Walka z Hyclem Sznyclem. Kto to jest?
-Musimy pokonać tego zrzędę-odparła Luna-Traktuje zwierzęta jak zabawki! Musimy mu dać nauczkę!
-Z tym się zgodzę-rzekł kot-Tylko pytanie, czy jesteśmy gotowi?-spytał Fart.
Rozglądnęli się po sali oczekując odpowiedzi. Wszyscy skinęli głowami, co znaczyło "Pewnie, że tak". Pożywili się i wykonali to co mieli wykonać, i spakowali plecak. A w nim były:
-Kolorowa Kula
-Pistolet Zachcianka
-Okulary Prawdy
-i pożywienie wraz z wodą.
Korzystając z "technologii 21 wieku", kot poprosił pistolet o dotarcie do "Schroniska pod Sznyclem". Broń działa bez zarzutu, bo po chwili już byli na miejscu.
-Słyszę Stefana-odezwał się kundelek-Ja chcę się nim zająć.
-A co z pracą zespołową? W grupie siła-odezwała się Luna.
-Co prawda, to prawda-odezwał się Fart popierając ją.-Przy walce wykorzystajmy nasze przedmioty.
Wszyscy przyznali, że muszą się trzymać razem.
-Do ataku!-krzyknął pies.
Zrobili (jak to nazywa Hycel Sznycel) "z buta wjeżdżam," po czym drzwi wypadły z zawiasów... Jak to się stało? Nikt tego nie wie. Nawet same trio nie może tego wytłumaczyć...
-Czekałem na was. byłem pewien na 99,99%, że tu przyjdziecie. Mam dla was niespodziankę...
Wtedy z tylnych drzwi przybiegł pies, robot-pies. Był jakby klonem Budynia, ale widać na pierwszy rzut oka, że to robot.
Przyjaciołom zrzedła mina. Byli pewni, że pokonają Sznycla, ale czy im się uda, tego nawet sami oni nie wiedzieli. Tracili powoli nadzieję..
-Ja biorę Sznycla, Budyń robo-psa, a Luna szuka przycisku, który otworzy wszystkie klatki.
Teraz Luna miała plecak. Rozdała przyjaciołom rzeczy (tak jak wcześniej ustalalili) i wzięli sprawy w swoje małe łapki.
Kotka miała najgorsze zadanie. Musiała znaleźć różowy guzik. Patrzyła na mapę schroniska... i znalazła pokój.
-Pokój Guzikowy na dole-przeczytała wolno-Kto mądry wymyślał te pokoje!(Wyczuliście pytanie retoryczne :P). Pewnie Sznycel!
Luna zobaczyła schody, które prowadziły na dół. Postanowiła z nich skorzystać...
Tymczasem u Farta i Budynia
-Jak my ich pokonamy?
-I tu się kłania siła zespołowa, i nasze przedmioty-odparł kot.
-Nic mi to nie mówi-rzekł pies.
-Ty idź na Stefana Sznycla. Ja na robo-psa. Wiesz... ten pies zna wszystkie twoje ruchy, bo po części ty to on, a on to ty.
Wzięli się do roboty. Budyń zaczął gryźć swoimi kłami jego byłego Pana. Widać było po Sznyclu, że cierpi, ale teraz sam zrozumie jak to jest.
Fart zaczął unikać ciosów psa, ale mimo tego nie zyskiwał przewagi. Było wręcz odwrotnie.
-Fart myśl!-mówił do siebie-Elektryczność nie lubi wody... robot jest jakby elektrycznością, co oznacza, że nie lubi wody. Nie lubi wody!-odparł-Pistolecie. Chcę, aby... aby... była tu woda, nie dużo, ale trochę.
U Luny
Kotka usłyszała słowa Farta. Musiała koniecznie znaleźć guzik.
-Różowy guzik, taki jak trzeba!
Luna wcisnęła guzik i szybko rzuciła kule wysoko. Fart złapał ją (w sensie kule), po czym kotka pojawiła się na regale z książkami. Dopiero teraz zobaczyła, że woda się podnosi. Cała ekipa była szczęśliwa, że ich prąd nie potraktował i że żyją. (Jak wiecie prąd+woda= kiepska sytuacja, naprawdę kiepska.) Popatrzyli chwilę na to miejsce. Klatki były otwarte, ale żadne zwierzę nie odważyło się skoczyć do wody, Fart wyszeptał coś do pistoletu, nacisnął spust i woda zniknęła. Wszyscy byli bezpieczni.
-Uciekajmy stąd-odparła kotka.
-Też bym chciał-rzekł Budyń.
-A ja chcę się upewnić jak z Sznyclem i twoim klonem-powiedział Fart do Budynia.
W schronisku było słychać zwierzęta, które mruczały, szczekały i wyły.
Nasze małe, ale odważne trio podeszło do poszkodowanych (o ile można tak nazwać Sznycla i robo-psa).Nie widać było na nich żadnych śladów życia...
-Czy on żyje?-spytał kundelek.
-Obawiam się, że... że... że
-Że co?-przerwał kotu Budyń.
-Że nie... nie... żyje-odparł z klapniętymi uszami Fart.
Wiedział, że kundelek tego nie wytrzyma. Przecież to był jego pan. Fart nie mógł sobie tego wybaczyć. Zabił pana Budynia.
-Odchodzę-odparł smutny kot-Nic tu po mnie. Robię tylko innym przykrość.
-Wcale, że nie. To nie twoja wina, że się mną opiekował i że połową mojego dotychczasowego życia spędziłem z nim. Zresztą razem chcieliśmy go pokonać. Luny wtedy nie było więc...
-Chłopaki, nie użalajcie się nad sobą. Myślę, że niejednego psa, czy kota zabił-odparła.
Przyjaciele przemyśleli słowa Luny. Dobrze mówiła. Sam Budyń sobie przypomina tę chwilę, gdy myślał, że mu oczy wydłubią...
-Dobrze mu tak-powiedział po przemyśleniu pies.
-Zgadzam się z tobą. Uciekajmy do domu. Jutro o świcie będzie przeprowadzka.
Najlepsi czworonożni przyjaciele poprosili pistolet o dotarcie do ich bazy. Broń posłusznie wykonała rozkaz i byli w domu.
Cześć! Chciałam powiedzieć, że propozycja tej powieści była podana przez woj-woj_pisarz.
Gratulacja! 👏👏👏
Zapraszam też do mojej książki pt.: "Nominacje, Questions & Answers i inne". Tam piszcie w komentarzach pytania co do moich książek.
Pozdrawia
Fuksiara_pisze
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro