Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Nathan - złotowłosy, czternastolatek o ciepłych, brązowych oczach.Chwila... CZTERYSTOLATEK. Jest zupełnie normalny nie licząc tego, że jest elfem. No tak! Normalnością (przynajmniej w naszym świecie) to on nie grzeszy. Właśnie teraz wiązał sznurowadło na skórzanym bucie.

- Dasz radę. Tylko ty jesteś wystarczająco niski i doświadczony by wykonać misjię. - przedrzeźniał doradcę króla. Zrobi to. Od niego zależy życie lasu.
- Dobrze. Raz, dwa, trzy!!! - elf skoczył do portalu wywołanego przez szamana.

Poczuł zimno potem gorąco i upadł na ziemię. Szybko podniósł miecz do gotowości. Nagle błysnęło mu przed oczami światło i usłyszał okropny dźwięk.TRĄĄĄB! Straszny potwór na czterech kołach przebiegł obok niego z piskiem.

POV Natchan

Byłem przerażony! Ten dziwny, ziemski spok szarżował prosto na mnie rycząc coś w niezrozumiałym dla mnie języku. Dalej było tego więcej. Na co do diabła się pisałem?! Przebiegłem przez ulicę. Była tu już noc. Biegnąc potknąłem i wypadły  mi strzały z kołczanu. Nie miałem czasu podnieść je wszystkie, bo kolejne smoki przebiegały obok z zawrotną prędkością, więc zebrałem tylko trochę. Nie wiedziałem co robić. Obok drogi był las. Bez namysłu wskoczyłem w zarośla, gdy jeden z potworów się zatrzymał. Chciałem uciec, ale cierń wbił mi się w płaszcz i  zaplątałem się. Z  potwora wyszedł... Człowiek! Uff...
Jednak zaraz stwierdziłem, że to jakieś połączenie człowieka z orkiem lub goblinem. Na głowie miało dziwny kapelusz z jedną częścią znacznie dłuższą i wysuniętą do przodu. W nosie coś w rodzaju kolczyka. Było pokryte przeróżnymi malowidłami naskórnymi, podobnymi do barw wojennych starszych plemion.

- Ej! Koleś wszystko w porzo? - istota przemówiła dziwnym językiem. - Może dryndnę po karetkę, co? Wyglądasz jakbyś dostał zawału. I po co szlajasz się po krzakach jak jakiś menel w nocy? Nie wyglądasz na złola albo bezdomnego. Raczej na spoko gościa.

Nie wiedziałem o co mu chodzi. Tak! Udało mi się wyplątać. Zacząłem biec w głąb lasu tak szybko jak nigdy wrzeszcząc na całe gardło. Może te istoty boją się głośnych dźwięków? W szaleńczej ucieczce obejrzałem sié jeszcze sprawdzając czy to coś za mną nie biegnie, jednak ku mej uldze stało i gapiło się na mnie z wytrzeszczonymi ślepiami oraz otwartym otworem gębowym. W oddali zamajaczyło mi ciepłe światło ogniska. Był tam obóz. Nie chciałem się naprzykrzać osobom, które tam mieszkały. Wdrapałem się na drzewo. Na szczęście było ich tu pełno. Patrzyłem w gwiazdy. Strasznie uwierał mi kołczan, więc chciałem go zdjąć. Gdy tylko poruszyłem się spadłem z gałęzi! Ostatnie co zobaczyłem to przybliżający się pień do mojej twarzy. Głuche stuknięcie i ciemność...

                         ***

POV Maybell

Wreszcie trafiłam na wymarzony obóz harcerski! Trzy tygodnie namiotów, lasu i ogniska! Wczoraj rozłożyłam namiot. Razem ze mną śpi Kate i Joyce-Ann. To moje przyjaciółki. A jeśli mowa o przyjaciołach to mam ich czworo.

- Joyce-Ann-dziewczyna  o niebywałej urodzie. Jest okropną gadułą, robi mnóstwo komiksów o elfach. Ona mnie wprowadziła w świat elfów. I w szkole pierwsza się do mnie odezwała, gdy przybyłam jako nowa do klasy. Z naszej paczki rozumie i zna mnie najlepiej.

- Kate - jest raczej krnąbra. Pomagamy jej w nauce, ale ona woli grać heavy metal na gitarze elektrycznej. Ma czarne, krótkie włosy I mocno się maluje. Jest totalną pesymistką. To rockgirl.

- Clark - jest naprawdę przesympatyczny, ale dzieciaki dokuczają mu w szkole, bo jest okropnym kujonem. Mi to nie przeszkadza. Joyce też nie. Wiem, że od dawna oboje są w sobie zakochani. Clark ma astmę i nienawidzi wuefu podobnie jak ja. Nosi za duże okulary. Astma bardzo go męczy. Jest bardzo niski.

- Brian - najlepsze określenie dla niego to słodki idiota. Ma niebywałe poczucie humoru i niebywałą tępotę umysłu. Nigdy nie orientuje się i zupełnie nie ma wyczucia.

To jedyne osoby, które mnie lubią. Jesteśmy raczej wyrzutkami naszej klasy. Dziwna z nas paczka, ale wszyscy się lubimy. Znaczy dzisiaj wszyscy nie lubimy Briana. Spytacie dlaczego? Obudził nas.
Oblewając nas SOKIEM ANANASOWYM. MOIM  sokiem.
Teraz właśnie, gdy wszyscy śpią, ja Joyce-Ann I Kate idziemy nad jezioro.

- Ja nie mogę ! Leziemy tu w zimny ranek, żeby myć się w jeziorze! - marudzi rock girl.
No tak. Ja ją przekonałam , żeby pojechała.

- Oj, Kate. Zawsze można wyciągnąć pozytywne wnioski. - Stanęłyśmy na brzegu. - Jak mawia...- O nie!Joyce zaraz zacznie recytować wiersz lub coś w tym stylu.

Nagle zza krzaków wybiegają chłopcy. Clark zanosi się kaszlem i zachłannie wciąga powietrze.

- Ej dziewczyny! - zawołał Brian. Jak zwykle nie zauważył, że Clark się dusi. Kate wali go po plecach. - Szliśmy z Clarkiem przez las I zobaczyliśmy dziwną dziewczynę. Leżała zaplątana w krzaki nad strumykiem! Chodźcie! O czym ten idiota bredzi? !

- Brian. Jesteś pewien , że nie przewidziało ci się? - zapytała Szalona (ksywa Joyce)

- Nie! Clark może potwierdzić!

Poszliśmy za chłopcami.
- O jaką dziwność ci chodziło? - Joyce wypina język I robi zeza. - O taką? Czy raczej "Jestem niebieską dziewczyną z Wenus. Czy mogę zabrać was na statek I wypruć z was flaki na rzecz badań naukowych? Czy raczej... - zatrzymaliśny się.
Wśród pnączy naprawdę  leży a raczej wisi dziewczyna. Brian mówił prawdę. Ubrana w średniowieczny strój, naprawdę wisi bezwładnie na lianach!

- Ale ekstra! - Joyce dotyka rękawa koszuli dziewczyny.

- Nie dotykaj jej! Nie wiemy kto to jest! To nie higieniczne! - Clark odsunął się od postaci.

- Musimy ją wybudzić.A jak jest chora to zadzwonię na pogotowie! - mówię.
Nie potrzebne. Dziewczyna jęknęła i powoli podniosła głowę. Otworzyła oczy. Były piękne, ale nieco męskie.

- N-nie! - jęknęła.Gwałtownie się poruszyła i upadła na ziemię - C-co się stało?
Chyba tylko ja zauważyłam, że utyka na prawą nogę. Leżała na ziemi.
Wyciągnęłam rękę. Zauważyłam, postać sięga po miecz. Tak. Przy pasie miała prawdziwy miecz. Była przerażona, ale gdy zobaczyła mój przyjazny uśmiech niepewnie podała mi dłoń. Ale nadal bardzo się bała.

- Jak masz na imię? - zapytał Clark.

- N-nathan... - wyjąkała.

- Ale to imię dla chłopaka! - zawołał Brian - Jak zwykle zero wyczucia.

- N-no... Tak. A co?
Zrozumiałam. To był on. Rzeczywiście miał taki głos. Ale przez włosy, szczupłą sylwetkę i łagodne, kobiece rysy twarzy można było się pomylić.

- Skąd jesteś? Czyżby z Kanady? Lub Europy, masz taki nieznany mi akcent.-Clark przyjrzał mu się uważnie.

- Z Złotego Lasu-najpotężniejszego królestwa elfów. - powiedział z dumą Nathan.

- ELFÓW?! -

-Tak...

Albo to psychol albo mówi... prawdę.

- Jest jeden sposób, aby to sprawdzić. - Joyce podchodzi do  niego i stanowczym ruchem zdejmuje mu kaptur z głowy.

Ukazują nam się SPICZASTE USZY!
ON AUTENTYCZNIE JEST ELFEM!

_____________________________

Mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie swoje opinie w komentarzach, żebyśmy mogły wiedzieć czy się podoba czy nie. Ten rozdział głównie pisałam ja MOD-MAJ, a ja mr_alpaczka sprawdziłam, trochę zmieniłam i trochę dodałam. Zapraszamy na wszystkie książki z naszej listy i nasze pojedyncze konta.

(Może) do zobaczenia w następnym rozdziale!!!

Dwurorzce <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro