Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Narodzenie

W wigilijny wieczór spadł długo wyczekiwany śnieg. Zrobił to po cichu, po kryjomu prawie. Kiedy wszyscy mieszkańcy łamali się opłatkiem i siadali przy wigilijnym stole, śnieg przykrył całe miasto, zmieniając je nie do poznania. Potem niebo się rozchmurzyło. Ukazały się gwiazdy, które migotały radośnie na widok białego puchu. W odpowiedzi śnieg odbijał ich blade światło, skrząc się przy tym wszystkimi kolorami tęczy.

Wreszcie, wśród nocnej ciszy zaczęli pojawiać się ludzie, którzy wyszli w tę cichą i mroźną noc, aby świętować Narodziny Zbawiciela. Bartuś również wraz ze swoim tatą poszedł na pasterkę. Z zachwytem rozglądał się po odmienionym świecie. I gwiazdy świeciły tak jakoś inaczej. Jedna z nich była szczególnie jasna. Zdawała się wskazywać ludziom drogę do bazyliki. Może to była Gwiazda Betlejemska? Chciał zapytać o to tatę, ale szybko zrezygnował. Tata nie miał nastroju do rozmowy. Ciągle martwił się zdrowiem mamy. Powoli tracił nadzieję.

Wnętrze bazyliki było już pełne ludzi. W delikatnym świetle lampek choinkowych czekali na rozpoczęcie mszy. Bartuś udał się do zakrystii, gdzie założył swój strój liturgiczny i dołączył do pozostałych ministrantów.

- Pójdźmy do ołtarza – powiedział Ksiądz Proboszcz, dając w ten sposób znak do rozpoczęcia. Procesja weszła głównym wejściem. Dym kadzidła zmieszał się z zapachem świerku i siana. Siostra Organistka rozpoczęła kolędę, w którą z radością włączyli się ludzie.

W tej podniosłej atmosferze Bartusiowi zdawało się, że będąc w kościele jednocześnie znajduje się w zupełnie innym miejscu, jakby w jakiejś grocie. Na miejscu ołtarza znajdował się kamienny żłób, w którym znajdował się pokarm dla zwierząt. Msza trwała, a dziwne uczucie nie ustępowało. Chłopiec czuł, że za chwilę wydarzy się coś niezwykle ważnego.

W pewnym momencie zauważył milczącego mężczyznę i Królową, ubraną niezwykle skromnie. Na jej twarzy widać było zmęczenie i jednocześnie wielką radość. W ręku trzymała Niemowlę. Bartuś patrzył na tę scenę z zachwytem i ogromnym wzruszeniem. Jego serce zaczęło bić mocniej. Królowa podeszła do niego i wyciągnęła Dzieciątko w jego stronę.

- Śmiało, nie bój się.

Chłopiec ostrożnie wziął Niemowlę na ręce. Było takie małe i takie bezbronne. Jego maleńkie oczka patrzyły z miłością na Bartusia. Maleńkie rączki sięgały do jego twarzy. Chłopiec ucałował rączkę Dzieciątka i oddał Matce, razem ze swoim sercem, które od tej pory biło tylko dla Niego.

W domu czekało na nich gorące kakao. Tata stanął oniemiały, widząc swoją żonę krzątającą się po kuchni, jakby nigdy nie chorowała. Bartuś za to wcale nie był zaskoczony. Przytulił mamę z radością i tak mocno, jak tylko potrafił. Potem usiedli razem, popijając gorący napój. Mimo późnej pory, nie spieszyło im się, żeby pójść spać. Chcieli nacieszyć się swoim towarzystwem i nadrobić stracony czas. Chłopiec do samego rana opowiadał o wszystkim, co wydarzyło się w jego życiu, kiedy mama leżała chora. Rodzice przysłuchiwali się temu w milczeniu, zachowując wszystkie te sprawy w swoich sercach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro