3. Pan zstąpił z nieba
Bartuś nie przestawał wpatrywać się w figurę Wspomożycielki. Znał ją doskonale, ale po raz pierwszy miał okazję oglądać ją z tak bliska. Ksiądz Asystent uczył ich właśnie, jak używać dzwonków, dlatego ta zbiórka odbywała się w miejscu przeznaczonym dla księży i ministrantów. Przy samiuśkim ołtarzu...
- Bartek, podnieś proszę dzwonki i zadzwoń nimi trzy razy.
Chłopiec posłusznie wykonał polecenie. Dzwonki okazały się cięższe, niż sądził, dlatego wyszło mu to niezbyt ładnie.
- Ciężkie, prawda?
- Tak, proszę księdza.
- W szkole możecie poprosić wuefistę, żeby pokazał wam kilka ćwiczeń na biceps. Teraz spróbuj jeszcze raz, tylko powoli i równo.
Bartuś spróbował. Tym razem wyszło znacznie lepiej. W kościele rozległ się cudowny, czysty dźwięk, jak gdyby z samego nieba.
- Bardzo ładnie. Teraz spróbuj z gongiem. Staraj się uderzać w jego dolną część, wtedy dźwięk jest najszlachetniejszy.
Chłopiec postąpił zgodnie ze wskazówkami. Tym razem udało mu się za pierwszym razem. Ksiądz Asystent też był zadowolony, bo uśmiechał się szeroko i głośno go pochwalił. Potem przyszła kolej na jego kolegów. Każdy przećwiczył wszystko jeszcze trzy razy. Ksiądz Asystent wyjaśnił im dokładnie, w którym momencie należy dzwonić i dlaczego jest to takie ważne. Nie chodziło tylko o to, żeby ludzie wiedzieli, kiedy mają uklęknąć. Dzwonek oznaczał, że dzieje się coś bardzo ważnego. Pan Jezus przychodził wtedy na ołtarz, albo był ukazywany wszystkim zebranym.
Po zbiórce Bartuś został jeszcze na mszy. W zakrystii założył złotą szarfę – znak, że jest kandydatem na ministranta – i w milczeniu czekał na rozpoczęcie liturgii. Oprócz niego przyszedł jeszcze jeden starszy ministrant. Przy rozdzielaniu funkcji Ksiądz Asystent pozwolił mu zadzwonić dzwonkami. Starszy ministrant miał mu przy tym towarzyszyć, żeby w stresie się nie pomylił.
Kiedy nadszedł ten ważny moment, Bartuś zadzwonił. Ludzie w kościele uklęknęli, a Bóg zstąpił na ziemię. Chłopiec czuł bardziej niż widział całe zastępy śpiewających aniołów. Na pewno natomiast widział Ją. Klęczała tuż obok niego. Nie trzymała już dzieciątka, za to wpatrywała się w hostię, z taką samą miłością, z jaką matka patrzy na własne dziecko. Dopiero po chwili Bartuś przypomniał sobie, co mówił Ksiądz Asystent. Od tego momentu hostia to prawdziwy Pan Jezus. Jej Syn. Wtedy chłopiec zdał sobie sprawę, że właśnie był świadkiem cudu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro