Opowieść trzecia- Mędrzec Iruka
Piątkowe zajęcia w akademii właśnie się zakończyły, więc Iruka postanowił udać się do lasu pobuszować, trochę poćwiczyć i tak ogólnie odpocząć od tych wszystkich ludzi.
Oddalił się od wioski na tyle, że zniknęła mu z oczu. Las był coraz dzikszy i więcej było w nim odgłosów zwierząt i śpiewu ptaków. Iruka był tym zachwycony, gdyż w mieście tak trudno było usłyszeć wesołe ptasie trele, które radowały serducho swym pięknym śpiewem. Buszując sobie radośnie, czasem walcząc z niewidzialnym przeciwnikiem, trafił w miejsce, gdzie rosło sporo jagodowych krzaczków. Iruka uśmiechnął się szeroko na takie znalezisko i zaczął zbierać owoce i pakować je garściami do buzi.
Nagle usłyszał piszczenie pisklątka gdzieś z poziomu ziemi. Ostrożnie szedł w stronę rozpaczliwego piskania. Wśród jagodowych krzaczków zobaczył małego pisklaka, który zdawał się wypaść z gniazda. Kucnął i delikatnie podniósł pisklę z ziemi.
- Co się stało maleńki? Wypadłeś czy nie udało się pofrunąć?- zapytał patrząc na przestraszone pisklątko.
Odpowiedziała mu seria pisknięć i ruch malutkich skrzydełek.
- Pokaż. Nic sobie nie zrobiłeś, Kiiro?
Pisklę złożyło skrzydełka i wstało na swoje patyczkowe nóżki. Podniosło główkę i patrzyło na chłopca małymi czarnymi oczkami.
- Odłożę cię do gniazda, dobrze?- zapytał lekko się uśmiechając.
Ptaszek pisknął parę razy i poruszył skrzydełkami.
- Tylko następnym razem uważaj, bo znowu wypadniesz i jeszcze cię coś schrupie.- powiedział Iruka robiąc poważną minę nauczyciela i karcąc je ruchem palca.
Pisklak usiadł na jego dłoni i jakby się skulił. Był teraz małą, pierzastą i żółciutką kuleczką.
Iruka rozpromienił się. Jedną ręką, delikatnie przycisnął pisklątko do siebie, a drugą skupił nieco chakry, by wybić się z ziemi i chwycić najniższą gałąź. Podskoczył, ale tylko musnął ja palcami. Był przygotowany na lądowanie, ale nie opadł prawie wcale. Poczuł, że na czymś jakby stoi. Spojrzał w dół i zobaczył, że jakiś mężczyzna podstawił ręce pod jego stopy.
Wyprostował je i chłopak mógł z łatwością chwycić gałąź i się na nią wspiąć. Wgramolił się na nią i spojrzał w dół.
- Dziękuję, panu za pomoc.- zawołał z gałęzi i pomachał mu uśmiechając się szeroko.
Mężczyzna uśmiechnął się leciutko patrząc na niego.
Iruka wspiął się na gałąź wyżej, gdzie było małe gniazdo. W środku był jeszcze jeden mały pisklak. Włożył uratowanego do gniazda.
- No. Uważaj na siebie, Kiiro. Musisz się opiekować rodzeństwem jak rodziców nie ma, dobrze?- zagadał do ptaszków.
Oba popiskały do niego w odpowiedzi. Iruka uśmiechnął się szeroko i pomachał im.
- Pa, pa, ptaszki.- powiedział i zaczął gramolić się na dół.
Zeskoczył najpierw z jednej gałęzi, a potem niezbyt zgrabnie z drugiej. Spojrzał na wciąż stojącego pod drzewem mężczyznę, który pomógł mu wdrapać się z ptaszyną na górę.
- Och. A pan tu dalej stoi? Zgubił się pan?- zapytał łypiąc na niego swoimi dużymi oczkami.
- Tak jakby. Możesz mi wskazać drogę do Konohagakure?- odpowiedział
- Jesteś obcym ninja. Nie mogę tego zrobić. Nie znam pana zamiarów.- powiedział spokojnie jakby w ogóle się nie bał.
- Ja i moi kompani chcemy zniszczyć wszystkich ninja, którzy brali udział w rzezi naszych braci.
- Rozumiem, ale dalej nie mogę wam wskazać drogi. Z tego, co pan mówi, to chcecie zemsty na ninja, a nie na Konohagakure. Zwykli mieszkańcy wioski nic wam nie zrobili. Dlaczego zatem chcecie zrobić im krzywdę?- odpowiedział robiąc przy tym mądra minę, mimo, że w środku zadrżał ze strachu.
Mężczyzna już chciał odpowiedzieć, ale nagle coś zrozumiał. Patrzył na chłopaka i w te duże, mądre oczy. Płynęła z nich taka uspokajająca mądrość. Tak łagodna natura, jaka zwykle bywała cechą doświadczonych, wiekowych starców lub potomków Mędrca. Zapowietrzył się.
- Chłopaki! Szybko!- zawołał gdzieś w eter.
Po chwili obok niego pojawiła się jeszcze dwójka podobnie wyglądających mężczyzn.
- Pytałem o drogę, a znalazłem Mędrca.- powiedział cicho z nabożną czcią.
- To są twoi towarzysze?- zapytał chłopak ciekawie się im przyglądając.
- Tak. Wyjaśnisz nam to prościej? My jesteśmy w sumie prości ludzie i tylko kazano nam znaleźć drogę.- zaczął znów ten pierwszy.
- Dobrze. Usiądźmy zatem.- powiedział chłopak wskazując im miejsce na ziemi i samemu siadając plecami do pnia drzewa.
Odrobię się uspokoił, kiedy zaistniała nadzieja, że nieznajomi odpuszczą okrutnego ataku. Musiał im to teraz tylko wyperswadować. Postanowił przemawiać do nich tak, jak to robił Trzeci Hokage. Musiał też przedstawić im jasne, logiczne i przede wszystkim przekonywujące argumenty za tym, by odpuścili sobie atak na Wioskę.
Mężczyźni usiedli naprzeciw niego. Dwóch niezbyt przekonanych, a trzeci wręcz wpatrzony w chłopaka jak w obrazek.
Iruka najprościej i jak najdokładniej, cierpliwie tłumaczył im i wyjaśniał dlaczego nie mogą zaatakować Wioski Liścia. Przemawiał do nich ze spokojem i nauczycielską cierpliwością.
Starał się mówić tak jak uczył go Sandaime, w którego sam był wpatrzony jak w ikonę.
- I właśnie dlatego tak wam powiedziałem. Teraz rozumiecie?- zapytał kończąc wywód.
- Tak, Mędrcze. Kiedy nam to wyjaśniłeś, wszystko stało się takie proste i zrozumiałe.
- W takim razie pójdę już. Zrobiło się trochę późno. Muszę zdążyć wrócić do domu.
- Żegnaj Mędrcze. Zaniesiemy twoje słowa naszym braciom i siostrom.
Iruka tylko uśmiechnął się ciepło w odpowiedzi i pobiegł w głąb lasu.
*************
I tak oto mały chłopak ocalił Wioskę Liścia przed unicestwieniem.
Świadkami tego czynu były drzewa, ptaki i obcy ninja, którzy odeszli w pokoju.
Nikt nawet nie przypuszczał jak blisko było do katastrofy, każdy pochłonięty swoimi sprawami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro