Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Okłamany

~Następny dzień~

- Nie wiem czy jest sens uciekać-powiedziałem do siebie-Wszystko jest dobrze. Pewnie to niebezpieczeństwo minęło.

Wstałem i poszedłem do lasu, aby się przewietrzyć. Idę... i nie wierzę własnym oczom. Czarek i Łucja! Podchodzę cichaczem i nasłuchuje ich:

-Właściwie to co chciał wczoraj od Ciebie... ten lis?-zapytał najpewniej Czarek.
-On gadał, że chce się znowu przyjaźnić-odparła lisica-W dodatku mówił, że jest wegetarianinem!
Co mu przyszło do głowy?

Te słowa zabolały mnie najbardziej. Przez cały czas ona mnie oszukiwała!
Myślałem, że mogę na nią liczyć. Ja się przeliczyłem!
Porozmawiam jeszcze z ciocią. Może jednak chce się stąd wyprowadzić...
Idę w kierunku nory. Słyszę jakieś głosy, ale nikogo w pobliżu nie ma. Postanawiam iść dalej. Znowu ktoś do mnie mówi. Zaczyna się...

-Halo?-pytam.-Jest tam kto?
- Nie wysilaj się drogi Zygmuncie.
-Kim jesteś?
-Jestem głosem w twojej głowie- odpowiedział-Albo w sercu, czy jakoś tak.
-To ty zawsze mi doradzałeś?
-Tak. Mnie możesz tylko wysłuchać, ja doradzam, a ty wykonujesz według własnej woli-orzekł.
-A co z niebezpieczeństwem?
-Zbliża się. Niedługo na Lisie Królestwo napadną złe niedźwiedzie z plemienia Puchaty.
-Trochę jak Kubuś Puchatek-zażartowałem.
-Mimo nazwy od lat szerzą niepokój u zwierząt. Trzeba coś z tym zrobić.
-Sam nie dam rady!-odparłem.
-Kto powiedział, że sam?-zapytał.-Trzeba zebrać wojowników i poprowadzić ich do zwycięstwa.
-Rozumiem-odparłem.-Postaram się pomóc królestwu jak mogę.

Po tych słowach pobiegłem do domu. Przywitałem mile Grażynę i zapytałem się jej czy istnieje możliwość wyprowdzki. Ona powiedziała, że jak zbliży się niebezpieczeństwo:

-Ale właśnie się zbliża!-powiedziałem.
- Nie wymyślaj Zygmunt!
-Ale z tym niebezpieczeństwem to prawda! Niedźwiedzie z plemienia Puchaty się do nas zbliżają!
-I co z tego?
-Ty nie wiesz?-spytałem.- Nie słyszałaś o tym jak napadli na wiewiórki i zrobili z nich niewolników?
-Słyszałam... Ale my damy sobie radę.
- Nie damy rady! Mało, który lis potrafi dobrze walczyć. Najczęściej to my polujemy na małe zwierzęta, a nie na niedźwiedzie!

Tu ciotka przyznała mi rację. Powiedziała, że dzisiaj, wieczorem uciekniemy, aby znaleźć pomoc.
Tymczasem poszedłem do Łucji. Ona  nie wiedziała, że ją podsłuchiwałem.

-Hej-odparła.
-Cześć-odparłem smutny wiedząc, że tylko udaje moją przyjaciółkę, a nie ją jest.
- Co się stało- spytała troskliwie.
-Zacząłem jeść mięso!-skłamałem chcąc wiedzieć czy nie lubiła wegetarianów.
-To super! Bycie wege jest głupie. Nie są w ogóle silni. Na pewno przydasz się w walce...
-To pa- wyrwało mi się nie chcąc słuchać tych kłamstw.
-Pa...

Po 2 minutach byłem w domu.

- Nie mogę uwierzyć w to co słyszałem... Łucja przez cały czas kłamała!-powiedziałem do siebie.-Tego się po niej nie spodziewałem. Zamiast mnie wspierać, czekała tylko, aż porzucę wegetarianizm. Podła liścia, nie warta mojej uwagi.

Wyciągnąłem korę z pod łóżka. Napisałem na niej:

droga Łucjo!
To blef, że jem mięso. Chciałem cię sprawdzić, czy naprawdę uważasz wegetarian za gorszych. Nie myliłem się. Walka to dla mnie pozbawienie kogoś życia, i nic mnie nie zmusi do zabijania. Mówiąc, że przydam się w walce, znaczy dla mnie "Miłego zabijania" (chyba rozumiesz swój błąd).
Żegnam cię

Jak można było zauważyć formy grzecznościowe, pisałem specjalnie małą literą (brak szacunku dla drugiej osoby). Teraz się nawet cieszę, że jestem "Puzzlem, który nigdy nie będzie pasował do obrazka". Jedynym   przyjacielem jest dla mnie ciotka Grażyna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro