Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

 Ryan oderwał wzrok od zielonookiej i skupił swoją uwagę na sylwetce babci Holly. Zmieszał się, zdając sobie sprawę ze swojego zachowania. Wparował tu jak do siebie, robiąc przy tym niezły raban. Odchrząknął.


- Witam. Mam na imię Ryan. Nie wiem, czy jeszcze mnie pani pamięta. - Wyciągnął dłoń w stronę starszej kobiety, którą ta z zadziwiającą siłą uścisnęła.  

  - Pamiętam. Parę razy odwiedziłeś mnie razem z Avalon. Jednak muszę przyznać, że bardzo się zmieniłeś. - Powiedziawszy to, zmierzyła młodego mężczyznę badawczym wzrokiem. - Jak na takiego małolata wyglądasz całkiem dojrzale. - Zaśmiała się, widząc zawstydzonego chłopaka. - Wiem, że macie sporo do obgadania, ale musicie wpierw ochłonąć. Ja z Avalon zrobimy drugie śniadanie, a ty w tym czasie weź prysznic. Zakładam, że jechałeś całą noc. - poinstruowała. - Drugie drzwi po lewej. W szafce pod oknem są ręczniki. - Wskazała na korytarz prowadzący z salonu w głąb domku.

- Wolałbym porozmawiać teraz. - Zaoponował. Nie chodziło tylko o rozmowę. Brunet nie chciał stracić Avalon z oczu choćby na minutę. Bał się, że znowu ucieknie.

- Powiem tak. Ty idź się wykąp, a ja porozmawiam z Avalon. Przyjrzyj się jej. - Lekko dotknęła ramienia dziewczyny, która swoją drogą była blada jak kartka papieru.  

Jak skamieniała stała w miejscu i tylko przysłuchiwała się ich krótkiej wymianie zdań. Zarejestrowała tylko, jak brunet niechętnie idzie w kierunku wskazanym przez babcię. Czuła, że jej głowa zaraz wybuchnie od nadmiaru myśli. Ryan zareagował kompletnie inaczej, niż się tego spodziewała. Myślała, że będzie zły. Była niemal pewna tego, że się załamie. Mieli po osiemnaście lat! Nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji! Ona sama nie jest pewna, co zrobi po urodzeniu dziecka. Została wyrzucona z domu, przerwała naukę, nie ma pracy i pieniędzy. W dodatku nie może narzucać się babci Holly. Nie dość, że teraz ma ciężarną na głowie, to za parę miesięcy pojawi się kolejna osoba do wyżywienia. Do tej pory się nad tym nie zastanawiała, ale powinna mieć jakiś plan na przyszłość. Może pójdzie do miasteczka i poszuka jakiejś pracy dorywczej?Czarno to widzę. Kto przyjmie ciężarną nastolatkę do pracy?!  Tak pochłonęły ją jej własne myśli, że nie zorientowała się, że jest prowadzona za rękę do kuchni. Dopiero gdy usłyszała ciepły głos siedemdziesięciolatki, wyrwała się z amoku.


- Usiądziesz czy będziesz tak stać w przejściu, gapiąc się w podłogę? - Kobieta ukryła niepokój pod maską delikatności. Uśmiechnęła się, po czym pogłaskała niewiele niższą od siebie nastolatkę po kasztanowych włosach. - Jesteś blada jak ściana. - mruknęła. - Porozmawiajmy. Mamy góra dziesięć minut. Tego narwańca tak szybko się nie pozbędziesz. - Powiedziała z nutą rozbawienia. Widziała w oczach Ryana prawdziwe uczucie, kiedy ten spoglądał na szatynkę. Tak niegdyś patrzał na Holly jej świętej pamięci mąż.

Szatynka posłusznie usiadła na obrotowym krzesełku przy wyspie kuchennej. Oparła łokcie na drewnianym blacie i schowała twarz w dłoniach. Jeszcze trzy miesiące temu miała rodzinę i zapewnioną świetlaną przyszłość, a jej największym problemem było gotowanie obiadu dla pięciu wiecznie głodnych braci. Mimowolnie z jej oczu wydostał się wodospad łez. Głośno pociągnęła nosem, a w jej gardle zaczęła formować się gula wielkości piłki do tenisa. Mimo wielu starań z jej gardła wydostał się głośny szloch. A było już tak dobrze.

- Uspokoiłaś się już? - Zapytała lekko zniecierpliwiona Holly. Rozumiała, że jej wnuczka jest w totalnej rozsypce, ale mogłaby się trochę opanować. A może to te hormony? Trochę szkoda, że z Joshem nie mogliśmy mieć dzieci. Wiedziałabym jak pomóc.

  - Czemu przyjechał akurat teraz? - Zapytała, gdy opanowała płacz. - Nie jestem gotowa na konfrontacje z nim! - Smutek w jej głosie zastąpił gniew. - Dobra! To jego dziecko i powinien o nim wiedzieć. Jednak chciałam to zrobić później! Gdy będę mogła spojrzeć mu w oczy. W końcu jakby nie było, wszystko jest moją winą! To ja go zachęcałam do picia. Nie chciałam mu zniszczyć życia! Prawda, że się ucieszył, widząc mój brzuch. Swoją drogą dalej tego nie pojmuję. Jednakże jak długo będzie z tego powodu szczęśliwy? Mamy po osiemnaście lat! Kiedy znajdzie dziewczynę, którą pokocha, dziecko z kimś innym będzie problemem. Może nawet zacznie żałować, że kiedyś się ze mną przyjaźnił?! - W nerwach zaczęła ciągnąć za końcówki włosów, a z jej ust nie przestawał płynąć potok słów. - A może w ogóle nie powinien się był dowiedzieć? Tak byłoby prościej! Jesteśmy w wieku szkolnym. Nie mam pracy ani dachu nad głową. Rodzice nie chcą mnie znać! Właśni bracia nie raczyli nawet na mnie spojrzeć, gdy zostałam wyrzucona na bruk! Także ... - Jej wywód przerwał głośny huk.

Wraz z Holly równocześnie odwróciły głowy w stronę wejścia do kuchni. Ryan stał w futrynie, a jego zaciśnięta w pięść dłoń oparta była o dość spory wyłom w ścianie, z którego posypał się tynk i kawałki ozdobnego drewna. Brunet głośno dyszał. Na jego twarzy malowała się furia.

- Ryan! - Krzyknęła siedemdziesięciolatka. Bała się, że od nadmiaru emocji u Avalon coś może stać się dziecku.

- To prawda? - Wysapał błękitnooki.

- C... Co masz ... na myśli? - Wyjąkała Avalon. Takiego Ryana jeszcze nie znała. Powoli zaczęła zdawać sobie sprawę, jak mało o nim wie. Nie sądziła, że jest na tyle silny, by rozwalić boazerie i kawałek ściany nic przy tym nie czując.

- Wyrzucili cię z domu przez to, że jesteś w ciąży? - Zapytał spokojniej, widząc przestraszoną Ave. Bardziej niż to, że nie chciała mówić mu o dziecku, zdenerwował go fakt, że została tak bestialsko potraktowana przez własną rodzinę. Mimo prób opanowania ciężkiego oddechu wciąż drżał na całym ciele. - Nawet twoi bracia nie zareagowali?

- Mhm. - Cicho mruknęła i kiwnęła głową na znak 'tak'.

W następnym momencie czas jakby przyspieszył.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro