Rozdział 5. Spotkanie po latach.
Od mojej zemsty na rodzicach minął rok. Zawsze kiedy S prosił mnie o przysługi wypełniałam je z wielką chęcią. Muzyka nadal mnie nie opuściła tak samo jak mangi. Nie raz chłopcy mnie podrywali jednak ja od razu im dawałam kosza. Jednak kiedy S nie prosi mnie o przysługę wychodzę do różnych klubów by znaleźć sobie ofiarę. Gdy torturuję swoją ofiarę, a oni płaczą zbieram do fiolek z ich imionami łzy. Dzień jak co dzień. Siedzę w salonie w swoim domu i czytam standardowo mangę. Znudziło mi się to po jakimś czasie. Sprawdziłam która godzina na telefonie. Była dopiero 16:30. Poszłam do kuchni. Na lodówce był list. Wzięłam kartkę do ręki i zaczęłam czytać.
-Serdeczna Namido. Jak ci się powodzi w życiu? Wiem, że możesz być samotna.- W tej chwili przestałam czytać.- Lekka przesada S. Po co to napisałeś skoro dupy nie ruszysz i nie przyjdziesz do mnie.- Powiedziałam do siebie lekko wkurzona na S. I po chwili wróciłam do czytania listu.- Jeśli będziesz miała ochotę możesz przyjechać do mojej rezydencji. Poznałabyś moich proxy i innych. Wiem, że nie lubisz poznawać nowych osób ale plis przyjedź. Chciałbym z tobą się zobaczyć i spędzić czas. I jeszcze jedno. Zostawiłem tobie w lodówce trochę jedzenia. Na pewno nic nie jadłaś. Jak zwykle. Masz zjeść. Sprawdzę.- Po skończeniu czytania listu położyłam go na blat szafki.- Jak zwykle musisz się w trącać w moje życie. No dobra odwiedzę go. Ale najpierw trzeba kilka nowych łez do kolekcji.- powiedziałam i poszłam do pokoju. Wzięłam swoją kurtkę i poszłam do garażu. Wyjęłam motor i poszłam zamknąć dom i garaż. Po zamknięciu domu i garażu wsiadłam na motor. Nałożyłam kast. Pojechałam pod jeden z nowych klubów. Wysiadłam i zaparkowałam motor. Zdjęłam kask i poszłam do środka. Usiadłam przy barze. Po chwili podszedł do mnie barman.
-Co podać?- Spytał się spoglądając na mnie tak jak by widział pierwszy raz widział jakąś dziewczynę. Już chciałam coś powiedzieć jednak przerwał mi w tym jakiś brunet który usiadł obok mnie.
-Poproszę tequile. Tak po za tym jestem Kole, a panienka?-Wiedziałam co kombinuje ten koleś. Postanowiłam to wykorzystać jak zwykle.
-Irina. Właśnie miałam zamiar wypić tequile.
-Tequile dla tej damy.- Powiedział Kole. Po chwili przyszedł barman z naszymi trunkami. Wzięłam szklankę i zaczęłam pić. Rozmawialiśmy do chwili kiedy nasze szklanki były puste. Kiedy skończył się nam alkohol w szklankach zeszłam z krzesła.- Gdzie idziesz?- Powiedział smutnym głosem.
-To domu. Chyba, że chcesz ze mną?- Powiedziałam jak zwykle kuszącym głosem. Ten szybko wstał i ruszy za mną. Po wyjściu z klubu wsiedliśmy na mój motor i pojechaliśmy do mojego domu. Kiedy wysiedliśmy do budynku poprowadziłam go do piwnicy gdzie zazwyczaj zabijałam ofiary. On nie wiedział co się dzieje, ponieważ wiedziałam o tym co myśli. Skąd to wiedziałam? Otóż miałam wiele takich sytuacji. Posadziłam go na krześle. Związałam ręce z tyłu. Poszłam do jednej ze ścian gdzie miałam różne narzędzia ogrodowe z których korzystałam pod czas zabijania. Wzięłam nożyce i z powrotem wróciłam do Kola. Dopiero teraz spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam strach. Kiedy zaczęłam go zabijać on płakał. Więc wtedy pod jego oko przyłożyłam fiolkę. Po chwili zaczął powoli odpływać. Uniosłam ostrze do góry.- Amai yume.(słodkich snów)- Powiedziałam i wbiłam mu ostrze w łeb. Po godzinie skończyłam sprzątać. Fiolkę z łzami wsadziłam do niewielkiej torebki gdzie mam inne fiolki z łzami moich innych ofiar. Poszłam do łazienki by się wykąpać. Po kąpieli poszłam do swojego pokoju by spakować kilka rzeczy. Gdy się spakowałam poszłam z torbą podróżną w ręku do motoru. Po chwili ruszyłam. Minęła godzina a ja już byłam pod wielką willą. Zaparkowałam motor i wzięłam torbę. Weszłam z buta do budynku.
-Meiyo wszystkim!- Krzyknęłam. Rzuciłam torbę na podłogę i poszłam do salonu gdzie usiadłam na kanapę. Wszystkie nie typowe osoby spojrzały na mnie.- Czego tak się lampicie? Człowieka nie widzieliście czy co?- Powiedziałam po prostu wkurzona. Zastanawiałam się gdzie może być S.
-Ty chyba gówniarzu pomyliłaś miejsca .- Powiedział jakiś typek z pociętą mordą.
-Gówniarzem to jesteś ty. Pocięty ryju.- Powiedziałam znudzona całą sytuacją.
-Ja ciebie zamorduje.- Powiedział pan wycięty ryj wyciągając nóż kuchenny z kieszeni bluzy.
-Racja. Trochę mi nudno.- Powiedziałam wstając z kanapy.- No dawaj zabij mnie jak chcesz ale będziesz miał wtedy przechlapane.- Powiedziałam, a on normalnie zrobił się czerwony ze złości gdzie inni gapili się na tą sytuację zaskoczeni.
-Ja... Ja... Ja cię zajebię!- Wydarł się wkurzony i zaatakował mnie. Już chciał wbić nóż mi w głowę jednak załapałam go za nadgarstki, kopnęłam go w kroczę i walnęłam z główki. Poleciał pod ścianę gdzie chłopak w stroju elfa grał w jakąś grę.- Ty jebana suko!!- Wrzasnął głośniej trzymając się za swoje żołędzie.
-Jeffrey!!!!- Krzyknął dobrze znany mi głos. Spojrzałam na wyjście z salonu. Zauważyłam S. Wiedziałam, że się nieźle wkurzył.- Ani mi się ważcie jej tknąć.- Powiedział nadal wkurzony.
-Odezwał się aniołek. Mam ci przypomnieć kiedy ja musiałam ogarnąć całą chatę po Waszej imprezce?- Powiedziałam podchodząc do S. Pozostali byli normalnie w szoku.- Ale mówiąc szczerze to powinieneś dostać ode mnie wpierdziel.- Powiedziałam udając obrażoną.- Ale i tak się ciesze, że cię widzę.- Powiedziałam i skoczyłam mu na szyję.
-Namido ja również tęskniłem ale zejdź ze mnie bo chyba nie chcesz mnie udusić.
-Oj no dobra.- Powiedziałam z niezadowoleniem i zeszłam z jego szyi.
-Slender kto to kurna jest?- Spytał się czarno-biały klaun.
-To Namida. Zostanie tu na trochę. Jeżeli chodź...
-S nie jestem już małym dzieciakiem!!- Krzyknęłam oburzona zachowaniem Slendera.
-Spójrz Sally mamy gościa.- Powiedziała jakaś dziewczyna ubrana w czerń, biel i szary. Na jej rękach była mała dziewczynka. Miała na sobie różową sukienkę, a w rękach trzymała pluszowego misia. Dziewczyna w ciemnych kolorach postawiła małą na ziemię, a ta od razu do mnie podbiegła.
-Cześć jestem Sally, a ty kim jesteś?- Uklęknęłam przed nią na jedno kolano.
-Jestem Namida. Miło cię poznać Sally.
-Pobawisz się ze mną?- Spytała się robiąc słodkie oczka. Pamiętam jak jeszcze mieszkałam z Haną. Pewnego dnia zauważyłyśmy bezdomne dzieci które robiły przyjęcie urodzinowe dla swojego kolegi. Razem z Haną przyłączyłyśmy się. Wtedy odezwał się groteskowy klaun kiedy podszedł do mnie.
-Ja jestem L.J. ale nazywaj mnie Jack. Miło mi poznać. Soki za te wcześniejsze słowa.- Powiedział Jack wyciągając dłoń w moim kierunku.
-Wybaczam. Jak powiedział S jestem Namida. Mi także miło cię poznać.
-Ten w stroju elfa to Ben. Pocięty ryj jak to powiedziałaś to Jeff. Ta co niosła Sally to Zero. Zaś ta czwórka co stoi przy oknie to proxy Slendera. Nazywają się Toby, Masky, Hoodie i Kate.- Powiedział Jack pokazując palcem na osoby które wymieniał.
-Hejka!- Krzyknęły wymienione osoby przez Jacka. Jedynie Jeff się nie odezwał. Wiedziałam, że nadal jest wkurzony. Nawet gorzej.
-Bym zapomniała.- Powiedziałam i podbiegłam do torby. Wyjęłam z niej książkę. Podeszłam do S.- Proszę prezent dla ciebie.
-Namido przecież tą książkę mam ale ty nasz w oryginalnym języku.- W jego głosie słyszałam zaskoczenie. Podałam mu książkę.
-Daremoga ai ni ataisuru. (Każdy zasługuje na miłość.)- Wiedziałam, że zaraz spyta się skąd ją mam.- Heh mam swoje źródła. Zabrałam zamordowanemu przeze mnie gościowi.- Powiedziałam kiedy Zero zabrała Sally na górę.- Po za tym nie wiecie co zabieram swoim ofiarom.
-Organy, krew, kości?- Zaczął wypytywać Toby.
-Nie zgadłeś. Zabieram im łzy.- Po mojej wypowiedzi wszystkich zatkało. Nawet S.
-Czy ty jesteś normalna?- Spytał Jeff.
-A wy jesteście normalni?- Nikt się nie odezwał.- No właśnie. Każdy ma swoją metodę. Ty Jeff wycinasz na swoich ofiarach to samo co zrobiłeś sobie na policzkach. Skąd wiem powiedzmy, że jedną z moich ofiar była twoja psychofanka.- Na moje słowa wszystkich zatkało.- Nie musisz dziękować. Choć przyznam, że w Japonii czcili mnie. Nazywali mnie bogiem Kirą.
-Jak z tej legendy?- Spytał się Ben.
-Dokładnie.- Odpowiedziałam.- No dobra bo coś czuje, że S zaraz będzie nam iść w kimę.- Powiedziałam kiedy wszyscy spojrzeli na S.
-Do łóżek natychmiast.- Powiedział S, a wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
-Mówiłam.- Powiedziałam kiedy wszyscy zaczęli iść w stronę schodów.
-Masky pokaż Namidzie pokój.- Powiedział S. Kiedy chłopak w białej masce stanął i odwrócił się w moją i S stronę.
-Tak operatorze. Chodź Namida.- Powiedział machając do mnie bym za nim poszła. Wzięłam torbę i poszłam za nim. Po jakiś 10 minutach doszliśmy do jednego z pokoi.- To twój pokój. Idź teraz spać bo jutro jak znam resztę będą chcieli poznać ciebie lepiej.
-Dzięki za radę. Dobranoc.- Powiedziałam otwierając drzwi pokoju.
-Dobranoc.- Powiedział Masky i poszedł do innego pokoju kiedy wchodziłam do pokoju. Po zamknięciu drzwi torbę położyłam pod ścianę i wzięłam piżamę w którą się przebrałam. Włączyłam muzykę na głośnik i poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro