Opowieść druga - Opatrzyłem go
Kakashi ćwiczył w lesie w samotności swoje techniki i umiejętności. W pewnym momencie coś poszło nie tak i paskudnie rozciął sobie przedramię. Zaklął pod nosem, ze nie wziął większej apteczki, by to opatrzyć. zaciskał dłoń na ranie próbując wymyślić coś sensownego, co nie byłoby udaniem się do szpitala. Nagle usłyszał odgłos jakby coś olbrzymiego przedzierało się przez zarośla. Słyszał opowieści o zmutowanych przerośniętych bestiach, które czasem się w tych okolicach kręcą. Pomyślał, że może któraś z nich zwęszyła zapach krwi i idzie tym tropem. Po chwili krzaki tuż przed nim zafalowały niebezpiecznie i usłyszał dziwne odgłosy. Spiął się szykując do walki. Wtedy z zarośli wypadł jakiś mały chłopak z kijem w ręce i dość sporym plecakiem. Wywalił się jakieś półtora kroku przed nim.
- Au. Au. Au.- jęknął ciemnowłosy chłopak z bujną kitką na czubku głowy.
Podniósł się i zaczął otrzepywać. Jego biała koszulka i spodenki były aktualnie całe w ziemi, trawie i liściach. W ogromnych, orzechowych oczach były łzy, ale nie rozpłakał się.
- Biały jest gupi. Znowu mama będzie krzyczeć.- chlipnął oglądając się.
Odwrócił się w stronę krzaków. złapał kijek i właśnie miał ruszyć na nie krzycząc, kiedy usłyszał ciche jęknięcie.
- Dobra. Na razie wam daruję podstawianie korzeni ludziom pod nogi.- skarcił krzaki i odwrócił się.
Spojrzał w stronę dźwięku. Zobaczył szarowłosego chłopaka klęczącego i widocznie krwawiącego. Twarz zakrywała mu maska.
- Jesteś ranny?- zapytał rzucając kijek i podchodząc.
- Ta.- mruknął nieprzyjaźnie nie mając ochoty na zaspokajanie ciekawości jakiegoś, dziwnego malca, który zamiast krzyczeć, płakać, uciekać albo mdleć na widok krwi, patrzył ciekawie.
- Opatrzę cię.- powiedział robiąc poważną minkę i ściągając plecak.- Jestem medycznym ninja!
- To nie czas na zabawę, mały. Lepiej jakbyś pobiegł po kogoś dorosłego.- jęknął
- Nic się nie bój. Wiem, co robić.- powiedział stanowczo jak na takiego malca.
Wyjął z plecaka spora apteczkę z czerwonym znakiem Konohy na wieku. Otworzył je. Kakashi ze zdumieniem zauważył, że to nie jest dziecięca zabawkowa apteczka, tylko taka prawdziwa. I nie była to standardowa apteczka na wyposażeniu każdego ninja i kunoichi. Był tym tak zaskoczony, że nawet nie zarejestrował, kiedy dzieciak popsikał najpierw swoje ręce środkiem dezynfekującym, a potem zaczął zsuwać jego rękę z rany. Kakashi zrezygnowany odsłonił ranę i usiadł na trawie. Uważnie obserwował poczynania malca.
Ten wziął w pęsetę wacik. Środkiem do dezynfekcji polał hojnie ranę aż się zapieniło. Następnie przyjmując wyraz twarzy, który Kakashi przysiągłby, że już gdzieś widział, zaczął wacikiem dotykać zapienionej rany. Zmieniał waciki aż piana zniknęła. Przyjrzał się ranie i zrobił serię dziwacznych min, które wyglądały jak parodia pewnej osoby z medycznych. Sięgnął wreszcie po gazę i nałożył na ranę. Przyklepał, na co Kakashi zareagował bolesnym, ale i wściekłym syknięciem. Następnie mały zaczął mu ta rękę bandażować. Na początku szło mu dość koślawo, ale jakoś się udało założyć opatrunek, który bardziej przypominał kokon niż opatrunek, ale spełniał swoją funkcję. Mały popakował wszystko, co się jeszcze nadawało do apteczki.
- Opatrzyłem ci rękę, ale to wygląda brzydko. Powinieneś iść do szpitala, żeby Tsunade-obasan wyleczyła ci rękę.- powiedział poważnie i pogroził mu palcem.
- Ta. Dzięki za pomoc, mały. Będzie z ciebie dobry medyk.- burknął nie mogąc oderwać wzroku od tych zdumiewająco dużych i głębokich oczu dzieciaka, który pewnie jeszcze nawet nie chodzi do Akademii, jeśli w ogóle jest z jakiegoś klanu ninja, choć raczej był, skoro znał Tsunade.
Ciemnowłosy wyszczerzył się w uśmiechu i dumnie wyprężył. Widać było, że jest zachwycony, tym, że mógł kogoś opatrzyć i że tak dobrze mu to wyszło.
Już miał się odwrócić po porzucony kijek i wrócić do absorbującego zajęcia jakim było szatkowanie liści na krzakach, kiedy te znów alarmująco zaszeleściły i wyłonił się zza nich wysoki, ale dość szczupły mężczyzna o tak samo ciemnych i spiętych włosach. Na głowie miał zawiązany czołowy ochraniacz Konohy. Kakashi miał wrażenie, że widział go parę razy u ojca.
Mężczyzna szybko pochwycił dzieciaka i wziął go pod pachę.
- Ile razy mam ci nicponiu powtarzać, że nie wolno ci samemu wchodzić do lasu! Tu jest naprawdę niebezpiecznie, zwłaszcza dla takiego malca.- zbeształ go.
- Ale tato....- zaczął marudzić i wiercić się, by postawił go na ziemi.- opatrzyłem tamtego chłopaka. Potrzebuje iść do cioci. Jest ranny, ale już go opatrzyłem.- powiedział próbując odwrócić od siebie uwagę ojca.
- Młody Hatake, wszystko w porządku? Jakiś wróg?- zapytał zerkając na sporą plamę krwi i niezgrabny, ale dość solidny opatrunek na jego przedramieniu.
- To tylko błąd w technice. Trenowałem z dala od ludzi, by żaden idiota nie podchodził, kiedy trenuję żeby nie stała mu się krzywda.- powiedział znudzonym głosem.- Pana syn jest niezły jako pielęgniarka. Byłem zaskoczony, że wie jak to się robi.- dodał z nutką uznania.
- To głęboka rana? Powinieneś zajrzeć do szpitala, żeby ktoś to zobaczył. Inaczej może zostać ci paskudna szrama.- powiedział podchodząc wciąż mocno trzymają wijącego się chłopaka.
- Tak, tak. Odpocznę tu jeszcze chwilę i chyba będę musiał.- mruknął pod nosem.
- Wiem, że twojego ojca nie ma teraz w Wiosce, więc ja ci pomogę tam dotrzeć. Zapach krwi przywabił tu parę bestii. Jedną po drodze już zabiłem, więc lepiej nie kusić losu.- powiedział i bez ceregieli chwycił szarowłosego za ubranie i wziął go pod drugą pachę.
- Heeej! Umiem sam chodzić! Nie mam trzech lat!- krzyknął na niego i chciał się wydostać, ale facet miał żelazny uścisk, więc zrezygnował.
Naburmuszył się i pozwolił mu zanieść się do tego, przeklętego, szpitala. Przy okazji zastanawiał się, czy oni nie są przypadkiem z klanu Sarutobich, z głównej albo bocznej gałęzi. Na razie wszystko na to wskazywało. Ciemnowłosy, silny i nie głupi. Mały choć miał nie więcej niż 4 lata już potrafił opatrzyć ranę, więc głupi nie mógł być.
Zanim się zorientował właśnie wchodzili do szpitala. Wiedział, że ten widok musiał wzbudzić niemałą sensację. Mało kto odważyłby się go nieść w ten sposób.
- Dzień dobry. Czy mogłaby pani wezwać jakiegoś lekarza? Młody Hatake jest ranny. Znalazłem go rannego "tam gdzie się nie chadza".- powiedział nie luzując uścisku ani na moment.
- On potrzebuje cioci!- krzyknął maluch z plecakiem i tym razem udało mu się wyślizgnąć, choć w ręce ojca został jego plecak.
Kiedy tylko dotknął stopami podłogi zerwał się i popędził korytarzem.
- Wracaj tu! To szpital nie podwórko!- krzyknął za nim ojciec.- Przepraszam panią.- powiedział i ruszył za chłopakiem wciąż trzymając naburmuszonego i coraz bardziej złego Kakashi'ego.
Zanim zdążył go dogonić, malec właśnie dopadł drzwi gabinetu Tsunade. Tak nie mógł sięgnąć, więc zaczął podskakiwać i niemal wieszać się na klamce.
Tsunade, która zaczynała przysypiać nad nudnymi papierami, spojrzała na drzwi. Ewidentnie ktoś chciał je otworzyć, ale coś mu nie szło. Wtem usłyszała mimo zamkniętych jeszcze drzwi mocny głos pewnego ojca, któremu czasem współczuła.
- Iruuuuukaaaaa! Stój!
W tym momencie drzwi wreszcie się otworzyły i do środka zajrzała mała ciemna główka.
- Ciociu Tsunade. Ciociu Tsunade.- zaczął.
- No co się stało?- zapytała z ciężkim westchnięciem.
To zostało odczytane jako zaproszenie i w gabinecie pojawiła się cała postać malca, który widocznie był czymś podekscytowany, bo wielkie, orzechowe ślepka aż się świeciły.
- Ciociu Tsunade! Udało mi się dzisiaj opatrzyć rannego!- wykrzyknął radośnie
Tsunade już miała coś odpowiedzieć, starając się nie być zbyt wredną, kiedy do gabinetu wpadł ojciec chłopaka. To jeszcze nie byłoby takie dziwne, gdyby nie fakt, że pod pacha taszczył innego dzieciaka. Szarowłosego, z maską na twarzy i widocznie niezadowolonego.
- Wybacz, Tsunade-san. Wyrwał mi się i nie zdążyłem go złapać, a nie chciałem za bardzo biegać za nim po szpitalu.- powiedział zrezygnowany.
- Nic się nie stało. Nie miałam nikogo w gabinecie.- powiedziała siląc się na uśmiech.
- Ciociu Tsunade. To ten chłopak. Opatrzyłem go, ale ma brzydką ranę na ręce. Pomożeeeesz?
Tsunade spojrzała na ciemnowłosego chłopaka, potem na Kakashi'ego, który zdawał się być nieco bardziej blady niż normalnie, oprócz tego, że był niezadowolony. Przedramię faktycznie miał owinięte bandażem. Znów ciężko westchnęła i wyszła zza biurka.
- Posadź go na leżance za parawanem. Obejrzę to.
Mężczyzna posadził szarowłosego na leżance. odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
- Chodź, Iruka. Idziemy do domu.- powiedział i się nawet nie obejrzał.
Chłopak początkowo podreptał za ojcem, ale w drzwiach zawrócił. No nie mógł przecież przegapić takiej okazji. Podbiegł i zaczął się ładować na leżankę, chociaż słabo mu to szło. Tsunade prychnęła poirytowana, ale posadziła małego obok Kakashi'ego.
Iruka na czworaka zbliżył się najbardziej jak mógł i zaskakująco cicho obserwował każdy jej ruch. Nie zakrył oczu ani się nie odwrócił, nawet jak zaczęła zszywać ranę. Wykrzywił się tylko tak, jakby to jemu zszywano rękę. Założyła czysty opatrunek, który wyglądał jak opatrunek, a nie jak kokon przerośniętego pająka. Wzięła tacę, poszła ją odnieść i umyć ręce.
- Bardzo boli?- zapytał mały oglądając opatrunek ze wszystkich stron i marszcząc zabawnie swój mały lekko zadarty nosek.
- Prawie w ogóle.- odpowiedział cierpliwie przyglądając mu się.
- Jesteś dzielny.- powiedział Iruka i zaczął grzebać w kieszeni.
Po chwili wyjął nieco pogniecioną naklejkę. Rozprostował swoimi małymi rączkami i zdjął papier ochronny. Przykleił szarowłosemu naklejkę do ubrania szczerząc się radośnie. Kakashi zrobił dziwną minę. Jednocześnie był poirytowany i rozbawiony poczynaniami dzieciaka. Westchnął tylko i oparł się wygodniej o ścianę. Czekał na Tsunade, która na pewno będzie musiała wygłosić jedno ze swoich bezużytecznych kazań, przy okazji wciskając mu listę leków czy czegoś jeszcze.
Iruka usiadł tuż obok ciesząc się jak to małe dzieci mają w zwyczaju.
Po kolejnych dziesięciu minutach bezczynności widocznie znużył się i zasnął opierając ciemną główkę o ramie Kakashi'ego. Ten wzdrygnął się, ale kiedy zobaczył, że dzieciak zasnął nic nie powiedział, tylko siedział cicho czując rosnący poziom frustracji, że zostawiła mu pod opieką malucha. Przecież jest ninja, a nie niańką!
Wreszcie raczyła się pojawić z jakimś lekarzem. Zobaczyła uroczy obrazek i uśmiechnęła się.
- Kakashi, pójdziesz teraz na oddział z tym lekarzem. Dostaniesz kroplówkę z lekiem, tak na wszelki wypadek. Jak zejdzie, to będziesz wolny.- powiedziała i ostrożnie wzięła śpiącego łobuza na ręce. W ostatnim momencie podarowała sobie uwagę na temat naklejki.
Kakashi fuknął i prychnął pod nosem, ale posłusznie ruszył za lekarzem. Zbyt dobrze wiedział, że akurat ona mu nie daruje, a Tsunade nie jest osobą, z którą warto zadzierać. Dwie godziny da się wytrzymać. Zwłaszcza, że czuł lekkie zmęczenie. Westchnął ciężko i postanowił, że drzemka to jednak nie najgorsza opcja.
W tym czasie Tsunade skontaktowała się z recepcją i kazała poinformować Umino, żeby przyszli do niej po swojego łobuza. Usiadła przy biurku i ułożyła sobie śpiącego tak, by wygodniej się jej pracowało.
Trzy dokumenty później rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść.- powiedziała niezbyt głośno, by nie obudzić malca.
Wiedziała, że jeśli to Umino, to usłyszy. Ich klan mógł konkurować pod tym względem z Inuzuka. Słuch mieli jak nietoperze. Po chwili w drzwiach faktycznie pojawił się Umino. Podszedł miękko i cicho. Miał ten przepraszający, a zarazem zmęczony wyraz twarzy.
- Przepraszam, Tsunade-san. Naprawdę ciężko go czasem upilnować.- powiedział szeptem i wyciągnął ręce po syna.
- Wierzę ci. To prawdziwa kulka energii, ale ma złote serduszko. I lubi się uczyć, a to mi się podoba, zwłaszcza, że uczy się mojej dziedziny. Widziałeś jego opatrunek?
- Ten kokon? Aż dziwne, że młody Hatake mu na to pozwolił. Musiała mu ta rana bardzo dokuczać.- zdumiał się.
- Może nie wyglądało to imponująco, ale spełniło swoją funkcję. Wiesz, że zapamiętał, że ranę trzeba najpierw oczyścić? Nawet gazę na ranę położył zanim ją owinął. A wiesz, co zrobił jak skończyłam go opatrywać?
- Dla niego to tylko dobra zabawa.- powiedział zachowując typowy sobie sceptycyzm.- Nie wiem czy chcę to wiedzieć.- westchnął zrezygnowany wreszcie odbierając od niej syna.
- Przykleił mu naklejkę "Dzielny Pacjent" do ubrania. Chyba nasz młody nikogo nie lubię, zaakceptował tego małego łobuza. To taka czysta sacharoza, że nie da się oprzeć.
Umino tylko się uśmiechnął na te słowa. Odwrócił się do drzwi. W połowie drogi odwrócił się.
- Jeszcze raz przepraszam za kłopot i dziękuję, że się nim zajęłaś. - uśmiechnął się lekko.
- Tylko nie rozpowiadaj tego. Muszę dbać o reputację.- rzuciła machając na niego ręką.
- Oczywiście.- odpowiedział i wyszedł.
Najwyższy czas wracać do domu. Kiedy dzieciak się obudzi, trzeba będzie wygłosić mu odpowiednie kazanie na temat wchodzenia do lasu i tych jego ucieczek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro