Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9. Miłość leczy rany.

Po dotarciu na polanu zaczęłam szukać jakiejś ofiary do zabicia. Miałam nadzieje, że szybko ją znajdę. Zaczęłam chodzić wte i wewte. Nagle dostałam czymś w bok przez co krzyknęłam jak najgłośniej z bólu. Upadłam. Osobą która mnie zraniła była podobna do Slendera tylko była taką... Damską wersją? (zdjęcie poniżej)

-Żałosny człowiek.- Powiedziałam ta postać. Następnie poczułam jak coś zaczyna miażdżyć mi nogę. Krzyknęłam jeszcze głośniej niż wcześniej.

(Perspektywa Slendermana)

Siedziałem w swoim gabinecie i rozmyślałem. Zastanawiało mnie jak powiedzieć Namidzie o tym co palnąłem. Wtedy podczas naszej rozmowie która była miesiąc temu. Moje rozmyślenia przerwało to, że do mojego gabinetu wbiegła Jane. Wyglądała na zdenerwowaną i przerażoną.

-Jane co się stało?- Spytałem spoglądając na nią.

-Slendy słyszałam niedaleko polany krzyki Namidy.- Jej słowa mnie przeraziły. Pamiętałem do dziś co stało się gdy Namida zapomniała włączyć muzykę kiedy miała iść spaść. Prawie całą noc nie spała przez koszmary. Szybko wstałem.

-Powiedz by Masky, Toby, Hoodie i Kate poszli sprawdzić okolice rezydencji. Ja sprawdzę polanę.- Powiedziałem, a po chwili moi proxy wyruszyli. Sam przeteleportowałem się do braci i wszystko im powiedziałem.

(Perspektywa Namidy)

Ta dziewczyna nawalała moją głową o drzewo. W ogóle nie czułam nogi. Czułam się co raz słabsza. Krew spływała mi z czoła tak samo jak z boku. Jeszcze przebiła moje ramie macką. Nagle poczułam ulgę na ciele przez co bezwładnie upadłam. Zamiast poczucia ziemi pod sobą poczułam czyjeś ręce. Spojrzałam słabym wzrokiem na postać którą okazał się Splendy. Na dodatek usłyszałam jak ta dziewczyna o coś przywaliła. To byli Offender i Trendy. Off złapał tą dziewczynę i gdzieś się teleportowali.

-Cholera jasna!- Usłyszałam przerażony głos Slendera. Mój przyjaciel szybko podbiegł do nas.- Boże Nami.- Powiedział przerażony dotykając mojego czoła z którego ciekła krew.

-S... S ja nie czuje nogi.- Powiedziałam słaba.

-Trendy biegnij po Smileya!- Krzyknął przerażony S. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach.- Namida nie zasypiaj. Patrz na mnie i mów do mnie.- Mówił cały przerażony i bliski płaczu.

-S... Slender ja... Kocham cie.- Powiedziałam szeptem czując jak robię się co raz słabsza. Poczułam coś na ustach ale potem poczułam jak powoli zasypiam. Wtedy podbiegł do nas Dr. Smiley z Trendym. Trendy wziął mnie delikatnie na ręce i przeteleportował się ze mną i Smileyem do rezydencji. Potem była już tylko ciemność.

(Perspektywa Slendermana)

Byłem przerażony stanem Namidy. Jak najszybciej przeteleportowałem się do rezydencji. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. No tak. Miałem krew na rękach. Poszedłem pod pokój Smileya. Zacząłem czekać z nadzieją, że Namidzie nic poważnego nie będzie. Po około 4 godzinach wyszedł Smiley.

-No i co z nią?- Spytałem zdenerwowany. Po twarzy Smileya wiedziałem, że coś jest nie tak.

-Mam dobre i złe wieści.- Jego słowa mnie przeraziły.

-Jakie są złe?- Spytałem dalej przerażony.

-Złe wieści są takie, że Namida miała poważne połamaną nogę. Kości były pogruchotane od kolana do stopy. Obawiam się, że kości w ogóle by się nie zrosły. Wiec musiałem wykonać z pomocą Ann amputację. Jej ramie zostało przebite na wylot więc też było sporo roboty. Tak samo z jej bokiem. Na dodatek jest w śpiączce farmakologicznej.- Słowa Smileya mnie przeraziły. Namida jest niepełno sprawna. Na dodatek jest w śpiączce.

-A... A dobre wieści?- Spytałem przerażony. Nie mogłem dalej uwierzyć w słowa Smileya.

-Dobre wieści są takie, że uda mi się z pomocą Jacksona zrobić dla niej protezę. Więc jakoś będzie mogła funkcjonować. Ale przez jakiś czas musi odpocząć jak się obudzi. Ale teraz idź do niej.- Powiedział Smiley, a ja wszedłem do pomieszczenia. Ann właśnie podpinała kroplówkę do Namidy która była podpięta do kardiomonitora i miała maskę z tlenem. Do tego miała opatrzone rany. Było mi źle widząc Namide w takim stanie. Usiadłem na krześle obok niej. Byłem taki głupi, że nie powiedziałem Nami o moich uczuciach.

-Nami ja ciebie też kocham.- Powiedziałem i pocałowałem ją krótko w czoło. Namida poruszyła palcem w jednej ręce.

-Zawołaj nas jeśli się obudzi.- Powiedziała Ann, a następnie wyszła. Siedziałem przy ukochanej aż do wieczora. Co jakiś czas przychodziła Ann by zmienić kroplówkę albo coś. Cały czas trzymałem Nami za rękę czekając aż się obudzi.

(Perspektywa Namidy)

Poczułam jak ktoś trzyma mnie za rękę. Na dodatek miałam coś co zakrywało moje usta i nos oraz słyszałam dźwięk kardiomonitora. Powoli otworzyłam oczy. Zauważyłam Slendera obok mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemniłam uścisk dłoni. S od razu spojrzał na mnie.

-Nami. Jak się czujesz?- Spytał się Slendy głaszcząc mnie po policzku.

-Jest lepiej tylko nie czuje jednej nogi od kolana do stopy.- Na moje słowa Slender wyglądał jakby posmutnia.- Slender?- Spytałam, a Slendy spojrzał na mnie. Już miał coś powiedzieć ale do pomieszczenia weszła Sally.

-Namida!- Krzyknęła uradowana dziewczynka obiegając do mnie i Slendera. Dziewczynka weszła na kolana S, a potem na łóżko. Przytuliła mnie mocno. Zacisnęłam zęby z bólu. Sally musiała to zauważyć bo szybo mnie puściła.- Przepraszam.- Powiedziała smutna.

-To nic Sally.- Powiedziałam gdy do pomieszczenia wbiegli proxy Slendera, Jane, Cloocky i Hana. Moja kuzynka podbiegła do mnie i przytuliła.

-Namida więcej nas tak nie strasz. Jasne?- Powiedziała moja kuzynka.

-Jak słońce.- Odpowiedziałam. Toby usiadł w miejscu gdzie nie czułam nogi. Nic nie poczułam. Toby wstał i podniusł kołdrę. Kiedy usiadłam i spojrzałam na swoje nogi zauważyłam, że jednej nie mam od kolana do stopy.- S-Slender... J-Ja...- Nie skończyłam bo S szybko zakrył kołdrą moje "nogi" i przytulił mnie. Nie mogłam uwierzyć, że jestem kaleką. Po chwili wszyscy wyszli poza Slenderem. Po czasie przyszła Ann i Smiley. Gdy wszystkie badania się skończyły przyszedł Jackson. W rękach miał jakieś pudełko.

-Zrobione zgodnie z zamówieniem.- Powiedział czerwonowłosy kładąc pudełko na szafkę na przeciwko łóżka. Slender pomógł mi usiąść na brzegu łóżka. Podszedł do mnie Jackson z... Sztuczną nogą. Jackson z pomocą Slendera założył protezę.- A teraz chwila próby.- Powiedział kiedy Slender staną przede mną i pomógł wstać. Trzymał moje obie ręce. Mężczyzna zrobił krok w tył, a ja krok w przód. Robiliśmy tak aż do schodów. Slender asekurował mnie gdy schodziliśmy po schodach. Jak weszliśmy do salonu wszyscy zaczęli mnie przytulać itp. Wyszłam za rezydencje by odetchnąć świeżym powietrzem. W pewnej chwili ktoś zasłonił mi oczy.

-Odwróć się.- Usłyszałam głos Slendera za sobą. Odsłonił moje oczy, a ja się odwróciłam. Widok jaki zobaczyłam zaskoczył mnie. Slender klęczał przede mną z małym czerwonym pudełeczkiem w dłoni. Mężczyzna otworzył pudełeczko w którym był pierścionek z rubinem.

-Bardzo cie kocham Nami i chciałbym spytać. Czy wyjdziesz za mnie?- Słowa Slendera mnie bardzo wzruszyły.

-Slendy j-ja... Tak.- Powiedziałam ze łzami w oczach. Slender założył na mój palec pierścionek, a następnie się pocałowaliśmy. Wszyscy gratulowali nam z tego powodu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam to taka, że oglądaliśmy filmy. Prawdopodobnie zasnęłam w ramionach Slendera. Jego obecność, dotyk, słowa i zapach sprawia, że wszystko co się złego wydarzyło w moim życiu znika raz na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro