11. Niepokalana
Bartek był tak przejęty, że nie potrafił usiedzieć w domu. Przyszedł do bazyliki dużo przed czasem. Ludzi jeszcze nie było, tylko siostra zakrystianka krzątała się przy ołtarzu, poprawiając piękne bukiety z białych lilii. Ich delikatny, słodki zapach rozchodził się w chłodnym powietrzu, wypełniając świątynię. Chłopiec uklęknął w pierwszej ławce i zanurzył się w modlitwie. Obok niego usiadła Królowa. Ubrana w lśniąco białą szatę wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. W tej bieli wyrażała się nieskazitelność jej myśli, mowy i uczynków. Bartusiowi przypominała ona trochę szatę chrzcielną, jaką jego kuzyn otrzymał w zeszłą niedzielę. Była utkana z tego samego światła, ale jednocześnie była wyjątkowa, zrobiona tylko dla Niej.
- Dziś twój wielki dzień.
- Nie mogę się wprost doczekać.
- Mam dla ciebie z tej okazji prezent.
- Jaki?
- Po mszy będziecie palić listy do mnie. Napisz, czego najbardziej pragniesz, a potem wrzuć list do ognia.
- A nie mogę po prostu powiedzieć?
- Możesz, ale dziś jest wyjątkowy dzień, z którym związane są pewne tradycje. Napisanie listu pomoże ci skupić swoje myśli i odczuć powagę chwili.
- Mogę prosić o cokolwiek?
- Możesz prosić o wszystko, co jest godne modlitwy. Ja te prośby przedstawię mojemu Synowi, a dla Niego nie ma nic niemożliwego.
Chłopiec trwał jeszcze jakiś czas w modlitewnym milczeniu. Wiedział, o co chce prosić. Tęsknił za mamą. Za jej śmiechem i kanapkami, które tylko ona potrafiła przygotować w taki sposób, że smakowały jak najsmaczniejsze potrawy świata. Mimo tęsknoty odkrył w sobie coś jeszcze. Uświadomił sobie, że nie boi się już, że straci mamę na zawsze. Gdyby odeszła, Królowa by ją zastąpiła. Nie byłoby to wprawdzie to samo, ale nadal miałby mamę. Czuł jednak, że czas rozstania jeszcze nie nadszedł. Ufał, że jego prośba zostanie wysłuchana.
Podczas uroczystej mszy świętej przyszedł wreszcie upragniony przez Bartusia moment ustanowienia nowych ministrantów. Stanął obok swoich kolegów przed ołtarzem i z przejęciem przyrzekł wobec Księdza Proboszcza i licznie zgromadzonych ludzi chęć gorliwej i radosnej służby na chwałę Bożą i dla dobra wspólnoty parafialnej. Następnie Ksiądz Proboszcz w asyście Królowej i Księdza Asystenta wręczył im poświęcone komże i kołnierzyki, które chłopcy mieli od tej chwili nosić, służąc przy ołtarzu. W kościele rozległy się głośne oklaski. Ksiądz Proboszcz i Królowa uśmiechali się promiennie, a Ksiądz Asystent dyskretnie otarł łzy, które zalśniły mu w kącikach oczu.
Po mszy odbyło się palenie listów do Niepokalanej. Bartuś wraz z innymi wrzucił swój list do ognia. Jego treść była prosta i krótka. Wyraził w nim swoją miłość, wdzięczność i jedną, jedyną prośbę – o uzdrowienie mamy. Patrzył, jak jego słowa ulatują wraz z dymem ku górze. Do domu wrócił pełen pokoju i ufności. Wiedział, że jego prośba została wysłuchana. Mama wprawdzie nadal nie wyzdrowiała, ale to była tylko kwestia czasu. Na to, co najpiękniejsze, warto trochę poczekać, a adwent jest najlepszym na to czasem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro