Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

  Minęły dwa dni, od kiedy Avalon i Ryan ustalili, że razem zamieszkają w Hempson — gdzie razem dorastali. Przez ten czas Avalon prawie nic nie mówiła. Wyglądała na zamyśloną i nieco smutną. Ryan poszedł za radą Holly i postanowił dać jej przez ten czas trochę przestrzeni. Za dnia pomagał starszej kobiecie w pracach ogrodowych, rąbał drewno i naprawiał sprzęt w jej domu. Dopiero wieczorem siadał z nią w salonie i delikatnie masował jej plecy oraz gładził brzuch.

Poranek był rześki. Słońce delikatnie otulało twarz stojącej na werandzie Avalon, która z delikatnym uśmiechem podziwiała budzącą się do życia przyrodę. Po chwili poczuła duże i ciepłe dłonie na swojej tali.

- Wpakowałem już wszystko do bagażnika. - oznajmił Ryan. - Holly woła na śniadanie. Zrobiła gofry z bitą śmietaną i owocami.

Szatynka odwróciła się przodem do chłopaka i obdarzyła go ciepłym uśmiechem. Wyminęła go i skierowała się do kuchni. Po chwili już siedziała na starym, obrotowym krzesełku przy blacie kuchennym.

- Proszę. - Babcia Holly podsunęła jej pod nos ciepłe gofry, na których szybko topiła się śmietana. Avalon nie czekając aż Ryan dostanie swoją porcję wzięła się za jedzenie. - Wiem, że od razu po jedzeniu wyjeżdżacie, więc powiem to teraz. - Starsza kobieta zwróciła na siebie uwagę. - MimoMimo że nie jestem twoją biologiczną babcią - tu spojrzała na Avę - ani też Twoją - teraz zmierzyła spojrzeniem bruneta. - to traktuję was jak wnuki. Niestety nie mogę pojechać z wami, ponieważ wiem, że bardziej bym przeszkadzała niż pomagała. Jednak będę was odwiedzać tak często, jak tylko mogę. - powiedziała i szybko dodała - Jeśli tylko będziecie chcieli.

Szatynka podniosła się z siedzenia i w szybkim tempie okrążając blat znalazła się w ramionach Holly.

- Kocham Cię. Jesteś dla mnie prawdziwą i najukochańszą babcią. - wyznała.

Pół godziny później Ava i Ryan wyjeżdżali spod domku babci Holly odpowiadając klaksonem na żegnającą ich machnięciem dłoni staruszkę.

Podróż do Hempson zajęła im równo dziesięć godzin. Po drodze zatrzymali się parę razy, aby coś zjeść i móc skorzystać z ubikacji, o co często prosiła Avalon. Dużo rozmawiali. Przede wszystkim wspominali swój wspólnie spędzony czas w dzieciństwie oraz żal jaki odczuwali, kiedy zaczęli się od siebie oddalać w liceum. Rozmawiali też na temat mieszkania razem. Avalon uparcie twierdziła, że znajdzie pracę, aby móc dokładać się do rachunków co spotkało się z dobitną odmową Ryana.

-Nie ma mowy. Jesteś w ciąży, więc nie możesz pracować. W dodatku wciąż się uczymy! - oburzył się. - Mam wystarczająco pieniędzy, żebyśmy spokojnie wyżyli bez pracy do końca szkoły, a potem jeszcze dobrych kilka lat.

I na tym skończył się ten temat. Avalon podniosła ręce w geście kapitulacji i już nic nie wspominała na temat pracy. Jednak w myślach przeklinała to, jak uparty był Ryan. Napiętą atmosferę w aucie przerwał brunet, który położył dłoń na kolanie dziewczyny, delikatnie je masując. Przeprosił ją cicho za to, że podniósł głos i do końca drogi milczeli. Dziewczyna dopiero teraz zaczęła myśleć o tym, co tak naprawdę ich łączy. Co prawda Ryan wyznał jej miłość i często dotykał ją w romantyczny sposób, a ona wcale nie próbowała mu tego zabronić. Była pewna, że go kocha, jednak wciąż mu tego nie powiedziała. Chodzimy ze sobą czy nie? Zastanawiała się. Niby mają już dziecko w drodze, a i tak niebyła pewna ich relacji.

Kiedy wysiadali z auta, dochodziła godzina dwudziesta. Kiedy tylko Ryan zgasił silnik, wyskoczył z samochodu jak poparzony, po czym obszedł go szybko i otworzył drzwi od strony pasażera. Pomógł wysiąść na wpół śpiącej dziewczynie, podając jej dłoń. Avalon przyglądała się białemu domkowi parterowemu z brązową dachówką. Otaczał go na wpół wyschnięty trawnik, a do ciemnych drzwi prowadziła kamienna droga. Nie był jakiś wyjątkowy. Brakowało kwiatów i trochę koloru... jednak sprawiał wrażenie przytulnego. Z tego, co pamiętała w środku były trzy sypialnie, salon z kuchnią i jedna spora łazienka. Garaż był oddzielony od domu. Miał szare ściany i płaski dach. Podziwianie fasady domu przerwało jej delikatne szturchnięcie w ramie. Ryan, trzymając w prawej ręce jej torbę z rzeczami, złapał ją lewą ręką za nadgarstek i pociągnął w stronę domku.

- Jest zimno. Jeszcze się przeziębisz. - mruknął. Kiedy znaleźli się przy drzwiach, szybko przekręcił klucz w zamku i pchnął drzwi. - Witam w naszym domu. - Powiedział z uśmiechem, przepuszczając przyszłą matkę w drzwiach.  



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro