

Nathan spojrzał na nią przerażonym wzrokiem i energicznie pokiwał głową.

- No dobra... - powiedziałam powoli - Chyba...

- Nie mogę słuchać tego ćwiarkania !!  -wydarła się Kate zatykając uszy.

- Ćwierkania,Kate. Musiacie wracać! - powiedział Clark, który ni stąd ni z owąd znalazł się tuż obok kaszląc oraz ciężko dysząc.

- Clark?! Co ty tu robisz? Miałeś stać na warcie! - zdziwił się Brian.

- No i stałem, ale przyszedł druch i powiedział, że macie wracać.

- Okej, to idziemy. - zarządziła Ann.

- A co on będzie robił? - spytałam.

- Nie wiem! Może będzie się bawił w busz-mana i zacznie skakać po drzewach! - rzekła sarkastycznie Kate.

- Będzie się nudził! - stwierdziłam bezsilnie.

- To niech posłucha sobie mojej muzy. - to mówiąc dziewczyna wyjęła słuchawki i ruszyła w stronę "elfa".

- CO ONA CHCE ZE MNĄ ZROBIĆ?! - szepnął chłopak patrząc na mnie panicznym wzrokiem.

Mimo to Kate wcisnęła do jego uszu małe, czarne urządzenia. Po chwili rozbrzmiały stłumione dźwięki piosenki POP, dominującej tego lata.
Nathan wytrzeszczonył oczy.


-Jakim cudem? W tym magicznym pudełku są zamknięci jacyś mali muzycy? T-to j-jest... - na jego twarzy zagościł wyraz zachwytu - WSPANIAŁE!


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
*Finka - taki nóż do cięcia np. liny.
*Ja (mr_alpaczka) byłam na obozie i musieliśmy sami robić półki, żeby mieć na czym trzymać ubrania.
_____________________________
Witajcie!
Ten rozdział pisałam w większości ja - mr_alpaczka, ale MOD-MAJ też trochę dodała od siebie. Mamy nadzieję, że się podoba i gorąco prosimy o Wasze opinie w komentarzach.

Do zobaczenia w następnym rozdziale ( ;

MOD-MAJ & mr_alpaczka <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro