Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

friends



                thomas dużo myślał.

i nie myślał o wszystkim. nie, on myślał o newcie.

wydawał się on być jedynym, o czym był w stanie myśleć. był w jego głowie rano, po południu i w nocy. było tak od miesięcy. to trochę go denerwowało, ale częściej po prostu zaskakiwało.

newt i thomas byli najlepszymi przyjaciółmi, odkąd tylko pamiętali. bawili się na szkolnym placu zabaw ich przedszkola, nieustannie się ganiając i chichocząc. często huśtali się na huśtawkach, odkąd tylko mieli sześć lat. w trzeciej klasie urządzali nocowania, podczas których robili żarty siostrze thomasa. pozostali najlepszymi przyjaciółmi w gimnazjum, kiedy poznali nowych ludzi jak alby, minho i gally. przeżyli różne kłótnie — te głupie i poważne. znali swoje sekrety i nigdy nikomu ich nie zdradzili. poszli na ten sam uniwersytet i nawet załatwili sobie ten sam budynek akademiku. zawsze przytulali się dłużej, niż to było potrzebne. newt nawet czasami całował thomasa w policzek przed snem i na odwrót. spali razem w jednym łóżku częściej, niż sypiali sami. jeden zawsze zajmował się drugim podczas choroby. znali siebie na wylot i zawsze się wspierali.

byli bardzo dobrymi przyjaciółmi.

ale były też myśli, które ciągle nawiedzały thomasa.

dlaczego, do cholery, ciągle myślał o wszystkim, co miało związek z newtem? dlaczego to wszystko tak go męczyło? dlaczego myślał o jego przyjacielskich gestach lub długich pocałunkach, które od czasu do czasu składał na jego policzku? thomas uznał, że były to gesty platoniczne i nic nie znaczyły.

myślenie o tym niebezpiecznie zbliżało się do linii, ale nie mógł przestać, chociaż bardzo tego chciał.

wszystko zaczęło się prawie rok wcześniej, od częstych spojrzeń podczas zajęć. było to tylko kilka spojrzeń. chociaż podświadomie zamieniły się w podziw. potem zamieniły się w miłość do tego, jak newt się śmiał i zapamiętanie sposobu, w jaki się uśmiechał. uważał to za głupie, ale nawet o nim śnił.

thomas naprawdę bardzo starał się o tym nie myśleć.

jednak to było niemożliwe, szczególnie od zeszłego tygodnia.

newt, thomas i wielu innych przyjaciół postanowili się upić. wszyscy pili i pili w salonie newta, aby zapomnieć o prawdziwym świecie, nie licząc thomasa, który nie miał powodu, żeby się upić. tylko trochę się wstawił.

pijany newt wydawał się zupełnie inną osobą. przez całą noc praktycznie leżał na thomasie, który próbował przekonać samego siebie, że to było spowodowane jedynie alkoholem.

tej nocy zasnęli przytuleni, przyciśnięci do siebie pod pościelą newta. newt całował kącik ust thomasa (i jego szyję), przez co skóra thomasa się rozgrzewała, a jego serce przyspieszało z nadzieją, że chłopak będzie kontynuował. to właśnie wtedy thomas zaczął myśleć o newcie i o wszystkim, czym mogliby być, gdyby tylko spróbowali.

naprawdę podobał mu się sposób, w jaki ich ciała się stykały i to, jak ramiona newta owijały się wokół niego.

ale byli przyjaciółmi i niczym więcej. nie powinien myśleć tak o swoim przyjacielu. nie mógł naprawdę czegoś czuć do swojego przyjaciela. próbował przekonać samego siebie, że nie zależy mu na newcie w ten sposób.

to było dziwne i głupie (jego zdaniem), jak jego własne myśli mieszały mu w głowie i jak często zaprzeczał samemu sobie.

po tych wszystkich dniach, które spędził na poszukiwaniu odpowiedzi, został w nieskończonej przestrzeni zmieszania.

aż pewnej nocy wszystko w niego uderzyło. miał objawienie.

to wydarzyło się nagle, gdy leżał w łóżku o trzeciej nad ranem, po prostu wpatrując się w sufit swojej sypialni, ponownie myśląc o newcie. przez całą noc przekręcał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć.

dopiero w tamtym momencie był w stanie zrozumieć, ale co ważniejsze zaakceptować, to wszystko. to po prostu kliknęło w jego umyśle. nie mógł uwierzyć, jak proste mogło być wyjaśnienie. poczuł się głupio, że nie zdawał sobie z tego sprawy.

to było tak wyraźne i nie był w stanie temu zaprzeczyć.

podekscytowany dosłownie wyskoczył z łóżka i wybiegł ze swojego domu. głośno dysząc, biegł przez korytarze budynku mieszkalnego i po schodach do mieszkania newta. po jego głowie krążyły myśli. nawet nie obchodziło go to, że miał na sobie jedynie spodnie ze spidermanem.

kiedy dotarł do drzwi oznaczonych numerem 471, szybko zapukał do drzwi z głupim uśmiechem na twarzy.

jego serce mocno biło w piersi tak głośno, że mógł to usłyszeć. kołysał się na piętach do przodu i do tyłu. jego żyły wypełniły się adrenaliną.

to było to. w końcu wszystko wiedział. i musiał powiedzieć o wszystkim newtowi.

przez to, że dzieliło go zaledwie kilka minut od wyznania wszystkiego, zalał go strach i setki pytań „a cojeśli...?", gdy czekał, aż jego najlepszy przyjaciel otworzy mu drzwi. jego uśmiech zniknął. nagle zaczął się denerwować swoimi myślami, zamiast być podekscytowany.

dlaczego nie uświadomił sobie tego wcześniej? tak bardzo bał się tego, co będzie, jeśli kiedykolwiek się przyzna, jednak tak naprawdę od dawna to wiedział.

newt otworzył drzwi i wyrwał go z zamyślenia.

— cholera, czego chcesz, tommy? próbuję—

— muszę ci coś powiedzieć.

nie mógł powstrzymać się od przyjrzenia temu uroczemu, rozczochranemu chłopcu przed nim, który miał na sobie jedynie bieliznę. uśmiechnął się, gdy newt uroczo przetarł oczy.

— teraz? — zapytał zachrypniętym głosem. — o cholernej trzeciej w nocy?

— tak — odparł cicho thomas, kwestionując teraz wszystko jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

— dobra. wejdź.

thomas wszedł do czystego, dobrze zorganizowanego mieszkania (zupełnego przeciwieństwa tego jego) i ruszył za blondynem. chłopcy usiedli twarzą do siebie, po turecku, na podłodze salonu. milczeli, patrząc na siebie.

— pospiesz się, bo jestem zmęczony — poprosił newt z delikatnym uśmiechem.

— okej, um... cóż, widzisz... uch, po prostu...

thomas poczuł się zakłopotany. mógł przemyśleć to, co chciał powiedzieć, zanim wybiegł z mieszkania, by obudzić newta. nawet nie wiedział, jak zacząć.

— no dalej, tommy! — roześmiał się newt, delikatnie uderzając go w kolano.

— dobrze, dobrze! — uśmiechnął się thomas, ale szybko zmarszczył brwi. — chodzi o to, że chyba nie jesteśmy przyjaciółmi. i nigdy nie byliśmy.

— co masz na myśli?

— chodzi mi o to, że nie jesteśmy przyjaciółmi takimi, jak minho i ja, ani ty i alby. myślę, że właśnie to jest przyjaźń.

— thomas, trochę mnie przerażasz... — przyznał newt z szeroko otwartymi oczami.

— po prostu pozwól mi skończyć, dobrze? — poprosił thomas. — myślę, że przyjaciele nie powinni całować mnie tak, jak ty. i przyjaciele nie powinni przytulać się tak długo, jak my. nie powinienem myśleć o tobie w sposób, w jaki to robię. przyjaciel nie powinien mieć pieszczotliwej ksywki, którą mnie nazywa, choć nikt inny tego nie robi. to nie jest przyjaźń. wiem, jaka powinna być przyjaźń... i to nią nie jest, bo nie powinieneś wywoływać u mnie tych uczuć. to strasznie głupie.

— nie rozumiem, tommy. co się stało? zrobiłem coś? — głos newta był przepełniony ogromnym zmartwieniem, kiedy wyciągnął dłoń w kierunku bruneta.

— wiem, że jest limit wszystkiego i przyjaciele nie powinni traktować mnie tak, jak ty. bo myślę, że nie chciałbym mieć takiego przyjaciela, jak ty. — thomas wziął głęboki oddech. — chyba próbuję powiedzieć, że nie jesteśmy przyjaciółmi, bo cię lubię, newt. o wiele bardziej niż przyjaciela.

już. w końcu to powiedział.

— i to dlatego przyjaciele powinni spać w różnych łóżkach, nie powinni przytulać mnie tak, jak ty, bo przyjaciele nie powinni kochać mnie tak, jak ty.

pomiędzy nimi zapadła cisza, podczas której newt głośno wciągnął powietrze, a thomas spuścił głowę, nie móc na niego spojrzeć.

thomas był przepełniony zmartwieniem. był pewny, że właśnie zniszczył całą ich przyjaźń. czuł, jak jego serce tonie w brzuchu.

to był zły pomysł.

wiedziałem, że to wszystko pójdzie źle. dobra robota, ja! kurwa, właśnie wyznałeś miłość swojemu najlepszemu przyjacielowi. kurwa, genialnie.

zaczął podnosić głowę, ale zanim jeszcze zdążył nawiązać kontakt wzrokowy z newtem, jego usta natychmiast zostały przyciśnięte do tych jego. thomas zamarł z szeroko otwartymi oczami.

był przeszczęśliwy. jego serce przyspieszyło. był podekscytowany i zszokowany. to nie wydawało się prawdziwe.

newt naprawdę tam był i naprawdę całował thomasa, przez co w jego głowie pojawiło się mnóstwo myśli.

newt ułożył swoją rękę z tyłu szyi thomasa, kiedy ten odwzajemnił pocałunek.

to był dotyk, którego oboje pragnęli. thomas nawet nie był w stanie opisać tego uczucia jednym słowem, ale wiedział, że to było lepsze, niż bycie w niebie.

to był słodki pocałunek. usta newta smakowały jeszcze słodziej, niż sobie wyobrażał. uwielbiał sposób, w jaki poruszały się na tych jego.

newt dość szybko zakończył pocałunek.

thomas natychmiast poczuł potrzebę ponownego pocałowania go. całował lepiej, niż thomas sobie wyobrażał.

właśnie wtedy uderzyło w niego to, że to właśnie się wydarzyło. naprawdę pocałował newta. w usta. i newt też go pocałował. a teraz oboje uśmiechali się jak idioci, nie mogąc złapać oddechu. czuł się, jakby w jego brzuchu wybuchały fajerwerki.

i to wszystko przez newta.

— chyba wiem, o czym mówisz. — newt uśmiechnął się pod nosem. — zdecydowanie nie jesteśmy przyjaciółmi.

uśmiechnął się i przyciągnął thomasa do kolejnego pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro