12. Narodzenie
W wigilijny wieczór spadł długo wyczekiwany śnieg. Zrobił to po cichu, po kryjomu prawie. Kiedy wszyscy mieszkańcy łamali się opłatkiem i siadali przy wigilijnym stole, śnieg przykrył całe miasto, zmieniając je nie do poznania. Potem niebo się rozchmurzyło. Ukazały się gwiazdy, które migotały radośnie na widok białego puchu. W odpowiedzi śnieg odbijał ich blade światło, skrząc się przy tym wszystkimi kolorami tęczy.
Wreszcie, wśród nocnej ciszy zaczęli pojawiać się ludzie, którzy wyszli w tę cichą i mroźną noc, aby świętować Narodziny Zbawiciela. Bartuś również wraz ze swoim tatą poszedł na pasterkę. Z zachwytem rozglądał się po odmienionym świecie. I gwiazdy świeciły tak jakoś inaczej. Jedna z nich była szczególnie jasna. Zdawała się wskazywać ludziom drogę do bazyliki. Może to była Gwiazda Betlejemska? Chciał zapytać o to tatę, ale szybko zrezygnował. Tata nie miał nastroju do rozmowy. Ciągle martwił się zdrowiem mamy. Powoli tracił nadzieję.
Wnętrze bazyliki było już pełne ludzi. W delikatnym świetle lampek choinkowych czekali na rozpoczęcie mszy. Bartuś udał się do zakrystii, gdzie założył swój strój liturgiczny i dołączył do pozostałych ministrantów.
- Pójdźmy do ołtarza – powiedział Ksiądz Proboszcz, dając w ten sposób znak do rozpoczęcia. Procesja weszła głównym wejściem. Dym kadzidła zmieszał się z zapachem świerku i siana. Siostra Organistka rozpoczęła kolędę, w którą z radością włączyli się ludzie.
W tej podniosłej atmosferze Bartusiowi zdawało się, że będąc w kościele jednocześnie znajduje się w zupełnie innym miejscu, jakby w jakiejś grocie. Na miejscu ołtarza znajdował się kamienny żłób, w którym znajdował się pokarm dla zwierząt. Msza trwała, a dziwne uczucie nie ustępowało. Chłopiec czuł, że za chwilę wydarzy się coś niezwykle ważnego.
W pewnym momencie zauważył milczącego mężczyznę i Królową, ubraną niezwykle skromnie. Na jej twarzy widać było zmęczenie i jednocześnie wielką radość. W ręku trzymała Niemowlę. Bartuś patrzył na tę scenę z zachwytem i ogromnym wzruszeniem. Jego serce zaczęło bić mocniej. Królowa podeszła do niego i wyciągnęła Dzieciątko w jego stronę.
- Śmiało, nie bój się.
Chłopiec ostrożnie wziął Niemowlę na ręce. Było takie małe i takie bezbronne. Jego maleńkie oczka patrzyły z miłością na Bartusia. Maleńkie rączki sięgały do jego twarzy. Chłopiec ucałował rączkę Dzieciątka i oddał Matce, razem ze swoim sercem, które od tej pory biło tylko dla Niego.
W domu czekało na nich gorące kakao. Tata stanął oniemiały, widząc swoją żonę krzątającą się po kuchni, jakby nigdy nie chorowała. Bartuś za to wcale nie był zaskoczony. Przytulił mamę z radością i tak mocno, jak tylko potrafił. Potem usiedli razem, popijając gorący napój. Mimo późnej pory, nie spieszyło im się, żeby pójść spać. Chcieli nacieszyć się swoim towarzystwem i nadrobić stracony czas. Chłopiec do samego rana opowiadał o wszystkim, co wydarzyło się w jego życiu, kiedy mama leżała chora. Rodzice przysłuchiwali się temu w milczeniu, zachowując wszystkie te sprawy w swoich sercach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro