6. Oblubienica Ducha Świętego
Bazylika była pełna ludzi. Dym kadzidła unosił się w powietrzu wypełniając przestrzeń cudownym zapachem, jaki można spotkać tylko w miejscach modlitwy. Proboszcz, ubrany w ogniście czerwony ornat, grzmiał z ambony. Mówił o Mocy z wysoka, o Obietnicy Ojca, Ożywicielu i Pocieszycielu. Głosił z charakterystyczną dla siebie lekkością, połączoną jednak z wielką powagą. Ksiądz Asystent starał się usilnie słuchać kazania, podczas gdy Ksiądz Wikariusz walczył z sennością. Obaj do późnych godzin nocnych modlili się z młodzieżą, oczekując na uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Ministranci i lektorzy, licznie zgromadzeni i odświętnie ubrani, starali się zachować postawę godną pełnionej funkcji. Grupka kandydatów starała się naśladować powagę starszych kolegów, czasami tylko oglądając się do tyłu, szukając wzrokiem swoich rodziców.
- Jak to było z tym Duchem Świętym? – zapytał Bartuś stojącej przy nim Królowej.
- Modliłam się w wieczerniku razem z apostołami, dokładnie tak, jak wy teraz. Czekaliśmy na Jego przyjście. I przyszedł. Usłyszeliśmy szum, jak gdyby uderzenie gwałtownego wiatru i zostaliśmy napełnieni Jego mocą.
- Jakie to było uczucie?
- Jakby świat został stworzony na nowo. I jakbyśmy my sami zostali stworzeni na nowo. Towarzyszyła też temu ogromna radość, której nic nie było w stanie zgasić. Podobnego doświadczenia doznałam, kiedy dowiedziałem się, że zostanę Matką.
- Czy ja też mogę otrzymać Ducha Świętego?
- Poproś o to mojego Syna – to powiedziawszy oddała mu do potrzymania swoje Dziecko. Chłopiec wziął je ostrożnie w swoje objęcia. Z przejęcia zaniemówił. Drżał cały z obawy, aby nie wypuścić Jezusa. Jednocześnie cieszył się tak wyjątkową chwilą. Dzieciątko patrzyła na niego z zaciekawieniem, małymi rączkami badając jego twarz. Zainteresowało się też przydługimi już włosami, które Bartuś przed wyjściem do kościoła tak długo usiłował doprowadzić do porządku. Potem nagle Jezus spojrzał mu prosto w oczy. I to spojrzenie go odmieniło.
Msza dobiegła końca. Nie było żadnego szumu wiatru, ani języków ognia. Był tylko śpiew. Prosty, tradycyjny, płynący prosto z serca. Ludzie jednak wyszli z bazyliki odmienieni. Bartuś doświadczał tej przemiany na każdym kroku. Poznawał świat na nowo, jakby dopiero co został stworzony. Dla niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro